ďťż
[Gospodarka] Kryzys czyli końca nie widać



Wit - Pon Paź 13, 2008 5:49 pm


Kredyty będą drogie i trudno dostępne
dziś
W tym tygodniu może się okazać, że wielu Polaków nie będzie już stać na kredyt hipoteczny. Dotyczy to szczególnie ludzi młodych, którzy planują zakup swojego pierwszego mieszkania. Komisja Nadzoru Finansowego ma wysłać do banków list z pisemnymi wskazaniami i oczekiwaniami dotyczącymi zdolności kredytowej. Z wypowiedzi Stanisława Kluzy, szefa KNF, dla telewizji TVN CNBC wynika, że banki powinny żądać od klientów od 25 do 30 proc. wkładu własnego.

Według Marcina Jańczuka, analityka Metrohouse, tak wysoki wkład własny może poważnie przyhamować rozwój rynku nieruchomości. - Biorąc pod uwagę obecne ceny mieszkań w dużych miastach, to kredytobiorca będzie musiał mieć co najmniej 100 tys. zł wkładu własnego. Znacznie zmniejszy to szanse zakupu mieszkań wśród osób młodych, które dopiero zaczynają pracę zawodową i zakładają rodziny. Te osoby na pewno nie dysponują taką kwotą - mówi Mariusz Jańczuk.

W Warszawie mieszkanie o powierzchni 60 mkw. kosztuje około 500 tys. zł. Przy 30-procentowym wkładzie własnym kredytobiorca musiałby dysponować oszczędnościami w wysokości 150 tys. zł. Takiej kwoty nie zaoszczędziły nawet osoby, które przez ostatnie kilka lat pracowały w Irlandii czy Wielkiej Brytanii

Tak więc obostrzenie kryteriów przyznawania kredytów spowoduje jeszcze większy zastój na rynku nieruchomości. - Nawet jeśli deweloperzy zaczną obniżać ceny, to i tak niewiele to pomoże. Skończy się na tym, że firmy przestaną budować, bo nie będzie popytu. Podobna sytuacja będzie na rynku wtórnym - uważa Marcin Jańczuk. Dodaje, że trochę zwiększy się popyt na mieszkania najtańsze, w najniższym standardzie wykończeniowym, które są usytuowane w najgorszych lokalizacjach.

Według bankowców takie ograniczenie warunków otrzymania kredytu jest niepotrzebne. Podobnego zdania jest Andrzej Topiński, główny ekonomista Biura Informacji Kredytowej.

- W polskim systemie bankowym nie ma żadnych objawów kryzysu, a spłacalność kredytów wygląda dobrze. Mamy jednak do czynienia z kryzysem zaufania. Banki weszły w taką fazę, w której sprzedają więcej kredytów, niż pozyskują depozytów, dlatego już zaostrzają politykę kredytową. Klientom trudniej jest uzyskać kredyt, a tymczasem przemysł budowlany właśnie kończy to, co rozpoczął budować w okresie prosperity - mówi Andrzej Topiński.

Dlatego właśnie możliwości wprowadzenia aż tak dużych obostrzeń obawiają się deweloperzy. Żaden z nich nie chce jednak wypowiadać się oficjalnie, bo każdy głos narzekania może podważyć zaufanie do ich firm. Ostrożni są przedstawiciele spółek notowanych na giełdzie. Wprawdzie mają z czego obniżać cenę, bo w ciągu czterech lat ich zyski ze sprzedawanych mieszkań wzrosły ponaddwukrotnie. Jeszcze w 2004 r. na metrze kwadratowym mieszkania w największych polskich miastach zarabiali około 1600 zł. Przy obecnych cenach mają około 3500 zł zysku z mkw. Jednak biorąc pod uwagę obecny zastój na rynku, kiedy mieszkania czekają na klientów, prognozy wyników deweloperów nie wyglądają już tak różowo. Może im także brakować pieniędzy na inwestycje.

Deweloperzy mają nadzieję, że wypowiedź przewodniczącego KNF to tylko straszenie i banki nie wprowadzą aż tak radykalnych obostrzeń. To rozłożyłoby całą branżę budowlaną. A według szacunków nadal brakuje około 3 mln mieszkań. Z analiz wynika, że jeśli kredytobiorcy musieliby dysponować 30-procentowym wkładem własnym, to blisko połowa klientów takiej pożyczki by nie dostała.




Henryk Sadowski - POLSKA Dziennik Zachodni

http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/908907.html




Hebel - Pon Paź 13, 2008 5:56 pm
Pozwólcie, że wtrące do dyskusji swoje 3 grosze.

Czytając dziesiątki opini i komentarzy dotyczących kryzysu, pisanych przez specjalistów tak angilskich, polskich, czy francuskich, zastanawia mnie jedno - dlaczego banki i instytucje finansowe stawiane są prawie zawsze w roli poszkodowanego, a nie winowajcy?

Z mojego, być może błędnego, punktu widzenia prawdziwa przyczyna kryzysu jest jasna. Amerykańskie banki, prowadząc agresywną politykę sprzedaży, bez opamiętania udzielały kredytów hipotecznych wspomnianym NINJA tylko i wyłącznie w jednym celu - natychmiastowej sekurytyzacji (dalszej "sprzedaży") wierzytelnośći wynikających z tych kredytów.
Mechanizm był całkiem prosty. Bank inwestycyjny skupuje wierzytelności wynikające z wspomnianych kredytów i na ich podstawie emituje tzw. MBSy(mortgage backed security), które następnie są "przepakowywane" w kolejne instymenty finansowe (np. CDO-collaterized debt obligations) i dalej puszczane w obieg za pośrednictwem funduszy hedgingowych itd.

W rezultacie okazuje się, że instytucje finansowe mają w swoich portfelach multum "wirtualnych" instrumentów, których wartość oparta jest jedynie na tym, ile w danej chwili ktoś jest skłonny za nie zapłacić...

Wystarczyło małe tąpnięcie na kalifornijskim rynku nieruchomości by biedne instytucje finasowe odkryły, że ich portfele pełne są śmieci i jedynie dzielni politycy mogą uratować świat przed ostateczną zapaścią.

Już skandal Enornu i Artura Andersena (oni akurat trochę przegięli) pokazał jaką siłę mają wielkie korporacje i jak wyglada nad nimi kontorla, a raczej całkowity jej brak.

Nie chcę wyjść na nawiedzonego zwolennika spiskowej teorii dziejów, ale wydaje mi się, że nie do końca przemyslana polityka ratowania światowych finansów, może mieć wielokrotnie tragiczniejsze konsekwencje za kilkanaście, a pewniej kilka lat, niż te, o których dziś się mówi.



absinth - Pon Paź 13, 2008 6:44 pm
dodalbym do tego agencje ratingowe, ktore przyznawaly (za pieniadze emitentow - tym razem realne pieniadze) tym papierom "wartosciowym" zabezpieczonym wierzytelnosciami hipotecznymi wysokie oceny ratingowe...

no i sprawa sie rypla



Iluminator - Pon Paź 13, 2008 8:46 pm
Krótko: było za dużo spekulacji i za mało fundamentów.

@ Hebel: proces, który opisałeś wydaje mi się zbyt prosty. Z jednej prostej przyczyny: wszystkie z wymienionych ogniw musiałby dzisiaj przeżywać kryzys. Możliwe, że coś mi umknęło, ale nie słyszałem o problemach funduszy hedgingowych. Nie byłyby one w stanie się wypakować z tych papierów, a przed kryzysem miały znaczące kapitały w gotówce. Przy lewarowaniu toksycznych papierów, teraz by padały jak muchy.

Enron to jest zupełnie inna bajka. Tam mieliśmy do czynienia z kreatywną księgowością. W aktualnym kryzysie o tym nic nie słyszymy. To, że niektórzy CEO opóźniali informacje o problemach, nie jest tożsame z kreatywną księgowością.




Wit - Wto Paź 14, 2008 10:00 am


Telewizje także odczują kryzys finansowy
dziś
Kryzys finansowy odbije się na telewizjach. Ten rok był czasem boomu dla reklam pokazywanych na ekranach telewizorów. Ale dużo firm obawiając się kryzysu może ciąć część kosztów, aby uniknąć jego skutków. Ale te firmy to jednocześnie najwięksi reklamodawcy.

Analitycy rynku telewizyjnego nie mają wątpliwości, że obecna sytuacja zmusi największe firmy do wprowadzenia ograniczeń w wydatkach na marketing.

Dotychczasowe duże wpływy z reklam pozwoliły telewizją wprowadzać na rynek kosztowne produkcje - np. rozrywkowe show jak "Mam talent!" TVN, "Fabrykę gwiazd" Polsatu czy kolejną edycję "Gwiazdy tańczą na lodzie" w TVP 2. Mniejsze zyski mogą spowodować, że także telewizje zaczną ostrożniej wydawać pieniądze. A to oznacza mniej kosztownych, chociaż atrakcyjnych dla widza, produkcji telewizyjnych.

Osoby pracujące w biurach reklamowych już dziś zastanawiają się czy w najbliższym czasie rynek reklamy nie zacznie topnieć w oczach.

- Takie obawy są uzasadnione - przyznaje Tomasz Tęcza z domu mediowego SPC House of Media. - Końca spadków na giełdach nie widać, a doświadczenie pokazuje, że firmy szukające oszczędności w pierwszej kolejności obcinają wydatki na marketing - dodaje Tęcza. Według raportu domu mediowego Starlink w pierwszym półroczu tego roku telewizje zarobiły na reklamach ok. 1,9 mld złotych. We wszystkich krajach kryzys najpierw dotyka branżę bankową i finasową. W Polsce jej wydatki na reklamę w pierwszym półroczu były o 50 proc. większe niż rok wcześniej. Od początku roku do końca września ta branża na samą reklamę telewizyjną wydała 770 mln złotych (dane: AGB). - Sektor finansowy jest w tym roku najbardziej rozwijającą się branżą na rynku reklamowym - zaznacza Lidia Kacprzycka, dyrektor mediów w Starlinku. - To była bitwa na reklamy, wszystkie firmy pompowały w nie dużo pieniędzy - podkreśla. Jej zdaniem kryzys spowoduje, że w przyszłym roku ta branża mocna wyhamuje i zacznie ostrożniej lokować pieniądze w reklamy. Powód: ludzie nie będą już tak skłonni do inwestycji. Podobnie stanie się z branżą budowlaną.

Telewizje na razie nie odczuwają skutków kryzysu. - Jednak jeśli duże firmy ograniczą swoje wydatki na reklamę to jako pierwsi to poczujemy - mówi Wojciech Pawlak, szef TVP 2. - Wówczas w telewizji będzie trochę skromniej. Będziemy szukać mniej kosztownych produkcji gwarantujjących podobne wyniki oglądalności - dodaje Pawlak. Karol Smoląg, rzecznik TVN nie chce rozmawiać o przyszłorocznych reklamach. Ale jedna z osób zbliżona do kierownictwa stacji przyznaje, że liczy na budżety zachodnich firm. - W Stanach Zjednoczonych trudno będzie liczyć na dużą sprzedaż konsumpcyjną, a stabilniejsze rynki wschodnio-europejskie mogą ją jeszcze gwarantować - przyznaje anonimowa. To nie pomoże telewizjom w obliczu kryzysu spaść bezpiecznie na cztery łapy, ale umożliwi w miarę miękko wylądować.

Sebastian Kucharski - POLSKA Dziennik Zachodni

http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/909150.html



absinth - Wto Paź 14, 2008 10:02 am
o innych efektach kryzysu



Motorola tańsza od TP
Wojciech Iwaniuk , c.a. 14-10-2008, ostatnia aktualizacja 14-10-2008 10:59

Polskie spółki obronną ręką wychodzą z bessy. Wielu ich zachodnim konkurentom wiedzie się znacznie gorzej

Koncern motoryzacyjny General Motors czy znaczący amerykański bank inwestycyjny Wachavia są dzisiaj warte mniej niż tuzy polskiej giełdy – Pekao SA i Telekomunikacja Polska. To efekt uboczny kryzysu finansowego.– Obecne wyceny spółek nie mają nic wspólnego z rzeczywistą ich kondycją. Nawet jeśli inwestorzy spodziewają się recesji w USA czy w niektórych krajach strefy euro – mówi Krzysztof Rybiński, były wiceprezes NBP. Od stycznia ceny na nowojorskiej giełdzie spadły średnio o prawie 40 proc. Kilkunastu biznesowych gigantów straciło nawet więcej. Ratowany właśnie czwarty brytyjski bank HBOS dziś jest wart mniej niż PKO BP. W tym roku kurs jego akcji spadł o 80 proc.

BZW BK – średniej wielkości polska instytucja – wart jest dziś tyle samo co General Motors zatrudniający ponad 250 tys. osób.

Niektóre banki europejskie także straciły dużo więcej niż ich polskie odpowiedniki. Wartość niemieckiego Commerzbanku stanowi dziś zaledwie 60 proc. wyceny Pekao.

Jeszcze niedawno nawet największym optymistom się nie śniło, że wartość Telekomunikacji Polskiej może być o 2,2 mld zł wyższa niż technologicznego giganta Motoroli.

– To doskonały moment na przejmowanie przez polskie firmy zagranicznych konkurentów – mówi Krzysztof Rybiński. Jego zdaniem może się okazać, że dzięki przejęciom osłabionych giełdową paniką spółek polskie firmy będą w stanie zdobyć silną, globalną pozycję w swoich branżach.

Według analityków relatywnie wysoka wycena polskich firm to najlepszy dowód na to, że polska gospodarka ma solidne podstawy.



blog.rp.pl/kryzys
Rzeczpospolita



Hebel - Wto Paź 14, 2008 12:29 pm
Hebel: proces, który opisałeś wydaje mi się zbyt prosty. Z jednej prostej przyczyny: wszystkie z wymienionych ogniw musiałby dzisiaj przeżywać kryzys. Możliwe, że coś mi umknęło, ale nie słyszałem o problemach funduszy hedgingowych. Nie byłyby one w stanie się wypakować z tych papierów, a przed kryzysem miały znaczące kapitały w gotówce. Przy lewarowaniu toksycznych papierów, teraz by padały jak muchy.



kiwele - Wto Paź 14, 2008 12:31 pm

o innych efektach kryzysu

Motorola tańsza od TP
Wojciech Iwaniuk , c.a. 14-10-2008, ostatnia aktualizacja 14-10-2008 10:59

Polskie spółki obronną ręką wychodzą z bessy. Wielu ich zachodnim konkurentom wiedzie się znacznie gorzej

Koncern motoryzacyjny General Motors czy znaczący amerykański bank inwestycyjny Wachavia są dzisiaj warte mniej niż tuzy polskiej giełdy – Pekao SA i Telekomunikacja Polska. To efekt uboczny kryzysu finansowego.– Obecne wyceny spółek nie mają nic wspólnego z rzeczywistą ich kondycją. Nawet jeśli inwestorzy spodziewają się recesji w USA czy w niektórych krajach strefy euro – mówi Krzysztof Rybiński, były wiceprezes NBP. Od stycznia ceny na nowojorskiej giełdzie spadły średnio o prawie 40 proc. Kilkunastu biznesowych gigantów straciło nawet więcej. Ratowany właśnie czwarty brytyjski bank HBOS dziś jest wart mniej niż PKO BP. W tym roku kurs jego akcji spadł o 80 proc.

BZW BK – średniej wielkości polska instytucja – wart jest dziś tyle samo co General Motors zatrudniający ponad 250 tys. osób.

Niektóre banki europejskie także straciły dużo więcej niż ich polskie odpowiedniki. Wartość niemieckiego Commerzbanku stanowi dziś zaledwie 60 proc. wyceny Pekao.

Jeszcze niedawno nawet największym optymistom się nie śniło, że wartość Telekomunikacji Polskiej może być o 2,2 mld zł wyższa niż technologicznego giganta Motoroli.

– To doskonały moment na przejmowanie przez polskie firmy zagranicznych konkurentów – mówi Krzysztof Rybiński. Jego zdaniem może się okazać, że dzięki przejęciom osłabionych giełdową paniką spółek polskie firmy będą w stanie zdobyć silną, globalną pozycję w swoich branżach.

Według analityków relatywnie wysoka wycena polskich firm to najlepszy dowód na to, że polska gospodarka ma solidne podstawy.



blog.rp.pl/kryzys
Rzeczpospolita

Czytajac takie wiesci mozna dostac kompletnego zawrotu glowy.
Czy naszym decydentom starczy odwagi na podjecie wlasciwych decyzji?



Iluminator - Śro Paź 15, 2008 7:45 am
Wczoraj rozmawiałem z analitykiem pewnej instytucji finansowej i spytałem się jak to tam wygląda z branżą developerską i budowlaną. Odpowiedział mi, że na dzień dzisiejszy wstrzymali większość finansowania dla tego typu firm, bo jest zbyt duże ryzyko. Wystarczy, że padnie jeden developer, to za nim się pociągnie kilku lub kilkunastu podwykonawców.



Iluminator - Pią Paź 17, 2008 3:45 pm

Krótko: było za dużo spekulacji i za mało fundamentów.

@ Hebel: proces, który opisałeś wydaje mi się zbyt prosty. Z jednej prostej przyczyny: wszystkie z wymienionych ogniw musiałby dzisiaj przeżywać kryzys. Możliwe, że coś mi umknęło, ale nie słyszałem o problemach funduszy hedgingowych. Nie byłyby one w stanie się wypakować z tych papierów, a przed kryzysem miały znaczące kapitały w gotówce. Przy lewarowaniu toksycznych papierów, teraz by padały jak muchy.

Enron to jest zupełnie inna bajka. Tam mieliśmy do czynienia z kreatywną księgowością. W aktualnym kryzysie o tym nic nie słyszymy. To, że niektórzy CEO opóźniali informacje o problemach, nie jest tożsame z kreatywną księgowością.


Krakałem, krakałem i wykrakałem

Minister finansów Francji: hedge funds również zagrożone
(PAP, ak/17.10.2008, godz. 13:03)

Prywatne fundusze inwestycyjne typu hedge funds, po bankach i towarzystwach ubezpieczeniowych, mogą być kolejnymi poszkodowanymi przez perturbacje na globalnych rynkach finansowych - uważa francuska minister finansów Christine Lagarde.

W wywiadzie dla piątkowego "Daily Telegrapha", Lagarde powiedziała, że "kondycja hedge fundów od dawna budziła jej obawy": "Ich operacje są bardzo luźno regulowane, zaś one same działają poza głównymi ramami rynku finansowego na granicy opłacalności, dlatego musimy mieć się na baczności, by ich ewentualne załamanie się nie przeniosło się na inne operacje rynku finansowego" - podkreśliła.

Globalny sektor hedge fundów wyceniany jest na ok. 2 bln USD. Inwestycje w nich uważane są za alternatywę dla tradycyjnych form zarządzania funduszami lokującymi pieniądze klientów w akcje, obligacje, nieruchomości i inne aktywa.

Podczas, gdy tradycyjna strategia zarządzania funduszami polega na "przechytrzeniu rynku" i może się nie sprawdzić w przypadku jego załamania, menedżerowie hedge fundów, w zamian za wysoką opłatę obiecują klientom zysk nawet wówczas, gdy akcje i nieruchomości spadają.

Obecnie hedge funds obciążone są przecenionymi akcjami nabytymi za pożyczone pieniądze inwestorów, domagającymi się zwrotu pożyczek. Zmusza to fundusze do szybkiej sprzedaży aktywów dla pokrycia zobowiązań.

Ich położeniu zaszkodził też wprowadzony w W. Brytanii i innych krajach zakaz tzw. krótkiej sprzedaży - technice spekulacji na akcjach przy spadającym rynku. Na koniec 2005 r. Londyn był głównym ośrodkiem działania ok. 700 hedge fundów, co stanowiło wówczas ok. 20 proc. ich ogólnej liczby.

Hedge funds funkcjonują w oparciu o umowy inwestycyjne pomiędzy funduszem a inwestorami. Zarządzający funduszem nie są związani żadnymi ograniczeniami dotyczącymi konstrukcji i koncentracji portfela.



absinth - Pon Paź 20, 2008 7:50 am
rp.pl » Ekonomia » Rynki i Firmy
Rosyjski rząd ratuje deweloperów
Iwona Trusewicz 20-10-2008, ostatnia aktualizacja 20-10-2008 00:55

Załamał się rosyjski rynek nieruchomości. Banki zachodnie wstrzymują kredytowanie hipoteczne

Rynek mieszkań w Rosji stanął. Na klientów czekają tysiące nowych mieszkań przede wszystkim w największych miastach – Moskwie i St. Petersburgu. Wiele firm deweloperskich nie może dokończyć inwestycji, bo banki wycofują się z kredytowania lub bardzo podniosły oprocentowanie kredytów hipotecznych.

W sobotę rząd zdecydował, że za budżetowe pieniądze wykupi od rodzimych deweloperów nieruchomości najtańsze, w tzw. klasie ekonomicznej, które stanowią około połowy wszystkich budowanych w Rosji mieszkań (40 proc. to lokale o podwyższonym standardzie, a 10 proc. w klasie lux). Rząd udostępni też deweloperom za pośrednictwem państwowych banków preferencyjne kredyty. Banki, które kredytują rosyjski system mieszkaniowy, otrzymają państwowe depozyty, by dalej udostępniały klientom tanie rublowe kredyty hipoteczne.

Na razie rząd rosyjski nie podał, ile gotów jest wydać na wsparcie sektora nieruchomości. Mówi się o kilkunastu miliardach dolarów.

Pod koniec ubiegłego tygodnia niektóre zachodnie instytucje finansowe działające w Rosji ogłosiły, że wstrzymują swoje programy kredytowania hipotecznego w rublach i przechodzą na kredyty dolarowe. Unicreditbank w piątek po raz drugi w ciągu miesiąca podniósł oprocentowanie rublowych kredytów hipotecznych o 5 proc. do 20,5 proc. Zatem pięcioletni kredyt kosztuje już w tym banku 22,25 – 24 proc. rocznie, a dziesięcioletni – 20,5 – 22,75. Bardziej atrakcyjne są kredyty dolarowe – podrożały tylko o 0,2 – 0,25 proc. do 14,25 proc. Zupełnie wstrzymał kredytowanie hipoteczne w rublach GE Money Bank, podnosząc oprocentowanie kredytów dolarowych o 2,25 – 3,25 proc.

Decyzje banków zachodnich „zmroziły rynek nieruchomości” – pisze gazeta „Kommiersant”. Specjaliści z kompanii inwestycyjnej Trojka Dialog szacują, że w ciągu roku ceny najtańszych mieszkań spadną nawet o jedną trzecią, a luksusowych apartamentów o 15 – 20 proc.
Rzeczpospolita



absinth - Śro Paź 22, 2008 7:49 am
koniec balu

rp.pl » Raporty » Kryzys finansowy

Topnieją fortuny oligarchów
Danuta Walewska 22-10-2008, ostatnia aktualizacja 22-10-2008 02:10

Rosyjscy miliarderzy zmieniają się w milionerów. Większość z nich wspomagała się kredytami, których banki nie chcą już udzielać

Niedawno żartowano, że najlepszym sposobem na rozwiązanie kryzysu w Rosji jest odebranie paszportów żonom oligarchów. W tej chwili to już niepotrzebne. To już koniec ekstrawaganckich zakupów – rezydencji na Lazurowym Wybrzeżu, monstrualnych jachtów czy renomowanych drużyn piłkarskich.

– To koniec wariackiego rosyjskiego kapitalizmu – uważa Wiktor Pawłow, redaktor naczelny portalu Oligarch-Watch.com.

Najbogatsi stali się pierwszymi ofiarami kryzysu. W obecnym kryzysie finansowym bogaci Rosjanie nie mają możliwości finansowania działalności swoich firm, bo dotychczas robili to na kredyt, a na rynku zabrakło gotówki. Zadłużenie zagraniczne firm rosyjskich wynosi dzisiaj, według danych banku centralnego, ponad 500 mld dol., czyli tyle, ile wynoszą rosyjskie rezerwy. Z tego 120 mld musi wrócić do banków przed końcem 2009 r., a kolejne 40 mld jeszcze do końca tego roku. To dokładnie odwrotna sytuacja niż pod koniec lat 90., kiedy to rosyjskie państwo znalazło się na skraju bankructwa i błagało oligarchów o wsparcie. Wówczas dzisiejszym rosyjskim krezusom, z których aż 110 znalazło się na liście 500 najbogatszych „Forbesa”, oferowano udziały w koncernach surowcowych jako gwarancje za pożyczone państwu pieniądze. A ponieważ państwo nigdy nie było w stanie tych pieniędzy zwrócić, akcje przeszły na zawsze w ręce oligarchów.

– Teraz państwo chce rewanżu – tłumaczy Iwan Iwanczenko z VTB Capital. – To dlatego ci faceci teraz lewarują się, gdzie tylko mogą, żeby tylko nie musieć oddawać wszystkiego – dodaje.

Oleg Deripaska, najbogatszy Rosjanin, zawsze brał kredyty pod zastaw akcji swoich firm. Teraz akcje drastycznie staniały, a wierzyciele, wiedząc o tym, zażądali zwrotu pieniędzy. Deripaska wyprzedaje więc to, co mu jeszcze zostało. Deripaska nie chce powiedzieć, ile już kosztował go kryzys, a jego rzecznik ograniczył się do stwierdzenia, że firma Deripaski Basic Elements nie jest aż tak zahartowana, aby nie zauważyć kryzysu. Deripaska sprzedał już 9,99 proc. udziałów w niemieckiej firmie budowlanej Hochtief, a francuskiemu BNP Paribas oddał wart 1,4 mld dol. pakiet akcji w kanadyjskiej Magna. Jego GAZ musiał drastycznie ograniczyć produkcję aut, bo nie ma kredytów na finansowanie działalności. Deripaska wciąż ma jednak 5 proc. udziałów w General Motors.

Kiedy Putin przejął władzę w Rosji ponad 8 lat temu, obiecał, że rozprawi się z oligarchami, którzy zbili niewiarygodne majątki na prywatyzacji w Rosji. Teraz wszystko wskazuje na to, że Putin już jako premier spełni swoje obietnice.

To rząd Putina zarządza w tej chwili 50-miliardowym funduszem pomocowym i pół bilionem dolarów rezerw, z którego mogą uzyskać wsparcie firmy rosyjskie. A w Rosji tak samo, jak jest to na Zachodzie, pieniądze będą wypłacane jedynie w zamian za udziały i od dobrej woli samego premiera i jego otoczenia będzie zależało, kto na jakich warunkach pomoc otrzyma. Chris Weafer, szef działu strategii UralSib Financial Corp w Moskwie, posuwa się nawet do stwierdzenia, że w Rosji jest dzisiaj właściwie jeden jedyny oligarcha: państwo. – Zapowiada się ostra walka polityczną o to, kto ostatecznie zostanie uratowany dzięki państwowym rezerwom – nie ukrywa Peter Boone z London School of Economics and Political Science.

Według nieoficjalnych pogłosek dwóch oligarchów ma zyskać na kryzysie, a trzech dotkliwie ucierpieć. Na razie wyraźnie widać, że traci Deripaska, a zyskuje Michaił Prochorow, któremu udało się pozbyć aktywów, zanim wybuchł kryzys i teraz tanio może nie tylko kupić to, co sprzedał, ale i wiele więcej. Ucierpieć ma również Michaił Fridman, który na swoje nieszczęście ma pakiet kontrolny w TNK BP, który państwo chce przejąć.

Producenci diamentów tną produkcję

Kryzys dosięgnął branży diamentowej. Drugi na świecie producent tych szlachetnych kamieni – rosyjska Alrosa, ma kłopoty z kredytowaniem. Spółka zapowiedziała już redukcję wydobycia o 30 proc. i zwróciła się o pomoc do rządu w Moskwie. Alrosa otrzymała od konsorcjum zachodnich banków 350 mln dol. kredytu, który miał zostać spłacony do lutego 2009 r. Z powodu kryzysu banki chcą jednak podnieść oprocentowanie. Dostawy ograniczył też największy światowy producent diamentów De Beers (o 30 proc.). – Oba koncerny starają się utrzymać w ten sposób wysokie ceny na diamenty i na razie im się to udaje – tłumaczy w rozmowie z „Rz“ Maksim Chudałow, analityk moskiewskiego „Metropolu“. Spółka akcyjna Alrosa ma 25 proc. udziałów w światowym rynku diamentów i 97 proc. w rynku rosyjskim. Szefem jej rady nadzorczej jest minister finansów Aleksiej Kudrin. – Koncern już wystąpił o pomoc w formie zakupów przez rząd diamentów na fundusz rezerwowy – mówi Maksim Chudałow.

— Iwona Trusewicz

Rzeczpospolita



absinth - Pon Paź 27, 2008 8:03 am


Sprzedaż mieszkań spadła o 70 proc.
(Gazeta Prawna/27.10.2008, godz. 06:00)

Sprzedaż mieszkań w tym roku stanowi zaledwie 30 proc. ubiegłorocznej sprzedaży. Choć ceny mogą spadać, to ruch na rynku blokuje trudniejszy dostęp do kredytów.

Dla wielu osób zainteresowanych kupnem mieszkania zaostrzenie polityki kredytowej przez banki to prawdziwy dramat. W najlepszym wypadku kończy się kupnem mniejszego mieszkania, ale czasem do transakcji nie dochodzi i klient traci wpłaconą zaliczkę.

– Na pewno będzie teraz mniej transakcji – twierdzi Artur Walczak z redNet 24.

Kryzys finansowy wpływa też na sytuację tych klientów, którzy kupowali nieruchomości za gotówkę. Nigdy nie było ich wielu, ale z powodu spadków na giełdzie liczba ta jeszcze się zmniejszy. Największym problemem jest podniesienie przez banki wkładu własnego nawet do 35 proc.

– Jeśli założymy, że średnia wielkość mieszkania dwupokojowego to 50 mkw., to wkład własny wyniesie powyżej 100 tys. złotych. Młodych ludzi nie stać na wyłożenie tak dużej kwoty – mówi Jerzy Sobański z Warszawskiego Stowarzyszenia Pośredników w Obrocie Nieruchomościami.

Zwłaszcza że trzeba jeszcze zapłacić za wykończenie i urządzenie mieszkania, zapłacić wszystkie podatki, taksę notarialną i często także wnieść opłatę dla pośrednika. Według Sobańskiego w tej chwili wielkość sprzedaży na rynku to raptem 30 proc. tego, co się sprzedawało przed rokiem.

– Należy spodziewać się, że w ciągu kolejnych miesięcy uwidoczni się zacięta walka o klientów pomiędzy deweloperami a sprzedającymi na rynku wtórnym – uważa z kolei Mariusz Kania, prezes Metrohouse.

Na pewno mamy więc rynek klienta, który może przebierać w ofertach mieszkań, ale niestety nie może przebierać w ofertach kredytowych banków.

Tak jak kilkanaście miesięcy temu działania banków polegające na łatwiejszym dostępnie do kredytów spowodowały hossę na rynku nieruchomości, tak teraz dokręcenie śruby spowoduje mniejszy popyt na nieruchomości.

– Jeśli sprzedający spotka się z kilkoma kupującymi i usłyszy od nich, że nie dostaną kredytu w odpowiedniej wysokości, by zamknąć transakcję, że bank da mniej, więc mogą zapłacić za mieszkanie mniej, to ceny nieruchomości mogą jeszcze spaść – uważa Artur Walczak.

To będzie jednak także duży problem dla banków, gdy nałoży się na to spowolnienie gospodarcze i problemy wielu osób ze spłatą kredytów.

– Duży spadek wartości nieruchomości do 30 proc. jest jednak mało prawdopodobny – twierdzi Jerzy Sobański.

Według niego, gdyby jednak do tego doszło, banki miałyby problemy z odzyskaniem pożyczonych pieniędzy nawet po sprzedaży obciążonej hipoteką nieruchomości. Warto pamiętać, że jeszcze niedawno banki udzielały kredytów na 130 proc. wartości nieruchomości, a od tego czasu ich ceny spadły nawet o 10–20 proc.

Gazeta Prawna 27.10.2008 (210) – forsal.pl - str.A-4

Sprzedaż mieszkań spadła o 70 proc.

Roman Grzyb



Iluminator - Pon Paź 27, 2008 9:03 am
W dzisiejszym pulsie biznesu główny artykuł to - "Dzieci hossy spłonęły na stosie"

Zaczyna się robić bardzo ciekawie. Różnego rodzaju instrumenty wyprzedzające koniunkturę zaczynają spadać (czasem nawet ostro), ludzie rzucili się do kupna walut w kantorach itd.



absinth - Wto Paź 28, 2008 9:46 am
BMW i Daimler wstrzymują produkcję aut

PAP, bci
2008-10-27, ostatnia aktualizacja 2008-10-27 17:59
Niemieckie koncerny samochodowe BMW i Daimler oraz dostawca części samochodowych Bosch poinformowały w poniedziałek o czasowym wstrzymaniu produkcji w części zakładów.

btw mam nadzieje, ze tytul tego watku kiedys wreszcie stanie sie aktualny



absinth - Wto Paź 28, 2008 10:01 am
i jeszcze na pocieszenie



Inwestorzy zaczynają omijać Polskę
Adam Woźniak 28-10-2008, ostatnia aktualizacja 28-10-2008 06:13

Wartość zagranicznych inwestycji może w tym roku spaść nawet do 10 mld euro. Jeszcze w 2007 r. była niemal dwa razy wyższa. Nowe projekty odkładają m.in. firmy budowlane i meblarskie

Kryzys wyhamowuje napływ inwestycji zagranicznych do Polski. Jak szacuje Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych (PAIiIZ), już w tym roku ich wartość zmniejszy się z ubiegłorocznych 17,8 mld euro do nawet 10 mld euro. Jeszcze gorzej ma być w 2009 r.

Zdaniem Sebastiana Mikosza, dyrektora w polskim oddziale Deloitte, liczba chętnych do inwestowania może stopnieć nawet o połowę. Zarówno wśród firm nowych, jak i tych, które w Polsce już są. – Kryzys zmniejszy konsumpcję, więc fabryki w Polsce będą musiały ograniczyć eksport. Możliwe, że nawet o 30 – 40 proc. rok do roku – uważa Mikosz.

Na spadek popytu już zareagowały gliwickie zakłady Opla, zatrzymując w ubiegłym tygodniu linie produkcyjne do końca października. Podobne cięcia czekają branże AGD i RTV, gdzie jeden z działających w Polsce wytwórców ekranów LCD już szykuje się do przejścia z trzyzmianowego na dwuzmianowy system pracy. Na tym się jednak nie skończy, bo część firm będzie musiała zastosować jeszcze boleśniejsze środki. Działająca w Bielsku-Białej firma Cooper Standard Automotive przymierza się do zwolnienia kilkudziesięciu pracowników.

Rysujący się kryzys zniechęca nowych inwestorów. Działający na rynku finansowym amerykański koncern Fidelity Investments niemal w ostatniej chwili odwołał uruchomienie w Katowicach centrum usługowego mającego zatrudniać prawie 1 tys. osób. W Kostrzyńsko-Słubickiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej firma z Belgii, która ma tam już dwie fabryki, zrezygnowała z zaplanowanej budowy trzeciego zakładu. Z kolei w Katowickiej SSE dwie inwestycje z branży meblarskiej i budowlanej, każda powyżej 100 mln zł, zostały zawieszone.

Zdaniem Ricka Lady, wiceprezesa Amerykańskiej Izby Handlowej w Polsce, sytuacja gospodarcza skłania przedsiębiorców do stosowania zasady wait and see – czekaj i przyglądaj się. Niektórzy mogą jednak chcieć wykorzystać kryzys. – Zachętą może się okazać osłabienie złotego. Dzięki niemu koszty pracy mogą spaść nawet o połowę – mówi Lada.

Eksperci tymczasem uważają, że inwestycyjna bessa może ominąć branże związane z optymalizacją produkcji. – W perspektywie średniookresowej do Polski mogą trafić inwestycje sektora finansowego z USA, który będzie szukał sposobów na cięcie kosztów – twierdzi Marcin Kaszuba z Ernst & Young.

Paweł Wojciechowski, prezes PAIiIZ, spodziewa się dalszego rozwoju sektora nowoczesnych usług. – Takie inwestycje są bardzo cenne dla polskiej gospodarki. Nawet jeśli nakłady inwestycyjne są niższe niż w przypadku sektora produkcyjnego – zaznacza Wojciechowski.

Opinia: Michał Boni, szef zespołu doradców premiera

Sprawdzamy na bieżąco nastroje wśród inwestorów i analizujemy bariery, jakie napotykają. Najpoważniejszą może być dostępność kredytów. W tym wypadku mamy kilka instrumentów, które w razie potrzeby można uruchomić, w tym już istniejące mechanizmy w BGK, które należy w nowej sytuacji zanalizować ponownie. Przeszkodą są też obowiązujące przepisy, mam nadzieję, że nowelizacja ustawy środowiskowej (jak i innych z pakietu „Przyjazne państwo”, który czeka na podpis prezydenta) rozwiąże część problemów. Nasz kraj jest atrakcyjnym miejscem dla inwestorów. Nie obawiałbym się, że nagle wszyscy się od nas odwrócą. Nawet jeśli firmy będą weryfikowały swoje plany – myślę, że będzie to niewielka skala.

Rzeczpospolita



Wit - Wto Paź 28, 2008 2:48 pm
Fakt, to co się działo ostatnio na rynku finansowym, było wręcz nieprawdopodobne, a jednak...tak wygląda krajobraz po finansowej burzy:



Kredyty znów będą bardziej dostępne
dziś
Już w tym tygodniu Rada Polityki Pieniężnej będzie się zastanawiać nad obniżeniem stóp procentowych - dowiedziała się nasza gazeta. Taki ruch miałby być jednym z elementów walki z kryzysem finansowym, gdyby sytuacja w naszym kraju się pogorszyła.

Nie należy się jednak spodziewać obniżki wszystkich stóp. Wśród członków RPP są zwolennicy obniżenia stóp już teraz - o 0,25 pkt. proc. Być może pierwszy raz RPP podejmie decyzję o cięciu nie wszystkich stawek, a tylko jednej. Jednak raczej nie referencyjnej, po której banki pożyczają sobie pieniądze na kredyty, a lombardowej.%07- Dzięki temu banki, które mają problemy płynnościowe, mogłyby skorzystać z kredytu lombardowego w NBP po niższej cenie, co poprawiłoby ich pozycję. Nie wykluczamy również obniżki stopy rezerwy obowiązkowej, co dodatkowo pozwoliłoby zwiększyć płynność banków%07- mówił Piotr Kalisz, analityk Citi Handlowego. Zdaniem analityków nie ma jednak teraz warunków na cięcie wszystkich stóp. A to oznacza, że na razie kredyty tańsze nie będą.

Już w tym tygodniu powinny się natomiast skończyć problemy, jakie banki mają z pozyskaniem franków. Ten deficyt ma wpływ na ograniczenie przyznawania kredytów w tej walucie. Jak mówił wczoraj prezes NBP Sławomir Skrzypek, jeszcze w tym tygodniu nasz bank centralny powinien dostać pożyczkę franków szwajcarskich od Europejskiego Banku Centralnego i Banku Centralnego Szwajcarii. Następnie zacznie je pożyczać naszym instytucjom finansowym. To spowoduje, że kredyty we frankach znów będą udzielane. Nie obniży jednak ich cen, które ostatnio ostro poszły w górę.

Nie obniży też tych cen wczorajsze lekkie umocnienie się złotówki do obcych walut. Po całym tygodniu spadków wczoraj złoty się umocnił o 2,5 proc. w stosunku do euro, za którego teraz trzeba płacić 3,8 zł. Do dolara odzyskał 1,5 proc., a do franka szwajcarskiego - 1,6 proc. Jednak by klienci odczuli to w ratach swoich kredytów, złoty musiałby umacniać się przez wiele dni. Bo tylko w ubiegłym tygodniu kurs franka wzrósł o ponad 12 proc. W ciągu trzech miesięcy złoty stracił do niego aż 35 proc. Dla kredytobiorców oznacza to wzrost raty często nawet o kilkaset złotych. Osoby, które teraz zdecydują się na tę walutę, będą od razu musiały liczyć się z wysokimi ratami. Mało tego, jeszcze miesiąc temu można było przynajmniej liczyć na niską marżę, bo większość banków dopuszczała ich negocjowanie. Teraz koniec i z tym - instytucje finansowe usztywniły politykę i marży nie da się już obniżyć. O ile jeszcze we wrześniu wynosiły one 1-1,5 proc., to dziś 3 proc. i więcej.

Jednak jeśli franki napłyną na rynek, to klienci, którzy złożyli wniosek o 100-procentowe finansowanie zakupu nieruchomości, prawdopodobnie nie dostaną takiego kredytu. Od kilku dni Santander i Millennium oczekują 35 proc. wkładu własnego, Dom Bank - 30 proc., PKO BP, Kredyt Bank i Nordea po 10 proc., a Eurobank 5 proc. Kolejne instytucje finansowe także nie wykluczają wprowadzenia wymogu posiadania wkładu własnego, tym bardziej że naciska na to komisja nadzoru finansowego.

Pomimo trudności z frankiem zaciąganie kredytu w złotówkach też nie jest dobrym rozwiązaniem. Nadal rata jest wyższa niż w szwajcarskiej walucie, choć różnica nie jest aż tak wielka, jak jeszcze trzy miesiące temu. Na razie także kredyt złotówkowy nie będzie tańszy, bo zdaniem analityków, na %07razie RPP nie podejmie decyzji o obniżce stóp. - Nie oczekuję takiej decyzji. Sygnałem do niej byłoby spowolnienie gospodarcze, ale jak dotąd żadne dane na to nie wskazują - mówi Jacek Wiśniewski, główny ekonomista Raiffeisen Bank Polska. - Obniżka stóp w krótkim terminie wpłynęłaby na obniżenie WIBOR-u, czyli stawki, po której banki pożyczają sobie pieniądze, ale nie wpłynęłaby na marże bankowe - dodaje. A to oznacza, że taki ruch nie miałby wpływu na cenę kredytów.

- Wrześniowe dane o produkcji, bezrobociu, sprzedaży detalicznej były dobre. Nie sądzę więc, by RPP była teraz skłonna obniżać stopy - wtóruje Katarzyna Siwek. Jej zdaniem rada poczeka z decyzją do przyszłego roku.

Chociaż zdaniem ekspertów szybkie przyjęcie przez Polskę euro uchroniłoby nas od takich kłopotów, jakie przeżywają kredytobiorcy, nie ma na razie szansy na porozumienie polityków w tej sprawie.Prezes PiS Jarosław Kaczyński podtrzymał sceptyczne stanowisko swojej partii wobec tego pomysłu.

Ten tok myślenia potwierdza Mirosław Gronicki, minister finansów w rządzie Marka Belki. - Dziś opowiadam się za wyleczeniem najpierw polskiej gospodarki, a dopiero potem myślenie o euro. O wprowadzeniu wspólnej waluty trzeba było myśleć w 2006 roku, gdy PiS rządził. Wówczas spełnialiśmy wszystkie konieczne kryteria, ale nie było politycznej woli i doczekaliśmy się kryzysu - twierdzi Gronicki.

Lekkie wzrosty powróciły wczoraj na warszawską giełdę. Indeks WIG20 wyszedł ostatecznie na niewielki, wynoszący 0,93 proc. plus.

Współpraca: M. Wachowicz

B. Tomaszkiewicz, Ł. Pałka - POLSKA Dziennik Zachodni

http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/915201.html



absinth - Śro Paź 29, 2008 5:50 pm
giełda ostatnio ładnie odbija ale niestety w developerce sytuacja nie wyglada najlepiej

wczoraj w LC Corp zwolniono połowę załogi, w tym ekipę od Sky Towera we Wro

Wstrzymanie prac zapowiada też developer osiedla apartamentów Angel Wings. - Nie wstrzymujemy budowy mniejszych budynków, ale poczekamy na lepszy okres by ruszyc z budową dwóch wieżowców na Przedmieściu Oławskim - tłumaczy Łukasz Czyszczoń z Wings Properieties



Iluminator - Śro Paź 29, 2008 7:14 pm
No niestety wygląda na to, że developerka zanurkowała na dłużej. Dobre czasy dla nich przyjdą później, najpierw trzeba zarobić na czymś innym i później się pakować w takie firmy



Wit - Śro Paź 29, 2008 7:29 pm
to chyba pasuje do tematu:



Przedsiębiorcy mogą liczyć na poręczenie gmin
dziś
Banki zaostrzyły politykę wobec przedsiębiorstw. Żądają poręczenia wiarygodnej instytucji. Chcą mieć pewność, że w razie kłopotu firmy ktoś weźmie odpowiedzialność za spłatę kredytu. Kryzys finansowy może przerodzić się w gospodarczy, jeśli banki zaczną odmawiać firmom bieżącego kredytowania lub odmówią pieniędzy na inwestycje. Za przedsiębiorcę gotowe jest poręczyć państwo, ale nie uchylają się od tego również instytucje tworzone przez... banki. Są również fundusze poręczeniowe należące do miast. Zdają sobie one sprawę, że upadek firm to więcej problemów społecznych.

- O zaostrzeniu kryteriów przez banki świadczy fakt, że rezygnują z przyznawania kredytów słabszym firmom i dają je tylko firmom o lepszych wynikach. Nie chcą od nich weksli, żądają poręczeń i wówczas te firmy zjawiają się u nas - mówi Tomasz Polczyk ze Śląskiego Regionalnego Funduszu Poręczeniowego, który działa przy Funduszu Górnośląskim.

ŚRFP działa w ramach Krajowego Systemu Poręczeń i Gwarancji Kredytowych dla Małych i Średnich Przedsiębiorstw. - Otrzymujemy od firmy komplet dokumentów, analizujemy wniosek i oceniamy ryzyko firnansowe - wyjaśnia Polczyk. - Poręczenie zabezpiecza spłatę kredytu do 300 tys. zł.

Jest to istotne zwłaszcza dla małych i średnich przedsiębiorstw, zwanych w świecie finansów "misiami", które nie mają wystarczającego zabezpieczenia przy zaciąganiu kredytów lub nie chcą przedstawiać własnych, drogich gwarancji kredytowych. W Polsce mikroprzedsiębiorstwa i małe podmioty to około 99 proc. wszystkich firm. Są zatem ważnym elementem gospodarki. Zatrudniają kilka milionów ludzi. Brak kredytów oznacza w ich przypadku brak finansowania inwestycji i tworzenia nowych miejsc pracy.

Kredyt dla firmy może być także ręczony przez rząd i jego Krajowy Fundusz Poręczeń Kredytowych. Jest obsługiwany przez Bank Gospodarstwa Krajowego. Na rynku powstaje coraz więcej instytucji biorących na siebie ryzyko ponoszone przez zaciągającego kredyt. Działają pod szyldem Funduszu Poręczeń Kredytowych. Co ważne, klient starający się o kredyt weryfikowany jest przez obie instytucje: bank i fundusz po złożeniu wniosku o kredyt w siedzibie banku. Przedsiębiorca nie musi więc tułać się z tymi samymi dokumentami od jednej do drugiej instytucji.

- Oferty kredytów zabezpieczonych przez Fundusz Poręczeń Kredytowych posiadamy od dwóch lat, ale w ostatnim czasie notujemy ich coraz większą popularność - mówi Grzegorz Tracz, wiceprezes zarządu Getin Banku. - W ciągu dziewięciu miesięcy udzieliliśmy ich na kwotę blisko sześciokrotnie większą niż w ciągu 2007 r.

Czym się cała procedura różni od zwykłego kredytu udzielanego do tej pory przez banki? Przy weryfikacji klienta ubiegającego się o kredyt bank wymaga zazwyczaj ustanowienia zabezpieczenia na wypadek, gdyby klient miał kłopoty ze spłatą zobowiązania. Może być rzeczowe lub w formie poręczenia przez drugą osobę, która zobowiązuje się do spłaty zadłużenia w przypadku utraty płynności finansowej przez kredytobiorcę.

- Udzielając takiego poparcia, fundusz bierze na siebie obowiązek spłaty nawet kilkudziesięciu procent zadłużenia. Standardowa wysokość poręczenia wynosi 70 proc., jednak niektóre fundusze zabezpieczają nawet 80 proc. zaciągniętej kwoty - wyjaśnia Grzegorz Wącirz, dyrektor Departamentu Sprzedaży Kredytów Korporacyjnych Getin Banku.

Na rynku istnieje coraz więcej takich funduszy. Powołał go np. BZ WBK z Polską Fundacją Przedsiębiorczości. Z kolei Małopolski Fundusz Poręczeń Kredytowych jest spółką komunalną. Założycielem i zarazem głównym udziałowcem jest miasto Nowy Sącz, a swoje udziały ma także województwo małopolskie i BGK.

Działająca w Bielsku-Białej Beskidzka Izba Kapitałowa i Fundusz Poręczeń Kredytowych jest spółką działającą od 1994 roku i założoną przez kilka banków. Regionalny Fundusz Poręczeń Kredytowych w Jaworznie utworzyły ramach Agencji Rozwoju Lokalnego SA w Sosnowcu takie miasta jak Będzin, Czeladź, Dąbrowa Górnicza oraz Sosnowiec i Jaworzno.

Wszystko na to wskazuje, że w najbliższych miesiącach przybędzie im klientów, a dla banków ich poręczenie będzie standardową procedurą w przypadku kredytów dla niewielkich firm.

Beata Sypuła - POLSKA Dziennik Zachodni

http://katowice.naszemiasto.pl/gospodarka/915499.html



absinth - Pon Lis 03, 2008 9:58 am
http://wroclaw.naszemiasto.pl/wydarzenia/917446.html

Wielki Sky Tower może mieć wysokość Poltegoru

Budowa Sky Tower zostanie wstrzymana? Ostateczną decyzję Czarnecki ogłosi w środę.

Budowa Sky Tower, wrocławskiego drapacza chmur stawianego w miejscu dawnego Poltegoru, jest zagrożona. "Puls Biznesu" twierdzi, że pod uwagę brane jest nawet wstrzymanie inwestycji. Wszystko z powodu kryzysu gospodarczego.

Według "Pulsu", powołującego się na anonimowych informatorów, w środę inwestor (najbogatszy wrocławianin Leszek Czarnecki) spotka się z podwykonawcami, by poznać ich scenariusze "bezpiecznego zamknięcia budowy".
Prace przy skrzyżowaniu ulic Powstańców Śląskich i Wielkiej miałyby być wznowione, gdy poprawi się sytuacja na rynku nieruchomości.
- Wstrzymania inwestycji nie można wykluczyć - potwierdza nam anonimowo szef jednej z firm współpracujących przy budowie Sky Tower. - Ale pod uwagę brane są też inne scenariusze - zastrzega.

Jakie? Na przykład znaczne ograniczenie wysokości drapacza chmur. Na początek miałby być niewiele większy od klasycznych wieżowców (20 pięter), a dopiero w przyszłości - jeśli poprawi się koniunktura - stać się prawdziwym kolosem.

Ostateczną decyzję w sprawie przyszłości swej sztandarowej inwestycji najbogatszy wrocławianin Leszek Czarnecki ma ogłosić w środę. Do tego czasu pracownicy LC Corp, firmy Czarneckiego, nabierają wody w usta.

- Nie mogę teraz nic powiedzieć oprócz tego, że budowa nie została wstrzymana - mówi Artur Wiza, rzecznik prasowy LC Corp. - O tym, jak poradzimy sobie z pogarszającymi się warunkami na rynku deweloperskim, powiemy w środę na konferencji prasowej - ucina.

Ale udało nam się dowiedzieć, że kilka dni temu część pracowników LC Corp została zwolniona. W piątek sprzedaż mieszkań w Sky Tower jeszcze trwała. W biurze handlowym firmy zapewniano, że apartamenty będą gotowe do końca 2012 roku.

Budowa Sky Tower ruszyła w kwietniu tego roku. Wtedy planowano, że wieżowiec gotowy będzie w 2011 roku. Termin ten przysunięto na koniec roku 2012. Dziś w miejscu Poltegoru kończy się dopiero budowa fundamentów.

O tym, że sprzedaż mieszkań w Sky Tower nie idzie najlepiej, świadczy fakt, że w ciągu kilku ostatnich miesięcy cena mkw. najtańszego apartamentu spadła z 14 do niespełna 11 tys. zł.

Nie budują
Kryzys na rynku nieruchomości dotyka we Wrocławiu nie tylko Sky Tower. W piątek napisaliśmy, że ze swoich planów inwestycyjnych zrezygnowało na razie przynajmniej kilku liczących się graczy. Wstrzymano między innymi rozbudowę Pasażu Grunwaldzkiego. Miała ruszyć jeszcze w tym roku. Nie powstaną też szybko Idylla Wrocławska, czyli galeria handlowa obok Astry przy ul. Horbaczewskiego, oraz wieżowiec Riverview przy ul. Sikorskiego. Z kolei na budowanym przy ulicy Traugutta osiedlu Angel Wings nieprędko wyrosną dwa drapacze chmur.
Sky Tower ma być najwyższym budynkiem mieszkalnym w Polsce. Plany zakładają budowę 55 pięter.

i jeszcze nowszy art:

http://miasta.gazeta.pl/wroclaw/1,35....html?skad=rss

Leszek Czarnecki wstrzymuje budowę Sky Tower
g2008-11-03, ostatnia aktualizacja 2008-11-03 10:20

Mówiło się o tym od jakiegoś czasu, ale dopiero dziś rano Leszek Czarnecki oficjalnie powiadomił, że z powodu kryzysu wstrzymuje inwestycję na pół roku.

Dziś także w komunikacie spółka deweloperska LC Corp SA poinformowała, że sprzedała 118.998 udziałów, stanowiących 99,998 proc. kapitału spółki LC Corp Sky Tower, za 118,998 mln zł na rzecz swojego głównego akcjonariusza, zarejestrowanej w Holandii spółki LC Corp BV, kontrolowanej przez Leszka Czarneckiego.

Przypomnijmy, 258-metrowy kolos, najwyższy budynek mieszkalny w Polsce, miał być gotowy pod koniec 2012 roku. Niedawno podano, że w odpowiedzi na potrzeby rynku zwiększono liczbę powierzchni biurowych kosztem mieszkań. Obniżono także cenę najtańszych apartamentów.
__________________



Prince - Pon Lis 03, 2008 10:30 am
Pytanie co to oznacza dla nas. Skoro w takim Wrocławiu wstrzymuje się najważniejszy projekt, to co będzie z naszymi Sotami, Wieżą Rozdzieńskiego, itd. Ach strach pomyśleć. Jedynym pozytywem jest fakt, że Altus jeszcze na długo może być najwyższym budynkiem południowej Polski. Szczerze w obliczu tego co się dzieje, wcale się z tego nie ciesze.



absinth - Pon Lis 03, 2008 10:45 am

Pytanie co to oznacza dla nas. Skoro w takim Wrocławiu wstrzymuje się najważniejszy projekt, to co będzie z naszymi Sotami, Wieżą Rozdzieńskiego, itd. Ach strach pomyśleć. Jedynym pozytywem jest fakt, że Altus jeszcze na długo może być najwyższym budynkiem południowej Polski. Szczerze w obliczu tego co się dzieje, wcale się z tego nie ciesze.

wieza Rozdzienskiego to przeciez nigdy nie byla nawet zadna oficjalna wizualizacja wiec nie ma po czym plakac, to byla straszna efemeryda, podobnie jak Gant czy Rank Progress. Oczywiscie fajnie jakby to powstalo, ale coz, te projekty nigdy nie przybraly konkretnych ksztaltow, wiec plakac po nich to tak jak plakac po przebudzeniu po pieknym snie w ktorym jestesmy bogaci.

Natomiast wazniejsze jest co bedzie z takimi projektami jak SOT czy Jupiter, ktore byly w miare konkretne...

a juz najwazniejsze to takie projekty jak ghelamco, gtc, skanska, jesli tu sie nie ruszy to nie ma co sie ludzic ze miasto przyciagnie ciekawe firmy...



Prince - Pon Lis 03, 2008 11:34 am
Masz 100% racje ciekawe co z Skańską i GTC na Mikołowskiej. Co do Ghelamco to mają zacząć na dniach, więc sprawa szybko powinna się wyjaśnić. Najbardziej bawiam się właśnie o Jupitera, bo mi bardzo budynek się podoba. Co do sotów to po tym wszystkim co ostatnio słychać o Trigranicie, nie wiem czy one w ogóle powstaną:/



Wit - Wto Lis 04, 2008 8:12 am
ciekawe, jak kryzys wpłynie na masowo powstające placówki bankowe?

Czy polskie banki będą musiały zamknąć część placówek?
Maciej Samcik2008-11-04, ostatnia aktualizacja 2008-11-03 20:45



Czy kryzys finansowy zmusi banki do ograniczenia sieci placówek? W przeliczeniu na liczbę mieszkańców mamy już więcej oddziałów bankowych niż Francja lub Wielka Brytania!

Przed wybuchem światowego kryzysu rozbudowa sieci placówek była dla polskich banków jednym z priorytetów. Na najbliższe trzy lata planowały budowę 1,5 tys. nowych oddziałów. W tym roku bankowcy otworzyli ponad 500 nowych punktów, co kosztowało ich miliard złotych.

Według wciąż niezdementowanych planów GE Money chce w najbliższych latach otworzyć 220 nowych placówek, BZ WBK - ponad 200, Bank Millennium - 135, a wchodzący na rynek Alior Bank - aż 600.

Jednak analitycy przewidują, że kryzys kredytowy negatywnie odbije się na zyskach banków (po ośmiu miesiącach 2008 r. zarobiły one 11,3 mld zł). Zdaniem Michała Macierzyńskiego, analityka Bankier.pl, weryfikacja planów budowy nowych placówek jest tylko kwestią czasu.

- Na razie nie widzimy powodów, by zmieniać nasze plany - mówi Piotr Gajdziński, rzecznik BZ WBK. - W pełni zrealizujemy plan na bieżący rok, czyli otworzymy jeszcze 25 nowych oddziałów. Plan na 2009 r. zakładający otwarcie 70 oddziałów jest nadal aktualny, ale tempo jego realizacji zależy od sytuacji rynkowej - dodaje Wojciech Kaczorowski, rzecznik Banku Millennium.

Miasta naszpikowane placówkami...

Prezesi banków zapewniają, że bez dużej sieci placówek nie da się na dużą skalę oferować klientom np. lokat i szybkich kredytów gotówkowych. Większość klientów woli zakładać je w oddziale niż zdalnie. Ostatni duży debiutant na polskim rynku, grecki Polbank, zbudował w dwa lata 300 placówek i dzięki temu udało mu się pozyskać 300 tys. klientów.

Sęk w tym, że największe polskie miasta już dziś są naszpikowane oddziałami banków - na terenie kraju działa ich ponad 13,6 tys., z czego zdecydowana większość w głównych metropoliach.

W trudnych czasach nawet część istniejących placówek może na siebie nie zarabiać, Jak wynika z niedawnej ankiety dziennika "Parkiet", na każdą nowo otwartą placówkę bankową w Polsce przypadało w pierwszej połowie 2008 r. ok. 2360 nowych klientów. Rok wcześniej - ponad 3100.

Bankowcy powtarzają, że muszą jakoś dotrzeć do połowy Polaków, która nie ma jeszcze rachunku bankowego. - A liczba placówek jest w Polsce wciąż osiem razy mniejsza niż w Hiszpanii, gdzie przypada ich prawie tysiąc na każdy milion mieszkańców - mówią przedstawiciele banków.

Michał Macierzyński dowodzi jednak, że rzekomo niskie nasycenie polskiego rynku placówkami bankowymi to mit. W rzeczywistości mamy proporcjonalnie więcej placówek niż Wielka Brytania, Francja, Szwecja czy Irlandia! Nie mówiąc już o krajach naszego regionu: Czechach, Węgrzech i Słowacji!

...a banki tkwią w nieświadomości

Jak to możliwe, że bankowcy żyją w błogiej nieświadomości i wciąż beztrosko snują plany rozwoju liczby placówek? Zdaniem Macierzyńskiego winne są zaniżone statystyki podawane przez Europejski Bank Centralny. Według nich w Polsce jest nieco ponad 5 tys. placówek bankowych, co w przeliczeniu na milion mieszkańców daje 130 oddziałów.

To rzeczywiście plasowałoby nas w ogonie Europy. Ale statystyki EBC obejmują tylko "oddziały banków komercyjnych i spółdzielczych". Nie biorą pod uwagę filii czy agencji bankowych (mnóstwo ma ich w całym kraju m.in. PKO BP) ani tzw. placówek franczyzowych, które prowadzą dla banków prywatni przedsiębiorcy.

Gdyby policzyć to wszystko, okazałoby się, że mamy w Polsce nie ponad 5 tys. placówek, ale ponad 13 tys.! A przecież są jeszcze punkty bankowe na poczcie (1,2 tys. w całym kraju) oraz 1,7 tys. placówek popularnych SKOK-ów.

To daje ok. 17 tys. placówek bankowych, ponad trzy razy więcej, niż wynika z oficjalnych statystyk EBC! Na milion mieszkańców mamy więc nie 130, a 450 oddziałów banków. Więcej niż średnia europejska, która według EBC wynosi ok. 380 placówek.

Wciąż nie osiągamy poziomu nasycenia placówkami bankowymi, jak w Hiszpanii, ale niewiele brakuje nam do "ubankowienia" w Niemczech, Włoszech, Austrii, czy Portugalii. A Francję czy Wielką Brytanię zostawiamy w tyle.

- Dlatego wielkie inwestycje w rozwój placówek wcale nie muszą się zwrócić - mówi Macierzyński. - W Polsce w latach 2000-01 mieliśmy już falę zamykania nierentownych oddziałów. Wtedy zniknął więcej niż co dziesiąty oddział. Teraz też wiele placówek może zbankrutować - dodaje analityk Bankier.pl.



Wit - Wto Lis 04, 2008 6:58 pm


Prezesi społek wykładaja własne pieniądze, by ukończyć inwestycje
dziś
Leszek Czarnecki, biznesmen i najbogatszy człowiek w Polsce, za 199 mln zł odkupił od swojej firmy LC Corp budowę wrocławskiego luksusowego apartamentowca Sky Tower.

Ma nadzieję, że magia jego nazwiska zadziała i klienci, którzy kupili już mieszkania w najwyższym budynku mieszkalnym w Polsce, nie wycofają się. Czarnecki chce też powstrzymać spadek notowań LC Corp, której akcje w ciągu roku straciły na wartości ok. 80 procent.

Coraz więcej firm deweloperskich decyduje się na podjęcie kroków, które mają pozwolić na ukończenie rozpoczętych już inwestycji. Są już spółki, które postanowiły pomóc klientom w zaciąganiu kredytów hipotecznych (dają bankom dodatkowe gwarancje), a niektóre gotowe są wyjąć pieniądze ze środków własnych, by sfinansować budowę.

Plan awaryjny trzyma w szufladzie także firma J.W. Construction. Prezes korporacji Józef Wojciechowski zapowiada, że jeżeli nie otrzyma kredytów na dokończenie rozpoczętych inwestycji, to sfinansuje je z własnej kieszeni.

Dodatkowo plan awaryjny zakłada też pomoc klientom, którzy zarezerwowali w J.W. Construction mieszkania, wpłacili 10 proc. ich wartości, a teraz nie mogą dostać od banków kredytów, mimo że jeszcze kilka miesięcy temu otrzymali wstępne promesy. J.W. Construction nie chce pozostawić ich na lodzie. Gotowy jest udzielać pożyczek z własnych środków, by klienci mogli uzupełnić kwotę wkładu wymaganego przez bank. - Plan awaryjny uruchomimy, jeśli obecna trudna sytuacja na rynku kredytów będzie się przedłużać - mówi Józef Wojciechowski.

Pomagają swoim klientom także inni deweloperzy, np. Polnord i Dom Development ściśle współpracują z bankami. Banki, mając pewność, że inwestycje są w znacznym stopniu zaawansowane, chętniej godzą się na przyznawanie kredytów na zakup mieszkań.

Sytuacja deweloperów jest coraz trudniejsza. - W ostatnich dniach października sprzedaż nowych mieszkań spadła drastycznie. Deweloperzy sprzedają zaledwie połowę tego, co jeszcze kilka miesięcy temu - mówi Paweł Grząbka, analityk firmy CEE Property Group.

Ten spadek popytu na nowe mieszkania to skutek kryzysu na rynku finansowym. Banki drastycznie zaostrzyły kryteria przyznawania kredytów: nie chcą już udzielać pożyczek na pokrycie 100 proc. inwestycji, wymagają nawet 30-procentowego wkładu własnego. To dla wielu klientów bariera nie do pokonania.

Deweloperzy są zaniepokojeni - nie tylko nie przybywa nowych klientów, ale także ci, którzy już zarezerwowali mieszkania, mają kłopoty z otrzymaniem pożyczek.

Szacuje się, że na rynku warszawskim pozostaje bez nabywców ok. 4,5 tys. mieszkań, które zostały już wykończone lub lada chwila ich budowa się zakończy. Kolejnych kilkanaście tysięcy to inwestycje już rozpoczęte we wczesnych fazach realizacji. - Łącznie nadpodaż mieszkań w skali kraju analitycy oceniają obecnie na około 30 tysięcy.

W tej sytuacji każdy klient jest na wagę złota. Wycofanie się choćby jednego jeszcze bardziej pogarsza trudną sytuację.

Analitycy mówią, że obecnie ryzyko bankructw niektórych deweloperów jest coraz większe. - Przedłużanie się trudnej sytuacji na rynku kredytów zwiększa ryzyko takich zdarzeń - uważają analitycy.

Wielu deweloperów próbuje ratować się, wstrzymując planowane wcześniej inwestycje i koncentrując się na dokończeniu już rozpoczętych projektów. Taką decyzję podjęło oprócz m.in. J.W. Construction wiele innych spółek, których akcje notowane są na giełdzie, m.in. Dom Development, Polnord, Gant Development. Wczoraj pojawiła się informacja, że wstrzymanie części projektów rozważa też Orco Property Group.

Deweloperzy wolą odłożyć inwestycje, zwolnić cześć pracowników, niż angażować się w nowe inwestycje i brnąć w większe tarapaty. Poza tym liczą też, że zmniejszając podaż, unikną obniżania cen.

Zdaniem analityków spadek cen może sięgnąć nawet 10 proc. Ale tendencja może się odwrócić. Za kilkanaście miesięcy, gdy sytuacja na rynku kredytów poprawi się, na rynku mieszkaniowym pojawi się dołek, a ceny poszybują w górę.

Współpraca: Magda Olczak

Joanna Pieńczykowska - POLSKA Dziennik Zachodni

http://katowice.naszemiasto.pl/gospodarka/917710.html



Iluminator - Śro Lis 05, 2008 7:07 am


Wygrywamy na kryzysie
Małgorzata Grzegorczyk
05.11.2008 06:40

Czas cięcia kosztów na świecie oznacza dla nas powstanie nowych centrów outsourcingowych. Nawet mniejsze miasta już mogą się cieszyć.

Tego jeszcze nie było. Z informacji "PB" wynika, że z ostatniej wizyty w Londynie przedstawiciele Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych (PAIIZ) przywieźli trzy potencjalne inwestycje w centra usług (BPO). To sporo, bo agencja podczas jednego roadshow zdobywała zwykle jeden projekt. Wielka Brytania jest obok Holandii europejskim zagłębiem takich centrów. Kolejnym wielkim skupiskiem są Stany Zjednoczone. To z tych krajów napłyną do Polski te inwestycje.

Jest o co walczyć, bo to mnóstwo etatów dla wykształconych ludzi. Z raportu Biura Badawczo-Analitycznego DiS, przeprowadzonego od sierpnia do października na zlecenie PAIIZ, wynika, że 300 działających już w Polsce centrów zwiększy zatrudnienie z 45 tys. do 70 tys. osób w 2010 r. Dla porównania, w 2007 r. we wszystkich specjalnych strefach ekonomicznych powstało 36 tys. miejsc pracy (na ogół przy produkcji).

Spośród 46 projektów zakończonych przez agencję od stycznia do września 2008 r. 17 zaliczało się do sektora BPO.

W trzecim kwartale tego roku inwestycje zakończyły: irlandzki SWS Group, Credit Suisse oraz Citibank. W 2006 r. powstała w Polsce rekordowa liczba 37 centrów usług, w 2007 było ich 26, a do września tego roku — 16.

Centra, które już w Polsce działają, mogą dzięki kryzysowi rozwijać się szybciej niż planowano.

-----------------------------------------

To jest to o co walczymy w Katowicach, więc może jakaś osoba z naszego UM ruszyłaby się w poszukiwaniu tego typu inwestorów, lub uatrakcyjniła naszą ofertę?

Kompleks Silesia Towers miał być objęty strefą ekonomiczną, ale inwestycja stoi w miejscu



absinth - Śro Lis 05, 2008 1:24 pm
jeszcze statystyka do tego artykulu

Zatrudnienie w centrach usług
Według największych miast Polski

* Warszawa - 45,8 proc.
* Kraków - 15,4 proc.
* Wrocław - 9,1 proc.
* Łódź - 7,5 proc.
* Poznań - 5,6 proc.

źródło: "Puls Biznesu"



mark40 - Czw Lis 06, 2008 12:10 pm


Deweloperzy wstrzymują oddech

Firmy, które nie odnajdą się na w realiach śląskiego rynku mieszkaniowego będą musiały upaść - mówi Grzegorz Baciński, analityk redNet Consulting

Spada sprzedaż mieszkań na Śląsku, a pod znakiem zapytania stanęło już co najmniej kilka dużych inwestycji biurowych. Deweloperzy twierdzą, że kryzys na rynku nieruchomości, który najwyraźniej nie ominie także Śląska, zawdzięczamy głównie bankom, które zaostrzają zasady udzielania kredytów i mediom, które podsycają atmosferę niepewności.

- Na tym rynku wystarczą dwa tygodnie, aby sytuacja zmieniła się całkowicie - mówi Henryk Feliks, prezes Gant Development. Szef wrocławskiej firmy spotkał się niedawno z dziennikarzami, żeby poinformować, że Gant zawiesza cztery inwestycje budowlane, których rozpoczęcie firma planowała na 2009 r. Wśród nich - budowę trzech ponad czterdziestokondygnacyjnych wież biurowo-apartamentowych w pobliżu katowickiego Spodka.

Działający na Śląsku developerzy twierdzą zgodnie, że kryzys na Polskim rynku nieruchomości wywołany jest sztucznie i nie do końca ma związek z realną sytuacją w firmach. Mimo to muszą się liczyć z kłopotami, szczególnie związanymi z zaostrzeniami kryteriów udzielania kredytów mieszkaniowych. - Wynik z działalności deweloperskiej za trzeci kwartał powinien być bardzo zbliżony do analogicznego wyniku za drugi kwartał. Pozostaje pytanie o koszta firmy. Koszta finansowe na pewno się podniosły - mówi Henryk Feliks.

Spółka Gant obniżyła w sierpniu prognozy na 2008 rok. Wcześniej zakładały one 172 mln zł zysku i 2,4 mld zł przychodów. - Sprzedaż mieszkań za październik wygląda całkiem nieźle, ale ma ona tendencję spadkową - ocenia Feliks. Dodaje, że trzy tygodnie października firma sprzedała około 38 mieszkań, a w ostatnim tygodniu października należy zakładać, że będzie to kilka lokali.

Biurowe znaki zapytania

Monumentalne Gant Towers nie są jedyną dużą inwestycją deweloperską w Katowicach, która w związku z kryzysem stanęła pod znakiem zapytania. W ostatnim numerze Biznesu Śląskiego pisaliśmy o zawieszonej inwestycji firmy Hollybrook, która planowała rozpocząć budowę biurowca klasy A przy ul. Sokolskiej. Jak poinformował nas Zbigniew Szczerba, dyrektor do spraw inwestycji i rozwoju w polskiej filii Hollybrook, zarząd firmy nie jest przekonany co do tego, czy obecnie katowicki rynek będzie dość chłonny, by zagospodarować wszystkie planowane na najbliższe lata biurowce. - Ostateczną decyzję o inwestycji przy Sokolskiej podejmiemy w ciągu najbliższych dwóch, trzech miesięcy - mówił Szczerba.

Falę kontrowersji wywołała niedawno publikacja "Rośnie strefa wysokiego ryzyka. Kolaja & Partners wskazał zagrożone spółki" w Pulsie Biznesu. Artykuł wymienia jako jedną z rzekomo zagrożonych bankructwem spółkę Echo Investment SA, która ma w planach wybudowanie w Katowicach przy al. Górnośląskiej nowoczesnego parku biurowego.

Piotr Gromniak, prezes Echo Investment SA przesłał do mediów komentarz, w którym zapewnia, że spółka i podmioty zależne mają pełną zdolność do finansowania projektów inwestycyjnych, które prowadzi firma. - Grupa Kapitałowa Echo Investment, realizując projekty we wszystkich obszarach aktywności, finansuje je przy wykorzystaniu środków pieniężnych pochodzących z kapitałów własnych, kredytów bankowych oraz emisji dłużnych papierów wartościowych. Zarówno wskaźniki płynności, jak i zadłużenia Grupy Kapitałowej Echo utrzymują się na bezpiecznych poziomach - zapewnia Szczerba.

Zdaniem Bartomieja Śleziońskiego, przesa katowickiej firmy MK Inwestycje, za napędzanie kryzysu na rynku budowlanym odpowiedzialne są w dużym stopniu właśnie media. - Tak jak media o ile nie wywołały to z pewnością podsycały gorączkę zakupów tak i ten kryzys w dużej mierze zawdzięczamy mediom. Klienci liczą na dalsze obniżki a tymczasem na obniżki się raczej nie zanosi. Zwłaszcza na rynku śląskim, gdzie ceny daleko odbiegały od cen krakowskich czy wrocławskich nie mówiąc o warszawskich - mówi Ślezioński. - Oczywiście są projekty, z których deweloperzy wychodzą nawet ze stratą (i to raczej przypadki z Warszawy). Jednakże trzeba mieć świadomość, że liczba takich inwestycji jest skończona. W dłuższej perspektywie żadna firma nie pozwoli sobie na generowanie strat - dodaje.

Kredyty uderzą w mniejszych

Zasadniczy wpływ na rozwój rynku mieszkaniowego, tak na Śląsku, jak i w całej Polsce będą miały kredyty hipoteczne, a konkretnie bardziej restrykcyjne zasady rozpatrywania wniosków kredytowych i tym samym obniżona zdolność kredytowa Polaków. - Już teraz pojawiają się klienci, którzy są zainteresowani kupnem nieruchomości, jednak ich zdolność kredytowa jest za niska - mówi Ślezioński. Jego zdaniem z punktu widzenia finansowania projektów inwestycyjnych zaistniała sytuacja może nawet bardziej dotknąć rynek na Śląsku niż w pozostałych regionach kraju. - Na naszym rynku z reguły działają lokalni gracze, którzy finansując projekty z kredytów bankowych, przy braku ich dostępności po prostu zawieszą ich realizację. Wyjątkiem będą oczywiście firmy, które posiadają podpisane umowy kredytowe - ocenia Ślezioński.

Na pytanie: czy firmy inwestujące w nieruchomości na Śląsku będą wycofywać się z zapowiadanych na najbliższe lata inwestycji? Prezes MK Inwestycje odpowiada: - To już następuje. Wszystkie duże inwestycje mieszkaniowe (od ok. 15.000 mkw PUM) w regionie są wstrzymane bądź wystawione na sprzedaż.

- Te firmy, które nie odnajdą się w realiach śląskiego rynku mieszkaniowego, będą musiały upaść - mówi Grzegorz Baciński, analityk rynku nieruchomości redNet Consulting (patrz rozmowa obok).

Dewelopezy przyznają jednak, że wbrew obiegowej opinii o totalnym zastoju, pojawiają się klienci zainteresowani kupnem domu czy mieszkania. Niektórzy są nawet bardziej zdecydowani i zdeterminowani, bo obawiają się jeszcze bardziej restrykcyjnych zasad przyznawania kredytów hipotecznych, lub chcą uciec z mniej pewnych w obecnej sytuacji, bądź mniej opłacalnych inwestycji takich jak akcje, jednostki funduszy inwestycyjnych, lokaty bankowe itp. Efektem kłopotów deweloperów jest też zamieszanie na całym rynku nieruchomości. Firmy budowlane już zaczynają coraz bardziej konkurować między sobą o nowe kontrakty. Prawdopodobnie już wkrótce pogorszą się warunki płacowe osób zatrudnionych w firmach budowlanych. W wysokiej grupie ryzyka niewypłacalności będą także deweloperzy. Głównie jednak te firmy, które finansowały swoje inwestycje z wpłat klientów a wpływy z uzyskanej na chwilę obecną sprzedaży nie pozwolą im na dokończenie budowy. Wpłyną na to także klienci, którzy będą wybierać raczej pewniejsze inwestycje zakończone.

- Klienci skłaniają się do zakupów mieszkań w zakończonych inwestycjach. Banki chętniej udzielają kredytów na gotowe mieszkania, a klienci nie martwią się problemami, z którymi muszą borykać się deweloperzy - przyznaje Marta Wybrańska, dyrektor ds. wynajmu i sprzedaży TriGranit Polska. - Wbrew powszechnemu marazmowi, obserwujemy spore ożywienie w naszym biurze sprzedaży. Budowa osiedla Dębowe Tarasy jest już zakończona, dlatego nasi klienci niczym nie ryzykują kupując nasze mieszkania - dodaje.

http://katowice.biznespolska.pl/gazeta/ ... tid=174966



Wit - Czw Lis 06, 2008 10:17 pm


Deweloperzy straszą: za dwa lata już nie kupisz
Czwartek, 6 listopada (08:39)

Zaostrzenie kryteriów przyznawania kredytów hipotecznych dla osób oraz kredytów inwestycyjnych dla deweloperów może ograniczyć budowę mieszkań; za dwa lata wystąpi ich niedostatek - uważa dyrektor generalny Polskiego Związku Firm Deweloperskich (PZFD) Zbigniew Malisz.

Malisz powiedział PAP, że jeszcze kilka miesięcy temu firma deweloperska mogła liczyć na uzyskanie kredytu nie tylko na budowę domów, ale również na zakup terenów budowlanych.

- Obecnie natomiast deweloper już nie otrzyma kredytu bankowego na kupno gruntu. Musi więc zakupić go za własne pieniądze. A cena gruntu stanowi przynajmniej 20 proc. wartości całej inwestycji mieszkaniowej - podkreślił.

Chmury nad deweloperami
Z powodu kłopotów deweloperów stracą branża budowlana i banki. więcej »
Zdaniem dyrektora generalnego PZFD, najbardziej zaostrzyły kryteria kredytowania te banki, które jeszcze niedawno udzielały je na niezwykle korzystnych warunkach.

- Jeszcze nie tak dawno indywidualne osoby mogły bez trudu uzyskać w tych bankach kredyt na 120 proc. ceny mieszkania lub domu - przypomniał Malisz. Dodał, że duże banki, które w niedalekiej przeszłości stosowały ostrożniejsze procedury kredytowe, teraz nie zaostrzyły kryteriów aż tak bardzo.

Utrudnienia w uzyskaniu kredytów hipotecznych przez indywidualne osoby oraz kredytów inwestycyjnych przez firmy deweloperskie już obecnie mają negatywne skutki. - Deweloperzy wstrzymują realizację nowych projektów. W perspektywie dwóch lat, po wchłonięciu przez rynek obecnej nadwyżki mieszkań, powstanie deficyt nowych lokali mieszkalnych, a to doprowadzi do ponownego wzrostu ich cen - ocenił Malisz.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

http://biznes.interia.pl/wiadomosci-dni ... 06779,4199



Iluminator - Śro Lis 12, 2008 7:06 am


Soros: globalny kryzys finansowy osiągnął szczyt
12.11.2008 07:14

Globalny kryzys finansowy osiągnął swój punkt szczytowy, a system finansowy "goi rany" - ocenił George Soros w wywiadzie dla estońskiej gazety "Eesti Paeevaleht".

"System finansowy znów zaczął funkcjonować po znaczącej przerwie, która nastąpiła po bankructwie banku Lehman Brothers Holdings Inc." - ocenił Soros.

Dodał, że nadal jednak skutki uboczne kryzysu w gospodarce, w tym bezrobocie i walka niektórych firm o przetrwanie, wciąż są przed nami.



absinth - Śro Lis 12, 2008 8:36 am
Inwestycyjny zastój
Adam Woźniak 10-11-2008, ostatnia aktualizacja 12-11-2008 05:46

Zagraniczne koncerny nie będą budować fabryk w Polsce. Inwestorzy coraz chętniej przestawiają się z produkcji na usługi – potwierdza PAIiIZ

W przyszłym roku zmieni się struktura napływających do Polski inwestycji. Według najnowszej prognozy Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych będą ograniczane przedsięwzięcia w branży motoryzacyjnej, produkcji sprzętu AGD oraz elektronicznej.

Znacząco spadnie także poziom inwestycji finansowanych z zysków, jakie przyniosły zagranicznym koncernom ich polskie fabryki. – Spodziewamy się spadku inwestycji w sektorach eksportowych. Kryzys finansowy przeniesie się na Polskę poprzez spadek popytu na produkty, których sprzedaż w znacznym stopniu finansowana jest kredytem konsumpcyjnym – twierdzi Paweł Wojciechowski, prezes PAIiIZ.

Jak wielki będzie to spadek? Według Sebastiana Mikosza, dyrektora w polskim oddziale Deloitte, fabryki w Polsce będą musiały ograniczyć eksport nawet o 30 – 40 proc. rok do roku.

Koszty spowolnienia

Głównym powodem takiej sytuacji jest spowolnienie gospodarcze. Jak prognozuje Międzynarodowy Fundusz Walutowy, gospodarki w strefie euro będą się w przyszłym roku rozwijać w tempie 0,2 proc. PKB. Jeszcze gorzej będzie z gospodarką USA, gdzie przyszłoroczny wzrost wyniesie zaledwie 0,1 proc. Tymczasem to właśnie stamtąd pochodzi najwięcej projektów (15) ze wszystkich obsługiwanych obecnie przez PAIiIZ.

– Niewykluczone, że liczba chętnych do inwestowania zarówno wśród firm nowych, jak i tych już działających w Polsce stopnieje nawet o połowę – uważa Mikosz.

Zdaniem Piotra Wojaczka, prezesa najbardziej uprzemysłowionej Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej, już w przyszłym roku liczba projektów inwestycyjnych i nakładów kapitałowych może spaść w KSSE o 40 proc. Podobnie będzie w Kostrzyńsko-Słubickiej SSE znanej z przemysłu meblarskiego i papierniczego. – W ostatnich latach wydawaliśmy średnio po ok. 25 zezwoleń. W 2009 r. będzie ich mniej o połowę – oznajmia prezes strefy Krzysztof Dołganow.

PAIiIZ prognozuje, że spowodowane kryzysem ograniczenie konsumpcji na trwałe odwróci proporcje napływających do Polski inwestycji. Zdecydowanie spadnie liczba przedsięwzięć produkcyjnych. Dziś dominują, stanowiąc 80 proc. kapitału. Pozostałe 20 proc. to głównie centra usługowe i badawczo-rozwojowe. PAIiIZ tymczasem zakłada, że w najbliższym czasie to one będą stanowić większość. – Tak jest w pozostałych krajach Unii Europejskiej, gdzie 60 proc. napływu inwestycji bezpośrednich stanowią usługi, a 40 proc. produkcja, choć jeszcze niedawno było odwrotnie – twierdzi Wojciechowski.

Wygrają tańsze inwestycje

O zmianie proporcji mają m.in. zadecydować niższe koszty inwestycji w usługi. Przykładowo w budowę fabryki skrzyń biegów pod Wałbrzychem mającą zatrudniać 250 osób Toyota włożyła 145 mln euro, a nakłady na zatrudniające dwa razy więcej pracowników centrum usługowe Credit Suisse we Wrocławiu wyliczono na 8,3 mln euro. Ale na rozwój sektora usług wpłynie także zmiana polskiej gospodarki, która przekształca się z produkcyjnej w usługową. Według PAIiIZ nowoczesne usługi w dziedzinie zaawansowanych technologii, finansów, elektroniki, telekomunikacji i działalności konsultacyjnej stają się teraz priorytetem.

– W najbliższym czasie spodziewamy się wzrostu inwestycji z sektora BPO, outsourcingu oraz centrów badań i rozwoju – mówi prezes PAIiIZ.Według przygotowanego na zlecenie PAIiIZ raportu Biura Badawczo-Analitycznego DiS liczba zatrudnionych w centrach usług może wzrosnąć do 2010 r. o ponad połowę, z obecnych 45 tys. do ponad 70 tys. osób. Te założenia ma potwierdzać ranking Outsource Sri Lanka opisujący tendencje w napływie inwestycji usługowych. Lista „50 outsourcing cities” plasuje Polskę na pierwszym miejscu w Europie i piątym na świecie pod względem atrakcyjności dla inwestycji outsourcingowych. Wśród najbardziej atrakcyjnych lokalizacji na piątym miejscu znalazł się Kraków.

Czy inwestorzy, którzy wcześniej ulokowali w Polsce produkcję, będą ją teraz likwidować? – To byłoby nieopłacalne. Większość fabryk ma mniej niż pięć lat, budowano je przy niskich kosztach – zaznacza Wojaczek.

PAIiIZ zakłada, że atrakcyjność inwestycyjną Polski może podnieść wejście do strefy euro. Zagwarantuje ono inwestorom wzrost stabilności gospodarczej i zmniejszenie ryzyka kryzysów finansowych, spadek rynkowych stóp procentowych spowodowany większą dostępnością kapitału oraz – co ważne zwłaszcza dla inwestorów ze starych krajów członkowskich – wyeliminowanie kosztów związanych z ryzykiem kursowym.
Rzeczpospolita



absinth - Pią Lis 14, 2008 10:01 am


Rusza wielkie zwalnianie
Adam Woźniak 14-11-2008, ostatnia aktualizacja 14-11-2008 09:39

Michelin z Olsztyna zawiesza produkcję w największej fabryce opon w Polsce. Nie jest wyjątkiem. Firmy już zapowiedziały redukcję zatrudnienia o kilka tysięcy osób. To dopiero początek, bo nasza gospodarka zwalnia

Michelin zatrudniający ponad 4 tysiące osób jest największym pracodawcą na Warmii i Mazurach. Od przyszłego tygodnia zakład będzie kolejno zawieszał produkcję opon do samochodów osobowych, ciężarowych oraz ciągników rolniczych. Przerwy – od kilku do kilkunastu dni, w zależności od sprzedaży – mają trwać do końca grudnia.

– Pracownicy będą w tym czasie wysyłani na urlopy i szkolenia lub kierowani do prac porządkowych. Otrzymają za nie wynagrodzenie – poinformowała „Rz” Ewa Konopka, rzecznik Michelin Polska.

Firma uważa na razie spadek zamówień za przejściowy. Nieoficjalnie wiadomo jednak, że rozważane są także bardziej drastyczne rozwiązania, jak nieprzedłużanie umów osobom zatrudnionym na czas określony. Część pracowników może zostać wysłana na bezpłatne urlopy lub przejść na trzy czwarte lub połowę etatu.

Na radykalne działania zdecydował się też producent włókna szklanego Krosglass. Wczoraj poinformował pracowników o planach zwolnienia w ciągu roku prawie połowy z 320-osobowej załogi. Pierwsze wypowiedzenia będą w grudniu. – Negocjujemy z przedstawicielami załogi zasady zwolnień, w tym działania osłonowe. Także te nieprzewidziane w kodeksie pracy – informuje Paweł Lisowski, prezes firmy.

Drastyczny spadek zamówień wymusza kadrowe cięcia w branżach produkujących na eksport. 475 osób zamierza w przyszłym roku zwolnić Whirlpool, który we Wrocławiu produkuje pralki i lodówki. Do redukcji zatrudnienia szykuje się także pięć zakładów meblarskich z Warmińsko-Mazurskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej.

Inter Groclin Auto (tysiąc zatrudnionych) produkujący siedzenia do samochodów zasugerował zatrudnionym zgodę na obniżenie pensji. Ma to pozwolić na uniknięcie zwolnień. Zgodę wyraziło już dwie trzecie pracowników. Podobny plan szykuje Jastrzębska Spółka Węglowa (22 tys. osób).

Największa fala zwolnień może się pojawić dopiero w przyszłym roku. Wczoraj OECD ogłosiła, że w strefie euro PKB spadnie o 0,5 proc. Polskich firm kłopoty też nie ominą.
Rzeczpospolita



a tu jeszcze w tym temacie, ale juz nie w Polsce

[...]Za kurczącą się gospodarką idą redukcje etatów – Daimler już w zeszłym miesiącu zapowiedział zamknięcie dwóch fabryk, a producent części samochodowych Bosch na początku listopada skrócił godziny pracy dla 3500 pracowników. Wczoraj Siemens poinformował zaś o planach zwolnienia ponad 16 tys. pracowników do 2010 r.

Plany redukcji etatów ogłaszają także firmy brytyjskie – tamtejsza gospodarka ma być najbardziej dotknięta recesją spośród krajów rozwiniętych. Największa firma telekomunikacyjna BT poinformowała o planach zwolnienia 10 tys. pracowników spośród 160 tys. zatrudnionych. W ostatnich dniach podobne zamiary ogłaszały koncern medialny Virgin Media, deweloper Taylor Wimpey, a także producent leków GlaxoSmithKline.

Ale nie tylko gospodarki rozwinięte przygotowują się na ciężkie czasy. Węgrzy ogłosili w czwartek dwuletni plan pobudzenia gospodarki o wartości 5 mld euro, który zakłada m.in pomoc dla firm w dostępie do środków UE. Zdaniem ekonomistów nie uchroni to Węgrów przed recesją w 2009 r. W Estonii stała się już ona faktem – w III kw. spadek PKB wyniósł 1 proc. w porównaniu do drugiego kwartału i 3,3 proc. w ujęciu rocznym. To najgorsze dane od 1994 r.

Recesja za naszą zachodnią granicą źle rokuje polskiej gospodarce, Niemcy są bowiem naszym największym partnerem handlowym. – Problemy ich gospodarki z kilkumiesięcznym opóźnieniem przełożą się na kłopoty polskich eksporterów – mówi Arkadiusz Krześniak, ekonomista Deutsche Banku.

Prognozy wzrostu Polski w 2009 r. są różne – od 1,5 do 4 proc. – Ciągle nie wiemy, jak zachowają się Polacy. Jeżeli przystopują konsumpcję, spowolnienie będzie głębsze – mówi Marcin Mrowiec, ekonomista Pekao SA.

http://www.rp.pl/artykul/5,219147_Swiat ... znym_.html



Iluminator - Pią Lis 14, 2008 10:33 am
Zaczyna nam się realny kryzys w gospodarce. Światowe finanse natomiast zaczynają się powoli uspokajać.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • romanbijak.xlx.pl



  • Strona 2 z 15 • Wyszukano 560 wypowiedzi • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12, 13, 14, 15
    Copyright (c) 2009 | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.