ďťż
[Gospodarka] Kryzys czyli końca nie widać



Prince - Czw Cze 04, 2009 8:06 am

Ameryka juz nieraz z opresji wychodzila.Kryzys lat trzydziestych czy z lat siedemdziesiatych . Kiedy w 1972 roku Nixon zawieszal wymienialnosc dolara na zloto wielu bylo takich co wieszczylo koniec potegi finansowej Ameryki , byly mnostwo racjonalnych argumentow by tak sadzic , a dolar i Ameryka przetrwaly i wzmocnily sie . USA to nadal mlode i żądne bogacenia sie spoleczenstwo,a to jest ogromne wazne . Co pokaze przyszlosc,nie wiadomo . O hegemonie Chin bym sie nie martwil , to przesada . USA i UE plus Japonia ciagle sa motorami swiatowego rozwoju , Chiny to tylko powielaja . Chiny maja po prostu kupe ludzi a polaczenie autorytaryzmu i kapitalizmu pozwala im na niezwykla konkurencyjnosc . To jednak kultura zachodu nadal najwiecej miesza , niewielki europejski kraj prawie w pojedynke wywolal najwieksza wojne w historii ludzkosci , to amerykanie lazili po ksiezycu i kulturowo skolonizowali caly swiat , a Unia Eurpejska jest tworem tak unikatowym jakiego nie bylo i chyba nigdy nie bedzie . Chinczycy nie maja w nowozytnej historii takich osiagniec .

Sytuacja wygląda troszeczkę inaczej niż ją opisujesz. Po pierwsze i przed 1972 rokiem, wymienialność dolara na złoto była już fikcją. Nixon właściwie zrobił tylko bardzo symboliczny krok. Pod koniec lat 70-tych doszło do kryzysu który odwrócił światową ekonomią od jej wcześniejszego nurtu keynesizmu ku jak wiemy ku monetaryzmowi. Niestety monetaryzm (opierający się na zasadach dolnego handlu) nigdy nie został należycie wprowadzony. Od tego czasu powstała więc hybryda owych dwóch nurtów które doprowadziły do tego co mamy dzisiaj, a więc powolnego upadku zachodu na gruncie ekonomicznym. Kraje zachodu mają ogromne zadłużenia, a dodrukowana waluta tylko je zwiększa. Trudno powiedzieć co będzie dalej, ale można powiedzieć, że zbliża się czas w którym role zostaną odwrócone. Właśnie na rzecz Chin, Indii i jeszcze kilku państw Azjatyckich, które o wiele lepiej radzą sobie z dzisiejszą sytuacją ekonomiczną. Głównie dlatego, że mają czyste konto (brak zadłużeń) inne wolną, liberalną gospodarkę (Singapur).




Siny Knur - Czw Cze 04, 2009 10:15 am
Słucham?



Iluminator - Czw Cze 04, 2009 1:14 pm
Wczoraj na AE w Katowicach profesor Leszek Balcerowicz miał wykład na temat przyczyn kryzysu. Ocenił, że podstawowym czynnikiem były niewłaściwe regulacje w systemie bankowym. Oprócz tego pękło kilka nadmuchanych baniek, które i tak by pękły tylko troszeczkę później (m.in. aktywa oparte na rynku nieruchomości).



salutuj - Czw Cze 04, 2009 5:35 pm
Żadne regulacje nigdy nie zapobiegną w 100% każdemu kolejnemu kryzysowi.

Cały rozwój opiera się na tym ze przez pewien czas gdzieś wyciąga się więcej niż wkłada




Sabino Arana - Czw Cze 04, 2009 10:54 pm


Sytuacja wygląda troszeczkę inaczej niż ją opisujesz. Po pierwsze i przed 1972 rokiem, wymienialność dolara na złoto była już fikcją. Nixon właściwie zrobił tylko bardzo symboliczny krok. Pod koniec lat 70-tych doszło do kryzysu który odwrócił światową ekonomią od jej wcześniejszego nurtu keynesizmu ku jak wiemy ku monetaryzmowi. Niestety monetaryzm (opierający się na zasadach dolnego handlu) nigdy nie został należycie wprowadzony. Od tego czasu powstała więc hybryda owych dwóch nurtów które doprowadziły do tego co mamy dzisiaj, a więc powolnego upadku zachodu na gruncie ekonomicznym. Kraje zachodu mają ogromne zadłużenia, a dodrukowana waluta tylko je zwiększa. Trudno powiedzieć co będzie dalej, ale można powiedzieć, że zbliża się czas w którym role zostaną odwrócone. Właśnie na rzecz Chin, Indii i jeszcze kilku państw Azjatyckich, które o wiele lepiej radzą sobie z dzisiejszą sytuacją ekonomiczną. Głównie dlatego, że mają czyste konto (brak zadłużeń) inne wolną, liberalną gospodarkę (Singapur).


Nie twierdze inaczej . Chodzilo mi o prawne usankcjonowanie zawieszenia wymienialności, oczywiscie ze juz wczesniej USA nie dotrzymywaly tych zobowiazan .

Indie to kraj kastowy , kraj straszliwych nierówności społecznych .Sąsiadów też im nie zazdroxszcze - niekontrolowany przez nikogo Pakistan , nedza Birmy i Bangladeszu , tamilscy terroryści Sri Lanki...

Chiny - katastrofa ekologiczna i również wesołe sąsiedztwo Korea Pn , rozpadajaca sie na wschodzie Rosja , odwiecznie skłócone z Chinami Indie .Dziwne ze o Chinach tak malo mowi sie w kontekscie geografii , pamietajmy ze potega USA rozwinela sie miedzy innym idzieki niezachwianym granicom. Poza tym , zobaczymy ile jeszcze tania chińska siła robocza bedzie siedzieć cicho .

Nie wiadomo jak bedzie ale nie fetyszyzowałbym tej potęgi wschodu .



Siny Knur - Pią Cze 05, 2009 1:33 pm

Żadne regulacje nigdy nie zapobiegną w 100% każdemu kolejnemu kryzysowi.

Cały rozwój opiera się na tym ze przez pewien czas gdzieś wyciąga się więcej niż wkłada
Ale tym razem były kluczowe, bo afair dzięki nim można było emitować papiery wartościowe de fakto poza bilansem. Ponadto w USA nie było poważnej nowelizacji reguł rządzących rynkiem finansowym od wielkiego kryzysu. A stopień skomplikowania systemu - dzięki komputerom i liberalizacji przepływów na poziomie międzynarodowym - wzrósł niepomiernie.



salutuj - Pią Cze 05, 2009 2:53 pm

Żadne regulacje nigdy nie zapobiegną w 100% każdemu kolejnemu kryzysowi.

Cały rozwój opiera się na tym ze przez pewien czas gdzieś wyciąga się więcej niż wkłada
Ale tym razem były kluczowe, bo afair dzięki nim można było emitować papiery wartościowe de fakto poza bilansem. Ponadto w USA nie było poważnej nowelizacji reguł rządzących rynkiem finansowym od wielkiego kryzysu. A stopień skomplikowania systemu - dzięki komputerom i liberalizacji przepływów na poziomie międzynarodowym - wzrósł niepomiernie.



GoldBoy - Sob Cze 06, 2009 2:05 pm
W USA dopełnia się przemiana z gospodarki rolniczej i przemysłowej do usługowej. Przy okazji kryzysu w różny sposób z USA wycieknie trochę "mocy decyzyjnej" w centralach wielkich korporacji, ale jest tam i tak zdecydowanie ich najwięcej. Choć niewykluczone że kiedyś Chiny zostaną głównym mocarstwem światowym.


Wczoraj na AE w Katowicach profesor Leszek Balcerowicz miał wykład [...]
Mam wrażenie, że Balcerowicz dość często gości w Kato



Iluminator - Nie Cze 07, 2009 11:08 am
Tak. Sam przyznał, że po Warszawie najczęściej zapraszany jest właśnie do Katowic. Aula oczywiście pełna i klimatyzacja zawiodła ale to tylko szczegóły.



Wit - Pon Cze 22, 2009 4:14 pm
Kryzys uderza w miasta naszej metropolii
Przemysław Jedlecki 2009-06-22, ostatnia aktualizacja 2009-06-22 17:15:27.0



W kasach miejskich zabraknie kilkudziesięciu milionów złotych! Urzędnicy zaczynają szukać oszczędności i rezygnują z niektórych inwestycji. Ale te największe nie są na razie zagrożone.

Wielkie miasta musiały w końcu zostać zranione odłamkami kryzysowymi. Część swoich dochodów czerpią przecież z podatków, które płacą firmy. Gminni skarbnicy już dawno zaczęli po cichu liczyć, o ile mniej gotówki wpłynie w tym roku do kas. Do alarmu jeszcze daleko, ale tylko wyjątkowy optymista powie, że miasta spokojnie mogą przetrwać kryzys. Tylko w trzech największych miastach aglomeracji: Katowicach, Gliwicach i Sosnowcu dochody będą mniejsze średnio o kilkadziesiąt milionów. O tyle też trzeba będzie obciąć wydatki.

W trudnej sytuacji jest Sosnowiec. Władze miasta zapowiadają, że zrezygnują z emisji obligacji o wartości 70 mln zł. - Nie chcemy dodatkowo zadłużać miasta, to byłoby nieodpowiedzialne - mówi Grzegorz Dąbrowski, rzecznik magistratu. Sosnowiec zamierza zaoszczędzić w tym roku około 50 mln zł i wycofuje się z kilku kosztownych projektów.

- Mieliśmy wybudować trzy przyszkolne boiska, ale powstanie jedno, przy Zespole Szkół Projektowania i Stylizacji Ubioru - mówi Dąbrowski. Nowych boisk nie będzie przy liceach im. Prusa i Staszica. Na tym nie koniec. Miasto nie rozpocznie budowy dwóch sal gimnastycznych przy szkołach w Zagórzu przy Kisielewskiego i Gwiezdnej. - Kilkaset tysięcy złotych zaoszczędzimy też, rezygnując z rozbudowy monitoringu w mieście. Ograniczamy też kilka inwestycji związanych z budową kanalizacji - dodaje rzecznik.

Kryzysu nie boją się Gliwice. Tak przynajmniej wynika z zapewnień urzędników. - Budżet zaprojektowaliśmy ostrożnie, więc nie mamy powodów do paniki. Pod koniec roku może nam zabraknąć około 20 mln zł z podatków, ale nie można powiedzieć, że to dla nas jakiś krach - twierdzi Marek Jarzębowski, rzecznik magistratu. Zapewnia, że miasto nie zrezygnuje z dużych inwestycji, bo one napędzają koniunkturę. Sztandarowym projektem jest hala Podium, która ma kosztować 53 mln euro, z czego aż 41,7 mln ma pochodzić z funduszy europejskich.

Najpewniej we wrześniu dojdzie do zmiany budżetu miasta. - Być może pewne projekty, które są tylko na papierze, zostaną odłożone w czasie - mówi Jarzębowski.

Katowice też nie wstrzymują inwestycji, ale oszczędzać muszą urzędnicy. Prezydent nakazał ograniczenie wydatków bieżących w wydziałach urzędu o 5 proc. - Oznacza to, że nie możemy np. liczyć na podwyżki, mniej wydamy na promocję, może kupimy mniej nowych komputerów i ograniczymy szkolenia - mówi Waldemar Bojarun, rzecznik UM Katowice. Miasto szacuje, że tegoroczne wpływy z podatków będą mniejsze nawet o kilkadziesiąt milionów złotych.



martin13 - Nie Cze 28, 2009 9:10 pm

Gliwice: Przyszłość Bumaru wisi na włosku
Tomasz Głogowski
2009-06-28, ostatnia aktualizacja 2009-06-28 19:03

Aż 800 pracowników Bumaru straci pracę! To największe zwolnienia grupowe na Śląsku wywołane kryzysem. Nie wiadomo, jaka będzie przyszłość zakładu, który w jednej chwili stracił wszystkie zamówienia dla wojska i musi ich szukać na rynku cywilnym
Bumar Łabędy, jedna z największych firm w naszym regionie (zatrudnia 3,2 tys. osób), znalazł się w poważnych tarapatach pod koniec zeszłego roku, kiedy rząd zmniejszył budżet Ministerstwa Obrony Narodowej o 1,947 mld zł. - Walczymy o przetrwanie - mówili zdesperowani pracownicy.

Z dnia na dzień skończyły się kontrakty dla zakładów zbrojeniowych nie tylko na nowy sprzęt, ale nawet na remonty starych czołgów i wozów opancerzonych. Jakby tego było mało, oszczędności zbiegły się z zakończeniem przez Bumar Łabędy tzw. kontraktu malezyjskiego. Pod koniec stycznia tego roku fabryka wyprodukowała ostatni z 48 czołgów PT-91 Twardy dla armii Malezji. Był to jeden z największych kontraktów w historii naszego przemysłu zbrojeniowego, wart 400 mln dolarów.

Zakład zaczął pracować tylko cztery dni w tygodniu. Ludzie dostali przez to po kieszeniach, bo wynagrodzenia automatycznie zmniejszono o 20 proc. (do około 2 tys. zł brutto). Mało tego, wypłacano je w ratach, po 700 zł.

Pracownicy Bumaru próbowali jeszcze się bronić przed zwolnieniami i razem z innymi pracownikami zbrojeniówki kilka tygodni temu protestowali przed Sejmem i kancelarią premiera. Na próżno. "Gazeta" dowiedziała się, że w zakładzie właśnie zaczęły się zwolnienia grupowe. Pierwsze wypowiedzenia wręczono w zeszłym tygodniu. W tej turze pracę straci 450 osób. We wrześniu przeprowadzone zostaną kolejne redukcje i wtedy zwolnionych zostanie 350 pracowników.

To jedne z największych zwolnień w naszym regionie spowodowane kryzysem. Nawet w gliwickiej fabryce Opla, której właściciel, czyli koncern General Motors, zbankrutował, zwolnienia były mniejsze (pracę straciło 400 pracowników).

- Za wszelką cenę próbowaliśmy zablokować zwolnienia, ale nikt nie chciał nas słuchać. Sytuacja jest fatalna. Ludzie mają rodziny i chcą normalnie żyć, a nie martwić się o przyszłość - mówi Zdzisław Goliszewski, przewodniczący "Solidarności" w Bumarze Łabędy.

Zwolnieni pracownicy mają dostać odprawy w wysokości trzech pensji. Związkowcy próbowali wywalczyć sześciomiesięczne odprawy, ale szefowie grupy Bumar, do której należy zakład w Łabędach, nie zgodzili się na takie rozwiązanie. - W obecnej sytuacji nie stać nas na więcej. Od dawna planowano restrukturyzację zakładu w Łabędach, ale nigdy nie udało się jej przeprowadzić. Kryzys tylko przyspieszył niektóre decyzje - mówi Monika Koniecko, rzeczniczka Bumaru, i podkreśla, że Bumar Łabędy nie jest skazany na likwidację. Firma będzie musiała poszukać nowych zamówień, głównie na rynku cywilnym.

Koniecko: - Liczymy, że uda się zdobyć kilka kontraktów na remont czołgów.

- Walczymy o przetrwanie, a nikt nie chce nam pomóc. Odwrócił się od nas premier, minister obrony narodowej i politycy - odpowiada Goliszewski.

Marek Kuźniewicz, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Gliwicach, mówi otwarcie, że sytuacja zwalnianych pracowników zakładu w Łabędach nie będzie łatwa, bo w pierwszym kwartale tego roku pracy w Gliwicach i okolicy bezskutecznie szukało 16 tysięcy osób. Co gorsze, w przypadku Bumaru zwolnienia dostali głównie pracownicy biur i administracji. A dla nich ofert jest najmniej.

- Gdy skończyło się zamieszanie z Oplem i myśleliśmy, że zwolnienia grupowe w naszym regionie już się skończyły, to "wyskoczył" Bumar. Nie spodziewaliśmy się tego - mówi dyrektor Kuźniewicz, ale zapewnia, że urzędnicy zrobią, co będą mogli, by pomóc ludziom, którzy stracą pracę. W lipcu na terenie Bumaru zacznie działać biuro doradztwa zawodowego.

Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice
http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,3501 ... losku.html



salutuj - Śro Lip 08, 2009 7:24 am
Ceny domów w USA nie przestają spadać. Nic dziwnego. Wciąż można wciąż kupić dom w atrakcyjnym miejscu po cenie znacznie niższej od tej, jaką miał w okresie dobrej koniunktury.

Niedawno Real Estate Disposition Corp. przeprowadził w nowojorskim hotelu Grand Hyatt aukcję 113 domów przejętych przez banki. Wszystkie znajdowały się w regionie Nowego Jorku. Dwa z nich, zdaniem obserwatorów, sprzedano szczególnie tanio. Dom w Staten Island, którego cena wynosiła na „szczycie rynku” 595 tys. USD poszedł za 63 tys. USD, czuli 90 proc. taniej. Dom w Newark, który “na górce” wyceniano na 280 tys. USD, sprzedano za zaledwie 12,5 tys. USD, czyli o 95 proc. taniej.

MD, crainsnewyork.com



salutuj - Pią Lip 10, 2009 12:02 pm
Taka pochodna:

Euro zastąpi dolara w roli światowej waluty rezerwowej - Merkel

10.7.Genewa (PAP/Bloomberg) - Euro zastąpi dolara w roli światowej waluty rezerwowej -
powiedziała kanclerz Niemiec, Angela Merkel.

Wypowiedź Merkel miała miejsce w piątek podczas szczytu grupy G-8 we włoskiej miejscowości
L'Aquila.

wst/ ana/



absinth - Śro Sie 19, 2009 5:45 pm
koniec kryzysu to moze juz i widac ale interesujace dane:

Mocny spadek zagranicznych inwestycji w Polsce
Tagi: MG, inwestycje firm, dane makroekonomiczne

Napływ bezpośrednich inwestycji zagranicznych w I półroczu stanowił 14 proc. poziomu sprzed roku - wynika z analizy ministerstwa gospodarki.

"Skumulowany napływ BIZ po sześciu miesiącach 2009 roku osiągnął wartość 962 mln euro, co stanowiło ok. 14 proc. poziomu sprzed roku" - napisano w analizie.

W czerwcu tego roku według danych NBP odnotowano odpływ zagranicznych inwestycji bezpośrednich w wysokości 192 mln euro, wobec napływu na poziomie 65 mln euro rok wcześniej.

PAP
Źródło: PAP



absinth - Sob Wrz 12, 2009 12:46 pm
ciekawy artykul:



Druga fala załamania
Aleksandra Fandrejewska 12-09-2009, ostatnia aktualizacja 12-09-2009 04:40

Administracja amerykańska pogłębia problemy USA. Jej polityka znacznie wydłuża obecny kryzys. Problemem jest głównie myślenie krótkoterminowe

Najbliższe dwie dekady wstrząsną światem. Stany Zjednoczone, jeśli nie zmienią swojej polityki, są skazane na wiele lat spowolnienia i tak naprawdę nie wiadomo, ile potrwa kryzys ani jak się zakończy.

– Wydawało mi się, że jestem pesymistą, ale po wystąpieniu Petera Schiffa mogę powiedzieć, że jestem relatywnym optymistą – stwierdził na konferencji podsumowującej krynickie Forum Ekonomiczne Edmunt Phelps, laureat Nagrody Nobla z ekonomii. Obaj byli uczestnikami sesji plenarnej wieńczącej obrady XIX Forum Ekonomicznego w Krynicy „Świat po kryzysie. Nowy ład ekonomiczny”.

Zdaniem Phelpsa w ciągu najbliższych 10, 20 lat świat czeka względny spadek gospodarki amerykańskiej. Ale wierzy on, że USA wciąż mają duży potencjał i dynamikę.– Ratunkiem są innowacje, ale te trudno się przebijają – uważa Phelps.

Według niego słabością amerykańskiego sektora biznesowego jest myślenie krótkoterminowe, „osiągnięcie wyniku na najbliższy kwartał”. Do tego kryzys pogłębiają brak transparentności w finansach publicznych i ogromny dług publiczny. – To będzie prowadziło do wysokiej inflacji i wysokich stawek podatkowych – prognozuje Phelps. – Mój przekaz jest taki: ratunkiem jest podniesienie innowacyjności amerykańskiej gospodarki i przeprowadzenie reform, które będą wspierały biznes.

– Ale rząd amerykański nie pomoże w rozwoju innowacyjności – ripostował Peter Schiff, amerykański ekonomista (jeden z nielicznych, którzy zdołali przewidzieć obecny kryzys), prezes Euro Pacific Capital. – Administracja amerykańska i nadzór finansowy nie uczą się na błędach. Bush powiedział, że Wall Street było pijane i ja się z nim zgadzam, całe Stany Zjednoczone są pijane, tylko kto je rozpija? – ekonomista nie szczędził ostrych słów pod adresem administracji Baracka Obamy.

Jego zdaniem zła polityka finansowa rządu wpycha kraj w kolejny, głębszy kryzys, zamiast wyciągać go z niego.

Korzenie obecnego kryzysu tkwią w latach 90. i polegają na tworzeniu kolejnych baniek kredytowych. – Wciąż robiliśmy i robimy to samo, bez względu na to, z czym się borykamy – czy to był kryzys azjatycki, czy problemy z wypłacalnością Rosji, zawsze zwiększane są kredyty – uważa Shiff. Według niego administracja Baracka Obamy teraz powtarza te błędy: – USA pożyczają miliardy, biliony, tryliony dolarów, żeby podtrzymać konsumpcję. Zamiast radzić sobie z kryzysem, tworzymy kolejne problemy.

Zdaniem Schiffa źle postępują też inne kraje: – Powinny się skoncentrować na tym, co same wyprodukują i sprzedadzą, a nie na wykupywaniu długu. A czym to może się skończyć? Jeszcze przed 2030 r. dolar amerykański przestanie być walutą rezerwową świata. Jeśli dolar się załamie, to znaczy, że inni będą mogli zbierać owoce swojej ciężkiej pracy, bo inne waluty będą na tym zyskiwały. Głównie krajów azjatyckich, które dzisiaj niosą na sobie ciężar amerykańskiej polityki pożyczkowej. – Myślę, że kraje Azji mają największe szanse na trwały rozwój: rządy nie są tak scentralizowane, podatki są niskie. Sądzę, że centrum świata finansowego, gospodarczego będzie się przesuwało na wschód – dodał

Także Krzysztof Rybiński, prof. SGH i partner w Erns & Young, moderator porannej sesji, uważa, że medialne zachwyty nad ożywieniem i szybkim wychodzeniem z kryzysu są przedwczesne: – Media zbyt wiele uwagi poświęcają na analizowanie bieżących informacji, a nie zastanawiają się nad dłuższą perspektywą. Także jego zdaniem czeka nas drugie odbicie kryzysu w świecie.

Ale żaden z ekonomistów nie zgodził się z tezą jednego z uczestników konferencji, że tak jak 20 lat temu skończył się socjalizm, to teraz skończył się kapitalizm: – Kapitalizm wciąż się zmienia, jest jak wynalazca. Coś wymyśla i czegoś próbuje. Nie można więc mówić, że się skończył. Nawet teraz, gdy mamy spowolnienie, gdy jest nieefektywny, to wciąż coś tworzy. Jeśli poradził sobie z wielką depresją w latach 30., to teraz też sobie poradzi. Ale wciąż nie wiadomo, ile będzie potrzebował na to czasu – uważa Edmunt Phelps.



SPUTNIK - Czw Paź 08, 2009 9:59 am
http://www.usdebtclock.org/




Cuma - Czw Paź 08, 2009 4:41 pm
Heh, dobre



Iluminator - Sob Paź 31, 2009 12:42 pm
No to co, kryzys jest czy go nie ma?

"USA: najszybszy wzrost gospodarczy od 2 lat. W III kwartale PKB USA wzrósł o 3,5 proc. Rynek oczekiwał 3,2 proc. wzrostu. "
http://www.pb.pl/a/2009/10/29/USA_najsz ... _od_2_lat2

Kilka moich spostrzeżeń:
1. W Polsce nie było kryzysu, jedynie spowolnienie gospodarcze.
2. Symptomy w dalszym ciągu będą odczuwalne, najdłużej na rynku pracy (gdzieś o tym wcześniej pisałem w tym temacie).
3. Giełda wyprzedziła realną sferę gospodarki (o czym też wcześniej wspominałem). Można było zarabiać, teraz przyda się "trzepanie leszczy" w postaci jakiejś zgrabnej korekty
4. To, że w przyszłości będą kolejne kryzysy jest pewne i wynika z charakterystyki systemu wolnorynkowego.



d-8 - Sob Paź 31, 2009 2:14 pm

No to co, kryzys jest czy go nie ma?

"USA: najszybszy wzrost gospodarczy od 2 lat. W III kwartale PKB USA wzrósł o 3,5 proc. Rynek oczekiwał 3,2 proc. wzrostu. "
http://www.pb.pl/a/2009/10/29/USA_najsz ... _od_2_lat2

Kilka moich spostrzeżenień:
1. W Polsce nie było kryzysu, jedynie spowolnienie gospodarcze.
2. Symptomy w dalszym ciągu będą odczówalne, najdłużej na rynku pracy (gdzieś o tym wcześniej pisałem w tym temacie).
3. Giełda wyprzedziła relną swerę gospodarki (o czym też wcześniej wspominałem). Można było zarabiać, teraz przyda się "trzepanie leszczy" w postaci jakiejś zgrabnej korekty
4. To, że w przyszłości będą kolejne kryzysy jest pewne i wynika z charakterystyki systemu wolnorynkowego.


odczuwalne



piotrekb - Sob Paź 31, 2009 4:02 pm
sferę



salutuj - Sob Paź 31, 2009 5:42 pm

No to co, kryzys jest czy go nie ma?

"USA: najszybszy wzrost gospodarczy od 2 lat. W III kwartale PKB USA wzrósł o 3,5 proc. Rynek oczekiwał 3,2 proc. wzrostu. "
http://www.pb.pl/a/2009/10/29/USA_najsz ... _od_2_lat2

Kilka moich spostrzeżenień:
1. W Polsce nie było kryzysu, jedynie spowolnienie gospodarcze.
2. Symptomy w dalszym ciągu będą odczówalne, najdłużej na rynku pracy (gdzieś o tym wcześniej pisałem w tym temacie).
3. Giełda wyprzedziła relną swerę gospodarki (o czym też wcześniej wspominałem). Można było zarabiać, teraz przyda się "trzepanie leszczy" w postaci jakiejś zgrabnej korekty
4. To, że w przyszłości będą kolejne kryzysy jest pewne i wynika z charakterystyki systemu wolnorynkowego.


To pierwszy wzrost PKB w tym roku i największy od dwóch lat. Poprawa koniunktury w trzecim kwartale to zasługa ożywienia konsumpcji, spadku tempa redukcji zapasów i zwiększenia inwestycji na budownictwo mieszkaniowe. Głównym motorem były jednak wydatki państwowe.

Inwestycja w budownictwo mieszkaniowe po tym jak rynek mieszkaniowy kompletnie spadł a ludzie potracili pracę.

Konsumpcja na dodrukowanych pieniądzach.

Pożyjemy zobaczymy, ale zgadzam sie ze w Polsce nie było. Wystarczajace dno było w latach 80.



Prince - Nie Lis 01, 2009 11:47 am
W Polsce nie było nawet spowolnienia, bo przecież pkb 1% na plus. Tutaj odculiśmy tylko lekkie wychamowanie wzrostu.

Osobiście uważam, że czeka nas przyszłości znacznie większy kryzys, gdyż wydatki rządowe wciąż wzrastają i są finansowane pieniędzmi, które nie mają pokrycia w rzeczywistej produkcji. Całe działanie jest na krótką mete i kiedyś musi się zawalić.

Niekoniecznie odczujemy to w Polsce, ale Europa Zachodnia, a przede wszystkim USA na pewno...



SPUTNIK - Nie Lis 01, 2009 12:25 pm
gdzie kończy się lekkie wyhamowanie a zaczyna spowolnienie ?



Iluminator - Nie Lis 01, 2009 6:26 pm
Hehe, sorki za błędy. Byłem po 3 godzinach snu i w dodatku na ładnym kacu Aż dziw mnie bierze, że taki post skonstruowałem Dwie inne literówki też poprawione.



heniek - Nie Lis 01, 2009 8:15 pm
To że Goldman Sachs, który jeszcze rok temu widział złotego na poziomie 4.50 euro dzisiaj widzi go na poziomie 3.20 jest bardzo dobrym znakiem nie ma to jak grube ryby grają na umocnienie naszej waluty . Moim zdaniem, wystąpią jeszcze jakieś korekty ale kryzys się skończył, co zapewne zaczniemy odczuwać gdzieś za dwa lata.



maciek - Nie Lis 01, 2009 8:21 pm
Wiecie kiedy skończy się kryzys, czy spowolnieie, czy możemy to nazwać równiez roboczo KUPĄ, dla przeciętnego człowieka? Wtedy kiedy to pracownik nie będzie musiał bać się wykorzystującego go przełożonego (menedźment), który to menedźmient aktualnie gra w grę o prostych regułach - jest kryzys, ciesz się, że masz pracę i haruj za dwóch.



SPUTNIK - Nie Lis 01, 2009 8:36 pm

Wiecie kiedy skończy się kryzys, czy spowolnieie, czy możemy to nazwać równiez roboczo KUPĄ, dla przeciętnego człowieka? Wtedy kiedy to pracownik nie będzie musiał bać się wykorzystującego go przełożonego (menedźment), który to menedźmient aktualnie gra w grę o prostych regułach - jest kryzys, ciesz się, że masz pracę i haruj za dwóch.

"Nawet jeżeli nie widać tego na co dzień, to nawet przy wytoczeniu najcięższych dział propagandy liberalnej nie da się zaprzeczyć temu, że walka klas trwa. Jej najbardziej widocznym przejawem jest wciąż rosnąca na świecie fala strajków, pracownicy mówią „dość” wyzyskowi, podczas gdy druga strona wciąż stara się wyzysk uskuteczniać, teraz jako usprawiedliwienie podając kryzys. Ale to paradoksalnie właśnie dzięki temu kryzysowi skończy się tendencja do rezygnowania przez pracowników z wywalczonych praw, które systematycznie od 30 lat są im wydzierane."

http://www.socjalizm.org/marks-na-koncu-historii.htm




heniek - Nie Lis 01, 2009 8:41 pm


"Nawet jeżeli nie widać tego na co dzień, to nawet przy wytoczeniu najcięższych dział propagandy liberalnej nie da się zaprzeczyć temu, że walka klas trwa. Jej najbardziej widocznym przejawem jest wciąż rosnąca na świecie fala strajków, pracownicy mówią „dość” wyzyskowi, podczas gdy druga strona wciąż stara się wyzysk uskuteczniać, teraz jako usprawiedliwienie podając kryzys. Ale to paradoksalnie właśnie dzięki temu kryzysowi skończy się tendencja do rezygnowania przez pracowników z wywalczonych praw, które systematycznie od 30 lat są im wydzierane."

http://www.socjalizm.org/marks-na-koncu-historii.htm



Takie zero-jedynkowe spojrzenie na świat, chyba zawsze świadczy o pustce intelektualnej autora.



Michał Gomoła - Nie Lis 01, 2009 10:32 pm
Nie podejrzewałbym Marksa, Fouriera, Saint-Simona czy np. Stalina ( tak się złożyło, że z podobnego bloku ) o pustkę intelektualną. Sam socjalizm utopijny* to w założeniach fantastyczny system, niestety niemożliwy do wdrożenia...

* żeby mnie ktoś nie poprawiał wiem że ani Marks, ani Stalin nie wyznawali socjalizmu utopijnego. Za to Fourier i Saint-Simon już tak.



Prince - Nie Lis 01, 2009 10:59 pm
Stalin nie bardzo pasuje do grona. Lenin owszem, ale nie Stalin.

Stalin to był taki gruzin ze wsi i wsiokiem został do końca. Dochapał się, zlikwidował całą inteligencję, bo przecież nikt nie mógł być mądrzejszy od Józka. Tak naprawdę nie wyznawał żadnej ideii, tylko władzę trzymaną za jaja i umorusaną krwią 40 mln ludzi.



heniek - Nie Lis 01, 2009 11:10 pm

Nie podejrzewałbym Marksa, Fouriera, Saint-Simona czy np. Stalina ( tak się złożyło, że z podobnego bloku ) o pustkę intelektualną. Sam socjalizm utopijny* to w założeniach fantastyczny system, niestety niemożliwy do wdrożenia...

właśnie stąd mój wniosek o zerojedynkowości



absinth - Pon Lis 02, 2009 9:02 pm

Sam socjalizm utopijny* to w założeniach fantastyczny system, niestety niemożliwy do wdrożenia

co w nim jest fantastycznego?



Piotreq - Pon Lis 02, 2009 10:53 pm

No to co, kryzys jest czy go nie ma?

"USA: najszybszy wzrost gospodarczy od 2 lat. W III kwartale PKB USA wzrósł o 3,5 proc. Rynek oczekiwał 3,2 proc. wzrostu. "
http://www.pb.pl/a/2009/10/29/USA_najsz ... _od_2_lat2


Tylko to są dane kwartalne rozciągnięte na rok. To oznacza że gdyby wzrost w ciągu okresu roku od 3Q09 do 2Q10 był taki sam jak w 3Q to było by to 3,5%. Czyli było źle, potem był program wymiany samochodów i w samym 3Q był wzrost 0,9% w porównaniu do 2Q. To niestety jeszcze nic o gospodarce nam nie mówi



Iluminator - Wto Lis 03, 2009 9:46 am
^^^ Tak, PKB nie pokazuje wszystkiego. Jest to tylko jeden ze wskaźników.

A to garść informacji dosłownie z dnia wczorajszego: "Indeks instytutu ISM dla przemysłu amerykańskiego wzrósł w październiku z 52,6 do 55,7 pkt. (poziom najwyższy od kwietnia 2006). Oczekiwano wzrostu jedynie kosmetycznego. Jeśli pamięta się o tym, że zakończył się program „kasa za grata”, co zmniejszyło aktywność przemysłu samochodowego to taki wynik musi być uznany za naprawdę dobry. Bardzo dobre były też dane z rynku nieruchomości. Wydatki na konstrukcje budowlane wzrosły we wrześniu o 0,8 proc., a oczekiwano spadku. Poza tym publikowany przez NAR (stowarzyszenie pośredników) indeks podpisanych umów kupna domów na rynku wtórnym wzrósł aż o 6,1 proc. m/m (oczekiwano jedynie drgnięcia) – do poziomu najwyższego od grudnia 2006 roku."



kiwele - Sob Gru 26, 2009 2:47 pm

Przedzieram sie cierpliwie przez prezent gwiazdkowy od mlodszego syna:
Paul Krugman "The Return of Depression Economics and the Crisis of 2008".

Ta pozycja swiezego laureata Nobla powinna szybko byc wydana po polsku, ale najlepiej ja czytac w oryginale, bo jest pisana prostym angielskim, a na dodatek, od strony pojec ekonomicznych, jest rowniez latwo przyswajalna.

Przy lekturze trudno uwierzyc, ze puzzle obenej sytuacji byl widoczny juz od dawna, a krzyki alarmu kompletnie ignorowane.
Chocholi taniec z Wesela najwyrazniej ma wymiar uniwersalny.


Poczawszy od lata ten watek najwyrazniej cierpi na pewien uwiad. Rzadko sie tu pojawiamy, a problemy na swiecie niestety trwaja, choc moze okres wielkiej trwogi jest juz za nami. Po prostu do wszystkiego sie mozna przyzwyczaic, nawet pod bombami zwykle trwa normalne zycie.
Na dodatek w Polsce mamy sytuacje relatywnie luksusowa, bo jak to ktos powiedzial, na razie Polacy jada przez kryzys na gape. Trudno uwierzyc w dalsze straszenia jakie towarzysza tej prawdziwej na szczescie butadzie.

Z wielu co prawda przerwami, ale jakos dobrnalem do konca cytowanego wyzej dziela Krugmana. Warto bylo je przeczytac, horyzont ekonomiczny nieco sie przejasnil, ale tez niewiele wiecej.
Nie zawsze bylem sprawiedliwy w ocenie, bo wiele rzeczy wydawalo mi sie banalami, ale teraz z czasem dostrzegam ich glebszy sens.

Moze dla ciekawosci przytocze koncowy charakterystyczny akapit tej ksiazki.

The Power of Ideas

As readers may have gathered, I believe not only that we're living in a new era of depression economics, but also that John Maynard Keynes - the economist who made sense of the Great Depression - is now more relevant than ever. Keynes concluded his masterwork, The General Theory of Employement, Interest and Money, with a famous disquisition on the importance of economic ideas: "Soon or late, it is ideas, not vested interests, wchich are dangerous for good or evil".

We can argue about whether that's always true, but in times like these, it definitely is. The quintessential economic sentence is supposed to be "There is no free lunch"; it says that there are limited resources, that to have more of one thing you must accept less of another, that there is no gain without pain. Depression economics, however, is the study of situations where there is a free lunch, if we can only figure out how to get our hands on it, because there are unemployed resources that could be put to work. The true scarcity in Keynes world - and ours - was therefore not of resources, or even virtue, but of understanding.
We will not achieve the understanding we need, however, unless we are willing to think clearly about our problems and to follow those thougts wherever they lead. Some people say that our economics problems are structural, with no quick cure available; but I believe that only important structural obstacles to world prosperity are the obsolete doctrines that clutter the minds of men.

Wypadaloby mi podac tlumaczenie tego koncowego ustepu tej ksiazki. Wygladaloby to nastepujaco:

Potega idei

Jak moga mniemac czytelnicy, sadze nie tylko ze zyjemy w nowym okresie depresjii ekonomicznej, ale takze ze John Maynard Keynes, ekonomista ktory okreslil czym byla Wielka Depresja i wydobyl jej sens, jest teraz bardziej na czasie niz kiedykolwiek.
Keynes zakonczyl swoje glowne dzielo Ogolna teoria zatrudnienia, zysku i pieniadza szeroko znanym zwrotem o donioslosci idei ekonomicznych:
"To idee, a nie zywotne interesy sa niebezpieczne, wczesniej czy pozniej, tak w dobrym jak i w zlym".
Mozemy sie spierac, czy to zawsze jest prawda, ale w czasach takich jak nasze, jest to niewatpliwe.

"Nie ma jedzenia za darmo" wydaje sie byc podstawowa sentencja ekonomiczna.
To znaczy, ze zasoby sa ograniczone i ze aby miec czegos wiecej musimy zaakceptowac miec czegos innego mniej, ze nie ma zysku bez wysilku.
Wiedza o depresjii ekonomicznej, jednakze, jest studiowaniem sytuacji z tym darmowym jedzeniem, jesli tylko potrafimy domyslic sie jak polozyc na nim nasze rece, poniewaz istnieja jeszcze zasoby niewykorzystane, ktore mozna spozytkowac.

Prawdziwym brakiem w swiecie Keynesa, i naszym, sa zatem nie braki zasobow czy nawet skutecznosci (? -przyp. tlum.) lecz niedostatki w porozumiewaniu sie.
Nie osiagniemy jednakze potrzebnego porozumienia bez jasnego zrozumienia naszych problemow i bez kierowania sie wedlug niego, dokadkolwiek by nas to zrozumienie mialo prowadzic.

Niektorzy ludzie mowia, ze nasze problemy ekonomiczne sa strukturalne i ze nie ma dla nich szybkiej cudownej recepty, ale ja, ze swej strony, jestem przekonany, ze jedynymi powaznymi przeszkodami strukturalnymi dla swiatowej prosperity sa przestarzale doktryny zagracajace umysly ludzkie.



Bruno_Taut - Sob Gru 26, 2009 2:58 pm


co w nim jest fantastycznego?


No właśnie. Ja też zupełnie nie rozumiem tej powtarzanej do upojenia mantry. Co fantastycznego jest w koncepcji zakładającej gwałt na ludzkiej naturze? Nawet, jeśli w wersji utopijnej chodzi o samo-gwałt.



miglanc - Sob Gru 26, 2009 3:41 pm
Hasło "gwałt na naturze ludzkiej" to krzykliwa retoryka, ale nie wyjaśnia nic w sprawie doktryny socjalizmu utopijnego.



Bruno_Taut - Sob Gru 26, 2009 3:48 pm
Czyżby wyrzeczenie się własności prywatnej i bezwzględne podporządkowanie jednostki kolektywowi były zgodne z ludzka naturą?
Zresztą, doświadczenie mówi samo za siebie. Socjalizm nie wypalił w żadnej postaci.



miglanc - Sob Gru 26, 2009 3:56 pm
Twierdzenie, że takie czy inne decyzje polityczne sa sprzeczne z "naturą ludzką" to tylko retoryka.

Samo hasło "natura ludzka" jest abstrakcyjną ideą i jest wiele różnorakich koncepcji na jej temat. Podobnie wiele jest koncepcji "socjalizmu utopijnego" Gdybyśmy chcieli kombinatorycznie zestawić każdą wersję "natury ludzkiej" z każdym modelem "socjalizmu utopijnego" to mogłaby być to dla nas rozrywka na cały następny rok.

O socjalizmie utopijnym z dużym prawdopodbienstwem można powiedziec, że jest koncepcją nierealistyczną i mnie to wystarcza do podejmowania decyzji wyborczych.



salutuj - Sob Gru 26, 2009 4:03 pm


co w nim jest fantastycznego?


No właśnie. Ja też zupełnie nie rozumiem tej powtarzanej do upojenia mantry. Co fantastycznego jest w koncepcji zakładającej gwałt na ludzkiej naturze? Nawet, jeśli w wersji utopijnej chodzi o samo-gwałt.



Bruno_Taut - Sob Gru 26, 2009 4:05 pm
Nie przez przypadek odwołałem się do doświadczenia. Właśnie dzieje socjalistycznych eksperymentów wskazują, że natura ludzka nie jest wyłącznie abstrakcyjnym pojęciem. I o ile trudno byłoby ją zdefiniować pozytywnie, o tyle w wielu przypadkach łatwo powiedzieć, co z nią jest sprzeczne.



miglanc - Sob Gru 26, 2009 4:09 pm
Eksperymenty socjalistyczne upadały z czysto ekonomicznych powodow nawet bez działania czynnikow behawioralnych.



Bruno_Taut - Sob Gru 26, 2009 4:13 pm
Wskazanie wyłącznie jednego czynnika to ryzykowna teza. Tym bardziej, że trudno oderwać zagadnienia ekonomiczne od aspektów behawioralnych.



miglanc - Sob Gru 26, 2009 4:20 pm
Takie zjawiska jak hiperinflacja i zadluzenie poznego PRL były efektem konkretnych decyzji politycznych i mozna dośc jednoznacznie wskazac kto i kiedy popelnil blad. Zreszta właśnie problem niemoznosci realizacji roznych utopijnych koncepcji socjalismy byl spowodowany barierami ekonomicznymi. Stąd socjalizm był ustrojem który wiecznie "budowano" i do ktorego "dążono".

Oczywiscie ekonomia scisle wiaze sie z zachowaniem ludzkim - sa jednak metody badania tych zwiazkow bezposrednio, ktore daja nam o wiele pewniejsze informacje niz snucie domyslow na temat socjalismu utopijnego.



salutuj - Sob Gru 26, 2009 4:51 pm
Myślę że system socjalistyczny od np obecnego "różni" się między tym, że w jednym wypadku bankrutuje państwo, a w drugim wypadku poszczególnie osoby.

Poza tym jestem zdania ze socjalizm wróci, gdy światowa gospodarka i władza będzie scentralizowana, a to bedzie proces długi na dziesiatki tysięcy lat oczywiście.

Wtedy może się sprawdzić.



kiwele - Sob Gru 26, 2009 5:12 pm
Gatunek ludzki mialby jeszcze istniec dluzej niz jakas setke lat?



salutuj - Sob Gru 26, 2009 8:56 pm
uważasz że rodzą się już nieludzie?;)



kiwele - Sob Gru 26, 2009 9:19 pm
Wedlug Ernsta Mayra, ornitologa i chyba najwiekszego ewolucjonisty XX wieku, sredni wiek gatunku zywego na Ziemi wynosi okolo 100 tysiecy lat.
Ludzie, wyzej zorganizowany gatunek zywy na Ziemi, wiek ten akurat osiagnal, a w porownaniu z chrzaszczami i bakteriami z natury mamy mniej szans.
W ogole to jestesmy na swiecie i we Wszechswiecie tylko rodzajem bledu biologicznego.
Wszystko tez podobno wskazuje, ze organizujemy tak swoja cywilizacje, by ja jak najskuteczniej skrocic.
Jakiekolwiek krzywe dotyczace naszego rozwoju zdecydowanie wskazuja, ze zblizamy sie do wartosci asymptotycznych.
Dla nikogo zegar nie wybija czasu tak szybko, i tak coraz szybciej jak dla gatunku ludzkiego.
Wystarczy sie ogladnac do tylu o wiek, o tysiaclecie, bedace dla swiata nawet nie mgnieniem oka.



salutuj - Sob Gru 26, 2009 9:39 pm
Nie wiem co na to wskazuje - wydłużenie lat życia? wzrost populacji? poradzenie sobie ze skrajnymi zmianami temperatur?
A 100 lat to już zupełna fikcja, więc lepiej siedź cicho, bo jeszcze Uszok nie przebuduje śródmieścia.



beschu - Sob Gru 26, 2009 10:20 pm

Wedlug Ernsta Mayra, ornitologa i chyba najwiekszego ewolucjonisty XX wieku, sredni wiek gatunku zywego na Ziemi wynosi okolo 100 tysiecy lat.

Średni może również oznaczać, że ludzie będą istnieć tak samo długo jak np. krokodyle. Takie sobie gdybanie.



Cuma - Sob Gru 26, 2009 11:01 pm
Przeciez w 2012 ma być koniec swiata to niepotrzebnie sie spieracie...



heniek - Nie Gru 27, 2009 1:05 am
Jeśli rozwój nauki będzie postępował w takim tempie jak dzisiaj, za sto lat sięgniemy gwiazd



Maciek B - Nie Gru 27, 2009 10:34 am

Wedlug Ernsta Mayra, ornitologa i chyba najwiekszego ewolucjonisty XX wieku, sredni wiek gatunku zywego na Ziemi wynosi okolo 100 tysiecy lat.
Ludzie, wyzej zorganizowany gatunek zywy na Ziemi, wiek ten akurat osiagnal, a w porownaniu z chrzaszczami i bakteriami z natury mamy mniej szans.
W ogole to jestesmy na swiecie i we Wszechswiecie tylko rodzajem bledu biologicznego.
Wszystko tez podobno wskazuje, ze organizujemy tak swoja cywilizacje, by ja jak najskuteczniej skrocic.
Jakiekolwiek krzywe dotyczace naszego rozwoju zdecydowanie wskazuja, ze zblizamy sie do wartosci asymptotycznych.
Dla nikogo zegar nie wybija czasu tak szybko, i tak coraz szybciej jak dla gatunku ludzkiego.
Wystarczy sie ogladnac do tylu o wiek, o tysiaclecie, bedace dla swiata nawet nie mgnieniem oka.


Ależ pierdoły... Chyba w to nie wierzysz?



absinth - Nie Gru 27, 2009 10:48 am

Jeśli rozwój nauki będzie postępował w takim tempie jak dzisiaj, za sto lat sięgniemy gwiazd

ja tam siegnalem gwiazd juz w latach 80 dwudziestego wieku



kiwele - Nie Gru 27, 2009 12:57 pm
Wcale nie. Nie gwiazd tylko Gwiazd. A w ogole to wcale tam nie siegales - zagWiezdziles sie tam.



Wit - Pon Lut 08, 2010 9:44 pm
Firmy z naszego regionu mniej poobijane przez kryzys
Beata Sypuła

2010-02-03 00:15:47 , Aktualizacja 2010-02-03 08:13:38



Województwo śląskie wychodzi z kryzysu mniej obolałe niż reszta kraju, ale o 6 dni dłużej niż przed rokiem - równo cztery miesiące - muszą czekać tutejsze firmy na uregulowanie płatności przez odbiorców towarów lub usług. Te i inne fakty składają się na obraz polskiego biznesu po kryzysie, który przedstawią dziś w Warszawie Szkoła Główna Handlowa, Krajowy Rejestr Długów i Konferencja Przedsiębiorstw Finansowych.

Według danych niemal nietknięte przez kryzys zostało budownictwo (© fot. Michał Pawlik.)

Masz zdjęcie do tego tematu? Wyślij »
Autor
Opis
Dodawanie zdjęcia

Aby wysłać zdjęcie musisz zgodzić się z poniższym warunkiem. Dodając zdjęcie oświadczam, że mam prawo do dysponowania nim, zgadzam się na przetwarzanie danych w celu jego publikacji, oraz na nieodpłatne wykorzystanie zdjęć w serwisie naszemiasto.pl oraz innych serwisach i gazetach Grupy Polskapresse. Proszę o podpisanie autora zdjęcia w sposób podany w formularzu
Ważne wnioski są i takie, że odbija się z zastoju przemysł, a niepokoi natomiast słaba kondycja firm usługowych i handlowych.

Najlepsze nastroje panują w firmach zatrudniających ponad 249 osób - one okazały się najbardziej odporne na kryzys. Najmniej elastyczne, bo mające małe pole manewru i utrudniony dostęp do kredytów, są firmy zatrudniające do 49 osób. Płacze handel, gastronomia oraz firmy produkcyjne.

Niemal nietknięte przez kryzys zostało budownictwo, choć kary za nieterminowe płatności podwykonawcom stanowią już 10 procent kosztów firm budowlanych.
- Zatory finansowe między przedsiębiorstwami wyniosły w 2009 r. w regionie śląskim 800 mln złotych, firmy mają też 100 mln zł tytułem zaległych wynagrodzeń - mówi Antoni Falikowski, prezes Związku Pracodawców Budownictwa w Gliwicach.

To dziś w województwie największy problem. Właśnie na skutek opóźnień w płatnościach, przedsiębiorstwa nie mogą regulować własnych zobowiązań (dotyczy to 65,6 proc. firm w woj. śląskim), zmuszone są do ograniczania inwestycji (53,7 proc.), mają problemy z wprowadzaniem nowych produktów na rynek (14 proc.), ograniczają zatrudnienie lub redukują fundusz wynagrodzeń (18,4 proc.), muszą podnosić ceny produkowanych przez siebie wyrobów (92,6 proc.).

Kombinat Koksochemiczny Zabrze SA jest jedyną spółką w branży, która ubiegły rok zamknęła z dodatnim wynikiem finansowym. W 2009 r. osiągnęła około 20 mln złotych zysku netto. Takim wynikiem nie może się pochwalić zbyt wielu śląskich przedsiębiorców.

- To efekt wprowadzonego rok temu pakietu działań antykryzysowych - podkreśla prezes kombinatu Zdzisław Trzepizur.

Jeszcze w pierwszym kwartale spółka miała 12 mln zł straty. Potem kombinat drastycznie obniżył produkcję i zapasy surowców, wstrzymał wiele inwestycji, podpisał porozumienie ze związkami zawodowymi o zamrożeniu podwyżek płac do osiągnięcia dodatniego wyniku finansowego, zablokował przyjęcia nowych pracowników. Efekt - dodatni wynik finansowy. Wielu przedsiębiorców ma jednak nadzieję na poprawę sytuacji.

- Odsetek firm deklarujących poprawę sytuacji równa się dokładnie odsetkowi sygnalizujących pogorszenie. Taka sytuacja w regionie wynika prawdopodobnie z wysokiego stopnia uprzemysłowienia i stąd szybka reakcja na poprawiającą się koniunkturę krajową i międzynarodową - uważa dr Piotr Białowolski ze Szkoły Głównej Handlowej.

Z badań Krajowego Rejestru Długów wynika, że dziś najmniejszych problemów finansowych spodziewają się małe firmy. Dr Białowolski podejrzewa, że w obliczu kryzysu musiały się one po prostu nauczyć omijania nierzetelnych partnerów.

Adam Łącki, prezes KRD SA, zauważa natomiast, że od września zaczęło spadać tempo wzrostu należności zagrożonych od przedsiębiorstw.

- To pierwszy sygnał możliwej stabilizacji. Przemawia za nią również wyhamowanie dynamiki należności straconych. Możliwe jest zatem, że obserwujemy powolne wychodzenie z kryzysu - mówi prezes Łącki.

W regionie śląskim sytuacja finansowa przedsiębiorstw wygląda na tle innych regionów bardzo dobrze. Zadowoleni są zwłaszcza pośrednicy finansowi i kredytowi.
Zwykły Kowalski, zaniepokojony spadkiem pensji i wobec groźby bezrobocia przestał szaleć z zakupami, a zaczął spłacać bardziej regularnie raty za zakupy i pożyczki. Tyle że konsumpcja, która znacznie zmalała pod koniec roku, przestraszyła małe, rodzinne firmy. Pytanie więc brzmi - czy zdołają się utrzymać bez dokładania do interesu? Cierpią zwłaszcza sklepy i hurtownie - u 23,5 proc. z firm z tej właśnie branży wzrosły przede wszystkim problemy z odzyskiwaniem należności.

--------------------------------------------------------------------------------

800 mln zł wyniosły w 2009 r. zatory finansowe między przedsiębiorstwami w woj. śląskim

--------------------------------------------------------------------------------

23,5 proc. sklepów i hurtowni ma problem z odzyskiwaniem należności

--------------------------------------------------------------------------------

100 mln zł wynoszą zaległości firm z tytułu niewypłaconych wynagrodzeń

http://katowice.naszemiasto.pl/artykul/ ... egoria=858



geosoft - Śro Mar 10, 2010 7:24 pm
Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał zarobić na innych



kiwele - Czw Maj 06, 2010 8:49 pm
Zapowiada sie, ze ten watek trzeba bedzie odkurzyc, bo wroci do czestszego uzytku.



rasgar - Czw Maj 06, 2010 9:08 pm
Nie zapeszaj



kiwele - Czw Maj 06, 2010 10:02 pm

Nie zapeszaj
Wklej ostatnie wiesci ze swiata i z gieldy.
Albo lepiej: Nie wklejaj. To "nie zapeszaj" zostawi Ci zludzenia.



rasgar - Pią Maj 07, 2010 6:41 am
Jestem na bieżąco

Ale czasem mam wrażenie że światowymi mechanizmami finansów kieruje banda panikarzy, cierpiących z powodu permanentnych, głębokich, euforyczno-panicznych cykli depresji maniakalnej.



Iluminator - Pią Maj 07, 2010 7:23 am
W końcu mamy szansę na jakąś poważną korektę

Jeśli Hiszpania i Portugalia się nie sypnie to będzie ok.



rasgar - Pią Maj 07, 2010 8:09 am
Są dwa ryzyka tej sytuacji:

- dalsze "sypnięcie" się Hiszpanii i/lub Portugalii popchnie dalej domino

- dalsze problemy i ew. kolejne prośby o wsparcie mogą doprowadzić np. do tego, że Niemcy powiedzą "dość", co doprowadzi do rozłamu tej delikatnej materii strefy euro



Hebel - Pią Maj 07, 2010 12:10 pm
Jak na razie to Niemcy zmieniły kierunek i stały się największym zwolennikiem pomocy Grecji.
Oczywiście, tak naprawdę pomogają sobie samym, bo 70% obligacji greckich jest w rękach banków niemieckich i francuskich, a właściwie cała kwota (symbolicznej) pomocy pójdzie na wykup obligacji, które za chwilę zapadają.

Jeśli Hiszpania i Portugala się sypną, to już nawet ciocia Angela nie będzie w stanie pomóc i strefę euro w obecnym kształcie szlag trafi.

Zresztą nie powinno to dziwić kiedy niemal wszystkie państwa euro systematycznie i solidarnie wypinają się na fiskalne kryteria konwergencji.



kiwele - Pią Maj 07, 2010 12:32 pm

Jeśli Hiszpania i Portugala się sypną, to już nawet ciocia Angela nie będzie w stanie pomóc i strefę euro w obecnym kształcie szlag trafi.
Zresztą nie powinno to dziwić kiedy niemal wszystkie państwa euro systematycznie i solidarnie wypinają się na fiskalne kryteria konwergencji.


Moglbys troche szerzej potraktowac to ostatnie zdanie?



Hebel - Pią Maj 07, 2010 1:49 pm
^
Gdy koncepcja wspólnej waluty byłą jeszcze pieśnią przyszłości, twórcy UE zdawali już sobie sprawę, że unifikacja polityki monetarnej taki wielu różnorodnych gospodarek wymagać musi elementarnej dyscypliny na poziomie fiskalnym (regulowanym oczywiście przez każdy kraj oddzielnie).

Stąd, już traktat z Maastricht z 1992 r. zakałdał utrzymanie przez kraj kandydujące, deficytu budżetowego poniżej 3%.

Gdy idea euro nabrała bardziej realnych kształtów w 1996 r. utworzono Pakt Stabilizacji i Rozwoju - formalny fundament nakłądający na przyszłych kandydatów oraz członków strefy euro obowiązek utrzymania poziomu długu publicznego poniżej pułapu 60% PKB oraz deficytu sektora finansów publicznych poniżej 3% PKB.

Jednocześnie określono restrykcje w przypadku niewywiązywania się z powyższych warunków. Dotyczyły one głownie niezwłocznego uchwalenia przez marudera planu ogranicenia deficytu, nałożenia kary o wys. 0,5% PKB, a także obowiązku bardziej restrykcyjnego planowania budżetu w następnym roku.

Brzmi pięknie, ale nic poza tym. Lewackie rządy trawiące Europę wolały - jak mawia Balcerowicz - udawać fałszywych świętych mikołajów i solidarnie przymykać oko na łamanie regulacji, któe same przyjęły.

Oczywiście Grecja ze swoim deficytem na poziomie 12% oraz długiem powyżej 113% jest już swoistym kuriozum, ale winy za dzisiejsze wydarzenia nie ponosi sama.



kiwele - Pią Maj 07, 2010 2:25 pm
Tak to rzeczywiscie wyglada od strony czysto formalnej.
Mnie jednak interesuje dlaczego spoleczenstwa swiata tak latwo wpadaja w te pulapke.
Wskazanie na "lewackosc" rzadzacych wydaje mi sie daleko niewystarczajaca wymowka.
Czemu my wszyscy na swiecie mamy tak gleboko zakorzeniona tendencje do zycia ponad swoje mozliwosci?
Co gorsza, w mniejszym stopniu odnosi sie to do pojedynczych osob w spoleczenstwie, gdzie kazdy moze brac odpowiedzialnosc za samego siebie i swoich najblizszych, a w o wiele wyzszym stopniu ta tendencja sie przejawia w wyzszych formach organizacji spolecznej, gdzie decyzje mowiac najkrocej sa podejmowane "w imieniu".
Nie moge powiedziec zebym mial jasne odpowiedzi na takie pytania.



absinth - Pią Maj 07, 2010 5:26 pm
http://www.spiegel.de/international/eur ... 17,00.html



salutuj - Pią Maj 07, 2010 6:44 pm

Czemu my wszyscy na swiecie mamy tak gleboko zakorzeniona tendencje do zycia ponad swoje mozliwosci?.
Bo po nas tylko potop



kiwele - Pią Maj 07, 2010 9:08 pm
W dwa dni jestesmy o dobre kilka miesiecy do tylu i nie nazywajmy tego korekta.



Iluminator - Sob Maj 08, 2010 3:17 pm
^^^ Dokładnie dwa miesiące. Trzeci jeszcze pewnie pyknie. O korekcie pisałem już kilka miesięcy temu, a od 2 tygodni się na prawdę mocno dziwiłem, że jej jeszcze nie ma. Oczywiście nadeszła w najmniej oczekiwanym momencie

Aktualnie bym jakoś bardzo nie tragizował. Jeśli kryzys nie dotknie innych państw UE to będzie dobrze. Jeśli dotknie to może być koniec euro i powrót recesji i tym razem też w Polsce.

Dodatkowo polecam spojrzeć na całą tą sytuację szerzej. Euro w tej chwili traci w porównaniu do innych walut, co wspomoże eksport całej strefy, w tym Niemiec, gdzie eksport odgrywa bardzo ważną rolę. Dodatkowo, część tej pomocy wróci w postaci nabywanych dóbr wyprodukowanych w UE, analogicznie jak w przypadku funduszy europejskich w Polsce. Jako przykład mogę podać, że wkład Austrii zwraca jej się w ponad 90% w postaci nabytych usług i produktów.

Dla zainteresowanych polecam przeanalizować porównanie zadłużenia UE w stosunku do USA i Japonii. Nasz kontynent wypada relatywnie dobrze. Kończąc warto spojrzeć na wskaźniki wyprzedzające koniunkturę, które aktualnie są na zadowalających poziomach. Na przykład polecam bardzo przyjemny wskaźnik Baltic Dry Index, który pokazuje aktualne ceny frachtów morskich: http://www.bloomberg.com/apps/cbuilder? ... BDIY%3AIND (nie można go interpretować bezpośrednio, ale "ładnie się rysuje")



Iluminator - Pon Maj 10, 2010 12:52 pm
Komentarz na żywo od jednego z analityków:

"Piątkowe zakończenie sesji na Wall Street sugerowało, że rynek może przeżyć prawdziwy kataklizm w poniedziałek, jeśli nie będzie żadnej reakcji ze strony europejskich elit politycznych. Interwencja nastąpiła na najwyższym szczeblu - prezydent USA rozmawiał w niedzielę z prezydentem Francji i kanclerzem Niemiec. Przekonywał o konieczności przywrócenia zaufania rynkom. Rezultat? Deklaracja warta 750 miliardów euro we wzajemnych pożyczkach międzyrządowych - 440 miliardów od rządów europejskich, 60 miliardów z kryzysowego funduszu unijnego oraz 250 miliardów od MFW. Ponadto EBC chwilowo przymknie oczy na swój mandat i będzie dostarczał płynności na rynkach obligacji, czyli skupował obligacje. Helikoptery z pieniędzmi latają już nie tylko w USA... Reakcja rynków wobec tak gigantycznego pakietu wsparcia jest proporcjonalna do jego wielkości. Tracą obligacje niemieckie i amerykańskie, które były kupowane jako 'safe haven', gwałtownie osłabia się dolar amerykański i jen japoński, rosną notowania kontraktów terminowych na indeksy - S&P500 futures pokazują otwarcie powyżej przebitego wsparcia przy 1150! Bardzo silnie rosną również notowania złotego. Jeszcze w piątek wieczorem kurs USDPLN oscylował w pobliżu 3,20. Teraz handel odbywa się przy 3,05! Skrajnie wysoka zmienność na wszystkich niemal rynkach jest charakterystyczna dla okresu, gdy inwestorzy reagują na pojawiające się przełomowe informacje. W krótkim / średnim terminie zaproponowany pakiet powinien uspokoić rynki. Problem został odsunięty w czasie. W dłuższym terminie może okazać się, że chwilowe korzyści staną się bardzo kosztowne politycznie i ekonomicznie. Czy Niemcy i Francuzi będą chcieli płacić za długi sąsiadów z południa? Poparcie dla instytucji unijnych w Niemczech i we Francji już obecnie nie należy do największych. Teraz prawdopodobnie spadnie jeszcze bardziej. Może się okazać, że europejscy politycy właśnie piłują gałąź na której siedzą. Pod presją polityków ugiął się nawet Trichet. To czym Europa mogła się dotychczas pochwalić, mimo kryzysu, to odpowiedzialną polityką monetarną. Skala interwencji i wplątanie w nią EBC może podkopać zaufanie inwestorów do euro w dłuższym terminie."



kiwele - Pon Maj 10, 2010 2:46 pm

Komentarz na żywo od jednego z analityków:

"Piątkowe zakończenie sesji na Wall Street sugerowało, że rynek może przeżyć prawdziwy kataklizm w poniedziałek, jeśli nie będzie żadnej reakcji ze strony europejskich elit politycznych. Interwencja nastąpiła na najwyższym szczeblu - prezydent USA rozmawiał w niedzielę z prezydentem Francji i kanclerzem Niemiec. Przekonywał o konieczności przywrócenia zaufania rynkom. Rezultat? Deklaracja warta 750 miliardów euro we wzajemnych pożyczkach międzyrządowych - 440 miliardów od rządów europejskich, 60 miliardów z kryzysowego funduszu unijnego oraz 250 miliardów od MFW. Ponadto EBC chwilowo przymknie oczy na swój mandat i będzie dostarczał płynności na rynkach obligacji, czyli skupował obligacje. Helikoptery z pieniędzmi latają już nie tylko w USA... Reakcja rynków wobec tak gigantycznego pakietu wsparcia jest proporcjonalna do jego wielkości. Tracą obligacje niemieckie i amerykańskie, które były kupowane jako 'safe haven', gwałtownie osłabia się dolar amerykański i jen japoński, rosną notowania kontraktów terminowych na indeksy - S&P500 futures pokazują otwarcie powyżej przebitego wsparcia przy 1150! Bardzo silnie rosną również notowania złotego. Jeszcze w piątek wieczorem kurs USDPLN oscylował w pobliżu 3,20. Teraz handel odbywa się przy 3,05! Skrajnie wysoka zmienność na wszystkich niemal rynkach jest charakterystyczna dla okresu, gdy inwestorzy reagują na pojawiające się przełomowe informacje. W krótkim / średnim terminie zaproponowany pakiet powinien uspokoić rynki. Problem został odsunięty w czasie. W dłuższym terminie może okazać się, że chwilowe korzyści staną się bardzo kosztowne politycznie i ekonomicznie. Czy Niemcy i Francuzi będą chcieli płacić za długi sąsiadów z południa? Poparcie dla instytucji unijnych w Niemczech i we Francji już obecnie nie należy do największych. Teraz prawdopodobnie spadnie jeszcze bardziej. Może się okazać, że europejscy politycy właśnie piłują gałąź na której siedzą. Pod presją polityków ugiął się nawet Trichet. To czym Europa mogła się dotychczas pochwalić, mimo kryzysu, to odpowiedzialną polityką monetarną. Skala interwencji i wplątanie w nią EBC może podkopać zaufanie inwestorów do euro w dłuższym terminie."


Rzadko kiedy teksty z tej dziedziny sa tak jasne i tak malo obiecujace jak ten zacytowany wyzej.



salutuj - Pon Maj 10, 2010 3:28 pm
cóż oszczedni mieszkańcy eurolandu zostaną okradzeni



Hebel - Wto Maj 11, 2010 8:13 am
Uchwalenie tego pakietu pomocowego jest typowe dla mentalności europejskich i amerykańskich polityków.
Zamiast pozbyć się gnijącego trupa łatwiej jest go trochę przypudrować i założyć klamerkę na nos. W krótkim okresie wszyscy będą zadowoleni, a posprząta się póżniej...
Problem w tym, że to później może być wcześniej niż się wszystkim wydaje.



kickut - Wto Maj 11, 2010 10:07 am
Takie praktyki które zastosowano w USA podczas kryzysu i teraz wobec Grecji skłaniają niewidzialną rękę rynku do dalszego sabotowania socjalistycznych rządów, a co za tym idzie uczciwie pracujących ludzi i wyciągania od nich pieniędzy. Prędzej czy później to wszystko musi brzydko mówiąc piernicznąć, a czym dalej sie to będzie odkładać, tym BUM będzie większe i na szerszą skalę. Zachęcam zatem do zamiany pieniążków w bankach np na piękną działeczkę gdzieś w górach nad rzeczką



salutuj - Wto Maj 11, 2010 10:28 am
no z ta działką to tez nie tak rózowo bo jak opędzlują jednych i drugich to w wyniku zawieruchy jakiejś można ją utracić i dołączyć do związku wypędzonych po zawierusze;)



kickut - Wto Maj 11, 2010 10:53 am
Wydaje mi się, że ewentualna zawierucha najbardziej może odbić się na dużych miastach i ich mieszkańcach. Dzisiejsze informacyjne społeczeństwo europejskie raczej już nie ma chęci na gonienie się w czołgach po górach. Przy postępie anarchii obawiam się przejęcia władzy przez korporacje jeśli rządy dalej będą słabnąć lub wprowadzenia sił pokojowych Chin i Indii w późniejszej perspektywie. A na wsi w górach nad rzeczką zawsze będzie troche spokojniej, troche weselej...



kiwele - Wto Maj 11, 2010 8:50 pm
Kiedy sie pozycza od kogos jakas sume pieniedzy, to dokladnie wiadomo co to takiego i rownie dokladnie wiadomo, ze sa one do zwrotu po pewnym czasie.
Kiedy sie bierze pozyczke np. z banku to sprawy ciagle sa jeszcze jasne, ale juz troszke mniej... te wszystkie gwarancje, procenty...
Kiedy jakies wielkie przedsiewziecie, projekt, inwestycja sa finansowane przez bank albo konsorcjum bankow, to sprawy sie staja bardzo kompleksowe, ale jeszcze mozliwe do ogarniecia przez sredni umysl.
Na jeszcze wyzszym poziomie sa pozyczki jakich sobie udzielaja panstwa czy tez miedzynarodowe organizacje finansowe dla konkretnych przedsiewziec, z jasno okreslonymi warunkami zwrotu pozyczonych sum, ukrytych czesto w wartosci dostarczonych towarow czy uslug.
Pozostaje dla mnie jednak mocno mgliste, jak potrafi naraz spasc z nieba suma 750 miliardow euro w sytuacji gdy wszystkim brakuje duzo mniejszych pieniedzy. Przeciez tu najwyrazniej nie jest to zwykle ich dodrukowywanie.
Nie podejrzewam, ze mamy tu na Forum rzecznika organizacji, ktore te niewyobrazalne pieniadze (jesli to sa pieniadze w normalnym znaczeniu tego slowa!) wyciagnely jak krolika z kapelusza, ale mysle ze sa tu ekonomisci, ktorzy pamietaja, ze znajomoscia takich drobiazgow dopelniano im glowe w czasie studiow.

Mozeby ktorys z Kolegow mial ochote w ramach skromnego postu troszeczke nam przyblizyc, wytlumaczyc jak to jest z tym krolikiem z kapelusza. A na deser co taki krolik w istocie jest wart.

Z gory dziekuje, na zapas nawet w imieniu innych podobnych do mnie ignorantow.



salutuj - Wto Maj 11, 2010 10:11 pm

Wydaje mi się, że ewentualna zawierucha najbardziej może odbić się na dużych miastach i ich mieszkańcach. Dzisiejsze informacyjne społeczeństwo europejskie raczej już nie ma chęci na gonienie się w czołgach po górach. Przy postępie anarchii obawiam się przejęcia władzy przez korporacje jeśli rządy dalej będą słabnąć lub wprowadzenia sił pokojowych Chin i Indii w późniejszej perspektywie. A na wsi w górach nad rzeczką zawsze będzie troche spokojniej, troche weselej...

dżentelmeni z początku i środka XXwieku w melonikach też pewnie nie mieli ochoty.



Prince - Śro Maj 12, 2010 6:41 am

Kiedy sie pozycza od kogos jakas sume pieniedzy, to dokladnie wiadomo co to takiego i rownie dokladnie wiadomo, ze sa one do zwrotu po pewnym czasie.
Kiedy sie bierze pozyczke np. z banku to sprawy ciagle sa jeszcze jasne, ale juz troszke mniej... te wszystkie gwarancje, procenty...
Kiedy jakies wielkie przedsiewziecie, projekt, inwestycja sa finansowane przez bank albo konsorcjum bankow, to sprawy sie staja bardzo kompleksowe, ale jeszcze mozliwe do ogarniecia przez sredni umysl.
Na jeszcze wyzszym poziomie sa pozyczki jakich sobie udzielaja panstwa czy tez miedzynarodowe organizacje finansowe dla konkretnych przedsiewziec, z jasno okreslonymi warunkami zwrotu pozyczonych sum, ukrytych czesto w wartosci dostarczonych towarow czy uslug.
Pozostaje dla mnie jednak mocno mgliste, jak potrafi naraz spasc z nieba suma 750 miliardow euro w sytuacji gdy wszystkim brakuje duzo mniejszych pieniedzy. Przeciez tu najwyrazniej nie jest to zwykle ich dodrukowywanie.
Nie podejrzewam, ze mamy tu na Forum rzecznika organizacji, ktore te niewyobrazalne pieniadze (jesli to sa pieniadze w normalnym znaczeniu tego slowa!) wyciagnely jak krolika z kapelusza, ale mysle ze sa tu ekonomisci, ktorzy pamietaja, ze znajomoscia takich drobiazgow dopelniano im glowe w czasie studiow.

Mozeby ktorys z Kolegow mial ochote w ramach skromnego postu troszeczke nam przyblizyc, wytlumaczyc jak to jest z tym krolikiem z kapelusza. A na deser co taki krolik w istocie jest wart.

Z gory dziekuje, na zapas nawet w imieniu innych podobnych do mnie ignorantow.


Moim zdaniem jest to właśnie zwykłe dodrukowanie, które w dłuższym okresie czasu skutkuje inflacją i deprecjacją pieniądza. Jednak jak pokazuje doświadczenie, amerykanie dodrukowali w ubiegłych latach więcej, a jednak dolar się nie zeszmacił co pokazuje, że bogaty i silny potrafi swoją inflację przenieść na biedne i słabe waluty. Takich czasów się doczekaliśmy...

Acha chciałbym jeszcze dodać, że w przypadku dolara jego cenę utrzymują bardzo mocno Chińczycy. USA jest głównym importerem z Chin i gdyby dolar znacząco się osłabił amerykanie nie kupowaliby, a eksportowali co nie opłacałoby się Chinom. Dlatego one skupują dolary sztucznie utrzymują ich kurs co i tak im się opłaca. Poza tym dzięki temu uzależniły w pewnym stopniu od siebie USA.

Ciekawe tylko kto będzie utrzymywać dług europejski i jeszcze jedno, kiedy Chiny będą na tyle silne by powiedzieć amerykanom dość. Wtedy może być wielkie bum...



salutuj - Śro Maj 12, 2010 8:53 am
Z drugiej strony chiny po prostu przyjmują dolary, które sa papierkami tylko. dolar zeszmacił się już moim zdaniem, ale te szmatę łapie chiński hasiok. Jaka teraz jest alternatywa? albo chiny będa trzymac papierki do końca świata (co przeciez nie jest celem samym w sobie) albo je wypuszczą - co ujawni zeszmacenie

Raczej nie wypuszczą bo nie zdążą, chyba że podpiszą jakis gigantyczny kontrakt np na usługi/inwestycje, w którym zapłacą za jednym razem - ale i tak dolar się rozejdzie w ten sposób w świat i zepsuje jego wartość. Tyle że chińczycy uratuja tyłek.



kiwele - Śro Maj 12, 2010 10:34 am

Kiedy sie pozycza od kogos jakas sume pieniedzy, to dokladnie wiadomo co to takiego i rownie dokladnie wiadomo, ze sa one do zwrotu po pewnym czasie.
Kiedy sie bierze pozyczke np. z banku to sprawy ciagle sa jeszcze jasne, ale juz troszke mniej... te wszystkie gwarancje, procenty...
Kiedy jakies wielkie przedsiewziecie, projekt, inwestycja sa finansowane przez bank albo konsorcjum bankow, to sprawy sie staja bardzo kompleksowe, ale jeszcze mozliwe do ogarniecia przez sredni umysl.
Na jeszcze wyzszym poziomie sa pozyczki jakich sobie udzielaja panstwa czy tez miedzynarodowe organizacje finansowe dla konkretnych przedsiewziec, z jasno okreslonymi warunkami zwrotu pozyczonych sum, ukrytych czesto w wartosci dostarczonych towarow czy uslug.
Pozostaje dla mnie jednak mocno mgliste, jak potrafi naraz spasc z nieba suma 750 miliardow euro w sytuacji gdy wszystkim brakuje duzo mniejszych pieniedzy. Przeciez tu najwyrazniej nie jest to zwykle ich dodrukowywanie.
Nie podejrzewam, ze mamy tu na Forum rzecznika organizacji, ktore te niewyobrazalne pieniadze (jesli to sa pieniadze w normalnym znaczeniu tego slowa!) wyciagnely jak krolika z kapelusza, ale mysle ze sa tu ekonomisci, ktorzy pamietaja, ze znajomoscia takich drobiazgow dopelniano im glowe w czasie studiow.

Mozeby ktorys z Kolegow mial ochote w ramach skromnego postu troszeczke nam przyblizyc, wytlumaczyc jak to jest z tym krolikiem z kapelusza. A na deser co taki krolik w istocie jest wart.

Z gory dziekuje, na zapas nawet w imieniu innych podobnych do mnie ignorantow.


Moim zdaniem jest to właśnie zwykłe dodrukowanie, które w dłuższym okresie czasu skutkuje inflacją i deprecjacją pieniądza. Jednak jak pokazuje doświadczenie, amerykanie dodrukowali w ubiegłych latach więcej, a jednak dolar się nie zeszmacił co pokazuje, że bogaty i silny potrafi swoją inflację przenieść na biedne i słabe waluty. Takich czasów się doczekaliśmy...

Acha chciałbym jeszcze dodać, że w przypadku dolara jego cenę utrzymują bardzo mocno Chińczycy. USA jest głównym importerem z Chin i gdyby dolar znacząco się osłabił amerykanie nie kupowaliby, a eksportowali co nie opłacałoby się Chinom. Dlatego one skupują dolary sztucznie utrzymują ich kurs co i tak im się opłaca. Poza tym dzięki temu uzależniły w pewnym stopniu od siebie USA.

Ciekawe tylko kto będzie utrzymywać dług europejski i jeszcze jedno, kiedy Chiny będą na tyle silne by powiedzieć amerykanom dość. Wtedy może być wielkie bum...



Hebel - Śro Maj 12, 2010 4:20 pm
Już na pierwszym semestrze każdych studiów ekonomicznych przedstawiana jest proste, choć budzące pewne kontrowersje tzw. równanie Fishera, które mówi, że w dłuższym okresie zwiększenie ilości pieniądza rodzi presję na wzrost poziomu cen.

MV=PX
M – podaż pieniądza na rynku
V – szybkość obiegu pieniądza (można przyjąć, że jest stała)
P – poziom cen
X – wolumen wymiany (też stały)

W myśl tego równania, gmeranie przy polityce monetarnej znajduje swoje odbicie jedynie we wzroście inflacji/deflacji i nie będzie prowadzić do wzrostu gospodarczego w dłuższym okresie.

Oczywiście wielu – na czele z europejskimi politykami, powie, że to stek bzdur, a bank centralny wcale nie musi być niezależny.

Jak bowiem inaczej tłumaczyć zobowiązanie EBC do skupowania obligacji krajów mających problem ze swoim zadłużeniem? Zresztą przykład przyszedł wprost zza oceanu gdzie Fed jest tylko marionetką służącą do finansowania państwa.

Cóż z tego, że Traktat z Maastricht, wyraźnie mówi, że każdy kraj członkowski jest odpowiedzialny za swoją politykę monetarną, a EBC jest w pełni niezależny. Politycy KE zapewniają tymczasem, że zamach na niezależność EBC był stanem wyższej konieczności i właściwie to nie będzie miał żadnych negatywnych konsekwencji.

Sam jestem ciekaw co będzie sie działo z euro i UE przez najbliższe dwa lata, ale optymistycznych sygnałów na razie brakuje.



Prince - Śro Maj 12, 2010 6:10 pm

Już na pierwszym semestrze każdych studiów ekonomicznych przedstawiana jest proste, choć budzące pewne kontrowersje tzw. równanie Fishera, które mówi, że w dłuższym okresie zwiększenie ilości pieniądza rodzi presję na wzrost poziomu cen.

MV=PX
M – podaż pieniądza na rynku
V – szybkość obiegu pieniądza (można przyjąć, że jest stała)
P – poziom cen
X – wolumen wymiany (też stały)

W myśl tego równania, gmeranie przy polityce monetarnej znajduje swoje odbicie jedynie we wzroście inflacji/deflacji i nie będzie prowadzić do wzrostu gospodarczego w dłuższym okresie.

Oczywiście wielu – na czele z europejskimi politykami, powie, że to stek bzdur, a bank centralny wcale nie musi być niezależny.

Jak bowiem inaczej tłumaczyć zobowiązanie EBC do skupowania obligacji krajów mających problem ze swoim zadłużeniem? Zresztą przykład przyszedł wprost zza oceanu gdzie Fed jest tylko marionetką służącą do finansowania państwa.

Cóż z tego, że Traktat z Maastricht, wyraźnie mówi, że każdy kraj członkowski jest odpowiedzialny za swoją politykę monetarną, a EBC jest w pełni niezależny. Politycy KE zapewniają tymczasem, że zamach na niezależność EBC był stanem wyższej konieczności i właściwie to nie będzie miał żadnych negatywnych konsekwencji.

Sam jestem ciekaw co będzie sie działo z euro i UE przez najbliższe dwa lata, ale optymistycznych sygnałów na razie brakuje.


Ale na pierwszym roku, jak i na całych studiach nie uczą, że powstałą przez dodruk inflację bardzo łatwo dzisiaj przerzucić na kraje słabsze ekonomicznie.

Dobry był przykład Polski i złotówki, już chyba wszyscy zapomnieli jak amerykanie bawili się jej kursem i przerzucali tu swoją inflację na początku kryzysu gdzieś na przełomie zimy i wiosny 2009 roku.

Przypominam, że 2 lata temu za 1$ daliśmy około 2zł, dzisiaj już ponad 3zł, zmiana przyszła niemal z dnia na dzień. Zubożeliśmy o 1/3 niby dlaczego?
Paradoksalnie dzięki temu odnosimy pewne sukcesy gdyż nasze firmy taniej eksportują, przez co odnoszą większe, bądź niezmniejszone korzyści.



onto - Pon Maj 17, 2010 2:49 pm
3 greckie przekręty, czyli jak wyciągają kasę od państwa

Grecy potrafią doić swoje państwo. Dojenie bywa wręcz bezczelne, pisze niemiecki Der Spiegel.

Leandros Rakintzis, który jest generalnym inspektorem administracji publicznej w Grecji pęcznieje z radości, gdy opowiada o swoich sukcesach. Ma łatwą pracę, prześwietla rządowe agencje, komórki, urzędy. Administracyjnych śmieci nie musi długo szukać. Są wszędzie.

W Grecji działają tysiące niepotrzebnych, czy wręcz kuriozalnych komórek administracji dających zarobek tysiącom pracowników. Rakintzisowi w sprawdzeniu całej tej stajni Augiasza pomaga zaledwie 30 asystentów. Posprzątanie wszystkiego jest niemożliwe, ale nieustępliwy starszy mężczyzna nie poddaje się i chce likwidować kolejnych pożeraczy publicznych pieniędzy.

Trzy przykłady pożerania publicznych pieniędzy wskazane przez Rakintzisa

1. Biuro Kopais to specjalna komórka administracji państwowej stworzona w 1957 roku, której zadaniem było przygotowanie i przeprowadzenie osuszenia jeziora Kopais niedaleko Teb, po dnie którego miały biec nowe drogi.

Jezioro zniknęło bezpowrotnie w tym samym roku, kiedy stworzono biuro, ale 30 jego pracowników ciągle pracuje nad osuszaniem terenów. Każdy z nich pobiera pensję 2,5 tys. EUR, a biuro przeżyło już nawet zmiany pokoleniowe - część zatrudnionych odeszła na emerytury
, zastąpili ich nowi „osuszacze”.

2. Nieustannie działa także powołane przez rząd grecki biuro zajmujące się promocją
Salonik, jako europejskiego miasta
kultury w... 1997 roku. Biuro jest już kompletnie niepotrzebne, chyba że jednocześnie pracuje nad wehikułem czasu.

3. W Grecji część ludzi oddaje do szpitali na weekend starszych członków rodziny. Chcą w ten sposób zdobyć kilka dni wolnego. Kosztami
obarczona jest oczywiście publiczna służba zdrowia, ale jakoś nie ma motywacji, by zwyczaj zmienić.

Rakintzis pracuje nad 4 tys. podobnych przypadków...Jego zdaniem, nawet rząd nie wie, ile łącznie zatrudnia ludzi w różnych niszowych instytucjach. .

Der Spiegel zwraca uwagę, że Grecja ma pięciokrotnie więcej pracowników sektora publicznego niż Wielka Brytania. Utrzymanie ich kosztuje dziesiątki miliardów euro rocznie. To pieniądze, których nie ma w budżecie Grecji i w rzeczywistości niegdy nie było. PKB Grecji jest tylko niewiele większe niz dochód niemieckiego landu Hesja. Stanowi zaledwie 0,1 PKB Niemiec.

Grecja otrzymała niedawno gwarancję pomocy ze strony Unii Europejskiej i Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Pakiet
ratunkowy dla podupadającej gospodarki ma wartość 110 mld EUR. Gdyby Polska była w strefie euro, to musiałaby się złożyć na pomoc. Przeciętny Polak zapłaciłby za to około 100 EUR.

http://www.pb.pl/2/a/2010/05/15/3_greck ... _od_panstw



absinth - Nie Lip 04, 2010 4:27 pm
ciekawa wypowiedz Marka Belki, Prezesa NBP z wywiadu publikowanego w Forbes'ie

Ale wydaje się, że jednym z motorów napędowych światowej gospodarki były w ostatnich latach innowacje finansowe...

Nie do końca się z tym zgodzę. Innowacje finansowe to bardzo ładnie brzmi, tylko coraz częściej dochodzimy do wniosku, że te innowacje były funta kłaków warte albo zostały użyte w sposób niewłaściwy. Wszyscy wiemy, że sekurytyzacja jako taka jest w porządku, że dobrze funkcjonująca gospodarka potrzebuje instrumentów pochodnych. Ale zastanawiam się, ile innowacji finansowych powstało w dążeniu albo do ominięcia regulacji, albo w celu uniknięcia płacenia podatków. Wartość dodana takich innowacji jest ujemna. Gospodarka rzeczywiście rosła szybciej. Znalazły się pieniądze, żeby wybudować Petronas Tower – na marginesie, do dzisiaj nie mogą go Malezyjczycy zaludnić – albo Jumeirah Islands. Ale nie udało się na przykład sfinansować przełomu w poszukiwaniu alternatywnych źródeł energii. Nie idealizujmy innowacji finansowych. Deregulacja rynków finansowych w latach 80. i 90. była błędem. Nie trzeba było tego robić albo przynajmniej nie w ten sposób.

całość tu:
http://waluty.onet.pl/20-pytan-do-marka ... rasa-detal



Hebel - Nie Lip 04, 2010 5:54 pm
^ Święta i prosta prawda.
Przykro powiedzieć, ale walnie do takiego stanu rzeczy przyczynił się Clinton, który w imię fałszywie pojętej deregulacji wycofał się z wiekowej ustawy Glassa-Steagalla, która zabraniała łączenia bankom funkcji inwestycyjnej i komercyjnej.
W rezultacie wpływ banku centralnego na kształtowanie podaży pieniądza stał się mierny.
Czasem myślę nawet, że praca w City, czy na Wall Street powinna być postrzegana jako bardziej hańbiąca, niż stanie pod latarnią



Iluminator - Pon Lip 05, 2010 7:25 am
^ W Europie kontynentalnej z tego co kojarzę to nigdy nie było podziału miedzy bankami depozytowo-kredytowymi, a inwestycyjnymi. Nie powodowało to takich problemów z kreowaniem pieniądza. Problem powstał po fali M&A w bankowości w latach 80 i 90, przez co powstały konglomeraty finansowe. Bankructwo jednego z nich powoduje zachwianie się całego systemu.

Co do deregulacji to zbyt szybko chyba to wszystko się potoczyło. Chciwość wyprzedziła realną wartość i fundamenty. Myślę jednak, że kierunek jako taki był dobry. Zabrakło jednak nadzoru i zarządzania ryzykiem, a technologia i możliwości wyprzedziły ludzką wyobraźnię. Zimny prysznic się przydał, a zawodnicy już się ustawiają na stanowiskach startowych



Hebel - Pon Lip 05, 2010 8:45 am
Problem w tym, że te powstanie tych konglomeratów fin. sprawiło, że podział na instytucje amerykańskie, europejskie, czy jakie tam jeszcze niewiele już nie znaczy. Choć oczywiście źródło problemu było w USA.

Pytanie tylko, ile z faktycznej deregulacji miały działania z lat 90-tych? Freddie Mac, Fannie Mae i cała reszta rozrabiaków, to były w istocie instytucje pararządowe, które miały wspomagać politykę rządu, bawiąc się przy tym nie swoimi zabawkami. Dodając do tego naturalną chciwość, o której wspomniałeś nic dobrego nie mogło nas spotkać.

Czy coś się zmieni? Dopóki rządy będą jedynie stać w gotowości do wykonania przelewu, kiedy potyka się noga, a własność będzie tak absurdalnie oddalona od odpowiedzialności, to myślę, że nie sądze.



onto - Pon Lip 19, 2010 12:50 pm
I po kryzysie...

Zrzeszenie przewoźników lotniczych IATA poinformowało, że ruch pasażerski w maju przewyższył o 1% poziom sprzed kryzysu.

Według informacji IATA, dysponującego danymi większości przewoźników, w maju bieżącego roku, zanotowano większą liczbę pasażerów, niż w sierpniu 2008, kiedy rozpoczął się ostatni kryzys gospodarczy. Wzrost jest niewielki, jedynie 1-procentowy, jednak porównanie wyników, miesiąc do miesiąca, pokazuje już dynamiczny rozwój ruchu lotniczego.

Wyniki z maja 2010 były aż o 11,7% lepsze niż w maju ubiegłego roku. Trend ten utrzymuje się zresztą od kilku miesięcy, z wyjątkiem kwietnia, kiedy zanotowano spadek liczby pasażerów, w porównaniu do kwietnia 2009. Powodem były ograniczenia lotów, wprowadzone po wybuchu islandzkiego wulkanu.

Sytuacja ta potwierdza wcześniejsze prognozy, dotyczące uzyskania przez branżę zysku na koniec 2010. Istotnym jest przy tym, że ze wzrostem liczby pasażerów idzie w parze zwiększenie liczby wykorzystanych miejsc. W USA wskaźnik ten wzrósł do rekordowych 82,4%, w porównaniu do średniej nieco ponad 70% w poprzednich dekadach. Związane jest to z ograniczeniem liczby wykorzystywanych samolotów w poprzednich miesiącach.

Przedstawiciele IATA dalecy są jednak od optymizmu. Zysk przewoźników, rzędu 2,5-2,8 mld USD przekłada się na jedynie 0,5% obrotów, co nie zapewnia stabilnej sytuacji sektora. Stoi on ciągle przed poważnymi zagrożeniami. Możliwe są nadal upadki tych przedsiębiorstw, które najbardziej straciły na kryzysie i nie będą w stanie zapewnić dalszego finansowania bieżącej działalności.

http://www.altair.com.pl/start-4815



absinth - Pon Sie 23, 2010 6:20 pm
ciekawy art:



Xie: Grunt pod kolejny kryzys jest przygotowany
GS 23-08-2010, ostatnia aktualizacja 23-08-2010 16:49

- Prawdziwym zagrożeniem dla światowej gospodarki nie jest deflacja, ale inflacja, którą mogą wywołać działania zachodnich banków centralnych – twierdzi Andy Xie

Zdaniem znanego z kontrowersyjnych poglądów byłego, głównego ekonomisty Morgana Stanleya ds. Azji., który szeregi Morgana Stanleya opuścił w 2006 r., światowy system gospodarczy rozpada się na dwie przeciwstawne grupy. ‼Zimne niczym lód” gospodarki dojrzałe, które konkurują ze sobą na polu pesymistycznych doniesień ekonomicznych, i ‼rozgrzane do czerwoności” gospodarki rozwijające się, dla których największym problemem są rodzące się bańki na rynkach aktywów i inflacja.

Choć w tej pierwszej grupie pozytywnie wyróżnia się Europa, w perspektywie 12 miesięcy i ją czeka hamowanie ożywienia gospodarczego. Do niedawna było ono wspierane m.in. przez deprecjację euro, która jednak ustąpiła miejsca aprecjacji. Tymczasem sytuacja na europejskim rynku pracy jest gorsza, niż w USA.

- Strach przed deflacją sprawia, że banki centralne rozwiniętych państw utrzymują luźną politykę pieniężną. To napędzi inflację w państwach rozwijających się. Ta zaś, za pośrednictwem handlu, rynków walutowych i oczekiwań inflacyjnych, uderzy w gospodarki rozwinięte – napisał Xie na łamach chińskiego portalu Caixin.

- W ostatecznym rozrachunku, popyt jest lokalny, a podaż globalna – wskazuje Xie. Tłumaczy w ten sposób, dlaczego pakiety stymulacyjne na Zachodzie, które w zamierzeniu miały pobudzić tam popyt, nie przyniosły oczekiwanych skutków, przyczyniły się natomiast do problemów państw rozwijających się.

- Gdy Rezerwa Federalna lub Europejski Bank Centralny próbują pobudzić krajowe gospodarki, w rzeczywistości stymulują gospodarkę światową. Woda, niezależnie skąd wypływa, płynie w dół. Podobnie kapitał stymulacyjny płynie tam, gdzie koszty produkcji są niskie, a systemy bankowe zdrowe. Zgodnie z tą logiką, działania Fedu i EBC napędzają inflację i bańki spekulacyjne w państwach rozwijających się, zamiast pobudzać tempo wzrostu w macierzystych krajach – wyjaśnia ekonomista, ceniony za trafne prognozy w przededniu kilku ostatnich kryzysów finansowych.

Zdaniem Xie, z podobnym scenariuszem mieliśmy do czynienia w latach 90. Na początku tamtej dekady, po kryzysie kas oszczędnościowo-kredytowych w USA, Fed obniżył stopy procentowe do 3 proc. To zachęciło zachodnie banki do rozbudowania akcji kredytowej w południowo-wschodniej Azji, co doprowadziło tam do bańki na rynku nieruchomości. Gdy Fed zaostrzył swoją politykę, kapitał został z Azji wycofany, co stało się zapalnikiem kryzysu finansowego z lat 1997-1998.

- Dzisiaj historia ta jest poważniejsza i bardziej wielowymiarowa. Gospodarki wschodzące w stosunku do rozwiniętych, a także wartość międzynarodowego handlu w stosunku do światowej gospodarki, są dziś dwukrotnie większe, niż w latach 90. Kapitał może zaś przepływać bez większych problemów – twierdzi Xie.

- Podejrzewam, że polityka Fedu tym razem wywoła trzykrotnie większe zaburzenia w światowej gospodarce, niż na początku lat 90. Jej konsekwencją będzie katastrofa znacznie poważniejsza, niż kryzys azjatycki – ostrzega ekonomista.

Pomimo znacznego wzrostu podaży pieniądza presji inflacyjnej jak dotąd na Zachodzie nie widać – przyznaje Xie. Jest to spowodowane m.in. problemami w sektorze bankowym, co zmniejsza tempo obiegu pieniądza, a także słabym popytem wewnętrznym, który nie pozwala producentom na podwyżki cen. Jak jednak dodaje, te czynniki są tymczasowe. Gdy zaczną ustępować, banki centralne mogą nie zdążyć z ograniczeniem podaży pieniądza. Niezależnie od tego, już wcześniej inflacja może wybuchnąć za pośrednictwem państw wschodzących oraz spekulantów, windujących ceny surowców.
rp.pl
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • romanbijak.xlx.pl



  • Strona 14 z 15 • Wyszukano 969 wypowiedzi • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12, 13, 14, 15
    Copyright (c) 2009 | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.