ďťż
[Gospodarka] Kryzys czyli końca nie widać



absinth - Nie Sie 29, 2010 6:37 am


Koniec amerykańskiego snu
21 sierpnia 2010

Bezrobocie w USA osiągnęło najwyższy poziom od czasów wielkiej depresji z lat 30. ubiegłego wieku. Ci, którzy wpadli w czarną dziurę braku zatrudnienia, zyskali nowy przydomek: ‼dziewięćdziesiątki dziewiątki”. Nazwa ta nawiązuje do 99 tygodni, w czasie których bezrobotni Amerykanie mogą pobierać świadczenia.

Richarda Gainesa znają niemal wszyscy mieszkańcy Haddon Avenue, niespokojnej ulicy w Camden, przy której stoją tanie sklepiki i zabite deskami domy. 50-letni Gaines prowadzi tu zakład fryzjerski. Pracuje ciężko i jest aktywnym członkiem swojej społeczności. Jednak na Haddon Avenue trudno dobrze zarobić, nawet w najlepszych czasach, a przecież obecny okres do pomyślnych z pewnością nie należy.

Gaines miał okazję przekonać się na własnej skórze, jak ogromna jest skala recesji, która dotknęła 80-tysięczne miasto w stanie New Jersey. Dawniej drobni przedsiębiorcy z Haddon Avenue mogli liczyć przynajmniej na tych, którym zarobek dawała ulica. Młodzi mężczyźni kupowali modne ubrania i robili sobie eleganckie fryzury. Zawsze płacili gotówką. Dziś w Camden jest tak źle, że nawet przestępcy ledwo wiążą koniec z końcem. – Chłopaki, którzy zdobyli pieniądze w sposób nielegalny, nie chcą ich teraz wydawać – skarży się Gaines.

Takich miast jak Camden jest w całych Stanach Zjednoczonych wiele. Amerykańska gospodarka zmaga się z ogromnymi trudnościami. Bezrobocie osiągnęło poziom nienotowany od czasów wielkiej depresji lat 30. ubiegłego wieku. Statystyki są zatrważające.

Oficjalnie bezrobocie w Ameryce sięga 9,5 procent. To wysoki wskaźnik, choć i tak nie oddaje on rzeczywistych rozmiarów problemu. Nie obejmuje bowiem osób, które zrezygnowały z poszukiwania pracy. Tylko w ciągu ostatnich trzech miesięcy ponad milion Amerykanów dołączyło do grupy tych, którzy całkiem stracili wiarę w możliwość znalezienia zatrudnienia i wypadli z oficjalnych statystyk. Ta armia, licząca łącznie już blisko 6 milionów osób, wciąż rośnie, w miarę jak kolejni bezrobotni popadają w stan trwałej beznadziei. Badania pokazują, że z każdym tygodniem na zasiłku szanse na zdobycie pracy maleją.

I choć duże korporacje, zwłaszcza w sektorze bankowym, notują spore zyski, to nie zatrudniają nowych pracowników. Jednocześnie samorządy i władze stanowe wprowadzają cięcia, których ofiarą mogą paść następne dziesiątki tysięcy zatrudnionych. Urzędnicy ograniczają bowiem wydatki na szkoły, oświetlenie ulic, biblioteki, wywóz śmieci, policję, straż pożarną i sieć transportu publicznego.

Przez wiele lat fundamentem amerykańskiego społeczeństwa była klasa średnia. Dziś ta warstwa wyraźnie się kurczy, dzieląc kraj na tych, którzy mają i tych, którzy nie mają. Jak zauważył noblista Paul Krugman, poziom biedy, jaki dawniej był nie do pomyślenia, teraz staje się normą.

Ci, którzy wpadli w czarną dziurę bezrobocia, zyskali nowy przydomek: ‼dziewięćdziesiątki dziewiątki”. Nazwa ta nawiązuje do 99 tygodni, w czasie których bezrobotni Amerykanie mogą pobierać świadczenia. Państwowe pieniądze mają pomóc zwolnionym z pracy w prowadzeniu w miarę normalnego życia do czasu znalezienia nowej posady. Jednak po upływie owych 99 tygodni zasiłek się kończy. Dla wielu bezrobotnych moment ten oznacza przekroczenie progu rozpaczliwego ubóstwa.

Kim są ci ludzie? Okazuje się, że nie mają nic wspólnego z wizerunkiem nieudolnych obiboków, jak usiłują ich przedstawiać Republikanie. 58-letnia Anne Strauss przepracowała 35 lat na Long Island jako specjalistka od PR. W czerwcu 2008 roku została zwolniona. Od tego czasu nie ma dnia, żeby nie szukała nowego zatrudnienia. Ona i jej mąż żyją z kart kredytowych, patrząc z przerażeniem na rosnącą górę długów. – Szukanie pracy to najtrudniejsze zajęcie, jakie kiedykolwiek miałam – stwierdza Strauss z uśmiechem, w którym nie widać humoru ani radości, ale głęboki stres.

62-letni nowojorczyk Steven Bilarbi przez 37 lat pracował w tym samym przedsiębiorstwie. Od 2007 roku stale poluje na oferty od pracodawców. Żyje z oszczędności i uszczupla swoją emeryturę. – Jeżdżę na targi pracy. Nie chcę siedzieć w domu. Co miałbym robić? Oglądać teleturnieje i opery mydlane? – denerwuje się Bilarbi.

Bezrobotni są rozgoryczeni faktem, że amerykański sen, który – jak sądzili – w ich przypadku się spełnił, teraz legł w gruzach. 53-letnia Donna Faiella z Nowego Jorku przez 28 lat odnosiła sukcesy jako montażystka filmowa. Dziś rozpaczliwie szuka pracy. Jakiejkolwiek. – Będę robić wszystko, mogę nawet zamiatać podłogi. Nie uśmiecha mi się pobieranie zasiłku. To cholernie poniżające – mówi zdesperowana kobieta, niemal trzęsąc się ze złości. Za tydzień straci prawo do zasiłku. – Nie wiem, co robić, jestem przerażona. Czy zostanę bezdomną? – zastanawia się Faiella. Na wszelki wypadek zdążyła już sprawdzić schroniska w swojej okolicy.

Jeśli liczba 99 symbolizuje tę część społeczeństwa, którą Ameryka powoli pozostawia własnemu losowi, Camden jest geograficzną ilustracją tej marginalizacji. Kwitnący niegdyś port rzeczny staje się przykładem degradacji przestrzeni miejskiej, gdzie wzdłuż wielu ulic ciągną się niezabudowane działki i opuszczone budynki.

Mieszkańcy Camden mają najniższe średnie dochody w przeliczeniu na gospodarstwo domowe spośród wszystkich amerykańskich miast (24 tys. dolarów rocznie). W ubiegłym roku Camden znalazło się w ścisłej czołówce najniebezpieczniejszych miejsc w Stanach Zjednoczonych. Według niektórych szacunków co trzeci dom w mieście jest pusty. Jedna trzecia mieszkańców żyje w ubóstwie, a co piąty nie ma pracy.



Lokalny samorząd staje przed koniecznością przeprowadzenia ogromnych cięć, które mają powstrzymać proces popadania w coraz większe zadłużenie. Dosłownie w ostatniej chwili udało się ocalić przed zamknięciem trzy miejscowe biblioteki publiczne.

– Mieszkam tu od 1971 roku i tak źle jeszcze nie było – mówi 81-letnia Dorothy Allen, którą sąsiedzi z Haddon Avenue nazywają ‼Mamąâ€. Jednak słuchając amerykańskich polityków można by sądzić, że są to jedynie chwilowe trudności. Kryzys jest ciężki – przyznają – ale kraj przez niego przebrnie i wszystko będzie jak dawniej. W ubiegłym tygodniu mieszkańców Camden odwiedził senator Robert Menendez. Mówił o osiągnięciach Demokratów w walce o zahamowanie gospodarczej katastrofy. Zapewniał, że pojawią się nowe miejsca pracy.

– Zmiany te nie zachodzą na tyle szybko, by przywrócić ludziom zatrudnienie, ale mamy do czynienia ze zdecydowanym zwrotem – przekonywał polityk.

Jednak miliony Amerykanów w całym kraju nie mają powodów, by podzielać ten optymizm. W Colorado Springs wyłączono ponad jedną trzecią ulicznych latarni, żeby zmniejszyć rachunki za elektryczność. Władze miasta sprzedały także policyjne helikoptery.

Dzieciom na Hawajach kazano pozostać w domach przez 17 kolejnych piątków, by ograniczyć wydatki na szkolnictwo. Na przedmieściach Atlanty zamknięto lokalne połączenia autobusowe, pozbawiając tysiące ludzi możliwości dojazdu do pracy.

Miliony ludzi z rozczarowaniem odkrywają, że nie wystarczy już ciężko pracować, robić to, co należy i przestrzegać zasad. Anne Strauss w ciągu całej swojej kariery zawodowej nigdy nie ubiegała się o jakiekolwiek świadczenia, mimo że była do nich uprawniona. Uważała, że radzi sobie na tyle dobrze, że nie potrzebuje zapomogi. Teraz, jako świeżo upieczona ‼dziewięćdziesiątka dziewiątka”, starała się o pomoc ze strony państwa, w które zawsze wierzyła. Okazało się jednak, że nie jest to takie proste. Nie bardzo wiadomo, w jaki sposób ów powrót do amerykańskiego snu, o którym mówił senator Menendez, miałby wyglądać w jej przypadku. Strauss żyje na kredyt, wytrwale szuka pracy. Tyle że na horyzoncie nie widać żadnych ofert. Amerykański sen wydaje się należeć do przeszłości, a nie przyszłości. – To nie jest ten kraj, w którym dorastałam – stwierdza z żalem Strauss.

Paul Harris
The Guardian




absinth - Czw Wrz 30, 2010 3:59 pm
wow!

Kraje bałtyckie ściągają mniej podatków
i.t. 30-09-2010, ostatnia aktualizacja 30-09-2010 16:31

W ostatnich trzech latach do budżetu Łotwy wpłynęło o 30 proc. mniej podatków. Na Litwie - mniej o 17 proc., a w Estonii - o 12 proc.

Najmocniej spadły wpływy z podatku dochodowego od przedsiębiorstw (CIT) - na Łotwie zmniejszyły się 4,5 raza, Litwie - 2,5 raza i w Estonii - 0,5 raza - podliczyło biuro BDO Zelmenis & Liberte. Pokazuje to, gdzie gospodarka straciła najwięcej i firmy którego kraju najgorzej sobie radziły.

Spadają dochody mieszkańców więc i wpływy z PIT były niższe (na Łotwie z spadek z 709 do 538 mln euro). Tendencja spadkowa utrzymuje się także w tym roku. Po pierwszym półroczu do budżetu Łotwy wpłynęło o ponad 1 mld euro podatków mniej niż w tym samym okresie 2008 r. Litewski budżet zmalał o 677 mln euro, a estoński o 300 mln euro.

Litwa ma niecałe 4 mln obywateli, Łotwa 2,5 mln, a Estonia 1,5 mln.

http://www.rp.pl/artykul/9211,543102-Kr ... tkow-.html



miglanc - Nie Lis 07, 2010 1:10 pm
Świat boi się skutków dodruku dolarów przez Fed

Zapowiedź skupu obligacji za 600 mld dol. osłabia amerykańską walutę, w którym wiele państw trzyma nadal swoje rezerwy i doprowadza do rozpaczy eksporterów z Azji i Europy. Wywołuje też efekt bańki spekulacyjnej na giełdach.

Decyzja amerykańskiego banku centralnego o dodruku do połowy 2011 r. zawrotnej kwoty 600 mld dol., aby wykupić od banków obligacje rządowe, spotkała się z aplauzem inwestorów giełdowych. Indeksy w czwartek wystrzeliły w górę. Gracze kupują akcje, bo nowo drukowane dolary wcześniej czy później trafią na międzynarodowe rynki finansowe, częściowo na giełdy, windując ceny akcji.

Ale to, co cieszy giełdowych spekulantów, martwi inwestorów walutowych i rządy państw. Te ostatnie mają dwa powody do niepokoju - ich własne dolarowe rezerwy i opłacalność eksportu. Kto trzyma, tak jak Chiny i Rosja, setki miliardów rezerw w dolarach, ten ma problem, bo zalanie przez Fed świata świeżo drukowanymi dolarami sprawia, że tanieją "stare" i spada wartość rezerw.

- Tak długo, jak świat nie czuje się skrępowany, że dodrukowuje się waluty rezerwowe takie jak dolar, wynik końcowy będzie tym, co przeraża Zachód. Kolejny kryzys jest nieunikniony! - powiedział AP doradca Ludowego Banku Chin Xia Bin. Kraje azjatyckie martwią się, że napływ taniego dolara doprowadzi do umocnienia ich walut i spadku konkurencyjności cenowej ich wyrobów eksportowych. Na giełdach, np. w Szanghaju, ceny akcji są na najwyższym poziomie od wielu miesięcy, co grozi powstaniem bańki spekulacyjnej.

Euroland też ma problem z umacnianiem się swojej waluty. Dotychczasowe dobre wieści o wychodzeniu z kryzysu np. gospodarki niemieckiej były w dużej mierze wynikiem ostatniego osłabienia euro. Wszak Niemcy są obok Chin największymi światowymi eksporterami. Po decyzji Fed kurs euro podskoczył z 1,40 do 1,43 dol. i był najwyższy od 9 miesięcy. Do szczytu z lata 2008 r. na poziomie 1,60 dol. jest coraz bliżej. Każde wahnięcie o centa to cios dla europejskich eksporterów. Europejski Bank Centralny (EBC) utrzymuje stopy procentowe na poziomie 1 proc., a w USA to tylko 0,-0,25 proc. Wywołuje to napływ kapitału do strefy euro i umacnianie się wspólnej europejskiej waluty.

- Decyzja Fed podniosła ryzyko ekonomiczne na świecie. Może się skończyć odejściem w niesławie szefa Fed Bena Bernankego. Te setki miliardów dolarów nie zostaną spożytkowane w USA przez przedsiębiorstwa, ale pójdą w świat, także do Polski. A to kapitał czysto spekulacyjny, który szybko się pojawia i równie szybko znika, destabilizując ceny akcji i walut - powiedział nam Alfred Adamiec, doradca inwestycyjny z firmy Efect.

------------------------
No to Amerykanie zrobią nas w bambuko. Grozba kryzysu inflacyjnego w USA coraz bardziej realna.



Iluminator - Pon Lis 08, 2010 10:32 am
Strasznie posępne artykuły tutaj zamieszczacie To tak dla równowagi komentarz pana, któremu zdarza się przestrzelić ale w gruncie rzeczy, fundamentalnie i długookresowo bardzo często ma racje.

Mobius: dzięki Fed akcje będą drożeć

Decyzja Fed o dalszych zakupach obligacji wydłuży wzrosty na globalnych rynkach akcji i będzie stymulować zwyżkę cen surowców, przekonuje Mark Mobius z Templeton Asset Management.

– Możemy realizować optymistyczny scenariusz przez jakiś czas – powiedział słynny inwestor, zarządzający portfelem aktywów wartości 34 mld USD. – Surowce to duża sprawa dla nas. Bardzo wierzymy w dalszy wzrost ich cen i dlatego inwestujemy w spółki z tej branży – dodał.

Albert Edwards, strateg Societe General w Londynie ostrzegł, że jeśli kolejna runda ilościowego luzowania polityki pieniężnej zakończy się niepowodzeniem, może to pchnąć Zachodnie gospodarki ponownie w recesję. Wówczas można spodziewać się w jego ocenie nawet 60 proc. spadek rynków akcji.

Mobius powiedział, że w krótkim terminie taka sytuacja nie jest prawdopodobna i że zainwestował całe fundusze. – Jestem całkowitym optymistą. Nie widzę żadnego zagrożenia w najbliższej przyszłości. To może trwać lata – dodał.

MD, Bloomberg

----------------

Bycza tendencja na rynkach ma bezpośrednie przełożenie na realną gospodarkę i działa niejako z wyprzedzeniem. Dodam, że ostatnie odczyty wskaźników wyprzedzających koniunkturę też okazywały się dobre (szczególnie w Polsce).
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • romanbijak.xlx.pl



  • Strona 15 z 15 • Wyszukano 972 wypowiedzi • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12, 13, 14, 15
    Copyright (c) 2009 | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.