ďťż
[Śląskie] Dzikie zwierzęta



Janek - Pią Sie 12, 2005 11:59 am
Witam
Fajnie, że istnieją takie miejsca w sieci, dzięki którym można dowiedzieć się więcej o swoim regionie. Jako że studiuję w Krakowie, często spotykam się ze stwierdzeniem, że Katowiace (albo ogólniej Śląsk) są brzdkie i brudne i nie warte zainteresowania. teraz łatwiej będzie mi z tym walczyć.

Ale do rzeczy. Macie może jakieś informacje na temat działań lasów państwowych w kontrolowaniu populacji zwierząt w lesie murckowskim? Pytam bo jestem z Ochojca i coraz częściej zdarza się że dziki podchodzą pod zabudowania (jakiś czas temu wpadły nawet do ogrodzenia jednego z domów i była wzywana straż miejska bo nie potrafiły wyjść). Doświadczyłem nawet tego osobiście, bo jaiś miesiąć temu wracam sobie z knajpy i o 3 w nocy spotkałem się z dzikiem-samicą (maciorą?) i 10 młodymi na pętli brynowskiej przebiegły jakieś 3, 4 metry ode mnie. teraz jak to wspominam to wydaje śmieszne
(jest co opowiadać przy piwie), ale wtedy nie było mi do śmiechu, a drzewa były za niskie żeby na nie zmykać. Pewnie musi ktoś zginąć, przyjedzie TVN, zrobi histeryczną relację i żeby się wykazać 90% dzików leśnicy odstrzelą

Pozdrawiam i mam nadzieję, że będe się mógł czynnie włączyć w promowanie mojego miasta




salutuj - Pią Sie 12, 2005 1:02 pm
www.pajacyk.pl - Wejdź i nakarm głodne dziecko



darius - Pią Sie 12, 2005 1:09 pm
Witam nowego forumowicza..

Nt. lasu murckowskiego niestety nie mogą nic napisac,bo to nie moje okolice,ale skoro założyłeś już ten wątek to mam tu taką ciekawostkę: Otóż w lasach w okolicy Raciborza - natrafiono poraz pierwszy od 15 lat na ślady wilka, a jak wiadomo jest to doskonały, naturalny regulator liczby zwierzyny płowej. Obecnośc wilka powoduje,że zwierzeta są ostrożniejsze. Celem ataku wilka sa przeważnie najsłabsze zwierzęta no i zmniejsza przyrost jeleniowatych, których jest ostatnio całkiem sporo.



Hoover - Nie Sie 14, 2005 7:04 pm
Janek chyba trudniejszego pytania nam nikt jeszcze nie zadał




Wit - Nie Sie 14, 2005 7:25 pm
Generalnie, to na hałdach wełnowieckich nie raz udało mi się spotkać zająca czy bażanta...dzikie zwierzeta żyja na G.Ślasku....raz z lasów panewnickich wyskoczyła mi sarna na drogę



Tequila - Nie Sie 14, 2005 7:29 pm
W lasach piotrowickich są napewno dziki ( buszuja czasem po Manhatanie) oraz całe mnóstwo saren i mniejszego rodzaju zwierzyny.



solo - Pon Sie 15, 2005 3:21 pm
Witam krajana z Ochayo!
Generalnie nie ma podstaw co do obaw o życie - wieleokrotnie robiłem im (dzikom) zdjęcia z bliska i nie zdażyło się by zwróciły na mnie uwagę.
Fakt że Lasy Państwowe powinny się za to zabrać - choćby z uwagi na bezpieczeństwo dzieci, które niestety mogą być zagrożone przez swoją nieświadomość - w innych miejscach w kraju już dawno poradzono sobie z dzikami podchodzącymi do miejsc zamieszkanych przez ludzi.



Tequila - Wto Sie 16, 2005 9:21 pm
Ogród jak safari

Maciej Szmigel 16-08-2005 , ostatnia aktualizacja 16-08-2005 20:54

Do ogrodu w Katowicach Ochojcu przychodzą dziki, sarny, bażanty. Ostatnio pojawia się czapla siwa, znana bywalcom jezior mazurskich.

- W naszym ogrodzie tworzy się prawdziwa oaza spokoju dla dzikich zwierząt - mówi Damian Proba z Katowic Ochojca.

Kilka lat temu zrobił na łączce przy rzece Ślepiotce oczko wodne. - Chciałem jakoś zagospodarować ten teren - tłumaczy. A że od szóstego roku życia wędkuje, małe oczko było idealnym rozwiązaniem. Wpuścił ryby, brzegi obsadził tatarakiem. Powstał mały staw, który szybko odkryły dzikie zwierzęta. - Odwiedzały nas już sarny, bażanty, tchórze - wymienia Damian. Codziennie do ogrodu wdzierają się dziki.

Pierwszym rzadkim okazem był zimorodek. Pojawił się trzy lata temu i od tego czasu regularnie odwiedza ogród. - Piękny ptak, grzbiet ma błękitny jak basen - wzdycha Damian.

Obserwacja dzikich zwierząt sprawia mu ogromną przyjemność. - Ten staw stał się dla mnie prawdziwym hobby. Wiele się dzięki niemu nauczyłem - mówi.



GoldBoy - Sob Paź 15, 2005 9:07 am
Z serwisu Gazety Wyborczej

Stado dzików w centrum Katowic
pj 14-10-2005 , ostatnia aktualizacja 14-10-2005 19:36

Siedem dzików zauważył wczoraj rano nasz Czytelnik Marek Ludwiczek. Spotkał je na skwerze tuż przy skrzyżowaniu ul. Ceglanej i Kościuszki. Dziki spokojnie ryły w trawniku, nie bały się przechodniów ani przejeżdżających obok tramwajów. Bogdan Gieburowski, zastępcą dyrektora Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Katowicach, mówi, że dzików nie trzeba się bać. - Nie są groźne. Jak się przestraszą, to uciekną. Dziki lubią szukać odpadków i dlatego chodzą po mieście. Prawdą jest też, że ostatnio przybyło ich w Katowicach, bo sadzi się więcej buków i dębów. Drzewa owocują, a dziki mają wtedy więcej pożywienia - mówi dyrektor.



salutuj - Nie Paź 16, 2005 12:08 pm
www.pajacyk.pl - Wejdź i nakarm głodne dziecko



Hoover - Nie Paź 16, 2005 2:41 pm
A propos niedźwiedzi pukających do okien, kumpel taką opinię o Polsce przywiózł z Anglii... Co za ludzie....



Kris - Wto Kwi 25, 2006 8:58 pm
W katowickich dzielnicach południowych bardzo często można spotkać dzikie zwierzęta. Np.: w parku na Zadolu bardzo często broiły dziki Zdjęcie



GONZO - Wto Kwi 25, 2006 9:19 pm
Heh na Kokocińcu (gdzie mieszkam) często widziałem różnego rodzaju zwierzynę. Gdy jest ciepło, zające bawią się na placu zabaw (po północy), na osiedlu widać często ślady żerowania dzików. Przy parkingu strzeżonym Pan parkingowy widział lochę ze sporą ilością młodych, od kilku osób słyszałem o jeleniach i sarnach. Jeśli chodzi o dziki to są bardzo płochliwe, raz coś uciekało przede mną podvczas wieczornej przechadzki po lesie - najadłem się strachu na tym się skończyło, bo gdy taki dzik wskakuje w krzaki robi sporo hałasu



Safin - Wto Kwi 25, 2006 9:28 pm
Katowice mają fenomenalne lasy! Szkoda że nie ma jakiejś spójne polityki co do ich promowania [np. zabytkowych buków na załęskiej chałdzie, w drodze na "radoszową"(tak to się pisze?)] i co do migracji zwierzyny. Autostrada dużo napsuła, a zanosi się na kolejne rozszarpywanie lasów i dewastowanie ich drogami. Moja pani z geografi zawsze powtarzała, że to nasze lasy są naszym[Katowiczan, Polaków, Ludzi] największym bogactwem! Banały, ale zabierzmy się za obronę tych skarbów, póki jest co.



Kris - Wto Kwi 25, 2006 10:43 pm
Wbrew panującej opinii w Polsce - Ślask ma się czym pochwalić. W samych Katowicach powierzchnie zielone zajmują 42% terenu . Dlatego nie dziwi mnie to, że często dzikie zwierzęta "zapuszczają się" w tereny zamieszkiwane lub często uczęszczane przez ludzi.

Różnorodność śląskiej przyrody



Wit - Wto Sty 16, 2007 10:37 pm


Głuszce za lustrem weneckim

Marcin Czyżewski
2007-01-15, ostatnia aktualizacja 2007-01-16 09:55

Żeby zobaczyć tego unikalnego ptaka, nie trzeba się już przedzierać przez leśne ostępy. Wystarczy stanąć za lustrem weneckim.

Nadleśnictwo Wisła od czterech lat prowadzi program odnowy głuszca w lasach Beskidu Śląskiego. Leśnicy chcą, żeby - tak jak na początku XX wieku - żyły ich tu setki. Do tej pory występowało tu zaledwie kilka osobników, bo płochliwe i wrażliwe głuszce nie wytrzymały polowań i rozwoju cywilizacji.

Zaczęło się od kilku jajek przywiezionych z Białorusi. Ptaki wykluwają się i dorastają w specjalnym ośrodku w okolicach Istebnej. Od końca 2004 roku są stopniowo wypuszczane do lasów.

Unikalne głuszce wzbudzają duże zainteresowanie. Odwiedzenie ich hodowli jest jednak niemożliwe, bo ptaki muszą mieć spokój i zagwarantowane bezpieczeństwo, także przed chorobami. Dogląda ich zaledwie kilka osób, które przed zbliżeniem się do ich wolier dezynfekują nawet obuwie!

Dlatego nadleśnictwo wybudowało specjalną wolierę pokazową, gdzie rzadkiego ptaka będą mogli obejrzeć wszyscy zainteresowani. Obiekt stanął w Istebnej Wyrchczadeczce, tuż obok Muzeum Świerka. Wygląda jak duży, drewniany dom. Jego część to duże woliery, w których panują naturalne warunki dla ptaków. Są wysypane piaskiem, z dużą ilością świerków i żerdzi. Ich ściany są częściowo wykonane z gęstej siatki i zabezpieczone prądem przed drapieżnikami. Fragment dachu został przeszklony, żeby do środka wpadały promienie słoneczne.

Druga część budowli to sala do oglądania głuszców. Ptaki jednak nic o tym nie wiedzą, bo oddzielają je zamontowane w ścianie tzw. lustra weneckie, przez które widoczność jest tylko w jedną stronę. Identyczne są w komendach policji i służą do wskazywania poszkodowanym lub świadkom przestępców. - Wykonano je z podwójnych szyb, dlatego ptaki również nic nie słyszą. Dzięki temu zachowują się naturalnie, nie płoszą się i można je bez przeszkód obserwować. Nikt już nie musi przedzierać się przez lasy w ich poszukiwaniu, co także mogłoby zaszkodzić ptakom wypuszczonym na wolność - mówi Zenon Rzońca, opiekun programu.

W jednej części woliery żyją trzy samice głuszca i jeden samiec. To ptaki wycofane już z hodowli, które nie mogą trafić do lasu, bo karmione od urodzenia przez człowieka mogłyby sobie nie poradzić. W drugiej części umieszczono parę równie rzadkich cietrzewi. To pozwala na porównanie obu gatunków. Lada dzień w sali zawisną także fotografie i informacje o ptakach. Będą tu również pokazy slajdów.

Ptaki można oglądać bezpłatnie od poniedziałku do piątku od godz. 7 do 15. Trzeba tylko umówić się telefonicznie pod nr. 033 855 63 13.





koniaq - Śro Sty 17, 2007 10:39 am
Juz myslalem, ze watek bedzie o macku, bo wiecie zawsze chwali sie tym jaki on jest męski ! A od prawdziwego męzczyzny do dzikiego zwierza droga krótka !



sto_plamek - Wto Sty 30, 2007 8:50 am
Witam wszystkich.
Też jestem z Ochojca i jeżdząc dużo na rowerze po tych lasach praktycznie za każdym razem spotykam dzikie zwierzęta.
Bażanty jeszcze przed budową "Osiedla Bażantów" można było podziwiać codziennie, teraz z tym jest znacznie gorzej.
Nie wiem czy wiecie też, że za "miedzą" mamy ściśle chronioną roślinkę co się liczydło górskie zowie:
http://www.us.edu.pl/katowice/informato ... chojec.php



Safin - Wto Sty 30, 2007 11:03 am
Czesc
Dzieki za info o zielsku
Na wiosnę/lato dobrze było by zorganizować oficjalne wyjazdy Rowerowe po regionie. twoja okolica bankowo w planie.



artursiwy91 - Wto Lut 27, 2007 8:47 pm
Niewiem czy to jest na pożądku dziennym bo żadko przechodze przez Rawę ale gdy ostatnio tam byłem to widziałem ok. 14 mew



absinth - Wto Lut 27, 2007 9:52 pm
kiedys to tych mewopodobnych bylo znacznie wiecej nad Rawa ale odkad wybetonowali koryto to na tym odcinku praktycznie zniknely

Ja za to widzialem dzis pare kaczek nad Rawa tam kolo Empika



d-8 - Śro Lut 28, 2007 8:00 am

Ja za to widzialem dzis pare kaczek nad Rawa tam kolo Empika

to chyba taki ogolnokrajowy trend



bobtrebor - Czw Mar 01, 2007 7:46 am

zabytkowych buków na załęskiej chałdzie, w drodze na "radoszową"

http://chorzow.pieczatka.pl/chorzow/



martin13 - Czw Mar 01, 2007 9:18 pm


Policzyli nietoperze w Beskidach

mac 2007-03-01, ostatnia aktualizacja 2007-03-01 21:55

Dzięki zbadaniu niedawno odkrytych jaskiń przyrodnicy naliczyli kilka razy więcej nietoperzy niż przed rokiem.

Stowarzyszenie dla Natury "Wilk" z Twardorzeczki zakończyło właśnie zimową inwentaryzację nietoperzy występujących w Beskidach. Przyrodnicy specjalnie przeprowadzają taką akcję teraz, gdy nietoperze jeszcze zimują zahibernowane w swoich kryjówkach. - Sprawdziliśmy w sumie 28 jaskiń i piwnic na terenie Beskidu Małego, Śląskiego oraz Żywieckiego Parku Krajobrazowego. Wyniki są bardzo optymistyczne - mówi Robert Mysłajek, chiropterolog, czyli naukowiec zajmujący się nietoperzami, i wiceprezes SdN "Wilk".

W trakcie inwentaryzacji doliczono się bowiem 151 osobników z ośmiu gatunków. To kilka razy więcej niż w trakcie zeszłorocznego liczenia. Mysłajek tłumaczy, że stało się tak dzięki spenetrowaniu niedawno odkrytych jaskiń, w których nikt wcześniej nie liczył tych latających ssaków. Jednym z nowych zimowych stanowisk nietoperzy jest blisko dwukilometrowa jaskinia Miecharska w Wiśle. Zimują tam bardzo rzadkie nocki orzęsione.

Poza tym przyrodnicy trafili m.in. na podkowce małe i nocki duże. - To wszystko dowód, jak cenny przyrodniczo jest ten region - mówi Mysłajek.

Nie zabrakło też ciekawostek. W jaskini Trzy Kopce Mysłajek natrafił na obrączkowaną samicę z Czech. Okazało się, że pokonując ponad 100 km, przyleciała tutaj na jesienne gody do polskich nietoperzy i postanowiła przespać się przez kilka zimowych miesięcy.



Wit - Nie Mar 11, 2007 11:45 pm


Ewa Furtak2007-03-11, ostatnia aktualizacja 2007-03-11 19:23

Płotki mają powstrzymać żaby

W rejonie rezerwatu Morzyk spotkać można ponad połowę wszystkich występujących w Polsce gatunków płazów. Po interwencji przyrodników pojawiła się tam siatka, która ma zapobiec masowemu ginięciu płazów pod kołami samochodów.

Od kilku lat okolice rezerwatu Morzyk w Grodźcu Śląskim bada Marek Sołtysiak, herpetolog z Chorzowa. Znalazł tam rzadkie, chronione gatunki, takie jak rzekotka drzewna, grzebiuszka ziemna czy kumak nizinny. Zwierzęta można spotkać nie tylko w istniejących tam od dawna zbiornikach. Zajmują też wykopy powstałe przy okazji budowy drogi ekspresowej do Cieszyna. Jednak powstanie szosy zagroziło zwierzętom. Obwodnica Grodźca przecięła szlaki ich wiosennych wędrówek. Istniała obawa, że tysiące płazów zginą pod kołami samochodów, bo zdaniem przyrodników zaprojektowane tam cztery przejścia dla zwierząt nie zapewnią im bezpieczeństwa.

Sprawą zajęły się katowicka Fundacja "For Animals" oraz Stowarzyszenie Ekologiczno-Kulturalne "Klub Gaja". U inwestora, Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, interweniowała także Wojewódzka Rada Ochrony Przyrody. Jest efekt: na siatce, mającej zapobiec wychodzeniu większych gatunków zwierząt na drogę, pojawiło się dodatkowe zabezpieczenie, czyli siatka o bardzo gęstym oczku, przez którą nie jest w stanie przecisnąć się żaden płaz.

- To już o niebo lepsza sytuacja niż wcześniej. Tym bardziej że wiosenne wędrówki żab już się zaczynają - mówi Jacek Bożek, prezes Klubu Gaja.

Na tym jednak nie zakończy się walka o płazy z rejonu Morzyka. Zdaniem ekologów najlepszym rozwiązaniem byłoby wykopanie stawu, w którym płazy mogłyby się rozmnażać. To sprawiłoby, że w ogóle nie przechodziłyby przez drogę w poszukiwaniu miejsc lęgowych. Niezbędne jest także przedłużenie istniejącego już ogrodzenia.

- Dopilnujemy, żeby te prace zostały wykonane jak najszybciej - zapowiadają ekolodzy.



...........................................................................................................
Wbrew powszechnej opinii ekolodzy nie tylko protestują, ale też rozsądnie działają, by droga była, ale nie ucierpiało na tym środowisko.



Tomek - Pon Mar 12, 2007 7:29 am
...a ja ostatnio widziałem bażanty spacerujące sobie na osiedlu OPT - pewnie z parku chorzowskiego przywędrowały



Kris - Pon Mar 19, 2007 7:50 pm


Obcy w śląskich lasach
Katarzyna Piotrowiak
2007-03-19, ostatnia aktualizacja 2007-03-19 19:58

Jenot, szop pracz i norka amerykańska przystosowały się do życia w śląskich lasach. Jest ich coraz więcej. Zagrażają ptakom wodnym i błotnym oraz wielu innym rodzimym gatunkom


Fot. IGOR MORYE /AGENCJA GAZETA
Jenot, z pozoru miłe zwierzę, to postrach łysek, kaczek i ptaków
Jenot przybył do Europy z Dalekiego Wschodu, a potem uciekł z hodowli w Rosji. Ma czarny pysk i puszyste futro o szarym zabarwieniu, z ciemną pręgą wzdłuż grzbietu. Przypomina szopa pracza. Jest drapieżnikiem, tak jak norka amerykańska, powszechnie spotykana w Ameryce Północnej. Ona z kolei do Europy została sprowadzona jako zwierzę futerkowe. Zadomowiła się w lasach kilku europejskich krajów - również w Polsce. Zwierzę ma długie ciało pokryte brązowym futrem.

Szopa pracza sprowadzono do Europy w latach 30. ubiegłego wieku. Uciekinierzy wydostali się z prywatnej fermy w Niemczech. Stamtąd przybyli do Polski.

Do tej pory najwięcej problemów z tymi trzema drapieżnikami mieli leśnicy w zachodniopomorskim, w Parku Narodowym Ujście Warty w Wielkopolsce oraz na wschodniej ścianie kraju. Na Śląsku niewiele było o nich słychać. Tymczasem ostatnio na terenach Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Katowicach leśnicy doliczyli się: 3,5 tys. jenotów, 500 norek i 9 szopów.

- Zaledwie kilka lat temu słyszałem, jak norki amerykańskie panoszyły się po lasach Białowieży i pustoszyły gniazda ptaków. Teraz mamy je już u nas - mówi Jerzy B. Parusel, dyrektor Centrum Dziedzictwa Przyrody Górnego Śląska.

Martwią się ornitolodzy. Krzysztof Henel z Zespołu Parków Krajobrazowych Województwa Śląskiego uważa, że z całej tej trójki najgorsza jest norka. - Pięćset norek! To bardzo niepokojące. Zagrażają łysce, kaczkom, mewie oraz wielu innym ptakom. Nie chcę prorokować, ale musimy być czujni - dodaje Henel.

Leśnik Adam Albertusiak, naczelnik wydziału łowiectwa w RDLP, przyznaje, że norka amerykańska zagraża koloniom lęgowym ptactwa błotnego i wodnego. - Wycięła na przykład piżmaka. Jest również zagrożeniem dla rodzimej norki europejskiej. Jenot, norka i szop pracz nie mają właściwie naturalnego wroga. Wilków nie ma - mówi Albertusiak.

Zwierząt nie można chwytać ani odławiać w żadne pułapki, bo przypadkiem mogą się w nie zaplątać rodzime, chronione gatunki. A polowanie?

- Wartość trofeów jest niewielka. Futra nie są modne, więc nikt nie jest zainteresowany polowaniem. Myśliwi też nie mają większych chęci, bo są to zwierzęta bardzo zwinne i nocne - dodaje Albertusiak. Poza tym są objęte okresem ochronnym od kwietnia do czerwca. Wyjątkiem są miejsca, gdzie występują głuszce i cietrzewie. Tam można polować przez cały rok.
http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,35019,3998855.html



Bula - Pon Mar 19, 2007 9:01 pm
Chyba jednak lepiej umieszczać artykuły normalnie bo niktórych (jak wyżej) nie da się rozszerzyć



martin13 - Pon Mar 19, 2007 9:22 pm
^^ Mi się rozszerza, tylko trzeba poczekać aż całość sie załaduje.



Kris - Czw Kwi 12, 2007 8:10 am


Bocianie gwiazdy
dziś
W Rybnej, dzielnicy Tarnowskich Gór rozpoczęło się kilka dni temu ornitologiczne reality show. Na jednym ze słupów energetycznych znajduje się gniazdo bocianów. Obok na maszcie zamontowano kamerę, dzięki której można „na żywo” w internecie podglądać boćki.


Akcję zorganizował największy dostawca energii na Śląsku Vattenfall. – Bociany będzie można oglądać aż do czasu, kiedy odlecą do ciepłych krajów – wyjaśnia Ewa PfĂźtzner z działu komunikacji firmy. Bociany nie mają jeszcze imion, ale energetycy zamierzają ogłosić konkurs dla dzieci, który pozwoli wyłonić imiona dla pary bohaterów nietypowego show.

Zobacz bociany

(szen) - Dziennik Zachodni

http://bytom.naszemiasto.pl/wydarzenia/719587.html



Kris - Pią Maj 04, 2007 12:15 pm


Wyry: Uwaga, nadciągają żmije!
dziś


Zwabiona do wiaderka żmija wróciła do swojego naturalnego środowiska.

Dość niecodzienny widok w sobotę czekał mieszkańca Gostyni na jego własnej posesji przy ulicy Tyskiej. Wyszedłszy rankiem przed dom, pod bramą zauważył trzydziestocentymetrową, najprawdziwszą żmiję zygzakowatą (dorosłe osiągają 70 cm, czasem nawet 80, ale rzadko).

Te gady mają to do siebie, że najczęściej uciekają przed obcym, ale żmija akurat nie zamierzała tego robić. Jedyne, co pozostało, to skutecznie zwabić ją do wiaderka, które akurat było pod ręką, a potem odnieść tam, gdzie jej miejsce, czyli w głąb lasu. I tak się też stało.

Tym razem wszystko dobrze się skończyło, ale ten przypadek powinien obudzić w nas czujność. Przed nami czas majówek, spacerów po lesie, rajdów, wycieczek w góry. Skoro na żmiję można już natknąć wśród zabudowań, to na pewno w jej naturalnym środowisku prawdopodobieństwo spotkania z nią jest dużo większe.

Żmije bardzo chętnie przebywają pod kamieniami, krzewami lub wśród korzeni drzew. Jak już powiedzieliśmy, nie należą do agresywnych zwierząt, które rzucałyby się na człowieka bez powodu. Kiedy jednak poczują się osaczone, na pewno zaatakują. Warto wiedzieć, że najpierw zazwyczaj głośno syczą. To powinno być dla człowieka ostrzeżeniem. Wiadomo: żmija jest jadowita! Jej jad jest mieszaniną kilku toksyn o różnorakim działaniu: uszkadzającym system nerwowy, powodującym martwicę tkanek, zmniejszającym krzepliwość krwi, zmiany rytmu pracy serca...

Po ukąszeniu przez żmiję zygzakowatą na skórze pozostają dwie charakterystyczne ranki. Ukąszenie jest szczególnie niebezpieczne dla dzieci i osób starszych. Dla zdrowego dorosłego człowieka śmiertelnego zagrożenia nie stanowi. Wybierając się jednak na wspomniane wyprawy do lasu, trzeba zachować ostrożność i koniecznie pomyśleć o odpowiednim ubraniu i obuwiu. W razie ukąszenia jak najszybciej trzeba się skonsultować z lekarzem.
Michał Dudek - Dziennik Zachodni

http://mikolow.naszemiasto.pl/wydarzenia/726447.html



bobtrebor - Nie Maj 06, 2007 6:14 pm
tylko nie pomylcie z takim stworzeniem z lasu koło akademików





Tequila - Nie Maj 06, 2007 6:47 pm
No cóż też miałem okazję spotkać jadowitego gada na rodzinnym pobycie w Koszarawie i też była to żmija zygzakowata



SPUTNIK - Nie Maj 06, 2007 7:05 pm

tylko nie pomylcie z takim stworzeniem z lasu koło akademików



fajne , na zdjęciu wyglada prawie jak waran



Kris - Śro Maj 09, 2007 7:44 pm


W Sosnowcu zwierzęta wychodzą z lasów
Magdalena Warchala
2007-05-09, ostatnia aktualizacja 2007-05-09 20:40

Dzikie zwierzęta z sosnowieckich lasów coraz częściej zapuszczają się w miasto. Najczęściej źle się to dla nich kończy


Fot. Dawid Chalimoniuk / AG
Leśniczy Wiktor Krychowski z synem Kubą karmią sarnę
Tydzień temu do Wiktora Krychowskiego z leśnictwa Maczki trafiła malutka sarenka. Zwierzątko, które mogło mieć najwyżej dwa dni, znalazły dzieci przy torach tramwajowych w Milowicach. Zaniosły sarenkę swojej babci, a ta zaalarmowała leśniczego. - Dzieci zrobiły błąd, bo sarnia mama na pewno była w pobliżu. Małych zwierząt nie wolno zabierać z lasu ani nawet dotykać, bo ludzki zapach odstraszy matkę, przyciągnie natomiast drapieżniki - przestrzega Krychowski.

Leśniczy musiał przygarnąć znajdę. Teraz mała mieszka na podwórku leśniczówki i co dwie godziny pije kozie mleko z butelki. Trochę dokazuje, ale większą część dnia przesypia. Nie ma imienia, leśniczy mówi do niej "Zwierzę". - Nie chcę robić z niej psa podwórkowego, bo zimą lub wiosną wypuszczę ją na wolność. Tylko w lesie znajdzie najodpowiedniejszy dla siebie pokarm i będzie żyć zgodnie z naturą - tłumaczy leśniczy, który wychował już jednego koziołka (tak nazywa się młode sarenki). Uwolnił go trzy lata temu, po ponad roku opieki. - Do tej pory czasem do mnie przychodzi, ale już coraz rzadziej. Instynkt jest jednak silny i dziś nie dałby się już dotknąć człowiekowi, nawet dawnemu opiekunowi - opowiada pan Wiktor.

Wobec nowej podopiecznej leśniczy ma niewdzięczne zadanie do spełnienia. Musi zastąpić jej rodzica i chronić przed lisami czy niepogodą (planuje wybudować w tym celu szałas), ale też nauczyć, że ludzie nie są przyjaciółmi zwierząt (dlatego czasem będzie ją musiał postraszyć).

To niejedyne ostatnio bliskie spotkanie dzikiego zwierzęcia z człowiekiem. Miesiąc temu przez ul. Sobieskiego, w samym centrum Sosnowca, pędził nocą jeleń. Zagoniony przez policję do ogrodu przy katedrze próbował wydostać się z pułapki i poranił nogi tak poważnie, że trzeba go było uśpić. Prawdopodobnie trafił do śródmieścia wypędzony z lasu przez dzikie psy.

Przeciętnie cztery razy w roku zdarza się, że sarna albo jeleń pojawia się na którymś z podmiejskich osiedli. - Najczęściej jednak sama znajduje drogę do domu. Dwa lata temu częste były spotkania ludzi z lisami, które zaglądały im do ogródków, a czasem błąkały się po skwerach. Kilka razy do roku zdarzają się też wypadki samochodowe z udziałem dzikich zwierząt - wylicza Krychowski.

Czemu zwierzęta coraz częściej zbliżają się do ludzkich siedzib?

Na terenie Sosnowca jest ok. 1000 hektarów lasów, nic więc dziwnego, że żyje w nich sporo zwierząt, które czasem gdzieś się zabłąkają. Tymczasem takie lasy jak milowicki należą do bardzo uczęszczanych przez ludzi. - Dlatego też często to nam zdarza się naruszyć żerowiska zwierząt, tak jak stało się w przypadku sarenki - znajdy - tłumaczy Krychowski.

Źródło: Gazeta Wyborcza - Katowice
http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,35019,4118957.html



hermit - Czw Maj 10, 2007 9:29 pm
hmm, już drugi dzień z rzędu spotykam jeża na osiedlu - skubańce nic a nic się nie boją! A kiedyś na tyłach sosnowieckiego Auchan - tam, gdzie kiedyś takie piękne łąki były widziałem odrywającego siędo lotu bażanta - była niska mgła i wschodziło właśnie słońce - jakkolwiek tandetnie to zabrzmi, ale wyglądał jakby frunął w złotym pyle.



Kris - Czw Maj 17, 2007 5:22 pm


Pogoń za lochą w Rudzie Śląskiej
am
2007-05-16, ostatnia aktualizacja 2007-05-16 22:57

Kilka godzin trwała w środę wieczorem pogoń za lochą ulicami Rudy Śląskiej. W akcji wzięli udział policjanci i strażnicy miejscy

Kilka minut po godz. 19 do Ośrodka Dyspozycyjnego rudzkiego magistratu zadzwonił jeden z urzędników. Mówił, że w dzielnicy Chebzie natknął się na lochę z młodymi. - Wszyscy się boją! Zwierzę zatamowało ruch samochodów, a przechodnie uciekają na ich widok. Taka locha z młodymi może być bardzo niebezpieczna! - relacjonował urzędnik.

Gdy na miejsce przyjechali policjanci i strażnicy, zobaczyli, że locha z małymi spokojnie zajęła miejsce... na rondzie. - Dwie godziny próbowaliśmy przeprowadzić lochę przez pas jezdni. Bezskutecznie. Dopiero jeden z przejeżdżających samochodów przepłoszył ją i uciekła z ronda - mówi Adam Nowak, rzecznik Urzędu Miejskiego.

W końcu policjanci wyprowadzili zwierzęta na teren nieużytków między Rudą Śląską a Świętochłowicami. Kilka godzin pilnowali, czy zwierzęciu nie zechce się wrócić do miasta. Na szczęście locha nie miała już na to ochoty.

Źródło: Gazeta Wyborcza - Katowice
http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,35019,4137911.html



Kris - Pon Maj 21, 2007 8:37 pm


Żmije na ulicach

Na ulicach Tych pojawiły się żmije. Słoneczna pogoda zachęca do spacerów, ale sprawia, że należy zachować szczególną uwagę. W Tychach mieszkańcy powinni zwrócić uwagę na żmije, których w ostatnim czasie pojawiła się znaczna liczba.
Rzeczniczka tyskiego magistratu, Aleksandra Cieślik mówi, że Informacje o żmijach pochodzą zwłaszcza od osób, które wyprowadzają na spacer swoje zwierzęta.


(fot. arch.)

Pojawiają się więc apele o zachowanie ostrożności. Komendant tyskiej Straży Miejskiej, Ryszard Polcyn zaleca spokojne oddalenie się od miejsca, w którym zobaczy się żmije.

W razie ukąszenia mieszkańcy Tychów powinni się udać do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego, który jako jedyny w tym mieście posiada zapasy surowicy.

PR Katowice
http://ww6.tvp.pl/2862,20070521500979.strona



salutuj - Pon Maj 21, 2007 9:20 pm
www.pajacyk.pl - Wejdź i nakarm głodne dziecko



cin - Wto Maj 22, 2007 9:18 am
Miodek kiedys mowil, ze Tychow to forma poprawna/poprawniejsza.



macu - Wto Maj 22, 2007 1:04 pm
Jeszcze o żmijach z Tychów.
TVN 24



Kris - Śro Maj 23, 2007 6:21 pm


Pyton dusiciel czy zwyczajny, sympatyczny zaskroniec?
dziś

Lublińczanie są zaniepokojeni, bo od kilku dni na terenie Parku Miejskiego grasuje ogromny wąż. Według relacji świadków ma ponad dwa metry długości.

- Żona spacerowała z dzieckiem i zauważyła olbrzymiego węża, który pływał w akwenie. Zrobiła mu nawet zdjęcie, niestety na fotografii nie widać głowy gada. Porównywaliśmy to zdjęcie z fotografiami w internecie i przypuszczamy, że może to być jedna z odmian pytona - mówi Jan Zyśko.

Zdaniem Marka Struskiego, znanego częstochowskiego hodowcy gadów, zdjęcie wykonane przez żonę Jana Zyśko przedstawia zaskrońca zwyczajnego. - To prawdopodobnie ogromna samica zaskrońca. Samice osiągają nawet 2 metry długości, a w tym okresie roku są ciężarne i dlatego są dużo szersze. Poza tym wśród hodowców znane jest powiedzenie, że wąż rośnie w oczach i zazwyczaj ludzie źle oceniają wielkość zwierząt. Żaden z węży egzotycznych nie przetrwałby w naszych warunkach - tłumaczy Marek Struski.

Zaskrońce żywią się żabami, traszkami, rybami lub drobnymi gryzoniami. - Są nieszkodliwe dla człowieka, jedyną ich bronią jest silnie cuchnąca ciecz, którą wydzielają w momentach zagrożenia - mówi Struski.

Burmistrz Lublińca Edward Maniura zapewnia, że straż miejska dokładnie przeczesze park. Nie wiadomo tylko, jak miasto zamierza rozwiązać problem, jeśli strażnicy znajdą węża. Zaskrońce są w Polsce pod ścisłą ochroną i nie można ich łapać i przenosić, dlatego usunięcie gada z parku byłoby bezprawne.
(bab) - Dziennik Zachodni

http://lubliniec.naszemiasto.pl/wydarzenia/732269.html



Kris - Pią Cze 08, 2007 10:01 pm
Uwaga na żmije w Beskidach
pap
2007-06-08, ostatnia aktualizacja 2007-06-08 19:02

Na beskidzkich szlakach trzeba uważać na żmije. Podczas wysokich temperatur i stosunkowo dużej wilgotności żmije wychodzą z kryjówek i wygrzewają się w słońcu. Dlatego ratownicy GOPR-u apelują do turystów, by zwracali uwagę na drogę.

Lekarze z Żywca przypominają, że na początku maja były już trzy przypadki ukąszeń. Zaznaczyli, że zgromadzili odpowiednie zapasy surowicy.

Żmije kąsają jedynie wtedy, gdy czują zagrożenie. Ratownicy GOPR-u przypominają, że do chodzenia po górach trzeba mieć solidne, wysokie obuwie.

Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice
http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,35019,4212180.html



Kris - Pią Cze 22, 2007 8:08 pm
Bobry wróciły nad Rudę!
dziś


Mieszkam w sąsiedztwie Rudy od 35 lat i nigdy wcześniej nie widziałem tutaj bobra. Cieszę się, że do nas wróciły – mówi Eugeniusz Zielonka.

Jeszcze niedawno mówiło się o nich, że to gatunek na skraju wyginięcia. Dziś bobry, największe gryzonie w Polsce można zobaczyć w uznawanych za mocno zurbanizowane Żorach. Na ich ślady mieszkańcy natrafili w pobliżu rzeki Rudy. - Jechałam na rowerze i zauważyłam zwalone drzewa nad rzeką. Gdy podeszłam bliżej okazało się, że rzeczywiście ścięły je bobry - mówi zadowolona Wiesława Pawletko.

Ostatni raz te gryzonie widziano w mieście przed drugą wojną światową. To, że bobry pojawiły się po tylu latach oznacza, że rzeka Ruda jest w końcu czysta.

- Pamiętam czasy, kiedy nad Rudą przechodziło się z zatkanym nosem, tak śmierdziała. Teraz pływają w niej bobry. To dobra wiadomość dla nas wszystkich - mówi Henryk Pierchała, mieszkaniec osiedla 700-lecia.

Ekolodzy cieszą się, że zwierzęta sprowadziły się do miasta. - Ostatnio bobry były u nas chyba przed wojną. To, że się u nas zadomowiły, świadczy o tym, że stan środowiska naturalnego się poprawia - mówi Eugeniusz Fizia z wydziału ochrony środowiska żorskiego magistratu. Bobry prawdopodobnie dotarły do Żor z Rybnika.

Bobry gustują w korze drzew o miękkim drewnie, prawdopodobnie zaczną od zgryzania pni topoli i wierzb. Kilka drzew zdążyły już powalić. Właśnie te zachowania zwierząt niepokoją pracowników magistratu i leśników. - To bardzo miło, że te rzadkie niegdyś zwierzęta zadomowiły się na naszym terenie. Ale ich obecność może też być kłopotliwa - mówi leśniczy Sławomir Grochowski - Będziemy starać się, aby mogły one żyć w naszych lasach jak najdłużej i żeby strat w drzewostanie było jak najmniej - dodaje.

Nie można zapominać również o tym, że bobry tworzą zalewiska, które mogą utrudniać życie. Na razie szkody wyrządzone w Żorach przez największe polskie gryzonie nie są takie duże. - Podtopiły zaledwie kilka dróg polnych, z których nikt nie korzysta - mówi Eugeniusz Fizia.

Wiadomo, że bobry potrafią dokonać wielu szkód na stawach hodowlanych i w samym lesie. W Kobiórze zalały cały rezerwat, zniszczyły całe poszycie lasu. Czy podobnie może być w Żorach? - W najbliższym czasie na pewno nie, jest ich jeszcze za mało. Jeśli zaczną czynić poważne szkody, to trzeba będzie je przesiedlić - mówi Sławomir Grochowski.

Na razie jedynym dowodem na obecność gryzoni są ścięte drzewa i obgryziona kora z kilku topoli. Bóbr jest zwierzątkiem czystym, pracowitym i bardzo płochliwym, mało kto może się pochwalić, że go widział. Wypatrzyć bobra nie jest łatwo, chyba, że z noktowizorem, bo prowadzi nocny tryb życia.

Łatwiej zaobserwować skutki jego obecności. Późną wiosną i latem żywi się ponad 200 gatunkami roślin zielonych. Dopiero jesienią zabiera się za drzewa i krzewy, i wówczas pojawiają się obgryzione gałęzie lub pnie. Bobry nie jadają drewna, a jedynie liście, młode pędy, cienkie gałązki, korę i łyko.

Pod ochroną

Bobry są gatunkiem prawnie chronionym, ale z każdym rokiem jest ich coraz więcej. Bóbr nie zasypia na zimę, robi na ten okres zapasy. Odkłada pod skórą sporo tłuszczu. Przygotowuje sobie również spiżarnię, zatapiając w wodzie smakowite gałązki. Bobry są zwierzętami żyjącymi rodzinnie. Samiec i samica rozpoczynają gody w pierwszych dniach stycznia. Zaloty odbywają się w wodzie. W kwietniu lub w maju, gdy minie 110 dni, rodzą się trzy małe bobry, które spędzą w rodzinnym gnieździe najbliższe dwa lata. Młody bóbr wydaje odgłosy podobne do płaczu dziecka.

http://zory.naszemiasto.pl/wydarzenia/742133.html



Kris - Wto Lip 31, 2007 6:41 pm
Kościoły także ostoją przyrody
Ewa Furtak
2007-07-31, ostatnia aktualizacja 2007-07-30 20:33

Przyrodnicy chcą wpisania do sieci Natura 2000 kościołów w Radziechowych i Górkach Wielkich. Powód: mieszkają tam nietoperze.

Fot. Paweł Sowa / AG
Kościół w Górkach Wielkich upodobały sobie nietoperze
Jedną z najcenniejszych ostoi nietoperzy w województwie śląskim jest zabytkowy XVI-wieczny kościół pod wezwaniem Wszystkich Świętych w Górkach Wielkich koło Brennej. Kolonia kilkuset latających ssaków zadomowiła się na kościelnym strychu, są to głównie gacki małe i nocne. Kilka lat temu niezbędne okazało się przeprowadzenie remontu dachu. By nie niepokoić chronionych gacków, proboszcz czekał z pracami budowlanymi aż nietoperze, które na zimę odlatują do beskidzkich jaskiń, opuszczą strych.

Także inny zabytkowy kościół w regionie - św. Marcina w Radziechowych na Żywiecczyźnie - upodobały sobie latające ssaki. W XVII-wiecznym kościele przyrodnicy natknęli się na największą w województwie kolonię rozrodczą podkowca małego.

- Wszyscy wiedzą, że tam są, krzywdy im nikt nie robi. Nasz proboszcz, który w zimie nosi do lasu paszę dla saren, jeleni i innych zwierząt, nigdy by na to nie pozwolił - mówi Jadwiga Klimonda, jedna z mieszkanek miejscowości.

Populację kościelnych nietoperzy badali m.in. naukowcy z Instytutu Ochrony Przyrody PAN-u. Przyrodnicy i ekolodzy zaproponowali wpisanie obu kościołów do Natury 2000 - europejskiej sieci ochrony przyrody.

- Także budynki mogą się znaleźć w tej sieci - tłumaczy Robert Mysłajek ze Stowarzyszenia dla Natury "Wilk", który od lat zajmuje się właśnie m.in. obserwacją krajowych nietoperzy. - To zresztą nie tylko kościoły, nietoperze spotkać można m.in. także w starych fortach i innych budowlach - dodaje.

Lista polskich obszarów Natura 2000 ciągle jeszcze nie jest ostatecznie gotowa, na razie to propozycje, trwają konsultacje. Jeśli kościoły znajdą się na liście obszarów chronionych siecią Natura 2000, nie będzie można m.in. likwidować wlotów czy używać toksycznych środków podczas remontów i konserwacji.

Ks. Jan Drzyzga, proboszcz parafii w Górkach Wielkich, mówi, że pierwszy raz słyszy o takim pomyśle. Najstarsi mieszkańcy wsi mówią, że od kiedy pamiętają, na strychu kościoła mieszkały nietoperze. Nigdy ich nikt nie niepokoił, nikt nie zrobił im krzywdy. To, czego najbardziej potrzebują te latające ssaki, to cisza i spokój. - Żadna dodatkowa ochrona nie jest im naprawdę potrzebna - uważa proboszcz.

Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice
http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,35019,4352296.html



Kris - Pią Sie 31, 2007 9:12 am
Ptak templariuszy
dziś


Nadleśniczy Piotr Tetla z Kobióra chętnie dzieli się swoją wiedzą o orłach bielikach.

Jeśli przypadkiem znajdziesz się w lasach kobiórsko-pszczyńskich i nad swoją głową ujrzysz długiego na metr ptaka, o rozpiętości skrzydeł dochodzącej do 2,5 metra możesz być pewien, że to orzeł bielik.

Zakaz przeszkadzania

Niełatwo go odnaleźć. Kiedyś wiele godzin spędziłem na wieży z lornetką, żeby go zlokalizować. Orzeł długo krążył nad lasem. Kiedy wreszcie wiadomo było, w której części ma gniazdo, kolejne godziny minęły mi na znalezieniu właściwego drzewa. Tymczasem orłu bezwzględnie trzeba zapewnić odpowiednią strefę ochrony - mówi Piotr Tetla, nadleśniczy Nadleśnictwa Kobiór.

Orzeł bielik to duży ptak drapieżny z rodziny jastrzębiowatych, zamieszkujący północną, środkową i wschodnią Europę, Islandię, Grenlandię oraz Azję na północ od Himalajów. Od niedawna także województwo śląskie.

Strefa ochronna wokół gniazda bielika wymaga wyłączenia tego obszaru z gospodarki leśnej. W promieniu do 200 m od gniazda przez cały rok, a od stycznia do końca lipca na obszarze 500 metrów.

- Orłu nie wolno przeszkadzać, bieliki nie lubią np. zmian krajobrazu, dlatego, na przykład, nie wolno w okolicy ich gniazd wycinać drzew - tłumaczy Piotr Tetla.

Czasem ptaki opuszczają las i przenoszą się gdzie indziej. Jednak od czasu zgłoszenia do wojewody, że bieliki już nie korzystają z gniazda, muszą minąć trzy lata, by zlikwidować strefę ochronną. - Zawsze przecież mogą wrócić - dodaje nadleśniczy.

Jego zdaniem jedno gniazdo bielika nie jest dla gospodarki leśnej wielkim problemem. Problem zacząłby się, gdyby gniazd ptaków wymagających strefy ochronnej było więcej. - W tym roku kobiórska para dochowała się dwóch młodych. Jaja przez 40 dni wysiadywało oboje rodziców - wyjaśnia Tetla.

Szczęśliwa dwunastka

W Polsce jest obecnie około tysiąca orłów bielików. W województwie śląskim dwanaście, czyli sześć par. Jeśli ptaki uznają jakieś miejsce za nie dość spokojne, opuszczają je. - Tak stało się w Beskidzie Śląskim. Lasy w okolicy Rud Raciborskich, Kobióra, Lublińca oraz nad Liswartą okazały się dla nich dogodniejsze - tłumaczy Przemysław Skrzypiec, inspektor wojewódzki z Wydziału Środowiska i Rolnictwa Urzędu Wojewódzkiego w Katowicach,

- Nie umiem powiedzieć, jak było wcześniej i czy w ogóle kiedykolwiek bielik w lasach kobiórsko-pszczyńskich gniazdował. Nie znalazłem na ten temat żadnych informacji - próbuje dojść prawdy o bieliku nadleśniczy Tetla.

I rzeczywiście, o bieliku nie ma mowy w żadnych spisach zwierzyny i ptactwa ubitego podczas książęcych polowań w Pszczynie. Na szczegółowej liście odstrzelonych sztuk w latach dwudziestych i trzydziestych XX wieku jest tylko jeden bliżej nieokreślony orzeł oraz ponad sto wielkich ptaków drapieżnych. W zbiorach Muzeum Zamkowego jest obraz orła upolowanego w r. 1817 w Jankowicach pod Pszczyną przez księcia Henryka von Anhalt-Koethen. - Wygląda na bielika, ale pewności nie ma - twierdzi Tetla.

Lubi ryby

Bielik jest drapieżnikiem, co oznacza, że w miejscu, w którym się osiedla, nie może zabraknąć mu pożywienia. Jego główne menu stanowią ryby, duże leszcze, karpie, szczupaki. Poluje również na ptaki, przede wszystkim wodne, czaple, a nawet gęsi. Sporadycznie łowi ssaki. Przy braku świeżej zdobyczy zje także padlinę.

- Kiedy gniazdował w swoim głównym gnieździe, to w jego okolicy nie było ani jednej młodej sarny czy zająca - opowiada nadleśniczy Tetla.

Ściąga go jednak głównie bliskość akwenów. Dlatego najwięcej bielików występuje w pasie nadmorskim i na pojezierzach. Dostępność pożywienia i radykalna poprawa stanu środowiska naturalnego spowodowała ich zadomowienie się także na Śląsku.

- Samych karpi jest w naszych jeziorach nawet sześć razy więcej niż 40-50 lat temu - twierdzi nadleśniczy kobiórski.

Pieniądze na strażników

Ochronę orła bielika postawił więc sobie za cel powstający w Polsce... zakon templariuszy, który tworzy katowiczanin Krzysztof Kurzeja, prawnik z wykształcenia. Współcześni templariusze mają w swoje istnienie wpisaną działalność charytatywną. Zakony niemiecki, angielski czy austriacki opiekują się głównie szpitalami. Krzysztof Kurzeja chce polskich templariuszy obarczyć misją ochrony środowiska naturalnego.

Pieniądze na ochronę orła bielika polscy templariusze zamierzają pozyskiwać poprzez własną fundację, a także poprzez akcje organizowane wspólnie z Komisją ds. Środowiska Regionalnej Izby Gospodarczej w Katowicach.

- Chcemy zdobyć pieniądze na dodatkowych strażników leśnych, którzy pilnowaliby spokoju bielików, a także dosadzać drzewa, by siedliska bielika czynić mniej dostępnymi dla ludzi, w programie jest też przywracanie bagien, to znaczy takie kształtowanie przyrody, która najbardziej odpowiadałaby bielikom - opowiada Kurzeja.

Pieniędzmi dysponować będzie Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska.
Jolanta Pierończyk - Dziennik Zachodni
http://pszczyna.naszemiasto.pl/wydarzenia/764440.html



Wit - Śro Sty 30, 2008 6:42 pm
Zabrzański cmentarz mieszkaniem gawronów
Małgorzata Goślińska2008-01-30, ostatnia aktualizacja 2008-01-30 18:23



Zlatują przed zmierzchem. Zanim usiądą, krążą nad drzewami godzinę, zwołując się na nocleg. Ten harmider powtarza się o świcie. Jeszcze bardziej uciążliwe są ich odchody. Ale to ostatnie gawrony na Śląsku

Polskie gawrony jesienią odlatują na południe. Polska tymczasem jest ciepłym krajem dla gawronów z Rosji. Tworzą więc tu kolonie, nawet kilkutysięczne. Od dwóch lat zakładają gniazda w Zabrzu. Mieszkańcy mylą je z wronami.

Gawron w mieście to nic nadzwyczajnego. Gniazduje w parkach, wzdłuż zadrzewionych alei, na cmentarzach. W Zabrzu wybrał sobie cmentarz przy ul. Pokoju.

Do zabrzańskiego urzędu miasta nie wpłynęła jeszcze żadna skarga na gawrona - sprawdzaliśmy w wydziałach ekologii, infrastruktury komunalnej, budownictwa. Ale to pewnie kwestia czasu.

Tadeusz Nocuń z wydziału ekologii opowiada, co gawrony wyprawiają na cmentarzu: - Jest ich tam chyba kilka tysięcy. Korony drzew są oblepione. Zlatują przed zmierzchem. Zanim usiądą, krążą na drzewami godzinę, zwołując się na nocleg.

Potem zapada cisza. Ale ten sam harmider powtarza się o świcie, gdy ptaki wylatują za pokarmem.

Gdzie żerują? Przy oczyszczalni ścieków widziano tylko kaczki, a na wysypisku śmieci - mewy. Być może latają na śmietniki aż do Gliwic i Rybnika? Nocuń przypuszcza, że mają stołówkę na polach otaczających Zabrze.

Dla mieszkańców miast najbardziej uciążliwe są odchody gawronów, zwłaszcza w okresie lęgowym. W Zabrzu nie dają się tak we znaki, bo cmentarz przy Pokoju od dawna jest nieużywany. Tylko od ulicy sąsiaduje z domami.

Jacek Betleja, ornitolog z Muzeum Górnośląskiego, nie słyszał o kolonii gawronów na zabrzańskim cmentarzu. - Są w okolicy Dąbrowy Górniczej i Bielska. I to wszystko. A jeszcze 15 lat temu w naszym regionie było ich mnóstwo: w Bytomiu, w Radzionkowie, w Tarnowskich Górach, a najwięcej w Pyskowicach - 400 gniazd - wymienia Betleja.

Dziesięć lat temu widział gawrony pod kościołem Mariackim w Katowicach, sześć lat temu w parku Hutniczym w Chorzowie. - Znikły w sposób naturalny, nie miały gdzie żerować - mówi Betleja. Ale zna też przypadki, że ptaki były przepłaszane, na przykład z Plant w Krakowie, albo zrzucano gniazda, chociaż to bezprawne, bo w okresie lęgowym gawrony są chronione.

W Niemczech gawrona objęto już całkowitą ochroną, bo stał się rzadkością. - Chemizacja środowiska i intensywne uprawy rolne spowodowały brak pokarmu - tłumaczy Betleja i apeluje, żeby polubić gawrona. - Ja patrzę na ptaki inaczej, każdy mi się podoba. Pióra gawrona połyskują fioletem i zielenią. Jest ładny i mądry, ciekawie żeruje. To frajda obserwować, jak przeszukuje trawnik, rozrzucając liście dziobem.

Betleja przyznaje, że gawron wygrzebuje również nasiona. Ale odpłaca się za to, niszcząc owady - szkodniki roślin.



Kris - Czw Lut 21, 2008 5:49 pm
Krótka historia pewnego dzika

Dzik spędził kilka godzin pod jednym z balkonów - a z prośbą o pomoc zwrócili się do leśników, straży miejskiej i naszej redakcji mieszkańcy bloku przy ulicy Szenwalda.


(fot. arch.)


Do widoku dzików przebiegających wśród bloków mieszkańcy Piotrowic już się przyzwyczaili. Ten jednak zachowywał się nietypowo - okazało się, że prawdopodobnie został potrącony przez samochód i pomocy poszukiwał w pobliżu ludzi.

Wydawało się, ze nic go już nie uratuje przed zastrzykiem usypiającym, ale zanim przyjechało leśne pogotowie, dzik doszedł do siebie i wrócił do lasu.

Aktualności
http://ww6.tvp.pl/2862,20080221662800.strona



Wit - Śro Mar 26, 2008 6:39 pm


Nam strzelać do kormoranów zakazano
dziś
Plaga kormoranów rujnuje hodowlę Państwowego Gospodarstwa Rybackiego w Żorach, jednego z czterech w Polsce, które należą do Lasów Państwowych. - Jeszcze nigdy nie było tak źle. Z każdym rokiem ptaków jest więcej, a właśnie zaczął się okres zarybiania stawów - mówi Zygmunt Kubica, dyrektor Gospodarstwa Rybackiego. Chmary kormoranów wyżerają świeżo wpuszczony do stawów narybek.

Problem w tym, że kormorany są częściowo chronione i zgoda na odstrzał wydawana jest bardzo niechętnie. - To ostateczność, ptaki raczej się płoszy - mówi Tadeusz Podmagórski z Wydziału Ochrony Środowiska w Urzędzie Wojewódzkim w Katowicach. - W ubiegłym roku wydaliśmy zgodę na odstrzał stu kormoranów w rejonie Wisły Małej. Myśliwi akurat polują. Mają czas do końca marca, a potem powtórzą to jesienią - dodaje Podmagórski.

Strzelać nie można jednak wszędzie.

- Wojewoda pozwolił nam tylko straszyć kormorany petardami i to nie na wszystkich stawach - przyznaje Zygmunt Kubica.

I tu ujawniają się paradoksy sprzecznych przepisów. Okazuje się, że petardy nie dość, że są mało skuteczne, to na dodatek nie wszędzie mogą być stosowane. Żorskie gospodarstwo rozciąga się także na stawy rezerwatu Łężczok, a tam o głośnych wybuchach nie może być mowy. %07- Do tej hodowli dopłacamy co roku. W tej sytuacji ryby z Łężczoka spisane są na straty.

- Ale z hodowli nie można zrezygnować, bo stawy całkiem by zarosły i zginęłoby wiele gatunków zwierząt żyjących w rezerwacie.

Dyrekcja żorskiego gospodarstwa chce więc walczyć z kormoranami na innych frontach. - Przygotowaliśmy już dokumentację, by na stawach w Pawłowicach utworzyć obręb hodowlany. W takim ptaki nie mają aż tylu praw. Można bez ograniczeń je płoszyć, a nawet strzelać. Jeszcze w tym tygodniu złożymy dokumenty w urzędzie marszałkowskim - mówi Kubica.

Rybacy z całej Polski nie chcą walczyć z dziką przyrodą. Domagają się jednak rekompensat od państwa. Niestety, od lat bezskutecznie. W Śląskim Urzędzie Wojewódzkim w Katowicach przyznają, że na żadne odszkodowania nie mogą liczyć, bo na drodze do spełnienia ich roszczeń stoją ministerialne przepisy. Dotąd za szkody wyrządzone przez tylko częściowo chronionego kormorana Skarb Państwa nie płacił. Rybacy liczą na to, że zmiany przyniesie przygotowywana nowa ustawa o ochronie przyrody. - Jej uregulowania mają być podobne do tych, które dotyczą łowiectwa. Odszkodowania wyrządzone przez zwierzynę chronioną mają być nie przywilejem, a prawem. Chodzi o to, by rolnicy oraz rybacy nie mieli żadnych problemów ze zdobyciem pieniędzy - mówi Michał Milewski z biura prasowego Ministerstwa Środowiska. W jaki sposób zostanie potraktowany w nowej ustawie kormoran, na razie nie wiadomo.

Aleksander Król - POLSKA Dziennik Zachodni



Kris - Pią Kwi 11, 2008 8:27 am


Pat w sprawie dzików
dziś


Ostatnio dziki pojawiły się na osiedlu w Ligocie.

Potrzebujemy 6 tysięcy złotych, aby poradzić sobie z dzikami, które wdzierają się na osiedla. Złożyliśmy wniosek o dofinansowanie, ale Urząd Miasta nie chce dać pieniędzy - mówi Adam Szarek, łowczy koła łowieckiego "Tumak". - Pieniądze zostały przyznane, pomysłodawcy muszą tylko pofatygować się do nas, aby uzupełnić wniosek - odpiera zarzut Zofia Muc, naczelnik wydziału kształtowania środowiska w Urzędzie Miasta.

Dziki to stały kłopot przede wszystkim mieszkańców południowych dzielnic miasta. Ostatnio pojawiły się np. w Ligocie. Często spotkać je można na osiedlach w Piotrowicach czy Ochojcu. Dziki były m.in. tematem spotkania mieszkańców z prezydentem miasta w Ligocie w ubiegłym tygodniu.

- Życzymy panu prezydentowi dwóch rzeczy. Zdrowia, żeby potrafił szybko uciekać i szczęścia, żeby nigdy nie spotkał pan na swojej drodze dzika - mówili mieszkańcy składający na ręce Piotra Uszoka petycję, w której chcieli zwrócić jego uwagę na ten problem. Rozwiązaniem miała być propozycja koła łowieckiego "Tumak" - zakup około 6 ton ziarna kukurydzy, która regularnie rozsypywana w lesie byłaby dla dzików pewnego rodzaju zaporą. - Dziki zamiast szukać pożywienia w koszach na śmieci czy na trawnikach, zostawałyby w lesie zjadając kukurydzę -tłumaczy łowczy Szarek. Szarek twierdzi, że wniosek o dofinansowanie złożony w zeszłym roku utknął w katowickim magistracie ze względów formalnych. Podejrzewa, że jest przekazywany pomiędzy poszczególnymi działami, aby opóźnić jego realizację. Naczelnik wydziału kształtowania środowiska, tłumaczy, że... pieniądze zostały przyznane już dawno. - W przypadku przyznawania funduszy z kasy publicznej konieczna jest odpowiednia dokumentacja. W tym przypadku mamy świadomość wagi problemu. Przedstawiciele koła łowieckiego próbowali uzupełniać swój wniosek telefonicznie, co nie jest właściwe. Mimo to fundusze cały czas czekają - tłumaczy Zofia Muc. - Sprawa wygląda więc tak, że jest problem i jest pomysł na jego rozwiązanie. Co więcej, i co rzadkie w takich przypadkach, są nawet pieniądze na realizację pomysłu. Jednak ze względu na niejasne zakłócenia, zamiast szczęśliwego końca, jak dotąd mamy pat.

Radosław Aksamit - POLSKA Dziennik Zachodni
http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/839939.html



Kris - Wto Maj 13, 2008 5:55 am
Niechciani goście na Jurze...

Kilka hektarów zalanych pól, pościnane drzewa i zniszczone koryta rzek- to efekt osiedlenia się w Jurze bobrów w.
Z roku na rok zwierząt tych przybywa- podobnie z resztą jak i szkód, jakie wyrządzają. Na razie największe są w Grabcu koło Szczekocin.


(fot. arch.)

Bobry na dobre osiedliły się w rzecze Żebrówce. Z gałęzi, traw i mchu budują na niej siedliska tzw. żeremie.
I tu zaczyna się problem.
Bobry pojawiły się w Grabcu pięć lat temu. Takich szkód jak w tym roku jeszcze tu nie było.

Strat można by uniknąć - wystarczy współpraca... z bobrem Metoda jest prosta - można zainstalować metalowe siatki, bóbr ani się przez to nie przeciśnie, ani nie przegryzie.

Bobry można też wyłowić i przesiedlić.
W ubiegłym roku-kilkanaście osobników wywieziono z Jury na Słowacje. Ale ich miejsce zajęły już kolejne - i zdaniem przyrodników trzeba się z tym pogodzić, bo bóbr, choć jest gatunkiem chronionym - do rzadkich już nie należy.

Gabriela Kaczyńska
Aktualności TVP Katowice
http://ww6.tvp.pl/6605,20080512713802.strona



Wit - Nie Maj 18, 2008 10:10 pm
Lisy, sarny, dziki. Straż miejska ma zajęcie
tg2008-05-18, ostatnia aktualizacja 2008-05-18 21:02



Coraz częściej odwiedzające miasto zwierzęta to nowy kłopot katowickiej straży miejskiej.

W niedzielę tuż po godz. 11 niedaleko kopalni Murcki w Katowicach samochód potrącił sarnę. Zwierzę przeżyło i oszołomione stanęło na środku jezdni. Kierowcy zaalarmowali katowicką straż miejską. Funkcjonariusze próbowali ostrożnie przegonić sarnę z jezdni. Na drodze od razu zrobił się korek. - Często musimy improwizować, by poradzić sobie z dzikimi zwierzętami. Nie zostaliśmy do tego przeszkoleni - usłyszeliśmy od katowickich strażników.

W końcu sarnę zabrał leśniczy Jacek Wąsiński, szef Leśnego Pogotowia z Mikołowa. Pan Jacek to ostatnia deska ratunku dla strażników, którzy wczoraj musieli uporać się jeszcze z... pawiem przechadzającym się po ogrodzie jednej z mieszkanek Katowic. - Zgłoszenie o pawiu dostaliśmy mniej więcej w tym samym czasie co telefon o sarnie. W takiej sytuacji mamy tylko dwa wyjścia: dzwonić do leśniczego albo do zoo - mówią strażnicy.

W sobotę strażnicy musieli natomiast ratować lisa, który wpadł do studzienki na terenie byłej kopalni Katowice. Aby wyciągnąć zwierzę z pułapki, trzeba było wezwać straż pożarną. Udało się dopiero po kilku godzinach.

Ale jeszcze większy kłopot byłby wtedy, gdyby trzeba było uśpić dzikie zwierzę. Okazuje się, że Straż Miejska w Katowicach do tej pory nie współpracowała z żadną wyspecjalizowaną firmą ani weterynarzem, którzy się tym zajmują. Dopiero teraz, gdy dziki, sarny i inne zwierzęta coraz częściej pojawiają się w mieście, ma się to zmienić.

.................
Hehe....ciekawe czy do centrum zawitają



Kris - Śro Maj 28, 2008 5:28 pm

Dzikie zwierzęta? Naucz się z nimi żyć
Jacek Madeja
2008-05-28, ostatnia aktualizacja 2008-05-28 18:08

Coraz częściej w śląskich miastach zadomawiają się dziki, sarny i lisy, a na poddaszach kamienic sowy i nietoperze. - Zabraliśmy im naturalne siedziby, więc teraz musimy się przyzwyczaić do ich towarzystwa - mówią specjaliści.

Urzędnicy bytomskiego magistratu po raz pierwszy zauważyli dzikich lokatorów rok temu. Najpierw przyleciała sowa Riżawieta. Furtkę w magistrackim kominie uznała za wygodny odpowiednik dziupli. Pieszczotliwe imię związane z rudym ubarwieniem dostała, kiedy urzędnicy nabrali pewności, że to samica. Wątpliwości nie pozostawiły pisklaki, które po pewnym czasie pojawiły się w kominie.

- Riżawieta już się wyprowadziła, ale jej lokum zajęły dwie nowe sowy. Możemy być tylko dumni, że w budynku magistratu mieszkają ptaki, które są symbolem mądrości. Może w ten sposób nasi urzędnicy będą podejmować tylko mądre decyzje - żartuje Katarzyna Krzemińska-Kruczek, rzeczniczka bytomskiego urzędu miejskiego.

Sowy doskonale znają pracownicy wydziału ekologii. Z okien dobrze widać komin. - Sowa nikomu nie przeszkadza i jest naszą maskotką, ale to jeden z coraz bardziej czytelnych sygnałów, że kurczy się naturalne środowisko, w którym żyją dzikie zwierzęta. Stare drzewa idą pod topór, a ptaki muszą potem szukać siedzib w budynkach - mówi Andrzej Panek, naczelnik wydziału ekologii.

Dr. Jacek Betleja, ornitolog z Muzeum Górnośląskiego, nie widział magistrackich sów, ale - jego zdaniem - widok dzikich ptaków nie powinien już dziwić mieszkańców miast. - Niektóre gatunki są znane z tego, że zimują w kominach - mówi. - Prawdziwa zmora to dziki. W ostatnim okresie mamy całą masę zgłoszeń, że żerują na osiedlach. Oprócz tego pojawiają się sarny i lisy. Ostatnio mieliśmy sygnały, że w jednym z bloków zamieszkały nietoperze - wymienia kolejne gatunki zwierząt, które pojawiły się w miejskim krajobrazie. - Często winni są sami ludzie, którzy budują osiedla pod samym lasem, a potem dokarmiają zwierzęta albo wyrzucają pożywienie. Teraz musimy się nauczyć z nimi żyć - dodaje.

Zgłoszenia o dzikich zwierzętach są prawdziwą zmorą strażników miejskich. - Właściwie nie jesteśmy w żaden sposób przeszkoleni w tego typu interwencjach i sami musimy wypracować procedury postępowania. Najważniejsze, żeby nikomu nie stała się krzywda - ani ludziom, ani zwierzętom - podkreśla Krzysztof Król, rzecznik Straży Miejskiej w Katowicach.

Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice
http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,3501 ... i_zyc.html



Wit - Wto Cze 17, 2008 6:04 pm


Dziki czują się w mieście jak w lesie ale już niedługo zapowiadają urzędnicy
Koniec problemu dzików w Katowicach

Stada dzików zapuszczają się coraz głębiej na tereny, na których mieszkają ludzie. Urząd Miasta chwali się, że ma plan jak poradzić sobie z dzikami grasującymi po katowickich osiedlach.
- Katowice opracowały kompletny, sytemowy program zwalczenia plagi dzików w mieście - chwalił się wczoraj MM Silesii rzecznik magistratu Waldemar Bojarun.

Według Waldemara Bojaruna problem dzików w mieście wynika z dwóch rzeczy. Pierwsza to, jak twierdzi, szybko postępujący proces urbanizacji terenów wokół miasta - Miasto ostatnimi laty dynamicznie się rozwija, co sprawia, że kurczą się powierzchnie lasów - mówi Bojarun. Drugim powodem są słabe zimy. - Locha powinna mieć tylko jeden miot w zimie, tymczasem podczas takich słabych zim jakie mieliśmy ostatnio takich miotów jedna locha miała dwa albo i trzy, proszę sobie wyobrazić jak szybko więc rośnie liczba małych dzików - tłumaczy Bojarun, który sam w wolnych chwilach jest myśliwym.

Na czym polega cudowny plan urzędników? - Miasto będzie dofinansowywać karmę dla dzików, która leśnicy będą umieszczać w środku lasu - tłumaczy Bojarun. Wszystko po to aby dziki w poszukiwaniu pożywienia nie musiały opuszczać lasów, które znajdują się w bliskim sąsiedztwie osiedli mieszkaniowych. To jednak nie wszystko.

Rzecznik apeluje do mieszkańców aby nie dokarmiali zwierząt, które bardzo szybko przyzwyczajają się do tego, że nie muszą szukać jedzenia.

Urzędnicy mają także antidotum na wyjątkowo namolne dziki, które mimo bezpłatnej uczty w środku lasu będą nękać mieszkańców na osiedlach. - Zakupiliśmy specjalną strzelbę do usypiania. Jeśli jakiś dzik nie będzie chciał opuścić miejsca, w którym przebywają ludzie specjalnie przeszkolony człowiek uśpi go i wywiezie do lasu - mówi Bojarun. Jeśli jest taka potrzeba należy to zgłosić straży miejskiej.

Mieszkańcy od dawna skarżyli się na problem grasujących, głównie nocam,i dzików po ulicach. Czy pomysł katowickich urzędników wypali? Tego nie wiadomo, jak również i tego ile razy wypali specjalna strzelba do usypiania tych zwierząt, ważne żeby strzelec nie trafił przez przypadek człowieka, jak to już kiedyś miało miejsce.

Jacek Tomaszewski
............................

O proszę....dziki ofiarą dynamicznie rozwijającego się miasta



kropek - Wto Cze 17, 2008 6:25 pm
Bojarun jest myśliwym
jak fajnie - nie chwalil sie

a wracajac do dzikow to dobrze, ze podejmowane sa jakies kroki, bo troche problemow te zwierzeta stwarzaja.



Kris - Pią Lip 04, 2008 7:35 am
Dziki upodobały sobie Piaśniki, do gustu przypadła im gościnność mieszkańców
dziś

Pani Władysława beztrosko spacerowała z psem po lasku pełnym dzików. Taśm przy wejściu nie widziała, bo zostały zerwane.

Kilka tygodni temu rodzina dzików zawitała na osiedle w Piaśnikach. Zwierzętom tak bardzo spodobało się w okolicy, że postanowiły zostać. Tym sposobem zadomowiły się w lasku pomiędzy ulicami Bytomską, Zubrzyckiego oraz Krasickiego i przez kilka dni stanowiły miejscową atrakcję. Przez weekend wejścia do lasku zagrodzono z taśmą. Ta jednak została szybko zerwana. Ścieżkami w najlepsze spacerowali mieszkańcy.


Rodzinę dzików z okna swojego mieszkania zaobserwował Andrzej Dansczyk. Przysłał nam to zdjęcie.

- Ludzie zapominają, że to dzikie zwierzęta, które mogą się zdenerwować i stać niebezpieczne - upomina Jacek Hawranek, komendant straży miejskiej.

Dziki, które przywędrowały najprawdopodobniej z Kochłowic, próbowano unieszkodliwić. Z pomocą przyszli katowiccy strażnicy miejscy, od niedawna dysponujący bronią ze środkiem usypiającym. Zwierzęta okazały się sprytniejsze i nie dały się ani uśpić, ani wywieźć ze Świętochłowic.

- Udało nam się zapędzić je do lasku i tam przeczekają do poniedziałku. Nawiązaliśmy kontakt z weterynarzem, który dysponuje odpowiednim sprzętem i samochodem - mówił w piątek PDZ Hawranek.

Jedną z osób, która nic nie robiła sobie z towarzystwa dzikiej zwierzyny była pani Władysława, którą spotkaliśmy w piątkowy wieczór w okolicach lasku.

- Widziałam te dziki kilka dni temu. Ludzie je karmili, fotografowali się z nimi i podchodzili dosyć blisko. Myślałam, że już ich nie ma - mówiła lekko przestraszona.

- Staramy się upominać ludzi. Porozklejaliśmy ulotki informacyjne, ale zostały zniszczone - wyjaśnia Hawranek.

W poniedziałek dziki nadal urzędowały w Piaśnikach. We wtorek miało się odbyć spotkanie z łowczym. Uznano, że należy zwabić je do zagrody, w której będzie rozrzucona karma i dać środek powodujący senność.

- Dziki, jeśli środek usypiający nie zadziała od razu, mogą stać się agresywne. Zagroda je zatrzyma. Potem zostaną przetransportowane w inne miejsce - tłumaczył we wtorek komendant straży miejskiej.
Justyna Przybytek - POLSKA Dziennik Zachodni
http://swietochlowice.naszemiasto.pl/wy ... 70566.html



Wit - Czw Lip 17, 2008 5:56 pm
Remont? Tym gorzej dla ptaków
Jacek Madeja2008-07-17, ostatnia aktualizacja 2008-07-17 18:23



Okres remontów to piekło dla ptaków. Podczas prowadzonych prac budowlańcy nie przejmują się gniazdami na balkonach i elewacjach. - Jak tak dalej pójdzie, w miastach zostaną tylko gołębie - alarmują ekolodzy.

Ptaki wstrzymały remont jednego z zabrzańskich bloków - napisaliśmy przed miesiącem. Ktoś z mieszkańców zaalarmował, że robotnicy żywcem zamurowują wróble, które gniazdują w szparach między płytami. Nadzór budowlany kazał przerwać prace aż do jesieni, kiedy kończy się okres lęgowy. To rozsierdziło mieszkańców, którzy wytykali urzędnikom, że małe wróble są ważniejsze od nich.

- Prawo budowlane daje taką możliwość. Ustawa mówi, że można zatrzymać inwestycję, która zagraża środowisku. Zabrzańska sprawa to pierwszy i jedyny taki przypadek. Wcześniej nikt nie zgłaszał nam podobnego problemu - mówi Witold Sas-Nowosielski z Wojewódzkiego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego.

Inaczej jest w redakcji "Gazety". Wiosną i latem, kiedy zaczynają się remonty i prace przy ociepleniach budynków, Czytelnicy co chwilę dzwonią do nas ze skargami, że budowlańcy w ferworze pracy mordują ptaki. Bo remont jest najważniejszy i tak im najwygodniej. Lokatorzy z Bytomia alarmowali niedawno o gniazdach, które lądują na ulicy, a mieszkańcy bloku przy ul. Leszczynowej w Zabrzu nie mogli się nadziwić bezmyślności robotników, którzy rozpięli siatkę zabezpieczającą na całej elewacji. I tak odcięli znajdujące się w gnieździe pisklaki jeżyków od ich rodziców. Zdezorientowane ptaki bezskutecznie próbowały sforsować przeszkodę.

W Chorzowie od kilku miesięcy Marek Sołtysiak, przyrodnik i doktor na Wydziale Nauk o Ziemi Uniwersytetu Śląskiego, walczy o jaskółki. Mówi, że tym razem nie odpuści. - Mam dowody w postaci zdjęć i o wszystkim zawiadomię prokuraturę - zapowiada.

Podczas remontu na chorzowskim osiedlu Irys robotnicy ocieplają ściany i naprawiają balkony. Sołtysiak, który mieszka w wieżowcu przy Władysława Opolskiego 11, zauważył, że pod "9" w czasie remontu znikają gniazda jaskółek. - Jest okres lęgowy, na świat przychodzą młode. Przepisy wyraźnie mówią, że niszczenie gniazd to łamanie prawa. Już w kwietniu zaalarmowałem administrację i urzędników magistratu. Bez skutku - mówi Sołtysiak.

- Nie jesteśmy organami ścigania. Przekazaliśmy sprawę policji. Przy okazji wysłaliśmy największym zarządcom budynków w mieście pismo, w którym przypominamy, że nie można niszczyć gniazd podczas remontów - podkreśla Rafał Brachaczek z Wydziału Środowiska Naturalnego Urzędu Miejskiego w Chorzowie.

Remont został wstrzymany dopiero na początku lipca, kiedy naukowiec zawiadomił media. Bożena Szaleniec z Chorzowskiej Spółdzielni Mieszkaniowej mówi, że prace przerwano, bo robotnicy natrafili na kilka gniazd.

- Ekipa przeniosła się do innej części bloku. Będziemy musieli poczekać do połowy sierpnia, aż ptaki odlecą - mówi Szaleniec. - Wcześniej w tym bloku robotnicy na pewno nie natrafili na żadne gniazda - podkreśla. Przekonuje, że spółdzielnia na bieżąco przypomina firmom remontowym o ochronie ptasich gniazd, a nad wszystkim czuwa inspektor budowlany.

Według Michała Linka, szefa firmy Clearex, która remontuje bloki, gniazda były, ale niezamieszkane. - Tylko takie usunęliśmy. Wszystko wyjaśni policja, która już zajęła się sprawą - mówi Linek.

Jerzy B. Parusel, dyrektor Centrum Dziedzictwa Przyrody Górnego Śląska, przyznaje, że letni sezon robót budowlanych to przekleństwo dla ptaków. - Mamy coraz więcej sygnałów, że budowlańcy kompletnie nie liczą się z ptakami. Ptakom najtrudniej przetrwać prace przy coraz popularniejszych ociepleniach budynków, kiedy remontowane są całe fasady. Nic nie daje fakt, że większość ptaków w okresie letnim znajduje się pod ochroną i prawo jest po ich stronie. W praktyce to martwy zapis, który rzadko jest egzekwowany - mówi Parusel.

Jak zatem sprawić, żeby ptasie gniazda nie paraliżowały remontów, a zwierzęta nie ginęły?

- Wstrzymywanie remontów to nie jest rozwiązanie. Administrator budynku powinien zadbać, żeby gniazda zdjąć jeszcze wiosną, przed remontem. To dla ptaków czytelny sygnał, że nie mają tam czego szukać - uważa Sołtysiak.

- Wszystko powinno odbywać się w porozumieniu z ornitologami, którzy znają zwyczaje ptaków. Jeśli szybko o to nie zadbamy, w miastach zostaną same gołębie, a pożyteczne gatunki, które tępią szkodniki, wyginą - ostrzega Parusel.



Wit - Pią Wrz 12, 2008 10:09 am
tym razem nie o dzikich zwierzętach....



Przepełnienie w schronisku dla psów może prowadzić do tragedii
dziś
Katowickie schronisko dla bezdomnych zwierząt, choć jest tu sporo adopcji, jest przepełnione. Podrzucane są tam też zwierzęta z okolicznych gmin, gdzie azyli nie ma. Bywa, że z powodu przepełnienia dochodzi do drastycznych sytuacji. A urzędnicy jak dotąd tylko obiecywali zmiany.

- Chciałem zaopiekować się jednym z piesków. Trafił do schroniska po śmierci właściciela. Był bardzo wystraszony. Chciałem znaleźć mu dom po powrocie z wakacyjnego wyjazdu. Ale okazało się, że został bardzo dotkliwie pogryziony i trzeba go było uśpić. Mam żal, że nie dano mi wcześniej znać, że jest tak fatalnie, zaraz zabrałbym go do domu - mówi radny Dariusz Łyczko. Dziwi się, że psa takim stanie nie otoczono szczególną opieką.

- Niestety, gdy schronisko jest przepełnione, takie przypadki się zdarzają. Są też psy, które nie są w stanie przystosować się do życia w azylu - mówi Aleksandra Molnar, kierowniczka schroniska. Na początku wakacji było tu ok. 250 psów. Dziś sytuacja jest lepsza: w 64 klatkach i na dwóch wybiegach jest ich ok. 200. - Gdy psów jest do 180 do takich sytuacji nie dochodzi, ale powyżej 200 jest znacznie gorzej - przyznaje Molnar. W klatkach są po dwa duże psy albo do czterech, pięciu małych. Na wybieg, gdzie są ocieplane budy, trafiają małe psy, które już od dawna są w schronisku. Szczeniaki trzymane są osobno. - W ostatnim miesiącu trafiło do nas wyjątkowo mało zwierząt, ok. 90. Duży problem to fakt, że niektóre okoliczne gminy, nawet 80-tysięczne, nie mają schronisk, podpisują jedynie umowy z innymi. A ja po każdym weekendzie zastaję cztery, pięć psów przywiązanych do bramy - mówi Molnar.

Schronisko ma przy tym dużo adopcji, kilkadziesiąt miesięcznie. Np. dzięki wolontariuszom z fundacji SOS dla Zwierząt, którzy od pewnego czasu prowadzą akcje adopcyjne m.in. w Silesia City Center. Ale to wciąż mało. - Niestety, psy będą się gryzły, gdy będzie przepełnienie, a to się nie zmieni, jeśli nie będzie większej ilości adopcji - tłumaczy Aneta Motak z fundacji, która od dawna zabiega o to, by do schroniska wpuszczono wolontariuszy. - Ich praca na pewno pomogłaby tym zwierzętom - popiera Molnar. Wolontariusze szukaliby domów adopcyjnych dla konkretnych zwierząt, wyprowadzali je z klatek. Motak zwraca też uwagę, że warto uregulować kwestię czipowania psów, dzięki czemu nie byłoby problemów z określeniem, z jakiego miasta pies pochodzi.

Urzędnicy jeszcze za czasów, gdy wiceprezydentem miasta był Michał Luty, obiecywali zająć się schroniskiem. Ostatnie zapowiedzi Lutego miały się ziścić w kwietniu tego roku: miała być strona internetowa schroniska, regulamin wolontariatu. Luty chciał też powołać koło Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, stworzyć uchwałę o zapobieganiu bezdomności zwierząt. Do dziś żadna z tych rzeczy nie wypaliła. Leszek Piechota (PO), który zastąpił Lutego (PIS) na stanowisku, zapowiada teraz spotkanie z organizacjami działającymi na rzecz zwierząt i kierownictwem schroniska w sprawie zmian. Ale te mogłyby ruszyć w przyszłym roku - Piechota chce, by te kwestie uregulowała coroczna umowa podpisywana z podmiotem, który prowadzi schronisko.

Marta Żabińska - POLSKA Dziennik Zachodni

http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/896693.html



kiwele - Sob Wrz 13, 2008 3:43 pm

Dziki upodobały sobie Piaśniki, do gustu przypadła im gościnność mieszkańców

Kilka tygodni temu rodzina dzików zawitała na osiedle w Piaśnikach.

Rodzinę dzików z okna swojego mieszkania zaobserwował Andrzej Dansczyk. Przysłał nam to zdjęcie.
Dziki, które przywędrowały najprawdopodobniej z Kochłowic, próbowano unieszkodliwić. Zwierzęta okazały się sprytniejsze i nie dały się ani uśpić, ani wywieźć ze Świętochłowic.
Udało nam się zapędzić je do lasku i tam przeczekają do poniedziałku.
W poniedziałek dziki nadal urzędowały w Piaśnikach. We wtorek miało się odbyć spotkanie z łowczym.
Justyna Przybytek - POLSKA Dziennik Zachodni
http://swietochlowice.naszemiasto.pl/wy ... 70566.html

W pewnym momencie ludzie pojda sami po rozum do glowy.
Tak jak ich przodkowie sprawia sobie luki i przynajmniej beda mieli rozwiazany problem zaopatrzenia spizarn domowych.



Wit - Pią Wrz 19, 2008 8:54 pm
tym razem o kotach...



Bezpański problem
Witold Domanik, 2008-09-18 21:15

Choć w Katowicach wielu ludzi pomaga bezpańskim zwierzętom to miasto problemu nie widzi. Przydałyby się okulary, bo problem jest. Ciężko, go jednak zauważyć, jeśli się patrzy z perspektywy gospodarki komunalnej, a w Katowiacach właśnie ten wydział zajmuje się wolno żyjącymi zwierzętami. Fundacja "For animals" bije na alarm -Katowice są na szarym końcu, pod względem opieki nad zwierzętami.

Kotom w dużym mieście potrafi być naprawdę ciasno. Bez pomocy ludzi nie przetrwają. Ja już nie mogłam znieść tego wszystkiego i sie za te koty wziełam -mówi Teresa Olejnik - Zrobiłam im tutaj domek. A w domku mieksza ponad dwadzieścia kotów. Na szczęscie Pani Teresie Olejnik pomagają sąsiadki, m.in Elżbieta Aleksa: Ja lubie koty wogóle. A jak widze takie pod oknem. To jak mam to ide i zaniose.

Choć pani Teresa z własnych pieniędzy żywi koty to nie stać jej na ich wysterylizowanie. Dlatego próbuje znależć wsparcie w fundacjach zajmujących się zwierzętami, bez skutku jednak: No nic mi nie chcą pomóc. Ciągle dzwonie prosze!! Ale albo nie mają czasu albo nie odbierają. Jednak fundacja For Animals do drzwi której pukała Pani Teresa tłumaczy, że choć bardzo chce pomóc to nie ma na to pieniędzy.

Pieniędzy nie ma bo Katowice nie przekazują nawet złamanego grosza. Prosimy o to żeby miasto w końcu przychylnym okiem spojrzało na temat sterylizacji zwierząt. My chętnie pomożemy, nasi wolontariusze pomogą wyłapać zwierzęta, dowieźć do lecznicy. Natomiast niestety nie posiadamy funduszy żeby sterylizować - deklaruje Joanna Zaremba z Fundacji.

W Katowicach bezpańskimi zwierzętami zajmuje się wydział zajmujący się jednocześnie odpadami czyli gospodarki komunalnej. A tam nikt nie widzi problemu szybkiego mnożenia się kotów. Ani lekarz weterynarii ani lekarz powiatowy nie stwierdził, że jest za dużo tych zwierząt. I nie mamy żadnego nakazu zmniejszać ich populację - mówi Mirosław Herman z Urzędu Miasta Katowice. Taka potrzebę widzą za to sąsiedzi pani Teresy. A za całą sytuację winią właśnie ją: Rozbudowuje tę budę i powoduje między innymi, że tych kotów jest coraz więcej - narzeka kazimierz Grochalski.

Specjaliści twierdzą, że wytrucie kotów to nie jest rozwiązanie problemu. I dodają, że koty same nie dadzą sobie rady. Pozostają nam dwie rzeczy. Dokarmiać te biedne zwierzęta.Ala przede wszystim starać się ograniczyć ich ilość, najlepsza byłaby szeroko zakrojona akcja sterylizacji - niestety to co oczywiste dla weterynarza dra Krzysztofa Czogały, może jeszcze długo pozostać niedostrzeżone przez urzędników. Najwyraźniej wydział gospodariki komunalnej stara się nie zaśmiecać sobie głowy zwierzętami które ma pod opieką.

http://www.tvs.pl/informacje/4861/
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • romanbijak.xlx.pl



  • Strona 1 z 3 • Wyszukano 160 wypowiedzi • 1, 2, 3
    Copyright (c) 2009 | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.