[Śląskie] Muzea miejskie i tematyczne
Wit - Pon Gru 01, 2008 4:07 pm
Dziś otwarcie muzeum historii kopalni Wujek i stanu wojennego
dziś
Krystyna Gzik, wdowa po zastrzelonym górniku oraz Andrzej Przewoźnik, sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, dokonają dziś uroczystego otwarcia muzeum historii KWK Wujek i stanu wojennego. Nowa placówka mieści się w kopalnianym budynku, sprzed którego 16 grudnia 1981 roku zomowcy otworzyli ogień do strajkującej załogi. Obok stoi Krzyż-Pomnik poświęcony dziewięciu poległym górnikom.
Po muzeum będą oprowadzać m.in. Krzysztof Pluszczyk oraz Stanisław Płatek ze społecznego komitetu pamięci o tych dramatycznych wydarzeniach, a jednocześnie uczestnicy tamtego strajku przeciwko stanowi wojennemu.
Przekazany pod ekspozycję budynek magazynu odzieżowego jest zabytkowy. W jego wnętrzach przywołana została także ponadstuletnia historia kopalni i górnictwa w tym właśnie miejscu. Można obejrzeć stare mundury - górniczy i powstańczy. Spośród pracowników tej kopalni wielu walczyło w powstaniach śląskich.
Z dawnej izby pamięci, mieszczącej się dotąd w zakładowym domu kultury, przeniesione zostaną archiwalne fotografie, pamiątkowe sztandary.
Najwięcej miejsca poświęcono największej tragedii stanu wojennego, pacyfikacji kopalni Wujek. Szacuje się, że od rana 14 grudnia 1981 roku strajkowało w niej około 2 tysiące górników uzbrojonych w śruby, węże, trzonki od łopaty, piki. Do tłumienia ich protestu władza skierowała 15 kompanii milicjantów, zomowców, ormowców i grupę antyterrorystyczną (był to pluton specjalny ZOMO), a także 7 armatek wodnych, 6 wojskowych kompanii piechoty zmotoryzowanej, 6 plutonów czołgów i wojskową kompanię rozpoznania.
Jak naprawdę było w kopalni Wujek, gdzie doszło do konfrontacji sił porządkowych z górnikami, a gdzie był punkt dowodzenia, przedstawiono na specjalnej makiecie. Wykonali ją w skali 1:100 modelarze z Warszawy, wykorzystując do jej zbudowania blisko 30 kilogramów masy akrylowej, kartonu, drewna i aluminium. Odtworzyli na powierzchni 9 m kw. zabudowania kopalni, auta policyjne i wojskowe, czołgi i 600 postaci. Na ścianach są archiwalne fotografie tych miejsc, można się więc przekonać, że obraz utrwalony przez modelarzy jest zgodny z autentycznym.
- Osoby zwiedzające nasze muzeum będą mogły prześledzić przebieg tragicznych wydarzeń począwszy od nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku. Tę inscenizację rozpoczynamy od wyłamanych drzwi do mieszkania naszego przewodniczącego Solidarności, Jana Ludwiczaka. Prezentujemy łuski i pociski wystrzelone w kierunku strajkujących, zomowski mundur - wylicza Krzysztof Pluszczyk. - Są także zdjęcia przywołujące przebieg 15-letniego procesu przeciwko zomowcom oskarżonym o użycie broni w kopalni Wujek.
O przygotowanie pomieszczeń na ekspozycję zadbała dyrekcja katowickiej kopalni. Natomiast o samą ekspozycję zatroszczył się przede wszystkim społeczny komitet pamięci o poległych górnikach i śląska Solidarność.
Muzeum można zwiedzać od 2 grudnia, w godzinach od 9.00 do 15.00. Wstęp wolny.
Teresa Semik - POLSKA Dziennik Zachodni
http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/929607.html
..................
Muzeum 16 grudnia
TVS, PAP, 2008-12-01 11:22
Jak wyglądała pacyfikacja Wujka od dziś będzie można zobaczyć w Muzeum Izby Pamięci Kopalni "Wujek". Muzeum udostępni zwiedzającym filmy, autentyczne nagrania dźwiękowe, zdjęcia i przedmioty zebrane spod kopalni tuż po akcji ZOMO 16 grudnia 1981 roku. Jednak najwięcej o tym co działo się 27 lat temu mówi makieta rekontruująca przebieg pacyfikacji kopalni. Pierwsi zwiedzający do katowickiego muzeum będą mogli wejść w południe.
Muzeum Izbę Pamięci Kopalni "Wujek" dokumentujące pacyfikację tego zakładu z 16 grudnia 1981 r. otwarto w Katowicach w budynku dawnego magazynu odzieżowego, po prawej stronie pomnika-krzyża przy kopalni.
Jak mówił przewodniczący Społecznego Komitetu Pamięci Górników KWK "Wujek" Krzysztof Pluszczyk, ówczesny magazyn odzieżowy był niemym świadkiem tragicznych wydarzeń, których skutkiem była śmierć dziewięciu górników. To prawdopodobnie m.in. ze stopni i z rampy tego budynku padały śmiertelne strzały.
Sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Przewoźnik, który wspólnie z żoną jednego z zabitych górników Krystyną Gzik otworzył izbę pamięci, mówił że jest ona hołdem złożonym przez górników zamordowanym w grudniu 1981 r. kolegom oraz przez polskie społeczeństwo – odważnym, którzy stawili czoła komunistycznemu zniewoleniu.
- To muzeum będzie przestrogą dla współczesnego i przyszłych pokoleń Polaków, aby tego rodzaju wydarzenia więcej się nie powtórzyły. Będzie też przestrogą dla polityków (…) przed tym, jakie skutki mogą przynieść decyzje podejmowane wbrew społeczeństwu, jakie skutki mogą przynieść decyzje podejmowane wbrew regułom demokratycznym – wskazał Przewoźnik.
Muzeum powstało w trzech pomieszczeniach odremontowanego magazynu odzieżowego. Jedno z nich zajęła makieta o powierzchni ok. 9 m kw. przedstawiająca w skali 1:100 pacyfikację "Wujka". Zbudował ją w ciągu kilku miesięcy kilkunastoosobowy zespół warszawskich modelarzy pod kierunkiem Jana Nałęcza. Makieta przedstawia kopalniane budynki, wojskowe i milicyjne pojazdy. Między nimi zaaranżowano scenki z figurami górników, żołnierzy i milicjantów oraz innych osób. Na sztucznym śniegu odciśnięto ślady opon i gąsienic, widać strajkowe flagi, górnicze barykady, a nawet strumień z armatki wodnej i opary gazu łzawiącego. Całość wiernie oddaje nie tylko układ obiektów, ale też najdrobniejsze szczegóły przekazane przez świadków wydarzeń.
Główne pomieszczenie – z wejściem do Izby Pamięci – wypełniają m.in. fotografie z przebiegu pacyfikacji, pierwszych dni po tragedii i procesów sądowych. Dziewięć najważniejszych zdjęć poległych górników zawisło naprzeciw zdjęć sprawców ich śmierci.
Wymownym eksponatem są zniszczone drzwi do mieszkania przewodniczącego kopalnianej "Solidarności" z 1981 r. Jana Ludwiczaka. 13 grudnia zomowcy wyważyli je siekierą i w progu brutalnie pobili związkowca. W izbie odtwarzane są autentyczne nagrania rozmów zomowców i wojska z 16 grudnia 1981 r. oraz odgłosy czołgów i wojskowych transporterów.
Jak podkreślał Pluszczyk, wystawa nie została jeszcze ukończona. Inne eksponaty uzupełnią ją jeszcze przed obchodami 27. rocznicy pacyfikacji kopalni. Będą to np. przestrzelony hełm najmłodszej z ofiar, 19-letniego Janka Stawisińskiego czy zebrane pod kopalnią pociski i łuski. Scenę pacyfikacji odtworzą manekiny zomowca i górnika.
W salce kinowej izby pamięci odtworzono po raz pierwszy dokument Agnieszki Świdzińskiej z Telewizji Katowice "Życiorys z bliznami", jeden z kilku filmów, które będą tam wyświetlane. W pomieszczeniu z ekranem ustawiono m.in. krzyż – dokładnie taki, jaki tuż po 16 grudnia 1981 r. stanął przy murze kopalni - z 9 lampkami symbolizującymi 9 zabitych górników.
W niedługim czasie pod adresem www.muzeum-wujek.nazwa.pl ruszyć ma strona internetowa ekspozycji.
Wystawa będzie ona otwarta w dni robocze w godzinach od 9. do 15., jednak zorganizowane grupy po wcześniejszym zgłoszeniu będą mogły zwiedzić ją również o innej porze. Wstęp będzie bezpłatny.
Urządzenie Muzeum Izby Pamięci Kopalni "Wujek" w budynku, w którym jeszcze na początku roku działał kopalniany magazyn odzieżowy, wsparły finansowo i organizacyjnie Katowicki Holding Węglowy, Kopalnia "Wujek", Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, katowicki oddział IPN, samorząd Katowic, Telewizja Katowice i Śląsko-Dąbrowska "Solidarność".
Podczas pacyfikacji strajkującej kopalni "Wujek" w grudniu 1981 r. od milicyjnych kul na miejscu zginęło sześciu górników, trzej zmarli później w szpitalach, kilkudziesięciu zostało rannych. Co roku w rocznicę tragedii odprawiana jest msza św. w intencji zastrzelonych górników i odczytywany apel poległych.
http://www.tvs.pl/informacje/6751/
Emenefix - Pon Gru 01, 2008 7:05 pm
Makieta będzie uczyć historii "Wujka" [Foto+Wideo]
Marcin Nowak
Jak uczyć najnowszej historii? Obrazowo. Twórcy otwartego dziś Muzeum Pamięci Kopalni Wujek przygotowali ogromną makietę z wielką dokładnością prezentującą wydarzenia z 16. grudnia.
Jest tutaj makieta kopalni i okolic oraz ponad 400 postaci, zaaranżowanych w specjalnych scenach. Zomowcy, górnicy, rodziny i mieszkańcy. Są pojazdy milicyjne, mordercy oraz ofiary. Z wielką dokładnością odtworzono milicyjne pałki, armatki wodne a nawet... butelki i karabiny.
Na 16. dni przez rocznicą słynnych wydarzeń grudniowych otwarto uroczyście miejsce, które ma od dziś przypominać o tragedii Kopalni Wujek i uczyć młode pokolenie. Muzeum Pamięci powołano do życia na terenie dawnych magazynów odzieżowych tuż obok pomnika "Dziewięciu z Wujka".
W uroczystościach wziął udział wojewoda śląski Zygmunt Łukaszczyk oraz Andrzej Przewoźnik, sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. - Chylę czoła tym którzy zginęli oraz tym którzy pamiętali, pamiętają i będą pamiętać - oświadczył Łukaszczyk.
- Historia ukazana w ten sposób z pewnością lepiej trafi do odbiorcy, lepiej pokaże realia tamtych wydarzeń - stwierdził Przewoźnik.
Po występie orkiestry i przemowie wojewody, rodziny ofiar masakry w "Wujku" oraz oficjele, dokonali oficjalnego otwarcia Muzeum. Po wejściu wszyscy udali się do sali, gdzie zaprezentowano ogromną makietę odwzorowującą wydarzenia z 13. grudnia, która w częściach przyjechała z... Warszawy. Autorami nietypowej inscenizacji Sławomir Rakowiecki i Jan Nałęcz z Pracowni Mikromodelarstwa i Historii Wojskowej.
- Architektoniczna skala makiety to 1:100 a postaci 1:87. Kilka miesięcy kosztowała nas sama praca wykonawcza. Tonęliśmy w materiałach, archiwach i fotografiach. Długo uzgadnialiśmy sumę scen. Ale efekt nam się podoba. Wszystko jest autentyczne i można to zilustrować, pokazując dosłownie palcem - Nie kryje podekscytowania Sławomir Rakowiecki. - Na stworzenie makiety 5 na 2,5 metra przeznaczono mnóstwo plastiku, styropianu, dykty, polipropylenu i żywicy. Około 80% detali wykonaliśmy ręcznie - tak jak barierki, drabiny na kominach nawet potłuczone butelki - Wyjaśnia w rozmowie z MM Rakowiecki.
Stanisław Płatek pamięta jak dziś tragiczne wydarzenia z Wujka. Był wtedy przewodniczącym komitetu strajkowego. Gdy patrzy na makietę, nie kryje łez.
- Czas i obrazy z tamtych dni przesuwają się a makieta otwiera ranę, którą kiedyś nam zadano. Sytuacja, która w tym czasie była na kopalni została oddana z pietyzmem. - mówi w rozmowie z dziennikarzami MM Silesia.
Makieta w przyszłości ma być zabezpieczona szklaną pokrywą i udostępniana dla wszystkich zainteresowanych, również młodzieży.
- Makieta lepiej trafia do młodych kiedy to zobaczą i nie jest martwym zdjęciem. Można się tu przenieść wyobraźnią. To ważne i będziemy rozszerzać ekspozycję o elementy multimedialne - obiecuje Płatek.
[url=http://www.mmsilesia.pl/3536/2008/12/1/makieta-bedzie-uczyc-historii-wujka-fotowideo]
Zobacz - > Galeria zdjęć makiety[/url]
Wit - Czw Gru 11, 2008 9:15 am
W Chudowie odbudowano oberżę sprzed wieków
Iwona Sobczyk2008-12-10, ostatnia aktualizacja 2008-12-10 23:16
Przy zamku w Chudowie powstało pierwsze w kraju muzeum, z którego odwiedzający wychodzą nie tylko z większą znajomością historii, ale i... z pełnymi brzuchami. Oberża pod św. Jerzym to stworzona pod nadzorem archeologów i historyków rekonstrukcja budowli, która stała tu w XIX wieku
Wszystko zaczęło się od fotografii z przełomu XIX i XX wieku. Jej autor portretował zamek w Chudowie, przy okazji uchwycił też stojący obok niego przysadzisty budynek. Kilka lat temu zdjęcie znaleźli członkowie powstałej dla ratowania niszczejącego zabytku Fundacji Zamek Chudów.
- Właściwie to szukaliśmy materiałów dotyczących samego zamku, ale wtedy zafrapowało nas jego otoczenie. Według miejscowej tradycji przy zamku stała karczma z browarem. Prawdopodobnie rozebrano ją gdzieś na początku XX wieku - mówi Przemysław Nocuń, prezes fundacji, z wykształcenia archeolog.
Rozpoczęte w 2003 roku wykopaliska archeologiczne odsłoniły fundamenty zamkowej oberży, relikty stojącego kiedyś wewnątrz pieca chlebowego i trochę drobniejszych zabytków. Fundacja postanowiła karczmę odbudować i ponownie uruchomić. - Nie chodziło nam o stworzenie historycznej atrapy, tylko o jak najdokładniejszą rekonstrukcję dokonaną we współpracy z archeologami i historykami. I to się udało - zapewnia Nocuń.
Fundamenty muzealnej restauracji trzeba było zbudować od nowa, ale Oberża pod św. Jerzym stoi dokładnie w tym samym miejscu, co wcześniej. Najbardziej autentyczne jest zewnętrze odtworzone na podstawie starych zdjęć z Chudowa. Oberża jest murowana, przykryta dachem z gontu. - Udało nam się odkryć, do czego służył kanał biegnący wokół budynku. Stara oberża nie miała rynien, woda ściekała z dachu do kanału i nim była dalej odprowadzana. Teraz jest tak samo - tłumaczy Nocuń.
Wnętrze wzorowane jest na podobnych obiektach, zachowanych w skansenach w południowych Niemczech. Przy stole można zasiąść tu na specjalnym trójnogim krześle, jakie kiedyś przysługiwały zamkowym strażnikom. Podobno siadając przodem do oparcia, można uciąć sobie na nim całkiem przyjemną drzemkę bez obawy, że mebel się wywróci. Na stołach królują naczynia, które są replikami tych używanych w średniowieczu i nieco później. Szef kuchni Adrian Feliks serwuje w nich potrawy przygotowane według starych, niekiedy nawet XV-wiecznych receptur. - Nieco zmodyfikowanych, bo dzisiaj dla wielu osób te potrawy byłyby po prostu niejadalne. Kiedyś było za dużo korzennych przypraw dodawanych do wszystkiego - mówi Feliks.
O tym, że oberża jest żywym muzeum, świadczą wyeksponowane w podłodze, pod pancerną szybą relikty pieca chlebowego i ekspozycja autentycznych, znalezionych tu podczas wykopalisk naczyń i fragmentów kafli. Wiele z nich przedstawia walkę św. Jerzego ze smokiem - stąd nazwa oberży. Zrekonstruowany piec, który kiedyś tworzyły, ogrzewa teraz wnętrze budynku. - To jedyny w Polsce działający późnośredniowieczny piec - podkreśla z dumą Nocuń. Przy jego odtwarzaniu współpracowała dr Maria Dąbrowska z Instytutu Etnologii i Archeologii PAN w Warszawie, najlepsza w kraju specjalistka od średniowiecznych systemów grzewczych.
Zrekonstruowanie oberży kosztowało ponad 2 mln zł. Dochód uzyskany z jej prowadzenia zostanie przeznaczony na działalność statutową fundacji, która prócz zamku w Chudowie opiekuje się kilkoma innymi zabytkami. - Mamy już nowe wyniki badań archeologicznych prowadzonych w Chudowie. Jest coraz więcej podstaw, żeby pokusić się o dalszą rekonstrukcję - dodaje Nocuń.
Galeria Cafe Silesia w zabytkowej kamienicy
Marcin Mońka2008-12-10, ostatnia aktualizacja 2008-12-10 20:20
Po trzech latach bezdomności Muzeum Miejskie w Zabrzu ma wreszcie stałe miejsce. Galeria Cafe Silesia powstaje w miejscu, gdzie przed ponad stu laty pito kawę i słuchano muzyki z gramofonu. Pierwsza wystawa będzie poświęcona Górnikowi Zabrze
Galeria Cafe Silesia powstaje na parterze zabytkowej kamienicy przy ul. 3 Maja 6 (dawna Dorotheenstrasse). Nazwa nie jest przypadkowa - właśnie tutaj w listopadzie 1899 roku otwarto kawiarnię Cafe Silesia. Była to wówczas druga zabrzańska kawiarnia. Pito tu nie tylko znakomite kawy, ale także grano w bilard, a także słuchano muzyki z gramofonu, który ówczesny restaurator reklamował jako "najlepszy z automatów epoki nowożytnej". Później lokal kilkakrotnie zmieniał nazwę, a po wojnie działała tutaj restauracja Obywatelska, która najprawdopodobniej przetrwała do 1949 roku. Później przestrzeń przekazano Zakładowi Ubezpieczeń Społecznych, a następnie była tam apteka Śląskiej Akademii Medycznej.
- Teraz parter powraca do swojej klasycznej nazwy, postanowiliśmy zachować też układ przestrzenny lokalu - mówi Piotr Hnatyszyn, dyrektor Muzeum Miejskiego w Zabrzu.
Radość wśród muzealników jest tym większa, że już od dłuższego czasu borykali się z problemami lokalowymi. Po wyprowadzce z siedziby przy pl. Krakowskim muzeum albo prezentowało swoje eksponaty w sąsiednich miastach, albo korzystało z gościny parafii św. Anny lub Miejskiego Ośrodka Kultury.
Oczywiście Galeria Cafe Silesia nie zastąpi nowej siedziby muzeum - parter kamienicy to 270 metrów kwadratowych, z czego tylko 130 to przestrzeń wystawiennicza. - Ale cieszymy się z galerii, bo w końcu możemy coś zrobić. Choć wszyscy zdajemy sobie sprawę, że działalność będzie ograniczona i będziemy tu przygotowywać wyłącznie wystawy czasowe - mówi Hnatyszyn.
Galeria składa się z jednej dużej sali i dwóch mniejszych. Jest nowocześnie wyposażona: nie trzeba będzie już wbijać gwoździ w ścianę, bo ma system zawieszania obrazów, a dzieła sztuki będą profesjonalnie oświetlane.
Pierwszy wernisaż już w niedzielę, choć dość nietypowy. Wystawa poświęcona będzie bowiem historii klubu Górnik Zabrze, który świętuje jubileusz 60-lecia. Będą więc puchary, medale i okolicznościowe tableaux. Wystawa sportowa potrwa do marca. W planach na kolejne miesiące jest choćby jubileuszowa wystawa prof. Romana Staraka - nestora zabrzańskiego środowiska artystycznego, noc muzeów, a także ekspozycja opowiadająca historię zabrzańskich atelier fotograficznych.
Wit - Pon Gru 29, 2008 11:44 pm
Chińska sala kusi kolorem
wczoraj
Kilka cennych cieszyńskich zabytków udało się w ostatnim czasie poddać konserwacji. Gdyby nie pieniądze zdobyte przez muzealników, którzy pisali projekty do resortu kultury czy wojewódzkiego konserwatora zabytków, jeszcze długo musiałyby czekać na renowację.
- To był udany rok, choć potrzeby są ogromne. Cieszy zwłaszcza to, że pieniądze pozyskaliśmy z zewnątrz, bo my takimi sumami nie dysponujemy - zaznacza Marian Dem-biniok, dyrektor Muzeum Śląska Cieszyńskiego.
Dawny blask odzyskała tzw. sala chińska, znajdująca się na drugim piętrze Pałacu Lari-schów, gdzie mieści się Muzeum Śląska Cieszyńskiego. Za 130 tys. zł od wojewódzkiego konserwatora zabytków w Katowicach udało się odnowić w niej cenne malowidła, datowane na przełom XVIII i XIX wieku.
- Są niezwykle ważne, gdyż są przykładem malarstwa prowincjonalnego, którego niewiele się już zachowało - podkreśla dyrektor Dembiniok.
Irena Adamczyk, kierownik Działu Sztuki cieszyńskiego muzeum, również nie kryje zadowolenia.
- Sala chińska była najbardziej zniszczona, niektóre fragmenty malowideł nieodwracalnie. Szukaliśmy jakiegoś ich graficznego pierwowzoru, ale bezskutecznie. Nawet konserwatorzy nie mogli odczytać, co kryły pierwotne warstwy farby. Jednak ile się dało, to tyle malunków zrekonstruowaliśmy. Teraz na ścianach można zobaczyć piękne smoki, chińską architekturę i ornamentykę - opowiada Adamczyk.
To niejedyna "perełka", która kusi kolorami. Od niedawna inaczej wyglądają również trzy cenne epitafia namalowane na drewnie.
- Są ważne dla miasta i regionu nie tylko ze względu na swoje walory artystyczne, ale także historyczne. Dotyczą trzech konkretnych osób, które żyły na Śląsku Cieszyńskim. Wcześniej były w cieszyńskich kościołach. Później trafiły do nas - podkreśla Adamczyk.
Najstarsze epitafium - Adama Reisa - datowane jest na koniec XVI wieku.
Kolejne dwa to Joachima Bludowskiego z około 1620 r. oraz Jana Żywieckiego, datowane na około 1612 rok.
- Oba epitafia zostały poddane konserwacji w latach 60. ubiegłego wieku. Z tego powodu obecne ich odnowienie było znacznie trudniejsze - zaznacza Adamczyk.
Konserwatorzy musieli bowiem dotrzeć do pierwotnych warstw farby, zmagać się z nie do końca fachowymi przemalowaniami, starali się przywrócić zabytkom pierwotne kolory, co nie było takie proste, bo nie ma już m.in. farb, jakich kiedyś używano. Jednak efekty ich pracy są imponujące.
Warto także zwrócić uwagę na inne odnowione eksponaty "Ofiarowanie Izaaka" z około 1590 roku oraz Matkę Boską i św. Elżbietę z Jezusem i św. Janem Chrzcicielem z końca XVII wieku. A także gigantycznych rozmiarów mapę Królestwa Czech, która powstała w 1720 roku w Augsburgu.
Pieniądze na renowacje pochodziły z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach projektu "Gotyk i renesans na Śląsku Cieszyńskim" (60 tys. zł), z puli Śląskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków (130 tys. zł), projektu "Ochrona i konserwacja cieszyńskiego dziedzictwa piśmienniczego" dofinansowanego m.in. przez Fundusz Promocji Kultury (25 tys. zł) i prywatnego sponsora Michała Bożka.
- Dobrze, że udało się zdobyć te pieniądze. Zwłaszcza, że od prywatnych sponsorów coraz trudniej otrzymać wsparcie. Firmy mają swoje siedziby poza Cieszynem. Dla wielu z nich jesteśmy prowincjonalną placówką, chociaż nasze zbiory są ponadregionalne - mówi dyrektor Dembiniok.
Wszystkie odnowione eksponaty można oglądać w tzw. sali rzymskiej do końca stycznia przyszłego roku.
Warto wiedzieć
Muzeum Śląska Cieszyńskiego przy ulicy Regera 6 w Cieszynie to jedno z najstarszych muzeów publicznych w Europie Środkowej. Zostało założone przez ks. Leopolda Jana Szersznika w 1802 r.
W ramach muzeum funkcjonują działy archeologii, historii, sztuki, techniki, etnografii i fotografii. W muzeum znalazły miejsce zbiory Generalnego Wikariatu w Cieszynie, Muzeum Szkolnego Macierzy z Orłowej, część kolekcji Brunona Konczakowskiego. Kontakt z placówką tel./faks 033-851-29-33.
Jacek Drost - POLSKA Dziennik Zachodni
http://slask.naszemiasto.pl/wydarzenia/940580.html
Wit - Nie Sty 11, 2009 7:15 pm
200 watów światła z czasów Thomasa Edisona
07.01.2009
Jedyna w Polsce (a może i na całym świecie) betlejemska gwiazda, która świeci za dnia, znajduje się w Łaziskach Górnych. To niecodzienne zjawisko można było zaobserwować wczoraj w samo południe, ale nie na niebie za pomocą astronomicznych lunet, a gołym okiem... pod dachem Muzeum Energetyki.
Bowiem raz na rok, zawsze w święto Trzech Króli o godzinie 12, jest tam na kilka chwil zapalana 200-watowa żarówka z włókna węglowego, wyprodukowana jeszcze za życia Thomasa Edisona. Jedna z najstarszych, jakie istnieją. I choć ma już jakieś 100 lat, nadal jasno żarzy się przyjemnym, pomarańczowym światłem.
- Jej blask ma do nas ściągnąć darczyńców, tak jak światło gwiazdy betlejemskiej przywiodło Trzech Króli do stajenki - wyjaśnia kierownik muzeum Zbigniew Lorek. - Nie liczymy jednak na złoto i mirrę, ale na to, że odwiedzający nas ludzie pomogą nam powiększyć nasze zbiory.
Łaziskie muzeum wyróżnia się bowiem tym, że nie kupuje swoich eksponatów. Wszystkie są przyjmowane w postaci darów. Tak było z osławioną żarówką. Wyprodukowana w Anglii na początku XX wieku trafiła najpierw do Rodezji w południowej Afryce. Tam w 1970 r. została wystawiona na aukcji staroci i osobliwości, gdzie kupił ją Bogusław Stępiński. Ten zaś po powrocie do kraju w 2000 r. podarował ją muzeum.
K. Grygierczyk - POLSKA Dziennik Zachodni
http://slask.naszemiasto.pl/wydarzenia/944077.html
Wit - Pon Sty 19, 2009 8:05 pm
W Bytomiu powstaje rafa koralowa. Dla aut
Iwona Sobczyk2009-01-18, ostatnia aktualizacja 2009-01-19 10:54
O planach utworzenia w Bytomiu galerii motoryzacji słychać już od dobrych kilku lat, ale teraz wydaje się, że pomysł nabiera realnych kształtów. Jest już gotowa koncepcja aranżacji ekspozycji. Zwiedzający mają się poczuć jak marynarze podziwiający bogactwo rafy koralowej. Samochodowej rafy koralowej.
Galeria motoryzacji, wspólny pomysł bytomskiego magistratu i tutejszego Klubu Motorowego Górników i Energetyków, czeka na realizację od dawna. - Chcieliśmy pokazać nasze zbiory ludziom, zamiast trzymać je w garażach, ale brakowało nam stosownej przestrzeni - tłumaczy Krzysztof Grzelczak z klubu. Rok temu do projektu przystąpił Wojewódzki Ośrodek Ruchu Drogowego, oddając na potrzeby przyszłej ekspozycji świeżo wyremontowaną halę przy ul. Strzelców Bytomskich. Od kilku dni wiadomo, jak ma wyglądać wnętrze galerii.
Autorzy koncepcji - Sebastian Stajno, Patrycja Pyzalska, Jacek Czajka, Krzysztof Chrobak i Wojciech Kozłowski - widzą wnętrze jako rafę koralową. Przez środek hali pobiegnie stalowa antresola. - Ten pomost, z którego będzie można podziwiać eksponaty znajdujące się na niższym poziomie, skojarzył nam się z pokładem statku, który wpłynął na rafę koralową - tłumaczy niemotoryzacyjną nazwę Stajno.
Dzięki antresoli zamiast 800 tys. metrów kwadratowych do wykorzystania będzie o połowę więcej. Górny poziom ma służyć przede wszystkim edukacji - zwiedzający na symulatorach będą mogli wczuć się w sytuację kierowcy jadącego w trudnych warunkach albo w zainscenizowanym garażu pobawić się w mechanika. Fragment podłogi garażu ma być szklany, dzięki czemu z poziomu niżej będzie można zerknąć na podwozie. Na górze mają się znaleźć także bistro i wyposażona w ekran sala konferencyjno-szkoleniowa na 50 osób. Zabytkowe pojazdy będą królować przede wszystkim na niższym poziomie, choć kilka modeli projektanci zamierzają podwiesić na wysokości podestu.
Członkowie klubu mają do pokazania około 60 zabytkowych samochodów. Najstarsze pochodzą z lat 20. Do tego dochodzą zabytkowe rowery, motocykle, pojazdy militarne, kolekcje starych tablic rejestracyjnych, liczników i felg, zdjęcia, plakaty i mnóstwo innych drobniejszych przedmiotów, które mogą sprawić frajdę wielbicielom motoryzacji. Eksponaty trzeba będzie wymieniać, bo w hali jednorazowo zmieści się około 35 samochodów.
Galeria będzie działać jako filia Bytomskiego Centrum Kultury, czyli jednostka miejska. Nie wiadomo, ile czasu zajmie przekształcenie hali w rafę koralową. - Właściwie grupy możemy przyjmować już teraz, bo samochody stoją w hali. Zaaranżowanie przestrzeni zgodnie z projektem to dość złożone zadanie - mówi Lidia Maj, naczelniczka wydziału komunikacji w bytomskim magistracie.
Najpierw wszystkie zaangażowane w projekt podmioty muszą podpisać formalne porozumienie, a radni zgodzić na powołanie galerii jako filii BCK. Później trzeba będzie poczekać na dokładny projekt i kosztorys. Magistrat na razie zapewnia, że ma pieniądze na prace projektowe. O tych na realizację urzędnicy będą rozmawiać dopiero wtedy, gdy trafi do nich kosztorys. Na realizację planu według bardzo wstępnych szacunków trzeba będzie wydać 2-3 mln zł.
Wit - Pią Sty 30, 2009 6:40 pm
Hans Kloss, Brunner i partyzant
23.01.2009
W kamienicy przy ulicy Gliwickiej 6 pojawili się nowi lokatorzy. To Hans Kloss, Hermann Brunner i nieznany z imienia partyzant. Cała trójka to naturalnych rozmiarów kopie postaci znanych z telewizyjnego serialu "Stawka większa niż życie". Są wykonane z silikonu.
Od 1 marca w Katowicach działać będzie bowiem pierwsze w Polsce muzeum tego filmu. Będzie tu można zobaczyć zmiksowany serial w "pigułce", zdobyte przez niego nagrody, fotosy, a także eksponaty związane z serialem oraz czasami II wojny światowej, m.in. sporo militariów. Przy okazji wizyty odwiedzić będzie można stylizowaną na lata 40. kawiarnię i sfotografować się z replikami filmowych bohaterów. Ich autorem jest krakowski rzeźbiarz Tomasz Pałka. W swoim dorobku ma figury Jana Pawła II, Juliusza Słowackiego czy Bartosza Głowackiego.
28 lutego podczas uroczystego otwarcia placówki przy ul. Gliwickiej Katowice gościć będą Stanisława Mikulskiego i Emilal Karewicza, czyli filmowych Hansa i Brunnera. Pojawią się też odtwórczynie kobiecych ról w serialu "Stawka większa niż życie", Barbara Brylska i Aleksanda Zawieruszanka.
MIW - POLSKA Dziennik Zachodni
http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/950787.html
Austriacy i Czesi zobaczą w tym roku wystawy Muzeum Zamkowego
23.01.2009
Za Anhaltów i Hochbergów, gdy zamek pszczyński pełnił funkcję mieszkalno-reprezentacyjne, jego utrzymaniem i zaspokajaniem różnorodnych potrzeb właścicieli zajmowało się ponad 100 osób służby.
Księżną Daisy, żonę Jana Henryka XV, ostatniego pana na Pszczynie, deprymowała ta mnogość i wszechobecność służby, o czym pisze w swoich pamiętnikach.
Obecnie, gdy przez sale muzealne gości przewija się o niebo więcej, odświeżanie i konserwacja wnętrz wraz z cennymi eksponatami spoczywa na barkach ok. 20 pracowników działu wnętrz i pracowni konserwatorskiej.
Generalnych porządków nie da się wykonać w trakcie sezonu. Stąd zimowa przerwa w działalności muzeum.
- Żeby ze wszystkim zdążyć w ciągu miesiąca, musimy ustalić precyzyjny harmonogram prac, a potem konsekwentnie go realizować, żeby jeden zespół nie wchodził w kolizję z drugim. Zaczynamy od zbrojowni, gdzie wszystkie gabloty trzeba pootwierać i po kolei wyczyścić eksponaty. Potem przechodzimy kolejne pomieszczenia aż do samej góry. Każdy środek używany do czyszczenia i konserwacji musi zaakceptować główny konserwator, Jan Gałaszek. Najbardziej czasochłonne i żmudne jest czyszczenie książek i bibelotów, z którymi trzeba się obchodzić niezwykle delikatnie i ostrożnie ze względu na ich wiek oraz wartość - mówi Marcin Nyga, od nowego roku główny inwentaryzator muzeum.
Oprócz tego, jak w każdym domu czyści się podłogi, odkurza kobierce i dywany (te cenniejsze z użyciem specjalnej siatki), myje okna, pierze firanki i odświeża zasłony. Parkiety są zapuszczane specjalnym woskiem i froterowane dla połysku. Na jedno sprzątanie tego wosku potrzeba około 40 kilogramów.
Raz na jakiś czas myte są kryształowe żyrandole w Sali Lustrzanej. Jest ich pięć. Największy waży ok. 200 kg. Do mycia są spuszczane w dół przy pomocy łańcuchów i korby.
Od tego wtorku muzeum znowu jest czynne i jest nowy cennik. Bilety wstępu zdrożały średnio o 2 zł. Nowych wystaw nie będzie, ale "Daisy - szczęśliwe lata" i "Książę idzie na polowanie pojadą za granicę. Do Bad Ischl w Austrii oraz zamku Kravarze w Czechach.
Sylwia Plucińska - POLSKA Dziennik Zachodni
http://pszczyna.naszemiasto.pl/wydarzenia/950848.html
Fachura - Pon Lut 02, 2009 6:56 pm
Zacznę taki temat, ponieważ od dłuższego czasu nurtuje mnie kompletny brak promocji katowickich muzeów. Każdy wie że w Katowicach jest Muzeum Śląskie, Muzeum Historii Katowic i Muzeum Archidiecezjalne. Dzisiaj byłem w budynku Informacji Turystycznej przy rynku świadkiem rozmowy jak turystka z Poznania pytała o muzea w Katowicach. Pracownica IT wymieniła tylko te trzy, twierdząc że więcej placówek nie ma! Tymczasem w mieście jest Muzeum Najmniejszych Książek Świata (w Piotrowicach), Muzeum Pamięci Kopalni Wujek, Muzeum Nośników Danych, Muzeum Prawa i Prawników Polskich (w gmachu sądu przy ul. Andrzeja), Muzeum Misyjne (Panewniki), Muzeum Organów (w gmachu Akademii Muzycznej), Gawlikówka (na Giszowcu) a może jeszcze kilka innych. Niedługo (od 1 marca) na Gliwickiej otworzy swe podwoje Muzeum Hansa Klossa. Czy zastanawialiście się kiedyś dlaczego te placówki są tak mało znane i zupełnie pomijane we wszelkiego rodzaju folderach i materiałach promocyjnych??????
salutuj - Pon Lut 02, 2009 7:12 pm
Mogłeś zwrócić uwagę.
piotrekb - Pon Lut 02, 2009 7:36 pm
Pomijane są, bo każde z nich jest inicjatywą niezależną od UM i nie finansowaną przez miasto. Więc na Młyńskiej prawdopodobnie o nich nigdy nie słyszeli.
kiwele - Pon Lut 02, 2009 7:44 pm
Lamy tego Forum sa bardzo cierpliwe i wiele mozna tu pomiescic. Jest mozliwosc, by ci ktorzy podnosza problem muzeow, nazwijmy je peryferyjnych, sprobowali go sami przyblizyc. Jesli nawet po amatorsku to nie szkodzi. Podniesionej sprawie na pewno to pomoze.
Co zawieraja te placowki, ze warto tam zajrzec?
A jesli juz chcielibysmy tam zajrzec, to jaka jest prawdziwa ich dostepnosc?
Czemu tak pisze? Bo przypominam sobie sytuacje, gdy swoimi niewczesnymi kulturalnymi ciagotami wywolywalem poploch czy zaklopotanie wsrod osob odpowiedzialnych za takie przybytki funkcjonujace, albo nie, na obrzezach powszechnych zainteresowan, czesto jako widma czy tez z daleko posunieta martwota. Te muzea z zasady wegetuja ze skromniutkim budzetem, albo calkiem bez niego i trzeba pokonywac zazenowanie,gdy podglada sie zwykla zgrzebnosc.
Czemu tak pisze? Bo chce byc zasypany postami udowadniajacymi mi, ze nie mam zadnej racji, ze sie myle.
Wit - Pon Lut 02, 2009 10:10 pm
J-23 nadaje z Katowic. I Brunner też tu jest
Anna Malinowska2009-02-02, ostatnia aktualizacja 2009-02-02 18:43
Wszyscy pamiętają hasło: "J-23 znowu nadaje". Tymczasem w oryginalnym scenariuszu było: "Towarzyszu pułkowniku. Zwyciężyliśmy. Pierwszy meldunek od J-23". Dowód można będzie zobaczyć na własne oczy już 28 lutego w Muzeum Hansa Klossa w Katowicach.
Muzeum zajmuje kilka pomieszczeń na parterze kamienicy przy ul. Gliwickiej 6. Oprowadza nas Piotr Owcarz, właściciel. Zwiedzanie zaczynamy od odcinka pt. "Ściśle tajne". Jedna ze ścian to mur fabryki Reila. Żeby dostać się dalej, trzeba przejść przez budkę wartowniczą. Tuż obok potężna szafa z ostrzeżeniem "Achtung!". Na ścianach szyldy polsko-niemieckie: reklama papierosów Juno czy proszku do prania. Z drugiej strony gablota wydań przygód J-23 z różnych części świata.
Drugi pokój to już "Hotel Excelsior" i Cafe Ingrid. Kawiarniane wnętrze wygląda jak z filmu: bar ze starym szkłem, patefon, stara kasa wypełniona pieniędzmi wydawanymi w czasie wojny. Dookoła fotografie: Hans Kloss pod muchą, z kolegami przy wódce, u jego boku różne kobiety.
Kolejna sala i kolejny odcinek. Tym razem przedstawia scenę konfrontacji Klossa z Hermanem Brunnerem. Dwie figury - Brunner w czarnym mundurze SS, Kloss w szarym Abwehry. Dookoła gabloty pełne broni i amunicji.
Kolejne przejście i odcinek "Spotkanie". Dużo pamiątek z planu filmowego i olbrzymi kilim utkany przez Mongołów z podobizną Stanisława Mikulskiego. Obok w salce figura Klossa na motocyklu i wreszcie pomieszczenie sztabowe z odcinka "Wiem, kim jesteś". Zebrano tu ciekawostki związane z filmową dokumentacją i nagrodami, jakie zdobył serial "Stawka większa niż życie".
- Mamy na przykład dyplom z podpisem Wojciecha Jaruzelskiego jeszcze jako szefa Ministerstwa Obrony Narodowej. A tu rachunek. Serial kosztował 10,852 mln zł. Mamy też pracę magisterską napisaną w 1968 r. i poświęconą fenomenowi serialu - wylicza Owcarz. Rozmawiamy przy jednym z licznych stolików. Na wszystkich umieszczono filmowe cytaty. Przy naszym cytat: "To świnia! Mógł mnie ochlapać. Nie potrafi uszanować niemieckiego munduru". Kto to powiedział? - Kloss do Zająca w odcinku "Wsypa" - bez zastanowienia odpowiada właściciel.
- Oczywiście, że jestem zafascynowany serialem i aktorami, którzy w nim wystąpili. Nie chcę jednak, żeby to muzeum było czymś w rodzaju hołdu dla Klossa, ale doskonale spełnia on rolę polskiego Jamesa Bonda. Dobrze byłoby wreszcie skończyć z łączeniem "Stawki" z polityką. Serial był kręcony w określonych realiach. I tyle. Zmęczony już jestem tymi dyskusjami, że gloryfikuje się postać radzieckiego agenta, że fałszowany jest obraz II wojny światowej. Popatrzmy na Klossa przez pryzmat popkultury - apeluje Owcarz.
W muzeum będzie działał sklepik z pamiątkami, a Cafe Ingrid będzie nie tylko ekspozycją, ale też zwykłą kawiarnią. Wstęp kosztuje 15 zł. Młodzież zapłaci o 5 zł mniej. Uroczyste otwarcie z udziałem twórców serialu, ze Stanisławem Mikulskim i Emilem Karewiczem zaplanowano na 28 lutego. - Myślę, że zainteresowanie będzie duże - mówi Owcarz.
.............
Za niespełna miesiąc otwarcie Muzeum Hansa Klossa
dziś
Już tylko niespełna miesiąc dzieli nas od otwarcia Muzeum Hansa Klossa. Fani agenta J-23 po raz pierwszy będą mogli odwiedzić jego tajną kwaterę w kamienicy przy ul. Gliwickiej 6 w Katowicach 1 marca.
Czekać będą tam na nich Hans i jego rywal Bruner, a mówiąc ściślej - ich naturalnych rozmiarów figury, wykonane z masy silikonowej.
W gablotach wystawione będą zdobyte przez serial "Stawka większa niż życie" nagrody, fotografie, rzeczy osobiste Klossa, repliki broni z epoki i przeróżne gadżety związane z filmem.
Goście muzeum będą mogli zobaczyć zmiksowane przygody Klossa w "pigułce", a także przysiąść w stylizowanej na lata 40. kawiarni.
Szczęściarze, którzy 28.02. wezmą udział w imprezie dla zaproszonych gości, spotkają się ze Stanisławem Mikulskim, Emilem Karewiczem czy Barbarą Brylską.
Michał Wroński - POLSKA Dziennik Zachodni
http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/955606.html
Wit - Czw Lut 05, 2009 5:48 pm
Ekspozycja odnowionych obiektów już w marcu
Ministerstwo Kultury odnowiło zabytki gliwickiego muzeum
Zakończono konserwację ponad dwustu zabytków, należących do zbiorów Muzeum w Gliwicach. Projekt konserwacji dofinansowało Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, które przeznaczyło na ten cel 50 tys. zł.
Wśród odrestaurowanych obiektów znalazły się zabytki ze zbiorów archeologicznych, etnograficznych, historycznych oraz sztuki i rzemiosła artystycznego.
- Konserwacja miała na celu powstrzymanie procesów destrukcji, fragmentaryczną rekonstrukcję oraz przywrócenie obiektom walorów estetyczno-ekspozycyjnych. Dzięki niej zabytki, posiadające nieocenioną wartość dla historii i kultury naszego regionu pozostaną w dobrym stanie i z pewnością przetrwają dla przyszłych pokoleń - zapewnia Alicja Jarosz z gliwickiego muzeum.
Obiekty odrestaurowano w specjalistycznych pracowniach konserwatorskich w Krakowie, Częstochowie i Toruniu. Konserwatorzy z Pracowni Konserwacji Tkanin Zabytkowych na Wawelu odnowili m.in. jedwabny sztandar „Towarzystwa Mężów Katolickich w Szobiszowicach”. Sztandar, wykonany w latach 1879-1914, należy do najcenniejszych obiektów w zbiorach gliwickiego Muzeum
Część odrestaurowanych zabytków będzie także eksponowana na przełomie lutego i marca na wystawie stałej w Zamku Piastowskim.
http://www.mmsilesia.pl/4175/2009/1/31/ ... anged=true
..................
J-23 znowu nadaje, tym razem z Katowic
06.02.2009
To właściwie frajda, że jeszcze żyję, a już jestem częścią muzeum. Powinienem rozpoznać każdy eksponat. Sam wypożyczyłem kilka, na przykład nagrody - mówi aktor Stanisław Mikulski, niezapomniany Hans Kloss z serialu "Stawka większa niż życie". W Katowicach właśnie powstaje Muzeum poświęcone słynnemu agentowi J-23.
- Gdyby serial powstał współcześnie, to Kloss byłby dobry agentem Zachodu. Nakręcono go jednak w innej rzeczywistości, więc reprezentuje Wschód. Takie wówczas były czasy. My nie chcemy w muzeum opowiadać o polityce, tylko o pewnym superbohate-rze, postaci fikcyjnej. W końcu prawie każdy mężczyzna jako dziecko chciał być Klossem - mówi pomysłodawca i twórca Muzeum Hansa Klossa Piotr Owcarz.
Piotr Owcarz ze swoim pomysłem nosił się bardzo długo. Zainspirował go Amsterdam z różnymi mało poważnymi muzeami, chociażby muzeum seksu. - Pomyślałem sobie, że czas najwyższy na zrobienie czegoś szalonego w Polsce, na bazie naszej popkultury - tłumaczy. Udało mu się zebrać wiele eksponatów. Niektóre otrzymał od twórców serialu. Pomagali reżyserzy Andrzej Konic i Janusz Mor-genstern, scenarzyści Zbigniew Safjan i Andrzej Szypulski, kompozytor Jerzy Matuszkiewicz oraz aktorzy Stanisław Mikulski i Emil Karewicz.
W Muzeum prezentowane więc są oryginalne zdjęcia, nagrody czy wycinki prasowe. Są też eksponaty z okresu II wojny światowej, pozyskane od kolekcjonerów oraz atrapy, kamery i broń. Najciekawiej jednak wyglądają cztery figury naturalnych rozmiarów. Jest Kloss na motocyklu, mamy też Brunnera wymachującego pistoletem w kierunku J-23. W jednym z pomieszczeń jest też figura... Piotra Owcarza w mundurze. Figury wykonane są ze specjalnej odmiany substancji silikonowej, cerolanu, która się nie ściera. Prace nad nimi trwały pół roku. Przygotował je krakowski twórca Tomasz Pałka. - Klossowi to głowę zmienialiśmy trzy razy - śmieje się Owcarz.
Projekt powstaje za prywatne pieniądze. W Muzeum Hansa Klossa będzie działała Cafe Ingrid z muzyką z lat 30. i 40., oprócz tego na monitorze będzie można oglądać najlepsze sceny z serialu. Planowane są również panele dyskusyjne, zarówno filmowe, jak i historyczne. Muzeum przy ul. Gliwickiej można będzie zwiedzać od 1 marca.
Regina Gowarzewska-Griessgraber - POLSKA Dziennik Zachodni
http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/957318.html
Wit - Nie Lut 08, 2009 7:03 pm
Zabrze i Bytom kłócą się o stare auta
Jacek Madeja2009-02-06, ostatnia aktualizacja 2009-02-06 20:57
Zabrzański kolekcjoner samochodów chce stworzyć wystawę w zabytkowej cechowni kopalni Królowa Luiza. Problem w tym, że podobne miejsce powstaje tuż za miedzą, w sąsiednim Bytomiu.
W hali Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Bytomiu stoi już 60 zabytkowych samochodów. Rafał Siech, kolekcjoner samochodów z Zabrza, początkowo wspierał tę wystawę. Nie potrafił się jednak dogadać z innymi miłośnikami starych aut i teraz planuje otworzyć własną galerię motoryzacji w sąsiednim Zabrzu. - Trochę inaczej rozumieliśmy, jak powinna funkcjonować galeria motoryzacji. Pan Siech jest pasjonatem samochodów amerykańskich, które nie zawsze są zabytkami - mówi Krzysztof Grzelczak, jeden z bytomskich kolekcjonerów.
Siech przyznaje, że dla niego nie zawsze liczy się wiek samochodu. Dumą jego kolekcji jest AMC pacer, którym jeździł tragicznie zmarły Bogdan Łyszkiewicz, lider zespołu Chłopcy z Placu Broni. Jego kolekcja liczy ponad 20 pojazdów, a oprócz zabytkowych pontiaców i cadillaców ma też charakterystyczny amerykański żółty autobus szkolny czy furgon więzienny z czasów stalinowskich.
Siech już znalazł siedzibę dla swojej galerii. Chce ją urządzić w zabytkowej cechowni kopalni Królowa Luiza. - To idealne miejsce. Cechownia ma niepowtarzalny klimat, a zabytkowe wnętrze będzie najlepszym dopełnieniem dla starych samochodów - mówi.
Cechownia to kawałek historii Zabrza. Została wybudowana prawie 140 lat temu. Gdy kopalnia została zamknięta, stała się magazynem. Od kilku lat budynek stoi pusty i niszczeje.
Pomysł stworzenia tu galerii starych samochodów popierają władze miasta, które są właścicielem cechowni. - Zależy nam, żeby budynek miał gospodarza, a wystawa to dobry pomysł. W tym roku przeznaczymy 100 tys. zł na najpilniejszy remont dachu - mówi Krzysztof Lewandowski, wiceprezydent miasta.
Oba miasta liczą, że galerie będą ze sobą współpracowały. - W Bytomiu pierwsi wpadliśmy na pomysł i jesteśmy bliżej na drodze do jego realizacji. Mam nadzieję, że nie będziemy musieli konkurować z Zabrzem - mówi Katarzyna Krzemińska-Kruczek, rzeczniczka bytomskiego magistratu. - Liczę na współpracę - mówi Siech.
- Czas pokaże. Zabrzańska galeria nie będzie dla nas konkurencją. Zabrze będzie prezentowało głównie samochody amerykańskie, a my mamy klasyki motoryzacji - uważa Grzelczak.
Wit - Nie Mar 01, 2009 10:05 pm
J-23 już nadaje z Katowic
am2009-03-01, ostatnia aktualizacja 2009-03-01 21:34
Stanisław Mikulski wraz z Emilem Karewiczem w sobotę uroczyście otwarli Muzeum Hansa Klossa w Katowicach. - Kiedy pierwszy raz usłyszałem o tej inicjatywie, pomyślałem, że to kompletne szaleństwo - mówił w czasie uroczystości filmowy Kloss.
Siedzibę muzeum przy ul. Gliwickiej 6 oblegały w sobotę tłumy. Oprócz głównych bohaterów serialu przyjechały również występujące w "Stawce większej niż życie" Barbara Brylska (Inga z odcinka "Spotkanie") i Aleksandra Zawieruszanka (Edyta).
Muzeum wymyślił i stworzył prywatny inwestor Piotr Owcarz. - Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy dwa lata temu, w ogóle w taki pomysł nie uwierzyłem. Później potakiwałem przez grzeczność. Kiedy jednak Owcarz powiedział, że ma już budynek i sprowadza pierwsze eksponaty, zrozumiałem, że takie muzeum naprawdę powstaje - mówił zachwycony Mikulski.
Miejsce jest już otwarte dla wszystkich zwiedzających. Za 15 zł (10 zł kosztuje bilet ulgowy) można obejrzeć woskowe figury Klossa i Brunnera, fotografie z planu filmowego czy atrapy broni. Wszystko we wnętrzach stylizowanych na czasy II wojny światowej. W muzeum działa też kawiarenka wyglądająca jak serialowa Cafe Ingrid. - To muzeum pokazuje, jak duży jest fenomen "Stawki...", jak wielki jest kult wokół tego serialu. To prawdziwa ikona naszej popkultury - mówi Owcarz.
Kris - Pon Mar 02, 2009 11:49 am
Jak Kloss został Ślązakiem
dziś
Stanisław Mikulski i Emil Karewicz ze swoimi silikonowymi odpowiednikami
Agent J-23 znowu nadaje. Tym razem z Katowic. W sobotę w stolicy województwa śląskiego rozpoczęło działalność muzeum serialu "Stawka większa niż życie". Pierwszymi jego gośćmi byli odtwórcy ról Hansa Klossa i Hermanna Brunnera, czyli Stanisław Mikulski i Emil Karewicz. Pojawiły się także występujące w pojedynczych odcinkach filmu Barbara Brylska i Aleksandra Zawieruszanka oraz twórcy scenariusza "Stawki": Zbigniew Safjan i Andrzej Szypulski (swój duet ukryli pod pseudonimem Andrzej Zbych).
- Kiedy pisaliśmy scenariusz, nawet na myśl nam nie przyszło, że kiedyś powstanie muzeum tego serialu. Nie mieliśmy zamiaru robić kultowego filmu, ani też ambicji odtwarzania jakiegoś fragmentu historii. Chcieliśmy po prostu zrobić dobre widowisko sensacyjne. Nazwisko dla głównego bohatera wybraliśmy z książki telefonicznej - wspominał Zbigniew Safjan.
O stworzenie muzeum "Stawki większej niż życie" od kilku lat zabiegał Piotr Owcarz, prezes Grupy Media Partner.
Jak tłumaczy, podpatrzył podobne przedsięwzięcia w zachodniej Europie i postanowił je przenieść na polski grunt. Wybrał Hansa Klossa, bo jego zdaniem to polski odpowiednik Jamesa Bonda.
- Kiedy po raz pierwszy powiedział mi o tym pomyśle, odpowiedziałem mu "Pan oszalał". Przez grzeczność zaakceptowałem ten pomysł, ale bez nadziei na powodzenie. Gdy jednak po pewnym czasie przedstawił pierwsze konkrety, uwierzyłem, że to możliwe - mówił w sobotę Stanisław Mikulski.
W muzeum znalazły się między innymi naturalnych rozmiarów silikonowe repliki Klossa i Brunnera, zdjęcia z planu, fragmenty scenariusza, komiksy i książki, a także militaria z czasów II wojny światowej. Działa również stylizowana na lata 40. kafejka, gdzie można przeczekać ostrzegający przed nalotem alarm.
Patrz, Kloss idzie! A tam Brunner - wykrzykiwali w sobotnie przedpołudnie miłośnicy agenta J-23. Czekali na swojego bohatera na rogu ulic Gliwickiej i Sobieskiego w Katowicach. Zbyt wiele radości nie mieli. Otoczeni przez fotoreporterów aktorzy Stanisław Mikulski i Emil Karewicz minęli ubranych w mundury niemieckiego Wehrmachtu wartowników i zniknęli we wnętrzu pierwszego w Polsce muzeum serialu "Stawka większa niż życie".
Za drzwiami muzeum kończy się katowicka rzeczywistość pierwszej dekady XXI wieku. W piwnicznych korytarzach króluje popkultura. W zawieszonych na ścianach gablotach zobaczyć można komiksy i książki o przygodach agenta Hansa Klossa, fotosy z planu zdjęciowego serialu oraz całą masę innych filmowych gadżetów.
Chętnych do zrobienia sobie pamiątkowego zdjęcia przy silikonowych postaciach Klossa i Brunnera było tak wielu, że w kolejce do figur trzeba było odstać parę dobrych minut. Nikogo z wyczekujących na swoją kolej nie speszył nawet ryk syreny, która w filmie ostrzegała przed bombowym nalotem.
Choć żadnego z ujęć "Stawki" nie kręcono w Katowicach, to jednak jest pewien punkt zaczepienia, który dobitnie uzasadnia fakt utworzenia muzeum serialu właśnie w stolicy województwa śląskiego. Jak bowiem wyznał Zbigniew Safjan, współautor scenariusza kultowego filmu, bez mieszkańców tego regionu serial w powszechnie znanym kształcie w ogóle by nie powstał.
- Przygody Klossa miały się skoczyć po sześciu odcinkach. Nakręcono je dla teatru telewizji. Ówczesny szef telewizji kandydował jednak na posła z terenu Śląska i podczas jednego ze spotkań z ludźmi usłyszał wprost: nie dostaniesz na Śląsku ani jednego głosu, jeśli Kloss zginie, albo się skończy - mówił Safjan.
Nakręcony pod koniec lat 60. serial ostatecznie doczekał się 18 odcinków (wcześniejsze widowisko Teatru Telewizji miało ich ostatecznie o cztery mniej).
Chyba nikt nie jest już w stanie zliczyć, ile razy film był emitowany tak w publicznej, jak i w komercyjnych stacjach telewizji. Popularności Klossa nie zachwiały ani zarzuty o fałszowanie historii czy wręcz o PRL-owską propagandę, ani rosnące grono potencjalnych konkurentów, czyli wszelkiego rodzaju superbohaterów rodem z coraz bardziej krwawych filmów akcji. Skąd się bierze ten fenomen?
- Chętnie oglądam serial "Stawka większa niż życie" i kolejne jego powtórki. Ten film pokazuje bohaterstwo. Sam przeżyłem okupację i sądzę, że Hans Kloss może być wzorem dla młodych, jeśli idzie o patriotyzm. No, a z całą pewnością Kloss jest lepszym idolem niż jakiś bajkowy Batman albo Superman %07- uważa Kazimierz Sroka, który specjalnie przyjechał w sobotę na otwarcie muzeum z Brzeszcz.
- Dla mnie ten serial to film z serii "W starym kinie" - twierdzi 19-letni Jakub z Sosnowca. - Lubię go, bo Kloss jest jakby polskim odpowiednikiem Jamesa Bonda.
Współcześni scenarzyści pewnie wiele by dali za receptę na stworzenie dziś takiej postaci. Problem jednak w tym, że podpowiedzi nie są w stanie udzielić im nawet "rodzice" agenta J-23.
- To pewnie był efekt kilku zbiegów okoliczności. Społeczeństwo w latach 60. było przeważnie karmione martyrologią albo tematami dość poważnymi. Po prostu stało się głodne opowieści nieco lżejszej. A my napisaliśmy rzecz rozrywkową z pewnymi elementami historycznej rzeczywistości. No i trafiliśmy w gust widza, choć wcale nie zamierzaliśmy wówczas tworzyć postaci kultowej - mówi Andrzej Szypulski, przekornie dodając, że z dość mieszanymi uczuciami przyjął pomysł utworzenia muzeum serialu.
- To dlatego, że do muzeum trafiają rzeczy martwe - tłumaczy.
Muzeum czeka
Muzeum serialu "Stawka większa niż życie" mieści się przy ul. Gliwickiej 6 w Katowicach.
Otwarte jest od wtorku do czwartku między godz. 10-20, a od piątku do niedzieli w godz. 10-22.
Bilety kosztują 10 zł dla dzieci i 15 zł dla dorosłych. Na miejscu można także wypić kawę w stylizowanej na lata 40. kafejce i kupić gadżety związane z filmem i jego bohaterami.
Michał Wroński - POLSKA Dziennik Zachodni
http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/967886.html
Wit - Wto Mar 03, 2009 12:37 am
Mieszkańcy Czeladzi będą mieli w końcu swoje muzeum
23.02.2009
Od 2 marca oficjalnie ruszy w mieście Muzeum Saturn. Do tej pory Czeladź nie miała takiej placówki. Jej rolę pełniła Czeladzka Izba Tradycji, która podlegała Bibliotece Miejskiej.
W październiku ubiegłego roku radni podjęli uchwałę o utworzeniu placówki, a kilka dni temu Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego zaakceptowało status muzeum.
- Nareszcie doczekaliśmy się pierwszego muzeum w mieście. Bardzo nam na tym zależało, zwłaszcza, że wszystkie okoliczne miasta mają takie placówki. Sosnowiec i Będzin mogą pochwalić się, że ich muzea działają od wielu lat. Teraz do nich dołączymy - cieszy się Iwona Szaleniec, szefowa nowej placówki.
- Od sześciu lat, czyli od momentu powstania Izby Tradycji wiedzieliśmy, że ma ona być zalążkiem muzeum. Gromadziliśmy pamiątki, eksponaty - mówi Iwona Szaleniec.
Muzeum na razie będzie się mieściło w Pałacu pod Filarami, czyli w siedzibie Izby Tradycji. Docelowo obejmie swoim zasięgiem przede wszystkim budynki i tereny pokopalniane.
- Stąd też nazwa Saturn, nawiązująca do byłej kopalni czeladzkiej. Z jednej strony będzie to typowe muzeum miejskie, gromadzące pamiątki historyczne, z drugiej zaś strony będzie nawiązywało do tradycji przemysłowych i górniczych. Planujemy odrestaurowanie pokładu górniczego i zorganizowanie wystawy interaktywnej - wyjaśnia Iwona Szaleniec.
Przez kilka lat nazbierało się sporo eksponatów. Pracownicy placówki najbardziej dumni są ze sztandarów należących do kopalnianych stowarzyszeń i karlika - górniczego urządzenia do mierzenia poziomu ciśnienia i wilgotności. Nie brakuje także starych fotografii, listów i dokumentów.
- To, że zostajemy placówką muzealną, zmienia bardzo wiele. Będziemy mogli organizować wspólne projekty z innymi tego typu placówkami. I będziemy mogli wypożyczać od innych muzeów eksponaty - dodaje Iwona Szaleniec.
Już wiadomo, że na jedną z planowanych wystaw przyjadą eksponaty z Pilzna. Prace na terenie budynków kopalnianych powinny ruszyć jeszcze w tym roku. Oficjalne rozpoczęcie działalności muzeum zainaugurują dwie wystawy - jedna (w marcu) związana z Trójkątem Trzech Cesarzy, a druga z okazji 100-lecia czeladzkiej orkiestry (w kwietniu).
Magdalena Nowacka - POLSKA Dziennik Zachodni
http://slask.naszemiasto.pl/wydarzenia/964659.html
Muzeum patronki pojednania
02.03.2009
W sobotę oficjalnie otwarto tu muzeum poświęcone patronce miasta i pojednania między narodami, Edycie Stein (św. Teresie Benedykcie od Krzyża). Muzeum Pro Memoria Edith Stein pierwszych zwiedzających gościło w niedzielę.
Edyta Stein została patronką Lublińca w październiku ubiegłego roku. Już wtedy planowano otworzyć muzeum świętej, ale pracę się opóźniły i nie dotrzymano terminu.
Muzeum kosztowało milion złotych, z czego 100 tysięcy złotych wyłożyli sponsorzy. Miasto liczy również na dofinansowanie w wysokości 85 procent z funduszy unijnych.
Jednak nikt w sobotę wieczorem nie miał wątpliwości, że warto było wydać te pieniądze na Muzeum Pro Memoria Edith Stein, bo robi ono wielkie wrażenie.
Drzwi wejściowe i próg, które prowadzą do muzeum, to jedyne pamiątki po Edycie Stein. To przez nie przyszła święta wchodziła do domu dziadków. Wewnątrz muzeum zamontowano ogromne podświetlane tablice, które prezentują historię życia Żydówki niemieckiego pochodzenia, która została zakonnicą i wraz z siostrą zginęła w komorze gazowej w Ausch-witz-Birkenau.
Szczególny wymiar mają tory kolejowe, kończące się namalowanym na ścianie tunelem, który ma symbolizować ostatnią drogę Edyty. Dlatego otwierając muzeum, biskup Jan Wieczorek i burmistrz Maniura zamiast tradycyjnego przecinania wstęgi, złożyli pod ścianą czerwoną różę.
- Edyta Stein mówiła, że w życiu ceni kulturę, a w sztuce piękno, a w obydwu dziedzinach najbardziej ceni harmonię. To najlepiej opisuje nowe muzeum, które skłania do refleksji w nowoczesny sposób - mówi Sylwin Bechcicki, prezes Towarzystwa im. św. Edyty Stein w Lublińcu.
Muzeum przy ul. Edyty Stein (obok rynku) jest czynne w niedzielę w godzinach: od 11 do 13 oraz od 15 do 17, a także we wtorki i czwartki od 16 do 18. Wstęp bezpłatny.
Bartłomiej Romanek - POLSKA Dziennik Zachodni
http://slask.naszemiasto.pl/wydarzenia/967698.html
Wit - Śro Mar 04, 2009 9:42 pm
Żubry z Pszczyny objadą Polskę. Na makiecie
mag2009-03-03, ostatnia aktualizacja 2009-03-04 09:34
Pokazowa zagroda żubrów w zabytkowym parku pszczyńskim została uznana za najlepszy na Śląsku projekt przyczyniający się do zrównoważonego rozwoju kraju. W nagrodę aż do czerwca będzie promowany na ogólnopolskiej wystawie
Wyboru projektów dokonała Polska Zielona Sieć - związek organizacji ekologicznych z największych miast Polski.
Przez pierwsze pół roku funkcjonowania pszczyńską zagrodę odwiedziło ponad 80 tys. ludzi. W letnie weekendy bywało 2,5 tysiąca. Głównie ze Śląska. Przyjeżdżali do Pszczyny zwiedzić zamek, pospacerować po parku i przypadkiem dowiadywali się o zagrodzie. Teraz, za sprawą sukcesu w konkursie, gości będzie może być znacznie więcej. Już wkrótce przy krajowej jedynce z Katowic do Bielska staną drogowskazy do zagrody, być może także banery reklamowe.
To najlepszy czas, żeby odwiedzić zagrodę. Ceny biletów są jeszcze zimowe (6 zł normalny, 3,5 zł ulgowy). Choć od 1 kwietnia skoczą o 2 zł, to na tarasie widokowym, wbijającym się w wybieg żubrów, może zabraknąć miejsca.
Powód? Od marca do czerwca zagroda będzie pokazywana na objazdowej wystawie pokonkursowej w całym kraju.
Pszczyna ma wiele atutów. Po pierwsze, w Puszczy Białowieskiej, gdzie żyje najwięcej żubrów, bardzo trudno je spotkać. Pokazowe zagrody tych zwierząt założono co prawda na wyspie Wolin, ale pszczyńska jest jedyną na południu Polski. Docelowo ma tu być sześć dorosłych żubrów. Prócz nich żyją także sarny, jelenie daniele i muflony. Nie są jeszcze zbyt ufne, ale nie boją się podchodzić do paśników pod płotem. W zagrodzie można też obejrzeć trójwymiarowy film o historii pszczyńskich żubrów. A na wystawie stoi spreparowane cielątko, które przyszło na świat tuż po otwarciu zagrody, ale przeżyło tylko kilkanaście dni.
...............
Miejska Placówka Muzealna w Mikołowie ma już około tysiąca eksponatów
20.02.2009
Dla jednych rupieć, dla drugich bezcenny skarb. Muzeum kolekcjonuje to, co wyrzucają mikołowianie.
Przychodzą nieraz do nas uczniowie, a ja ich pytam, czy mają pojęcie, co w gwarze śląskiej znaczy cyja. Rzadko się zdarza, żeby któryś z nich wiedział, że chodzi o akordeon.
Coraz mniej z nich zna podstawowe zwroty w gwarze, nie mówiąc o nazwach instrumentów - zwierza się Mariusz Dmetrecki z Miejskiej Placówki Muzealnej. - Razem z językiem przepada także w naszej pamięci sporo nawyków oraz zwyczajów, które jeszcze sto lat temu należały na tych ziemiach do codzienności. Stąd chcieliśmy ocalić dla przyszłych pokoleń przynajmniej ich namiastkę - dodaje.
Razem z Michałem Pientą i Grzegorzem Manderą stworzył nową część wystawy stałej "Mikołów przez wieki". By móc pomieścić najciekawsze eksponaty, których z roku na rok wciąż ich im przybywa, wygospodarowali specjalny zakątek na sprzęty, stroje i meble śląskie, ukazujące w pełnym splendorze niegdysiejsze cuda.
- Przenieśliśmy część wystawy stałej do salki, która dotąd była słabo wykorzystywana - wyjaśnia Michał Pienta. - Zyskaliśmy w ten sposób nieco miejsca, choć nadal musimy się sporo namęczyć, by wszystko pomieścić i wyeksponować jak najwięcej z naszych nabytków.
Na nowej wystawie można zobaczyć m.in. powiększone kserokopie starych fotografii grupowych, do których pozowały rodziny oraz lokalne stowarzyszenia i związki, najczęściej w tradycyjnych strojach ludowych. Niektóre z tych ubrań można ujrzeć z bliska wystawione na manekinach. Bardzo uważnie można się także przyjrzeć meblom - zachowanym w lepszym bądź gorszym stanie - sprzed kilkudziesięciu (jeśli nie kilkuset) laty.
- Mamy tu na przykład starą spiżarkę, w której kiedyś przechowywano tzw. weki, czyli naczynia po prostu i słoiki z kompotami - wymienia Grzegorz Mandera. - Z wyposażenia kuchennego otrzymaliśmy także od różnych osób bonclok, to jest gliniany garnek, w którym kiszono np. ogórki czy kapustę oraz nieco przerdzewiałą maszynkę do krojenia mięsa... na korbkę. Podobno jest lepsza od tych współczesnych - dodaje pół żartem, pół serio.
Oprócz tego mikołowianom udało się w salce zgromadzić starą maszynę do szycia, żelazko i wagę szalkową. Znalazło się miejsce nawet na tzw. konkastlę, tj. trzymany przy piecu pojemnik na węgiel.
Katarzyna Grygierczyk - POLSKA Dziennik Zachodni
http://mikolow.naszemiasto.pl/wydarzenia/962953.html
Wystawy idące z duchem czasu
27.02.2009
Krystian Hadasz (z lewej) i Artur Garbas replikę ciężkiego karabinu maszynowego Vickers zamówili w Poznaniu.
Staramy się iść zgodnie z nowym kierunkiem w muzealnictwie organizując wystawy z eksponatami, których można dotykać - mówi Krystian Hadasz, dyrektor Muzeum Miejskiego. Tak właśnie będzie w przypadku powstającej wystawy "Czyn zbrojny Górnoślązaków w XX wieku".
W Muzeum Miejskim kończą się prace adaptacyjne w byłym pomieszczeniu magazynowym (o powierzchni ok. 50 metrów kwadratowych), które już wkrótce mocno zmieni swoje oblicze. Na jednej ze ścian jest już zresztą fragment posterunku granicznego, zaś były magazyn dzieli "mur" z oknem przypominający o dawnych familokach. Motyw granicy będzie zresztą mocno wyeksponowany. Na jednej ze ścian pojawi się archiwalne zdjęcie posterunku z postaciami żołnierzy naturalnej wielkości. Obok znajdzie się fragment brukowanej drogi i... wykopany z pola dawny słup graniczny. - Przez blisko 500 lat, od 1335 roku do 1922, Siemianowice były miastem granicznym - opowiada Artur Garbas, który zostanie kuratorem nowej wystawy. - Miasto graniczyło z Rosją carską, potem Rosją radziecką, a wcześniej - w okresie drugiego rozbioru - z Rzeczpospolitą. Posterunek działał na terenie Bańgowa. Nasza wystawa będzie retrospekcją; od czasów kaiserowskich do II wojny światowej - wyjaśnia.
W byłym magazynie stanie kilka manekinów ubranych w mundury. Strzelec z III Brygady Karpackiej będzie brał do niewoli żołnierza w mundurze wehrmachtu. - To też historia Siemianowic Śląskich, w końcu kilka tysięcy mieszkańców naszego miasta zostało wcielonych do wehrmachtu - opowiada Garbas. - Dobrze pokazuje to zresztą historia mojego dziadka, który był powstańcem śląskim, służył potem w Wojsku Polskim, a w czasie wojny został siłą wcielony do wehrmachtu. Przy pierwszej okazji jednak uciekł i służył później u generała Maczka. To dość typowy los Ślązaka żyjącego w tamtych czasach - dodaje.
Trzeci manekin zostanie ubrany w przedwojenny mundur Wojska Polskiego. O odpowiedni wygląd manekinów zadba siemianowicki artysta rzeźbiarz Jacek Kiciński. - Dzięki temu twarze manekinów będą mogły przybrać odpowiednie grymasy - wyjaśnia Hadasz.
Na wystawie znajdzie się też broń, choć niekoniecznie prawdziwa. Ciężki karabin maszynowy firmy Vickers zamówiono w... Poznaniu. To replika, ponieważ sprowadzenie do Siemianowic Śląskich oryginalnej broni, z której armia brytyjska korzystała przez pół wieku, kosztowałoby około 20 tysięcy złotych. - Replika wymaga jeszcze ręki ślusarza, musimy ją także przemalować i wymienić stojak - mówi Artur Garbas. - Musimy Vickersa po prostu trochę postarzeć - śmieje się Krystian Hadasz. W Muzeum brakuje jeszcze dwóch karabinów mauser i jednego stena. Być może uda się zdobyć oryginały. Jeśli nie - znów trzeba będzie zamawiać repliki. - Brakuje jeszcze dwóch ładownic i pasa, ale dokupimy to na giełdzie staroci - kontynuuje Garbas. - Na wystawie znajdzie się też powstańczy sztandar z 1924 roku, a na ścianie pamięci - zdjęcia osób, o których trzeba pamiętać.
- Wystawa będzie miała wymiar edykacyjny, to nasza lekcja historii - dodaje Hadasz. Wystawa ma zostać otwarta we wrześniu, podczas Dni Siemianowic.
Grzegorz Lisiecki - POLSKA Dziennik Zachodni
http://siemianowiceslaskie.naszemiasto. ... 66008.html
Wit - Sob Mar 14, 2009 12:02 am
Muzeum w kościele pokaże życie ewangelików
11.03.2009
Pierwsze na Śląsku, a drugie w Polsce muzeum protestantyzmu powstaje w Cieszynie. Na ekspozycji w Kościele Jezusowym znajdą się m.in. zbiory z Biblioteki Tschammera, najcenniejszej i największej zabytkowej biblioteki ewangelickiej w Polsce.
Będą też niecodzienne eksponaty jak... fotel, na którym siedział cesarz Franciszek Józef I podczas wizyty w Cieszynie czy potężny zamek do drzwi kościoła z 1714 roku.
- Chcemy pokazać ludziom, w jaki sposób ewangelicy tu żyli i czym się zajmowali - wyjaśnia ks. Janusz Sikora, proboszcz parafii ewangelicko-augsburskiej w Cieszynie.
Muzeum znajdzie się na balkonie na trzecim piętrze Kościoła Jezusowego w pomieszczeniach, które pełniły rolę magazynu. To właśnie tam ks. Sikora znalazł wiele ciekawych eksponatów, które najpierw pokazywał wiernym w kaplicy chrzcielnej. Gdy parafia przystąpiła do programu "Ochrona i konserwacja cieszyńskiego dziedzictwa piśmienniczego", pomieszczenia udało się zaadoptować na małą, ale całkiem zgrabną i efektowną galerię.
- To tylko trzy pomieszczenia ekspozycyjne. Nie jesteśmy w stanie pokazać wszystkich cennych zbiorów, jakie posiadamy. Muzeum będzie stanowiło dopełnienie zwiedzania kościoła - wyjaśnia Marcin Gabryś, jeden z głównych twórców Muzeum Protestantyzmu.
Wśród eksponatów będzie można zobaczyć m.in. naczynia liturgiczne z przełomu XVIII i XIX wieku, skrzynie ofiarne, a także pamiątki związane z samym budynkiem kościoła, jak choćby akt erekcyjny budowy wieży spisany na pergaminie. Wystawiony zostanie potężny zamek do drzwi kościelnych, pochodzący z 1714 roku. Będzie też fotel, na którym podczas wizyty w Kościele Jezusowym zasiadł cesarz Franciszek Józef I oraz zwieńczenie laski, którą Ludwik Zinzendorf 24 maja 1709 roku wyznaczył miejsce pod budowę kościoła. Ewenementem na skalę kraju mogą być także zeszyty uczniowskie prowadzone przez uczniów gimnazjum ewangelickiego od 1725 roku!
Otwarcie muzeum zaplanowano na 29 marca. Zwiedzającym zostanie udostępniona także zakrystia, w której znajdują się portrety kolejnych pastorów cieszyńskich.
- Temat historii ewangelicyzmu na Śląsku Cieszyńskim był opracowywany w formie książek czy artykułów, ale nie miał przełożenia na wizualne przedstawienie tych dziejów - przyznaje Maciej Oczkowski, muzealnik z Wisły, który współpracuje nad tworzeniem Muzeum protestantyzmu.
Muzeum będzie funkcjonowało na zasadach przyjmowania grup zorganizowanych i zgłoszonych wcześniej. Wstęp jest wolny.
Placówka w Cieszynie będzie drugą taką w Polsce. Pierwsze to Muzeum Reformacji w Mikołajkach. Różnica jest taka, że w Cieszynie prócz cennych dokumentów i modlitewników pokazane będą przedmioty związane z kościołem.
300 lat historii
Kościół Jezusowy w Cieszynie w tym roku obchodzi 300-lecie istnienia.
Główne obchody rozpoczną się 23 maja. Będzie m.in. wystrzał z armaty na pamiątkę legendy, zgodnie z którą kościół stanął w miejscu, gdzie spadła kula.
Łukasz Klimaniec - POLSKA Dziennik Zachodni
http://slask.naszemiasto.pl/wydarzenia/971889.html
Wit - Pią Mar 27, 2009 9:40 pm
Niezwykła ekspozycja przyrodnicza w Nadleśnictwie Katowice
W Katowicach odwiedzisz multimedialny las
Las o każdej porze roku i wszystkie leśne ekosystemy na wyciągnięcie ręki. - To jedyne miejsce w regionie, gdzie przyrodę można usłyszeć, zobaczyć i dotknąć - zachwalają leśnicy.
Budynek katowickiego nadleśnictwa przy ul. Kijowskiej w katowickim Kokocińcu. Gdzieniegdzie jeszcze płaty śniegu, ale w tle słychać pierwsze rytmiczne świegoty ptaków, bo zbliża się wiosna. Niedaleko obiektu tłok - mijają się wycieczki przedszkolaków.
O Leśnej Sali Edukacyjnej zrobiło się głośno już kilkanaście miesięcy temu. Od tego czasu sześć niewielkich sal w piwnicach nadleśnictwa odwiedziło już kilka tysięcy zwiedzajacych.
- Mamy scenariusze przystosowane do różnych grup wiekowych. Odwiedzają nas uczniowie szkół gimnazjalnych, licealnych, ale również spragnieni szczegółowej wiedzy studenci czy jeszcze bardziej ciekawskie - przedszkolaki - śmieje się Sławomir Forystek, leśnik i przewodnik po ekspozycji.
Niepozorne sale kryją w sobie nowoczesne instalacje, gabloty z przedstawicielami leśnej fauny i flory, ekspozycje dotyczące wycinki drzew i leśnych szkodników. Na potrzeby odwiedzających zaaranżowano również gabinet nadleśniczego z zabytkowym biurkiem oraz jedyną w swoim rodzaju galerię zwięrzęcych futer.
Czytaj również: Koniec problemu dzików w Katowicach?
- Dzięki temu w sposób równie ciekawy tajemnice lasu mogą poznawać również osoby niewidome. Specjalna wykładzina informuje odwiedzającego, że przed nim znajduje się ekspozycja dotykowa. I są to kawałki futra leśnych zwierząt lub kory poszczególnych drzew - informuje Sławomir Forystek. - Dodatkowo wszystkie napisy i informacje są opisane alfabetem Braila - zaznacza Forystek.
Przyrodnicza lekcja trwa od 30 do 60 minut. Dodatkowo przewodnik może wyemitować na wyświetlaczu krótkie filmy o życiu lasu, grę - zgadywankę, czy interaktywny quiz dźwiękowy. Specjalny sytem kodów uruchamia różne dźwięki: ptaków, ssaków czy sygnałów myśliwskich.
Dzieciom najczęściej podoba się dzik i odgłosy wilka. Sławomir Fortysek wyjaśnia też dlaczego tyle dzików odwiedza ostatnio katowickie osiedla.
- Mama-dzik wie, że tam gdzie nasze śmietniki może znaleźć dużo pożywienia. Potem zapamiętuje to miejsce i zawsze wraca. Ze swoimi małymi dzikami - tłumaczy leśnik zainteresowanym przedszkolakom z przedszkola nr 1 w Lędzinach.
Niezwykłe muzeum czeka na wszystkich chętnych. Zwiedzanie jest bezpłatne, należy jednak najpier umówić się na wizytę telefonicznie w nadleśnictwie.
Wit - Pią Kwi 03, 2009 9:42 pm
Kłócą się o zbiór generała Józefa Zająca
dziś
108 obrazów i prawie dwa tysiące grafik. Tyle dzieł sztuki liczy kolekcja generała Józefa Zająca. Od 50 lat spoczywa w zbiorach Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu. Ale upomina się o nią Muzeum Śląskie. Dyrektorzy obu muzeów wciąż nie mogą dojść do porozumienia.
Generał Józef Zając był dowódcą 23. Dywizji Piechoty w Katowicach. Dowodził nią w latach 1926-36. Kiedy druga wojna światowa się skończyła, trafił na emigrację do Szkocji. I to właśnie tam tworzył swoją kolekcję. Dzieła sztuki zbierał przez 12 lat razem z żoną. Zebrał obrazy włoskich, flamandzkich, holenderskich, francuskich, angielskich, szkockich i polskich malarzy. Dzieła pochodzą z XVI-XIX wieku. To oryginały i stare kopie.
Muzeum Śląskie w Katowicach chce dostać zbiór, bo w akcie darowizny Zając napisał, że "przedmioty te winny być pomieszczone w całości tymczasowo w Muzeum Górnośląskim w Bytomiu z tym, że z chwilą utworzenia samodzielnego muzeum lub oddziału jednego z muzeów w Katowicach przedmioty stanowiące obiekt darowizny winny być tam natychmiast przeniesione". Akt darowizny po raz pierwszy został upubliczniony w książce Jana F. Lewandowskiego "Przesyłka ze Szkocji. Generał Józef Zając i jego kolekcja". Książka ukazała się w tym roku. - Skandalem jest, że po pięćdziesięciu latach jesteśmy z kolekcją w tym samym miejscu co w roku 1957 i wciąż nie znajduje się ona tam, gdzie życzył sobie tego generał Zając, czyli w Katowicach - mówi Jan F. Lewandowski. - Równie skandaliczne jest to, że w ciągu półwiecza kolekcja malarstwa nie została zweryfikowana i opracowana naukowo. Tymczasem na Górnym Śląsku nie było większego prywatnego daru dla placówki muzealnej w minionym stuleciu. Wtedy, gdy Zając przekazywał kolekcję, władze komunistyczne były wręcz zakłopotane darem sanacyjnego generała, ale jak widać, kolekcja nadal pozostaje problemem. Myślę, że jest to zadanie dla samorządu województwa śląskiego.
Zbiór przyjechał do Bytomia, bo w latach 50. ubiegłego wieku w Katowicach muzeum po prostu jeszcze nie było. - Generał Zając pisał, że kolekcja ma zostać przekazana muzeum w Katowicach, jeżeli takowe kiedyś powstanie. Na pewno nie było mowy o Bytomiu - mówi Leszek Jodliński, dyrektor Muzeum Śląskiego. - Ta sprawa będzie przedmiotem długich ustaleń. Jesteśmy otwarci na dialog. Przez lata mówiono, że Muzeum Śląskie nie będzie miało tego zbioru gdzie pomieścić, ale w 2012 roku powstanie nowa siedziba, będą magazyny. Póki co stanowisko Muzeum Górnośląskiego jest dla nas negatywne.
Dla bytomskiego muzeum sprawa nie jest oczywista. - To są eksponaty, które są własnością Muzeum Górnośląskiego od 50 lat. Jeżeli ktoś przedstawi dowody na to, że tak nie jest, to będziemy rozmawiali o oddaniu - mówi dyrektor Mieczysław Dobkowski. - Zbiory zostały nam przekazane i wpisane do inwentarza jako własność, a nie jako depozyt.
Obaj dyrektorzy o dalszych losach zbioru będą rozmawiali podczas spotkania, do którego ma dojść jeszcze w kwietniu.
- Chciałbym, by przenosiny do nowego gmachu były okazją do zakończenia tej kwestii - podsumowuje Jodliński.
Agnieszka Klich - POLSKA Dziennik Zachodni
http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/982543.html
absinth - Sob Kwi 04, 2009 8:43 am
Zając napisał, że "przedmioty te winny być pomieszczone w całości tymczasowo w Muzeum Górnośląskim w Bytomiu z tym, że z chwilą utworzenia samodzielnego muzeum lub oddziału jednego z muzeów w Katowicach przedmioty stanowiące obiekt darowizny winny być tam natychmiast przeniesione".
Nic dodac, nic ujac.
Czytajac ten fragment chyba trudno byloby odniesc wrazenie, ze jest cos niejasnego w tej sprawie...
Jezeli Bytom odzyskal lwa od nieprawowitego posiadacza to sadze, ze w tej sprawie mozna zasosowac analogiczna asrgumentacje. Wazne tylko, zeby przy okazji niepotrzebnie nie zatruwac atmosfery miedzy obiema placowkami.
Wit - Nie Kwi 12, 2009 4:18 pm
Filia Muzeum Historii Katowic w Nikiszowcu doczeka się rewitalizacji
10.04.2009
Prawie 4 mln zł będzie w kasie miasta na rewitalizację Muzeum Historii Katowic w Nikiszowcu. Za te pieniądze uda się nie tylko wyremontować zabytkowy budynek, ale także, jak podkreślają urzędnicy, rozbudzić życie kulturalne w dzielnicy.
Pieniądze miasto dostanie z europejskiego funduszu rozwoju regionalnego. O kasę urzędnicy aplikowali już we wrześniu ubiegłego roku. Teraz okazało się, że katowicki projekt jest najlepszy spośród 110. - Całkowity koszt rewitalizacji, to 3 mln 789 tys. zł, wnioskowaliśmy o 85 proc. tej kwoty - mówi Marzena Szuba z Biura Funduszy Europejskich.
Nowe oblicze muzeum w Nikiszu zyska prawdopodobnie do końca października przyszłego roku. Budynek będzie miał między innymi odnowioną elewację. To jedno z najtrudniejszych wyzwań, które napotkają budowlańcy. - Ceglana elewacja będzie wyczyszczona i uzupełniona. Należy znaleźć stare cegły, podobne do tych, z których zbudowano muzeum. Uzyskamy je tylko z rozbiórek budynków z podobnego okresu - wyjaśnia Adam Kochański, naczelnik wydziału inwestycji i remontów UM. Muzeum będzie miało także nowe okna i drzwi, zostanie dobudowana druga klatka schodowa i winda. Ta ostatnia z myślą o osobach niepełnosprawnych. Dla nich przed budynkiem znajdzie się także kilka miejsc parkingowych, do których doprowadzi wykonany z klinkierowego bruku dojazd. Na duży parking nie ma jednak co liczyć.
- Działka wokół jest zbyt mała - mówi Kochański. W muzeum miejsca też jest niewiele. Zabraknie go na kawiarnię. Starczy za to na eksponaty. - Na parterze znajdzie się ekspozycja stała, półpiętro to aranżowana izba śląska, a na piętrze ekspozycje zmienne. Tu będzie można organizować także wernisaże - tłumaczy Kochański. Całość powierzchni użytkowej to 1170 m kw.
Umowę na unijne dotację miasto podpisze w ciągu najbliższych trzech miesięcy.
Justyna Przybytek - POLSKA Dziennik Zachodni
http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/985043.html
Wit - Czw Kwi 16, 2009 7:32 pm
Odnowiony Dom Tkacza już gromadzi eksponaty
dziś
Jedyny w mieście budynek, w którym można zobaczyć, jak wyglądały początki włókiennictwa nad Białą został wyremontowany.
Poddasze drewnianego Domu Tkacza zostało na nowo zaadaptowane, parter odświeżono. Teraz trwa przygotowywanie ekspozycji.
- Dla kogoś, kto chce zrozumieć historię Bielska-Białej, Dom Tkacza, to jeden z ważniejszych obiektów w mieście. Od niego powinno się zaczynać zwiedzanie, później należałoby odwiedzić Muzeum Techniki i Włókiennictwa, a na końcu bielski Zamek - mówi Ewa Kosmalska, przewodnik z Domu Tkacza, który podlega Muzeum w Bielsku-Białej.
Wojciech Glądys, wicedyrektor bielskiego Muzeum, opowiada, że wcześniej spore poddasze budynku przez całe lata było niewykorzystane. Jakiś czas temu zamontowali w obiekcie ogrzewanie, ale strych był nieocieplony, więc były duże straty ciepła.
- Dlatego zdecydowaliśmy się na adaptację poddasza. Przy okazji uzyskaliśmy nową przestrzeń do zrobienia ekspozycji etnograficznej - dodaje Glądys.
Za ponad 26o tysięcy złotych pozyskanych z urzędu marszałkowskiego wzmocniona została konstrukcja dachu, ocieplono go, zamontowano dodatkowe okna, wykonano podłogi. Wprawione zostało także specjalne, zautomatyzowane okno dymowe. To ważna inwestycja, bo obiekt przy ul. Sobieskiego w marcu 1985 roku podczas prac konserwatorskich spłonął (prawdopodobnie palił się także podczas wcześniejszych pożarów miasta, ale nie zachowały się na ten temat żadne informacje) niemal doszczętnie. Ogień strawił wówczas więźbę dachową, strop i częściowo stolarkę okienną. Zniszczył także wnętrze budynku. Prace rekonstrukcyjne rozpoczęto więc na nowo i dopiero 23 lipca 1992 roku Dom Tkacza udostępniono zwiedzającym.
- Jako że obiekt jest drewniany, to podczas remontu szczególny nacisk kładliśmy właśnie na sprawy związane z bezpieczeństwem zwiedzających i ochroną przeciwpożarową - tłumaczy Glądys.
Elżbieta Teresa Filip, kierowniczka Działu Etnografii w bielskim Muzeum, dodaje, że poddasze zostanie podzielone na dwie części. W jednej znajdzie się miejsce na prezentację strojów ludowych, w drugiej prowadzone będą dla dzieci warsztaty z tkactwa, drukowania tkanin czy tworzenia strojów regionalnych.
- Zamierzamy wyposażyć poddasze w sprzęt audiowizualny, żeby zajęcia były ciekawe - dodaje wicedyrektor Glądys.
Z kolei na parter niebawem wróci całość ekspozycji, którą można oglądać na co dzień. Prezentowany jest na niej wygląd warsztatu sukienniczego należącego do mistrza cechowego. Aranżacja pokazuje funkcjonowanie jednopokoleniowej rodziny ewangelików z przełomu XIX i XX wieku. Prezentowane są więc warsztat tkacki z krosnem czy stół z XIX-wiecznymi przedmiotami używanymi przez rzemieślników. Jest ciekawie wyposażona kuchnia, gdzie skupiało się życie całej rodziny i sypialnia stanowiącą jednocześnie pokój reprezentacyjny.
- Wszystkie te przedmioty zostały poddane konserwacji. Niebawem wrócą do Domu Tkacza - dodaje Glądys.
Cenny zabytek
Dom Tkacza pochodzi z XVIII w. W 1774 r. jego właścicielami była ewangelicka rodzina Bartke. Później należał do innych bielskich rodzin. Po II wojnie światowej był czynszówką. Od roku 1974 r. należy do gminy.
Jacek Drost - POLSKA Dziennik Zachodni
http://slask.naszemiasto.pl/wydarzenia/987123.html
Wit - Śro Kwi 22, 2009 10:39 pm
Operacja Południe
Tomasz Brzoza, 2009-04-16 19:33
Wozy pancerne, kuchnie polowe, moździerze i rekonstrukcja bitew. Tak w krótkim opisie ma wyglądać muzeum wojskowe w Bielsku Białej. Na pomysł wpadł Rafał Bier - organizator corocznego zlotu miłośników militariów w Bielsku Białej. Pomysł spodobał się włodarzom na tyle, że postanowili oni pomóc kolekcjonerowi. Jak zapewniają już niebawem w Bielsku ma znaleźć się miejsce na muzeum z prawdziwego zdarzenia.
Operacja "muzeum wojskowe" rozpoczęta. Dowodzi nią Rafał Bier - pasjonat sprzętu i pojazdów
militarnych. By akcja zakończyła się sukcesem uzbroił się w działa dużego kalibru. - Są to zarówno czołgi, wozy pancerne, samochody, ciężarówki, samochody terenowe, artyleria, kuchnie polowe, moździerze, wszystkich tych eksponatów na dzień dzisiejszy mamy pięćdziesiąt. Więc jest się czym chwalić tylko, że rzadko jest gdzie. Do tej pory swoje kolekcje Rafał Bier prezentował na corocznym zlocie miłośników militariów w Bielsku Białej. Zlot, którego jest pomysłodawcą i organizatorem ściąga do Bielska w każde wakacje kilkadziesiąt tysięcy osób. A, że to dobra promocja
miasta władze zamierzają pomóc w otwarciu muzeum. - Myślę, że w najbliższym czasie znajdziemy im takie miejsce żeby była szansa na rozwój tego muzeum, bo jest takie zapotrzebowanie społeczne, jest zainteresowanie i młodzieży
i dorosłych - mówi Jacek Krywult, prezydent Bielska - Białej.
Muzeum wojskowe w Bielsku byłoby pierwszym na Śląsku i jednym z nielicznych w Polsce. - Mało jest takich placówek, które oferują możliwość przeżycia historii niemalże na żywo, czyli przejechania się sprzętem wojskowym, ubrania munduru, gdzie można wziąć do ręki broń - uważa Rafał Biernacki, portal internetowy gruparezerwy.pl. Prekursorem było Muzeum Powstania Warszawskiego. To, które planuje otworzyć Rafał Bier również będzie nietypowe. - Żyją eksponaty i poruszają się, to nie są pomniki.
I dlatego, że żywe, to ciekawsze. - To jest nowoczesna forma zainteresowania historią, ożywienia często pustych i nudnych sal muzealnych. Ożywienia lekcji historii i ja myślę, że to jest bardzo dobra metoda zainteresowania młodych ludzi historią - wyjaśnia prof. Zygmunt Woźniczka, historyk. Teraz przed pomysłodawcą sporo pracy i chociaż nieraz sił
brakuje, to chwil zwątpienia nie ma. - Tego nie da się wyzbyć. Człowiek z tym żyje, urodził się i żyje, nie można tego ani nabyć, ani się nie można tego pozbyć, to po prostu jest w człowieku.
I tak zabawa w najlepsze trwa od małego, tyle tylko, że przez lata zmieniła się skala kolekcjonowanych modeli
http://www.tvs.pl/informacje/10340/
............
Jaskinia z malowidłami sprzed tysięcy lat
mac 2009-04-21, ostatnia aktualizacja 2009-04-22 09:12:09.0
Takiej propozycji w Bielsku-Białej jeszcze nie było. Każdy, kto przyjdzie do tutejszego Zamku Sułkowskich dostanie do ręki latarkę i zostanie zaproszony do zwiedzenia wnętrza niezwykłej, rozległej jaskini.
Muzealnicy przez kilka tygodni pracowali nad jej zaaranżowaniem w salach Galerii Wystaw Czasowych. Wszystko po to, aby w warunkach jak najbardziej zbliżonych do autentycznych zaprezentować wystawę "Galeria sztuki w jaskini".
Można na niej zobaczyć rzeczywistych rozmiarów kopie wielkich malowideł ze ścian i sufitów jaskiń znajdujących się na terenach dzisiejszej Francji i Hiszpanii, m.in. z grot Lascaux, Chauvet i Altamira. - Barwne, realistyczne malowidła zwierząt i symboli są niepowtarzalnym zjawiskiem w dziejach sztuki. Prezentujemy tu wiernie skopiowane dzieła z okresu 32-11 tys. p.n.e. To najważniejsze przykłady i style monumentalnej sztuki jaskiniowej - mówią Bożena i Bogusław Chorążowie z działu archeologii Muzeum w Bielsku-Białej, którzy przygotowali wystawę.
Na ekspozycji zobaczymy również rekonstrukcję szałasu łowców paleolitycznych, którzy przed tysiącami lat tworzyli malowidła i przykład stanowiska archeologicznego w jaskini. Opisane są również ówczesne techniki plastyczne, a zwiedzającym towarzyszy nastrojowa muzyka. Szczególna frajda czeka na dzieci - mogą wypróbować pradawne narzędzia z kości i krzemienia, wziąć udział w mini-wykopaliskach (zamkowa jaskinia jest wysypana piaskiem kryjącym różne skarby) oraz wykonać własne malowidła na jednej ze ścian groty. Niezwykła wystawa potrwa do końca lipca.
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl romanbijak.xlx.pl
Strona 3 z 5 • Wyszukano 194 wypowiedzi • 1, 2, 3, 4, 5
Wit - Pon Gru 01, 2008 4:07 pm
Dziś otwarcie muzeum historii kopalni Wujek i stanu wojennego
dziś
Krystyna Gzik, wdowa po zastrzelonym górniku oraz Andrzej Przewoźnik, sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, dokonają dziś uroczystego otwarcia muzeum historii KWK Wujek i stanu wojennego. Nowa placówka mieści się w kopalnianym budynku, sprzed którego 16 grudnia 1981 roku zomowcy otworzyli ogień do strajkującej załogi. Obok stoi Krzyż-Pomnik poświęcony dziewięciu poległym górnikom.
Po muzeum będą oprowadzać m.in. Krzysztof Pluszczyk oraz Stanisław Płatek ze społecznego komitetu pamięci o tych dramatycznych wydarzeniach, a jednocześnie uczestnicy tamtego strajku przeciwko stanowi wojennemu.
Przekazany pod ekspozycję budynek magazynu odzieżowego jest zabytkowy. W jego wnętrzach przywołana została także ponadstuletnia historia kopalni i górnictwa w tym właśnie miejscu. Można obejrzeć stare mundury - górniczy i powstańczy. Spośród pracowników tej kopalni wielu walczyło w powstaniach śląskich.
Z dawnej izby pamięci, mieszczącej się dotąd w zakładowym domu kultury, przeniesione zostaną archiwalne fotografie, pamiątkowe sztandary.
Najwięcej miejsca poświęcono największej tragedii stanu wojennego, pacyfikacji kopalni Wujek. Szacuje się, że od rana 14 grudnia 1981 roku strajkowało w niej około 2 tysiące górników uzbrojonych w śruby, węże, trzonki od łopaty, piki. Do tłumienia ich protestu władza skierowała 15 kompanii milicjantów, zomowców, ormowców i grupę antyterrorystyczną (był to pluton specjalny ZOMO), a także 7 armatek wodnych, 6 wojskowych kompanii piechoty zmotoryzowanej, 6 plutonów czołgów i wojskową kompanię rozpoznania.
Jak naprawdę było w kopalni Wujek, gdzie doszło do konfrontacji sił porządkowych z górnikami, a gdzie był punkt dowodzenia, przedstawiono na specjalnej makiecie. Wykonali ją w skali 1:100 modelarze z Warszawy, wykorzystując do jej zbudowania blisko 30 kilogramów masy akrylowej, kartonu, drewna i aluminium. Odtworzyli na powierzchni 9 m kw. zabudowania kopalni, auta policyjne i wojskowe, czołgi i 600 postaci. Na ścianach są archiwalne fotografie tych miejsc, można się więc przekonać, że obraz utrwalony przez modelarzy jest zgodny z autentycznym.
- Osoby zwiedzające nasze muzeum będą mogły prześledzić przebieg tragicznych wydarzeń począwszy od nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku. Tę inscenizację rozpoczynamy od wyłamanych drzwi do mieszkania naszego przewodniczącego Solidarności, Jana Ludwiczaka. Prezentujemy łuski i pociski wystrzelone w kierunku strajkujących, zomowski mundur - wylicza Krzysztof Pluszczyk. - Są także zdjęcia przywołujące przebieg 15-letniego procesu przeciwko zomowcom oskarżonym o użycie broni w kopalni Wujek.
O przygotowanie pomieszczeń na ekspozycję zadbała dyrekcja katowickiej kopalni. Natomiast o samą ekspozycję zatroszczył się przede wszystkim społeczny komitet pamięci o poległych górnikach i śląska Solidarność.
Muzeum można zwiedzać od 2 grudnia, w godzinach od 9.00 do 15.00. Wstęp wolny.
Teresa Semik - POLSKA Dziennik Zachodni
http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/929607.html
..................
Muzeum 16 grudnia
TVS, PAP, 2008-12-01 11:22
Jak wyglądała pacyfikacja Wujka od dziś będzie można zobaczyć w Muzeum Izby Pamięci Kopalni "Wujek". Muzeum udostępni zwiedzającym filmy, autentyczne nagrania dźwiękowe, zdjęcia i przedmioty zebrane spod kopalni tuż po akcji ZOMO 16 grudnia 1981 roku. Jednak najwięcej o tym co działo się 27 lat temu mówi makieta rekontruująca przebieg pacyfikacji kopalni. Pierwsi zwiedzający do katowickiego muzeum będą mogli wejść w południe.
Muzeum Izbę Pamięci Kopalni "Wujek" dokumentujące pacyfikację tego zakładu z 16 grudnia 1981 r. otwarto w Katowicach w budynku dawnego magazynu odzieżowego, po prawej stronie pomnika-krzyża przy kopalni.
Jak mówił przewodniczący Społecznego Komitetu Pamięci Górników KWK "Wujek" Krzysztof Pluszczyk, ówczesny magazyn odzieżowy był niemym świadkiem tragicznych wydarzeń, których skutkiem była śmierć dziewięciu górników. To prawdopodobnie m.in. ze stopni i z rampy tego budynku padały śmiertelne strzały.
Sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Przewoźnik, który wspólnie z żoną jednego z zabitych górników Krystyną Gzik otworzył izbę pamięci, mówił że jest ona hołdem złożonym przez górników zamordowanym w grudniu 1981 r. kolegom oraz przez polskie społeczeństwo – odważnym, którzy stawili czoła komunistycznemu zniewoleniu.
- To muzeum będzie przestrogą dla współczesnego i przyszłych pokoleń Polaków, aby tego rodzaju wydarzenia więcej się nie powtórzyły. Będzie też przestrogą dla polityków (…) przed tym, jakie skutki mogą przynieść decyzje podejmowane wbrew społeczeństwu, jakie skutki mogą przynieść decyzje podejmowane wbrew regułom demokratycznym – wskazał Przewoźnik.
Muzeum powstało w trzech pomieszczeniach odremontowanego magazynu odzieżowego. Jedno z nich zajęła makieta o powierzchni ok. 9 m kw. przedstawiająca w skali 1:100 pacyfikację "Wujka". Zbudował ją w ciągu kilku miesięcy kilkunastoosobowy zespół warszawskich modelarzy pod kierunkiem Jana Nałęcza. Makieta przedstawia kopalniane budynki, wojskowe i milicyjne pojazdy. Między nimi zaaranżowano scenki z figurami górników, żołnierzy i milicjantów oraz innych osób. Na sztucznym śniegu odciśnięto ślady opon i gąsienic, widać strajkowe flagi, górnicze barykady, a nawet strumień z armatki wodnej i opary gazu łzawiącego. Całość wiernie oddaje nie tylko układ obiektów, ale też najdrobniejsze szczegóły przekazane przez świadków wydarzeń.
Główne pomieszczenie – z wejściem do Izby Pamięci – wypełniają m.in. fotografie z przebiegu pacyfikacji, pierwszych dni po tragedii i procesów sądowych. Dziewięć najważniejszych zdjęć poległych górników zawisło naprzeciw zdjęć sprawców ich śmierci.
Wymownym eksponatem są zniszczone drzwi do mieszkania przewodniczącego kopalnianej "Solidarności" z 1981 r. Jana Ludwiczaka. 13 grudnia zomowcy wyważyli je siekierą i w progu brutalnie pobili związkowca. W izbie odtwarzane są autentyczne nagrania rozmów zomowców i wojska z 16 grudnia 1981 r. oraz odgłosy czołgów i wojskowych transporterów.
Jak podkreślał Pluszczyk, wystawa nie została jeszcze ukończona. Inne eksponaty uzupełnią ją jeszcze przed obchodami 27. rocznicy pacyfikacji kopalni. Będą to np. przestrzelony hełm najmłodszej z ofiar, 19-letniego Janka Stawisińskiego czy zebrane pod kopalnią pociski i łuski. Scenę pacyfikacji odtworzą manekiny zomowca i górnika.
W salce kinowej izby pamięci odtworzono po raz pierwszy dokument Agnieszki Świdzińskiej z Telewizji Katowice "Życiorys z bliznami", jeden z kilku filmów, które będą tam wyświetlane. W pomieszczeniu z ekranem ustawiono m.in. krzyż – dokładnie taki, jaki tuż po 16 grudnia 1981 r. stanął przy murze kopalni - z 9 lampkami symbolizującymi 9 zabitych górników.
W niedługim czasie pod adresem www.muzeum-wujek.nazwa.pl ruszyć ma strona internetowa ekspozycji.
Wystawa będzie ona otwarta w dni robocze w godzinach od 9. do 15., jednak zorganizowane grupy po wcześniejszym zgłoszeniu będą mogły zwiedzić ją również o innej porze. Wstęp będzie bezpłatny.
Urządzenie Muzeum Izby Pamięci Kopalni "Wujek" w budynku, w którym jeszcze na początku roku działał kopalniany magazyn odzieżowy, wsparły finansowo i organizacyjnie Katowicki Holding Węglowy, Kopalnia "Wujek", Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, katowicki oddział IPN, samorząd Katowic, Telewizja Katowice i Śląsko-Dąbrowska "Solidarność".
Podczas pacyfikacji strajkującej kopalni "Wujek" w grudniu 1981 r. od milicyjnych kul na miejscu zginęło sześciu górników, trzej zmarli później w szpitalach, kilkudziesięciu zostało rannych. Co roku w rocznicę tragedii odprawiana jest msza św. w intencji zastrzelonych górników i odczytywany apel poległych.
http://www.tvs.pl/informacje/6751/
Emenefix - Pon Gru 01, 2008 7:05 pm
Makieta będzie uczyć historii "Wujka" [Foto+Wideo]
Marcin Nowak
Jak uczyć najnowszej historii? Obrazowo. Twórcy otwartego dziś Muzeum Pamięci Kopalni Wujek przygotowali ogromną makietę z wielką dokładnością prezentującą wydarzenia z 16. grudnia.
Jest tutaj makieta kopalni i okolic oraz ponad 400 postaci, zaaranżowanych w specjalnych scenach. Zomowcy, górnicy, rodziny i mieszkańcy. Są pojazdy milicyjne, mordercy oraz ofiary. Z wielką dokładnością odtworzono milicyjne pałki, armatki wodne a nawet... butelki i karabiny.
Na 16. dni przez rocznicą słynnych wydarzeń grudniowych otwarto uroczyście miejsce, które ma od dziś przypominać o tragedii Kopalni Wujek i uczyć młode pokolenie. Muzeum Pamięci powołano do życia na terenie dawnych magazynów odzieżowych tuż obok pomnika "Dziewięciu z Wujka".
W uroczystościach wziął udział wojewoda śląski Zygmunt Łukaszczyk oraz Andrzej Przewoźnik, sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. - Chylę czoła tym którzy zginęli oraz tym którzy pamiętali, pamiętają i będą pamiętać - oświadczył Łukaszczyk.
- Historia ukazana w ten sposób z pewnością lepiej trafi do odbiorcy, lepiej pokaże realia tamtych wydarzeń - stwierdził Przewoźnik.
Po występie orkiestry i przemowie wojewody, rodziny ofiar masakry w "Wujku" oraz oficjele, dokonali oficjalnego otwarcia Muzeum. Po wejściu wszyscy udali się do sali, gdzie zaprezentowano ogromną makietę odwzorowującą wydarzenia z 13. grudnia, która w częściach przyjechała z... Warszawy. Autorami nietypowej inscenizacji Sławomir Rakowiecki i Jan Nałęcz z Pracowni Mikromodelarstwa i Historii Wojskowej.
- Architektoniczna skala makiety to 1:100 a postaci 1:87. Kilka miesięcy kosztowała nas sama praca wykonawcza. Tonęliśmy w materiałach, archiwach i fotografiach. Długo uzgadnialiśmy sumę scen. Ale efekt nam się podoba. Wszystko jest autentyczne i można to zilustrować, pokazując dosłownie palcem - Nie kryje podekscytowania Sławomir Rakowiecki. - Na stworzenie makiety 5 na 2,5 metra przeznaczono mnóstwo plastiku, styropianu, dykty, polipropylenu i żywicy. Około 80% detali wykonaliśmy ręcznie - tak jak barierki, drabiny na kominach nawet potłuczone butelki - Wyjaśnia w rozmowie z MM Rakowiecki.
Stanisław Płatek pamięta jak dziś tragiczne wydarzenia z Wujka. Był wtedy przewodniczącym komitetu strajkowego. Gdy patrzy na makietę, nie kryje łez.
- Czas i obrazy z tamtych dni przesuwają się a makieta otwiera ranę, którą kiedyś nam zadano. Sytuacja, która w tym czasie była na kopalni została oddana z pietyzmem. - mówi w rozmowie z dziennikarzami MM Silesia.
Makieta w przyszłości ma być zabezpieczona szklaną pokrywą i udostępniana dla wszystkich zainteresowanych, również młodzieży.
- Makieta lepiej trafia do młodych kiedy to zobaczą i nie jest martwym zdjęciem. Można się tu przenieść wyobraźnią. To ważne i będziemy rozszerzać ekspozycję o elementy multimedialne - obiecuje Płatek.
[url=http://www.mmsilesia.pl/3536/2008/12/1/makieta-bedzie-uczyc-historii-wujka-fotowideo]
Zobacz - > Galeria zdjęć makiety[/url]
Wit - Czw Gru 11, 2008 9:15 am
W Chudowie odbudowano oberżę sprzed wieków
Iwona Sobczyk2008-12-10, ostatnia aktualizacja 2008-12-10 23:16
Przy zamku w Chudowie powstało pierwsze w kraju muzeum, z którego odwiedzający wychodzą nie tylko z większą znajomością historii, ale i... z pełnymi brzuchami. Oberża pod św. Jerzym to stworzona pod nadzorem archeologów i historyków rekonstrukcja budowli, która stała tu w XIX wieku
Wszystko zaczęło się od fotografii z przełomu XIX i XX wieku. Jej autor portretował zamek w Chudowie, przy okazji uchwycił też stojący obok niego przysadzisty budynek. Kilka lat temu zdjęcie znaleźli członkowie powstałej dla ratowania niszczejącego zabytku Fundacji Zamek Chudów.
- Właściwie to szukaliśmy materiałów dotyczących samego zamku, ale wtedy zafrapowało nas jego otoczenie. Według miejscowej tradycji przy zamku stała karczma z browarem. Prawdopodobnie rozebrano ją gdzieś na początku XX wieku - mówi Przemysław Nocuń, prezes fundacji, z wykształcenia archeolog.
Rozpoczęte w 2003 roku wykopaliska archeologiczne odsłoniły fundamenty zamkowej oberży, relikty stojącego kiedyś wewnątrz pieca chlebowego i trochę drobniejszych zabytków. Fundacja postanowiła karczmę odbudować i ponownie uruchomić. - Nie chodziło nam o stworzenie historycznej atrapy, tylko o jak najdokładniejszą rekonstrukcję dokonaną we współpracy z archeologami i historykami. I to się udało - zapewnia Nocuń.
Fundamenty muzealnej restauracji trzeba było zbudować od nowa, ale Oberża pod św. Jerzym stoi dokładnie w tym samym miejscu, co wcześniej. Najbardziej autentyczne jest zewnętrze odtworzone na podstawie starych zdjęć z Chudowa. Oberża jest murowana, przykryta dachem z gontu. - Udało nam się odkryć, do czego służył kanał biegnący wokół budynku. Stara oberża nie miała rynien, woda ściekała z dachu do kanału i nim była dalej odprowadzana. Teraz jest tak samo - tłumaczy Nocuń.
Wnętrze wzorowane jest na podobnych obiektach, zachowanych w skansenach w południowych Niemczech. Przy stole można zasiąść tu na specjalnym trójnogim krześle, jakie kiedyś przysługiwały zamkowym strażnikom. Podobno siadając przodem do oparcia, można uciąć sobie na nim całkiem przyjemną drzemkę bez obawy, że mebel się wywróci. Na stołach królują naczynia, które są replikami tych używanych w średniowieczu i nieco później. Szef kuchni Adrian Feliks serwuje w nich potrawy przygotowane według starych, niekiedy nawet XV-wiecznych receptur. - Nieco zmodyfikowanych, bo dzisiaj dla wielu osób te potrawy byłyby po prostu niejadalne. Kiedyś było za dużo korzennych przypraw dodawanych do wszystkiego - mówi Feliks.
O tym, że oberża jest żywym muzeum, świadczą wyeksponowane w podłodze, pod pancerną szybą relikty pieca chlebowego i ekspozycja autentycznych, znalezionych tu podczas wykopalisk naczyń i fragmentów kafli. Wiele z nich przedstawia walkę św. Jerzego ze smokiem - stąd nazwa oberży. Zrekonstruowany piec, który kiedyś tworzyły, ogrzewa teraz wnętrze budynku. - To jedyny w Polsce działający późnośredniowieczny piec - podkreśla z dumą Nocuń. Przy jego odtwarzaniu współpracowała dr Maria Dąbrowska z Instytutu Etnologii i Archeologii PAN w Warszawie, najlepsza w kraju specjalistka od średniowiecznych systemów grzewczych.
Zrekonstruowanie oberży kosztowało ponad 2 mln zł. Dochód uzyskany z jej prowadzenia zostanie przeznaczony na działalność statutową fundacji, która prócz zamku w Chudowie opiekuje się kilkoma innymi zabytkami. - Mamy już nowe wyniki badań archeologicznych prowadzonych w Chudowie. Jest coraz więcej podstaw, żeby pokusić się o dalszą rekonstrukcję - dodaje Nocuń.
Galeria Cafe Silesia w zabytkowej kamienicy
Marcin Mońka2008-12-10, ostatnia aktualizacja 2008-12-10 20:20
Po trzech latach bezdomności Muzeum Miejskie w Zabrzu ma wreszcie stałe miejsce. Galeria Cafe Silesia powstaje w miejscu, gdzie przed ponad stu laty pito kawę i słuchano muzyki z gramofonu. Pierwsza wystawa będzie poświęcona Górnikowi Zabrze
Galeria Cafe Silesia powstaje na parterze zabytkowej kamienicy przy ul. 3 Maja 6 (dawna Dorotheenstrasse). Nazwa nie jest przypadkowa - właśnie tutaj w listopadzie 1899 roku otwarto kawiarnię Cafe Silesia. Była to wówczas druga zabrzańska kawiarnia. Pito tu nie tylko znakomite kawy, ale także grano w bilard, a także słuchano muzyki z gramofonu, który ówczesny restaurator reklamował jako "najlepszy z automatów epoki nowożytnej". Później lokal kilkakrotnie zmieniał nazwę, a po wojnie działała tutaj restauracja Obywatelska, która najprawdopodobniej przetrwała do 1949 roku. Później przestrzeń przekazano Zakładowi Ubezpieczeń Społecznych, a następnie była tam apteka Śląskiej Akademii Medycznej.
- Teraz parter powraca do swojej klasycznej nazwy, postanowiliśmy zachować też układ przestrzenny lokalu - mówi Piotr Hnatyszyn, dyrektor Muzeum Miejskiego w Zabrzu.
Radość wśród muzealników jest tym większa, że już od dłuższego czasu borykali się z problemami lokalowymi. Po wyprowadzce z siedziby przy pl. Krakowskim muzeum albo prezentowało swoje eksponaty w sąsiednich miastach, albo korzystało z gościny parafii św. Anny lub Miejskiego Ośrodka Kultury.
Oczywiście Galeria Cafe Silesia nie zastąpi nowej siedziby muzeum - parter kamienicy to 270 metrów kwadratowych, z czego tylko 130 to przestrzeń wystawiennicza. - Ale cieszymy się z galerii, bo w końcu możemy coś zrobić. Choć wszyscy zdajemy sobie sprawę, że działalność będzie ograniczona i będziemy tu przygotowywać wyłącznie wystawy czasowe - mówi Hnatyszyn.
Galeria składa się z jednej dużej sali i dwóch mniejszych. Jest nowocześnie wyposażona: nie trzeba będzie już wbijać gwoździ w ścianę, bo ma system zawieszania obrazów, a dzieła sztuki będą profesjonalnie oświetlane.
Pierwszy wernisaż już w niedzielę, choć dość nietypowy. Wystawa poświęcona będzie bowiem historii klubu Górnik Zabrze, który świętuje jubileusz 60-lecia. Będą więc puchary, medale i okolicznościowe tableaux. Wystawa sportowa potrwa do marca. W planach na kolejne miesiące jest choćby jubileuszowa wystawa prof. Romana Staraka - nestora zabrzańskiego środowiska artystycznego, noc muzeów, a także ekspozycja opowiadająca historię zabrzańskich atelier fotograficznych.
Wit - Pon Gru 29, 2008 11:44 pm
Chińska sala kusi kolorem
wczoraj
Kilka cennych cieszyńskich zabytków udało się w ostatnim czasie poddać konserwacji. Gdyby nie pieniądze zdobyte przez muzealników, którzy pisali projekty do resortu kultury czy wojewódzkiego konserwatora zabytków, jeszcze długo musiałyby czekać na renowację.
- To był udany rok, choć potrzeby są ogromne. Cieszy zwłaszcza to, że pieniądze pozyskaliśmy z zewnątrz, bo my takimi sumami nie dysponujemy - zaznacza Marian Dem-biniok, dyrektor Muzeum Śląska Cieszyńskiego.
Dawny blask odzyskała tzw. sala chińska, znajdująca się na drugim piętrze Pałacu Lari-schów, gdzie mieści się Muzeum Śląska Cieszyńskiego. Za 130 tys. zł od wojewódzkiego konserwatora zabytków w Katowicach udało się odnowić w niej cenne malowidła, datowane na przełom XVIII i XIX wieku.
- Są niezwykle ważne, gdyż są przykładem malarstwa prowincjonalnego, którego niewiele się już zachowało - podkreśla dyrektor Dembiniok.
Irena Adamczyk, kierownik Działu Sztuki cieszyńskiego muzeum, również nie kryje zadowolenia.
- Sala chińska była najbardziej zniszczona, niektóre fragmenty malowideł nieodwracalnie. Szukaliśmy jakiegoś ich graficznego pierwowzoru, ale bezskutecznie. Nawet konserwatorzy nie mogli odczytać, co kryły pierwotne warstwy farby. Jednak ile się dało, to tyle malunków zrekonstruowaliśmy. Teraz na ścianach można zobaczyć piękne smoki, chińską architekturę i ornamentykę - opowiada Adamczyk.
To niejedyna "perełka", która kusi kolorami. Od niedawna inaczej wyglądają również trzy cenne epitafia namalowane na drewnie.
- Są ważne dla miasta i regionu nie tylko ze względu na swoje walory artystyczne, ale także historyczne. Dotyczą trzech konkretnych osób, które żyły na Śląsku Cieszyńskim. Wcześniej były w cieszyńskich kościołach. Później trafiły do nas - podkreśla Adamczyk.
Najstarsze epitafium - Adama Reisa - datowane jest na koniec XVI wieku.
Kolejne dwa to Joachima Bludowskiego z około 1620 r. oraz Jana Żywieckiego, datowane na około 1612 rok.
- Oba epitafia zostały poddane konserwacji w latach 60. ubiegłego wieku. Z tego powodu obecne ich odnowienie było znacznie trudniejsze - zaznacza Adamczyk.
Konserwatorzy musieli bowiem dotrzeć do pierwotnych warstw farby, zmagać się z nie do końca fachowymi przemalowaniami, starali się przywrócić zabytkom pierwotne kolory, co nie było takie proste, bo nie ma już m.in. farb, jakich kiedyś używano. Jednak efekty ich pracy są imponujące.
Warto także zwrócić uwagę na inne odnowione eksponaty "Ofiarowanie Izaaka" z około 1590 roku oraz Matkę Boską i św. Elżbietę z Jezusem i św. Janem Chrzcicielem z końca XVII wieku. A także gigantycznych rozmiarów mapę Królestwa Czech, która powstała w 1720 roku w Augsburgu.
Pieniądze na renowacje pochodziły z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach projektu "Gotyk i renesans na Śląsku Cieszyńskim" (60 tys. zł), z puli Śląskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków (130 tys. zł), projektu "Ochrona i konserwacja cieszyńskiego dziedzictwa piśmienniczego" dofinansowanego m.in. przez Fundusz Promocji Kultury (25 tys. zł) i prywatnego sponsora Michała Bożka.
- Dobrze, że udało się zdobyć te pieniądze. Zwłaszcza, że od prywatnych sponsorów coraz trudniej otrzymać wsparcie. Firmy mają swoje siedziby poza Cieszynem. Dla wielu z nich jesteśmy prowincjonalną placówką, chociaż nasze zbiory są ponadregionalne - mówi dyrektor Dembiniok.
Wszystkie odnowione eksponaty można oglądać w tzw. sali rzymskiej do końca stycznia przyszłego roku.
Warto wiedzieć
Muzeum Śląska Cieszyńskiego przy ulicy Regera 6 w Cieszynie to jedno z najstarszych muzeów publicznych w Europie Środkowej. Zostało założone przez ks. Leopolda Jana Szersznika w 1802 r.
W ramach muzeum funkcjonują działy archeologii, historii, sztuki, techniki, etnografii i fotografii. W muzeum znalazły miejsce zbiory Generalnego Wikariatu w Cieszynie, Muzeum Szkolnego Macierzy z Orłowej, część kolekcji Brunona Konczakowskiego. Kontakt z placówką tel./faks 033-851-29-33.
Jacek Drost - POLSKA Dziennik Zachodni
http://slask.naszemiasto.pl/wydarzenia/940580.html
Wit - Nie Sty 11, 2009 7:15 pm
200 watów światła z czasów Thomasa Edisona
07.01.2009
Jedyna w Polsce (a może i na całym świecie) betlejemska gwiazda, która świeci za dnia, znajduje się w Łaziskach Górnych. To niecodzienne zjawisko można było zaobserwować wczoraj w samo południe, ale nie na niebie za pomocą astronomicznych lunet, a gołym okiem... pod dachem Muzeum Energetyki.
Bowiem raz na rok, zawsze w święto Trzech Króli o godzinie 12, jest tam na kilka chwil zapalana 200-watowa żarówka z włókna węglowego, wyprodukowana jeszcze za życia Thomasa Edisona. Jedna z najstarszych, jakie istnieją. I choć ma już jakieś 100 lat, nadal jasno żarzy się przyjemnym, pomarańczowym światłem.
- Jej blask ma do nas ściągnąć darczyńców, tak jak światło gwiazdy betlejemskiej przywiodło Trzech Króli do stajenki - wyjaśnia kierownik muzeum Zbigniew Lorek. - Nie liczymy jednak na złoto i mirrę, ale na to, że odwiedzający nas ludzie pomogą nam powiększyć nasze zbiory.
Łaziskie muzeum wyróżnia się bowiem tym, że nie kupuje swoich eksponatów. Wszystkie są przyjmowane w postaci darów. Tak było z osławioną żarówką. Wyprodukowana w Anglii na początku XX wieku trafiła najpierw do Rodezji w południowej Afryce. Tam w 1970 r. została wystawiona na aukcji staroci i osobliwości, gdzie kupił ją Bogusław Stępiński. Ten zaś po powrocie do kraju w 2000 r. podarował ją muzeum.
K. Grygierczyk - POLSKA Dziennik Zachodni
http://slask.naszemiasto.pl/wydarzenia/944077.html
Wit - Pon Sty 19, 2009 8:05 pm
W Bytomiu powstaje rafa koralowa. Dla aut
Iwona Sobczyk2009-01-18, ostatnia aktualizacja 2009-01-19 10:54
O planach utworzenia w Bytomiu galerii motoryzacji słychać już od dobrych kilku lat, ale teraz wydaje się, że pomysł nabiera realnych kształtów. Jest już gotowa koncepcja aranżacji ekspozycji. Zwiedzający mają się poczuć jak marynarze podziwiający bogactwo rafy koralowej. Samochodowej rafy koralowej.
Galeria motoryzacji, wspólny pomysł bytomskiego magistratu i tutejszego Klubu Motorowego Górników i Energetyków, czeka na realizację od dawna. - Chcieliśmy pokazać nasze zbiory ludziom, zamiast trzymać je w garażach, ale brakowało nam stosownej przestrzeni - tłumaczy Krzysztof Grzelczak z klubu. Rok temu do projektu przystąpił Wojewódzki Ośrodek Ruchu Drogowego, oddając na potrzeby przyszłej ekspozycji świeżo wyremontowaną halę przy ul. Strzelców Bytomskich. Od kilku dni wiadomo, jak ma wyglądać wnętrze galerii.
Autorzy koncepcji - Sebastian Stajno, Patrycja Pyzalska, Jacek Czajka, Krzysztof Chrobak i Wojciech Kozłowski - widzą wnętrze jako rafę koralową. Przez środek hali pobiegnie stalowa antresola. - Ten pomost, z którego będzie można podziwiać eksponaty znajdujące się na niższym poziomie, skojarzył nam się z pokładem statku, który wpłynął na rafę koralową - tłumaczy niemotoryzacyjną nazwę Stajno.
Dzięki antresoli zamiast 800 tys. metrów kwadratowych do wykorzystania będzie o połowę więcej. Górny poziom ma służyć przede wszystkim edukacji - zwiedzający na symulatorach będą mogli wczuć się w sytuację kierowcy jadącego w trudnych warunkach albo w zainscenizowanym garażu pobawić się w mechanika. Fragment podłogi garażu ma być szklany, dzięki czemu z poziomu niżej będzie można zerknąć na podwozie. Na górze mają się znaleźć także bistro i wyposażona w ekran sala konferencyjno-szkoleniowa na 50 osób. Zabytkowe pojazdy będą królować przede wszystkim na niższym poziomie, choć kilka modeli projektanci zamierzają podwiesić na wysokości podestu.
Członkowie klubu mają do pokazania około 60 zabytkowych samochodów. Najstarsze pochodzą z lat 20. Do tego dochodzą zabytkowe rowery, motocykle, pojazdy militarne, kolekcje starych tablic rejestracyjnych, liczników i felg, zdjęcia, plakaty i mnóstwo innych drobniejszych przedmiotów, które mogą sprawić frajdę wielbicielom motoryzacji. Eksponaty trzeba będzie wymieniać, bo w hali jednorazowo zmieści się około 35 samochodów.
Galeria będzie działać jako filia Bytomskiego Centrum Kultury, czyli jednostka miejska. Nie wiadomo, ile czasu zajmie przekształcenie hali w rafę koralową. - Właściwie grupy możemy przyjmować już teraz, bo samochody stoją w hali. Zaaranżowanie przestrzeni zgodnie z projektem to dość złożone zadanie - mówi Lidia Maj, naczelniczka wydziału komunikacji w bytomskim magistracie.
Najpierw wszystkie zaangażowane w projekt podmioty muszą podpisać formalne porozumienie, a radni zgodzić na powołanie galerii jako filii BCK. Później trzeba będzie poczekać na dokładny projekt i kosztorys. Magistrat na razie zapewnia, że ma pieniądze na prace projektowe. O tych na realizację urzędnicy będą rozmawiać dopiero wtedy, gdy trafi do nich kosztorys. Na realizację planu według bardzo wstępnych szacunków trzeba będzie wydać 2-3 mln zł.
Wit - Pią Sty 30, 2009 6:40 pm
Hans Kloss, Brunner i partyzant
23.01.2009
W kamienicy przy ulicy Gliwickiej 6 pojawili się nowi lokatorzy. To Hans Kloss, Hermann Brunner i nieznany z imienia partyzant. Cała trójka to naturalnych rozmiarów kopie postaci znanych z telewizyjnego serialu "Stawka większa niż życie". Są wykonane z silikonu.
Od 1 marca w Katowicach działać będzie bowiem pierwsze w Polsce muzeum tego filmu. Będzie tu można zobaczyć zmiksowany serial w "pigułce", zdobyte przez niego nagrody, fotosy, a także eksponaty związane z serialem oraz czasami II wojny światowej, m.in. sporo militariów. Przy okazji wizyty odwiedzić będzie można stylizowaną na lata 40. kawiarnię i sfotografować się z replikami filmowych bohaterów. Ich autorem jest krakowski rzeźbiarz Tomasz Pałka. W swoim dorobku ma figury Jana Pawła II, Juliusza Słowackiego czy Bartosza Głowackiego.
28 lutego podczas uroczystego otwarcia placówki przy ul. Gliwickiej Katowice gościć będą Stanisława Mikulskiego i Emilal Karewicza, czyli filmowych Hansa i Brunnera. Pojawią się też odtwórczynie kobiecych ról w serialu "Stawka większa niż życie", Barbara Brylska i Aleksanda Zawieruszanka.
MIW - POLSKA Dziennik Zachodni
http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/950787.html
Austriacy i Czesi zobaczą w tym roku wystawy Muzeum Zamkowego
23.01.2009
Za Anhaltów i Hochbergów, gdy zamek pszczyński pełnił funkcję mieszkalno-reprezentacyjne, jego utrzymaniem i zaspokajaniem różnorodnych potrzeb właścicieli zajmowało się ponad 100 osób służby.
Księżną Daisy, żonę Jana Henryka XV, ostatniego pana na Pszczynie, deprymowała ta mnogość i wszechobecność służby, o czym pisze w swoich pamiętnikach.
Obecnie, gdy przez sale muzealne gości przewija się o niebo więcej, odświeżanie i konserwacja wnętrz wraz z cennymi eksponatami spoczywa na barkach ok. 20 pracowników działu wnętrz i pracowni konserwatorskiej.
Generalnych porządków nie da się wykonać w trakcie sezonu. Stąd zimowa przerwa w działalności muzeum.
- Żeby ze wszystkim zdążyć w ciągu miesiąca, musimy ustalić precyzyjny harmonogram prac, a potem konsekwentnie go realizować, żeby jeden zespół nie wchodził w kolizję z drugim. Zaczynamy od zbrojowni, gdzie wszystkie gabloty trzeba pootwierać i po kolei wyczyścić eksponaty. Potem przechodzimy kolejne pomieszczenia aż do samej góry. Każdy środek używany do czyszczenia i konserwacji musi zaakceptować główny konserwator, Jan Gałaszek. Najbardziej czasochłonne i żmudne jest czyszczenie książek i bibelotów, z którymi trzeba się obchodzić niezwykle delikatnie i ostrożnie ze względu na ich wiek oraz wartość - mówi Marcin Nyga, od nowego roku główny inwentaryzator muzeum.
Oprócz tego, jak w każdym domu czyści się podłogi, odkurza kobierce i dywany (te cenniejsze z użyciem specjalnej siatki), myje okna, pierze firanki i odświeża zasłony. Parkiety są zapuszczane specjalnym woskiem i froterowane dla połysku. Na jedno sprzątanie tego wosku potrzeba około 40 kilogramów.
Raz na jakiś czas myte są kryształowe żyrandole w Sali Lustrzanej. Jest ich pięć. Największy waży ok. 200 kg. Do mycia są spuszczane w dół przy pomocy łańcuchów i korby.
Od tego wtorku muzeum znowu jest czynne i jest nowy cennik. Bilety wstępu zdrożały średnio o 2 zł. Nowych wystaw nie będzie, ale "Daisy - szczęśliwe lata" i "Książę idzie na polowanie pojadą za granicę. Do Bad Ischl w Austrii oraz zamku Kravarze w Czechach.
Sylwia Plucińska - POLSKA Dziennik Zachodni
http://pszczyna.naszemiasto.pl/wydarzenia/950848.html
Fachura - Pon Lut 02, 2009 6:56 pm
Zacznę taki temat, ponieważ od dłuższego czasu nurtuje mnie kompletny brak promocji katowickich muzeów. Każdy wie że w Katowicach jest Muzeum Śląskie, Muzeum Historii Katowic i Muzeum Archidiecezjalne. Dzisiaj byłem w budynku Informacji Turystycznej przy rynku świadkiem rozmowy jak turystka z Poznania pytała o muzea w Katowicach. Pracownica IT wymieniła tylko te trzy, twierdząc że więcej placówek nie ma! Tymczasem w mieście jest Muzeum Najmniejszych Książek Świata (w Piotrowicach), Muzeum Pamięci Kopalni Wujek, Muzeum Nośników Danych, Muzeum Prawa i Prawników Polskich (w gmachu sądu przy ul. Andrzeja), Muzeum Misyjne (Panewniki), Muzeum Organów (w gmachu Akademii Muzycznej), Gawlikówka (na Giszowcu) a może jeszcze kilka innych. Niedługo (od 1 marca) na Gliwickiej otworzy swe podwoje Muzeum Hansa Klossa. Czy zastanawialiście się kiedyś dlaczego te placówki są tak mało znane i zupełnie pomijane we wszelkiego rodzaju folderach i materiałach promocyjnych??????
salutuj - Pon Lut 02, 2009 7:12 pm
Mogłeś zwrócić uwagę.
piotrekb - Pon Lut 02, 2009 7:36 pm
Pomijane są, bo każde z nich jest inicjatywą niezależną od UM i nie finansowaną przez miasto. Więc na Młyńskiej prawdopodobnie o nich nigdy nie słyszeli.
kiwele - Pon Lut 02, 2009 7:44 pm
Lamy tego Forum sa bardzo cierpliwe i wiele mozna tu pomiescic. Jest mozliwosc, by ci ktorzy podnosza problem muzeow, nazwijmy je peryferyjnych, sprobowali go sami przyblizyc. Jesli nawet po amatorsku to nie szkodzi. Podniesionej sprawie na pewno to pomoze.
Co zawieraja te placowki, ze warto tam zajrzec?
A jesli juz chcielibysmy tam zajrzec, to jaka jest prawdziwa ich dostepnosc?
Czemu tak pisze? Bo przypominam sobie sytuacje, gdy swoimi niewczesnymi kulturalnymi ciagotami wywolywalem poploch czy zaklopotanie wsrod osob odpowiedzialnych za takie przybytki funkcjonujace, albo nie, na obrzezach powszechnych zainteresowan, czesto jako widma czy tez z daleko posunieta martwota. Te muzea z zasady wegetuja ze skromniutkim budzetem, albo calkiem bez niego i trzeba pokonywac zazenowanie,gdy podglada sie zwykla zgrzebnosc.
Czemu tak pisze? Bo chce byc zasypany postami udowadniajacymi mi, ze nie mam zadnej racji, ze sie myle.
Wit - Pon Lut 02, 2009 10:10 pm
J-23 nadaje z Katowic. I Brunner też tu jest
Anna Malinowska2009-02-02, ostatnia aktualizacja 2009-02-02 18:43
Wszyscy pamiętają hasło: "J-23 znowu nadaje". Tymczasem w oryginalnym scenariuszu było: "Towarzyszu pułkowniku. Zwyciężyliśmy. Pierwszy meldunek od J-23". Dowód można będzie zobaczyć na własne oczy już 28 lutego w Muzeum Hansa Klossa w Katowicach.
Muzeum zajmuje kilka pomieszczeń na parterze kamienicy przy ul. Gliwickiej 6. Oprowadza nas Piotr Owcarz, właściciel. Zwiedzanie zaczynamy od odcinka pt. "Ściśle tajne". Jedna ze ścian to mur fabryki Reila. Żeby dostać się dalej, trzeba przejść przez budkę wartowniczą. Tuż obok potężna szafa z ostrzeżeniem "Achtung!". Na ścianach szyldy polsko-niemieckie: reklama papierosów Juno czy proszku do prania. Z drugiej strony gablota wydań przygód J-23 z różnych części świata.
Drugi pokój to już "Hotel Excelsior" i Cafe Ingrid. Kawiarniane wnętrze wygląda jak z filmu: bar ze starym szkłem, patefon, stara kasa wypełniona pieniędzmi wydawanymi w czasie wojny. Dookoła fotografie: Hans Kloss pod muchą, z kolegami przy wódce, u jego boku różne kobiety.
Kolejna sala i kolejny odcinek. Tym razem przedstawia scenę konfrontacji Klossa z Hermanem Brunnerem. Dwie figury - Brunner w czarnym mundurze SS, Kloss w szarym Abwehry. Dookoła gabloty pełne broni i amunicji.
Kolejne przejście i odcinek "Spotkanie". Dużo pamiątek z planu filmowego i olbrzymi kilim utkany przez Mongołów z podobizną Stanisława Mikulskiego. Obok w salce figura Klossa na motocyklu i wreszcie pomieszczenie sztabowe z odcinka "Wiem, kim jesteś". Zebrano tu ciekawostki związane z filmową dokumentacją i nagrodami, jakie zdobył serial "Stawka większa niż życie".
- Mamy na przykład dyplom z podpisem Wojciecha Jaruzelskiego jeszcze jako szefa Ministerstwa Obrony Narodowej. A tu rachunek. Serial kosztował 10,852 mln zł. Mamy też pracę magisterską napisaną w 1968 r. i poświęconą fenomenowi serialu - wylicza Owcarz. Rozmawiamy przy jednym z licznych stolików. Na wszystkich umieszczono filmowe cytaty. Przy naszym cytat: "To świnia! Mógł mnie ochlapać. Nie potrafi uszanować niemieckiego munduru". Kto to powiedział? - Kloss do Zająca w odcinku "Wsypa" - bez zastanowienia odpowiada właściciel.
- Oczywiście, że jestem zafascynowany serialem i aktorami, którzy w nim wystąpili. Nie chcę jednak, żeby to muzeum było czymś w rodzaju hołdu dla Klossa, ale doskonale spełnia on rolę polskiego Jamesa Bonda. Dobrze byłoby wreszcie skończyć z łączeniem "Stawki" z polityką. Serial był kręcony w określonych realiach. I tyle. Zmęczony już jestem tymi dyskusjami, że gloryfikuje się postać radzieckiego agenta, że fałszowany jest obraz II wojny światowej. Popatrzmy na Klossa przez pryzmat popkultury - apeluje Owcarz.
W muzeum będzie działał sklepik z pamiątkami, a Cafe Ingrid będzie nie tylko ekspozycją, ale też zwykłą kawiarnią. Wstęp kosztuje 15 zł. Młodzież zapłaci o 5 zł mniej. Uroczyste otwarcie z udziałem twórców serialu, ze Stanisławem Mikulskim i Emilem Karewiczem zaplanowano na 28 lutego. - Myślę, że zainteresowanie będzie duże - mówi Owcarz.
.............
Za niespełna miesiąc otwarcie Muzeum Hansa Klossa
dziś
Już tylko niespełna miesiąc dzieli nas od otwarcia Muzeum Hansa Klossa. Fani agenta J-23 po raz pierwszy będą mogli odwiedzić jego tajną kwaterę w kamienicy przy ul. Gliwickiej 6 w Katowicach 1 marca.
Czekać będą tam na nich Hans i jego rywal Bruner, a mówiąc ściślej - ich naturalnych rozmiarów figury, wykonane z masy silikonowej.
W gablotach wystawione będą zdobyte przez serial "Stawka większa niż życie" nagrody, fotografie, rzeczy osobiste Klossa, repliki broni z epoki i przeróżne gadżety związane z filmem.
Goście muzeum będą mogli zobaczyć zmiksowane przygody Klossa w "pigułce", a także przysiąść w stylizowanej na lata 40. kawiarni.
Szczęściarze, którzy 28.02. wezmą udział w imprezie dla zaproszonych gości, spotkają się ze Stanisławem Mikulskim, Emilem Karewiczem czy Barbarą Brylską.
Michał Wroński - POLSKA Dziennik Zachodni
http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/955606.html
Wit - Czw Lut 05, 2009 5:48 pm
Ekspozycja odnowionych obiektów już w marcu
Ministerstwo Kultury odnowiło zabytki gliwickiego muzeum
Zakończono konserwację ponad dwustu zabytków, należących do zbiorów Muzeum w Gliwicach. Projekt konserwacji dofinansowało Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, które przeznaczyło na ten cel 50 tys. zł.
Wśród odrestaurowanych obiektów znalazły się zabytki ze zbiorów archeologicznych, etnograficznych, historycznych oraz sztuki i rzemiosła artystycznego.
- Konserwacja miała na celu powstrzymanie procesów destrukcji, fragmentaryczną rekonstrukcję oraz przywrócenie obiektom walorów estetyczno-ekspozycyjnych. Dzięki niej zabytki, posiadające nieocenioną wartość dla historii i kultury naszego regionu pozostaną w dobrym stanie i z pewnością przetrwają dla przyszłych pokoleń - zapewnia Alicja Jarosz z gliwickiego muzeum.
Obiekty odrestaurowano w specjalistycznych pracowniach konserwatorskich w Krakowie, Częstochowie i Toruniu. Konserwatorzy z Pracowni Konserwacji Tkanin Zabytkowych na Wawelu odnowili m.in. jedwabny sztandar „Towarzystwa Mężów Katolickich w Szobiszowicach”. Sztandar, wykonany w latach 1879-1914, należy do najcenniejszych obiektów w zbiorach gliwickiego Muzeum
Część odrestaurowanych zabytków będzie także eksponowana na przełomie lutego i marca na wystawie stałej w Zamku Piastowskim.
http://www.mmsilesia.pl/4175/2009/1/31/ ... anged=true
..................
J-23 znowu nadaje, tym razem z Katowic
06.02.2009
To właściwie frajda, że jeszcze żyję, a już jestem częścią muzeum. Powinienem rozpoznać każdy eksponat. Sam wypożyczyłem kilka, na przykład nagrody - mówi aktor Stanisław Mikulski, niezapomniany Hans Kloss z serialu "Stawka większa niż życie". W Katowicach właśnie powstaje Muzeum poświęcone słynnemu agentowi J-23.
- Gdyby serial powstał współcześnie, to Kloss byłby dobry agentem Zachodu. Nakręcono go jednak w innej rzeczywistości, więc reprezentuje Wschód. Takie wówczas były czasy. My nie chcemy w muzeum opowiadać o polityce, tylko o pewnym superbohate-rze, postaci fikcyjnej. W końcu prawie każdy mężczyzna jako dziecko chciał być Klossem - mówi pomysłodawca i twórca Muzeum Hansa Klossa Piotr Owcarz.
Piotr Owcarz ze swoim pomysłem nosił się bardzo długo. Zainspirował go Amsterdam z różnymi mało poważnymi muzeami, chociażby muzeum seksu. - Pomyślałem sobie, że czas najwyższy na zrobienie czegoś szalonego w Polsce, na bazie naszej popkultury - tłumaczy. Udało mu się zebrać wiele eksponatów. Niektóre otrzymał od twórców serialu. Pomagali reżyserzy Andrzej Konic i Janusz Mor-genstern, scenarzyści Zbigniew Safjan i Andrzej Szypulski, kompozytor Jerzy Matuszkiewicz oraz aktorzy Stanisław Mikulski i Emil Karewicz.
W Muzeum prezentowane więc są oryginalne zdjęcia, nagrody czy wycinki prasowe. Są też eksponaty z okresu II wojny światowej, pozyskane od kolekcjonerów oraz atrapy, kamery i broń. Najciekawiej jednak wyglądają cztery figury naturalnych rozmiarów. Jest Kloss na motocyklu, mamy też Brunnera wymachującego pistoletem w kierunku J-23. W jednym z pomieszczeń jest też figura... Piotra Owcarza w mundurze. Figury wykonane są ze specjalnej odmiany substancji silikonowej, cerolanu, która się nie ściera. Prace nad nimi trwały pół roku. Przygotował je krakowski twórca Tomasz Pałka. - Klossowi to głowę zmienialiśmy trzy razy - śmieje się Owcarz.
Projekt powstaje za prywatne pieniądze. W Muzeum Hansa Klossa będzie działała Cafe Ingrid z muzyką z lat 30. i 40., oprócz tego na monitorze będzie można oglądać najlepsze sceny z serialu. Planowane są również panele dyskusyjne, zarówno filmowe, jak i historyczne. Muzeum przy ul. Gliwickiej można będzie zwiedzać od 1 marca.
Regina Gowarzewska-Griessgraber - POLSKA Dziennik Zachodni
http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/957318.html
Wit - Nie Lut 08, 2009 7:03 pm
Zabrze i Bytom kłócą się o stare auta
Jacek Madeja2009-02-06, ostatnia aktualizacja 2009-02-06 20:57
Zabrzański kolekcjoner samochodów chce stworzyć wystawę w zabytkowej cechowni kopalni Królowa Luiza. Problem w tym, że podobne miejsce powstaje tuż za miedzą, w sąsiednim Bytomiu.
W hali Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Bytomiu stoi już 60 zabytkowych samochodów. Rafał Siech, kolekcjoner samochodów z Zabrza, początkowo wspierał tę wystawę. Nie potrafił się jednak dogadać z innymi miłośnikami starych aut i teraz planuje otworzyć własną galerię motoryzacji w sąsiednim Zabrzu. - Trochę inaczej rozumieliśmy, jak powinna funkcjonować galeria motoryzacji. Pan Siech jest pasjonatem samochodów amerykańskich, które nie zawsze są zabytkami - mówi Krzysztof Grzelczak, jeden z bytomskich kolekcjonerów.
Siech przyznaje, że dla niego nie zawsze liczy się wiek samochodu. Dumą jego kolekcji jest AMC pacer, którym jeździł tragicznie zmarły Bogdan Łyszkiewicz, lider zespołu Chłopcy z Placu Broni. Jego kolekcja liczy ponad 20 pojazdów, a oprócz zabytkowych pontiaców i cadillaców ma też charakterystyczny amerykański żółty autobus szkolny czy furgon więzienny z czasów stalinowskich.
Siech już znalazł siedzibę dla swojej galerii. Chce ją urządzić w zabytkowej cechowni kopalni Królowa Luiza. - To idealne miejsce. Cechownia ma niepowtarzalny klimat, a zabytkowe wnętrze będzie najlepszym dopełnieniem dla starych samochodów - mówi.
Cechownia to kawałek historii Zabrza. Została wybudowana prawie 140 lat temu. Gdy kopalnia została zamknięta, stała się magazynem. Od kilku lat budynek stoi pusty i niszczeje.
Pomysł stworzenia tu galerii starych samochodów popierają władze miasta, które są właścicielem cechowni. - Zależy nam, żeby budynek miał gospodarza, a wystawa to dobry pomysł. W tym roku przeznaczymy 100 tys. zł na najpilniejszy remont dachu - mówi Krzysztof Lewandowski, wiceprezydent miasta.
Oba miasta liczą, że galerie będą ze sobą współpracowały. - W Bytomiu pierwsi wpadliśmy na pomysł i jesteśmy bliżej na drodze do jego realizacji. Mam nadzieję, że nie będziemy musieli konkurować z Zabrzem - mówi Katarzyna Krzemińska-Kruczek, rzeczniczka bytomskiego magistratu. - Liczę na współpracę - mówi Siech.
- Czas pokaże. Zabrzańska galeria nie będzie dla nas konkurencją. Zabrze będzie prezentowało głównie samochody amerykańskie, a my mamy klasyki motoryzacji - uważa Grzelczak.
Wit - Nie Mar 01, 2009 10:05 pm
J-23 już nadaje z Katowic
am2009-03-01, ostatnia aktualizacja 2009-03-01 21:34
Stanisław Mikulski wraz z Emilem Karewiczem w sobotę uroczyście otwarli Muzeum Hansa Klossa w Katowicach. - Kiedy pierwszy raz usłyszałem o tej inicjatywie, pomyślałem, że to kompletne szaleństwo - mówił w czasie uroczystości filmowy Kloss.
Siedzibę muzeum przy ul. Gliwickiej 6 oblegały w sobotę tłumy. Oprócz głównych bohaterów serialu przyjechały również występujące w "Stawce większej niż życie" Barbara Brylska (Inga z odcinka "Spotkanie") i Aleksandra Zawieruszanka (Edyta).
Muzeum wymyślił i stworzył prywatny inwestor Piotr Owcarz. - Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy dwa lata temu, w ogóle w taki pomysł nie uwierzyłem. Później potakiwałem przez grzeczność. Kiedy jednak Owcarz powiedział, że ma już budynek i sprowadza pierwsze eksponaty, zrozumiałem, że takie muzeum naprawdę powstaje - mówił zachwycony Mikulski.
Miejsce jest już otwarte dla wszystkich zwiedzających. Za 15 zł (10 zł kosztuje bilet ulgowy) można obejrzeć woskowe figury Klossa i Brunnera, fotografie z planu filmowego czy atrapy broni. Wszystko we wnętrzach stylizowanych na czasy II wojny światowej. W muzeum działa też kawiarenka wyglądająca jak serialowa Cafe Ingrid. - To muzeum pokazuje, jak duży jest fenomen "Stawki...", jak wielki jest kult wokół tego serialu. To prawdziwa ikona naszej popkultury - mówi Owcarz.
Kris - Pon Mar 02, 2009 11:49 am
Jak Kloss został Ślązakiem
dziś
Stanisław Mikulski i Emil Karewicz ze swoimi silikonowymi odpowiednikami
Agent J-23 znowu nadaje. Tym razem z Katowic. W sobotę w stolicy województwa śląskiego rozpoczęło działalność muzeum serialu "Stawka większa niż życie". Pierwszymi jego gośćmi byli odtwórcy ról Hansa Klossa i Hermanna Brunnera, czyli Stanisław Mikulski i Emil Karewicz. Pojawiły się także występujące w pojedynczych odcinkach filmu Barbara Brylska i Aleksandra Zawieruszanka oraz twórcy scenariusza "Stawki": Zbigniew Safjan i Andrzej Szypulski (swój duet ukryli pod pseudonimem Andrzej Zbych).
- Kiedy pisaliśmy scenariusz, nawet na myśl nam nie przyszło, że kiedyś powstanie muzeum tego serialu. Nie mieliśmy zamiaru robić kultowego filmu, ani też ambicji odtwarzania jakiegoś fragmentu historii. Chcieliśmy po prostu zrobić dobre widowisko sensacyjne. Nazwisko dla głównego bohatera wybraliśmy z książki telefonicznej - wspominał Zbigniew Safjan.
O stworzenie muzeum "Stawki większej niż życie" od kilku lat zabiegał Piotr Owcarz, prezes Grupy Media Partner.
Jak tłumaczy, podpatrzył podobne przedsięwzięcia w zachodniej Europie i postanowił je przenieść na polski grunt. Wybrał Hansa Klossa, bo jego zdaniem to polski odpowiednik Jamesa Bonda.
- Kiedy po raz pierwszy powiedział mi o tym pomyśle, odpowiedziałem mu "Pan oszalał". Przez grzeczność zaakceptowałem ten pomysł, ale bez nadziei na powodzenie. Gdy jednak po pewnym czasie przedstawił pierwsze konkrety, uwierzyłem, że to możliwe - mówił w sobotę Stanisław Mikulski.
W muzeum znalazły się między innymi naturalnych rozmiarów silikonowe repliki Klossa i Brunnera, zdjęcia z planu, fragmenty scenariusza, komiksy i książki, a także militaria z czasów II wojny światowej. Działa również stylizowana na lata 40. kafejka, gdzie można przeczekać ostrzegający przed nalotem alarm.
Patrz, Kloss idzie! A tam Brunner - wykrzykiwali w sobotnie przedpołudnie miłośnicy agenta J-23. Czekali na swojego bohatera na rogu ulic Gliwickiej i Sobieskiego w Katowicach. Zbyt wiele radości nie mieli. Otoczeni przez fotoreporterów aktorzy Stanisław Mikulski i Emil Karewicz minęli ubranych w mundury niemieckiego Wehrmachtu wartowników i zniknęli we wnętrzu pierwszego w Polsce muzeum serialu "Stawka większa niż życie".
Za drzwiami muzeum kończy się katowicka rzeczywistość pierwszej dekady XXI wieku. W piwnicznych korytarzach króluje popkultura. W zawieszonych na ścianach gablotach zobaczyć można komiksy i książki o przygodach agenta Hansa Klossa, fotosy z planu zdjęciowego serialu oraz całą masę innych filmowych gadżetów.
Chętnych do zrobienia sobie pamiątkowego zdjęcia przy silikonowych postaciach Klossa i Brunnera było tak wielu, że w kolejce do figur trzeba było odstać parę dobrych minut. Nikogo z wyczekujących na swoją kolej nie speszył nawet ryk syreny, która w filmie ostrzegała przed bombowym nalotem.
Choć żadnego z ujęć "Stawki" nie kręcono w Katowicach, to jednak jest pewien punkt zaczepienia, który dobitnie uzasadnia fakt utworzenia muzeum serialu właśnie w stolicy województwa śląskiego. Jak bowiem wyznał Zbigniew Safjan, współautor scenariusza kultowego filmu, bez mieszkańców tego regionu serial w powszechnie znanym kształcie w ogóle by nie powstał.
- Przygody Klossa miały się skoczyć po sześciu odcinkach. Nakręcono je dla teatru telewizji. Ówczesny szef telewizji kandydował jednak na posła z terenu Śląska i podczas jednego ze spotkań z ludźmi usłyszał wprost: nie dostaniesz na Śląsku ani jednego głosu, jeśli Kloss zginie, albo się skończy - mówił Safjan.
Nakręcony pod koniec lat 60. serial ostatecznie doczekał się 18 odcinków (wcześniejsze widowisko Teatru Telewizji miało ich ostatecznie o cztery mniej).
Chyba nikt nie jest już w stanie zliczyć, ile razy film był emitowany tak w publicznej, jak i w komercyjnych stacjach telewizji. Popularności Klossa nie zachwiały ani zarzuty o fałszowanie historii czy wręcz o PRL-owską propagandę, ani rosnące grono potencjalnych konkurentów, czyli wszelkiego rodzaju superbohaterów rodem z coraz bardziej krwawych filmów akcji. Skąd się bierze ten fenomen?
- Chętnie oglądam serial "Stawka większa niż życie" i kolejne jego powtórki. Ten film pokazuje bohaterstwo. Sam przeżyłem okupację i sądzę, że Hans Kloss może być wzorem dla młodych, jeśli idzie o patriotyzm. No, a z całą pewnością Kloss jest lepszym idolem niż jakiś bajkowy Batman albo Superman %07- uważa Kazimierz Sroka, który specjalnie przyjechał w sobotę na otwarcie muzeum z Brzeszcz.
- Dla mnie ten serial to film z serii "W starym kinie" - twierdzi 19-letni Jakub z Sosnowca. - Lubię go, bo Kloss jest jakby polskim odpowiednikiem Jamesa Bonda.
Współcześni scenarzyści pewnie wiele by dali za receptę na stworzenie dziś takiej postaci. Problem jednak w tym, że podpowiedzi nie są w stanie udzielić im nawet "rodzice" agenta J-23.
- To pewnie był efekt kilku zbiegów okoliczności. Społeczeństwo w latach 60. było przeważnie karmione martyrologią albo tematami dość poważnymi. Po prostu stało się głodne opowieści nieco lżejszej. A my napisaliśmy rzecz rozrywkową z pewnymi elementami historycznej rzeczywistości. No i trafiliśmy w gust widza, choć wcale nie zamierzaliśmy wówczas tworzyć postaci kultowej - mówi Andrzej Szypulski, przekornie dodając, że z dość mieszanymi uczuciami przyjął pomysł utworzenia muzeum serialu.
- To dlatego, że do muzeum trafiają rzeczy martwe - tłumaczy.
Muzeum czeka
Muzeum serialu "Stawka większa niż życie" mieści się przy ul. Gliwickiej 6 w Katowicach.
Otwarte jest od wtorku do czwartku między godz. 10-20, a od piątku do niedzieli w godz. 10-22.
Bilety kosztują 10 zł dla dzieci i 15 zł dla dorosłych. Na miejscu można także wypić kawę w stylizowanej na lata 40. kafejce i kupić gadżety związane z filmem i jego bohaterami.
Michał Wroński - POLSKA Dziennik Zachodni
http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/967886.html
Wit - Wto Mar 03, 2009 12:37 am
Mieszkańcy Czeladzi będą mieli w końcu swoje muzeum
23.02.2009
Od 2 marca oficjalnie ruszy w mieście Muzeum Saturn. Do tej pory Czeladź nie miała takiej placówki. Jej rolę pełniła Czeladzka Izba Tradycji, która podlegała Bibliotece Miejskiej.
W październiku ubiegłego roku radni podjęli uchwałę o utworzeniu placówki, a kilka dni temu Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego zaakceptowało status muzeum.
- Nareszcie doczekaliśmy się pierwszego muzeum w mieście. Bardzo nam na tym zależało, zwłaszcza, że wszystkie okoliczne miasta mają takie placówki. Sosnowiec i Będzin mogą pochwalić się, że ich muzea działają od wielu lat. Teraz do nich dołączymy - cieszy się Iwona Szaleniec, szefowa nowej placówki.
- Od sześciu lat, czyli od momentu powstania Izby Tradycji wiedzieliśmy, że ma ona być zalążkiem muzeum. Gromadziliśmy pamiątki, eksponaty - mówi Iwona Szaleniec.
Muzeum na razie będzie się mieściło w Pałacu pod Filarami, czyli w siedzibie Izby Tradycji. Docelowo obejmie swoim zasięgiem przede wszystkim budynki i tereny pokopalniane.
- Stąd też nazwa Saturn, nawiązująca do byłej kopalni czeladzkiej. Z jednej strony będzie to typowe muzeum miejskie, gromadzące pamiątki historyczne, z drugiej zaś strony będzie nawiązywało do tradycji przemysłowych i górniczych. Planujemy odrestaurowanie pokładu górniczego i zorganizowanie wystawy interaktywnej - wyjaśnia Iwona Szaleniec.
Przez kilka lat nazbierało się sporo eksponatów. Pracownicy placówki najbardziej dumni są ze sztandarów należących do kopalnianych stowarzyszeń i karlika - górniczego urządzenia do mierzenia poziomu ciśnienia i wilgotności. Nie brakuje także starych fotografii, listów i dokumentów.
- To, że zostajemy placówką muzealną, zmienia bardzo wiele. Będziemy mogli organizować wspólne projekty z innymi tego typu placówkami. I będziemy mogli wypożyczać od innych muzeów eksponaty - dodaje Iwona Szaleniec.
Już wiadomo, że na jedną z planowanych wystaw przyjadą eksponaty z Pilzna. Prace na terenie budynków kopalnianych powinny ruszyć jeszcze w tym roku. Oficjalne rozpoczęcie działalności muzeum zainaugurują dwie wystawy - jedna (w marcu) związana z Trójkątem Trzech Cesarzy, a druga z okazji 100-lecia czeladzkiej orkiestry (w kwietniu).
Magdalena Nowacka - POLSKA Dziennik Zachodni
http://slask.naszemiasto.pl/wydarzenia/964659.html
Muzeum patronki pojednania
02.03.2009
W sobotę oficjalnie otwarto tu muzeum poświęcone patronce miasta i pojednania między narodami, Edycie Stein (św. Teresie Benedykcie od Krzyża). Muzeum Pro Memoria Edith Stein pierwszych zwiedzających gościło w niedzielę.
Edyta Stein została patronką Lublińca w październiku ubiegłego roku. Już wtedy planowano otworzyć muzeum świętej, ale pracę się opóźniły i nie dotrzymano terminu.
Muzeum kosztowało milion złotych, z czego 100 tysięcy złotych wyłożyli sponsorzy. Miasto liczy również na dofinansowanie w wysokości 85 procent z funduszy unijnych.
Jednak nikt w sobotę wieczorem nie miał wątpliwości, że warto było wydać te pieniądze na Muzeum Pro Memoria Edith Stein, bo robi ono wielkie wrażenie.
Drzwi wejściowe i próg, które prowadzą do muzeum, to jedyne pamiątki po Edycie Stein. To przez nie przyszła święta wchodziła do domu dziadków. Wewnątrz muzeum zamontowano ogromne podświetlane tablice, które prezentują historię życia Żydówki niemieckiego pochodzenia, która została zakonnicą i wraz z siostrą zginęła w komorze gazowej w Ausch-witz-Birkenau.
Szczególny wymiar mają tory kolejowe, kończące się namalowanym na ścianie tunelem, który ma symbolizować ostatnią drogę Edyty. Dlatego otwierając muzeum, biskup Jan Wieczorek i burmistrz Maniura zamiast tradycyjnego przecinania wstęgi, złożyli pod ścianą czerwoną różę.
- Edyta Stein mówiła, że w życiu ceni kulturę, a w sztuce piękno, a w obydwu dziedzinach najbardziej ceni harmonię. To najlepiej opisuje nowe muzeum, które skłania do refleksji w nowoczesny sposób - mówi Sylwin Bechcicki, prezes Towarzystwa im. św. Edyty Stein w Lublińcu.
Muzeum przy ul. Edyty Stein (obok rynku) jest czynne w niedzielę w godzinach: od 11 do 13 oraz od 15 do 17, a także we wtorki i czwartki od 16 do 18. Wstęp bezpłatny.
Bartłomiej Romanek - POLSKA Dziennik Zachodni
http://slask.naszemiasto.pl/wydarzenia/967698.html
Wit - Śro Mar 04, 2009 9:42 pm
Żubry z Pszczyny objadą Polskę. Na makiecie
mag2009-03-03, ostatnia aktualizacja 2009-03-04 09:34
Pokazowa zagroda żubrów w zabytkowym parku pszczyńskim została uznana za najlepszy na Śląsku projekt przyczyniający się do zrównoważonego rozwoju kraju. W nagrodę aż do czerwca będzie promowany na ogólnopolskiej wystawie
Wyboru projektów dokonała Polska Zielona Sieć - związek organizacji ekologicznych z największych miast Polski.
Przez pierwsze pół roku funkcjonowania pszczyńską zagrodę odwiedziło ponad 80 tys. ludzi. W letnie weekendy bywało 2,5 tysiąca. Głównie ze Śląska. Przyjeżdżali do Pszczyny zwiedzić zamek, pospacerować po parku i przypadkiem dowiadywali się o zagrodzie. Teraz, za sprawą sukcesu w konkursie, gości będzie może być znacznie więcej. Już wkrótce przy krajowej jedynce z Katowic do Bielska staną drogowskazy do zagrody, być może także banery reklamowe.
To najlepszy czas, żeby odwiedzić zagrodę. Ceny biletów są jeszcze zimowe (6 zł normalny, 3,5 zł ulgowy). Choć od 1 kwietnia skoczą o 2 zł, to na tarasie widokowym, wbijającym się w wybieg żubrów, może zabraknąć miejsca.
Powód? Od marca do czerwca zagroda będzie pokazywana na objazdowej wystawie pokonkursowej w całym kraju.
Pszczyna ma wiele atutów. Po pierwsze, w Puszczy Białowieskiej, gdzie żyje najwięcej żubrów, bardzo trudno je spotkać. Pokazowe zagrody tych zwierząt założono co prawda na wyspie Wolin, ale pszczyńska jest jedyną na południu Polski. Docelowo ma tu być sześć dorosłych żubrów. Prócz nich żyją także sarny, jelenie daniele i muflony. Nie są jeszcze zbyt ufne, ale nie boją się podchodzić do paśników pod płotem. W zagrodzie można też obejrzeć trójwymiarowy film o historii pszczyńskich żubrów. A na wystawie stoi spreparowane cielątko, które przyszło na świat tuż po otwarciu zagrody, ale przeżyło tylko kilkanaście dni.
...............
Miejska Placówka Muzealna w Mikołowie ma już około tysiąca eksponatów
20.02.2009
Dla jednych rupieć, dla drugich bezcenny skarb. Muzeum kolekcjonuje to, co wyrzucają mikołowianie.
Przychodzą nieraz do nas uczniowie, a ja ich pytam, czy mają pojęcie, co w gwarze śląskiej znaczy cyja. Rzadko się zdarza, żeby któryś z nich wiedział, że chodzi o akordeon.
Coraz mniej z nich zna podstawowe zwroty w gwarze, nie mówiąc o nazwach instrumentów - zwierza się Mariusz Dmetrecki z Miejskiej Placówki Muzealnej. - Razem z językiem przepada także w naszej pamięci sporo nawyków oraz zwyczajów, które jeszcze sto lat temu należały na tych ziemiach do codzienności. Stąd chcieliśmy ocalić dla przyszłych pokoleń przynajmniej ich namiastkę - dodaje.
Razem z Michałem Pientą i Grzegorzem Manderą stworzył nową część wystawy stałej "Mikołów przez wieki". By móc pomieścić najciekawsze eksponaty, których z roku na rok wciąż ich im przybywa, wygospodarowali specjalny zakątek na sprzęty, stroje i meble śląskie, ukazujące w pełnym splendorze niegdysiejsze cuda.
- Przenieśliśmy część wystawy stałej do salki, która dotąd była słabo wykorzystywana - wyjaśnia Michał Pienta. - Zyskaliśmy w ten sposób nieco miejsca, choć nadal musimy się sporo namęczyć, by wszystko pomieścić i wyeksponować jak najwięcej z naszych nabytków.
Na nowej wystawie można zobaczyć m.in. powiększone kserokopie starych fotografii grupowych, do których pozowały rodziny oraz lokalne stowarzyszenia i związki, najczęściej w tradycyjnych strojach ludowych. Niektóre z tych ubrań można ujrzeć z bliska wystawione na manekinach. Bardzo uważnie można się także przyjrzeć meblom - zachowanym w lepszym bądź gorszym stanie - sprzed kilkudziesięciu (jeśli nie kilkuset) laty.
- Mamy tu na przykład starą spiżarkę, w której kiedyś przechowywano tzw. weki, czyli naczynia po prostu i słoiki z kompotami - wymienia Grzegorz Mandera. - Z wyposażenia kuchennego otrzymaliśmy także od różnych osób bonclok, to jest gliniany garnek, w którym kiszono np. ogórki czy kapustę oraz nieco przerdzewiałą maszynkę do krojenia mięsa... na korbkę. Podobno jest lepsza od tych współczesnych - dodaje pół żartem, pół serio.
Oprócz tego mikołowianom udało się w salce zgromadzić starą maszynę do szycia, żelazko i wagę szalkową. Znalazło się miejsce nawet na tzw. konkastlę, tj. trzymany przy piecu pojemnik na węgiel.
Katarzyna Grygierczyk - POLSKA Dziennik Zachodni
http://mikolow.naszemiasto.pl/wydarzenia/962953.html
Wystawy idące z duchem czasu
27.02.2009
Krystian Hadasz (z lewej) i Artur Garbas replikę ciężkiego karabinu maszynowego Vickers zamówili w Poznaniu.
Staramy się iść zgodnie z nowym kierunkiem w muzealnictwie organizując wystawy z eksponatami, których można dotykać - mówi Krystian Hadasz, dyrektor Muzeum Miejskiego. Tak właśnie będzie w przypadku powstającej wystawy "Czyn zbrojny Górnoślązaków w XX wieku".
W Muzeum Miejskim kończą się prace adaptacyjne w byłym pomieszczeniu magazynowym (o powierzchni ok. 50 metrów kwadratowych), które już wkrótce mocno zmieni swoje oblicze. Na jednej ze ścian jest już zresztą fragment posterunku granicznego, zaś były magazyn dzieli "mur" z oknem przypominający o dawnych familokach. Motyw granicy będzie zresztą mocno wyeksponowany. Na jednej ze ścian pojawi się archiwalne zdjęcie posterunku z postaciami żołnierzy naturalnej wielkości. Obok znajdzie się fragment brukowanej drogi i... wykopany z pola dawny słup graniczny. - Przez blisko 500 lat, od 1335 roku do 1922, Siemianowice były miastem granicznym - opowiada Artur Garbas, który zostanie kuratorem nowej wystawy. - Miasto graniczyło z Rosją carską, potem Rosją radziecką, a wcześniej - w okresie drugiego rozbioru - z Rzeczpospolitą. Posterunek działał na terenie Bańgowa. Nasza wystawa będzie retrospekcją; od czasów kaiserowskich do II wojny światowej - wyjaśnia.
W byłym magazynie stanie kilka manekinów ubranych w mundury. Strzelec z III Brygady Karpackiej będzie brał do niewoli żołnierza w mundurze wehrmachtu. - To też historia Siemianowic Śląskich, w końcu kilka tysięcy mieszkańców naszego miasta zostało wcielonych do wehrmachtu - opowiada Garbas. - Dobrze pokazuje to zresztą historia mojego dziadka, który był powstańcem śląskim, służył potem w Wojsku Polskim, a w czasie wojny został siłą wcielony do wehrmachtu. Przy pierwszej okazji jednak uciekł i służył później u generała Maczka. To dość typowy los Ślązaka żyjącego w tamtych czasach - dodaje.
Trzeci manekin zostanie ubrany w przedwojenny mundur Wojska Polskiego. O odpowiedni wygląd manekinów zadba siemianowicki artysta rzeźbiarz Jacek Kiciński. - Dzięki temu twarze manekinów będą mogły przybrać odpowiednie grymasy - wyjaśnia Hadasz.
Na wystawie znajdzie się też broń, choć niekoniecznie prawdziwa. Ciężki karabin maszynowy firmy Vickers zamówiono w... Poznaniu. To replika, ponieważ sprowadzenie do Siemianowic Śląskich oryginalnej broni, z której armia brytyjska korzystała przez pół wieku, kosztowałoby około 20 tysięcy złotych. - Replika wymaga jeszcze ręki ślusarza, musimy ją także przemalować i wymienić stojak - mówi Artur Garbas. - Musimy Vickersa po prostu trochę postarzeć - śmieje się Krystian Hadasz. W Muzeum brakuje jeszcze dwóch karabinów mauser i jednego stena. Być może uda się zdobyć oryginały. Jeśli nie - znów trzeba będzie zamawiać repliki. - Brakuje jeszcze dwóch ładownic i pasa, ale dokupimy to na giełdzie staroci - kontynuuje Garbas. - Na wystawie znajdzie się też powstańczy sztandar z 1924 roku, a na ścianie pamięci - zdjęcia osób, o których trzeba pamiętać.
- Wystawa będzie miała wymiar edykacyjny, to nasza lekcja historii - dodaje Hadasz. Wystawa ma zostać otwarta we wrześniu, podczas Dni Siemianowic.
Grzegorz Lisiecki - POLSKA Dziennik Zachodni
http://siemianowiceslaskie.naszemiasto. ... 66008.html
Wit - Sob Mar 14, 2009 12:02 am
Muzeum w kościele pokaże życie ewangelików
11.03.2009
Pierwsze na Śląsku, a drugie w Polsce muzeum protestantyzmu powstaje w Cieszynie. Na ekspozycji w Kościele Jezusowym znajdą się m.in. zbiory z Biblioteki Tschammera, najcenniejszej i największej zabytkowej biblioteki ewangelickiej w Polsce.
Będą też niecodzienne eksponaty jak... fotel, na którym siedział cesarz Franciszek Józef I podczas wizyty w Cieszynie czy potężny zamek do drzwi kościoła z 1714 roku.
- Chcemy pokazać ludziom, w jaki sposób ewangelicy tu żyli i czym się zajmowali - wyjaśnia ks. Janusz Sikora, proboszcz parafii ewangelicko-augsburskiej w Cieszynie.
Muzeum znajdzie się na balkonie na trzecim piętrze Kościoła Jezusowego w pomieszczeniach, które pełniły rolę magazynu. To właśnie tam ks. Sikora znalazł wiele ciekawych eksponatów, które najpierw pokazywał wiernym w kaplicy chrzcielnej. Gdy parafia przystąpiła do programu "Ochrona i konserwacja cieszyńskiego dziedzictwa piśmienniczego", pomieszczenia udało się zaadoptować na małą, ale całkiem zgrabną i efektowną galerię.
- To tylko trzy pomieszczenia ekspozycyjne. Nie jesteśmy w stanie pokazać wszystkich cennych zbiorów, jakie posiadamy. Muzeum będzie stanowiło dopełnienie zwiedzania kościoła - wyjaśnia Marcin Gabryś, jeden z głównych twórców Muzeum Protestantyzmu.
Wśród eksponatów będzie można zobaczyć m.in. naczynia liturgiczne z przełomu XVIII i XIX wieku, skrzynie ofiarne, a także pamiątki związane z samym budynkiem kościoła, jak choćby akt erekcyjny budowy wieży spisany na pergaminie. Wystawiony zostanie potężny zamek do drzwi kościelnych, pochodzący z 1714 roku. Będzie też fotel, na którym podczas wizyty w Kościele Jezusowym zasiadł cesarz Franciszek Józef I oraz zwieńczenie laski, którą Ludwik Zinzendorf 24 maja 1709 roku wyznaczył miejsce pod budowę kościoła. Ewenementem na skalę kraju mogą być także zeszyty uczniowskie prowadzone przez uczniów gimnazjum ewangelickiego od 1725 roku!
Otwarcie muzeum zaplanowano na 29 marca. Zwiedzającym zostanie udostępniona także zakrystia, w której znajdują się portrety kolejnych pastorów cieszyńskich.
- Temat historii ewangelicyzmu na Śląsku Cieszyńskim był opracowywany w formie książek czy artykułów, ale nie miał przełożenia na wizualne przedstawienie tych dziejów - przyznaje Maciej Oczkowski, muzealnik z Wisły, który współpracuje nad tworzeniem Muzeum protestantyzmu.
Muzeum będzie funkcjonowało na zasadach przyjmowania grup zorganizowanych i zgłoszonych wcześniej. Wstęp jest wolny.
Placówka w Cieszynie będzie drugą taką w Polsce. Pierwsze to Muzeum Reformacji w Mikołajkach. Różnica jest taka, że w Cieszynie prócz cennych dokumentów i modlitewników pokazane będą przedmioty związane z kościołem.
300 lat historii
Kościół Jezusowy w Cieszynie w tym roku obchodzi 300-lecie istnienia.
Główne obchody rozpoczną się 23 maja. Będzie m.in. wystrzał z armaty na pamiątkę legendy, zgodnie z którą kościół stanął w miejscu, gdzie spadła kula.
Łukasz Klimaniec - POLSKA Dziennik Zachodni
http://slask.naszemiasto.pl/wydarzenia/971889.html
Wit - Pią Mar 27, 2009 9:40 pm
Niezwykła ekspozycja przyrodnicza w Nadleśnictwie Katowice
W Katowicach odwiedzisz multimedialny las
Las o każdej porze roku i wszystkie leśne ekosystemy na wyciągnięcie ręki. - To jedyne miejsce w regionie, gdzie przyrodę można usłyszeć, zobaczyć i dotknąć - zachwalają leśnicy.
Budynek katowickiego nadleśnictwa przy ul. Kijowskiej w katowickim Kokocińcu. Gdzieniegdzie jeszcze płaty śniegu, ale w tle słychać pierwsze rytmiczne świegoty ptaków, bo zbliża się wiosna. Niedaleko obiektu tłok - mijają się wycieczki przedszkolaków.
O Leśnej Sali Edukacyjnej zrobiło się głośno już kilkanaście miesięcy temu. Od tego czasu sześć niewielkich sal w piwnicach nadleśnictwa odwiedziło już kilka tysięcy zwiedzajacych.
- Mamy scenariusze przystosowane do różnych grup wiekowych. Odwiedzają nas uczniowie szkół gimnazjalnych, licealnych, ale również spragnieni szczegółowej wiedzy studenci czy jeszcze bardziej ciekawskie - przedszkolaki - śmieje się Sławomir Forystek, leśnik i przewodnik po ekspozycji.
Niepozorne sale kryją w sobie nowoczesne instalacje, gabloty z przedstawicielami leśnej fauny i flory, ekspozycje dotyczące wycinki drzew i leśnych szkodników. Na potrzeby odwiedzających zaaranżowano również gabinet nadleśniczego z zabytkowym biurkiem oraz jedyną w swoim rodzaju galerię zwięrzęcych futer.
Czytaj również: Koniec problemu dzików w Katowicach?
- Dzięki temu w sposób równie ciekawy tajemnice lasu mogą poznawać również osoby niewidome. Specjalna wykładzina informuje odwiedzającego, że przed nim znajduje się ekspozycja dotykowa. I są to kawałki futra leśnych zwierząt lub kory poszczególnych drzew - informuje Sławomir Forystek. - Dodatkowo wszystkie napisy i informacje są opisane alfabetem Braila - zaznacza Forystek.
Przyrodnicza lekcja trwa od 30 do 60 minut. Dodatkowo przewodnik może wyemitować na wyświetlaczu krótkie filmy o życiu lasu, grę - zgadywankę, czy interaktywny quiz dźwiękowy. Specjalny sytem kodów uruchamia różne dźwięki: ptaków, ssaków czy sygnałów myśliwskich.
Dzieciom najczęściej podoba się dzik i odgłosy wilka. Sławomir Fortysek wyjaśnia też dlaczego tyle dzików odwiedza ostatnio katowickie osiedla.
- Mama-dzik wie, że tam gdzie nasze śmietniki może znaleźć dużo pożywienia. Potem zapamiętuje to miejsce i zawsze wraca. Ze swoimi małymi dzikami - tłumaczy leśnik zainteresowanym przedszkolakom z przedszkola nr 1 w Lędzinach.
Niezwykłe muzeum czeka na wszystkich chętnych. Zwiedzanie jest bezpłatne, należy jednak najpier umówić się na wizytę telefonicznie w nadleśnictwie.
Wit - Pią Kwi 03, 2009 9:42 pm
Kłócą się o zbiór generała Józefa Zająca
dziś
108 obrazów i prawie dwa tysiące grafik. Tyle dzieł sztuki liczy kolekcja generała Józefa Zająca. Od 50 lat spoczywa w zbiorach Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu. Ale upomina się o nią Muzeum Śląskie. Dyrektorzy obu muzeów wciąż nie mogą dojść do porozumienia.
Generał Józef Zając był dowódcą 23. Dywizji Piechoty w Katowicach. Dowodził nią w latach 1926-36. Kiedy druga wojna światowa się skończyła, trafił na emigrację do Szkocji. I to właśnie tam tworzył swoją kolekcję. Dzieła sztuki zbierał przez 12 lat razem z żoną. Zebrał obrazy włoskich, flamandzkich, holenderskich, francuskich, angielskich, szkockich i polskich malarzy. Dzieła pochodzą z XVI-XIX wieku. To oryginały i stare kopie.
Muzeum Śląskie w Katowicach chce dostać zbiór, bo w akcie darowizny Zając napisał, że "przedmioty te winny być pomieszczone w całości tymczasowo w Muzeum Górnośląskim w Bytomiu z tym, że z chwilą utworzenia samodzielnego muzeum lub oddziału jednego z muzeów w Katowicach przedmioty stanowiące obiekt darowizny winny być tam natychmiast przeniesione". Akt darowizny po raz pierwszy został upubliczniony w książce Jana F. Lewandowskiego "Przesyłka ze Szkocji. Generał Józef Zając i jego kolekcja". Książka ukazała się w tym roku. - Skandalem jest, że po pięćdziesięciu latach jesteśmy z kolekcją w tym samym miejscu co w roku 1957 i wciąż nie znajduje się ona tam, gdzie życzył sobie tego generał Zając, czyli w Katowicach - mówi Jan F. Lewandowski. - Równie skandaliczne jest to, że w ciągu półwiecza kolekcja malarstwa nie została zweryfikowana i opracowana naukowo. Tymczasem na Górnym Śląsku nie było większego prywatnego daru dla placówki muzealnej w minionym stuleciu. Wtedy, gdy Zając przekazywał kolekcję, władze komunistyczne były wręcz zakłopotane darem sanacyjnego generała, ale jak widać, kolekcja nadal pozostaje problemem. Myślę, że jest to zadanie dla samorządu województwa śląskiego.
Zbiór przyjechał do Bytomia, bo w latach 50. ubiegłego wieku w Katowicach muzeum po prostu jeszcze nie było. - Generał Zając pisał, że kolekcja ma zostać przekazana muzeum w Katowicach, jeżeli takowe kiedyś powstanie. Na pewno nie było mowy o Bytomiu - mówi Leszek Jodliński, dyrektor Muzeum Śląskiego. - Ta sprawa będzie przedmiotem długich ustaleń. Jesteśmy otwarci na dialog. Przez lata mówiono, że Muzeum Śląskie nie będzie miało tego zbioru gdzie pomieścić, ale w 2012 roku powstanie nowa siedziba, będą magazyny. Póki co stanowisko Muzeum Górnośląskiego jest dla nas negatywne.
Dla bytomskiego muzeum sprawa nie jest oczywista. - To są eksponaty, które są własnością Muzeum Górnośląskiego od 50 lat. Jeżeli ktoś przedstawi dowody na to, że tak nie jest, to będziemy rozmawiali o oddaniu - mówi dyrektor Mieczysław Dobkowski. - Zbiory zostały nam przekazane i wpisane do inwentarza jako własność, a nie jako depozyt.
Obaj dyrektorzy o dalszych losach zbioru będą rozmawiali podczas spotkania, do którego ma dojść jeszcze w kwietniu.
- Chciałbym, by przenosiny do nowego gmachu były okazją do zakończenia tej kwestii - podsumowuje Jodliński.
Agnieszka Klich - POLSKA Dziennik Zachodni
http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/982543.html
absinth - Sob Kwi 04, 2009 8:43 am
Zając napisał, że "przedmioty te winny być pomieszczone w całości tymczasowo w Muzeum Górnośląskim w Bytomiu z tym, że z chwilą utworzenia samodzielnego muzeum lub oddziału jednego z muzeów w Katowicach przedmioty stanowiące obiekt darowizny winny być tam natychmiast przeniesione".
Nic dodac, nic ujac.
Czytajac ten fragment chyba trudno byloby odniesc wrazenie, ze jest cos niejasnego w tej sprawie...
Jezeli Bytom odzyskal lwa od nieprawowitego posiadacza to sadze, ze w tej sprawie mozna zasosowac analogiczna asrgumentacje. Wazne tylko, zeby przy okazji niepotrzebnie nie zatruwac atmosfery miedzy obiema placowkami.
Wit - Nie Kwi 12, 2009 4:18 pm
Filia Muzeum Historii Katowic w Nikiszowcu doczeka się rewitalizacji
10.04.2009
Prawie 4 mln zł będzie w kasie miasta na rewitalizację Muzeum Historii Katowic w Nikiszowcu. Za te pieniądze uda się nie tylko wyremontować zabytkowy budynek, ale także, jak podkreślają urzędnicy, rozbudzić życie kulturalne w dzielnicy.
Pieniądze miasto dostanie z europejskiego funduszu rozwoju regionalnego. O kasę urzędnicy aplikowali już we wrześniu ubiegłego roku. Teraz okazało się, że katowicki projekt jest najlepszy spośród 110. - Całkowity koszt rewitalizacji, to 3 mln 789 tys. zł, wnioskowaliśmy o 85 proc. tej kwoty - mówi Marzena Szuba z Biura Funduszy Europejskich.
Nowe oblicze muzeum w Nikiszu zyska prawdopodobnie do końca października przyszłego roku. Budynek będzie miał między innymi odnowioną elewację. To jedno z najtrudniejszych wyzwań, które napotkają budowlańcy. - Ceglana elewacja będzie wyczyszczona i uzupełniona. Należy znaleźć stare cegły, podobne do tych, z których zbudowano muzeum. Uzyskamy je tylko z rozbiórek budynków z podobnego okresu - wyjaśnia Adam Kochański, naczelnik wydziału inwestycji i remontów UM. Muzeum będzie miało także nowe okna i drzwi, zostanie dobudowana druga klatka schodowa i winda. Ta ostatnia z myślą o osobach niepełnosprawnych. Dla nich przed budynkiem znajdzie się także kilka miejsc parkingowych, do których doprowadzi wykonany z klinkierowego bruku dojazd. Na duży parking nie ma jednak co liczyć.
- Działka wokół jest zbyt mała - mówi Kochański. W muzeum miejsca też jest niewiele. Zabraknie go na kawiarnię. Starczy za to na eksponaty. - Na parterze znajdzie się ekspozycja stała, półpiętro to aranżowana izba śląska, a na piętrze ekspozycje zmienne. Tu będzie można organizować także wernisaże - tłumaczy Kochański. Całość powierzchni użytkowej to 1170 m kw.
Umowę na unijne dotację miasto podpisze w ciągu najbliższych trzech miesięcy.
Justyna Przybytek - POLSKA Dziennik Zachodni
http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/985043.html
Wit - Czw Kwi 16, 2009 7:32 pm
Odnowiony Dom Tkacza już gromadzi eksponaty
dziś
Jedyny w mieście budynek, w którym można zobaczyć, jak wyglądały początki włókiennictwa nad Białą został wyremontowany.
Poddasze drewnianego Domu Tkacza zostało na nowo zaadaptowane, parter odświeżono. Teraz trwa przygotowywanie ekspozycji.
- Dla kogoś, kto chce zrozumieć historię Bielska-Białej, Dom Tkacza, to jeden z ważniejszych obiektów w mieście. Od niego powinno się zaczynać zwiedzanie, później należałoby odwiedzić Muzeum Techniki i Włókiennictwa, a na końcu bielski Zamek - mówi Ewa Kosmalska, przewodnik z Domu Tkacza, który podlega Muzeum w Bielsku-Białej.
Wojciech Glądys, wicedyrektor bielskiego Muzeum, opowiada, że wcześniej spore poddasze budynku przez całe lata było niewykorzystane. Jakiś czas temu zamontowali w obiekcie ogrzewanie, ale strych był nieocieplony, więc były duże straty ciepła.
- Dlatego zdecydowaliśmy się na adaptację poddasza. Przy okazji uzyskaliśmy nową przestrzeń do zrobienia ekspozycji etnograficznej - dodaje Glądys.
Za ponad 26o tysięcy złotych pozyskanych z urzędu marszałkowskiego wzmocniona została konstrukcja dachu, ocieplono go, zamontowano dodatkowe okna, wykonano podłogi. Wprawione zostało także specjalne, zautomatyzowane okno dymowe. To ważna inwestycja, bo obiekt przy ul. Sobieskiego w marcu 1985 roku podczas prac konserwatorskich spłonął (prawdopodobnie palił się także podczas wcześniejszych pożarów miasta, ale nie zachowały się na ten temat żadne informacje) niemal doszczętnie. Ogień strawił wówczas więźbę dachową, strop i częściowo stolarkę okienną. Zniszczył także wnętrze budynku. Prace rekonstrukcyjne rozpoczęto więc na nowo i dopiero 23 lipca 1992 roku Dom Tkacza udostępniono zwiedzającym.
- Jako że obiekt jest drewniany, to podczas remontu szczególny nacisk kładliśmy właśnie na sprawy związane z bezpieczeństwem zwiedzających i ochroną przeciwpożarową - tłumaczy Glądys.
Elżbieta Teresa Filip, kierowniczka Działu Etnografii w bielskim Muzeum, dodaje, że poddasze zostanie podzielone na dwie części. W jednej znajdzie się miejsce na prezentację strojów ludowych, w drugiej prowadzone będą dla dzieci warsztaty z tkactwa, drukowania tkanin czy tworzenia strojów regionalnych.
- Zamierzamy wyposażyć poddasze w sprzęt audiowizualny, żeby zajęcia były ciekawe - dodaje wicedyrektor Glądys.
Z kolei na parter niebawem wróci całość ekspozycji, którą można oglądać na co dzień. Prezentowany jest na niej wygląd warsztatu sukienniczego należącego do mistrza cechowego. Aranżacja pokazuje funkcjonowanie jednopokoleniowej rodziny ewangelików z przełomu XIX i XX wieku. Prezentowane są więc warsztat tkacki z krosnem czy stół z XIX-wiecznymi przedmiotami używanymi przez rzemieślników. Jest ciekawie wyposażona kuchnia, gdzie skupiało się życie całej rodziny i sypialnia stanowiącą jednocześnie pokój reprezentacyjny.
- Wszystkie te przedmioty zostały poddane konserwacji. Niebawem wrócą do Domu Tkacza - dodaje Glądys.
Cenny zabytek
Dom Tkacza pochodzi z XVIII w. W 1774 r. jego właścicielami była ewangelicka rodzina Bartke. Później należał do innych bielskich rodzin. Po II wojnie światowej był czynszówką. Od roku 1974 r. należy do gminy.
Jacek Drost - POLSKA Dziennik Zachodni
http://slask.naszemiasto.pl/wydarzenia/987123.html
Wit - Śro Kwi 22, 2009 10:39 pm
Operacja Południe
Tomasz Brzoza, 2009-04-16 19:33
Wozy pancerne, kuchnie polowe, moździerze i rekonstrukcja bitew. Tak w krótkim opisie ma wyglądać muzeum wojskowe w Bielsku Białej. Na pomysł wpadł Rafał Bier - organizator corocznego zlotu miłośników militariów w Bielsku Białej. Pomysł spodobał się włodarzom na tyle, że postanowili oni pomóc kolekcjonerowi. Jak zapewniają już niebawem w Bielsku ma znaleźć się miejsce na muzeum z prawdziwego zdarzenia.
Operacja "muzeum wojskowe" rozpoczęta. Dowodzi nią Rafał Bier - pasjonat sprzętu i pojazdów
militarnych. By akcja zakończyła się sukcesem uzbroił się w działa dużego kalibru. - Są to zarówno czołgi, wozy pancerne, samochody, ciężarówki, samochody terenowe, artyleria, kuchnie polowe, moździerze, wszystkich tych eksponatów na dzień dzisiejszy mamy pięćdziesiąt. Więc jest się czym chwalić tylko, że rzadko jest gdzie. Do tej pory swoje kolekcje Rafał Bier prezentował na corocznym zlocie miłośników militariów w Bielsku Białej. Zlot, którego jest pomysłodawcą i organizatorem ściąga do Bielska w każde wakacje kilkadziesiąt tysięcy osób. A, że to dobra promocja
miasta władze zamierzają pomóc w otwarciu muzeum. - Myślę, że w najbliższym czasie znajdziemy im takie miejsce żeby była szansa na rozwój tego muzeum, bo jest takie zapotrzebowanie społeczne, jest zainteresowanie i młodzieży
i dorosłych - mówi Jacek Krywult, prezydent Bielska - Białej.
Muzeum wojskowe w Bielsku byłoby pierwszym na Śląsku i jednym z nielicznych w Polsce. - Mało jest takich placówek, które oferują możliwość przeżycia historii niemalże na żywo, czyli przejechania się sprzętem wojskowym, ubrania munduru, gdzie można wziąć do ręki broń - uważa Rafał Biernacki, portal internetowy gruparezerwy.pl. Prekursorem było Muzeum Powstania Warszawskiego. To, które planuje otworzyć Rafał Bier również będzie nietypowe. - Żyją eksponaty i poruszają się, to nie są pomniki.
I dlatego, że żywe, to ciekawsze. - To jest nowoczesna forma zainteresowania historią, ożywienia często pustych i nudnych sal muzealnych. Ożywienia lekcji historii i ja myślę, że to jest bardzo dobra metoda zainteresowania młodych ludzi historią - wyjaśnia prof. Zygmunt Woźniczka, historyk. Teraz przed pomysłodawcą sporo pracy i chociaż nieraz sił
brakuje, to chwil zwątpienia nie ma. - Tego nie da się wyzbyć. Człowiek z tym żyje, urodził się i żyje, nie można tego ani nabyć, ani się nie można tego pozbyć, to po prostu jest w człowieku.
I tak zabawa w najlepsze trwa od małego, tyle tylko, że przez lata zmieniła się skala kolekcjonowanych modeli
http://www.tvs.pl/informacje/10340/
............
Jaskinia z malowidłami sprzed tysięcy lat
mac 2009-04-21, ostatnia aktualizacja 2009-04-22 09:12:09.0
Takiej propozycji w Bielsku-Białej jeszcze nie było. Każdy, kto przyjdzie do tutejszego Zamku Sułkowskich dostanie do ręki latarkę i zostanie zaproszony do zwiedzenia wnętrza niezwykłej, rozległej jaskini.
Muzealnicy przez kilka tygodni pracowali nad jej zaaranżowaniem w salach Galerii Wystaw Czasowych. Wszystko po to, aby w warunkach jak najbardziej zbliżonych do autentycznych zaprezentować wystawę "Galeria sztuki w jaskini".
Można na niej zobaczyć rzeczywistych rozmiarów kopie wielkich malowideł ze ścian i sufitów jaskiń znajdujących się na terenach dzisiejszej Francji i Hiszpanii, m.in. z grot Lascaux, Chauvet i Altamira. - Barwne, realistyczne malowidła zwierząt i symboli są niepowtarzalnym zjawiskiem w dziejach sztuki. Prezentujemy tu wiernie skopiowane dzieła z okresu 32-11 tys. p.n.e. To najważniejsze przykłady i style monumentalnej sztuki jaskiniowej - mówią Bożena i Bogusław Chorążowie z działu archeologii Muzeum w Bielsku-Białej, którzy przygotowali wystawę.
Na ekspozycji zobaczymy również rekonstrukcję szałasu łowców paleolitycznych, którzy przed tysiącami lat tworzyli malowidła i przykład stanowiska archeologicznego w jaskini. Opisane są również ówczesne techniki plastyczne, a zwiedzającym towarzyszy nastrojowa muzyka. Szczególna frajda czeka na dzieci - mogą wypróbować pradawne narzędzia z kości i krzemienia, wziąć udział w mini-wykopaliskach (zamkowa jaskinia jest wysypana piaskiem kryjącym różne skarby) oraz wykonać własne malowidła na jednej ze ścian groty. Niezwykła wystawa potrwa do końca lipca.
Strona 3 z 5 • Wyszukano 194 wypowiedzi • 1, 2, 3, 4, 5