[Port] Ocean
Jenya - Cz paź 28, 2010 5:36 pm
Wcześniejszy wątek
W końcu dostrzegła w oddali zarysy miasta. Poczuła nagłą ulgę. Koniec ze spaniem na ziemi, jedzeniem ciągle tego samego posiłku. Może i samotność przestanie doskwierać. Może uda się jej zacząć od nowa? Potrzęsła białą główką.
-Wolałabym jednak nie zaczynać od nowa...- Mruknęła cicho i pognała konia. Chciała jak najszybciej zobaczyć ten długo oczekiwany ocean. Kiedy przekroczyła bramu miasta skierowała się do najbliższej stajni. Tam zostawiła konia i zapłaciła za jego opiekę. Długo błądziła po okolicy. Dziwiła się, tu powietrze miało inny zapach. Ciężki, słony, jakby zmieszany z wodą, ale nie taką jaką spotykała nad strumieniami czy jeziorami. W końcu gdy dotarła nad port zamarła w bezruchu. Błękitne pola. Marszczące się, pieniące, falujące. Przyjemny, kojący szum. Wszystkie odcienie błękitu, skrzące się w tafli słońce. Pola ciągnące się po horyzont, przecinany statkami w oddali. Widok odebrał jej mowę, nie mogła oderwać wzroku. Ciało odmówiło posłuszeństwa. Stała by tak pewnie resztę dnia gdyby nie usłyszała ochrypniętego głosu jakiegoś marynarza, który potrzebował przejść. Dziewczyna odruchowo odskoczyła spoglądając na niego rozkojarzona. Podeszła do niewielkiego murku, oddzielającego drogi miasta od przystani. Usiadła na nim kładą przewieszoną przez ramię torbę obok. Czuła niezwykły spokój gdy na to patrzyła. Dźwięki, zapachy, barwy, wszystko stanowiło harmonijną całość. Pierwszy raz widziała ocean i już wiedziała, że nigdy w życiu nie zapomni tego obrazu. Jej ogon falował w rytm wody.
Gart - N paź 31, 2010 7:58 pm
Podróż przez równiny nie należała do najciekawszych, chociaż Garta nawet to ucieszyło. Ponownie wpadł w monotonnie podróży bez celu, robiąc wszystko automatycznie i bez zapału. Nie miał nawet ochoty wchodzić do pobliskich wiosek czy miasteczek. Po prostu szedł przed siebie, nie zważając na nic poza krajobrazem. Czaami zatrzymał się na więcej niż dzień w co piękniejszym miejscu, zanim udał się w dalszą wędrówkę. Mijał małe laski, strumyki, czasami jakieś ruiny. Aż w końcu przed jego oczami zarysowały się kontury dużego miasta. Stał chwilę wpatrując się w tamtą stronę, aby w końcu odbić nieco na południe i ominąć zabudowania.
Kiedy dotarł nad brzeg oceanu, zatrzymał się na plaży tam gdzie stał i nie ruszał się stamtąd aż do następnego dnia. Orzeźwiające powietrze, hipnotyzujący szum wody i szarpiący płaszcz wiatr były niezwykle uspokajającym doświadczeniem. Czuł się swobodnie, był rozluźniony. Zachwycał go ten widok i to miejsce. Dotąd uważał wielkie niebieskie plamy na mapach za wymysł kartografów, a teraz widział to na własne oczy.
Położył się na piasku, wsuwając dłonie pod głowę i leżał tak kolejny dzień.
W końcu jednak świadomość i poczucie czasu wróciły. Ocknął się jakby ze snu i z oczyszczonym umysłem ruszył na północ, wzdłuż oceanu. Zamierzał iść tędy dopóki zdoła, chociaż przez ciężar zbroi całkiem mocno zapadał się w piasek i nie było to wygodne. Całą drogę oddychał głęboko i cieszył oczy panującym na płażach spokojem.
Po niedługim czasie dotarł do miasta. Tutaj plaża się kończyła i zamieniała w kamienne uliczki portu. Nie podobało mu się to, ale nie miał innej drogi. Naciągnął kaptur mocniej na twarz, sprawdził czy miecz dobrze leży w pochwie i ruszył między ludzi, idąc po woli i starając się nie przeszkadzać im w codziennej pracy w porcie.
Jenya - Pn lis 01, 2010 2:14 pm
W końcu ocknęła się z dziwnego zamyślenia. Płynące fale naprawdę wprowadziły ją w stan uśpienia. Przeciągnęła się mocno i zeskoczyła z murku na deski portowe. Spacerowała nimi chwilę, ale problem tkwił w tym, że mało kto zwracał na nią uwagę przez co była często szturchana i popychana. W końcu musiało dojść do jakiegoś nieszczęścia. Lisica pchnięta przez jakiś wózek z rybami poleciała ciałem na mężczyznę przed sobą. Pech chciał, że akurat wciągał na dźwig jakiś ładunek, prawdopodobnie by przenieść go na statek. Linka puściła i wielka skrzynia zmierzała w kierunku pracujących marynarzy. Ktoś zaczął krzyczeć, ale w gwarze miasta nikt nie zwrócił na to uwagi. Jenya nie myślała co robi. Instynktownie przyłożyła dłonie do ziemi. Lodowa półka wystrzeliła w górę powstrzymując tragedię jaka mogłaby dojść do skutku. Wszyscy zamilkli w dziwnym bezruchu. Jakby zatrzymał się czas. Po chwili rozniósł się wiwat i oklaski. Dziewczyna spąsowiała na twarzy i skuliła gdy otaczające ją osoby jej dziękowały. Bliższe podeszły bo zobaczyć co się dzieje, dalsze jedynie się przyglądały szepcząc coś między sobą. Jenya kiwnęła nieśmiało głowę i starała się jak najszybciej wymknąć z tego widowiska.
Gart - Wt lis 02, 2010 12:26 pm
Z początku zignorował krzyki. Wydawało mu się naturalne, że przy pracy w porcie co chwilę ktoś krzyczy, przekazuje jakieś instrukcje i tym podobne. Jednak kiedy wszyscy zwrócili wzrok w tą samą stronę sam się zatrzymał. Wzrokiem powiódł za ładunkiem zatrzymującym się na lodowej półce. Zmrużył oczy, nie przejmując się ludźmi którzy biegli i skupiali się w ciasnym kole radośnie wiwatując. Gartowi zdawało się, że między ich ramionami dostrzegł coś znajomego.
Rozejrzał się po okolicy. Pozostawione same sobie wozy zatarasowały oba główne wejścia do portu. Stali przy nich tylko najbiedniejsi parobkowie, czekając na powrót swoich pracodawców. Wolna pozostałą tylko wąska uliczka wiodąca w głąb miasta. Mężczyzna spojrzał jeszcze raz po zbiegowisku, po czym odszedł kawałek.
Oparł się plecami o mur tuż przy wejściu w ową uliczkę, krzyżując ręce na piersi i przyglądając się z wolna rozstępującej się grupce ludzi spod cienia kaptura. W pewnym stopniu zaciekawiło go cóż za osoba wywołała takie zamieszanie i chociaż nie wiedział czemu, czuł że najlepiej będzie jeśli chwilę tu zaczeka. W końcu nigdzie mu się nie spieszyło.
Jenya - Wt lis 02, 2010 9:37 pm
Zamieszanie było nieznośne więc dziewczyna ukłoniła się i zaczęła biec do najbliższego wyjścia. Niestety, główne drogi były zatarasowane przez wozy kupieckie. Mruknęła coś niewyraźnie pod nosem. Jedyna nadzieja leżała w wąskiej uliczce między budynkami. Pognała więc w owym kierunku wymijając zwinnie marynarzy i kupców. I zdarzyło się coś dziwnego. Kiedy wbiegała miedzy budowle dostrzegła zakapturzoną postać. Wydała się tak bardzo podobna. Nie było jednak widać jego twarzy. Lisica minęła go, ale zrobiła jeszcze parę kroków i zatrzymała się obracając. Gdzieś już widziała tę sylwetkę. Coś nie dawało jej spokoju. Musiała to sprawdzić. Szła powoli do miejsca gdzie stał zakapturzony nieznajomy. Nawet jeśli to był ktoś całkiem obcy musiała być pewna. Przecież tyle czasu go poszukiwała.
Gart - Wt lis 02, 2010 9:49 pm
Kiedy Jenya przebiegała obok obserwował ją kątem oka. Rozpoznał ją od razu, chociaż nie odezwał się ani słowem. Nie był do końca pewien czy powinien się ujawniać, a przez głowę przemknęła mu myśl, żeby jak najszybciej stąd odejść. Była wolna, czyli jego plan się powiódł. Pewnie nie był już jej potrzebny. W każdym razie Garta niepokoiła jeszcze jedna rzecz. Nie zdążył podjąć ostatecznej decyzji, bo dziewczyn sama się zatrzymała i skierowała kroki w jego kierunku.
Nie poruszał się, dopóki nie znalazła się całkiem blisko. Twarzy nie chował aż tak skrzętnie, więc z bliższej odległości spokojnie można już było dostrzec kilka jej szczegółów. Poczekał aż dziewczyna będzie dość blisko.
- Jak uciekłaś z zamku? - zapytał spokojnie i cicho. Jego głos nie zmienił się, był wciąż taki sam. A powitanie uznał za zbędne, jako że to było o wiele ważniejsze.
Jenya - Wt lis 02, 2010 10:02 pm
Z każdym krokiem jej oczy rozszerzały się a wargi rozchylały w niemym zdziwieniu. Teraz stała naprzeciw niego. Głos Szarego przypieczętował wszystko. To był na pewno on. A więc ocean nie kłamał.
-Szary...- Szepnęła ochryple a z jej oczu momentalnie popłynęły łzy niczym kryształowe koraliki. Nie rozumiała pytania jakie jej zadał. Nawet nie myślała by na nie odpowiedzieć. Po prostu rzuciła mu się na szyję i wpiła wargami w jego usta. Zacisnęła powieki jak i palce na jego ubraniu. Tak bardzo się bała. Bała, że już nigdy go nie zobaczy. Drżała na całym ciele. Dopiero teraz zrozumiała jak naprawdę tęskniła i jak bardzo był jej potrzebny. A teraz? Teraz nie liczyło się nić. Żyje, jest tu przy niej. Znów są razem.
Gart - Wt lis 02, 2010 10:16 pm
Przewidywał jak zareaguje na jego widok. Miał nadzieję że rozpoczęcie rozmowy od pytania nieco zbije ją z tropu i powstrzyma. Jak się okazało, wcale tak nie było. A już na pewno nie spodziewał się poczuć na swojej skórze jej delikatnych ust. Skamieniał na kilka chwil, kompletnie zdezorientowany. Nie oddał pocałunku, chociaż można to było zrzucić na poczet zaskoczenia, może i niekoniecznie.
Kiedy tylko zaczął z powrotem trzeźwo myśleć, położył dłonie na jej ramionach i naparł delikatnie ale stanowczo od góry tak, żeby musiała odsunąć się od jego twarzy, ale niekoniecznie od niego samego. Wyprostował sie i odchrząknął, patrząc przed siebie ponad jej głową. Cały ten czas ręce miał sztywno opuszczone wzdłuż ciała.
- Jenya... Pytałem jak uciekłaś z zamku. I kiedy?
Jenya - Wt lis 02, 2010 10:25 pm
Dziewczyna oderwała od niego swoje usta. Tak jak zwykle stał niewzruszony. Kamień jak i zaklęcia przypomniały jej również niemiłe zajścia. Uśmiechnęła się smutno jednak nie trwało to długo. Jej rubinowe oczy nie przestały wypuszczać łez.
-Nie wiem dokładnie ile czasu wędruję. Może tydzień, może dłużej. Uciekłam jak tylko wróciła mi pamięć... mój koń jest w stajni przy bramie wjazdowej.- Zacisnęła bardziej palce na jego płaszczu by zatuszować choć trochę drżenie na jej ciele.
-Cieszę się, że nic ci nie jest. Martwiłam się...- Dodała szeptem spuszczając wzrok. Powinna go puścić, w końcu dać mu spokój. Nie potrafiła jednak przestać go obejmować. Jakby bała się, że znów straci mężczyznę jak rozluźni dłonie. Tym razem nie wiedziała czy potrafiłaby to znieść.
Gart - Wt lis 02, 2010 10:39 pm
Westchnął w duchu widząc, że Jenya jest teraz zbyt roztargniona, żeby cokolwiek mu opowiedzieć. Uniósł dłoń i lekko przejechał kciukiem po jej policzkach, ocierając łzy. Nie odpychał jej od siebie, o ile nie przeszkadzało mu to w poruszaniu się.
- Chodźmy w spokojniejsze miejsce. - rzekł cicho i nachylił się po swoją torbę, którą wcześniej położył pod murem. Rozejrzał się krótko po okolicy. Zastanawiało go, czy czarodzieje będą śledzić dziewczynę, chociaż to było raczej pewne. Bardziej obchodziło go to jak daleko są. I w ilu.
Skinął głową Jenyi i wolnym krokiem skierował się do bocznego wyjścia z portu prowadzącego wprost na plażę nad oceanem. Tam lisica powinna szybko wytrzeźwieć z tego zaskoczenia.
Jenya - Śr lis 03, 2010 8:43 am
Dziewczyna kiwnęła głową i puściła Szarego. Poprawiła torbę na ramieniu i ruszyła razem z nim w kierunku plaży. Kiedy byli już sami usiadła na piasku znów wpatrując się w niebieską toń oceanu. Westchnęła głęboko. Nie tak sobie to wszystko wyobrażała. A może właśnie tak miało być? Może za bardzo się okłamywała? A może trzeba było mu dać święty spokój?
-Jak sobie radziłeś przez ten czas... nie widzieliśmy się rok. Pewnie sporo sobie odpocząłeś.- Dziewczyna podkuliła pod siebie kolana i oparła na nich brodę. Już nie płakała, ale jej oczy nie błyszczały tak radością jak kiedyś. Cała lisica wydoroślała, zdawała się teraz mniej roztrzepana i hałaśliwa. Włosy sięgały jej za łopatki, urosła parę centymetrów i jeszcze bardziej wyszczuplała. Wyciągnęła z woreczka na szyi kamyk, który otrzymała od Szarego i przyglądała mu się ze spokojem.
Gart - Śr lis 03, 2010 3:20 pm
- Rok? - uniósł brwi w szczerym zdziwieniu. Kaptur opadł mu na plecy z winy wiejącego od oceanu wiatru, porywając w taniec jego włosy. Nie chciało mu się z tym męczyć, więc nie zakładał go z powrotem. W każdym razie nie liczył dni, tygodni ani miesięcy. Nawet nie zauważył kiedy ten czas minął. Wzruszył ramionami.
- Nie licze czasu. Szwędałem się po okolicach, pomagałem różnym osobom. Nic nowego.
Tylko raz zerknął na Jenyę kiedy siadali na plaży. Dostrzegł wyraz jej twarzy i oczu. W dodatku to jak go powitała... Westchnął w duchu. Powinien był dać jej żyć, a nie teraz kusić nadzieją. Ale postanowił zostawić to na bardziej odpowiednią chwilę.
Jednocześnie jego twarz nie zdradzała o czym myśli. Była spokojna, niewzruszona. Ogólnie sam Gart praktycznie wcale się nie zmienił.
- Odpowiesz mi w końcu na pytanie jak uciekłaś z tamtego zamku?
Jenya - Śr lis 03, 2010 3:34 pm
Dziewczyna wzruszyła ramionami i schowała kamyczek z powrotem do woreczka. Mewy zleciały się niedaleko nich przekrzykując się i ciekawsko zaglądając w ich kierunku.
-Mhm, czyli dobrze ci się żyło. Co do ucieczki. Wykorzystałam moment, że wszyscy zbierali się na obiad. Ukradłam jednego konia ze stajni i uciekłam. Od razu za murami zamku zboczyłam z głównego traktu a potem się już jakoś błąkałam. Nie widziałam by ktokolwiek mnie gonił lub śledził. Z resztą, co to za różnica. Uciekłam i tyle... szukałam cię.- Odpowiedziała spokojnie drgając uszami w rytm fal. Położyła się na płasko na piasku. Ciężkie i masywne chmury zbierały się nad oceanem. Silniejszy wiatr wzburzał fale. Szykowała się ulewa. Lisica jednak nie zamierzała się stąd ruszać. Czuła dziwny spokój pomieszany z uczuciem pustki. Chyba ostatecznie wszystko stało się dla niej obojętne. Przecież mężczyzna nigdy nie odwzajemni jej uczuć.
-Szary... jakim uczuciem wypełnić pustkę po miłości? Gniewem? Nienawiścią?- Zapytała wprost. Wiedziała, że zrozumie o czym mówi. Chciała tego, nie kryła się. Tym razem nie było jej głupio czy wstyd.
Gart - Śr lis 03, 2010 4:05 pm
Długo milczał po jej pytaniu. Pozwolił oceanowi i mewom przywłaszczyć sobie tymczasowo cały świat dźwięków wokół nich. Mimo że już od dawna o tym wiedział, słowa Jenyi w pewnym sensie odebrały mu głos. Nie wiedział do końca co powiedzieć. W końcu przeniósł na nią wzrok i wpatrywał się kilka chwil w jej puste oczy. Czuł się winny, że sprawił jej tyle żalu. Że nie umiał temu zapobec. I jego wzrok nie był teraz niewzruszony - wyrażał pewien smutek. Odwrócił spojrzenie na ocean zanim odpowiedział.
- Najlepiej miłością do odpowiedniej osoby, która na to zasługuje...
Jenya - Śr lis 03, 2010 4:17 pm
Dziewczyna westchnęła.
-Nie działa, ta osoba naprawdę nic do mnie nie czuje... czyli jednak mnie okłamali tam w zamku. Czarodziejka, która się mną opiekowała powtarzała mi "Nie martw się, na pewno spełni się to o czym marzysz". A mistrz mówił, że będąc wytrwałym w nadziei i wierze możemy osiągnąć niemożliwe. Kłamali, choćbym góry przenosiła i ludzi do życia przywracała moje uczucia nigdy nie znajda odwzajemnienia.- Odpowiedziała spokojnie. Powoli z nieba sączyły się małe kropelki deszczu przeradzające się w ulewę. Ani razu nie spojrzała na niego. Jej rubinowe oczy patrzyły się pusto przed siebie. Wszystkie mewy prócz jednej odleciały. Widocznie była bardziej ciekawa dwójki niż tego, że zmoknie.
Gart - Śr lis 03, 2010 4:28 pm
- Nie mówiłem o tej osobie, ale o innej. - westchnął cicho i spojrzał przez dłuższą chwilę na chmury. Deszcz spływał z nich już wąskimi strumyczkami.
- Mówiłaś, że twoim marzeniem jest znaleźć nową rodzinę. - zamilkł na dłuższą chwilę - Brata już masz. Resztę też znajdziesz. Wszystko zależy od ciebie i tego co zrobisz. - jego głos również był spokojny.
Jenya - Śr lis 03, 2010 5:35 pm
-Rodzina.- Powtórzyła zaskoczona całkiem zapominając o tym. No tak, przecież od początku mała lisica szukała nowego domu i rodziny.
-Już nie potrzebuję rodziny, potrafię sobie poradzić sama. Nie jestem już dzieckiem.- Podniosła się do siadu po czym podczołgała do Szarego. Mokry piasek przykleił się do jej skóry i sukni. Usiadła naprzeciw tak by widzieć jego twarz.
-Chodź do karczmy. Zaziębimy się siedząc tak na deszczu.- Mimo iż zdawała się całkiem obojętna w jej tonie można było wyczuć troskę. Odgarnęła z jego twarzy poprzyklejane kosmyki włosów i naciągnęła mu z powrotem kaptur. Potem wstała czekając aż mężczyzna zrobi to samo. Poprawiła opadającą z ramienia torbę.
Gart - Cz lis 04, 2010 3:54 pm
Pozwolił jej dotknąć swojej twarzy i długo nic nie mówił. Dopiero kiedy dziewczyna się podniosła również wstał. Owa obojętność w jej głosie i wyrazie twarzy rozdrażniłą go. Ale dzięki temu wiedział już co powinien zrobić, ale teraz nie było na to czasu. Rzweczywiście nie miał zamiaru pozwolić, żeby Jenya nabawiła się jakiejś choroby. Wziął swoją torbę i rozejrzał się po plaży, na dłużej zatrzymując wzrok na zarysie miasta. Chmury na niebie były tak masywne, że zdawało się jakby był już późny wieczór. Może rzeczywiście był? W każdym razie lejący się z nieba deszcz jedynie utrudniał widzenie.
- Wiesz gdzie tu najbliżej jest karczma? - zapytał swobodnie, spoglądając na dziewczynę z zamiarem pójścia za nią. Pierwszy raz był w tym mieście, chociaż... w rzadko którym był więcej niż raz.
Tenisse Sunquiver - Cz lis 04, 2010 5:40 pm
- Ja wiem - odezwała się, ujawniając swoją obecność.
Podeszła do nich tak cicho, że mogli jej nie dostrzec, póki się do nich nie zwróciła. Poza tym byli dość zajęci sobą. Do tej pory... bo teraz jak zaobserwowała, zabierali się z tego miejsca. I to w ta sama stronę, w która ona właśnie zmierzała.
To był już trzeci morski port, jaki odwiedzała. Rubidia i Turmalia niestety ją zawiodły. Nie udało jej się nikogo zwerbować. Początkowy zapał ludzi i elfów stygł szybko, gdy alkohol wyparowywał z głowy, albo gdy dowiadywali się o celu podróży i warunkach jakie panują w obozie Złocistego Świtu. W dzisiejszych czasach trudno było kogoś poruszyć samą słuszna ideą, a Tenisse nie posiadała innych argumentów.
Postanowiła zaczepić tą dwójkę. U mężczyzny zauważyła miecz, który przyciągnął jej uwagę. Kiedy podeszła bliżej dostrzegła też, że pod płaszczem kryje się stalowy pancerz. Jeśli był wojownikiem, lub rycerzem istniał cień szansy, że jest kimś w rodzaju obrońcy sprawiedliwości. Gdyby tak było, możliwe, że tym razem trafiła na kogoś kto przejmie się potrzebą ochrony żywych przed hordami żywych trupów.
Kiedy skierowali na nią spojrzenia uśmiechnęła się zmęczonym uśmiechem. Była przemoczona do suchej nitki, a do tego bardzo skąpo odziana. Sam skórzany napierśnik zasłaniający tylko biust i część ramion, spodnie do kolan i sandały na stopach. Na plecach miała kołczan, w ręku łuk, a przez jedno ramię przewieszoną dość wypchaną torbę. Mimo, że deszcz po niej spływał strugami, nawet nie próbowała się zakryć, ani nie kuliła z zimna. Przetarła tylko dłonią czoło, żeby woda, nie spływała jej do oczu.
- Jeśli wybieracie się do karczmy, chętnie zaprowadzę. Jestem Tenisse i chciałabym zamienić z wami kilka słów... zwłaszcza z panem.
Kiedy to powiedziała znów się uśmiechnęła i spuściła wzrok na jego broń.
- Przeciwko komu ten oręż najczęściej podnosicie?
Gart - Cz lis 04, 2010 6:01 pm
Mimowolnie sięgnął ręka do rękojeści miecza, kiedy dosłyszał obcy głos. Nie usłyszał jej obecności zapewne przez ta koszmarna pogodę. Obrócił się do nieznajomej, twarz wciąż mając skryta pod kapturem, w czym pomagała pochmurna pogoda. Zlustrował uważnie jej postać i dopiero po kilku chwilach opuścił rękę. Spojrzał jeszcze na boki, jakby sprawdzając czy kobieta jest tu sama. Kiedy zostało do niego skierowane pytanie, wzruszył ramionami w towarzystwie cichych zgrzytów blach.
- Rożnie. - odpowiedział tylko tym jednym słowem, więcej się nie odzywając. Spojrzał na Jenye, sygnalizując tym ze to jej pozostawia podjecie decyzji.
Jenya - Cz lis 04, 2010 9:41 pm
Dziewczyna zmierzyła chłodno kobietę gdy zjawiła się koło nich. Nie miała ochoty by ktokolwiek im teraz przeszkadzał. Nie w tak ważnej chwili. Miało wszak wszystko się wyjaśnić. Wpojone jednak przez rok zasady dobrego wychowania powstrzymały ją przez wygonieniem owej elfki. Oparła pięści o biodra.
-A w jakiej to sprawie chciałabyś z nami porozmawiać?- Zapytała nieufnie, ale wskazała jej dłonią drogę oznajmiając by prowadziła w stronę karczmy. Zmierziło lisicę pominięcie jej w wypowiedzi kobiety. Jak bardzo istoty mogą się pomylić sugerując się jedynie wiekiem. Już teraz wyobrażała sobie jak przebija ją lodowy pal. Jak dobrze, że chociaż wyobraźni nikt jej nie może zabrać. Ruszyła za nieznajomą gdy ta tylko była gotowa iść do karczmy.
Tenisse Sunquiver - Cz lis 04, 2010 10:32 pm
Uniosła wyżej brwi dostrzegając wrogie spojrzenie lisicy. Wyglądało na to, że jednak nieco przeszkodziła. Dawniej taktownie by się wycofała i jeszcze by przeprosiła, ale to było wtedy gdy nosiła jedwabie i diamenty i nie widziała w życiu ważniejszego celu niż to, by być lubianą. Teraz nikt jej nie musiał lubić. Nie dbała o to. A w obliczu tego, że jej bracia giną lub leżą w gorączce, lecząc ropiejące rany, etykieta była nic nie znaczącą zbieraniną form. Ruszyła uliczką przodem, co jakiś czas oglądając się za siebie i rozpoczęła wyjaśnienia.
- Przybywam z pod Mglistych Bagien położonych w tej części świata, która na wielu waszych mapach oznaczona jest cieniem i opisana jako Mroczne Doliny. To kraj, gdzie śmierć chodzi po ziemi zadając śmierć... - miała poważny głos, cichy, ale przepełniony szczerą grozą. Nie wypuszczała z dłoni łuku, który bujał się miarowo w rytm jej kroków, niesiony w luźno opuszczonej ręce.
- W pobliżu bagien, otoczone nawiedzonym, przeklętym lasem, wznosi się zapomniane ludzkie miasto. Codziennie kilka osób ginie bez wieści... a potem słychać zawodzenia i jęki niosące się przez puszczę. Śmierć nie jest tam odpoczynkiem, tylko wiecznym zniewoleniem. Rozkładające się ciała, na wezwanie nekromantów podnoszą się z ziemi. Każda ofiara zasila ich szeregi. Prędzej czy później, niepowstrzymani, zajmą tereny Opuszczonego Królestwa. Wskrzeszą poległe na polu bitwy armie i ruszą na was.
Ponownie przetarła twarz i skręciła z uliczki na plac. Stąd było już widać szyld karczmy, więc zrównała się z nimi idąc obok białowłosej.
- Kilka lat temu zawędrowałam w okolice bagien i znalazłam oddziały organizacji, która chroni życie waszych pięknych, słonecznych krain. Od tamtego czasu i ja walczę o to, by i w Maurii zaświeciło słońce. O to, by plaga żywych trupów nie rozniosła się z ich plugawych kryjówek. Złocisty Świt, wzywa ludzi i elfy sumienia, by wzmocnili swoją piersią i mieczem mur, który nas wszystkich broni przed żywą śmiercią - spojrzała wymownie na miecz rycerza, a potem przytrzymała drzwi do karczmy.
- Szykujemy się do wojny. Chcemy odbić Wieżę Czarnoksiężnika i oczyścić ją z plugastwa. Potrzebujemy mieczy i ramion chętnych je podnieść w obronie życia. Czy macie na tyle odwagi i dobrej woli by stanąć przeciw czarnej magii? Czy któreś z was zechciałoby wstąpić w szeregi Złocistego Świtu?
Ostatnie zdania Tenisse wypowiedziała dobitnie i głośniej, także dlatego, że musiała przekrzyczeć karczemny gwar. Skierowała kroki do wolnego stolika dla czterech osób i zajęła miejsce opierając luk o brzeg blatu.
Gart - Cz lis 04, 2010 10:48 pm
Kiedy szli wśród strug deszczu wzrok miał skierowany na częściowo odkryte plecy elfki, czy też jakiś sobie tylko wiadomy punkt przed sobą. Słuchał jej słów uważnie, ale z biegiem czasu coraz mniej mu się podobały. Owszem, jego powołaniem było pomaganie innym istotom, ale nie widział siebie w regularnej armii. Najwygodniej było mu poruszać się w pojedynkę wśród zielnych zagajników i niewytyczonych ścieżek.
Nie odezwał się jeszcze przez chwilę po tym jak elfka zamilkła. Wydawało mu się, że raczej bardziej się przyda krążąc po równinach i pomagając przypadkowym ludziom. A tam mieli całe wojsko. jedna osoba w tą czy w tamtą chyba nie zrobiłaby im różnicy. Ale z kolei, o ile więcej mógłby zdziałać na tamtych ziemiach...
- Wolę samotne podróże, ale... Musiałbym się zastanowić. I nie wiem gdzie te ziemie mniej więcej leżą. - powiedział powoli, wciąż się nad tym zastanawiając. Nie chciał się teraz decydować. Musiał najpierw dokończyć to co dotąd zaczął. Strzepnął dłonią wodę z kaptura zanim usiadł przy stole, ale nie zdjął go. Oparł się o krzesło i wbił wzrok w przeciwną ścianę.
Jenya - Pt lis 05, 2010 5:37 am
Kiedy trójka odeszła ciekawska mewa również wzbiła się w powietrze. Dziewczyna słuchała z uwagą słów kobiety. W sumie nigdy nie planowała pakować się w jakąkolwiek wojnę. Ale może właśnie tam jest jej miejsce? Kiedy dotarli do karczmy obruszyła się strzepując z ogona i włosów wodę. Potem zasiadła na wskazanym miejscu i wyciągnęła swoją zniszczoną mapę. Gdzieniegdzie odznaczały się mokre plany od deszczu. Obserwowała chwilę miejsce o którym wspominała elfka.
-To niezwykle interesująca propozycja. Może niekoniecznie lubię poruszać się pod dyktando innych, ale może właśnie tam moje ścieżki powinny prowadzić. Musze to przemyśleć. Pozałatwiać i pozamykać wszystkie sprawy tutaj.- Odpowiedziała jej spokojnie. Może wrogość z jej rubinowych oczu zniknęła, ale nie znaczyło, że Jenya nabrała zaufania do owej kobiety. Nie wykazywała jakichkolwiek oznak uprzejmości. W karczmie panował gwar i mało kto zwróciłby uwagę na wchodzące zakapturzone osoby. Zasiadły one w przeciwległym końcu sali.
Tenisse Sunquiver - Pt lis 05, 2010 9:16 am
Wypowiedź lisołaczki wydała jej się bardziej przychylna. Może dlatego, że mrukowaty jegomość sprawiał wrażenie raczej obojętnego na wszystko. Uśmiechnęła się więc z wdzięcznością do białowłosej dziewczyny.
- Nie będę was namawiać, ani przekonywać. Walka z żywymi trupami, przy przewadze, którą mają graniczy z samobójstwem. A jednak jak dotąd udaje nam się utrzymać naszą placówkę.
Korzystając z tego, że mapa znalazła się na stole, wskazała towarzyszom południowo-wschodnie obrzeża Mglistych Bagien. Tak jak przypuszczała, mapa w tym miejscu była mało precyzyjna. Widać było tylko zarysy głównych obszarów. Puknęła lekko opuszkiem w miejsce, gdzie kończył się zaznaczony las.
- Właśnie tu znajduje się nasz obóz. Dawniej była tam niewielka wioska, skupiona wokół murowanej kaplicy, gdzie teraz nasze dowództwo objęło sobie kwaterę. Wokół kościółka stoi kilka drewnianych chat, ale nie dla wszystkich starcza tam noclegu. Teren wokół kaplicy usiany jest namiotami i mniejszymi obozowiskami, skupionymi wokół ognisk i składowanych materiałów. Czasami odwiedzają nas kupcy, ale tylko ci odważniejsi, którzy nie boją się po drodze natrafić na nieumarłych. Ich ochrona jest jednym z naszych zadań. Armia liczy nie więcej niż setkę osób i niestety wciąż nas ubywa, podczas gdy nowe trupy wciąż wygrzebują się z ziemi⌠- westchnęła, ale szybko się otrząsnęła z melancholii i ciągnęła dalej, znów rzeczowym tonem składając relację.
- Mamy skromny oddział konnicy, piechotę, zwiad i łuczników. Wspomaga nas kilku magów. Robimy podjazdy na bagna i patrolujemy Ścieżkę Dusz. Poza tym stanowimy eskortę dla podróżnych z Maurii. Staramy się wynajdywać słabo bronione punkty nieprzyjaciela i odbijać zrujnowane wioski i cmentarze. Teraz⌠zbieramy większą Armię by zaatakować potężny cel. Czarnoksiężnik kontroluje ze swej wieży bardzo duży obszar Dolin. Można powiedzieć, że każdy nieumarły, począwszy od nieuzbrojonego szkieletu, aż po pomniejszych nekromantów jest na jego usługach...
Therent - Pt lis 05, 2010 11:34 am
Po kilkutygodniowej wizycie w Nowej Aerii, gdzie przebywał w gościnie u przyrodniego brata i jego rodziny, Therent ruszył znów w podróż. Nogi poniosły go znów przez góry i wzdłuż rzeki, aż na wybrzeże, gdzie postanowił posmakować życia na morzu. Leonia wydała mu się miastem dobrym, jak każde inne do tego, żeby zaciągnąć się na jakiś okręt.
Jak zwykle najpierw skierował się do miejsc stanowiących skupiska ludzkie. Lubił mieć aktualne informacje o tym co się dzieje w mieście. Łatwo było złapać dobra okazję, pijąc z nieznajomym.
Siedział od dłuższego czasu prze stoliku z jakimś nieciekawym i mocno podchmielonym typem. To była pomyłka. Człowiek ten o niczym nie wiedział i nie zajmował się niczym, co mogłoby zainteresować pół-elfa. Rozglądał się więc po sali, by wyłapać treść rozmów innych. Kiedy zjawili się trzej przemoczeni podróżnicy, skupił na nich uwagę. Szczególnie podobała mu się długonoga elfka, chociaż biały zwierzołak też był intrygujący. Ich towarzysz za to nie wyglądał ciekawie. Therentowi wydawało się, że zaraz opróżni dwie butelki i uśnie na stole. Właściwie to już wyglądał jakby drzemał, tylko z uniesioną głową. Elfka opowiadała o jakiejś wojnie prowadzonej z nieumarłymi na drugim końcu świata.
"Po jakie licho elfy pchają się do Mrocznych Dolin?"
Postanowił się przyłączyć. Być może nawet odłoży podróż morską, a może im ją zaproponuje? Był już trochę znudzony tułaniem się bez celu. Łuczniczka nie wyglądała na zamożną, więc nie spodziewał się, że jako najemnik dużo zarobi na tej wojnie, ale ciekawie będzie nadać na chwile swemu życiu jakiegoś określonego kierunku. Dawno nie miał przed sobą wyzwania. Ostatnim była czarnowłosa piękność w Nowej Aerii, lecz tamtą batalie przegrał. Na wspomnienie Calipso powieki opadły mu do połowy. Jakaś rysa zadrapała mu serce i dokuczała od czasu do czasu. Potrzebował satysfakcji z wykonanego zadania, a ta elfica miała takie dla niego.
Podszedł do stolika, przy którym pozostawało jedno wolne krzesło. Położył dłoń na jego oparciu i odezwał się spokojnym, zrównoważonym głosem.
- Pozwolicie państwo, że się dosiądę. Zainteresował mnie plan zdobycia tej wieży panienko. Czy ów czarnoksiężnik posiada tam duży skarbiec? Chętnie bym to sprawdził. Możecie liczyć na to, że odprowadzę was do tego waszego obozu na bagnach. Jak się zwie ten wasz oddział?
Tenisse Sunquiver - Pt lis 05, 2010 12:53 pm
Podniosła głowę i oczy na przybysza. Jej wzrok prześlizgnął się po jego ciele i zatrzymał na twarzy.
"Postawa i budowa człowieka, ale wzrost jak na człowieka nieprzeciętny. Brak zarostu, szpiczaste uszy. najprawdopodobniej mieszaniec."
Jej pierwszą reakcją było zaskoczenie. Dopiero gdy dotarł do niej sens jego słów, uśmiech ponownie rozjaśnił jej twarz. Serce jej zabiło szybciej. Czyżby nareszcie dopisało jej szczęście. Zgodził się. I to bez stawiania warunków. Od razu oceniła posiadane przez niego uzbrojenie. Była pewna, że tego obosiecznego miecza nie nosi dla ozdoby.
- Tak, oczywiście zapraszam - odpowiedziała na jego pierwsze pytanie z ożywieniem. Odsunęła trochę swój łuk, żeby go nie przewrócił siadając.
- Co do skarbów, to nieumarli posiadają je rzadko. Zazwyczaj bardziej cenią energię, zwłaszcza życiową, która przekształcają na jej przeciwieństwo. Ale... ta wieża jak sądzę wcześniej należała do kogoś, kto mógł posiadać znaczne dobra. Złoto nie ulega rozkładowi, więc... - zawiesiła głos i uśmiechnęła się przebiegle. Ją akurat mało obchodziło złoto, chyba, że w tym celu, by kupić jedzenie dla oddziału. Ten wojownik jednak, sugerował, że interesują go głównie bogactwa.
Jenya - Pt lis 05, 2010 1:24 pm
Coraz bardziej ciekawiła ją ta podróż. Chciała coś powiedzieć, ale w tym momencie poczuła za sobą głos mężczyzny. Lisica spojrzała na niego zaskoczona, tym bardziej była zdziwiona widząc iż jego odzienie nie było kompletne. Przyglądała mu się bacznie swym rubinowym wzrokiem po czym w końcu wykrztusiła to co miała powiedzieć.
-Czy będzie ci przeszkadzało jak dam ci odpowiedź jutro z samego rana? Chciałabym teraz przejść do pokoju i się wysuszyć. Nie lubię być mokra.- Zapytała spokojnie. Mapę postanowiła im zostawić gdyby nowo przybyły towarzysz chciał poznać szczegóły. Spojrzała pytająco na Szarego. Nie miałaby nic przeciwko gdyby wolał zostać tu dłużej chciała jednak wyjaśnić z nim jedną sprawę na osobności.
Gart - Pt lis 05, 2010 1:54 pm
Nie wtrącał się w żaden sposób w rozmowę, co nei znaczyło że nie słuchał. Siedział sztywno w krześle, rzeczywiście wyglądając jakby był obojętny na wszystko, jednak w gruncie rzeczy było wręcz przeciwnie. Ale kiedy tak się zachowywał przynajmniej niczego się od niego nie wymagało na wstępie, nie oceniano możliwości po wyglądzie ani po tym jak się mądrzy. Nie było mu to potrzebne. Rozważał sam dla siebie słowa Tenisse, nie patrząc na nic konkretnego. Jedynie rzucił okiem na mapę, kiedy elfka wskazywała owe miejsce.
Naprawdę kusiło go zgodzenie się na przyłączenie się do tego oddziału. Ale to nijako zablokowałoby jego wolność, czego nie chciał. Kiedy Therent podszedł do stolika, jedynie krótko powiódł po nim spojrzeniem i wrócił do obserwowania jakże ciekawej ściany. Robiło się zbyt tłoczno jak dla niego. Dwie osoby jasne, trzy jeszcze ujdą, ale więcej... Skrzywił się lekko pod kapturem.
Kiedy Jenya się odezwała od razu pochwycił jej pomysł.
- Również byłbym wdzięczny za możliwość zastanowienia się. Tymczasem Pani będzie mogła opowiedzieć o szczegółach nowemu zainteresowanemu... - wstał od stołu i skłonił się wymienionym przed chwilą osobom. Zaraz po tym zwrócił się do Jenyi.
- Pójdę z tobą, jeśli pozwolisz.
Jenya - Pt lis 05, 2010 2:12 pm
Lisica również wstała od stołu.
-Dobrej nocy życzę i widzimy się jutro rano.- Odpowiedziała i skinęła głową. Potem obróciła się do Szarego.
-Tak, chodź chciałam jeszcze z tobą porozmawiać.- Dodała trochę ciszej i ruszyła w kierunku karczmarza. Poprosiła go o pokój z dwoma łóżkami rzucając mu parę monet. Skierowała kroki niezwłocznie w stronę pokoju znacząc na ziemi mokre ślady. Nie patrzyła czy mężczyzna za nią podąża wiedziała, że tak jest. Kątem oka dostrzegła dziwne, zakapturzone istoty spoglądające w jej kierunku, trwało to jednak zbyt krótko by lisica nabrała podejrzeń. Oboje z Szarym zniknęli na schodach prowadzących do pokoju.
Ciąg dalszy Jenya i Gart
Tenisse Sunquiver - Pt lis 05, 2010 2:20 pm
Kiedy zauważyła, że człowiek i lisia panna wstają z krzeseł momentalnie mina jej zrzedła. Zaczęła po raz kolejny przeklinać w duchu pomysł swojego dowódcy, który to właśnie ją wyznaczył do tej misji. Nie nadawała się do przekonywania ludzi, zawsze to wiedziała. Kiedy wymijająco odpowiadali i zbywali ją, nie umiała ich zatrzymać. W końcu chodzi o ich życie. "Nie mają obowiązku poświęcać się tak jak ja..." pomyślała ze smutkiem. Tak naprawę nie traktowała swojej służby jako poświęcenia. Po prostu tak wybrała. Taki cel i taki sens swojego istnienia. Będzie tępić rozprzestrzeniające się skażenie śmiercią i rozkładem, nawet gdyby miała zostać ostatnią z żyjących.
- Oczywiście, nie zatrzymuję państwa - powiedziała trochę ciszej, niż poprzednio. Słychać było po jej tonie, że straciła większość nadziei - Proszę o siebie zadbać, przecież przyszliście tu się ogrzać. Będę wdzięczna, jeśli spotkamy się jutro. Dla mnie i moich kompanów... to kwestia życia i śmierci. Śmierci, którą wielu poniosło między innymi w waszej obronie... - ostatnie słowa prawie wyszeptała odwracając wzrok. Nie lubiła wzbudzać poczucia winy i obiecała sobie w duchu, że już więcej nic takiego nie powie.
Jej nie przeszkadzało to, że była mokra. Prawie tego nie zauważała. Na bagnach powietrze było tak przesycone mgłą, że wilgoć była wszechobecna i nieustanna. Nigdy nie świeciło tam słońca a wiatr bywał przenikliwy. często padał deszcz. Nie opłacało się przebierać, a zresztą i tak nie byłoby gdzie suszyć ubrań. Nie mówiąc już o dniach, gdy nocowali pod gołym niebem, a ze sobą zabierali tylko broń, prowiant i minimalny dodatkowy ekwipunek.
Therent - Pt lis 05, 2010 3:37 pm
Oparł łokcie na stole i splótł ze sobą palce dłoni. Oparł na nich brodę i odprowadził wzrokiem wychodzącą parę. Mina i ton elki nie uszły jego uwadze. Odczekał, aż nieznajomi znikną z pomieszczenia i odezwał się cicho, poważnym tonem.
- Nie przejmuj się. Powiedzieli, że się zastanowią. Może całkiem poważnie cie potraktowali, tylko potrzebują pobyć na osobności.
Po prostu tak miał, że nawet wobec obcej lub dopiero poznanej osoby potrafił być od razu ciepły i życzliwy, jakby znał ją od dawna. Szybko podejmował decyzje, a tym razem była to decyzja o przystaniu do armii zwalczającej nieumarłych. Czuł się już jednym z żołnierzy z jej organizacji.
- A ty gdzie zamierzasz dziś nocować? Też przydałoby ci się suche ubranie.
Przesunął wzrokiem po jej gibkim, smukłym ciele. Już na pierwszy rzut oka wyglądało na wyziębione i gdzieniegdzie brudne. Podobała mu się, ale odkąd opuścił âźgawręâ nie miał ochoty żadnej kobiety dotykać.
Gardenia - Pt lis 05, 2010 6:13 pm
Tatata-taaaam. Tatata-taaaam. Pierwsza część melodii zaczynała się od kilku powolnych ale doniosłych akordów, żeby następnie przejść w coraz bardziej przyśpieszającą i energetyczną część drugą. Gardenii, która do czasu otrzymania harmonijki nigdy nie zaprzątała sobie głowy takimi głupotami jak muzyka, utwór ten niezwykle przypadł do gustu. Było w nim coś porywającego, coś co doskonale współgrało z wybuchami wulkanów i żywiołem ognia w ogóle. Uśmiechnęła się, poruszając palcami coraz szybciej. Tatata- taaaam.
Zakończyła wystukiwać utwór na powierzchni lady właśnie w chwili, gdy barman przyniósł zamówiony trunek. Umoczyła usta w jasnożółtym likierze i westchnęła z błogością.
- Mam nadzieję, że tym razem nikt nie będzie tu robił zamieszania, otwierając portal na środku izby â ostrożnie przyjrzała się gościom karczmy ale nikt nie przypominał siwowłosego maga z Meot. Wyglądało, że wszystko jest w porządku. Nagle drzwi wejściowe otwarły się na oścież, wpuszczając do środka powiew zimnego powietrza razem z trójką nieznajomych. Maie spięła się.
- Chyba mam deja vu.
Kiedy nieznajomi usiedli spokojnie na krzesłach i rozpoczęli rozmowę, uspokoiła się i wróciła do sączenia trunku. Dzięki wyczulonemu słuchowi chcąc, nie chcąc dotarła do niej opowieść elfki o powtarzających się atakach armii nieumarłych. Gardenia zamyśliła się. Tam gdzie są ożywieńcy tam są też nekromanci. Dziedzina śmierci, choć bardzo różniła się od dziedziny ognia, była uprawiana przez wielu utalentowanych magów.
- Pojedynek z nekromantą - dokończyła likier i zaczęła żuć plasterek carat - To mogłoby być ciekawe.
Tenisse Sunquiver - So lis 06, 2010 10:51 am
Spojrzała na pół-elfa, ale wcale nie miała ochoty się uśmiechnąć. Jej oczy były granatowe, ale momentami połyskiwały zielonkawo. Nie potrzebowała troski, tylko mieczy. Wcale nie chciała, żeby ją pocieszał. Kiedy zapytał ją o nocleg momentalnie przyszło jej na myśl, że jego zaangażowanie wynika z chęci pójścia z nią do łóżka. Skrzywiła lekko wargi na tę myśl. Czy już na świecie nie ma bezinteresownych istot? A nawet gdyby miała rację... może nie było to takie złe. Póki nie spełni jego zachcianki, może gotów jest nawet zawędrować z nią do obozu. Pytanie tylko jak długo zechce mu się czekać. Ponownie oceniła szerokość jego barków i kształt mięśni. Nie była pewna czy dałaby sobie z nim radę sam na sam, gdyby zechciał brać ją siłą. Nawet przy swojej zręczności, mogłaby mieć problemy. Był zapewne w połowie elfem i nie należało tego lekceważyć.
- Zobaczysz, że w Mrocznych Dolinach nie bywa się suchy prawie nigdy. Przywykłam i do wilgoci i do niewygody. Nie jestem tu, by zażywać lepszego życia, tylko żeby werbować armię - odpowiedziała dość twardym tonem - Tak się składa, że mam tu już wynajęty pokój. A może to ty szukasz noclegu?
Wstała od stolika i zwinęła mapę. Wsadziła ją do torby, a kiedy odchylała klapę widać było, że wypchana jest zwiniętym płaszczem. Nie założyła go na siebie mimo deszczu, bo wolała nie ograniczać sobie ruchów i widoczności w ciasnych przestrzeniach między domami.
- Jeśli nie masz gdzie spać możesz przenocować u mnie, ale będziesz spał na podłodze, jasne?
Spojrzała mu w oczy odważnie i rozkazująco.
Therent - So lis 06, 2010 11:46 am
Zaśmiał się chrapliwie i także wstał od stołu.
- Chętnie skorzystam z tego jakże miłego zaproszenia.
Udał się za elfką do jej pokoju, z upodobaniem śledząc jej zgrabne i energiczne ruchy. Wyglądała na zirytowaną, chociaż starała się być opanowana. W jej sprężystym kroku i tym jak zarzucała głową i jak ściskała łuk widział jednak swoje. Ciekawił go powód jej zdenerwowania. Czyżby go posądzała o niegodne zamiary? Tak, to była bardzo prawdopodobna wersja. Ponownie uśmiechnął się pod nosem.
"Kobiety zarzucają nam, że myślimy tylko o łóżku, ale tak naprawdę często to one same nam to wmawiają i sugerują. Może nawet skrycie pragną budzić pożądanie."
Na miejscu zdjął miecz i torbę i odłożył je pod ścianą. Sam usiadł obok, opierając się o nią plecami i obserwował jak dziewczyna zdejmuje z łóżka pościel i rozkłada ją na ziemi. Nic nie mówił. Potem elfka zasłała sobie tapczan samą kapą i zwinęła się na nim w kulkę przykrywając się płaszczem wyjętym z torby. Przeniósł spojrzenie na kołdrę i poduszkę leżące na ziemi.
- Dziękuję - orzekł krótko i wstał. Położył się na kołdrze na plecach. Włożył ręce pod głowę i całą noc przeleżał wpatrując się w sufit.
Gart - So lis 06, 2010 12:48 pm
Zszedł pos schodach trzymając swą torbę w ręce. Rozejrzał się po karczmie uważnie. Nie zobaczył elfów, więc usiadł przy jednym ze stolików w rogu, żeby pozostać jak najmniej zauważonym. Zamówił skromny posiłek, którym od razu się zajął. Noc dopiero się zaczynała, a on nie miał zbytniej ochoty spać. Coś nie dawało mu spokoju, ale nie mógł wymyślić czym to było.
Kiedy zjadł, zdjął pendent kładąc pochwe z mieczem na stole. Oparł się wygodniej i skrzyżował ręce pod płaszczem. Przez kolejne godziny prawie wcale się nie poruszał, siedząc z pochyloną głową.
Tymczasem karczma prawie całkowicie opustoszała, a spokój zakłócał chyba tylko deszcz bębniący o szyby.
Gart za to zastanawiał się nad propozycją elfki, rozważając każde za i przeciw takiemu stanowi rzeczy.
Gardenia - So lis 06, 2010 1:15 pm
Wyglądało na to, ze elfy skończyły rozmowę i zmierzały do swoich pokoi. Za oknem dzień dobiegał końca. Siąpiący wcześniej niewielki deszczyk teraz rozpadał się na dobre. Miarowy, systematyczny stukot kropli o dach karczmy wprowadzał ją dobry nastrój. Maie sięgnęła do sakwy i wyjęła miedziany instrument. Oparła nogi na drugim krześle i spróbowała zagrać pierwsze dźwięki piosenki, którą wcześniej wystukiwała na ladzie. Karczmarz, krzywiąc się na to fałszujące piszczenie, wychylił się przez bar w stronę kobiety.
- Bez urazy ale jeśli szkoli się pani na barda to potrzebuje pani trochę więcej praktyki â wybulgotał, przerywając Gardenii w pół tonu â I proszę grać trochę ciszej. W pokojach śpią goście.
Maie westchnęła, wstała z krzesła i dumnie pomaszerowała do drugiej części pomieszczenia. Tam, przez kolejne godziny, kontynuowała swoje próby.
Jenya - So lis 06, 2010 1:43 pm
Po długich godzinach dziewczyna zeszła po schodach na dół okryta swoim błękitnym płaszczem i z przewieszoną torbą. Maoru przyczepiony był do pasa. Dziwnym faktem było to, że nadal była mokra. Tak jakby dopiero co wróciła z dworu. Spod materiału okrycia prześwitywała podarta sukienka. Na nadgarstkach miała obtarcia i siniaki. Od razu podeszła do lady.
-Daj mi do picia coś co rozgrzewa.- Mruknęła kładąc na stolę złotą monetę i klucz od pokoju. Nie rozglądała się po sali, ale dochodziła do jej uszu melodia, lub coś co próbowało ją imitować. Odebrała zamówienie i spojrzała w kierunku grającej kobiety. Chwilę się jej przyglądała po czym postanowiła się do niej dosiąść.
-Przeszkodzi ci jak się dosiądę? Nie muszę ci zawracać głowy gadaniem, jakoś nie mam do rana co ze sobą począć.- Odezwała się spokojnie do kobiety odsuwając krzesło przy jej stoliku.
Gardenia - So lis 06, 2010 2:34 pm
Przez pierwszą godzinę karczmarz narzekał wielokrotnie na dźwięki wydawane przez harmonijkę ale po otrzymaniu niewielkiej zapłaty postanowił zająć się czymś innym. Poza tym, skoro wnętrze pomieszczenia opustoszało muzyka Gardenii już nikomu innemu nie przeszkadzała. Teraz, kiedy goście budzili się i ponownie zaczynali schodzić do głównej izby, barman, raz po raz, spoglądał wymownie w stronę kobiety. Dla Maie był to sygnał, że czas kończyć.
Kiedy do stolika podeszła czerwonooka dziewczyna i zadała pytanie, Gardenia skinęła głową, nie przerywając grania. Chciała, żeby ostatnie dzięki melodii zabrzmiały jak najlepiej. Wyszły średnio ale lepiej niż wczorajszego wieczoru.
Odłożyła harmonijkę z powrotem do sakwy i rozmasowała żuchwę.
Nagle przypomniała sobie rozmowę o nieumarłych.
- Przepraszam ale wczoraj usłyszałam waszą rozmowę i tak się zastanawiam... â zwrócił się do czerwonookiej â ...czy mogłabym się do was przyłączyć? Zawsze interesowały mnie istoty obeznane z dziedziną śmierci i chciałabym zobaczyć ich magię na własne oczy. â wyciągnęła rękę w stronę dziewczyny â Jestem Gardenia.
Jenya - So lis 06, 2010 2:51 pm
Milczała wsłuchując się w granie kobiety. Nie szło jej najlepiej, ale nie w rękach lisicy to oceniać. Może właśnie tak miało być. Nadpiła gorącej herbaty czując, że karczmarz dolał jej coś ekstra na rozgrzanie. Uśmiechnęła się pod nosem.
-Sądzę, że elfka nie będzie miała nic przeciwko, bardzo chętnie werbuje coraz to nowe osoby więc pewnie przyjmie cię z otwartymi ramionami. Też mam zamiar się tam zakręcić. Nie mam nic innego do roboty, a czymś ręce trzeba zając.- Na jej twarz wpłynął spokojny uśmiech. Zawahała się wpierw czy wyciągnąć dłoń widząc swoje siniaki na nadgarstkach, ale po chwili uścisnęła wyciągniętą rękę.
-Jenya. W sumie to trochę mnie martwi fakt iż będą to działania zorganizowane, bardzo nie lubię jak ktoś mi rozkazuje. Może jednak uda mi się jakoś to ominąć.- Ponownie nadpiła herbatę przyglądając się kobiecie.
Gardenia - So lis 06, 2010 3:35 pm
Gardenia oparła się wygodnie na krześle, mieląc w głowie słowa dziewczyny.
- Tamtejsi dowódcy pewnie będą mieć wystarczająco dużo roboty ze swoimi ludźmi, żeby jeszcze uważać na inne osoby. ZresztąâŚ - Gardenia przerwała na kilka sekund. Z aury Jeny dało się wyczuć silne wpływy magii ale innej dziedziny niż Maie. Ciekawe. - âŚskoro idziesz tam dobrowolnie i raczej bez widoków na zapłatę w złocie, to nie powinni robić problemów z tego, że działasz na własną rękę.
Gardenia skupiła się przez chwilę na swoim odczuciu. Bez wątpienia czerwonooka była obeznana z magią. Otaczał ją nienaturalny chłód i zapach mokrej ziemi oraz sierści. Sierści? Czyżby dziewczyna trzymała w pokoju psa? Nie, to nie to.
Maie chrząknęła.
- Słuchaj Jenya, popraw mnie jeśli się mylę ale wyczuwam od ciebie całkiem silną, magiczną aurę. Sama od wielu lat studiuję dziedzinę ognia więc zwracam uwagę na takie rzeczy â podrapała się po głowie â Mam propozycję. Nie wiem z czym będziemy mieli do czynienia tam na miejscu ale jeśli zrobi się naprawdę gorąco możemy spróbować połączyć moc obu żywiołów. Prawdopodobnie wytworzy efekt, który przechyli szalę zwycięstwa. â uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami â A przynajmniej czytałam o takich przypadkach. Co ty na to?
Jenya - So lis 06, 2010 3:54 pm
Uśmiechnęła się pogodniej.
-No w sumie to mnie uspokoiłaś. Widocznie nie ma czym się przejmować.- Odpowiedziała, ale zamilkła na następne słowa kobiety. Zamyśliła się na chwilę.
-Takie rzeczy się zdarzają, ale trzeba dobrego zgrania z obu stron, uczyłam się co nie co na ten temat. W teorii, patrząc na podstawowe żywioły moim jest woda, ale wykształcone od dziecka umiejętności sprawiły, że panuję nad lodem. Czy można by połączyć tak skrajne żywioły, pewnie tak.- Coraz bardziej podobała się jej prawdopodobnie przyszła towarzyszka w boju. Zdawała się pałać entuzjazmem w sprawach walki. Napój już przestygł więc dopiła go na raz by rozgrzać zziębnięte ciało.
-A tak z ciekawości, długo już grasz na swojej harmonijce?- Zapytała opierając łokcie o blat stołu a brodę o dłonie. Jej biały ogon falował za nią spod płaszcza.
Gardenia - So lis 06, 2010 4:21 pm
- CóżâŚ - skonfundowała się lekko. Wyjęła harmonijkę i położyła na blacie stołu - Nie. Dostałam ją dwa tygodnie temu. To prezent, który podobno ma mi pomóc w lepszym opanowaniu arkanów magii ognia. Albo przejaw dziwnego poczucia humoru pewnej elfickiej magini. â raczej to drugie, dodała w myślach - Tak czy inaczej⌠- kątem oka dostrzegła jasny, poruszający się kształt obok krzesła Jenyi - âŚćwiczę na niej kiedy się da.
Czerwonooka okazała się być zmiennokształtną, stąd ten zapach sierści. Swoją drogą ciekawe jak to jest mieć ogon w ludzkiej formie? W zamyśleniu trąciła palcem kilka razy w instrument.
- Wygląda na to, że teraz trzeba będzie poczekać na elfkę, która zorganizowała całą wyprawę.
Jenya - So lis 06, 2010 4:36 pm
Znów się zamyśliła.
-To nie koniecznie musiał być żart. Bardzo możliwe, że pomoże ci to w rozwijaniu twojej mocy. Widzisz ja śpiewam. Hm, jak to mówił mój były Mistrz. Coś o tym, że pomaga nam to wyciągnąć o wiele więcej z naszego wnętrza i emocji, coś w tym stylu. Tak czy siak kocham śpiew więc jest mi to jeszcze bardziej na rękę.- Założyła białe włosy za ucho.
-Umówiłam się z nią rano by dać jej odpowiedź. Nie sądziłam jednak, że tak szybko się zdecyduję. Teraz pozostaje jedynie czekać.- Wpatrywała się w blat z lekkim uśmiechem. W sumie po burzliwych i niekoniecznie miłych wydarzeniach tej nocy czuła się wyjątkowo spokojna. Zamknął się pewien rozdział w jej życiu i właśnie zaczynał nowy.
Tenisse Sunquiver - So lis 06, 2010 6:12 pm
Obudziła się wyspana i wygrzana. Tapczanik był wygodny w porównaniu z posłaniami do jakich przywykła. Czarna skóra jej lekkiej zbroi pozostała wilgotna, ale była cieplutka, rozgrzana jej ciałem. Wstała i przeciągnęła się. Jej wzrok padł na sinego elfa leżącego na podłodze. Miał zamknięte oczy, ale leżał nienaturalnie prosto z dłońmi splecionymi na brzuchu niczym nieboszczyk.
Wzięła łuk i torbę a na ramiona zarzuciła szary płaszcz pod którym spała. Przechodząc koło pół-elfa zawahała się. Cofnęła się, pochyliła i potrząsnęła jego ramię.
- Wstawajcie rekrucie. Czas w drogę.
Nie czekając na reakcję wyszła z pokoju i zeszła na dół. Z pelnym niepewności przejęciem rozejrzała się po powoli zapełniającej się izbie. Wypatrzyła białowłosą, siedzącą na uboczu w towarzystwie nieznanej jej kobiety. Mrukowatego mężczyzny nigdzie nie wypatrzyła. Istniała możliwość, że ta mała czeka na mapę, więc wyjęła ją z torby i podała lisiej pannie.
- Dziękuję za użyczenie mapy, chyba panienka zapomniała.
Jenya - So lis 06, 2010 6:41 pm
W sumie przysypiała nad stołem, ale obudził ją głos elfki. Podniosła na nią swój rubinowy wzrok lekko zdezorientowana i uśmiechnęła się.
-Zostawiłam ją byś mogła wprowadzić szczegółowo tamtego faceta w wspólną podróż. Poza tym zwerbowałam ci kolejną osobę. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. Zdawało mi się, że zależy ci na nowych członkach.- Odpowiedziała wskazując dłonią w stronę Gardenii. Mapę jednak zabrała i spakowała do swojej torby.
Gardenia - So lis 06, 2010 6:47 pm
Gardenia skubnęła się w czubek nosa, czasami tak robiła kiedy chciała się skupić. Jenya powiedziała, że śpiew pomagał jej w kierowaniu magią. Czy z grą na harmonijce będzie podobnie? Czy właśnie to miała na myśli Brunhilda, kiedy wysyłała jej instrument? To mogło mieć sens. Kobieta podniosła miedziany prostokąt i bezrefleksyjnie zaczęła podrzucać go jedna ręką. Za trzecim razem usłyszała po swojej prawej czyjeś kroki. Po chwili do ich stolika zbliżyła się elfka, którą widziała wczoraj. To ona opowiedziała o złej sytuacji związanej z ożywieńcami. Maie złapała harmonijkę w locie, podniosłą się wolno z krzesła i zwróciła bezpośrednio do czarnowłosej
- Witam. Jestem Gardenia. - schowała instrument z powrotem do sakwy - Jeżeli oferta nadal jest aktualna, to chętnie się przyłączę.
Tenisse Sunquiver - So lis 06, 2010 8:09 pm
Kolejne zaskoczenie. Znów poczuła przypływ nadziei. Aż trudno jej było w to uwierzyć. "Zacznę się cieszyć jak dotrzemy na miejsce" powtarzała sobie w myślach.
- Więc obie panie jesteście zdecydowane? - przerzuciła spojrzenie z Jenyi na tą drugą. Nawet nie znała ich imion. Nie wyglądały na wojowniczki. Jedna chodziła w sukience, a druga podrzucała harmonijkę. "O ile nie są magiczkami, na niewiele się zdadzą, ale nawet jeśli nimi nie są, to zawsze mogą pracować w kuchni lub zbrojowni"
- Panienka nosi imię Jenya... prawda? - zapytała lisołaczkę - A pani jak na imię? - przeniosła wzrok na Maie - Jestem Tenisse Sunquiver, ale jeśli wstępujecie do Złocistego Świtu, to szeregowy Sunquiver. Władacie biegle jakąś bronią?
Jenya - So lis 06, 2010 8:19 pm
Lisica również wstała bo jakoś strasznie oficjalnie się zrobiło.
-Owszem Jenya, a skoro wstępuję do szeregów to nadal Jenya i nie zamierzam używać stopni w stosunku do innych. Hierarchię sobie odpuszczę.- Uśmiechnęła się pogodnie. Gdy elfka wspomniała o broni dziewczyna odpięła od pasa Maoru. Sztylet zabłyszczał w jej dłoni.
-Maoru. Sztylet, miecz, kosa. Ale nie używam go na byle kogo. Wystarczy mi władanie lodem.- Odpowiedziała spokojnie.
Therent - So lis 06, 2010 8:30 pm
Otworzył jedno oko, kiedy elfka go dotknęła. Uśmiechnął się beztrosko słysząc jak go nazwała. Nie spieszyło mu się wstawać, ale podniósł się swoim tempem, po tym jak dziewczyna opuściła pokój. Zaścielił łóżko, wziął swoje rzeczy i zszedł na dół. Pod ścianą zobaczył jak łuczniczka rozmawia z tą lisiczką, z którą wczoraj przyszła. Dołączyła do nich jeszcze jedna kobieta. "Czemu znów trafiają mi się baby?"
W pierwszej chwili nie zobaczył wczorajszego towarzysza białowłosej, ale po chwili zauważył zakapturzoną postać w cieniu. Nie podszedł do niego wprost, tylko najpierw podszedł do lady i poprosił o napełnienie manierki wodą. Gdy dostał ją spowrotem, skierował kroki w stronę Garta i stanął obok opierając się barkiem o ścianę. Pociągnął łyka z manierki. Patrzył na postać rycerza jakiś czas zanim się odezwał.
- Nie siedzisz z damami. Czyżbyś odmówił udziału w wojennej wyprawie? - zapytał leniwym tonem, ale dość poważnie.
Gardenia - So lis 06, 2010 8:39 pm
Kiedy elfka zadała pytanie o broń Maie pokręciła przecząco głową.
- Nie â oparła się dłońmi o krawędzi stolika â Nigdy nie było takiej potrzeby, szeregowy Sunquiver. Zresztą ogień lepiej radzi sobie z nieumarłym ciałem niż stal. â oczy Gardenii zalśniły lekko kiedy powietrze wokół nich ociepliło się o kilka stopni â Zapewniam, że po moim ataku nieboszczycy już więcej nie powstają.
O innych umiejętnościach nie chciała wspominać. Nigdy nie wiadomo kiedy potencjalny sprzymierzeniec rzuci ci się ze sztyletem do gardła.
Lepiej mieć wtedy w zanadrzu coś więcej niż magię.
Gart - So lis 06, 2010 8:47 pm
Uniósł powoli głowę, żeby spojrzeć na Therenta. Nie zauważył nawet, że już nadszedł ranek. Przekrzywił parę razy głowę na boki, czemu towarzyszyły lekkie trzaski kości wskakujących na swoje miejsce. powiódł jeszcze wzrokiem po sali, zanim zebrał się na odpowiedź, która jak zwykle nie była zbyt rozwinięta, jakkolwiek by nie patrzeć.
- Raczej nie. Któs musi zostać, wszyscy nie mogą wyjechać. - głos miał zachrypnięty, pewnie przez to że kilka godzin siedział o suchym gardle. Zmrużył na moment oczy, wpatrując się w swój miecz. Wciąż coś nie dawało mu spokoju. Ale Jenye widział przy stole z tamtymi trzema kobietami, więc to zapewne nie chodziło o nią. W takim razie o kogo? Tego nie wiedział. Odchrząknął tylko i wyprostował się, ale wciąż nie ruszając się z krzesła.
Tenisse Sunquiver - So lis 06, 2010 9:12 pm
Popatrzyła na prezentowany przez Jenye sztylet i pokiwała głową. Wyglądał na wyjątkową, magiczną broń, zwłaszcza dlatego, że lód z którego był tykonany nie topił się w pokojowej temperaturze.
- Piękny - przyznała, a potem delikatnie ujęła Jenye za przedramię - Za to to nie wygląda już tak dobrze. Kto ci to uczynił? - zapytała marszcząc brwi, wpatrując się w siniaki na delikatnych nadgarstkach lisołaczki. Na słowa Gardeni także przytaknęła spokojnie głową.
- A zatem ogień i lód. Dobrze. W imieniu komandora Silverspine dziękuję za gotowość wsparcia Złocistego Świtu w walce przeciw śmiertelnemu cieniowi. Mam nadzieję, że jesteście gotowe ruszyć jeszcze dzisiaj? Aha... i mówcie mi jednak po imieniu. Przynajmniej tu, gdzie dowództwo nie słucha - uśmiechnęła się ciepło, a potem znów spoważniała i obróciła rękę Jenyi by zobaczyć ją z drugiej strony.
Therent - So lis 06, 2010 9:20 pm
Nie czekając na zaproszenie i nie pytając o pozwolenie usiadł na krześle obok Garta, żeby lepiej go widzieć. Wzrok pół-elfa spoczął na mieczu.
- "Ktoś musi zostać" To zabrzmiało jakby całe miasto wybywało, a ja wiem tylko o dwóch wybierających się na wojnę dziewojach. Czy to nie wstyd, żeby mężowie się ostawali, a panny żeby szły wojować? - zaśmiał się głebokim głosem i podał mu pod nos manierkę. - Woda. Masz chęć? Nie widziałem żebyś coś zamawiał, może postawić ci coś mocniejszego?
Jak zwykle miał na sobie tylko wytarte skórzane spodnie i ciężkie buty. Srebrzysto-szare włosy zagarnął z czoła w tył co dało malowniczy efekt, bo na chwilę rozłożyły mu się po barkach pełnym wachlarzem.
Jenya - So lis 06, 2010 9:23 pm
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
-Miłość... chyba się trochę rozpędził bo mnie posiniaczył gdzieniegdzie. Ale już nie boli, tylko tak brzydko wygląda.- Odpowiedziała cicho. Dobrze, że płaszcz zakrywał podartą suknię i siniaki na wewnętrznych stronach ud.
-Tak idziemy jeszcze dziś, szkoda zwlekać. Pozałatwiałam wszystko co trzeba było dziś zrobić.- Dodała wesoło. Westchnęła na słowo "dowództwo". Już widziała te walki z tymi zadufanymi osobami.
Gardenia - N lis 07, 2010 7:39 am
- Zaraz wracam â powiedziała z uśmiechem i ruszyła z stronę baru. Po drodze minęła dwójkę rozmawiających ze sobą mężczyzn. Jednym z nich był towarzysz Jenyi z wczorajszego wieczoru. Wyglądało na to, ze ich drogi rozdzielały się.
Karczmarza zastała krzątającego się w kuchni. Zapukała donośnie w drzwi, dając mu znak, że klient czeka.
- Wybieram się z moimi towarzyszami w dalekie, nieprzyjazne tereny. Chciałbym ze sobą zabrać odrobinę tego przepysznego likieru, który przyrządzacie gospodarzu, co by podróż się nie dłużyła â wysypała złote monety na kontuarze â Najlepiej w niewielkiej, wzmocnionej butelce.
Złoto bardzo szybko trafiło do kieszeni fartucha karczmarza a pół litra jasnożółtego likieru do sakwy Maie. Następnie wróciła do miejsca, gdzie pozostawiła Tenisse i zmiennokształtną.
- Ja również jestem gotowa.
Gart - N lis 07, 2010 1:30 pm
- Jeśli to taki wstyd, możesz ruszyć z nimi. - wzruszył ramionami - Podobno każdego chętnego przyjmują. - spojrzał przeciągle na manierkę którą podawał mu Therent. Nie odebrał jej jednak, tylko nachylił się do własnej torby, odwiązał bukłak i z niego się napił. Chwilę później odłożył go z powrotem i ponownie spojrzał na półelfa, jakoś wcale nie przejęty jego ubiorem.
- Jedni walczą w walnych bitwach, inni krążą po leśnych szlakach.
Tenisse Sunquiver - N lis 07, 2010 1:58 pm
Nie bardzo uwierzyła w wersję o namiętnej miłości. Siniaki musiały sprawiać więcej bólu niż przyjemności i nikt kochający nie uczyniłby tego bliskiej osobie. Co prawda słyszała o brutalnych zabawach kochanków, ale tam raczej chodziło o delikatne mocowanie się, które aprobują obie osoby. Jenya musiała się szczerze bronić, skoro była tak mocno szarpana i ściskana. Zrobiło jej się żal lisiczki, ale nie dziwiła się, że dziewczyna woli ukrywać prawdę. Ostatecznie to nie była jej sprawa, więc nie wróciła do tematu.
Gdy Gardenia wróciła od baru, poprawiła torbę na ramieniu, odruchowo sprawdziła czy sztylet jest na swoim miejscu, a potem oświadczyła:
- Wspaniale. Cieszę się, że jesteście tak zdecydowane. W takim razie ruszajmy. Może to was zdziwi, ale obierzemy drogę morską. Popłyniemy do Rubidii, a potem w górę Rzeką Motyli. W porcie czeka na nas galeon o nazwie "Trzecia Gwiazda". Odpływamy w południe, ale wolałabym znaleźć się zawczasu na pokładzie. Idźcie już, ja jeszcze poinformuję tego pół-elfa.
Odeszła od towarzyszek i podeszła do stolika przy którym siedzieli mężczyźni.
- Statek czeka w porcie - oświadczyła bez zbędnych wstępów - Ruszamy.
Therent - N lis 07, 2010 2:08 pm
Nie przejął się odmową, tylko schował manierkę do torby. Najwyraźniej tego typa nie ruszały wyrzuty sumienia w stosunku do bohaterskich elfów broniących świata przed nieumarłymi. Nie zależało mu też chyba na tej lisołaczce, skoro puszczał ją na ścieżki umarłych. Ciekawiło go co też może być ważnego dla tego człowieka.
- Po leśnych szlakach krążą zbójcy - uśmiechnął się i podrapał od niechcenia w ramię - Nie wyglądasz mi na rozbójnika. Masz za ciężkie opancerzenie. Po co szwendasz się zatem po bezdrożach?
Zanim Gart zdążył odpowiedzieć,podeszła do nich elfka z łukiem. "To dopiero jest zboczenie" pomyślał spoglądając na broń w jej dłoni "Ona z nim nawet sypia"
- Nie czekaj na mnie złociutka. Widziałem na mapie to twoje bagno, sam tam trafię.
Jenya - N lis 07, 2010 2:23 pm
-Pewnie nie będę mogła zabrać swojego konia?- Zapytała, ale w sumie sama siebie go elfka zdążyła odejść. Spojrzała na Gardenię.
-No to ruszajmy, szkoda czasu. Pewnie stajenny się ucieszy z nowego nabytku, taki ładny i silny koń.- Poprawił torbę jak i Maoru po czym ruszyła w kierunku drzwi. Spojrzała w stronę trójki, dopiero teraz dostrzegła tam Garta. Nie odwróciła jednak wzroku. Nie zmieszała się. Jej twarz pozostała całkiem obojętna. Pożegnali się, rozdzielili. Zakończyła tę znajomość. Wyszła z karczmy i tam poczekała na resztę.
Gardenia - N lis 07, 2010 3:03 pm
Słysząc jak likier z aaronki miarowo chlupocze w sakwie podreptała za zmiennokształtną. Przed wyjściem na zewnątrz rzuciła jeszcze okiem na elfkę, która rozmawiała z dwójką gości karczmy. Człowiek w zbroi najwyraźniej nigdzie nie zamierzał się ruszać, za to elf zadeklarował się, że dotrze na miejsce samodzielnie. Maie nie chciała tracić więcej czasu na obserwację więc ruszyła prosto przez drzwi, opuszczając pomieszczenie.
- Nie przejmuj się koniem â zwrócił się do Jenyi, stając obok niej na podwórzu karczmy â Na polu bitwy zawsze jest ich pełno i raczej nikt się o nie nie upomina. - wzruszyła ramionami - Zaopiekujesz się którymś.
Tenisse Sunquiver - Pn lis 08, 2010 10:08 am
Ogarnęło ją oburzenie. "Ty zarozumiały osiłku, jeszcze się przekonasz co to znaczy rozkaz."
- W takim razie żegnam - rzuciła zduszonym głosem. Zmarszczyła gniewnie brwi i obróciła się na pięcie.
Szybkim krokiem przemaszerowała przez izbę i pchnęła drzwi na zewnątrz.
Nieco się zaskoczyła widząc, że towarzyszki czekają na nią przed karczmą. Na ich miejscu już by była w porcie i szukała statku, albo zapoznawała się z załogą, no, ale ona to ona... swoje już przeżyła i wiele podróżowała. Poza tym była teraz ich przewodniczką i mogły uznać jej wskazówki za zbyt mało czytelne.
- Nie ma na co czekać, idziemy. Nie macie żadnego bagażu? Czym dotąd podróżowałyście? Konie można zabrać, ale opłata za przewóz zwierzęcia jest prawie równowartością samego wierzchowca dlatego polecam sprzedać je w porcie. Są tam kupcy, którzy tylko czekają na taką okazję. Co do tamtych dwóch... zostają. Elf niby ma zamiar sam dotrzeć do obozu, ale nie liczę na to.
Ruszyła przed siebie pewnym krokiem nie oglądając się za siebie. Jak zwykle trzymała łuk w ręku, a z kołczanu starczały czarne lotki strzał nad jej ramieniem. Wyglądała jakby była w każdej chwili gotowa do walki, mimo że naokoło mijali tylko pospolite mieszczańskie widoki.
C. D.
Gart - Pn lis 08, 2010 3:35 pm
I tak nie miał zamiaru odpowiadać zaraz po zadaniu pytania. Spojrzał przelotnie na Tenisse, później na wychodzące z karczmy kobiety. Może powinien płynąć z nimi? Może bardziej by się przydał. A może i nie? Potrząsnął głową, po czym odprowadził wzrokiem ostatnią z kobiet. Zaprawdę dziwnie musiała ta sytuacja wyglądać dla kogoś patrzącego z boku. Dopiero po chwili przypomniał sobie o pytaniu Therenta. Zerknął na niego spod kaptura.
- Właśnie, pełno rozbójników. Chyba sam sobie już odpowiedziałeś na pytanie, nei sądzisz? - mogło się zdawać, jakby się uśmiechnął. Albo to tylko materiał maski zasłaniającej jego twarz przypadkowo się zagiął pod innym kątem niż zwykle.
- A ty czemu z nimi nie płyniesz?
Therent - Pn lis 08, 2010 5:24 pm
- A więc błedny rycerz - nadal nastrój miał pogodny, ale już się nie uśmiechał. Ton jego głosu nabrał powagi. - I z tego żyjesz? Wybawieńcy dają ci złoto? No to trafiałeś na wyjątkowo szczodrych. Chyba, że rabujesz zwłoki. To by już było nieco mniej godne zachowanie.
Dalej ciągnął swoim monotonnym, spokojnym głosem, bawiąc się wprawianiem monety w ruch obrotowy na stole.
- A za nocleg w karczmie się płaci. Za konia też niemało. A w zimie cieżko zwierze wypasać. Chyba, że wędrujesz pieszo, ale wtedy się buty rozpadają... Wiesz rycerzu, z takiego życia to niewiele masz mitu. Zbroja nie lśni, herbu nie widzę, panny na widok twego lica nie mdleją. I nawet o to nie zabiegasz z tego co widziałem. To co ci z tego rycerstwa, co?
Pozwolił monecie się przewrócić i nakrył ją płasko dłonią. Zaczął się przyglądać zakapturzonemu milczkowi. Wczoraj go wziął za pospolitego najemnika, prostego i ciemnego jak noc. Teraz zmienił zdanie. Nieznajomy musiał coś ukrywać. Najpewniej swoją tożsamość skoro zasłania twarz.
- Jak ci na imię? - zapytał po pauzie.
Gart - Pn lis 08, 2010 5:35 pm
- Bardzo rzadko ktokolwiek oferuje zapłatę za pomoc. A jeszcze rzadziej ją przyjmuję. - wzruszył ramionami, zastanawiając się nad drugą odpowiedzią. Nie wiedział zbytnio co rzec, bo dla niego to było oczywiste. Tak musiał postępować i już, koniec kropka. A nawet jeśli się nad tym zastanawiał, to i tak do niczego sensownego nie dochodził.
- Nic z tego nie mam, bo nic mi nie potrzebne. Po prostu. - spojrzał na jednego z dopiero co przybyłych osób. Zwykkły mężczyzna, może po trzydziestce. Aktualnie usiadł przy barze i zamówił piwo. Po tym jak się trzęsie i zachłannie pije łatwo można było wywnioskować że gnębi go nie lada problem.
Gart przeniósł wzrok na elfa, kiedy ten znowu o coś zapytał.
- Mówią mi Szary. I wybacz że nie pasuje do twojego wyobrażenia rycerza. Może przez to, że nim nie jestem... - wzruszył ramionami.
Therent - Wt lis 09, 2010 9:34 am
Słysząc pseudonim zamiast imienia utwierdził się w przekonaniu, że Szary ma powody by się ukrywać. Jak zwykle dostrzegł w tym potencjalną możliwość działania i zarobku. Tylko, że ten typ był wybitnie nieskory do wyjawienia czegokolwiek. A może chodziło o kobietę? To też możliwe. Mężczyźni zniszczeni przez uczucie do niewiasty także bywali zamkniętymi w sobie odludkami, twierdzącymi, że niczego nie chcą od życia. W każdym razie Therentowi nie przychodziło do głowy, że jego nowy towarzysz mógł taki być od zawsze.
- Wybaczać tu nie ma czego - odparł unosząc lekko kąciki warg - Nie czuję się skrzywdzony tym rozczarowaniem. Nie jesteś więc rycerzem, ale z pewnością masz rycerską dusze, jeśli chodzisz w zbroi, gotowy nieść bezinteresowną pomoc.
Obejrzał się na mężczyznę przy ladzie, który wzbudził zainteresowanie Szarego.
- Znajomy? - zagadnął półgłosem. Osobnik na którego zerkali wyglądał na roztrzęsionego. Therent wyczuł że w pobliżu szykuje się jakaś draka, ale zachował spokój. Może delikwent zgubił pościg.
Gart - Wt lis 09, 2010 12:24 pm
Nie odpowiedział już nic na słowa Therenta. Jedynie wzruszył obojętnie ramionami. Nigdy się jakoś nie martwił jak można anzwać to co robił. Po prostu podróżował, nic więcej. Nie było sensu w szukaniu jakichś wielkich słów czy wyjaśnień.
Tymczasem mężczyzna przy barze dopił kolejny kufel piwa, w międzyczasie przyglądając się dwójce przy stole. Z jego oczu wynikał spory dylemat. Zastanawiał się, czy bardziej się boi tej dwójki, czy bardziej potrzebuje czyjejś pomocy. Jednak gdy Therent na niego spojrzał, szybko odwrócił wzrok.
- A niech to i tak już nie żyje... - mruknął do siebie, czy może do barmana który i tak nie zwracał uwagi na skromnego pijaczka. Gość zostawił na ladzie zapłatę i nawet się nie chwiejąc podszedł do stołu przy którym znajdowali się Gart i Therent. Ubrany był niezbyt bogato, ale nie można było o nim powiedzieć złego słowa. Włosy ścięte krótko, nawet zadbane, a twarz wychudzona i nieco wystraszona.
- Emmm, nie chciał bym wyjść na niegrzecznego, ale całkiem przypadkiem usłyszałem panów rozmowę.... Tylko kawałeczek, nic ważnego... - ze zdenerwowania miętolił skraj koszuli w dłoniach - Nooo... Nie chce zajmować dużo czasu, ale... Może moglibyście mi pomóc z pewnym problemem? - spojrzał to na jednego, to na drugiego z nutką powątpiewania w oczach.
Gart przyglądał się podchodzącemu mężczyźnie. Kiedy ten mówił, nie odezwał się ani nie odpowiedział. Spojrzał porozumiewawczo na Therenta. Jemu chyba lepiej pójdzie kontaktowanie się z innymi niż zakapturzonemu wojownikowi. Chociaż to że nie nosił koszuli może i nieco to komplikowało, ale mniejsza z tym.
Therent - Wt lis 09, 2010 5:31 pm
Oparł się na krześle i założył przed sobą silnie umięśnione ramiona. Uchwycił spojrzenie Szarego, a następnie powoli przeniósł wzrok na przybysza.
- Nie ma potrzeby przepraszać, nie jesteśmy jakimiś lordami wymagającymi etykiety - odezwał się sennym, monotonnym tonem - oboje żyjemy z walki, z tym, że mój towarzysz czerpie z niej metafizyczne poczucie sensu, ja zaś wolę złoto.
Przechylił się i sięgnął dłonią do oparcia wolnego krzesła i odsunął je, a potem wskazał nieznajomemu.
- Najlepiej będzie jak pan siądzie i wyłoży swoje potrzeby, a my ocenimy na ile mózemy pomóc. Ja podejmę się każdego zadania, poza sprawowaniem opieki nad dziewczętami.
Ostatnie zdanie wypowiedział z lekką wesołością i zerknął na Szarego jakby szukał u niego aprobaty dla swoich słow.
Gart - Śr lis 10, 2010 8:02 am
Gart jedynie kiw3nął potakująco głową. Ucieszyło go nieco, że to Therent wszystko mówi, a on sam może pozostać milczącym sobą. Nic nie dodał, jedynie lustrując wzrokiem obcego.
Mężczyzna przysiadł się do stołu i wbił wzrok w blat. Słowa Therenta lekko powiększyły jego wątpliwości, no ale skoro już się odezwał nie miał nic do stracenia.
- Chodzi o to, że... No jest taki stary lasek niedaleko stąd. Bardzo stary. I straszny. - pokiwał energicznie głową na potwierdzenie swych słów i kontynuował drżącym głosem - Podobno mieszkają tam jakieś dziwne stworzenia... i rozbójnicy.... I poni właśnie.... ech, porwali moją żonę. - mężczyzna pociągnął nosem i opuścił głowę. Wyglądał na zrozpaczonego i bezsilnego. Wciąż miętolił w dłoniach skraj koszuli.
Therent - Śr lis 10, 2010 8:57 am
Oświadczenie mężczyzny niezbyt go poruszyło. Za to zainteresowały go owe straszne stworzenia mieszkające w nawiedzonym lesie. Zlustrował wzrokiem siedzącego z nimi jegomościa. Nie wyglądał na zamożnego, ale nie wydawał się też wcale zabiedzony. Pomijając mizerna minę. Potarł wargi palcami, namyślając się krótko po czym rzekł.
- Potrzebny mi koń. Jestem skłonny wymienić twoją żonę na konia, zgoda? No chyba, że sam uważasz, że jest więcej warta, to możesz jeszcze coś dorzucić... - nie pierwszy raz podejmował się podobnych usług, więc zupełnie nie miał skrupułów w targowaniu się - ale to dopiero, gdy wywiążę się z zadania.
Popatrzył na milczącego towarzysza. Teraz dopiero przyszło mu do głowy, że oferta Szarego może być konkurencyjna, więc miał szczerą nadzieję, że facet będzie dalej milczał. Chociaż z drugiej strony...
- A ty Szary? Co o tym myślisz? Dołączysz się by mi pomoc, na wypadek, gdyby mi się nie wiodło? Przyda się drugi miecz... nawet jestem skłonny poprzestać na koniu, gdybyś ze mną poszedł.
Gart - Śr lis 10, 2010 9:28 am
Mężczyzna rozpromienił się i uniósł gwałtownie głowę.
- Koń? Jasne, dostanie pan! Tylko mi pomóżcie, a dostaniecie co chcecie. Kiedy ruszycie? Zaprowadzić was? Ale do lasu nie wejde...
Gart skrzywił się lekko na to, że Therent żąda czegoś w zamian za pomoc. Wydawało mu się to nieodpowiednie. Nie dość, że ktoś ma problemy, to jeszcze dodatkowo chce go obciążać. Ale cóż, jego sumienie jego sprawa. Wzruszył więc tylko ramionami.
- Pójdę z tobą. - stwierdził krótko i rozejrzał się po karczmie. Nie odpowiedział na pytania, zostawiając gadanie Therentowi.
Therent - Śr lis 10, 2010 10:21 am
Therent wstał z krzesła i rozprostował kości przeciągając się. Zdjął z pleców obosieczną glewię z elfim grawerem i dziwacznie ukształtowanym ostrzem. Postawił ją jednym końcem na ziemi, a po drugim przesunął osełką wyjęta z torby. Poprzestał na jednym pociągnięciu, bo sprawdziwszy kciukiem, stwierdził, że nie przytępiała.
- Tylko nie próbuj mi wcisnąć byle szkapiny od pługa - mruknął i zarzucił broń z powrotem na plecy - Możemy iść. Prowadź dobry człowieku. Jak cię zwą?
Ruszył za człowiekiem w stronę drzwi i tylko zerknął przez ramię na Szarego. Był bardzo ciekaw co tez on potrafi. Zwolnił, by się do niego zbliżył i zagadnął.
- Przydałoby się rozruszać nieco ramiona nie sądzisz? Może mały pojedynek przed karczmą na rozgrzewkę?
Gart - Śr lis 10, 2010 7:07 pm
Gart podniósł się stosunkowo szybko. Założył przez głowę pendent i zarzucił plecak sprawdzając czy wszystko jest dobrze przywiązane. Zaraz potem ruszył za resztą, chrzęszcząc po drodze zbroją. Pare razy przegiął się na boki, żeby kości wskoczyły na swoje miejsca po tak długim bezruchu. Zerknął na mówiącego elfa.
- A w tym czasie coś pożre tamtą kobietę. - mruknął w odpowiedzi Therentowi i nie zatrzymał się kiedy wyszli z karczmy.
- Ja? Mówią mi Jerandor. Pochodzę stąd, mieszkałem tu od dzieciństwa z rodzicami, później sam i z żoną. A teraz znowu sam... - westchnął, a w jego głosie wciąż brzmiała obawa i strach - Rodzice zawsze mówili, żeby się nie zbliżać do ego lasu. No to się nie zbliżałem... Widziałem tylko jak rozbójnicy ją tam wciągali... - pociągnął nosem i kopnął jakiś śmieć, kiedy przemierzali kolejne uliczki Leoni. Był wczesny ranek, więc wszędzie pełno było wozów z towarem.
- A o konia się pan nie martw. Mój dziadek ma najlepszą stadninę w okolicy. Będzie mógł pan wybrać któregokolwiek się Panu wymarzy. O ile znajdziemy Reyli... - zamilkł na chwilę, pogrążony w smutku. Po chwili jednak znowu się otrząsnął i spojrzał kolejno na Garta i Therenta. - A wy jak się zwiecie?
- Mi mówią Szary... - stwierdził jedynie Gart, nie zamierzając nawiązywać do swej historii.
Therent - Śr lis 10, 2010 8:12 pm
Nie poczuł nic z tego powodu, że Szary odmówił pojedynku. Nie skrzywił się nawet, nic też nie odpowiedział. "Poradziłbym sobie i bez niego. Jest mi obojętne czy jest mistrzem fechtunku czy łamagą." A nawet gdyby to miało znaczenie, Therent i tak nie pozwoliłby sobie na to by ogarneły go jakiekolwiek emocje. Zwłaszcza przed walką.
Słowa nieszczęsnego mieszkańca wpuszczał jednym uchem, a wypuszczał drugim. Nie mowił nic godnego uwagi. Wolałby dowiedzieć się czegoś więcej o tym lesie i tym co się w nim kryje.
- Jestem Therent Elsedor - powiedział spoglądając przed siebie - Powiedz nam, czy ktoś był kiedyś w tym lesie i wrócił? Skąd wiadomo, że coś tam czyha oprócz zbójów? A może o to chodzi? O bandę oprychów ukrywającą się między drzewami?
Gart - Śr lis 10, 2010 9:52 pm
Jerandora aż ciarki przeszły kiedy Therent mówił o wchodzeniu tam.
- Erm... Nie znałem nikogo kto by wrócił... Podobno kiedyś jakiejś dziewczynie się udało, ale następnego dnia zginęła bez śladu. Podobno sama Śmierć po nią przyszła... - wypowiadając ostatnie słowa zatrzymał się i wyszeptał je, żeby przypadkiem ktoś z okolicy nie usłyszał. Tymczasem przed ich oczami ukazały się już bramy miasta, które po chwili przekroczyli.
- A pewności czy coś tam siedzi nie mam... Ale jak wyjaśnić krzyki nocą, kiedy ktoś tam za dnia wszedł? Może ci bandyci też nie wiedzieli gdzie się ładują... Ech, pewnie ona już dawno nie żyje... - mężczyzna potarł oczy, po czym wskazał na neduży las jakiś kilometr drogi od miasta.
- To tam... Chodźmy. - ruszył żwawym krokiem, chociaż momentami kolana się pod nim uginały.
Gart nic nie komentował. Przyjrzał się z odległości laskowi. Nie wyglądał nadzwyczajnie. Nie spowijał go cień, nie pięły się wzdłuż gałęzi ciernie. Chociaż może odległość jaka ich dzieliła od owego zagajnika psuła wrażenie.
Therent - Pt lis 12, 2010 3:34 pm
Therent nie czuł strachu. Uważał za bezsens bać się czegokolwiek, jeśli nie stoi się z tym twarzą w twarz. Drogę na skraj lasu chciał przebyć jak najszybciej, więc przyspieszył kroku.
Wszedłszy między drzewa zatrzymał się, by obejrzeć się na ich przestraszonego przewodnika.
- Nie chcesz wchodzić więc zostań. Spotkamy się tutaj o zachodzie słońca. A jeśli nie będzie nas tu dzisiaj, przyjdź o tej samej porze jutro.
Nie czekał na odpowiedź tylko ruszył w głąb lasku. Szedł nieco szybciej niż spacerowo, ale na tyle wolno by stąpać pewnie i nie przeoczyć nic ważnego. Jego oczy penetrowały krzaki, gałęzie i liście w poszukiwaniu śladów.
- Szary - odezwał się w końcu odwracając głowę - jakie stwory zabijałeś już w życiu?zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl romanbijak.xlx.pl
Jenya - Cz paź 28, 2010 5:36 pm
Wcześniejszy wątek
W końcu dostrzegła w oddali zarysy miasta. Poczuła nagłą ulgę. Koniec ze spaniem na ziemi, jedzeniem ciągle tego samego posiłku. Może i samotność przestanie doskwierać. Może uda się jej zacząć od nowa? Potrzęsła białą główką.
-Wolałabym jednak nie zaczynać od nowa...- Mruknęła cicho i pognała konia. Chciała jak najszybciej zobaczyć ten długo oczekiwany ocean. Kiedy przekroczyła bramu miasta skierowała się do najbliższej stajni. Tam zostawiła konia i zapłaciła za jego opiekę. Długo błądziła po okolicy. Dziwiła się, tu powietrze miało inny zapach. Ciężki, słony, jakby zmieszany z wodą, ale nie taką jaką spotykała nad strumieniami czy jeziorami. W końcu gdy dotarła nad port zamarła w bezruchu. Błękitne pola. Marszczące się, pieniące, falujące. Przyjemny, kojący szum. Wszystkie odcienie błękitu, skrzące się w tafli słońce. Pola ciągnące się po horyzont, przecinany statkami w oddali. Widok odebrał jej mowę, nie mogła oderwać wzroku. Ciało odmówiło posłuszeństwa. Stała by tak pewnie resztę dnia gdyby nie usłyszała ochrypniętego głosu jakiegoś marynarza, który potrzebował przejść. Dziewczyna odruchowo odskoczyła spoglądając na niego rozkojarzona. Podeszła do niewielkiego murku, oddzielającego drogi miasta od przystani. Usiadła na nim kładą przewieszoną przez ramię torbę obok. Czuła niezwykły spokój gdy na to patrzyła. Dźwięki, zapachy, barwy, wszystko stanowiło harmonijną całość. Pierwszy raz widziała ocean i już wiedziała, że nigdy w życiu nie zapomni tego obrazu. Jej ogon falował w rytm wody.
Gart - N paź 31, 2010 7:58 pm
Podróż przez równiny nie należała do najciekawszych, chociaż Garta nawet to ucieszyło. Ponownie wpadł w monotonnie podróży bez celu, robiąc wszystko automatycznie i bez zapału. Nie miał nawet ochoty wchodzić do pobliskich wiosek czy miasteczek. Po prostu szedł przed siebie, nie zważając na nic poza krajobrazem. Czaami zatrzymał się na więcej niż dzień w co piękniejszym miejscu, zanim udał się w dalszą wędrówkę. Mijał małe laski, strumyki, czasami jakieś ruiny. Aż w końcu przed jego oczami zarysowały się kontury dużego miasta. Stał chwilę wpatrując się w tamtą stronę, aby w końcu odbić nieco na południe i ominąć zabudowania.
Kiedy dotarł nad brzeg oceanu, zatrzymał się na plaży tam gdzie stał i nie ruszał się stamtąd aż do następnego dnia. Orzeźwiające powietrze, hipnotyzujący szum wody i szarpiący płaszcz wiatr były niezwykle uspokajającym doświadczeniem. Czuł się swobodnie, był rozluźniony. Zachwycał go ten widok i to miejsce. Dotąd uważał wielkie niebieskie plamy na mapach za wymysł kartografów, a teraz widział to na własne oczy.
Położył się na piasku, wsuwając dłonie pod głowę i leżał tak kolejny dzień.
W końcu jednak świadomość i poczucie czasu wróciły. Ocknął się jakby ze snu i z oczyszczonym umysłem ruszył na północ, wzdłuż oceanu. Zamierzał iść tędy dopóki zdoła, chociaż przez ciężar zbroi całkiem mocno zapadał się w piasek i nie było to wygodne. Całą drogę oddychał głęboko i cieszył oczy panującym na płażach spokojem.
Po niedługim czasie dotarł do miasta. Tutaj plaża się kończyła i zamieniała w kamienne uliczki portu. Nie podobało mu się to, ale nie miał innej drogi. Naciągnął kaptur mocniej na twarz, sprawdził czy miecz dobrze leży w pochwie i ruszył między ludzi, idąc po woli i starając się nie przeszkadzać im w codziennej pracy w porcie.
Jenya - Pn lis 01, 2010 2:14 pm
W końcu ocknęła się z dziwnego zamyślenia. Płynące fale naprawdę wprowadziły ją w stan uśpienia. Przeciągnęła się mocno i zeskoczyła z murku na deski portowe. Spacerowała nimi chwilę, ale problem tkwił w tym, że mało kto zwracał na nią uwagę przez co była często szturchana i popychana. W końcu musiało dojść do jakiegoś nieszczęścia. Lisica pchnięta przez jakiś wózek z rybami poleciała ciałem na mężczyznę przed sobą. Pech chciał, że akurat wciągał na dźwig jakiś ładunek, prawdopodobnie by przenieść go na statek. Linka puściła i wielka skrzynia zmierzała w kierunku pracujących marynarzy. Ktoś zaczął krzyczeć, ale w gwarze miasta nikt nie zwrócił na to uwagi. Jenya nie myślała co robi. Instynktownie przyłożyła dłonie do ziemi. Lodowa półka wystrzeliła w górę powstrzymując tragedię jaka mogłaby dojść do skutku. Wszyscy zamilkli w dziwnym bezruchu. Jakby zatrzymał się czas. Po chwili rozniósł się wiwat i oklaski. Dziewczyna spąsowiała na twarzy i skuliła gdy otaczające ją osoby jej dziękowały. Bliższe podeszły bo zobaczyć co się dzieje, dalsze jedynie się przyglądały szepcząc coś między sobą. Jenya kiwnęła nieśmiało głowę i starała się jak najszybciej wymknąć z tego widowiska.
Gart - Wt lis 02, 2010 12:26 pm
Z początku zignorował krzyki. Wydawało mu się naturalne, że przy pracy w porcie co chwilę ktoś krzyczy, przekazuje jakieś instrukcje i tym podobne. Jednak kiedy wszyscy zwrócili wzrok w tą samą stronę sam się zatrzymał. Wzrokiem powiódł za ładunkiem zatrzymującym się na lodowej półce. Zmrużył oczy, nie przejmując się ludźmi którzy biegli i skupiali się w ciasnym kole radośnie wiwatując. Gartowi zdawało się, że między ich ramionami dostrzegł coś znajomego.
Rozejrzał się po okolicy. Pozostawione same sobie wozy zatarasowały oba główne wejścia do portu. Stali przy nich tylko najbiedniejsi parobkowie, czekając na powrót swoich pracodawców. Wolna pozostałą tylko wąska uliczka wiodąca w głąb miasta. Mężczyzna spojrzał jeszcze raz po zbiegowisku, po czym odszedł kawałek.
Oparł się plecami o mur tuż przy wejściu w ową uliczkę, krzyżując ręce na piersi i przyglądając się z wolna rozstępującej się grupce ludzi spod cienia kaptura. W pewnym stopniu zaciekawiło go cóż za osoba wywołała takie zamieszanie i chociaż nie wiedział czemu, czuł że najlepiej będzie jeśli chwilę tu zaczeka. W końcu nigdzie mu się nie spieszyło.
Jenya - Wt lis 02, 2010 9:37 pm
Zamieszanie było nieznośne więc dziewczyna ukłoniła się i zaczęła biec do najbliższego wyjścia. Niestety, główne drogi były zatarasowane przez wozy kupieckie. Mruknęła coś niewyraźnie pod nosem. Jedyna nadzieja leżała w wąskiej uliczce między budynkami. Pognała więc w owym kierunku wymijając zwinnie marynarzy i kupców. I zdarzyło się coś dziwnego. Kiedy wbiegała miedzy budowle dostrzegła zakapturzoną postać. Wydała się tak bardzo podobna. Nie było jednak widać jego twarzy. Lisica minęła go, ale zrobiła jeszcze parę kroków i zatrzymała się obracając. Gdzieś już widziała tę sylwetkę. Coś nie dawało jej spokoju. Musiała to sprawdzić. Szła powoli do miejsca gdzie stał zakapturzony nieznajomy. Nawet jeśli to był ktoś całkiem obcy musiała być pewna. Przecież tyle czasu go poszukiwała.
Gart - Wt lis 02, 2010 9:49 pm
Kiedy Jenya przebiegała obok obserwował ją kątem oka. Rozpoznał ją od razu, chociaż nie odezwał się ani słowem. Nie był do końca pewien czy powinien się ujawniać, a przez głowę przemknęła mu myśl, żeby jak najszybciej stąd odejść. Była wolna, czyli jego plan się powiódł. Pewnie nie był już jej potrzebny. W każdym razie Garta niepokoiła jeszcze jedna rzecz. Nie zdążył podjąć ostatecznej decyzji, bo dziewczyn sama się zatrzymała i skierowała kroki w jego kierunku.
Nie poruszał się, dopóki nie znalazła się całkiem blisko. Twarzy nie chował aż tak skrzętnie, więc z bliższej odległości spokojnie można już było dostrzec kilka jej szczegółów. Poczekał aż dziewczyna będzie dość blisko.
- Jak uciekłaś z zamku? - zapytał spokojnie i cicho. Jego głos nie zmienił się, był wciąż taki sam. A powitanie uznał za zbędne, jako że to było o wiele ważniejsze.
Jenya - Wt lis 02, 2010 10:02 pm
Z każdym krokiem jej oczy rozszerzały się a wargi rozchylały w niemym zdziwieniu. Teraz stała naprzeciw niego. Głos Szarego przypieczętował wszystko. To był na pewno on. A więc ocean nie kłamał.
-Szary...- Szepnęła ochryple a z jej oczu momentalnie popłynęły łzy niczym kryształowe koraliki. Nie rozumiała pytania jakie jej zadał. Nawet nie myślała by na nie odpowiedzieć. Po prostu rzuciła mu się na szyję i wpiła wargami w jego usta. Zacisnęła powieki jak i palce na jego ubraniu. Tak bardzo się bała. Bała, że już nigdy go nie zobaczy. Drżała na całym ciele. Dopiero teraz zrozumiała jak naprawdę tęskniła i jak bardzo był jej potrzebny. A teraz? Teraz nie liczyło się nić. Żyje, jest tu przy niej. Znów są razem.
Gart - Wt lis 02, 2010 10:16 pm
Przewidywał jak zareaguje na jego widok. Miał nadzieję że rozpoczęcie rozmowy od pytania nieco zbije ją z tropu i powstrzyma. Jak się okazało, wcale tak nie było. A już na pewno nie spodziewał się poczuć na swojej skórze jej delikatnych ust. Skamieniał na kilka chwil, kompletnie zdezorientowany. Nie oddał pocałunku, chociaż można to było zrzucić na poczet zaskoczenia, może i niekoniecznie.
Kiedy tylko zaczął z powrotem trzeźwo myśleć, położył dłonie na jej ramionach i naparł delikatnie ale stanowczo od góry tak, żeby musiała odsunąć się od jego twarzy, ale niekoniecznie od niego samego. Wyprostował sie i odchrząknął, patrząc przed siebie ponad jej głową. Cały ten czas ręce miał sztywno opuszczone wzdłuż ciała.
- Jenya... Pytałem jak uciekłaś z zamku. I kiedy?
Jenya - Wt lis 02, 2010 10:25 pm
Dziewczyna oderwała od niego swoje usta. Tak jak zwykle stał niewzruszony. Kamień jak i zaklęcia przypomniały jej również niemiłe zajścia. Uśmiechnęła się smutno jednak nie trwało to długo. Jej rubinowe oczy nie przestały wypuszczać łez.
-Nie wiem dokładnie ile czasu wędruję. Może tydzień, może dłużej. Uciekłam jak tylko wróciła mi pamięć... mój koń jest w stajni przy bramie wjazdowej.- Zacisnęła bardziej palce na jego płaszczu by zatuszować choć trochę drżenie na jej ciele.
-Cieszę się, że nic ci nie jest. Martwiłam się...- Dodała szeptem spuszczając wzrok. Powinna go puścić, w końcu dać mu spokój. Nie potrafiła jednak przestać go obejmować. Jakby bała się, że znów straci mężczyznę jak rozluźni dłonie. Tym razem nie wiedziała czy potrafiłaby to znieść.
Gart - Wt lis 02, 2010 10:39 pm
Westchnął w duchu widząc, że Jenya jest teraz zbyt roztargniona, żeby cokolwiek mu opowiedzieć. Uniósł dłoń i lekko przejechał kciukiem po jej policzkach, ocierając łzy. Nie odpychał jej od siebie, o ile nie przeszkadzało mu to w poruszaniu się.
- Chodźmy w spokojniejsze miejsce. - rzekł cicho i nachylił się po swoją torbę, którą wcześniej położył pod murem. Rozejrzał się krótko po okolicy. Zastanawiało go, czy czarodzieje będą śledzić dziewczynę, chociaż to było raczej pewne. Bardziej obchodziło go to jak daleko są. I w ilu.
Skinął głową Jenyi i wolnym krokiem skierował się do bocznego wyjścia z portu prowadzącego wprost na plażę nad oceanem. Tam lisica powinna szybko wytrzeźwieć z tego zaskoczenia.
Jenya - Śr lis 03, 2010 8:43 am
Dziewczyna kiwnęła głową i puściła Szarego. Poprawiła torbę na ramieniu i ruszyła razem z nim w kierunku plaży. Kiedy byli już sami usiadła na piasku znów wpatrując się w niebieską toń oceanu. Westchnęła głęboko. Nie tak sobie to wszystko wyobrażała. A może właśnie tak miało być? Może za bardzo się okłamywała? A może trzeba było mu dać święty spokój?
-Jak sobie radziłeś przez ten czas... nie widzieliśmy się rok. Pewnie sporo sobie odpocząłeś.- Dziewczyna podkuliła pod siebie kolana i oparła na nich brodę. Już nie płakała, ale jej oczy nie błyszczały tak radością jak kiedyś. Cała lisica wydoroślała, zdawała się teraz mniej roztrzepana i hałaśliwa. Włosy sięgały jej za łopatki, urosła parę centymetrów i jeszcze bardziej wyszczuplała. Wyciągnęła z woreczka na szyi kamyk, który otrzymała od Szarego i przyglądała mu się ze spokojem.
Gart - Śr lis 03, 2010 3:20 pm
- Rok? - uniósł brwi w szczerym zdziwieniu. Kaptur opadł mu na plecy z winy wiejącego od oceanu wiatru, porywając w taniec jego włosy. Nie chciało mu się z tym męczyć, więc nie zakładał go z powrotem. W każdym razie nie liczył dni, tygodni ani miesięcy. Nawet nie zauważył kiedy ten czas minął. Wzruszył ramionami.
- Nie licze czasu. Szwędałem się po okolicach, pomagałem różnym osobom. Nic nowego.
Tylko raz zerknął na Jenyę kiedy siadali na plaży. Dostrzegł wyraz jej twarzy i oczu. W dodatku to jak go powitała... Westchnął w duchu. Powinien był dać jej żyć, a nie teraz kusić nadzieją. Ale postanowił zostawić to na bardziej odpowiednią chwilę.
Jednocześnie jego twarz nie zdradzała o czym myśli. Była spokojna, niewzruszona. Ogólnie sam Gart praktycznie wcale się nie zmienił.
- Odpowiesz mi w końcu na pytanie jak uciekłaś z tamtego zamku?
Jenya - Śr lis 03, 2010 3:34 pm
Dziewczyna wzruszyła ramionami i schowała kamyczek z powrotem do woreczka. Mewy zleciały się niedaleko nich przekrzykując się i ciekawsko zaglądając w ich kierunku.
-Mhm, czyli dobrze ci się żyło. Co do ucieczki. Wykorzystałam moment, że wszyscy zbierali się na obiad. Ukradłam jednego konia ze stajni i uciekłam. Od razu za murami zamku zboczyłam z głównego traktu a potem się już jakoś błąkałam. Nie widziałam by ktokolwiek mnie gonił lub śledził. Z resztą, co to za różnica. Uciekłam i tyle... szukałam cię.- Odpowiedziała spokojnie drgając uszami w rytm fal. Położyła się na płasko na piasku. Ciężkie i masywne chmury zbierały się nad oceanem. Silniejszy wiatr wzburzał fale. Szykowała się ulewa. Lisica jednak nie zamierzała się stąd ruszać. Czuła dziwny spokój pomieszany z uczuciem pustki. Chyba ostatecznie wszystko stało się dla niej obojętne. Przecież mężczyzna nigdy nie odwzajemni jej uczuć.
-Szary... jakim uczuciem wypełnić pustkę po miłości? Gniewem? Nienawiścią?- Zapytała wprost. Wiedziała, że zrozumie o czym mówi. Chciała tego, nie kryła się. Tym razem nie było jej głupio czy wstyd.
Gart - Śr lis 03, 2010 4:05 pm
Długo milczał po jej pytaniu. Pozwolił oceanowi i mewom przywłaszczyć sobie tymczasowo cały świat dźwięków wokół nich. Mimo że już od dawna o tym wiedział, słowa Jenyi w pewnym sensie odebrały mu głos. Nie wiedział do końca co powiedzieć. W końcu przeniósł na nią wzrok i wpatrywał się kilka chwil w jej puste oczy. Czuł się winny, że sprawił jej tyle żalu. Że nie umiał temu zapobec. I jego wzrok nie był teraz niewzruszony - wyrażał pewien smutek. Odwrócił spojrzenie na ocean zanim odpowiedział.
- Najlepiej miłością do odpowiedniej osoby, która na to zasługuje...
Jenya - Śr lis 03, 2010 4:17 pm
Dziewczyna westchnęła.
-Nie działa, ta osoba naprawdę nic do mnie nie czuje... czyli jednak mnie okłamali tam w zamku. Czarodziejka, która się mną opiekowała powtarzała mi "Nie martw się, na pewno spełni się to o czym marzysz". A mistrz mówił, że będąc wytrwałym w nadziei i wierze możemy osiągnąć niemożliwe. Kłamali, choćbym góry przenosiła i ludzi do życia przywracała moje uczucia nigdy nie znajda odwzajemnienia.- Odpowiedziała spokojnie. Powoli z nieba sączyły się małe kropelki deszczu przeradzające się w ulewę. Ani razu nie spojrzała na niego. Jej rubinowe oczy patrzyły się pusto przed siebie. Wszystkie mewy prócz jednej odleciały. Widocznie była bardziej ciekawa dwójki niż tego, że zmoknie.
Gart - Śr lis 03, 2010 4:28 pm
- Nie mówiłem o tej osobie, ale o innej. - westchnął cicho i spojrzał przez dłuższą chwilę na chmury. Deszcz spływał z nich już wąskimi strumyczkami.
- Mówiłaś, że twoim marzeniem jest znaleźć nową rodzinę. - zamilkł na dłuższą chwilę - Brata już masz. Resztę też znajdziesz. Wszystko zależy od ciebie i tego co zrobisz. - jego głos również był spokojny.
Jenya - Śr lis 03, 2010 5:35 pm
-Rodzina.- Powtórzyła zaskoczona całkiem zapominając o tym. No tak, przecież od początku mała lisica szukała nowego domu i rodziny.
-Już nie potrzebuję rodziny, potrafię sobie poradzić sama. Nie jestem już dzieckiem.- Podniosła się do siadu po czym podczołgała do Szarego. Mokry piasek przykleił się do jej skóry i sukni. Usiadła naprzeciw tak by widzieć jego twarz.
-Chodź do karczmy. Zaziębimy się siedząc tak na deszczu.- Mimo iż zdawała się całkiem obojętna w jej tonie można było wyczuć troskę. Odgarnęła z jego twarzy poprzyklejane kosmyki włosów i naciągnęła mu z powrotem kaptur. Potem wstała czekając aż mężczyzna zrobi to samo. Poprawiła opadającą z ramienia torbę.
Gart - Cz lis 04, 2010 3:54 pm
Pozwolił jej dotknąć swojej twarzy i długo nic nie mówił. Dopiero kiedy dziewczyna się podniosła również wstał. Owa obojętność w jej głosie i wyrazie twarzy rozdrażniłą go. Ale dzięki temu wiedział już co powinien zrobić, ale teraz nie było na to czasu. Rzweczywiście nie miał zamiaru pozwolić, żeby Jenya nabawiła się jakiejś choroby. Wziął swoją torbę i rozejrzał się po plaży, na dłużej zatrzymując wzrok na zarysie miasta. Chmury na niebie były tak masywne, że zdawało się jakby był już późny wieczór. Może rzeczywiście był? W każdym razie lejący się z nieba deszcz jedynie utrudniał widzenie.
- Wiesz gdzie tu najbliżej jest karczma? - zapytał swobodnie, spoglądając na dziewczynę z zamiarem pójścia za nią. Pierwszy raz był w tym mieście, chociaż... w rzadko którym był więcej niż raz.
Tenisse Sunquiver - Cz lis 04, 2010 5:40 pm
- Ja wiem - odezwała się, ujawniając swoją obecność.
Podeszła do nich tak cicho, że mogli jej nie dostrzec, póki się do nich nie zwróciła. Poza tym byli dość zajęci sobą. Do tej pory... bo teraz jak zaobserwowała, zabierali się z tego miejsca. I to w ta sama stronę, w która ona właśnie zmierzała.
To był już trzeci morski port, jaki odwiedzała. Rubidia i Turmalia niestety ją zawiodły. Nie udało jej się nikogo zwerbować. Początkowy zapał ludzi i elfów stygł szybko, gdy alkohol wyparowywał z głowy, albo gdy dowiadywali się o celu podróży i warunkach jakie panują w obozie Złocistego Świtu. W dzisiejszych czasach trudno było kogoś poruszyć samą słuszna ideą, a Tenisse nie posiadała innych argumentów.
Postanowiła zaczepić tą dwójkę. U mężczyzny zauważyła miecz, który przyciągnął jej uwagę. Kiedy podeszła bliżej dostrzegła też, że pod płaszczem kryje się stalowy pancerz. Jeśli był wojownikiem, lub rycerzem istniał cień szansy, że jest kimś w rodzaju obrońcy sprawiedliwości. Gdyby tak było, możliwe, że tym razem trafiła na kogoś kto przejmie się potrzebą ochrony żywych przed hordami żywych trupów.
Kiedy skierowali na nią spojrzenia uśmiechnęła się zmęczonym uśmiechem. Była przemoczona do suchej nitki, a do tego bardzo skąpo odziana. Sam skórzany napierśnik zasłaniający tylko biust i część ramion, spodnie do kolan i sandały na stopach. Na plecach miała kołczan, w ręku łuk, a przez jedno ramię przewieszoną dość wypchaną torbę. Mimo, że deszcz po niej spływał strugami, nawet nie próbowała się zakryć, ani nie kuliła z zimna. Przetarła tylko dłonią czoło, żeby woda, nie spływała jej do oczu.
- Jeśli wybieracie się do karczmy, chętnie zaprowadzę. Jestem Tenisse i chciałabym zamienić z wami kilka słów... zwłaszcza z panem.
Kiedy to powiedziała znów się uśmiechnęła i spuściła wzrok na jego broń.
- Przeciwko komu ten oręż najczęściej podnosicie?
Gart - Cz lis 04, 2010 6:01 pm
Mimowolnie sięgnął ręka do rękojeści miecza, kiedy dosłyszał obcy głos. Nie usłyszał jej obecności zapewne przez ta koszmarna pogodę. Obrócił się do nieznajomej, twarz wciąż mając skryta pod kapturem, w czym pomagała pochmurna pogoda. Zlustrował uważnie jej postać i dopiero po kilku chwilach opuścił rękę. Spojrzał jeszcze na boki, jakby sprawdzając czy kobieta jest tu sama. Kiedy zostało do niego skierowane pytanie, wzruszył ramionami w towarzystwie cichych zgrzytów blach.
- Rożnie. - odpowiedział tylko tym jednym słowem, więcej się nie odzywając. Spojrzał na Jenye, sygnalizując tym ze to jej pozostawia podjecie decyzji.
Jenya - Cz lis 04, 2010 9:41 pm
Dziewczyna zmierzyła chłodno kobietę gdy zjawiła się koło nich. Nie miała ochoty by ktokolwiek im teraz przeszkadzał. Nie w tak ważnej chwili. Miało wszak wszystko się wyjaśnić. Wpojone jednak przez rok zasady dobrego wychowania powstrzymały ją przez wygonieniem owej elfki. Oparła pięści o biodra.
-A w jakiej to sprawie chciałabyś z nami porozmawiać?- Zapytała nieufnie, ale wskazała jej dłonią drogę oznajmiając by prowadziła w stronę karczmy. Zmierziło lisicę pominięcie jej w wypowiedzi kobiety. Jak bardzo istoty mogą się pomylić sugerując się jedynie wiekiem. Już teraz wyobrażała sobie jak przebija ją lodowy pal. Jak dobrze, że chociaż wyobraźni nikt jej nie może zabrać. Ruszyła za nieznajomą gdy ta tylko była gotowa iść do karczmy.
Tenisse Sunquiver - Cz lis 04, 2010 10:32 pm
Uniosła wyżej brwi dostrzegając wrogie spojrzenie lisicy. Wyglądało na to, że jednak nieco przeszkodziła. Dawniej taktownie by się wycofała i jeszcze by przeprosiła, ale to było wtedy gdy nosiła jedwabie i diamenty i nie widziała w życiu ważniejszego celu niż to, by być lubianą. Teraz nikt jej nie musiał lubić. Nie dbała o to. A w obliczu tego, że jej bracia giną lub leżą w gorączce, lecząc ropiejące rany, etykieta była nic nie znaczącą zbieraniną form. Ruszyła uliczką przodem, co jakiś czas oglądając się za siebie i rozpoczęła wyjaśnienia.
- Przybywam z pod Mglistych Bagien położonych w tej części świata, która na wielu waszych mapach oznaczona jest cieniem i opisana jako Mroczne Doliny. To kraj, gdzie śmierć chodzi po ziemi zadając śmierć... - miała poważny głos, cichy, ale przepełniony szczerą grozą. Nie wypuszczała z dłoni łuku, który bujał się miarowo w rytm jej kroków, niesiony w luźno opuszczonej ręce.
- W pobliżu bagien, otoczone nawiedzonym, przeklętym lasem, wznosi się zapomniane ludzkie miasto. Codziennie kilka osób ginie bez wieści... a potem słychać zawodzenia i jęki niosące się przez puszczę. Śmierć nie jest tam odpoczynkiem, tylko wiecznym zniewoleniem. Rozkładające się ciała, na wezwanie nekromantów podnoszą się z ziemi. Każda ofiara zasila ich szeregi. Prędzej czy później, niepowstrzymani, zajmą tereny Opuszczonego Królestwa. Wskrzeszą poległe na polu bitwy armie i ruszą na was.
Ponownie przetarła twarz i skręciła z uliczki na plac. Stąd było już widać szyld karczmy, więc zrównała się z nimi idąc obok białowłosej.
- Kilka lat temu zawędrowałam w okolice bagien i znalazłam oddziały organizacji, która chroni życie waszych pięknych, słonecznych krain. Od tamtego czasu i ja walczę o to, by i w Maurii zaświeciło słońce. O to, by plaga żywych trupów nie rozniosła się z ich plugawych kryjówek. Złocisty Świt, wzywa ludzi i elfy sumienia, by wzmocnili swoją piersią i mieczem mur, który nas wszystkich broni przed żywą śmiercią - spojrzała wymownie na miecz rycerza, a potem przytrzymała drzwi do karczmy.
- Szykujemy się do wojny. Chcemy odbić Wieżę Czarnoksiężnika i oczyścić ją z plugastwa. Potrzebujemy mieczy i ramion chętnych je podnieść w obronie życia. Czy macie na tyle odwagi i dobrej woli by stanąć przeciw czarnej magii? Czy któreś z was zechciałoby wstąpić w szeregi Złocistego Świtu?
Ostatnie zdania Tenisse wypowiedziała dobitnie i głośniej, także dlatego, że musiała przekrzyczeć karczemny gwar. Skierowała kroki do wolnego stolika dla czterech osób i zajęła miejsce opierając luk o brzeg blatu.
Gart - Cz lis 04, 2010 10:48 pm
Kiedy szli wśród strug deszczu wzrok miał skierowany na częściowo odkryte plecy elfki, czy też jakiś sobie tylko wiadomy punkt przed sobą. Słuchał jej słów uważnie, ale z biegiem czasu coraz mniej mu się podobały. Owszem, jego powołaniem było pomaganie innym istotom, ale nie widział siebie w regularnej armii. Najwygodniej było mu poruszać się w pojedynkę wśród zielnych zagajników i niewytyczonych ścieżek.
Nie odezwał się jeszcze przez chwilę po tym jak elfka zamilkła. Wydawało mu się, że raczej bardziej się przyda krążąc po równinach i pomagając przypadkowym ludziom. A tam mieli całe wojsko. jedna osoba w tą czy w tamtą chyba nie zrobiłaby im różnicy. Ale z kolei, o ile więcej mógłby zdziałać na tamtych ziemiach...
- Wolę samotne podróże, ale... Musiałbym się zastanowić. I nie wiem gdzie te ziemie mniej więcej leżą. - powiedział powoli, wciąż się nad tym zastanawiając. Nie chciał się teraz decydować. Musiał najpierw dokończyć to co dotąd zaczął. Strzepnął dłonią wodę z kaptura zanim usiadł przy stole, ale nie zdjął go. Oparł się o krzesło i wbił wzrok w przeciwną ścianę.
Jenya - Pt lis 05, 2010 5:37 am
Kiedy trójka odeszła ciekawska mewa również wzbiła się w powietrze. Dziewczyna słuchała z uwagą słów kobiety. W sumie nigdy nie planowała pakować się w jakąkolwiek wojnę. Ale może właśnie tam jest jej miejsce? Kiedy dotarli do karczmy obruszyła się strzepując z ogona i włosów wodę. Potem zasiadła na wskazanym miejscu i wyciągnęła swoją zniszczoną mapę. Gdzieniegdzie odznaczały się mokre plany od deszczu. Obserwowała chwilę miejsce o którym wspominała elfka.
-To niezwykle interesująca propozycja. Może niekoniecznie lubię poruszać się pod dyktando innych, ale może właśnie tam moje ścieżki powinny prowadzić. Musze to przemyśleć. Pozałatwiać i pozamykać wszystkie sprawy tutaj.- Odpowiedziała jej spokojnie. Może wrogość z jej rubinowych oczu zniknęła, ale nie znaczyło, że Jenya nabrała zaufania do owej kobiety. Nie wykazywała jakichkolwiek oznak uprzejmości. W karczmie panował gwar i mało kto zwróciłby uwagę na wchodzące zakapturzone osoby. Zasiadły one w przeciwległym końcu sali.
Tenisse Sunquiver - Pt lis 05, 2010 9:16 am
Wypowiedź lisołaczki wydała jej się bardziej przychylna. Może dlatego, że mrukowaty jegomość sprawiał wrażenie raczej obojętnego na wszystko. Uśmiechnęła się więc z wdzięcznością do białowłosej dziewczyny.
- Nie będę was namawiać, ani przekonywać. Walka z żywymi trupami, przy przewadze, którą mają graniczy z samobójstwem. A jednak jak dotąd udaje nam się utrzymać naszą placówkę.
Korzystając z tego, że mapa znalazła się na stole, wskazała towarzyszom południowo-wschodnie obrzeża Mglistych Bagien. Tak jak przypuszczała, mapa w tym miejscu była mało precyzyjna. Widać było tylko zarysy głównych obszarów. Puknęła lekko opuszkiem w miejsce, gdzie kończył się zaznaczony las.
- Właśnie tu znajduje się nasz obóz. Dawniej była tam niewielka wioska, skupiona wokół murowanej kaplicy, gdzie teraz nasze dowództwo objęło sobie kwaterę. Wokół kościółka stoi kilka drewnianych chat, ale nie dla wszystkich starcza tam noclegu. Teren wokół kaplicy usiany jest namiotami i mniejszymi obozowiskami, skupionymi wokół ognisk i składowanych materiałów. Czasami odwiedzają nas kupcy, ale tylko ci odważniejsi, którzy nie boją się po drodze natrafić na nieumarłych. Ich ochrona jest jednym z naszych zadań. Armia liczy nie więcej niż setkę osób i niestety wciąż nas ubywa, podczas gdy nowe trupy wciąż wygrzebują się z ziemi⌠- westchnęła, ale szybko się otrząsnęła z melancholii i ciągnęła dalej, znów rzeczowym tonem składając relację.
- Mamy skromny oddział konnicy, piechotę, zwiad i łuczników. Wspomaga nas kilku magów. Robimy podjazdy na bagna i patrolujemy Ścieżkę Dusz. Poza tym stanowimy eskortę dla podróżnych z Maurii. Staramy się wynajdywać słabo bronione punkty nieprzyjaciela i odbijać zrujnowane wioski i cmentarze. Teraz⌠zbieramy większą Armię by zaatakować potężny cel. Czarnoksiężnik kontroluje ze swej wieży bardzo duży obszar Dolin. Można powiedzieć, że każdy nieumarły, począwszy od nieuzbrojonego szkieletu, aż po pomniejszych nekromantów jest na jego usługach...
Therent - Pt lis 05, 2010 11:34 am
Po kilkutygodniowej wizycie w Nowej Aerii, gdzie przebywał w gościnie u przyrodniego brata i jego rodziny, Therent ruszył znów w podróż. Nogi poniosły go znów przez góry i wzdłuż rzeki, aż na wybrzeże, gdzie postanowił posmakować życia na morzu. Leonia wydała mu się miastem dobrym, jak każde inne do tego, żeby zaciągnąć się na jakiś okręt.
Jak zwykle najpierw skierował się do miejsc stanowiących skupiska ludzkie. Lubił mieć aktualne informacje o tym co się dzieje w mieście. Łatwo było złapać dobra okazję, pijąc z nieznajomym.
Siedział od dłuższego czasu prze stoliku z jakimś nieciekawym i mocno podchmielonym typem. To była pomyłka. Człowiek ten o niczym nie wiedział i nie zajmował się niczym, co mogłoby zainteresować pół-elfa. Rozglądał się więc po sali, by wyłapać treść rozmów innych. Kiedy zjawili się trzej przemoczeni podróżnicy, skupił na nich uwagę. Szczególnie podobała mu się długonoga elfka, chociaż biały zwierzołak też był intrygujący. Ich towarzysz za to nie wyglądał ciekawie. Therentowi wydawało się, że zaraz opróżni dwie butelki i uśnie na stole. Właściwie to już wyglądał jakby drzemał, tylko z uniesioną głową. Elfka opowiadała o jakiejś wojnie prowadzonej z nieumarłymi na drugim końcu świata.
"Po jakie licho elfy pchają się do Mrocznych Dolin?"
Postanowił się przyłączyć. Być może nawet odłoży podróż morską, a może im ją zaproponuje? Był już trochę znudzony tułaniem się bez celu. Łuczniczka nie wyglądała na zamożną, więc nie spodziewał się, że jako najemnik dużo zarobi na tej wojnie, ale ciekawie będzie nadać na chwile swemu życiu jakiegoś określonego kierunku. Dawno nie miał przed sobą wyzwania. Ostatnim była czarnowłosa piękność w Nowej Aerii, lecz tamtą batalie przegrał. Na wspomnienie Calipso powieki opadły mu do połowy. Jakaś rysa zadrapała mu serce i dokuczała od czasu do czasu. Potrzebował satysfakcji z wykonanego zadania, a ta elfica miała takie dla niego.
Podszedł do stolika, przy którym pozostawało jedno wolne krzesło. Położył dłoń na jego oparciu i odezwał się spokojnym, zrównoważonym głosem.
- Pozwolicie państwo, że się dosiądę. Zainteresował mnie plan zdobycia tej wieży panienko. Czy ów czarnoksiężnik posiada tam duży skarbiec? Chętnie bym to sprawdził. Możecie liczyć na to, że odprowadzę was do tego waszego obozu na bagnach. Jak się zwie ten wasz oddział?
Tenisse Sunquiver - Pt lis 05, 2010 12:53 pm
Podniosła głowę i oczy na przybysza. Jej wzrok prześlizgnął się po jego ciele i zatrzymał na twarzy.
"Postawa i budowa człowieka, ale wzrost jak na człowieka nieprzeciętny. Brak zarostu, szpiczaste uszy. najprawdopodobniej mieszaniec."
Jej pierwszą reakcją było zaskoczenie. Dopiero gdy dotarł do niej sens jego słów, uśmiech ponownie rozjaśnił jej twarz. Serce jej zabiło szybciej. Czyżby nareszcie dopisało jej szczęście. Zgodził się. I to bez stawiania warunków. Od razu oceniła posiadane przez niego uzbrojenie. Była pewna, że tego obosiecznego miecza nie nosi dla ozdoby.
- Tak, oczywiście zapraszam - odpowiedziała na jego pierwsze pytanie z ożywieniem. Odsunęła trochę swój łuk, żeby go nie przewrócił siadając.
- Co do skarbów, to nieumarli posiadają je rzadko. Zazwyczaj bardziej cenią energię, zwłaszcza życiową, która przekształcają na jej przeciwieństwo. Ale... ta wieża jak sądzę wcześniej należała do kogoś, kto mógł posiadać znaczne dobra. Złoto nie ulega rozkładowi, więc... - zawiesiła głos i uśmiechnęła się przebiegle. Ją akurat mało obchodziło złoto, chyba, że w tym celu, by kupić jedzenie dla oddziału. Ten wojownik jednak, sugerował, że interesują go głównie bogactwa.
Jenya - Pt lis 05, 2010 1:24 pm
Coraz bardziej ciekawiła ją ta podróż. Chciała coś powiedzieć, ale w tym momencie poczuła za sobą głos mężczyzny. Lisica spojrzała na niego zaskoczona, tym bardziej była zdziwiona widząc iż jego odzienie nie było kompletne. Przyglądała mu się bacznie swym rubinowym wzrokiem po czym w końcu wykrztusiła to co miała powiedzieć.
-Czy będzie ci przeszkadzało jak dam ci odpowiedź jutro z samego rana? Chciałabym teraz przejść do pokoju i się wysuszyć. Nie lubię być mokra.- Zapytała spokojnie. Mapę postanowiła im zostawić gdyby nowo przybyły towarzysz chciał poznać szczegóły. Spojrzała pytająco na Szarego. Nie miałaby nic przeciwko gdyby wolał zostać tu dłużej chciała jednak wyjaśnić z nim jedną sprawę na osobności.
Gart - Pt lis 05, 2010 1:54 pm
Nie wtrącał się w żaden sposób w rozmowę, co nei znaczyło że nie słuchał. Siedział sztywno w krześle, rzeczywiście wyglądając jakby był obojętny na wszystko, jednak w gruncie rzeczy było wręcz przeciwnie. Ale kiedy tak się zachowywał przynajmniej niczego się od niego nie wymagało na wstępie, nie oceniano możliwości po wyglądzie ani po tym jak się mądrzy. Nie było mu to potrzebne. Rozważał sam dla siebie słowa Tenisse, nie patrząc na nic konkretnego. Jedynie rzucił okiem na mapę, kiedy elfka wskazywała owe miejsce.
Naprawdę kusiło go zgodzenie się na przyłączenie się do tego oddziału. Ale to nijako zablokowałoby jego wolność, czego nie chciał. Kiedy Therent podszedł do stolika, jedynie krótko powiódł po nim spojrzeniem i wrócił do obserwowania jakże ciekawej ściany. Robiło się zbyt tłoczno jak dla niego. Dwie osoby jasne, trzy jeszcze ujdą, ale więcej... Skrzywił się lekko pod kapturem.
Kiedy Jenya się odezwała od razu pochwycił jej pomysł.
- Również byłbym wdzięczny za możliwość zastanowienia się. Tymczasem Pani będzie mogła opowiedzieć o szczegółach nowemu zainteresowanemu... - wstał od stołu i skłonił się wymienionym przed chwilą osobom. Zaraz po tym zwrócił się do Jenyi.
- Pójdę z tobą, jeśli pozwolisz.
Jenya - Pt lis 05, 2010 2:12 pm
Lisica również wstała od stołu.
-Dobrej nocy życzę i widzimy się jutro rano.- Odpowiedziała i skinęła głową. Potem obróciła się do Szarego.
-Tak, chodź chciałam jeszcze z tobą porozmawiać.- Dodała trochę ciszej i ruszyła w kierunku karczmarza. Poprosiła go o pokój z dwoma łóżkami rzucając mu parę monet. Skierowała kroki niezwłocznie w stronę pokoju znacząc na ziemi mokre ślady. Nie patrzyła czy mężczyzna za nią podąża wiedziała, że tak jest. Kątem oka dostrzegła dziwne, zakapturzone istoty spoglądające w jej kierunku, trwało to jednak zbyt krótko by lisica nabrała podejrzeń. Oboje z Szarym zniknęli na schodach prowadzących do pokoju.
Ciąg dalszy Jenya i Gart
Tenisse Sunquiver - Pt lis 05, 2010 2:20 pm
Kiedy zauważyła, że człowiek i lisia panna wstają z krzeseł momentalnie mina jej zrzedła. Zaczęła po raz kolejny przeklinać w duchu pomysł swojego dowódcy, który to właśnie ją wyznaczył do tej misji. Nie nadawała się do przekonywania ludzi, zawsze to wiedziała. Kiedy wymijająco odpowiadali i zbywali ją, nie umiała ich zatrzymać. W końcu chodzi o ich życie. "Nie mają obowiązku poświęcać się tak jak ja..." pomyślała ze smutkiem. Tak naprawę nie traktowała swojej służby jako poświęcenia. Po prostu tak wybrała. Taki cel i taki sens swojego istnienia. Będzie tępić rozprzestrzeniające się skażenie śmiercią i rozkładem, nawet gdyby miała zostać ostatnią z żyjących.
- Oczywiście, nie zatrzymuję państwa - powiedziała trochę ciszej, niż poprzednio. Słychać było po jej tonie, że straciła większość nadziei - Proszę o siebie zadbać, przecież przyszliście tu się ogrzać. Będę wdzięczna, jeśli spotkamy się jutro. Dla mnie i moich kompanów... to kwestia życia i śmierci. Śmierci, którą wielu poniosło między innymi w waszej obronie... - ostatnie słowa prawie wyszeptała odwracając wzrok. Nie lubiła wzbudzać poczucia winy i obiecała sobie w duchu, że już więcej nic takiego nie powie.
Jej nie przeszkadzało to, że była mokra. Prawie tego nie zauważała. Na bagnach powietrze było tak przesycone mgłą, że wilgoć była wszechobecna i nieustanna. Nigdy nie świeciło tam słońca a wiatr bywał przenikliwy. często padał deszcz. Nie opłacało się przebierać, a zresztą i tak nie byłoby gdzie suszyć ubrań. Nie mówiąc już o dniach, gdy nocowali pod gołym niebem, a ze sobą zabierali tylko broń, prowiant i minimalny dodatkowy ekwipunek.
Therent - Pt lis 05, 2010 3:37 pm
Oparł łokcie na stole i splótł ze sobą palce dłoni. Oparł na nich brodę i odprowadził wzrokiem wychodzącą parę. Mina i ton elki nie uszły jego uwadze. Odczekał, aż nieznajomi znikną z pomieszczenia i odezwał się cicho, poważnym tonem.
- Nie przejmuj się. Powiedzieli, że się zastanowią. Może całkiem poważnie cie potraktowali, tylko potrzebują pobyć na osobności.
Po prostu tak miał, że nawet wobec obcej lub dopiero poznanej osoby potrafił być od razu ciepły i życzliwy, jakby znał ją od dawna. Szybko podejmował decyzje, a tym razem była to decyzja o przystaniu do armii zwalczającej nieumarłych. Czuł się już jednym z żołnierzy z jej organizacji.
- A ty gdzie zamierzasz dziś nocować? Też przydałoby ci się suche ubranie.
Przesunął wzrokiem po jej gibkim, smukłym ciele. Już na pierwszy rzut oka wyglądało na wyziębione i gdzieniegdzie brudne. Podobała mu się, ale odkąd opuścił âźgawręâ nie miał ochoty żadnej kobiety dotykać.
Gardenia - Pt lis 05, 2010 6:13 pm
Tatata-taaaam. Tatata-taaaam. Pierwsza część melodii zaczynała się od kilku powolnych ale doniosłych akordów, żeby następnie przejść w coraz bardziej przyśpieszającą i energetyczną część drugą. Gardenii, która do czasu otrzymania harmonijki nigdy nie zaprzątała sobie głowy takimi głupotami jak muzyka, utwór ten niezwykle przypadł do gustu. Było w nim coś porywającego, coś co doskonale współgrało z wybuchami wulkanów i żywiołem ognia w ogóle. Uśmiechnęła się, poruszając palcami coraz szybciej. Tatata- taaaam.
Zakończyła wystukiwać utwór na powierzchni lady właśnie w chwili, gdy barman przyniósł zamówiony trunek. Umoczyła usta w jasnożółtym likierze i westchnęła z błogością.
- Mam nadzieję, że tym razem nikt nie będzie tu robił zamieszania, otwierając portal na środku izby â ostrożnie przyjrzała się gościom karczmy ale nikt nie przypominał siwowłosego maga z Meot. Wyglądało, że wszystko jest w porządku. Nagle drzwi wejściowe otwarły się na oścież, wpuszczając do środka powiew zimnego powietrza razem z trójką nieznajomych. Maie spięła się.
- Chyba mam deja vu.
Kiedy nieznajomi usiedli spokojnie na krzesłach i rozpoczęli rozmowę, uspokoiła się i wróciła do sączenia trunku. Dzięki wyczulonemu słuchowi chcąc, nie chcąc dotarła do niej opowieść elfki o powtarzających się atakach armii nieumarłych. Gardenia zamyśliła się. Tam gdzie są ożywieńcy tam są też nekromanci. Dziedzina śmierci, choć bardzo różniła się od dziedziny ognia, była uprawiana przez wielu utalentowanych magów.
- Pojedynek z nekromantą - dokończyła likier i zaczęła żuć plasterek carat - To mogłoby być ciekawe.
Tenisse Sunquiver - So lis 06, 2010 10:51 am
Spojrzała na pół-elfa, ale wcale nie miała ochoty się uśmiechnąć. Jej oczy były granatowe, ale momentami połyskiwały zielonkawo. Nie potrzebowała troski, tylko mieczy. Wcale nie chciała, żeby ją pocieszał. Kiedy zapytał ją o nocleg momentalnie przyszło jej na myśl, że jego zaangażowanie wynika z chęci pójścia z nią do łóżka. Skrzywiła lekko wargi na tę myśl. Czy już na świecie nie ma bezinteresownych istot? A nawet gdyby miała rację... może nie było to takie złe. Póki nie spełni jego zachcianki, może gotów jest nawet zawędrować z nią do obozu. Pytanie tylko jak długo zechce mu się czekać. Ponownie oceniła szerokość jego barków i kształt mięśni. Nie była pewna czy dałaby sobie z nim radę sam na sam, gdyby zechciał brać ją siłą. Nawet przy swojej zręczności, mogłaby mieć problemy. Był zapewne w połowie elfem i nie należało tego lekceważyć.
- Zobaczysz, że w Mrocznych Dolinach nie bywa się suchy prawie nigdy. Przywykłam i do wilgoci i do niewygody. Nie jestem tu, by zażywać lepszego życia, tylko żeby werbować armię - odpowiedziała dość twardym tonem - Tak się składa, że mam tu już wynajęty pokój. A może to ty szukasz noclegu?
Wstała od stolika i zwinęła mapę. Wsadziła ją do torby, a kiedy odchylała klapę widać było, że wypchana jest zwiniętym płaszczem. Nie założyła go na siebie mimo deszczu, bo wolała nie ograniczać sobie ruchów i widoczności w ciasnych przestrzeniach między domami.
- Jeśli nie masz gdzie spać możesz przenocować u mnie, ale będziesz spał na podłodze, jasne?
Spojrzała mu w oczy odważnie i rozkazująco.
Therent - So lis 06, 2010 11:46 am
Zaśmiał się chrapliwie i także wstał od stołu.
- Chętnie skorzystam z tego jakże miłego zaproszenia.
Udał się za elfką do jej pokoju, z upodobaniem śledząc jej zgrabne i energiczne ruchy. Wyglądała na zirytowaną, chociaż starała się być opanowana. W jej sprężystym kroku i tym jak zarzucała głową i jak ściskała łuk widział jednak swoje. Ciekawił go powód jej zdenerwowania. Czyżby go posądzała o niegodne zamiary? Tak, to była bardzo prawdopodobna wersja. Ponownie uśmiechnął się pod nosem.
"Kobiety zarzucają nam, że myślimy tylko o łóżku, ale tak naprawdę często to one same nam to wmawiają i sugerują. Może nawet skrycie pragną budzić pożądanie."
Na miejscu zdjął miecz i torbę i odłożył je pod ścianą. Sam usiadł obok, opierając się o nią plecami i obserwował jak dziewczyna zdejmuje z łóżka pościel i rozkłada ją na ziemi. Nic nie mówił. Potem elfka zasłała sobie tapczan samą kapą i zwinęła się na nim w kulkę przykrywając się płaszczem wyjętym z torby. Przeniósł spojrzenie na kołdrę i poduszkę leżące na ziemi.
- Dziękuję - orzekł krótko i wstał. Położył się na kołdrze na plecach. Włożył ręce pod głowę i całą noc przeleżał wpatrując się w sufit.
Gart - So lis 06, 2010 12:48 pm
Zszedł pos schodach trzymając swą torbę w ręce. Rozejrzał się po karczmie uważnie. Nie zobaczył elfów, więc usiadł przy jednym ze stolików w rogu, żeby pozostać jak najmniej zauważonym. Zamówił skromny posiłek, którym od razu się zajął. Noc dopiero się zaczynała, a on nie miał zbytniej ochoty spać. Coś nie dawało mu spokoju, ale nie mógł wymyślić czym to było.
Kiedy zjadł, zdjął pendent kładąc pochwe z mieczem na stole. Oparł się wygodniej i skrzyżował ręce pod płaszczem. Przez kolejne godziny prawie wcale się nie poruszał, siedząc z pochyloną głową.
Tymczasem karczma prawie całkowicie opustoszała, a spokój zakłócał chyba tylko deszcz bębniący o szyby.
Gart za to zastanawiał się nad propozycją elfki, rozważając każde za i przeciw takiemu stanowi rzeczy.
Gardenia - So lis 06, 2010 1:15 pm
Wyglądało na to, ze elfy skończyły rozmowę i zmierzały do swoich pokoi. Za oknem dzień dobiegał końca. Siąpiący wcześniej niewielki deszczyk teraz rozpadał się na dobre. Miarowy, systematyczny stukot kropli o dach karczmy wprowadzał ją dobry nastrój. Maie sięgnęła do sakwy i wyjęła miedziany instrument. Oparła nogi na drugim krześle i spróbowała zagrać pierwsze dźwięki piosenki, którą wcześniej wystukiwała na ladzie. Karczmarz, krzywiąc się na to fałszujące piszczenie, wychylił się przez bar w stronę kobiety.
- Bez urazy ale jeśli szkoli się pani na barda to potrzebuje pani trochę więcej praktyki â wybulgotał, przerywając Gardenii w pół tonu â I proszę grać trochę ciszej. W pokojach śpią goście.
Maie westchnęła, wstała z krzesła i dumnie pomaszerowała do drugiej części pomieszczenia. Tam, przez kolejne godziny, kontynuowała swoje próby.
Jenya - So lis 06, 2010 1:43 pm
Po długich godzinach dziewczyna zeszła po schodach na dół okryta swoim błękitnym płaszczem i z przewieszoną torbą. Maoru przyczepiony był do pasa. Dziwnym faktem było to, że nadal była mokra. Tak jakby dopiero co wróciła z dworu. Spod materiału okrycia prześwitywała podarta sukienka. Na nadgarstkach miała obtarcia i siniaki. Od razu podeszła do lady.
-Daj mi do picia coś co rozgrzewa.- Mruknęła kładąc na stolę złotą monetę i klucz od pokoju. Nie rozglądała się po sali, ale dochodziła do jej uszu melodia, lub coś co próbowało ją imitować. Odebrała zamówienie i spojrzała w kierunku grającej kobiety. Chwilę się jej przyglądała po czym postanowiła się do niej dosiąść.
-Przeszkodzi ci jak się dosiądę? Nie muszę ci zawracać głowy gadaniem, jakoś nie mam do rana co ze sobą począć.- Odezwała się spokojnie do kobiety odsuwając krzesło przy jej stoliku.
Gardenia - So lis 06, 2010 2:34 pm
Przez pierwszą godzinę karczmarz narzekał wielokrotnie na dźwięki wydawane przez harmonijkę ale po otrzymaniu niewielkiej zapłaty postanowił zająć się czymś innym. Poza tym, skoro wnętrze pomieszczenia opustoszało muzyka Gardenii już nikomu innemu nie przeszkadzała. Teraz, kiedy goście budzili się i ponownie zaczynali schodzić do głównej izby, barman, raz po raz, spoglądał wymownie w stronę kobiety. Dla Maie był to sygnał, że czas kończyć.
Kiedy do stolika podeszła czerwonooka dziewczyna i zadała pytanie, Gardenia skinęła głową, nie przerywając grania. Chciała, żeby ostatnie dzięki melodii zabrzmiały jak najlepiej. Wyszły średnio ale lepiej niż wczorajszego wieczoru.
Odłożyła harmonijkę z powrotem do sakwy i rozmasowała żuchwę.
Nagle przypomniała sobie rozmowę o nieumarłych.
- Przepraszam ale wczoraj usłyszałam waszą rozmowę i tak się zastanawiam... â zwrócił się do czerwonookiej â ...czy mogłabym się do was przyłączyć? Zawsze interesowały mnie istoty obeznane z dziedziną śmierci i chciałabym zobaczyć ich magię na własne oczy. â wyciągnęła rękę w stronę dziewczyny â Jestem Gardenia.
Jenya - So lis 06, 2010 2:51 pm
Milczała wsłuchując się w granie kobiety. Nie szło jej najlepiej, ale nie w rękach lisicy to oceniać. Może właśnie tak miało być. Nadpiła gorącej herbaty czując, że karczmarz dolał jej coś ekstra na rozgrzanie. Uśmiechnęła się pod nosem.
-Sądzę, że elfka nie będzie miała nic przeciwko, bardzo chętnie werbuje coraz to nowe osoby więc pewnie przyjmie cię z otwartymi ramionami. Też mam zamiar się tam zakręcić. Nie mam nic innego do roboty, a czymś ręce trzeba zając.- Na jej twarz wpłynął spokojny uśmiech. Zawahała się wpierw czy wyciągnąć dłoń widząc swoje siniaki na nadgarstkach, ale po chwili uścisnęła wyciągniętą rękę.
-Jenya. W sumie to trochę mnie martwi fakt iż będą to działania zorganizowane, bardzo nie lubię jak ktoś mi rozkazuje. Może jednak uda mi się jakoś to ominąć.- Ponownie nadpiła herbatę przyglądając się kobiecie.
Gardenia - So lis 06, 2010 3:35 pm
Gardenia oparła się wygodnie na krześle, mieląc w głowie słowa dziewczyny.
- Tamtejsi dowódcy pewnie będą mieć wystarczająco dużo roboty ze swoimi ludźmi, żeby jeszcze uważać na inne osoby. ZresztąâŚ - Gardenia przerwała na kilka sekund. Z aury Jeny dało się wyczuć silne wpływy magii ale innej dziedziny niż Maie. Ciekawe. - âŚskoro idziesz tam dobrowolnie i raczej bez widoków na zapłatę w złocie, to nie powinni robić problemów z tego, że działasz na własną rękę.
Gardenia skupiła się przez chwilę na swoim odczuciu. Bez wątpienia czerwonooka była obeznana z magią. Otaczał ją nienaturalny chłód i zapach mokrej ziemi oraz sierści. Sierści? Czyżby dziewczyna trzymała w pokoju psa? Nie, to nie to.
Maie chrząknęła.
- Słuchaj Jenya, popraw mnie jeśli się mylę ale wyczuwam od ciebie całkiem silną, magiczną aurę. Sama od wielu lat studiuję dziedzinę ognia więc zwracam uwagę na takie rzeczy â podrapała się po głowie â Mam propozycję. Nie wiem z czym będziemy mieli do czynienia tam na miejscu ale jeśli zrobi się naprawdę gorąco możemy spróbować połączyć moc obu żywiołów. Prawdopodobnie wytworzy efekt, który przechyli szalę zwycięstwa. â uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami â A przynajmniej czytałam o takich przypadkach. Co ty na to?
Jenya - So lis 06, 2010 3:54 pm
Uśmiechnęła się pogodniej.
-No w sumie to mnie uspokoiłaś. Widocznie nie ma czym się przejmować.- Odpowiedziała, ale zamilkła na następne słowa kobiety. Zamyśliła się na chwilę.
-Takie rzeczy się zdarzają, ale trzeba dobrego zgrania z obu stron, uczyłam się co nie co na ten temat. W teorii, patrząc na podstawowe żywioły moim jest woda, ale wykształcone od dziecka umiejętności sprawiły, że panuję nad lodem. Czy można by połączyć tak skrajne żywioły, pewnie tak.- Coraz bardziej podobała się jej prawdopodobnie przyszła towarzyszka w boju. Zdawała się pałać entuzjazmem w sprawach walki. Napój już przestygł więc dopiła go na raz by rozgrzać zziębnięte ciało.
-A tak z ciekawości, długo już grasz na swojej harmonijce?- Zapytała opierając łokcie o blat stołu a brodę o dłonie. Jej biały ogon falował za nią spod płaszcza.
Gardenia - So lis 06, 2010 4:21 pm
- CóżâŚ - skonfundowała się lekko. Wyjęła harmonijkę i położyła na blacie stołu - Nie. Dostałam ją dwa tygodnie temu. To prezent, który podobno ma mi pomóc w lepszym opanowaniu arkanów magii ognia. Albo przejaw dziwnego poczucia humoru pewnej elfickiej magini. â raczej to drugie, dodała w myślach - Tak czy inaczej⌠- kątem oka dostrzegła jasny, poruszający się kształt obok krzesła Jenyi - âŚćwiczę na niej kiedy się da.
Czerwonooka okazała się być zmiennokształtną, stąd ten zapach sierści. Swoją drogą ciekawe jak to jest mieć ogon w ludzkiej formie? W zamyśleniu trąciła palcem kilka razy w instrument.
- Wygląda na to, że teraz trzeba będzie poczekać na elfkę, która zorganizowała całą wyprawę.
Jenya - So lis 06, 2010 4:36 pm
Znów się zamyśliła.
-To nie koniecznie musiał być żart. Bardzo możliwe, że pomoże ci to w rozwijaniu twojej mocy. Widzisz ja śpiewam. Hm, jak to mówił mój były Mistrz. Coś o tym, że pomaga nam to wyciągnąć o wiele więcej z naszego wnętrza i emocji, coś w tym stylu. Tak czy siak kocham śpiew więc jest mi to jeszcze bardziej na rękę.- Założyła białe włosy za ucho.
-Umówiłam się z nią rano by dać jej odpowiedź. Nie sądziłam jednak, że tak szybko się zdecyduję. Teraz pozostaje jedynie czekać.- Wpatrywała się w blat z lekkim uśmiechem. W sumie po burzliwych i niekoniecznie miłych wydarzeniach tej nocy czuła się wyjątkowo spokojna. Zamknął się pewien rozdział w jej życiu i właśnie zaczynał nowy.
Tenisse Sunquiver - So lis 06, 2010 6:12 pm
Obudziła się wyspana i wygrzana. Tapczanik był wygodny w porównaniu z posłaniami do jakich przywykła. Czarna skóra jej lekkiej zbroi pozostała wilgotna, ale była cieplutka, rozgrzana jej ciałem. Wstała i przeciągnęła się. Jej wzrok padł na sinego elfa leżącego na podłodze. Miał zamknięte oczy, ale leżał nienaturalnie prosto z dłońmi splecionymi na brzuchu niczym nieboszczyk.
Wzięła łuk i torbę a na ramiona zarzuciła szary płaszcz pod którym spała. Przechodząc koło pół-elfa zawahała się. Cofnęła się, pochyliła i potrząsnęła jego ramię.
- Wstawajcie rekrucie. Czas w drogę.
Nie czekając na reakcję wyszła z pokoju i zeszła na dół. Z pelnym niepewności przejęciem rozejrzała się po powoli zapełniającej się izbie. Wypatrzyła białowłosą, siedzącą na uboczu w towarzystwie nieznanej jej kobiety. Mrukowatego mężczyzny nigdzie nie wypatrzyła. Istniała możliwość, że ta mała czeka na mapę, więc wyjęła ją z torby i podała lisiej pannie.
- Dziękuję za użyczenie mapy, chyba panienka zapomniała.
Jenya - So lis 06, 2010 6:41 pm
W sumie przysypiała nad stołem, ale obudził ją głos elfki. Podniosła na nią swój rubinowy wzrok lekko zdezorientowana i uśmiechnęła się.
-Zostawiłam ją byś mogła wprowadzić szczegółowo tamtego faceta w wspólną podróż. Poza tym zwerbowałam ci kolejną osobę. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. Zdawało mi się, że zależy ci na nowych członkach.- Odpowiedziała wskazując dłonią w stronę Gardenii. Mapę jednak zabrała i spakowała do swojej torby.
Gardenia - So lis 06, 2010 6:47 pm
Gardenia skubnęła się w czubek nosa, czasami tak robiła kiedy chciała się skupić. Jenya powiedziała, że śpiew pomagał jej w kierowaniu magią. Czy z grą na harmonijce będzie podobnie? Czy właśnie to miała na myśli Brunhilda, kiedy wysyłała jej instrument? To mogło mieć sens. Kobieta podniosła miedziany prostokąt i bezrefleksyjnie zaczęła podrzucać go jedna ręką. Za trzecim razem usłyszała po swojej prawej czyjeś kroki. Po chwili do ich stolika zbliżyła się elfka, którą widziała wczoraj. To ona opowiedziała o złej sytuacji związanej z ożywieńcami. Maie złapała harmonijkę w locie, podniosłą się wolno z krzesła i zwróciła bezpośrednio do czarnowłosej
- Witam. Jestem Gardenia. - schowała instrument z powrotem do sakwy - Jeżeli oferta nadal jest aktualna, to chętnie się przyłączę.
Tenisse Sunquiver - So lis 06, 2010 8:09 pm
Kolejne zaskoczenie. Znów poczuła przypływ nadziei. Aż trudno jej było w to uwierzyć. "Zacznę się cieszyć jak dotrzemy na miejsce" powtarzała sobie w myślach.
- Więc obie panie jesteście zdecydowane? - przerzuciła spojrzenie z Jenyi na tą drugą. Nawet nie znała ich imion. Nie wyglądały na wojowniczki. Jedna chodziła w sukience, a druga podrzucała harmonijkę. "O ile nie są magiczkami, na niewiele się zdadzą, ale nawet jeśli nimi nie są, to zawsze mogą pracować w kuchni lub zbrojowni"
- Panienka nosi imię Jenya... prawda? - zapytała lisołaczkę - A pani jak na imię? - przeniosła wzrok na Maie - Jestem Tenisse Sunquiver, ale jeśli wstępujecie do Złocistego Świtu, to szeregowy Sunquiver. Władacie biegle jakąś bronią?
Jenya - So lis 06, 2010 8:19 pm
Lisica również wstała bo jakoś strasznie oficjalnie się zrobiło.
-Owszem Jenya, a skoro wstępuję do szeregów to nadal Jenya i nie zamierzam używać stopni w stosunku do innych. Hierarchię sobie odpuszczę.- Uśmiechnęła się pogodnie. Gdy elfka wspomniała o broni dziewczyna odpięła od pasa Maoru. Sztylet zabłyszczał w jej dłoni.
-Maoru. Sztylet, miecz, kosa. Ale nie używam go na byle kogo. Wystarczy mi władanie lodem.- Odpowiedziała spokojnie.
Therent - So lis 06, 2010 8:30 pm
Otworzył jedno oko, kiedy elfka go dotknęła. Uśmiechnął się beztrosko słysząc jak go nazwała. Nie spieszyło mu się wstawać, ale podniósł się swoim tempem, po tym jak dziewczyna opuściła pokój. Zaścielił łóżko, wziął swoje rzeczy i zszedł na dół. Pod ścianą zobaczył jak łuczniczka rozmawia z tą lisiczką, z którą wczoraj przyszła. Dołączyła do nich jeszcze jedna kobieta. "Czemu znów trafiają mi się baby?"
W pierwszej chwili nie zobaczył wczorajszego towarzysza białowłosej, ale po chwili zauważył zakapturzoną postać w cieniu. Nie podszedł do niego wprost, tylko najpierw podszedł do lady i poprosił o napełnienie manierki wodą. Gdy dostał ją spowrotem, skierował kroki w stronę Garta i stanął obok opierając się barkiem o ścianę. Pociągnął łyka z manierki. Patrzył na postać rycerza jakiś czas zanim się odezwał.
- Nie siedzisz z damami. Czyżbyś odmówił udziału w wojennej wyprawie? - zapytał leniwym tonem, ale dość poważnie.
Gardenia - So lis 06, 2010 8:39 pm
Kiedy elfka zadała pytanie o broń Maie pokręciła przecząco głową.
- Nie â oparła się dłońmi o krawędzi stolika â Nigdy nie było takiej potrzeby, szeregowy Sunquiver. Zresztą ogień lepiej radzi sobie z nieumarłym ciałem niż stal. â oczy Gardenii zalśniły lekko kiedy powietrze wokół nich ociepliło się o kilka stopni â Zapewniam, że po moim ataku nieboszczycy już więcej nie powstają.
O innych umiejętnościach nie chciała wspominać. Nigdy nie wiadomo kiedy potencjalny sprzymierzeniec rzuci ci się ze sztyletem do gardła.
Lepiej mieć wtedy w zanadrzu coś więcej niż magię.
Gart - So lis 06, 2010 8:47 pm
Uniósł powoli głowę, żeby spojrzeć na Therenta. Nie zauważył nawet, że już nadszedł ranek. Przekrzywił parę razy głowę na boki, czemu towarzyszyły lekkie trzaski kości wskakujących na swoje miejsce. powiódł jeszcze wzrokiem po sali, zanim zebrał się na odpowiedź, która jak zwykle nie była zbyt rozwinięta, jakkolwiek by nie patrzeć.
- Raczej nie. Któs musi zostać, wszyscy nie mogą wyjechać. - głos miał zachrypnięty, pewnie przez to że kilka godzin siedział o suchym gardle. Zmrużył na moment oczy, wpatrując się w swój miecz. Wciąż coś nie dawało mu spokoju. Ale Jenye widział przy stole z tamtymi trzema kobietami, więc to zapewne nie chodziło o nią. W takim razie o kogo? Tego nie wiedział. Odchrząknął tylko i wyprostował się, ale wciąż nie ruszając się z krzesła.
Tenisse Sunquiver - So lis 06, 2010 9:12 pm
Popatrzyła na prezentowany przez Jenye sztylet i pokiwała głową. Wyglądał na wyjątkową, magiczną broń, zwłaszcza dlatego, że lód z którego był tykonany nie topił się w pokojowej temperaturze.
- Piękny - przyznała, a potem delikatnie ujęła Jenye za przedramię - Za to to nie wygląda już tak dobrze. Kto ci to uczynił? - zapytała marszcząc brwi, wpatrując się w siniaki na delikatnych nadgarstkach lisołaczki. Na słowa Gardeni także przytaknęła spokojnie głową.
- A zatem ogień i lód. Dobrze. W imieniu komandora Silverspine dziękuję za gotowość wsparcia Złocistego Świtu w walce przeciw śmiertelnemu cieniowi. Mam nadzieję, że jesteście gotowe ruszyć jeszcze dzisiaj? Aha... i mówcie mi jednak po imieniu. Przynajmniej tu, gdzie dowództwo nie słucha - uśmiechnęła się ciepło, a potem znów spoważniała i obróciła rękę Jenyi by zobaczyć ją z drugiej strony.
Therent - So lis 06, 2010 9:20 pm
Nie czekając na zaproszenie i nie pytając o pozwolenie usiadł na krześle obok Garta, żeby lepiej go widzieć. Wzrok pół-elfa spoczął na mieczu.
- "Ktoś musi zostać" To zabrzmiało jakby całe miasto wybywało, a ja wiem tylko o dwóch wybierających się na wojnę dziewojach. Czy to nie wstyd, żeby mężowie się ostawali, a panny żeby szły wojować? - zaśmiał się głebokim głosem i podał mu pod nos manierkę. - Woda. Masz chęć? Nie widziałem żebyś coś zamawiał, może postawić ci coś mocniejszego?
Jak zwykle miał na sobie tylko wytarte skórzane spodnie i ciężkie buty. Srebrzysto-szare włosy zagarnął z czoła w tył co dało malowniczy efekt, bo na chwilę rozłożyły mu się po barkach pełnym wachlarzem.
Jenya - So lis 06, 2010 9:23 pm
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
-Miłość... chyba się trochę rozpędził bo mnie posiniaczył gdzieniegdzie. Ale już nie boli, tylko tak brzydko wygląda.- Odpowiedziała cicho. Dobrze, że płaszcz zakrywał podartą suknię i siniaki na wewnętrznych stronach ud.
-Tak idziemy jeszcze dziś, szkoda zwlekać. Pozałatwiałam wszystko co trzeba było dziś zrobić.- Dodała wesoło. Westchnęła na słowo "dowództwo". Już widziała te walki z tymi zadufanymi osobami.
Gardenia - N lis 07, 2010 7:39 am
- Zaraz wracam â powiedziała z uśmiechem i ruszyła z stronę baru. Po drodze minęła dwójkę rozmawiających ze sobą mężczyzn. Jednym z nich był towarzysz Jenyi z wczorajszego wieczoru. Wyglądało na to, ze ich drogi rozdzielały się.
Karczmarza zastała krzątającego się w kuchni. Zapukała donośnie w drzwi, dając mu znak, że klient czeka.
- Wybieram się z moimi towarzyszami w dalekie, nieprzyjazne tereny. Chciałbym ze sobą zabrać odrobinę tego przepysznego likieru, który przyrządzacie gospodarzu, co by podróż się nie dłużyła â wysypała złote monety na kontuarze â Najlepiej w niewielkiej, wzmocnionej butelce.
Złoto bardzo szybko trafiło do kieszeni fartucha karczmarza a pół litra jasnożółtego likieru do sakwy Maie. Następnie wróciła do miejsca, gdzie pozostawiła Tenisse i zmiennokształtną.
- Ja również jestem gotowa.
Gart - N lis 07, 2010 1:30 pm
- Jeśli to taki wstyd, możesz ruszyć z nimi. - wzruszył ramionami - Podobno każdego chętnego przyjmują. - spojrzał przeciągle na manierkę którą podawał mu Therent. Nie odebrał jej jednak, tylko nachylił się do własnej torby, odwiązał bukłak i z niego się napił. Chwilę później odłożył go z powrotem i ponownie spojrzał na półelfa, jakoś wcale nie przejęty jego ubiorem.
- Jedni walczą w walnych bitwach, inni krążą po leśnych szlakach.
Tenisse Sunquiver - N lis 07, 2010 1:58 pm
Nie bardzo uwierzyła w wersję o namiętnej miłości. Siniaki musiały sprawiać więcej bólu niż przyjemności i nikt kochający nie uczyniłby tego bliskiej osobie. Co prawda słyszała o brutalnych zabawach kochanków, ale tam raczej chodziło o delikatne mocowanie się, które aprobują obie osoby. Jenya musiała się szczerze bronić, skoro była tak mocno szarpana i ściskana. Zrobiło jej się żal lisiczki, ale nie dziwiła się, że dziewczyna woli ukrywać prawdę. Ostatecznie to nie była jej sprawa, więc nie wróciła do tematu.
Gdy Gardenia wróciła od baru, poprawiła torbę na ramieniu, odruchowo sprawdziła czy sztylet jest na swoim miejscu, a potem oświadczyła:
- Wspaniale. Cieszę się, że jesteście tak zdecydowane. W takim razie ruszajmy. Może to was zdziwi, ale obierzemy drogę morską. Popłyniemy do Rubidii, a potem w górę Rzeką Motyli. W porcie czeka na nas galeon o nazwie "Trzecia Gwiazda". Odpływamy w południe, ale wolałabym znaleźć się zawczasu na pokładzie. Idźcie już, ja jeszcze poinformuję tego pół-elfa.
Odeszła od towarzyszek i podeszła do stolika przy którym siedzieli mężczyźni.
- Statek czeka w porcie - oświadczyła bez zbędnych wstępów - Ruszamy.
Therent - N lis 07, 2010 2:08 pm
Nie przejął się odmową, tylko schował manierkę do torby. Najwyraźniej tego typa nie ruszały wyrzuty sumienia w stosunku do bohaterskich elfów broniących świata przed nieumarłymi. Nie zależało mu też chyba na tej lisołaczce, skoro puszczał ją na ścieżki umarłych. Ciekawiło go co też może być ważnego dla tego człowieka.
- Po leśnych szlakach krążą zbójcy - uśmiechnął się i podrapał od niechcenia w ramię - Nie wyglądasz mi na rozbójnika. Masz za ciężkie opancerzenie. Po co szwendasz się zatem po bezdrożach?
Zanim Gart zdążył odpowiedzieć,podeszła do nich elfka z łukiem. "To dopiero jest zboczenie" pomyślał spoglądając na broń w jej dłoni "Ona z nim nawet sypia"
- Nie czekaj na mnie złociutka. Widziałem na mapie to twoje bagno, sam tam trafię.
Jenya - N lis 07, 2010 2:23 pm
-Pewnie nie będę mogła zabrać swojego konia?- Zapytała, ale w sumie sama siebie go elfka zdążyła odejść. Spojrzała na Gardenię.
-No to ruszajmy, szkoda czasu. Pewnie stajenny się ucieszy z nowego nabytku, taki ładny i silny koń.- Poprawił torbę jak i Maoru po czym ruszyła w kierunku drzwi. Spojrzała w stronę trójki, dopiero teraz dostrzegła tam Garta. Nie odwróciła jednak wzroku. Nie zmieszała się. Jej twarz pozostała całkiem obojętna. Pożegnali się, rozdzielili. Zakończyła tę znajomość. Wyszła z karczmy i tam poczekała na resztę.
Gardenia - N lis 07, 2010 3:03 pm
Słysząc jak likier z aaronki miarowo chlupocze w sakwie podreptała za zmiennokształtną. Przed wyjściem na zewnątrz rzuciła jeszcze okiem na elfkę, która rozmawiała z dwójką gości karczmy. Człowiek w zbroi najwyraźniej nigdzie nie zamierzał się ruszać, za to elf zadeklarował się, że dotrze na miejsce samodzielnie. Maie nie chciała tracić więcej czasu na obserwację więc ruszyła prosto przez drzwi, opuszczając pomieszczenie.
- Nie przejmuj się koniem â zwrócił się do Jenyi, stając obok niej na podwórzu karczmy â Na polu bitwy zawsze jest ich pełno i raczej nikt się o nie nie upomina. - wzruszyła ramionami - Zaopiekujesz się którymś.
Tenisse Sunquiver - Pn lis 08, 2010 10:08 am
Ogarnęło ją oburzenie. "Ty zarozumiały osiłku, jeszcze się przekonasz co to znaczy rozkaz."
- W takim razie żegnam - rzuciła zduszonym głosem. Zmarszczyła gniewnie brwi i obróciła się na pięcie.
Szybkim krokiem przemaszerowała przez izbę i pchnęła drzwi na zewnątrz.
Nieco się zaskoczyła widząc, że towarzyszki czekają na nią przed karczmą. Na ich miejscu już by była w porcie i szukała statku, albo zapoznawała się z załogą, no, ale ona to ona... swoje już przeżyła i wiele podróżowała. Poza tym była teraz ich przewodniczką i mogły uznać jej wskazówki za zbyt mało czytelne.
- Nie ma na co czekać, idziemy. Nie macie żadnego bagażu? Czym dotąd podróżowałyście? Konie można zabrać, ale opłata za przewóz zwierzęcia jest prawie równowartością samego wierzchowca dlatego polecam sprzedać je w porcie. Są tam kupcy, którzy tylko czekają na taką okazję. Co do tamtych dwóch... zostają. Elf niby ma zamiar sam dotrzeć do obozu, ale nie liczę na to.
Ruszyła przed siebie pewnym krokiem nie oglądając się za siebie. Jak zwykle trzymała łuk w ręku, a z kołczanu starczały czarne lotki strzał nad jej ramieniem. Wyglądała jakby była w każdej chwili gotowa do walki, mimo że naokoło mijali tylko pospolite mieszczańskie widoki.
C. D.
Gart - Pn lis 08, 2010 3:35 pm
I tak nie miał zamiaru odpowiadać zaraz po zadaniu pytania. Spojrzał przelotnie na Tenisse, później na wychodzące z karczmy kobiety. Może powinien płynąć z nimi? Może bardziej by się przydał. A może i nie? Potrząsnął głową, po czym odprowadził wzrokiem ostatnią z kobiet. Zaprawdę dziwnie musiała ta sytuacja wyglądać dla kogoś patrzącego z boku. Dopiero po chwili przypomniał sobie o pytaniu Therenta. Zerknął na niego spod kaptura.
- Właśnie, pełno rozbójników. Chyba sam sobie już odpowiedziałeś na pytanie, nei sądzisz? - mogło się zdawać, jakby się uśmiechnął. Albo to tylko materiał maski zasłaniającej jego twarz przypadkowo się zagiął pod innym kątem niż zwykle.
- A ty czemu z nimi nie płyniesz?
Therent - Pn lis 08, 2010 5:24 pm
- A więc błedny rycerz - nadal nastrój miał pogodny, ale już się nie uśmiechał. Ton jego głosu nabrał powagi. - I z tego żyjesz? Wybawieńcy dają ci złoto? No to trafiałeś na wyjątkowo szczodrych. Chyba, że rabujesz zwłoki. To by już było nieco mniej godne zachowanie.
Dalej ciągnął swoim monotonnym, spokojnym głosem, bawiąc się wprawianiem monety w ruch obrotowy na stole.
- A za nocleg w karczmie się płaci. Za konia też niemało. A w zimie cieżko zwierze wypasać. Chyba, że wędrujesz pieszo, ale wtedy się buty rozpadają... Wiesz rycerzu, z takiego życia to niewiele masz mitu. Zbroja nie lśni, herbu nie widzę, panny na widok twego lica nie mdleją. I nawet o to nie zabiegasz z tego co widziałem. To co ci z tego rycerstwa, co?
Pozwolił monecie się przewrócić i nakrył ją płasko dłonią. Zaczął się przyglądać zakapturzonemu milczkowi. Wczoraj go wziął za pospolitego najemnika, prostego i ciemnego jak noc. Teraz zmienił zdanie. Nieznajomy musiał coś ukrywać. Najpewniej swoją tożsamość skoro zasłania twarz.
- Jak ci na imię? - zapytał po pauzie.
Gart - Pn lis 08, 2010 5:35 pm
- Bardzo rzadko ktokolwiek oferuje zapłatę za pomoc. A jeszcze rzadziej ją przyjmuję. - wzruszył ramionami, zastanawiając się nad drugą odpowiedzią. Nie wiedział zbytnio co rzec, bo dla niego to było oczywiste. Tak musiał postępować i już, koniec kropka. A nawet jeśli się nad tym zastanawiał, to i tak do niczego sensownego nie dochodził.
- Nic z tego nie mam, bo nic mi nie potrzebne. Po prostu. - spojrzał na jednego z dopiero co przybyłych osób. Zwykkły mężczyzna, może po trzydziestce. Aktualnie usiadł przy barze i zamówił piwo. Po tym jak się trzęsie i zachłannie pije łatwo można było wywnioskować że gnębi go nie lada problem.
Gart przeniósł wzrok na elfa, kiedy ten znowu o coś zapytał.
- Mówią mi Szary. I wybacz że nie pasuje do twojego wyobrażenia rycerza. Może przez to, że nim nie jestem... - wzruszył ramionami.
Therent - Wt lis 09, 2010 9:34 am
Słysząc pseudonim zamiast imienia utwierdził się w przekonaniu, że Szary ma powody by się ukrywać. Jak zwykle dostrzegł w tym potencjalną możliwość działania i zarobku. Tylko, że ten typ był wybitnie nieskory do wyjawienia czegokolwiek. A może chodziło o kobietę? To też możliwe. Mężczyźni zniszczeni przez uczucie do niewiasty także bywali zamkniętymi w sobie odludkami, twierdzącymi, że niczego nie chcą od życia. W każdym razie Therentowi nie przychodziło do głowy, że jego nowy towarzysz mógł taki być od zawsze.
- Wybaczać tu nie ma czego - odparł unosząc lekko kąciki warg - Nie czuję się skrzywdzony tym rozczarowaniem. Nie jesteś więc rycerzem, ale z pewnością masz rycerską dusze, jeśli chodzisz w zbroi, gotowy nieść bezinteresowną pomoc.
Obejrzał się na mężczyznę przy ladzie, który wzbudził zainteresowanie Szarego.
- Znajomy? - zagadnął półgłosem. Osobnik na którego zerkali wyglądał na roztrzęsionego. Therent wyczuł że w pobliżu szykuje się jakaś draka, ale zachował spokój. Może delikwent zgubił pościg.
Gart - Wt lis 09, 2010 12:24 pm
Nie odpowiedział już nic na słowa Therenta. Jedynie wzruszył obojętnie ramionami. Nigdy się jakoś nie martwił jak można anzwać to co robił. Po prostu podróżował, nic więcej. Nie było sensu w szukaniu jakichś wielkich słów czy wyjaśnień.
Tymczasem mężczyzna przy barze dopił kolejny kufel piwa, w międzyczasie przyglądając się dwójce przy stole. Z jego oczu wynikał spory dylemat. Zastanawiał się, czy bardziej się boi tej dwójki, czy bardziej potrzebuje czyjejś pomocy. Jednak gdy Therent na niego spojrzał, szybko odwrócił wzrok.
- A niech to i tak już nie żyje... - mruknął do siebie, czy może do barmana który i tak nie zwracał uwagi na skromnego pijaczka. Gość zostawił na ladzie zapłatę i nawet się nie chwiejąc podszedł do stołu przy którym znajdowali się Gart i Therent. Ubrany był niezbyt bogato, ale nie można było o nim powiedzieć złego słowa. Włosy ścięte krótko, nawet zadbane, a twarz wychudzona i nieco wystraszona.
- Emmm, nie chciał bym wyjść na niegrzecznego, ale całkiem przypadkiem usłyszałem panów rozmowę.... Tylko kawałeczek, nic ważnego... - ze zdenerwowania miętolił skraj koszuli w dłoniach - Nooo... Nie chce zajmować dużo czasu, ale... Może moglibyście mi pomóc z pewnym problemem? - spojrzał to na jednego, to na drugiego z nutką powątpiewania w oczach.
Gart przyglądał się podchodzącemu mężczyźnie. Kiedy ten mówił, nie odezwał się ani nie odpowiedział. Spojrzał porozumiewawczo na Therenta. Jemu chyba lepiej pójdzie kontaktowanie się z innymi niż zakapturzonemu wojownikowi. Chociaż to że nie nosił koszuli może i nieco to komplikowało, ale mniejsza z tym.
Therent - Wt lis 09, 2010 5:31 pm
Oparł się na krześle i założył przed sobą silnie umięśnione ramiona. Uchwycił spojrzenie Szarego, a następnie powoli przeniósł wzrok na przybysza.
- Nie ma potrzeby przepraszać, nie jesteśmy jakimiś lordami wymagającymi etykiety - odezwał się sennym, monotonnym tonem - oboje żyjemy z walki, z tym, że mój towarzysz czerpie z niej metafizyczne poczucie sensu, ja zaś wolę złoto.
Przechylił się i sięgnął dłonią do oparcia wolnego krzesła i odsunął je, a potem wskazał nieznajomemu.
- Najlepiej będzie jak pan siądzie i wyłoży swoje potrzeby, a my ocenimy na ile mózemy pomóc. Ja podejmę się każdego zadania, poza sprawowaniem opieki nad dziewczętami.
Ostatnie zdanie wypowiedział z lekką wesołością i zerknął na Szarego jakby szukał u niego aprobaty dla swoich słow.
Gart - Śr lis 10, 2010 8:02 am
Gart jedynie kiw3nął potakująco głową. Ucieszyło go nieco, że to Therent wszystko mówi, a on sam może pozostać milczącym sobą. Nic nie dodał, jedynie lustrując wzrokiem obcego.
Mężczyzna przysiadł się do stołu i wbił wzrok w blat. Słowa Therenta lekko powiększyły jego wątpliwości, no ale skoro już się odezwał nie miał nic do stracenia.
- Chodzi o to, że... No jest taki stary lasek niedaleko stąd. Bardzo stary. I straszny. - pokiwał energicznie głową na potwierdzenie swych słów i kontynuował drżącym głosem - Podobno mieszkają tam jakieś dziwne stworzenia... i rozbójnicy.... I poni właśnie.... ech, porwali moją żonę. - mężczyzna pociągnął nosem i opuścił głowę. Wyglądał na zrozpaczonego i bezsilnego. Wciąż miętolił w dłoniach skraj koszuli.
Therent - Śr lis 10, 2010 8:57 am
Oświadczenie mężczyzny niezbyt go poruszyło. Za to zainteresowały go owe straszne stworzenia mieszkające w nawiedzonym lesie. Zlustrował wzrokiem siedzącego z nimi jegomościa. Nie wyglądał na zamożnego, ale nie wydawał się też wcale zabiedzony. Pomijając mizerna minę. Potarł wargi palcami, namyślając się krótko po czym rzekł.
- Potrzebny mi koń. Jestem skłonny wymienić twoją żonę na konia, zgoda? No chyba, że sam uważasz, że jest więcej warta, to możesz jeszcze coś dorzucić... - nie pierwszy raz podejmował się podobnych usług, więc zupełnie nie miał skrupułów w targowaniu się - ale to dopiero, gdy wywiążę się z zadania.
Popatrzył na milczącego towarzysza. Teraz dopiero przyszło mu do głowy, że oferta Szarego może być konkurencyjna, więc miał szczerą nadzieję, że facet będzie dalej milczał. Chociaż z drugiej strony...
- A ty Szary? Co o tym myślisz? Dołączysz się by mi pomoc, na wypadek, gdyby mi się nie wiodło? Przyda się drugi miecz... nawet jestem skłonny poprzestać na koniu, gdybyś ze mną poszedł.
Gart - Śr lis 10, 2010 9:28 am
Mężczyzna rozpromienił się i uniósł gwałtownie głowę.
- Koń? Jasne, dostanie pan! Tylko mi pomóżcie, a dostaniecie co chcecie. Kiedy ruszycie? Zaprowadzić was? Ale do lasu nie wejde...
Gart skrzywił się lekko na to, że Therent żąda czegoś w zamian za pomoc. Wydawało mu się to nieodpowiednie. Nie dość, że ktoś ma problemy, to jeszcze dodatkowo chce go obciążać. Ale cóż, jego sumienie jego sprawa. Wzruszył więc tylko ramionami.
- Pójdę z tobą. - stwierdził krótko i rozejrzał się po karczmie. Nie odpowiedział na pytania, zostawiając gadanie Therentowi.
Therent - Śr lis 10, 2010 10:21 am
Therent wstał z krzesła i rozprostował kości przeciągając się. Zdjął z pleców obosieczną glewię z elfim grawerem i dziwacznie ukształtowanym ostrzem. Postawił ją jednym końcem na ziemi, a po drugim przesunął osełką wyjęta z torby. Poprzestał na jednym pociągnięciu, bo sprawdziwszy kciukiem, stwierdził, że nie przytępiała.
- Tylko nie próbuj mi wcisnąć byle szkapiny od pługa - mruknął i zarzucił broń z powrotem na plecy - Możemy iść. Prowadź dobry człowieku. Jak cię zwą?
Ruszył za człowiekiem w stronę drzwi i tylko zerknął przez ramię na Szarego. Był bardzo ciekaw co tez on potrafi. Zwolnił, by się do niego zbliżył i zagadnął.
- Przydałoby się rozruszać nieco ramiona nie sądzisz? Może mały pojedynek przed karczmą na rozgrzewkę?
Gart - Śr lis 10, 2010 7:07 pm
Gart podniósł się stosunkowo szybko. Założył przez głowę pendent i zarzucił plecak sprawdzając czy wszystko jest dobrze przywiązane. Zaraz potem ruszył za resztą, chrzęszcząc po drodze zbroją. Pare razy przegiął się na boki, żeby kości wskoczyły na swoje miejsca po tak długim bezruchu. Zerknął na mówiącego elfa.
- A w tym czasie coś pożre tamtą kobietę. - mruknął w odpowiedzi Therentowi i nie zatrzymał się kiedy wyszli z karczmy.
- Ja? Mówią mi Jerandor. Pochodzę stąd, mieszkałem tu od dzieciństwa z rodzicami, później sam i z żoną. A teraz znowu sam... - westchnął, a w jego głosie wciąż brzmiała obawa i strach - Rodzice zawsze mówili, żeby się nie zbliżać do ego lasu. No to się nie zbliżałem... Widziałem tylko jak rozbójnicy ją tam wciągali... - pociągnął nosem i kopnął jakiś śmieć, kiedy przemierzali kolejne uliczki Leoni. Był wczesny ranek, więc wszędzie pełno było wozów z towarem.
- A o konia się pan nie martw. Mój dziadek ma najlepszą stadninę w okolicy. Będzie mógł pan wybrać któregokolwiek się Panu wymarzy. O ile znajdziemy Reyli... - zamilkł na chwilę, pogrążony w smutku. Po chwili jednak znowu się otrząsnął i spojrzał kolejno na Garta i Therenta. - A wy jak się zwiecie?
- Mi mówią Szary... - stwierdził jedynie Gart, nie zamierzając nawiązywać do swej historii.
Therent - Śr lis 10, 2010 8:12 pm
Nie poczuł nic z tego powodu, że Szary odmówił pojedynku. Nie skrzywił się nawet, nic też nie odpowiedział. "Poradziłbym sobie i bez niego. Jest mi obojętne czy jest mistrzem fechtunku czy łamagą." A nawet gdyby to miało znaczenie, Therent i tak nie pozwoliłby sobie na to by ogarneły go jakiekolwiek emocje. Zwłaszcza przed walką.
Słowa nieszczęsnego mieszkańca wpuszczał jednym uchem, a wypuszczał drugim. Nie mowił nic godnego uwagi. Wolałby dowiedzieć się czegoś więcej o tym lesie i tym co się w nim kryje.
- Jestem Therent Elsedor - powiedział spoglądając przed siebie - Powiedz nam, czy ktoś był kiedyś w tym lesie i wrócił? Skąd wiadomo, że coś tam czyha oprócz zbójów? A może o to chodzi? O bandę oprychów ukrywającą się między drzewami?
Gart - Śr lis 10, 2010 9:52 pm
Jerandora aż ciarki przeszły kiedy Therent mówił o wchodzeniu tam.
- Erm... Nie znałem nikogo kto by wrócił... Podobno kiedyś jakiejś dziewczynie się udało, ale następnego dnia zginęła bez śladu. Podobno sama Śmierć po nią przyszła... - wypowiadając ostatnie słowa zatrzymał się i wyszeptał je, żeby przypadkiem ktoś z okolicy nie usłyszał. Tymczasem przed ich oczami ukazały się już bramy miasta, które po chwili przekroczyli.
- A pewności czy coś tam siedzi nie mam... Ale jak wyjaśnić krzyki nocą, kiedy ktoś tam za dnia wszedł? Może ci bandyci też nie wiedzieli gdzie się ładują... Ech, pewnie ona już dawno nie żyje... - mężczyzna potarł oczy, po czym wskazał na neduży las jakiś kilometr drogi od miasta.
- To tam... Chodźmy. - ruszył żwawym krokiem, chociaż momentami kolana się pod nim uginały.
Gart nic nie komentował. Przyjrzał się z odległości laskowi. Nie wyglądał nadzwyczajnie. Nie spowijał go cień, nie pięły się wzdłuż gałęzi ciernie. Chociaż może odległość jaka ich dzieliła od owego zagajnika psuła wrażenie.
Therent - Pt lis 12, 2010 3:34 pm
Therent nie czuł strachu. Uważał za bezsens bać się czegokolwiek, jeśli nie stoi się z tym twarzą w twarz. Drogę na skraj lasu chciał przebyć jak najszybciej, więc przyspieszył kroku.
Wszedłszy między drzewa zatrzymał się, by obejrzeć się na ich przestraszonego przewodnika.
- Nie chcesz wchodzić więc zostań. Spotkamy się tutaj o zachodzie słońca. A jeśli nie będzie nas tu dzisiaj, przyjdź o tej samej porze jutro.
Nie czekał na odpowiedź tylko ruszył w głąb lasku. Szedł nieco szybciej niż spacerowo, ale na tyle wolno by stąpać pewnie i nie przeoczyć nic ważnego. Jego oczy penetrowały krzaki, gałęzie i liście w poszukiwaniu śladów.
- Szary - odezwał się w końcu odwracając głowę - jakie stwory zabijałeś już w życiu?