miasta rządzą światem
absinth - Sob Lis 07, 2009 10:24 am
Miasta Państwa rządzą światem
Joanna Woźniczko-Czeczott
Dochód wytwarzany przez Nowy Jork jest dwa razy większy niż PKB Polski, a Tokio ma w świecie większe znaczenie niż niejedno europejskie państwo. W epoce globalizacji nadszedł czas metropolii
Nie chcę wirtualnego miasta. chcę projektów – powiedział Nicolas Sarkozy. I dorzucił po pańsku: – Macie absolutną swobodę snucia marzeń i środki na ich realizację.
Dziesięciu słuchających go architektów pokiwało głowami i w listopadzie 2007 roku zabrało się do pracy. Wspomagał ich sztab inżynierów, urbanistów, socjologów, a nawet filozofów. Tej wiosny powrócili z planami. Imponującymi. Nowy Wielki Paryż ma sięgać kanału La Manche. Jego morskie wrota otworzy port w Hawrze, jego granice rozszerzą się na siedem okolicznych miast Ile de France. Połączy je 130-kilometrowa sieć naziemnego metra działającego 24 godziny na dobę, przez co zniknie konfliktogenny podział na elitarne centrum i biedne kolorowe przedmieścia. Liczba ludności wzrośnie z dwóch do ośmiu milionów, a panoramę miasta wyostrzą zakazane dotychczas wieżowce. Dzielnica La DĂŠfense stanie się paryskim City. Okolice Wersalu – paryską Doliną Krzemową. Wyrośnie milion nowych drzew, powstanie milion nowych miejsc pracy i 70 tysięcy mieszkań. A nad wszystkim pieczę obejmie nowo powołane,,SociĂŠtĂŠ de Grand Paris”.
Mrzonki? 7 października rząd francuski przyjął projekt. Sarko mówi o ,,mobilizacji narodu wokół nowych katedr” i rozbudowie miasta w ciągu 20 lat. I koszcie: 35 miliardów euro. ,,Wielki Paryż” to hasło, które Francuzi znają nie od dziś. Pierwszy raz usłyszeli je w czasach Napoleona III, kiedy baron Hausmann przebudował stolicę, nadając jej dzisiejszy wygląd. Szczególnie po drugiej wojnie światowej każdy prezydent starał się zostawić nad Sekwaną swój pomnik. Georges Pompidou postawił centrum sztuki współczesnej. Jacques Chirac – MusĂŠe du Quai Branly (poświęcone sztuce Afryki, Azji i Ameryki Łacińskiej). Wszystkich przebił François Mitterrand, który rozpoczął budowę dzielnicy La DĂŠfense (z nowym Łukiem Triumfalnym), przebudował Luwr (na dziedzińcu stawiając szklaną piramidę), wyłożył pieniądze na Bibliotekę Narodową, Centrum Świata Arabskiego i Operę Bastille. Sarkozy też chciał zabłysnąć, ale nie zadowolił się pomnikami mocarstwowości. – Potrzebujemy Wielkiego Paryża – przekonywał radę ministrów. – Londyn, Nowy Jork, Szanghaj i wszystkie metropolie świata podwajają swój rozmiar.
Opozycja socjalistyczna zarzuciła prezydentowi imperialne zapędy i dopieszczanie centrum kosztem peryferiów, ale Sarkozy ma dużo racji. Za jego marzeniami przemawia bowiem to, że wpisują się w światowy trend. Francja naprawdę potrzebuje Wielkiego Paryża, jeśli chce się liczyć. Bo w epoce globalizacji to miasta przejmują władzę nad światem.
Więcej niż państwo
Pojęcie miast globalnych stworzyła amerykańska socjolożka Saskia Sassen. W 1991 roku wydała książkę, w której opisała fenomen trzech takich metropolii. Tokio, Nowy Jork, Londyn – to one od początku lat 80. były pierwszymi mostami między rozwijającym się rynkiem światowym a gospodarkami swoich krajów. Dziś eksperci mówią aż o 20 większych globalnych miastach i 50 mniejszych. I o tym, że ich liczba i rola stale rośnie.
Ale po kolei. Globalne miasto to miejsce, które z racji swoich powiązań ma bezpośredni i istotny wpływ na losy naszego świata. Rozpoznawalne (nie mówimy: „Nowy Jork, miasto w USA”), politycznie znaczące (Bruksela dawno przerosła Belgię), a przede wszystkim stanowiące ważny węzeł w coraz gęstszej sieci oplatającej glob.
Dawniej bowiem najgrubsze nici w tej sieci trzymali szefowie państw, a miasta przede wszystkim stanowiły ośrodki władzy. Rozwój globalnego rynku sprawił, że nici pojawiło się coraz więcej, a te nowe (lub stare, które dawniej nie miały znaczenia) stały się mocne jak nigdy dotąd. Powiązania między organizacjami międzynarodowymi, oddziałami ponadnarodowych koncernów, potężnymi instytucjami finansowymi to dziś nie nici, lecz liny oplatające świat. Wraz z ich umocnieniem rośnie rola miejsc, gdzie krzyżują się powiązania – wielkich miast. Odgrywały one kluczową rolę w historii od zawsze, ale nigdy na taką skalę i niezależnie od rządów państw. Stały się wielkimi, złożonymi organizmami i zarządzanie nimi nierzadko jest równie skomplikowane jak zarządzanie państwem. Władza zaczęła się więc specjalizować. Zarząd miast oddzielił się w tym procesie od rządów państw i coraz bardziej się uniezależnia. Sieć kolejnych powiązań jest tak gęsta, że przestaje być widać spoza niej granice państwowe czy nawet dawne podziały polityczne.
Gdy Sassen opisała ten nowy świat, na jego badanie rzuciły się zastępy naukowców. Perspektywa „miastocentryczna” pozwalała rozejrzeć się ze zdumieniem i zobaczyć stare zjawiska zupełnie innymi oczami. – Nie ma czegoś takiego jak gospodarka państwowa – mówi ,,Przekrojowi” profesor Peter Taylor, założyciel i szef międzynarodowego (międzymiastowego?) instytutu badawczego Globalization and World Cities (GaWC). – Jest tylko ekonomia światowa i ekonomia miast. Specyfika gospodarek Turynu, Mediolanu i Neapolu jest tak różna, że trudno je wrzucać do jednego worka z napisem: ,,Włochy”. Można tylko mówić, że wszystkie działają w przestrzeni regulowanej włoskim prawem. Podobnie jest z innymi dziedzinami życia – przekonuje.
Okazuje się też, że miejska sieć potrafi działać lepiej niż dawne międzypaństwowe układy. Dzięki splatającym się w miastach powiązaniom gospodarka ruszyła galopem.
Przepływ kapitału, siły roboczej, technologii i informacji sprawiły, że wartość światowego handlu wzrosła z 579 miliardów dolarów w 1980 roku do 6 bilionów 273 miliardów w 2004 roku. Czyli 11-krotnie. Dochód globalnych miast mierzony analogiczną metodą jak w państwach jest większy niż niejednego kraju. PKB Nowego Jorku jest dwa razy większe niż PKB Polski. Dochód Paryża – niemal dwukrotnie większy niż Czech. W dodatku metropolie są efektywniejsze niż wsie i małe miasta (w Europie generują ponad 80 procent PKB) i nierzadko do nich dopłacają (Nowy Jork otrzymuje z federalnej kasy 83 centy w zamian za każdego wpłaconego tam dolara).
Skoro więc miasta odnoszą takie sukcesy, ich znaczenie gospodarcze i społeczne musiało się przełożyć na jeszcze jedną sferę dotychczas zarezerwowaną dla państw – politykę.
Londyn pod prąd Brytanii
Z Kenem Livingstone’em od początku były kłopoty. Jako członek Partii Pracy został szefem Wielkiej Rady Londynu, gdy w latach 80. jeszcze nie istniało stanowisko burmistrza miasta. I z miejsca stał się chodzącym koszmarem Margaret Thatcher. Na przekór jej polityce popierał integrację europejską, ogłosił Londyn strefą wolną od broni nuklearnej i oficjalnie spotykał się z liderami irlandzkiej Sinn Fein uważanymi przez rząd brytyjski za terrorystów. Gdy władzę przejęli laburzyści, „Czerwony Ken” stał się z kolei koszmarem Tony’ego Blaira. W 1999 roku mimo jego niechęci Livingstone znalazł się na liście kandydatów popieranych przez Partię Pracy na nowo utworzone stanowisko mera stolicy. Warunkiem była obietnica, że nie wystartuje jako kandydat niezależny, jeśli to poparcie utraci.
Partia Pracy ostatecznie wystawiła innego kandydata, a wtedy Livingstone zerwał umowę i wystartował jako niezależny. Blair się wściekł, Ken stracił miejsce w partii, ale wybory wygrał w cuglach. Niezależność jego polityki lokalnej i światowej jeszcze wzrosła. Na poziomie lokalnym otworzył miasto na imigrantów spoza Europy, wprowadził na wzór Singapuru opłaty za jazdę samochodem po centrum, aby wyeliminować korki, i zaczął rejestrować związki homoseksualne. Na poziomie globalnym potępił George’a W. Busha jako „największe zagrożenie planety” tuż przed jego wizytą w Wielkiej Brytanii, wezwał do wycofania ambasadorów z Izraela, gdy zaczęła się inwazja na Strefę Gazy, czy wreszcie zawarł niezależną umowę z Wenezuelą o dostawie taniej ropy do miasta.
– To typowe dla burmistrzów globalnych miast – komentuje profesor Taylor. – Stają się coraz ważniejszymi aktorami w polityce światowej, ale zazwyczaj nie mają dobrej pozycji w narodowych partiach. Ich rola to negocjowanie między globalnym kapitałem a lokalną demokracją. Z jednej strony dbają o to, aby miasto było ważnym punktem na szlaku międzynarodowej gospodarki i finansów. Z drugiej – zabiegają, aby miało dobre szkoły i sprawny transport – dodaje.
Świetnym przykładem jest działalność Michaela Bloomberga, burmistrza Nowego Jorku. Zaczynał jako Demokrata, potem był politycznie niezrzeszony, a teraz reprezentuje Republikanów w najbardziej demokratycznym mieście USA. Ale znowu – jego działalność partyjna jest trzecioplanowa. Koncentruje się na polityce globalnej i lokalnej. Z jednej strony pilotuje program, który ma utrzymać topową pozycję miasta w świecie finansów i biznesu, gdy przewali się kryzys – Nowy Jork wprowadza właśnie inkubatory dla powstających firm i udostępnia na atrakcyjnych warunkach przestrzeń biurową wraz z całą infrastrukturą, aby kusić azjatyckich graczy zastanawiających się, gdzie by tu ulokować amerykańską siedzibę. Z drugiej strony Bloomberg przejął od państwa kontrolę nad systemem edukacji, a priorytetem kadencji uczynił likwidację ubóstwa i kontrolę zezwoleń na broń. Urzędnicy Nowego Jorku są dostępni dla mieszkańców pod telefonem i w Internecie 24 godziny na dobę, a mer ma duże szanse, że 3 listopada zostanie wybrany na trzecią kadencję.
Jeśli ktoś myśli, że tak działać może tylko burmistrz wpływowej i bogatej metropolii, jest w błędzie. Gdy rządy zaczynał Klaus Wowereit, Berlin jeszcze nie doszedł do siebie po operacji zszycia dwóch części. Budżet miasta obciążało 60 miliardów euro długu, a jedynym globalnym miastem i centrum finansowym Niemiec był Frankfurt. Zamiast wprowadzać nudną politykę zaciskania pasa, Wowereit ogłosił hasło: poor but sexy (biedni, ale seksowni).
Postawił na atrakcyjność kulturową i społeczną miasta i promował wszystko – od parad techno po noce muzeów i inicjatywy oddolne mieszkańców. W efekcie w ciągu roku liczba turystów odwiedzających Berlin wzrosła o jedną piątą. Stolica Niemiec zaczęła przyciągać też nowych mieszkańców, a sieć powiązań rosła. Dziś jest jednym z ważniejszych węzłów regionu.
Znaczenie miast globalnych rzadko wynika tylko z tego, że pełnią one funkcję stolic państw. Owszem, automatycznie wpisuje je to w ważną sieć powiązań (głów państw, ministerstw, ambasad i różnych agencji rządowych), ale nie wystarczy.
– Ottawie czy Brasilii daleko do statusu miasta globalnego – zauważa profesor Taylor. – Nawet w ich własnych krajach wyprzedzają je Toronto czy Rio de Janeiro, a co dopiero mówić o dystansie do Waszyngtonu lub Brukseli. To kolejny dowód na to, że miasta są ważniejszymi aktorami niż państwa.
Merowie spotykają się w swoim gronie i często mają poparcie większe niż czołowi politycy państwa. To oni przecież załatwiają najważniejsze sprawy dla ludzi. A jednocześnie dbają, aby metropolia nie wypadła z sieci.
Wojna miejska
Czy to znaczy, że świat „miastocentryczny” jest bez wad? Bynajmniej. Gdy jesienią zeszłego roku terroryści zaatakowali centrum Bombaju, Saskia Sassem napisała: wojna się urbanizuje. – Miasta wydają się tracić swą tradycyjną zdolność unikania konfliktów, którą miały dzięki handlowi i ich roli społecznej – komentowała profesor w internetowym serwisie analitycznym Open Democracy. – Historycznie to państwa narodowe w sytuacji konfliktu łatwiej decydowały się na wojnę. Badam właśnie, czy miasta stają się nową przestrzenią przemocy.
Paradoksalnie działania zmierzające do zwiększenia narodowego bezpieczeństwa prowadzą do wzrostu zagrożeń miast. Wystarczy przypomnieć ataki na World Trade Center, londyńskie metro czy dworzec w Madrycie. Gdy szefowie państw wytaczają terrorystom wojnę w Iraku czy Afganistanie, terroryści odpowiadają, uderzając w miasta. To nowość, bo te historycznie raczej były obiektami oblężeń niż polami bitew.
Metropolie przyjmują więc prymat światowy z całym dobrodziejstwem inwentarza. Są przestrzenią dla polityki ulicznej, protestów i demonstracji. Dobrodziejstw jednak jest tyle, że te minusy raczej nie przesłonią plusów. Mimo że ponad połowa ludności mieszka dziś w miastach, nawet zanieczyszczenie środowiska generowane przez jednego mieszczucha jest mniejsze niż to wytwarzane przez mieszkańca wsi. Może więc warto uwierzyć „miastocentrystom” i spojrzeć na świat ich oczami? Nam też może się przecież marzyć Wielka Warszawa. Nawet jeśli nadwiślańskie plany najlepiej wychodzą na papierze.
Joanna Woźniczko-Czeczott
Przekrój 43/2009
temat, niestety naszej "metropolii" nie dotyczy, ale warto sie zastanowić jak my sie odnajdujemy w takim swiecie i jak w skali krajowej wyglada my jako wezeł "powiązań między organizacjami międzynarodowymi, oddziałami ponadnarodowych koncernów, potężnymi instytucjami finansowymi"
SPUTNIK - Sob Lis 07, 2009 6:38 pm
Miasta Państwa rządzą światem
Joanna Woźniczko-Czeczott
Dochód wytwarzany przez Nowy Jork jest dwa razy większy niż PKB Polski, a Tokio ma w świecie większe znaczenie niż niejedno europejskie państwo. W epoce globalizacji nadszedł czas metropolii
Nie chcę wirtualnego miasta. chcę projektów – powiedział Nicolas Sarkozy. I dorzucił po pańsku: – Macie absolutną swobodę snucia marzeń i środki na ich realizację.
Dziesięciu słuchających go architektów pokiwało głowami i w listopadzie 2007 roku zabrało się do pracy. Wspomagał ich sztab inżynierów, urbanistów, socjologów, a nawet filozofów. Tej wiosny powrócili z planami. Imponującymi. Nowy Wielki Paryż ma sięgać kanału La Manche. Jego morskie wrota otworzy port w Hawrze, jego granice rozszerzą się na siedem okolicznych miast Ile de France. Połączy je 130-kilometrowa sieć naziemnego metra działającego 24 godziny na dobę, przez co zniknie konfliktogenny podział na elitarne centrum i biedne kolorowe przedmieścia. Liczba ludności wzrośnie z dwóch do ośmiu milionów, a panoramę miasta wyostrzą zakazane dotychczas wieżowce. Dzielnica La DĂŠfense stanie się paryskim City. Okolice Wersalu – paryską Doliną Krzemową. Wyrośnie milion nowych drzew, powstanie milion nowych miejsc pracy i 70 tysięcy mieszkań. A nad wszystkim pieczę obejmie nowo powołane,,SociĂŠtĂŠ de Grand Paris”.
Mrzonki? 7 października rząd francuski przyjął projekt. Sarko mówi o ,,mobilizacji narodu wokół nowych katedr” i rozbudowie miasta w ciągu 20 lat. I koszcie: 35 miliardów euro. ,,Wielki Paryż” to hasło, które Francuzi znają nie od dziś. Pierwszy raz usłyszeli je w czasach Napoleona III, kiedy baron Hausmann przebudował stolicę, nadając jej dzisiejszy wygląd. Szczególnie po drugiej wojnie światowej każdy prezydent starał się zostawić nad Sekwaną swój pomnik. Georges Pompidou postawił centrum sztuki współczesnej. Jacques Chirac – MusĂŠe du Quai Branly (poświęcone sztuce Afryki, Azji i Ameryki Łacińskiej). Wszystkich przebił François Mitterrand, który rozpoczął budowę dzielnicy La DĂŠfense (z nowym Łukiem Triumfalnym), przebudował Luwr (na dziedzińcu stawiając szklaną piramidę), wyłożył pieniądze na Bibliotekę Narodową, Centrum Świata Arabskiego i Operę Bastille. Sarkozy też chciał zabłysnąć, ale nie zadowolił się pomnikami mocarstwowości. – Potrzebujemy Wielkiego Paryża – przekonywał radę ministrów. – Londyn, Nowy Jork, Szanghaj i wszystkie metropolie świata podwajają swój rozmiar.
Opozycja socjalistyczna zarzuciła prezydentowi imperialne zapędy i dopieszczanie centrum kosztem peryferiów, ale Sarkozy ma dużo racji. Za jego marzeniami przemawia bowiem to, że wpisują się w światowy trend. Francja naprawdę potrzebuje Wielkiego Paryża, jeśli chce się liczyć. Bo w epoce globalizacji to miasta przejmują władzę nad światem.
Więcej niż państwo
Pojęcie miast globalnych stworzyła amerykańska socjolożka Saskia Sassen. W 1991 roku wydała książkę, w której opisała fenomen trzech takich metropolii. Tokio, Nowy Jork, Londyn – to one od początku lat 80. były pierwszymi mostami między rozwijającym się rynkiem światowym a gospodarkami swoich krajów. Dziś eksperci mówią aż o 20 większych globalnych miastach i 50 mniejszych. I o tym, że ich liczba i rola stale rośnie.
Ale po kolei. Globalne miasto to miejsce, które z racji swoich powiązań ma bezpośredni i istotny wpływ na losy naszego świata. Rozpoznawalne (nie mówimy: „Nowy Jork, miasto w USA”), politycznie znaczące (Bruksela dawno przerosła Belgię), a przede wszystkim stanowiące ważny węzeł w coraz gęstszej sieci oplatającej glob.
Dawniej bowiem najgrubsze nici w tej sieci trzymali szefowie państw, a miasta przede wszystkim stanowiły ośrodki władzy. Rozwój globalnego rynku sprawił, że nici pojawiło się coraz więcej, a te nowe (lub stare, które dawniej nie miały znaczenia) stały się mocne jak nigdy dotąd. Powiązania między organizacjami międzynarodowymi, oddziałami ponadnarodowych koncernów, potężnymi instytucjami finansowymi to dziś nie nici, lecz liny oplatające świat. Wraz z ich umocnieniem rośnie rola miejsc, gdzie krzyżują się powiązania – wielkich miast. Odgrywały one kluczową rolę w historii od zawsze, ale nigdy na taką skalę i niezależnie od rządów państw. Stały się wielkimi, złożonymi organizmami i zarządzanie nimi nierzadko jest równie skomplikowane jak zarządzanie państwem. Władza zaczęła się więc specjalizować. Zarząd miast oddzielił się w tym procesie od rządów państw i coraz bardziej się uniezależnia. Sieć kolejnych powiązań jest tak gęsta, że przestaje być widać spoza niej granice państwowe czy nawet dawne podziały polityczne.
Gdy Sassen opisała ten nowy świat, na jego badanie rzuciły się zastępy naukowców. Perspektywa „miastocentryczna” pozwalała rozejrzeć się ze zdumieniem i zobaczyć stare zjawiska zupełnie innymi oczami. – Nie ma czegoś takiego jak gospodarka państwowa – mówi ,,Przekrojowi” profesor Peter Taylor, założyciel i szef międzynarodowego (międzymiastowego?) instytutu badawczego Globalization and World Cities (GaWC). – Jest tylko ekonomia światowa i ekonomia miast. Specyfika gospodarek Turynu, Mediolanu i Neapolu jest tak różna, że trudno je wrzucać do jednego worka z napisem: ,,Włochy”. Można tylko mówić, że wszystkie działają w przestrzeni regulowanej włoskim prawem. Podobnie jest z innymi dziedzinami życia – przekonuje.
Okazuje się też, że miejska sieć potrafi działać lepiej niż dawne międzypaństwowe układy. Dzięki splatającym się w miastach powiązaniom gospodarka ruszyła galopem.
Przepływ kapitału, siły roboczej, technologii i informacji sprawiły, że wartość światowego handlu wzrosła z 579 miliardów dolarów w 1980 roku do 6 bilionów 273 miliardów w 2004 roku. Czyli 11-krotnie. Dochód globalnych miast mierzony analogiczną metodą jak w państwach jest większy niż niejednego kraju. PKB Nowego Jorku jest dwa razy większe niż PKB Polski. Dochód Paryża – niemal dwukrotnie większy niż Czech. W dodatku metropolie są efektywniejsze niż wsie i małe miasta (w Europie generują ponad 80 procent PKB) i nierzadko do nich dopłacają (Nowy Jork otrzymuje z federalnej kasy 83 centy w zamian za każdego wpłaconego tam dolara).
Skoro więc miasta odnoszą takie sukcesy, ich znaczenie gospodarcze i społeczne musiało się przełożyć na jeszcze jedną sferę dotychczas zarezerwowaną dla państw – politykę.
Londyn pod prąd Brytanii
Z Kenem Livingstone’em od początku były kłopoty. Jako członek Partii Pracy został szefem Wielkiej Rady Londynu, gdy w latach 80. jeszcze nie istniało stanowisko burmistrza miasta. I z miejsca stał się chodzącym koszmarem Margaret Thatcher. Na przekór jej polityce popierał integrację europejską, ogłosił Londyn strefą wolną od broni nuklearnej i oficjalnie spotykał się z liderami irlandzkiej Sinn Fein uważanymi przez rząd brytyjski za terrorystów. Gdy władzę przejęli laburzyści, „Czerwony Ken” stał się z kolei koszmarem Tony’ego Blaira. W 1999 roku mimo jego niechęci Livingstone znalazł się na liście kandydatów popieranych przez Partię Pracy na nowo utworzone stanowisko mera stolicy. Warunkiem była obietnica, że nie wystartuje jako kandydat niezależny, jeśli to poparcie utraci.
Partia Pracy ostatecznie wystawiła innego kandydata, a wtedy Livingstone zerwał umowę i wystartował jako niezależny. Blair się wściekł, Ken stracił miejsce w partii, ale wybory wygrał w cuglach. Niezależność jego polityki lokalnej i światowej jeszcze wzrosła. Na poziomie lokalnym otworzył miasto na imigrantów spoza Europy, wprowadził na wzór Singapuru opłaty za jazdę samochodem po centrum, aby wyeliminować korki, i zaczął rejestrować związki homoseksualne. Na poziomie globalnym potępił George’a W. Busha jako „największe zagrożenie planety” tuż przed jego wizytą w Wielkiej Brytanii, wezwał do wycofania ambasadorów z Izraela, gdy zaczęła się inwazja na Strefę Gazy, czy wreszcie zawarł niezależną umowę z Wenezuelą o dostawie taniej ropy do miasta.
– To typowe dla burmistrzów globalnych miast – komentuje profesor Taylor. – Stają się coraz ważniejszymi aktorami w polityce światowej, ale zazwyczaj nie mają dobrej pozycji w narodowych partiach. Ich rola to negocjowanie między globalnym kapitałem a lokalną demokracją. Z jednej strony dbają o to, aby miasto było ważnym punktem na szlaku międzynarodowej gospodarki i finansów. Z drugiej – zabiegają, aby miało dobre szkoły i sprawny transport – dodaje.
Świetnym przykładem jest działalność Michaela Bloomberga, burmistrza Nowego Jorku. Zaczynał jako Demokrata, potem był politycznie niezrzeszony, a teraz reprezentuje Republikanów w najbardziej demokratycznym mieście USA. Ale znowu – jego działalność partyjna jest trzecioplanowa. Koncentruje się na polityce globalnej i lokalnej. Z jednej strony pilotuje program, który ma utrzymać topową pozycję miasta w świecie finansów i biznesu, gdy przewali się kryzys – Nowy Jork wprowadza właśnie inkubatory dla powstających firm i udostępnia na atrakcyjnych warunkach przestrzeń biurową wraz z całą infrastrukturą, aby kusić azjatyckich graczy zastanawiających się, gdzie by tu ulokować amerykańską siedzibę. Z drugiej strony Bloomberg przejął od państwa kontrolę nad systemem edukacji, a priorytetem kadencji uczynił likwidację ubóstwa i kontrolę zezwoleń na broń. Urzędnicy Nowego Jorku są dostępni dla mieszkańców pod telefonem i w Internecie 24 godziny na dobę, a mer ma duże szanse, że 3 listopada zostanie wybrany na trzecią kadencję.
Jeśli ktoś myśli, że tak działać może tylko burmistrz wpływowej i bogatej metropolii, jest w błędzie. Gdy rządy zaczynał Klaus Wowereit, Berlin jeszcze nie doszedł do siebie po operacji zszycia dwóch części. Budżet miasta obciążało 60 miliardów euro długu, a jedynym globalnym miastem i centrum finansowym Niemiec był Frankfurt. Zamiast wprowadzać nudną politykę zaciskania pasa, Wowereit ogłosił hasło: poor but sexy (biedni, ale seksowni).
Postawił na atrakcyjność kulturową i społeczną miasta i promował wszystko – od parad techno po noce muzeów i inicjatywy oddolne mieszkańców. W efekcie w ciągu roku liczba turystów odwiedzających Berlin wzrosła o jedną piątą. Stolica Niemiec zaczęła przyciągać też nowych mieszkańców, a sieć powiązań rosła. Dziś jest jednym z ważniejszych węzłów regionu.
Znaczenie miast globalnych rzadko wynika tylko z tego, że pełnią one funkcję stolic państw. Owszem, automatycznie wpisuje je to w ważną sieć powiązań (głów państw, ministerstw, ambasad i różnych agencji rządowych), ale nie wystarczy.
– Ottawie czy Brasilii daleko do statusu miasta globalnego – zauważa profesor Taylor. – Nawet w ich własnych krajach wyprzedzają je Toronto czy Rio de Janeiro, a co dopiero mówić o dystansie do Waszyngtonu lub Brukseli. To kolejny dowód na to, że miasta są ważniejszymi aktorami niż państwa.
Merowie spotykają się w swoim gronie i często mają poparcie większe niż czołowi politycy państwa. To oni przecież załatwiają najważniejsze sprawy dla ludzi. A jednocześnie dbają, aby metropolia nie wypadła z sieci.
Wojna miejska
Czy to znaczy, że świat „miastocentryczny” jest bez wad? Bynajmniej. Gdy jesienią zeszłego roku terroryści zaatakowali centrum Bombaju, Saskia Sassem napisała: wojna się urbanizuje. – Miasta wydają się tracić swą tradycyjną zdolność unikania konfliktów, którą miały dzięki handlowi i ich roli społecznej – komentowała profesor w internetowym serwisie analitycznym Open Democracy. – Historycznie to państwa narodowe w sytuacji konfliktu łatwiej decydowały się na wojnę. Badam właśnie, czy miasta stają się nową przestrzenią przemocy.
Paradoksalnie działania zmierzające do zwiększenia narodowego bezpieczeństwa prowadzą do wzrostu zagrożeń miast. Wystarczy przypomnieć ataki na World Trade Center, londyńskie metro czy dworzec w Madrycie. Gdy szefowie państw wytaczają terrorystom wojnę w Iraku czy Afganistanie, terroryści odpowiadają, uderzając w miasta. To nowość, bo te historycznie raczej były obiektami oblężeń niż polami bitew.
Metropolie przyjmują więc prymat światowy z całym dobrodziejstwem inwentarza. Są przestrzenią dla polityki ulicznej, protestów i demonstracji. Dobrodziejstw jednak jest tyle, że te minusy raczej nie przesłonią plusów. Mimo że ponad połowa ludności mieszka dziś w miastach, nawet zanieczyszczenie środowiska generowane przez jednego mieszczucha jest mniejsze niż to wytwarzane przez mieszkańca wsi. Może więc warto uwierzyć „miastocentrystom” i spojrzeć na świat ich oczami? Nam też może się przecież marzyć Wielka Warszawa. Nawet jeśli nadwiślańskie plany najlepiej wychodzą na papierze.
Joanna Woźniczko-Czeczott
Przekrój 43/2009
temat, niestety naszej "metropolii" nie dotyczy, ale warto sie zastanowić jak my sie odnajdujemy w takim swiecie i jak w skali krajowej wyglada my jako wezeł "powiązań między organizacjami międzynarodowymi, oddziałami ponadnarodowych koncernów, potężnymi instytucjami finansowymi"
to w kontekście tego art. mówiłem ostatnio o ustawie met.
aliveinchains - Pon Lis 09, 2009 9:57 pm
^^^
ciekawy artykuł, lecz chyba nikt nie wierzy by ustawa sprawiła, że Silesia, TrójM, czy nawet nasza "wspaniała" stolica stały się miastami kategori "alfa"....wiadomo w jakim miejscu jest gospodarka Polski, swoje robi niefortunne połozenie - zadupie EU. Stąd tez jak zobaczycie na ponizszej mapce Wa-wa, Silesia-Kraków są i raczej za 20 lat beda na marginesie...
http://www.skyscrapercity.com/showpost. ... stcount=30
miglanc - Pon Lis 09, 2009 11:43 pm
Z tej mapki nic nie wynika, poza tym ze pare krajow ma wieksza gestosc zaludnienia. Zreszta model rozwoju gospodarczego na ktorym opierala sie wlasnie "metropolizacja" wlasnie sie wali na naszych oczach. Sila napedowa swiatowych metropolii sa bowiem wielkie korporacje finansowe, a te zyja juz tylko dzieki kroplowkom.
Byc moze wieksza role beda odgrywaly w przyszlosci "second cities" w srod ktorych ma szanse znalezc sie pare polksich miast.
rasgar - Wto Lis 10, 2009 7:22 am
Obawiam się, że póki co nie łapiemy się na te "parę polskich miast".
Widać różnicę w horyzoncie myślowym - władze (i mieszkańcy) znaczących miast patrzą i planują na 20 lat naprzód, u nas ciągle najważniejsze są dożynki i łatanie dziurawych dróg.
Musimy spojrzeć wymownie nie tylko na łaskawie nam rządzących, ale (co jest chyba oczywiste, tylko że każdy z nas podświadomie unika tego tematu) na nas samych - mamy takie władze, jakie elity. Takie elity, jakie mieszczaństwo.
aliveinchains - Wto Lis 10, 2009 8:42 am
Z tej mapki nic nie wynika, poza tym ze pare krajow ma wieksza gestosc zaludnienia. Zreszta model rozwoju gospodarczego na ktorym opierala sie wlasnie "metropolizacja" wlasnie sie wali na naszych oczach. Sila napedowa swiatowych metropolii sa bowiem wielkie korporacje finansowe, a te zyja juz tylko dzieki kroplowkom.
Byc moze wieksza role beda odgrywaly w przyszlosci "second cities" w srod ktorych ma szanse znalezc sie pare polksich miast.
Jaka gęstość zaludnienia...???
Z mapki tej wynikają wpływy metropolii na okolice i koncentracje kapitału, inwestycji, zapewne ludzi też...
Second cities...owszem jak widać na mapce prawdopodobnie będa się rozwijać, pod warunkiem, że będą relatywnie blisko (vel dobrze skomunikowane) z dużymi metropoliami)....dla Silesii takim miastem kołem napedowym mógłby być wiedeń.
kiwele - Wto Lis 10, 2009 5:46 pm
Z tej mapki nic nie wynika, poza tym ze pare krajow ma wieksza gestosc zaludnienia. Zreszta model rozwoju gospodarczego na ktorym opierala sie wlasnie "metropolizacja" wlasnie sie wali na naszych oczach. Sila napedowa swiatowych metropolii sa bowiem wielkie korporacje finansowe, a te zyja juz tylko dzieki kroplowkom.
Byc moze wieksza role beda odgrywaly w przyszlosci "second cities" w srod ktorych ma szanse znalezc sie pare polksich miast.
Jaka gęstość zaludnienia...???
Z mapki tej wynikają wpływy metropolii na okolice i koncentracje kapitału, inwestycji, zapewne ludzi też...
Second cities...owszem jak widać na mapce prawdopodobnie będa się rozwijać, pod warunkiem, że będą relatywnie blisko (vel dobrze skomunikowane) z dużymi metropoliami)....dla Silesii takim miastem kołem napedowym mógłby być wiedeń.
aliveinchains - Wto Lis 10, 2009 8:57 pm
kiwele, a co cię tak rozśmieszyło??
miglanc - Wto Lis 10, 2009 9:58 pm
Jaka gęstość zaludnienia...???
Z mapki tej wynikają wpływy metropolii na okolice i koncentracje kapitału, inwestycji, zapewne ludzi też...
Second cities...owszem jak widać na mapce prawdopodobnie będa się rozwijać, pod warunkiem, że będą relatywnie blisko (vel dobrze skomunikowane) z dużymi metropoliami)....dla Silesii takim miastem kołem napedowym mógłby być wiedeń.Zageszczenie miast metropolitalnych w Niemczech, Beneluksie i Anglii wynika z duzej gestosci zaludnienia tego obszaru. Ale bliskosc takich miast nie stanowi dzis jakiegos specjalnego atutu - co widac po dobrze prosperujacych miastach spoza "banana Europy". Na tej mapce dosc nieudolnie probowano to zatuszowac porpzez takie wypustki ktore obejmuja miasta rozwijajace sie, a bedace nieco bardziej peryferyjnie polozone.
Poza Europa jest jeszcze smieszniej, bo w takim USA odleglosci miedzy metropoliami sa ogromne i jedynym wyraznym skupiskiem jest pas od Bostonu do Waszyngtonu.
aliveinchains - Śro Lis 11, 2009 11:15 am
Jaka gęstość zaludnienia...???
Z mapki tej wynikają wpływy metropolii na okolice i koncentracje kapitału, inwestycji, zapewne ludzi też...
Second cities...owszem jak widać na mapce prawdopodobnie będa się rozwijać, pod warunkiem, że będą relatywnie blisko (vel dobrze skomunikowane) z dużymi metropoliami)....dla Silesii takim miastem kołem napedowym mógłby być wiedeń.Zageszczenie miast metropolitalnych w Niemczech, Beneluksie i Anglii wynika z duzej gestosci zaludnienia tego obszaru. Ale bliskosc takich miast nie stanowi dzis jakiegos specjalnego atutu - co widac po dobrze prosperujacych miastach spoza "banana Europy". Na tej mapce dosc nieudolnie probowano to zatuszowac porpzez takie wypustki ktore obejmuja miasta rozwijajace sie, a bedace nieco bardziej peryferyjnie polozone.
Poza Europa jest jeszcze smieszniej, bo w takim USA odleglosci miedzy metropoliami sa ogromne i jedynym wyraznym skupiskiem jest pas od Bostonu do Waszyngtonu.
absinth - Śro Lis 11, 2009 11:27 am
Z tej mapki nic nie wynika, poza tym ze pare krajow ma wieksza gestosc zaludnienia. Zreszta model rozwoju gospodarczego na ktorym opierala sie wlasnie "metropolizacja" wlasnie sie wali na naszych oczach. Sila napedowa swiatowych metropolii sa bowiem wielkie korporacje finansowe, a te zyja juz tylko dzieki kroplowkom.
Byc moze wieksza role beda odgrywaly w przyszlosci "second cities" w srod ktorych ma szanse znalezc sie pare polksich miast.
zwrocmy uwage, ze status second cities to nie jest cel tych miast, to jest przystanek w rozwoju tych miast, rozwoju idącym w kierunku first cities, tak naprawdę
miglanc - Śro Lis 11, 2009 2:05 pm
@Aliveinchains tymi bananami i pentagonami to sobie moza pewna czesc ciala podcierac. To naprawde nic nie znaczy! Traktuj to jako kreski na mapie.
W USA jest wiele miast szybciej rozwijajacych sie nie z tych regionow, ktore wymieniles. W tej chwili najszybciej roziwjajacymi sie miastami USA sa: Atlanta, Houston, Miami, Las Vegas, Phoenix, Salt Lake City. W Kanadzie najszybciej rozwijaja sie Calgary i Edmonton - co prawda polozne blisko siebie, ale za to oddalone od reszty cywilizowanego swiata.
Za to amerykanski odpowiednik "banana Europy" czyli rejon od Minneapolis i Chicago do Zachodniej Pensylwani to rejon tkwiacy od paru dekad w marazmie. (wyjatkiem tam jest Chicago)
@absinth w pewnych wybranych obszarach kazde z tych miast jest first city. Boston jest swiatowa stolica nauki, San Jose rzadzi w IT, San Diego w biotechnologiach i rakietach, Monachium w motoryzacji i rowniez w IT itd. itp. Natomiast czy kazde z tych miast chce sie rozrosnac do takiego rozmiaru jak Nowy Jork czy Tokio? Watpie. Miasta ktorych metro area ma 5 mln mieszkancow oferuja juz dzisiaj praktycznie wszystko co najlepszego moze oferowac miasto, za to bez wielu problemow jakie powstaja w megamiastach liczacych po 20 mln mieszkancow.
aliveinchains - Śro Lis 11, 2009 5:47 pm
Sorry, ale dlaczego uważasz, że ten europejski obszar metro jest do d....?
Zarówno Blue Banana jak i jego rozbudowana wersja powstały w naturalny sposób, koncentruje sie w nich grubo ponad 50% całego unijnego PKB; przemysł, banki, nauka, R&D, handel, IT czy energetyka...do tego jest już rozbudowana infrastruktura, a w przyszłości powstana kolejne linie HSR...nic nie wskazuje by biznes z tamtąd uciekał na peryferia...jasne na peryferiach mozna zorganizować sobie świetnie zycie - Kopenhaga, Sztokholm, Madryt, Barcelona....
Bos-Wash - jest uważany za obszar metropolitalny, choć sam widziałem że nie funkcjonuje on gorzej niż ten nasz blue banana...abstrahuje od chorej małomiejskiej urbanistyki, tam prócz autostrad i własnego samochodu nie ma alternatywy....
miglanc - Śro Lis 11, 2009 5:55 pm
Blue Bana jedyne na co wskazuje to gestosc zaludnienia w tym regionie. I tyle. Cala reszta wynika z owej gestosci zaludnienia - regjon skupiajacy najwiecej ludnosci sila rzeczy wytwarza najwiecej PKB. Ale to nie poprawia mu specjalnie warunkow do dalszego wzrostu, czego dowodza obszary peryferyjne, ktore rozwijac sie moga szybciej. (jak Skandynawia)
W USA najszybciej rozwijaja sie wlasnie peryferia - stany poludniowe i zachodnie. Rust Belt to skupisko bankrutujacych shrinking cities. BosNyWasz tez nie jest juz regionem o najwiekszej dynamice, mimo iz ciagle zajmuje dominujaca pozycje w gospodarce.
Generalnie teorie "bananowe" latwo sfalsyfikowac.
aliveinchains - Śro Lis 11, 2009 6:31 pm
Blue Bana jedyne na co wskazuje to gestosc zaludnienia w tym regionie. I tyle. Cala reszta wynika z owej gestosci zaludnienia - regjon skupiajacy najwiecej ludnosci sila rzeczy wytwarza najwiecej PKB. Ale to nie poprawia mu specjalnie warunkow do dalszego wzrostu, czego dowodza obszary peryferyjne, ktore rozwijac sie moga szybciej. (jak Skandynawia)
W USA najszybciej rozwijaja sie wlasnie peryferia - stany poludniowe i zachodnie. Rust Belt to skupisko bankrutujacych shrinking cities. BosNyWasz tez nie jest juz regionem o najwiekszej dynamice, mimo iz ciagle zajmuje dominujaca pozycje w gospodarce.
Generalnie teorie "bananowe" latwo sfalsyfikowac.
Skupienie ludnosci w blue bananana zarówno ma podłoze zwiazane z historią (rozwój kapitalizmu i handlu morskiego, stołeczność pewnych miast)...ale i obecnie własnie Paryz, Londyn, Metro Mediolan (Lombardia) absorbują najwięcej nowych mieszkańców w ciągu ostatnich kilku lat, a to oznacza ze nie sa w jakims potęznym maraźmie...nie raz podawałem dane na SSC. Do tego demograficznie rozwija sie Szwajcaria, Belgia, Holania a takze zach czesc niemiec choc nie już tak dynamicznie (najlepiej Frankfurt, Sztutgart i Monachium wraz z okolicami)....scenariusz rozwoju stworzyli ludzie którzy głęboko siedza w temacie, więc nie wrzucałbym ich opini do kosza...sugerujesz ze nowymi centrami rozwoju będzie Praga, Budapeszt, Bratysława, Sztokholm, Barcelona, Wiedeń? Owszem mogą, ale nie zdominują blue banana...
USA i jego rust-belt, widziałem Cleavland, Chicago, Pitsburg....generalnie jak na mój gust trauma, z wyjatkiem nowoczesnego i wymuskanego down-town chicago...Calgary i Edmonton rozwija sie...ale dzięki czemu ropie? Zauważ że rozwój PKB takiego Las Vegas może być wyższy niż NYC gdyż to pierwsze ma tzw. niższą bazę...
absinth - Śro Lis 11, 2009 7:02 pm
ciekawy jest przyklad miast chinskich. Przykladowy i chyba najbardziej jaskrawy przyklad czyli Shenzen liczace w 1980 roku 321 tys mieszkancow a obecnie oficjalnie ok 12 mln (nieoficjalnie ok 18 mln), niegys osada rybacka obecnie siedziba 2 największej gieldy w Chinach, samo miasto eksportuje towary o wartości ok 140 mld $ czyli mniej więcej tyle ile eksport Polski.
patesnie na Shenzhen na google maps jest nieco przerazajaca, ciagnace sie blaszane mniejsze i wieksze fabryki...
miglanc - Śro Lis 11, 2009 8:39 pm
Skupienie ludnosci w blue bananana zarówno ma podłoze zwiazane z historią (rozwój kapitalizmu i handlu morskiego, stołeczność pewnych miast)...ale i obecnie własnie Paryz, Londyn, Metro Mediolan (Lombardia) absorbują najwięcej nowych mieszkańców w ciągu ostatnich kilku lat, a to oznacza ze nie sa w jakims potęznym maraźmie...nie raz podawałem dane na SSC. Do tego demograficznie rozwija sie Szwajcaria, Belgia, Holania a takze zach czesc niemiec choc nie już tak dynamicznie (najlepiej Frankfurt, Sztutgart i Monachium wraz z okolicami)....scenariusz rozwoju stworzyli ludzie którzy głęboko siedza w temacie, więc nie wrzucałbym ich opini do kosza...sugerujesz ze nowymi centrami rozwoju będzie Praga, Budapeszt, Bratysława, Sztokholm, Barcelona, Wiedeń? Owszem mogą, ale nie zdominują blue banana...
USA i jego rust-belt, widziałem Cleavland, Chicago, Pitsburg....generalnie jak na mój gust trauma, z wyjatkiem nowoczesnego i wymuskanego down-town chicago...Calgary i Edmonton rozwija sie...ale dzięki czemu ropie? Zauważ że rozwój PKB takiego Las Vegas może być wyższy niż NYC gdyż to pierwsze ma tzw. niższą bazę...U podloza szybkiero rozwoju "banan Europy" lezalo dobrze rozwiniete rolnictwo, co bylo skutkiem wpierw dobrych warunkow glebowo - klimatycznych, a potem polityki. To wlasnie zas dobrze prosperujace rolnictwo daje podstawe do rozwoju miast. To wlasnie farmerzy byli pierwszymi klientami dla powstajacego przemyslu w XVIII i XIX wieku. Anglia, Niderlandy i Zachodnie Niemcy mialy tu najlepsze warunki rozwoju. Jednak dzis juz wydaje sie ze nie ma to tak duzego znaczenia. Modernizacja Francji, Wloch, Europy Srodkowej stwarza w przyszlosci duze mozliwosci rozowju naszych miast. Spektakularna kariera Barcelony i Madrytu w ostatnich 4 dekadach jest na to dowodem. Polskie miasta maja dzis takie same mozliwosci rozwoju i ich oddalenie od Renu nie stanow dzis zadnego, absolutnie zadnego nawet najmniejszego problemu. W swiecie bedacym globalna wioska roznica 1000 kilometrow w te czy wewte to nic.
Blekitny Banan jest dzis jedynie artefaktem geograficzno - statystycznym. Powtarzam, to tylko obszar wyjatkowo duzej gestosci zaludnienia. Nie jest to i juz nigdy nie bedzie obszar okreslajacy granice dynamicznego rozwoju.
aliveinchains - Śro Lis 11, 2009 9:25 pm
jesli układ glebowy był czynnikiem dominujacym w tworzeniu blue banana to dlaczego stepy ukrainskie się tak nie rozwinęły?....poza tym co z handlem (Londyn, Amsterdam, Antwerpia), przemysłem (Z Ruhry, Londyn, Manchester)? dojdze do tego kultura mieszczańska i odpowiednie prawo....no nie zagłebiajmy się tak bardzo w korzenie rozwoju....
Ta gęstość zaludnienia owszem jest wazna - powstaje infrastruktura, wzajemne kontakty, kolejne przedsiebiorstwa i instytucje badawcze czy finansowe...ale do tej pory jakos ciezko mi zrozumieć jak skandynawia niby lepiej się rozwija? PKB krajów skandynawskich jest zbliżone do tych krajów które obejmuje blue banana z wyjatkiem Włoch będących w stagnacji od lat 20u (choć i tak na północy widać pewne zmiany w restrukturyzacji gospodarki)....
Madry, Barcelona są wyjatkiem...owszem. Polskie miasta też sa ujete w przyszłym rozwoju poprzez wypustki. Nie sądze jednak by te wielkie gesto zaludnione metropolie oddały pola pierwszeństwa tzw second cities....własnie dlatego, że te second cities sa za małe by pociągnąć reszte Europy....no chyba że zakładasz że Wa-wa czy GOP beda miały ponad 5 mln mieszkańców...?
rasgar - Śro Lis 11, 2009 9:43 pm
Nie szukałbym oczywistych analogii w szukaniu czynników "tworzących metropolie". Kiedyś mogło być to rolnictwo, bliskość skupisk przemysłu, przecięcie szlaków handlowych... jutro może być to coś zupełnie innego, jeśli takowe czynniki jeszcze istnieją.
Patrzmy może na to co można i należy zrobić, żeby znaleźć się w gronie miast "2giej kategorii", a nie spaść do "6tej"
(...)W Kanadzie najszybciej rozwijaja sie Calgary i Edmonton - co prawda polozne blisko siebie, ale za to oddalone od reszty cywilizowanego swiata.
Oba, jak zresztą cała Alberta, dzięki ropie.
salutuj - Śro Lis 11, 2009 9:56 pm
Wg mnie czynniki tworzące metropolie sa różne od podstawowych wpływających na ogólny rozwój miast typu bliskość rzeki, ukształtowanie terenu, przez lokalizacje ważnych siedzib, zamków urzedów, katedr... aż po dostęp do surowców i zasobów, zwłaszcza tych zwiazanych z industrializacją.
miglanc - Śro Lis 11, 2009 10:04 pm
1. Przez wiekszosc sredniowiecznej i nowozytnej historii ukrainskie stepy byly lepiej rozwiniete gospodarczo od zachodniej europy. Zacofanie zas zaczelo sie wraz z roznicowaniem systemu prawnego gospodarki na farmerska na zachodzie, a panszczyzmiana na wschodzie.
2 Przemysl i handel rozwijaly sie poczatkowo glownie na potrzeby rolnictwa. Dopiero pozniej miasta staly sie na tyle duze ze zaczely sie skupiac bardziej na wlasnych potrzebach.
3Norwegia, Dania i Szwecja maja wyzsze PKB per capita niz Niemcy i Wielka Brytania.
4 Madryt i Barcelona sa regula nie wyjatkiem. Sa pieknym przykladem reguly ze modernizacja kraju prowadzi do wytworzenia sie metropolii. Tak jest wszedzie i nie trzeba tu zadnych ananasow, czy innych heksagramow rysowanych gimpem na mapce.
5 GOP wespol z Krakowem i Ostrawa tworzyc moze jeden obszar metropolitalny podobnie jak Ranstaad Holland. Warszawa zas szybko rosnie i prawdopodbnie juz ma ponad 4 mln mieszkancow, tyle ze statystyki nie nadazaja za rozowjem demograficznym.(brak zameldowania, nielegalni imigranci itp)
absinth - Śro Lis 11, 2009 10:34 pm
Łukaszu, zauważyłem, ze często stosujesz hiperbolę w swoich postach.
miglanc - Śro Lis 11, 2009 11:46 pm
To odpowiedz na post aliveinchains. Juz nie chcialo mi sie calosci quotowac, wiec wypunktowalem 5 tez. Traktuj to jak 5 odrebnych wypowiedzi.
aliveinchains - Czw Lis 12, 2009 9:53 am
1. Przez wiekszosc sredniowiecznej i nowozytnej historii ukrainskie stepy byly lepiej rozwiniete gospodarczo od zachodniej europy. Zacofanie zas zaczelo sie wraz z roznicowaniem systemu prawnego gospodarki na farmerska na zachodzie, a panszczyzmiana na wschodzie.
2 Przemysl i handel rozwijaly sie poczatkowo glownie na potrzeby rolnictwa. Dopiero pozniej miasta staly sie na tyle duze ze zaczely sie skupiac bardziej na wlasnych potrzebach.
3Norwegia, Dania i Szwecja maja wyzsze PKB per capita niz Niemcy i Wielka Brytania.
4 Madryt i Barcelona sa regula nie wyjatkiem. Sa pieknym przykladem reguly ze modernizacja kraju prowadzi do wytworzenia sie metropolii. Tak jest wszedzie i nie trzeba tu zadnych ananasow, czy innych heksagramow rysowanych gimpem na mapce.
5 GOP wespol z Krakowem i Ostrawa tworzyc moze jeden obszar metropolitalny podobnie jak Ranstaad Holland. Warszawa zas szybko rosnie i prawdopodbnie juz ma ponad 4 mln mieszkancow, tyle ze statystyki nie nadazaja za rozowjem demograficznym.(brak zameldowania, nielegalni imigranci itp)
ok zostawmy w spokoju bleu banana czy inny pentagram;)
widzę, że wierzysz w powstanie wielkiego obszaru metro GOP-ROW-Kraków-BB-Ostrawa, ja na razie widzę, że komunikacyjnie nic się nie rusza, wręcz nawet cofa się...
Wa-wa, cieszę się że pokochałes stolicę Polski, ale :
1. woj. mazowieckie ma 5,2 mln ludzi na potęznym obszarze, zahaczającym nawet o historyczną malopolskę.
2. Metropolitalny Obszar Wa-wy wg roznego rodzaju studiów i koncepcji ma około2,5 mln ludzi, w tym zawiera rozne koslawe miescinki, którymi bym się na miejscu stolicy nie chwalił, że wchodza w jej obszar metro..
3. Owszem wiele osob jest niezameldowanych, o jakiejs masowej imigracji nie słyszałem, ale o emigrantach ktorzy wyjechali z Wa-wy i okolic owszem - i ci ostatni nie sa też wymeldowani.
salutuj - Czw Lis 12, 2009 1:44 pm
wg mnie do Warszawy troche więcej ludzi przyjeżdża niż wyjeżdża ale faktem jest że wyjeżdżają też.
miglanc - Sob Lis 14, 2009 9:15 pm
Obszar Metropolitalny Warszawy przekroczyl juz 3 mln mieszkancow i prawdopodbnie juz jest ludniejszy niz OM GOPu. Warszawa bedzie przez najblizsze lata zasysac ludzi z calej Sciany Wchodniej, gdzie ciagle sa gigantyczne nadwyzki ludnosci na wsiach. Potencjal rozwoju demograficznego Warszawy jest zatem spory i pozycja tego miasta na mapie Europy bedzie rosla.
Piotreq - Nie Lis 15, 2009 4:34 pm
Jest zrozumiałe że nie możemy równać się z Warszawą. W Warszawie pensje są 3 razy większe - przydalo by sie porownanie Warszawa Centrum - Katowice. Powinniśmy całą aglomeracją ściągać inwestorów. Więcej pracy = wyższe pensje.
W tym celu musimy konkurować z Warszawą na przykład niższymi kosztami mieszkań.
salutuj - Nie Lis 15, 2009 5:27 pm
Jest zrozumiałe że nie możemy równać się z Warszawą. W Warszawie pensje są 3 razy większe - przydalo by sie porownanie Warszawa Centrum - Katowice. Powinniśmy całą aglomeracją ściągać inwestorów. Więcej pracy = wyższe pensje.
W tym celu musimy konkurować z Warszawą na przykład niższymi kosztami mieszkań.
ale bzdury.
Pensje w Warszawie wcale nie są 3x większe. Znam przypadek nawet gdzie dziewczyna przyjechała tu bo w Warszawie tyle by nie dostała ile tu zarabia.
Statystyka miast tez mówi że Katowice lekko wyprzedzają Warszawę z pensjami na poziomie ok 4000brutto.
Gdyby odjąć górnictwo to może trochę byłyby niższe u nas ale tylko trochę a gdzie tam 3x.
piotrekb - Nie Lis 15, 2009 5:56 pm
Ka-ce nie wyprzedzają Wa-wy. Średnia brutto w Wa-wie ok. 4500, u nas ok. 4100.
Piotreq - Nie Lis 15, 2009 8:08 pm
Jest zrozumiałe że nie możemy równać się z Warszawą. W Warszawie pensje są 3 razy większe - przydalo by sie porownanie Warszawa Centrum - Katowice. Powinniśmy całą aglomeracją ściągać inwestorów. Więcej pracy = wyższe pensje.
W tym celu musimy konkurować z Warszawą na przykład niższymi kosztami mieszkań.
ale bzdury.
Pensje w Warszawie wcale nie są 3x większe. Znam przypadek nawet gdzie dziewczyna przyjechała tu bo w Warszawie tyle by nie dostała ile tu zarabia.
Statystyka miast tez mówi że Katowice lekko wyprzedzają Warszawę z pensjami na poziomie ok 4000brutto.
Gdyby odjąć górnictwo to może trochę byłyby niższe u nas ale tylko trochę a gdzie tam 3x.
salutuj - Pon Lis 16, 2009 8:19 am
Jest zrozumiałe że nie możemy równać się z Warszawą. W Warszawie pensje są 3 razy większe - przydalo by sie porownanie Warszawa Centrum - Katowice. Powinniśmy całą aglomeracją ściągać inwestorów. Więcej pracy = wyższe pensje.
W tym celu musimy konkurować z Warszawą na przykład niższymi kosztami mieszkań.
ale bzdury.
Pensje w Warszawie wcale nie są 3x większe. Znam przypadek nawet gdzie dziewczyna przyjechała tu bo w Warszawie tyle by nie dostała ile tu zarabia.
Statystyka miast tez mówi że Katowice lekko wyprzedzają Warszawę z pensjami na poziomie ok 4000brutto.
Gdyby odjąć górnictwo to może trochę byłyby niższe u nas ale tylko trochę a gdzie tam 3x.
salutuj - Pon Lis 16, 2009 8:20 am
Ka-ce nie wyprzedzają Wa-wy. Średnia brutto w Wa-wie ok. 4500, u nas ok. 4100.
to jakieś nowe statystyki widocznie. Poprzednie były kilka razy pod rząd wyższe o niecałe 100zł.
piotrekb - Pon Lis 16, 2009 3:52 pm
W W. zawsze był wyższe:
http://www.stat.gov.pl/bdr_n/app/dane_p ... p_typ=HTML
salutuj - Pon Lis 16, 2009 4:02 pm
hm różnica sie powiekszyła w ostatnich latach
ciekawe skąd w takim razie artykuły i dane o tym że Katowice wyprzedziły parokrotnie Warszawę.
Może te kwoty o których Ty piszesz uwzgledniają jakąś grupę społeczną pominiętą tam?
a może sezonowość gra rolę?
530,83 - 2002
335,29
193,03
217,81
266,02
372,35
354,41 - 2008
Piotreq - Pon Lis 16, 2009 7:38 pm
Tak, piszę o IT. Uważam że o ile dla kasy miasta najważniejsza jest średnia/mediana to dla człowieka najważniejsze są pieniążki jakie zarabia się w danym zawodzie na danym stanowisku. I tutaj nie zauważyłem by ta kasa w Warszawie i Katowicach była podobna.
Może ktoś ma średnie dla:
- kasjerek w marketach,
- sprzedawców w sklepach,
- programistów,
- kierowników projektów,
- inżynierów w danej specjalizacji,
- pracowników oddziałów w bankach,
- można wyliczać dalej.
Dopiero takie porównanie daje jakiekolwiek fakty o jakości życia.
W Warszawie pan złota rączka nie przyjdzie remontować mieszkania za mniej niż 10.000 na miesiąc - tak bynajmniej było w okresie bumu.
aliveinchains - Wto Lis 17, 2009 8:36 am
Obszar Metropolitalny Warszawy przekroczyl juz 3 mln mieszkancow i prawdopodbnie juz jest ludniejszy niz OM GOPu. Warszawa bedzie przez najblizsze lata zasysac ludzi z calej Sciany Wchodniej, gdzie ciagle sa gigantyczne nadwyzki ludnosci na wsiach. Potencjal rozwoju demograficznego Warszawy jest zatem spory i pozycja tego miasta na mapie Europy bedzie rosla.
3 mln osiaga w sytuacji gdy z centrum zakreslimy okreg o ponad r=60km
http://img407.imageshack.us/i/aaajvr.jpg/
No to w takim razie jak wielki byłby OM Katowic gdyby zakreslic promień 60 km od powiedzmy katedry? Zachaczałby o kawał małopolski (gęsto zaludniony pow. oswięcimski), BB, powiat cieszyński..i pewnie część opolskiego....ileby to było ludzi chyba ze 4 mln:)
Nadwyzka ludnosci na wsiach ściany wschodniej to mit...juz teraz przyrost naturalny jest tam mizerny, a ci co bardziej przedsiębiorczy wyjechali na Zachód albo do większych miast RP. w tym Wawy...zresztą najbardziej zaludnione woj ściany wschodniej - Podkarpackie, raczej ciazy ku Krakowowi niż Wa-wie...
miglanc - Wto Lis 17, 2009 7:45 pm
Skierniewice mozna wlaczyc do OM Warszawy, gdyz sporo ludzi stamdad pracuje w Wawie. Podkarpacie ciazy ku Krakowowi, ale cała Kongresowka ku Warszawie.
Poza tym Ciezko jest porownywac Warszawe i jej OM do rejony Krakowa i Katowic gdzie masz dwa glowne miasta centralne i kilka innych silniejszych osrodkow. Nie sposob tak naprawde wykreslic granicy obszarów oddzialywania GOP i Krakowa bo te obszary sie w duzej mierze pokrywaja.
aliveinchains - Czw Lis 19, 2009 8:03 am
Skierniewice mozna wlaczyc do OM Warszawy, gdyz sporo ludzi stamdad pracuje w Wawie. Podkarpacie ciazy ku Krakowowi, ale cała Kongresowka ku Warszawie.
Poza tym Ciezko jest porownywac Warszawe i jej OM do rejony Krakowa i Katowic gdzie masz dwa glowne miasta centralne i kilka innych silniejszych osrodkow. Nie sposob tak naprawde wykreslic granicy obszarów oddzialywania GOP i Krakowa bo te obszary sie w duzej mierze pokrywaja.
Taaa....pamiętam, że w newsweeku z 2002 roku był artykuł, by stworzyć duopolis warszawsko-łódzkie...to dopiero byłaby metropolia...połaczona szybka koleją, a między jednym a drugim miastem miały powstawać parki biurowe, luksusowe osiedla etc:) Bajki, bajki...
Nie twierdzę, że Wa-wa nie może sobie tworzyć OM w r=70 km od PKIN ale co to konkretnie ma dać dobrego temu miastu? Madia liczb ma tu zadziałac, bo innych plusów nie widzę w wciąganiu w OM stolicy Płońska, Sochaczewa, Żyrardowa, czy Skierniewic...
Obszar metropolitalny GOP zakreśliłbym w granicach subregionu centralnego śląskiego....na razie
miglanc - Pią Lis 20, 2009 11:58 pm
Sochaczew i Zyrardow mieszcza sie nie tylko w OM ale nawet w aglomeracji warszawskiej. Jest to wszystko strefa przedmiesc gdzie spora czesc ludnosci dojezdza do pracy w Warszawie.
salutuj - Sob Lis 21, 2009 6:45 pm
Tak, piszę o IT. Uważam że o ile dla kasy miasta najważniejsza jest średnia/mediana to dla człowieka najważniejsze są pieniążki jakie zarabia się w danym zawodzie na danym stanowisku. I tutaj nie zauważyłem by ta kasa w Warszawie i Katowicach była podobna.
Może ktoś ma średnie dla:
- kasjerek w marketach,
- sprzedawców w sklepach,
- programistów,
- kierowników projektów,
- inżynierów w danej specjalizacji,
- pracowników oddziałów w bankach,
- można wyliczać dalej.
Dopiero takie porównanie daje jakiekolwiek fakty o jakości życia.
W Warszawie pan złota rączka nie przyjdzie remontować mieszkania za mniej niż 10.000 na miesiąc - tak bynajmniej było w okresie bumu.
Średnią tworzą ludzie.
Jeśli w Warszawie ta średnia jest podobna do naszej to albo znaczy to, że są ludzie którzy zarabiają dużo mniej niż u nas, skoro inni zarabiają więcej niż u nas, albo (co bardziej prawdopodobne) znaczy to, że poznałeś tylko wycinek społeczeństwa, który nie odwzorowuje stanu faktycznego.
aliveinchains - Sob Lis 21, 2009 7:24 pm
Sochaczew i Zyrardow mieszcza sie nie tylko w OM ale nawet w aglomeracji warszawskiej. Jest to wszystko strefa przedmiesc gdzie spora czesc ludnosci dojezdza do pracy w Warszawie.
Aglomeracji? Hmmm, to ta aglomeracja może się poszczycić największym areałem pól ziemniaczanych w EU?
miglanc - Sob Lis 21, 2009 9:41 pm
Od Zyrardowa do Warszawy jest pas miast satelickich Warszawy, a od Grodziska jest to ciagly teren zabudowany (jakies 30 km).
Najwiecej pol ziemniaczanych ma London Metro Area. Zobacz sobie jak daleko musza granice OM Londynu rozciagac by osiagnac owe magiczne 12 mln mieszkancow. Cala poludniowo - wschodnia Anglia jest traktowana jako obszar Londynu. Zreszta tak samo jest w przypadku kazdej metropolii.
aliveinchains - Sob Lis 21, 2009 10:37 pm
Od Zyrardowa do Warszawy jest pas miast satelickich Warszawy, a od Grodziska jest to ciagly teren zabudowany (jakies 30 km).
Najwiecej pol ziemniaczanych ma London Metro Area. Zobacz sobie jak daleko musza granice OM Londynu rozciagac by osiagnac owe magiczne 12 mln mieszkancow. Cala poludniowo - wschodnia Anglia jest traktowana jako obszar Londynu. Zreszta tak samo jest w przypadku kazdej metropolii.
Zasadnicza róznica polega na jakosci tych wsi miasteczek które wchodza w obszar metro...w przypadku Wa-wy wypadają one blado nawet na tle innych regionów polski....zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl romanbijak.xlx.pl
absinth - Sob Lis 07, 2009 10:24 am
Miasta Państwa rządzą światem
Joanna Woźniczko-Czeczott
Dochód wytwarzany przez Nowy Jork jest dwa razy większy niż PKB Polski, a Tokio ma w świecie większe znaczenie niż niejedno europejskie państwo. W epoce globalizacji nadszedł czas metropolii
Nie chcę wirtualnego miasta. chcę projektów – powiedział Nicolas Sarkozy. I dorzucił po pańsku: – Macie absolutną swobodę snucia marzeń i środki na ich realizację.
Dziesięciu słuchających go architektów pokiwało głowami i w listopadzie 2007 roku zabrało się do pracy. Wspomagał ich sztab inżynierów, urbanistów, socjologów, a nawet filozofów. Tej wiosny powrócili z planami. Imponującymi. Nowy Wielki Paryż ma sięgać kanału La Manche. Jego morskie wrota otworzy port w Hawrze, jego granice rozszerzą się na siedem okolicznych miast Ile de France. Połączy je 130-kilometrowa sieć naziemnego metra działającego 24 godziny na dobę, przez co zniknie konfliktogenny podział na elitarne centrum i biedne kolorowe przedmieścia. Liczba ludności wzrośnie z dwóch do ośmiu milionów, a panoramę miasta wyostrzą zakazane dotychczas wieżowce. Dzielnica La DĂŠfense stanie się paryskim City. Okolice Wersalu – paryską Doliną Krzemową. Wyrośnie milion nowych drzew, powstanie milion nowych miejsc pracy i 70 tysięcy mieszkań. A nad wszystkim pieczę obejmie nowo powołane,,SociĂŠtĂŠ de Grand Paris”.
Mrzonki? 7 października rząd francuski przyjął projekt. Sarko mówi o ,,mobilizacji narodu wokół nowych katedr” i rozbudowie miasta w ciągu 20 lat. I koszcie: 35 miliardów euro. ,,Wielki Paryż” to hasło, które Francuzi znają nie od dziś. Pierwszy raz usłyszeli je w czasach Napoleona III, kiedy baron Hausmann przebudował stolicę, nadając jej dzisiejszy wygląd. Szczególnie po drugiej wojnie światowej każdy prezydent starał się zostawić nad Sekwaną swój pomnik. Georges Pompidou postawił centrum sztuki współczesnej. Jacques Chirac – MusĂŠe du Quai Branly (poświęcone sztuce Afryki, Azji i Ameryki Łacińskiej). Wszystkich przebił François Mitterrand, który rozpoczął budowę dzielnicy La DĂŠfense (z nowym Łukiem Triumfalnym), przebudował Luwr (na dziedzińcu stawiając szklaną piramidę), wyłożył pieniądze na Bibliotekę Narodową, Centrum Świata Arabskiego i Operę Bastille. Sarkozy też chciał zabłysnąć, ale nie zadowolił się pomnikami mocarstwowości. – Potrzebujemy Wielkiego Paryża – przekonywał radę ministrów. – Londyn, Nowy Jork, Szanghaj i wszystkie metropolie świata podwajają swój rozmiar.
Opozycja socjalistyczna zarzuciła prezydentowi imperialne zapędy i dopieszczanie centrum kosztem peryferiów, ale Sarkozy ma dużo racji. Za jego marzeniami przemawia bowiem to, że wpisują się w światowy trend. Francja naprawdę potrzebuje Wielkiego Paryża, jeśli chce się liczyć. Bo w epoce globalizacji to miasta przejmują władzę nad światem.
Więcej niż państwo
Pojęcie miast globalnych stworzyła amerykańska socjolożka Saskia Sassen. W 1991 roku wydała książkę, w której opisała fenomen trzech takich metropolii. Tokio, Nowy Jork, Londyn – to one od początku lat 80. były pierwszymi mostami między rozwijającym się rynkiem światowym a gospodarkami swoich krajów. Dziś eksperci mówią aż o 20 większych globalnych miastach i 50 mniejszych. I o tym, że ich liczba i rola stale rośnie.
Ale po kolei. Globalne miasto to miejsce, które z racji swoich powiązań ma bezpośredni i istotny wpływ na losy naszego świata. Rozpoznawalne (nie mówimy: „Nowy Jork, miasto w USA”), politycznie znaczące (Bruksela dawno przerosła Belgię), a przede wszystkim stanowiące ważny węzeł w coraz gęstszej sieci oplatającej glob.
Dawniej bowiem najgrubsze nici w tej sieci trzymali szefowie państw, a miasta przede wszystkim stanowiły ośrodki władzy. Rozwój globalnego rynku sprawił, że nici pojawiło się coraz więcej, a te nowe (lub stare, które dawniej nie miały znaczenia) stały się mocne jak nigdy dotąd. Powiązania między organizacjami międzynarodowymi, oddziałami ponadnarodowych koncernów, potężnymi instytucjami finansowymi to dziś nie nici, lecz liny oplatające świat. Wraz z ich umocnieniem rośnie rola miejsc, gdzie krzyżują się powiązania – wielkich miast. Odgrywały one kluczową rolę w historii od zawsze, ale nigdy na taką skalę i niezależnie od rządów państw. Stały się wielkimi, złożonymi organizmami i zarządzanie nimi nierzadko jest równie skomplikowane jak zarządzanie państwem. Władza zaczęła się więc specjalizować. Zarząd miast oddzielił się w tym procesie od rządów państw i coraz bardziej się uniezależnia. Sieć kolejnych powiązań jest tak gęsta, że przestaje być widać spoza niej granice państwowe czy nawet dawne podziały polityczne.
Gdy Sassen opisała ten nowy świat, na jego badanie rzuciły się zastępy naukowców. Perspektywa „miastocentryczna” pozwalała rozejrzeć się ze zdumieniem i zobaczyć stare zjawiska zupełnie innymi oczami. – Nie ma czegoś takiego jak gospodarka państwowa – mówi ,,Przekrojowi” profesor Peter Taylor, założyciel i szef międzynarodowego (międzymiastowego?) instytutu badawczego Globalization and World Cities (GaWC). – Jest tylko ekonomia światowa i ekonomia miast. Specyfika gospodarek Turynu, Mediolanu i Neapolu jest tak różna, że trudno je wrzucać do jednego worka z napisem: ,,Włochy”. Można tylko mówić, że wszystkie działają w przestrzeni regulowanej włoskim prawem. Podobnie jest z innymi dziedzinami życia – przekonuje.
Okazuje się też, że miejska sieć potrafi działać lepiej niż dawne międzypaństwowe układy. Dzięki splatającym się w miastach powiązaniom gospodarka ruszyła galopem.
Przepływ kapitału, siły roboczej, technologii i informacji sprawiły, że wartość światowego handlu wzrosła z 579 miliardów dolarów w 1980 roku do 6 bilionów 273 miliardów w 2004 roku. Czyli 11-krotnie. Dochód globalnych miast mierzony analogiczną metodą jak w państwach jest większy niż niejednego kraju. PKB Nowego Jorku jest dwa razy większe niż PKB Polski. Dochód Paryża – niemal dwukrotnie większy niż Czech. W dodatku metropolie są efektywniejsze niż wsie i małe miasta (w Europie generują ponad 80 procent PKB) i nierzadko do nich dopłacają (Nowy Jork otrzymuje z federalnej kasy 83 centy w zamian za każdego wpłaconego tam dolara).
Skoro więc miasta odnoszą takie sukcesy, ich znaczenie gospodarcze i społeczne musiało się przełożyć na jeszcze jedną sferę dotychczas zarezerwowaną dla państw – politykę.
Londyn pod prąd Brytanii
Z Kenem Livingstone’em od początku były kłopoty. Jako członek Partii Pracy został szefem Wielkiej Rady Londynu, gdy w latach 80. jeszcze nie istniało stanowisko burmistrza miasta. I z miejsca stał się chodzącym koszmarem Margaret Thatcher. Na przekór jej polityce popierał integrację europejską, ogłosił Londyn strefą wolną od broni nuklearnej i oficjalnie spotykał się z liderami irlandzkiej Sinn Fein uważanymi przez rząd brytyjski za terrorystów. Gdy władzę przejęli laburzyści, „Czerwony Ken” stał się z kolei koszmarem Tony’ego Blaira. W 1999 roku mimo jego niechęci Livingstone znalazł się na liście kandydatów popieranych przez Partię Pracy na nowo utworzone stanowisko mera stolicy. Warunkiem była obietnica, że nie wystartuje jako kandydat niezależny, jeśli to poparcie utraci.
Partia Pracy ostatecznie wystawiła innego kandydata, a wtedy Livingstone zerwał umowę i wystartował jako niezależny. Blair się wściekł, Ken stracił miejsce w partii, ale wybory wygrał w cuglach. Niezależność jego polityki lokalnej i światowej jeszcze wzrosła. Na poziomie lokalnym otworzył miasto na imigrantów spoza Europy, wprowadził na wzór Singapuru opłaty za jazdę samochodem po centrum, aby wyeliminować korki, i zaczął rejestrować związki homoseksualne. Na poziomie globalnym potępił George’a W. Busha jako „największe zagrożenie planety” tuż przed jego wizytą w Wielkiej Brytanii, wezwał do wycofania ambasadorów z Izraela, gdy zaczęła się inwazja na Strefę Gazy, czy wreszcie zawarł niezależną umowę z Wenezuelą o dostawie taniej ropy do miasta.
– To typowe dla burmistrzów globalnych miast – komentuje profesor Taylor. – Stają się coraz ważniejszymi aktorami w polityce światowej, ale zazwyczaj nie mają dobrej pozycji w narodowych partiach. Ich rola to negocjowanie między globalnym kapitałem a lokalną demokracją. Z jednej strony dbają o to, aby miasto było ważnym punktem na szlaku międzynarodowej gospodarki i finansów. Z drugiej – zabiegają, aby miało dobre szkoły i sprawny transport – dodaje.
Świetnym przykładem jest działalność Michaela Bloomberga, burmistrza Nowego Jorku. Zaczynał jako Demokrata, potem był politycznie niezrzeszony, a teraz reprezentuje Republikanów w najbardziej demokratycznym mieście USA. Ale znowu – jego działalność partyjna jest trzecioplanowa. Koncentruje się na polityce globalnej i lokalnej. Z jednej strony pilotuje program, który ma utrzymać topową pozycję miasta w świecie finansów i biznesu, gdy przewali się kryzys – Nowy Jork wprowadza właśnie inkubatory dla powstających firm i udostępnia na atrakcyjnych warunkach przestrzeń biurową wraz z całą infrastrukturą, aby kusić azjatyckich graczy zastanawiających się, gdzie by tu ulokować amerykańską siedzibę. Z drugiej strony Bloomberg przejął od państwa kontrolę nad systemem edukacji, a priorytetem kadencji uczynił likwidację ubóstwa i kontrolę zezwoleń na broń. Urzędnicy Nowego Jorku są dostępni dla mieszkańców pod telefonem i w Internecie 24 godziny na dobę, a mer ma duże szanse, że 3 listopada zostanie wybrany na trzecią kadencję.
Jeśli ktoś myśli, że tak działać może tylko burmistrz wpływowej i bogatej metropolii, jest w błędzie. Gdy rządy zaczynał Klaus Wowereit, Berlin jeszcze nie doszedł do siebie po operacji zszycia dwóch części. Budżet miasta obciążało 60 miliardów euro długu, a jedynym globalnym miastem i centrum finansowym Niemiec był Frankfurt. Zamiast wprowadzać nudną politykę zaciskania pasa, Wowereit ogłosił hasło: poor but sexy (biedni, ale seksowni).
Postawił na atrakcyjność kulturową i społeczną miasta i promował wszystko – od parad techno po noce muzeów i inicjatywy oddolne mieszkańców. W efekcie w ciągu roku liczba turystów odwiedzających Berlin wzrosła o jedną piątą. Stolica Niemiec zaczęła przyciągać też nowych mieszkańców, a sieć powiązań rosła. Dziś jest jednym z ważniejszych węzłów regionu.
Znaczenie miast globalnych rzadko wynika tylko z tego, że pełnią one funkcję stolic państw. Owszem, automatycznie wpisuje je to w ważną sieć powiązań (głów państw, ministerstw, ambasad i różnych agencji rządowych), ale nie wystarczy.
– Ottawie czy Brasilii daleko do statusu miasta globalnego – zauważa profesor Taylor. – Nawet w ich własnych krajach wyprzedzają je Toronto czy Rio de Janeiro, a co dopiero mówić o dystansie do Waszyngtonu lub Brukseli. To kolejny dowód na to, że miasta są ważniejszymi aktorami niż państwa.
Merowie spotykają się w swoim gronie i często mają poparcie większe niż czołowi politycy państwa. To oni przecież załatwiają najważniejsze sprawy dla ludzi. A jednocześnie dbają, aby metropolia nie wypadła z sieci.
Wojna miejska
Czy to znaczy, że świat „miastocentryczny” jest bez wad? Bynajmniej. Gdy jesienią zeszłego roku terroryści zaatakowali centrum Bombaju, Saskia Sassem napisała: wojna się urbanizuje. – Miasta wydają się tracić swą tradycyjną zdolność unikania konfliktów, którą miały dzięki handlowi i ich roli społecznej – komentowała profesor w internetowym serwisie analitycznym Open Democracy. – Historycznie to państwa narodowe w sytuacji konfliktu łatwiej decydowały się na wojnę. Badam właśnie, czy miasta stają się nową przestrzenią przemocy.
Paradoksalnie działania zmierzające do zwiększenia narodowego bezpieczeństwa prowadzą do wzrostu zagrożeń miast. Wystarczy przypomnieć ataki na World Trade Center, londyńskie metro czy dworzec w Madrycie. Gdy szefowie państw wytaczają terrorystom wojnę w Iraku czy Afganistanie, terroryści odpowiadają, uderzając w miasta. To nowość, bo te historycznie raczej były obiektami oblężeń niż polami bitew.
Metropolie przyjmują więc prymat światowy z całym dobrodziejstwem inwentarza. Są przestrzenią dla polityki ulicznej, protestów i demonstracji. Dobrodziejstw jednak jest tyle, że te minusy raczej nie przesłonią plusów. Mimo że ponad połowa ludności mieszka dziś w miastach, nawet zanieczyszczenie środowiska generowane przez jednego mieszczucha jest mniejsze niż to wytwarzane przez mieszkańca wsi. Może więc warto uwierzyć „miastocentrystom” i spojrzeć na świat ich oczami? Nam też może się przecież marzyć Wielka Warszawa. Nawet jeśli nadwiślańskie plany najlepiej wychodzą na papierze.
Joanna Woźniczko-Czeczott
Przekrój 43/2009
temat, niestety naszej "metropolii" nie dotyczy, ale warto sie zastanowić jak my sie odnajdujemy w takim swiecie i jak w skali krajowej wyglada my jako wezeł "powiązań między organizacjami międzynarodowymi, oddziałami ponadnarodowych koncernów, potężnymi instytucjami finansowymi"
SPUTNIK - Sob Lis 07, 2009 6:38 pm
Miasta Państwa rządzą światem
Joanna Woźniczko-Czeczott
Dochód wytwarzany przez Nowy Jork jest dwa razy większy niż PKB Polski, a Tokio ma w świecie większe znaczenie niż niejedno europejskie państwo. W epoce globalizacji nadszedł czas metropolii
Nie chcę wirtualnego miasta. chcę projektów – powiedział Nicolas Sarkozy. I dorzucił po pańsku: – Macie absolutną swobodę snucia marzeń i środki na ich realizację.
Dziesięciu słuchających go architektów pokiwało głowami i w listopadzie 2007 roku zabrało się do pracy. Wspomagał ich sztab inżynierów, urbanistów, socjologów, a nawet filozofów. Tej wiosny powrócili z planami. Imponującymi. Nowy Wielki Paryż ma sięgać kanału La Manche. Jego morskie wrota otworzy port w Hawrze, jego granice rozszerzą się na siedem okolicznych miast Ile de France. Połączy je 130-kilometrowa sieć naziemnego metra działającego 24 godziny na dobę, przez co zniknie konfliktogenny podział na elitarne centrum i biedne kolorowe przedmieścia. Liczba ludności wzrośnie z dwóch do ośmiu milionów, a panoramę miasta wyostrzą zakazane dotychczas wieżowce. Dzielnica La DĂŠfense stanie się paryskim City. Okolice Wersalu – paryską Doliną Krzemową. Wyrośnie milion nowych drzew, powstanie milion nowych miejsc pracy i 70 tysięcy mieszkań. A nad wszystkim pieczę obejmie nowo powołane,,SociĂŠtĂŠ de Grand Paris”.
Mrzonki? 7 października rząd francuski przyjął projekt. Sarko mówi o ,,mobilizacji narodu wokół nowych katedr” i rozbudowie miasta w ciągu 20 lat. I koszcie: 35 miliardów euro. ,,Wielki Paryż” to hasło, które Francuzi znają nie od dziś. Pierwszy raz usłyszeli je w czasach Napoleona III, kiedy baron Hausmann przebudował stolicę, nadając jej dzisiejszy wygląd. Szczególnie po drugiej wojnie światowej każdy prezydent starał się zostawić nad Sekwaną swój pomnik. Georges Pompidou postawił centrum sztuki współczesnej. Jacques Chirac – MusĂŠe du Quai Branly (poświęcone sztuce Afryki, Azji i Ameryki Łacińskiej). Wszystkich przebił François Mitterrand, który rozpoczął budowę dzielnicy La DĂŠfense (z nowym Łukiem Triumfalnym), przebudował Luwr (na dziedzińcu stawiając szklaną piramidę), wyłożył pieniądze na Bibliotekę Narodową, Centrum Świata Arabskiego i Operę Bastille. Sarkozy też chciał zabłysnąć, ale nie zadowolił się pomnikami mocarstwowości. – Potrzebujemy Wielkiego Paryża – przekonywał radę ministrów. – Londyn, Nowy Jork, Szanghaj i wszystkie metropolie świata podwajają swój rozmiar.
Opozycja socjalistyczna zarzuciła prezydentowi imperialne zapędy i dopieszczanie centrum kosztem peryferiów, ale Sarkozy ma dużo racji. Za jego marzeniami przemawia bowiem to, że wpisują się w światowy trend. Francja naprawdę potrzebuje Wielkiego Paryża, jeśli chce się liczyć. Bo w epoce globalizacji to miasta przejmują władzę nad światem.
Więcej niż państwo
Pojęcie miast globalnych stworzyła amerykańska socjolożka Saskia Sassen. W 1991 roku wydała książkę, w której opisała fenomen trzech takich metropolii. Tokio, Nowy Jork, Londyn – to one od początku lat 80. były pierwszymi mostami między rozwijającym się rynkiem światowym a gospodarkami swoich krajów. Dziś eksperci mówią aż o 20 większych globalnych miastach i 50 mniejszych. I o tym, że ich liczba i rola stale rośnie.
Ale po kolei. Globalne miasto to miejsce, które z racji swoich powiązań ma bezpośredni i istotny wpływ na losy naszego świata. Rozpoznawalne (nie mówimy: „Nowy Jork, miasto w USA”), politycznie znaczące (Bruksela dawno przerosła Belgię), a przede wszystkim stanowiące ważny węzeł w coraz gęstszej sieci oplatającej glob.
Dawniej bowiem najgrubsze nici w tej sieci trzymali szefowie państw, a miasta przede wszystkim stanowiły ośrodki władzy. Rozwój globalnego rynku sprawił, że nici pojawiło się coraz więcej, a te nowe (lub stare, które dawniej nie miały znaczenia) stały się mocne jak nigdy dotąd. Powiązania między organizacjami międzynarodowymi, oddziałami ponadnarodowych koncernów, potężnymi instytucjami finansowymi to dziś nie nici, lecz liny oplatające świat. Wraz z ich umocnieniem rośnie rola miejsc, gdzie krzyżują się powiązania – wielkich miast. Odgrywały one kluczową rolę w historii od zawsze, ale nigdy na taką skalę i niezależnie od rządów państw. Stały się wielkimi, złożonymi organizmami i zarządzanie nimi nierzadko jest równie skomplikowane jak zarządzanie państwem. Władza zaczęła się więc specjalizować. Zarząd miast oddzielił się w tym procesie od rządów państw i coraz bardziej się uniezależnia. Sieć kolejnych powiązań jest tak gęsta, że przestaje być widać spoza niej granice państwowe czy nawet dawne podziały polityczne.
Gdy Sassen opisała ten nowy świat, na jego badanie rzuciły się zastępy naukowców. Perspektywa „miastocentryczna” pozwalała rozejrzeć się ze zdumieniem i zobaczyć stare zjawiska zupełnie innymi oczami. – Nie ma czegoś takiego jak gospodarka państwowa – mówi ,,Przekrojowi” profesor Peter Taylor, założyciel i szef międzynarodowego (międzymiastowego?) instytutu badawczego Globalization and World Cities (GaWC). – Jest tylko ekonomia światowa i ekonomia miast. Specyfika gospodarek Turynu, Mediolanu i Neapolu jest tak różna, że trudno je wrzucać do jednego worka z napisem: ,,Włochy”. Można tylko mówić, że wszystkie działają w przestrzeni regulowanej włoskim prawem. Podobnie jest z innymi dziedzinami życia – przekonuje.
Okazuje się też, że miejska sieć potrafi działać lepiej niż dawne międzypaństwowe układy. Dzięki splatającym się w miastach powiązaniom gospodarka ruszyła galopem.
Przepływ kapitału, siły roboczej, technologii i informacji sprawiły, że wartość światowego handlu wzrosła z 579 miliardów dolarów w 1980 roku do 6 bilionów 273 miliardów w 2004 roku. Czyli 11-krotnie. Dochód globalnych miast mierzony analogiczną metodą jak w państwach jest większy niż niejednego kraju. PKB Nowego Jorku jest dwa razy większe niż PKB Polski. Dochód Paryża – niemal dwukrotnie większy niż Czech. W dodatku metropolie są efektywniejsze niż wsie i małe miasta (w Europie generują ponad 80 procent PKB) i nierzadko do nich dopłacają (Nowy Jork otrzymuje z federalnej kasy 83 centy w zamian za każdego wpłaconego tam dolara).
Skoro więc miasta odnoszą takie sukcesy, ich znaczenie gospodarcze i społeczne musiało się przełożyć na jeszcze jedną sferę dotychczas zarezerwowaną dla państw – politykę.
Londyn pod prąd Brytanii
Z Kenem Livingstone’em od początku były kłopoty. Jako członek Partii Pracy został szefem Wielkiej Rady Londynu, gdy w latach 80. jeszcze nie istniało stanowisko burmistrza miasta. I z miejsca stał się chodzącym koszmarem Margaret Thatcher. Na przekór jej polityce popierał integrację europejską, ogłosił Londyn strefą wolną od broni nuklearnej i oficjalnie spotykał się z liderami irlandzkiej Sinn Fein uważanymi przez rząd brytyjski za terrorystów. Gdy władzę przejęli laburzyści, „Czerwony Ken” stał się z kolei koszmarem Tony’ego Blaira. W 1999 roku mimo jego niechęci Livingstone znalazł się na liście kandydatów popieranych przez Partię Pracy na nowo utworzone stanowisko mera stolicy. Warunkiem była obietnica, że nie wystartuje jako kandydat niezależny, jeśli to poparcie utraci.
Partia Pracy ostatecznie wystawiła innego kandydata, a wtedy Livingstone zerwał umowę i wystartował jako niezależny. Blair się wściekł, Ken stracił miejsce w partii, ale wybory wygrał w cuglach. Niezależność jego polityki lokalnej i światowej jeszcze wzrosła. Na poziomie lokalnym otworzył miasto na imigrantów spoza Europy, wprowadził na wzór Singapuru opłaty za jazdę samochodem po centrum, aby wyeliminować korki, i zaczął rejestrować związki homoseksualne. Na poziomie globalnym potępił George’a W. Busha jako „największe zagrożenie planety” tuż przed jego wizytą w Wielkiej Brytanii, wezwał do wycofania ambasadorów z Izraela, gdy zaczęła się inwazja na Strefę Gazy, czy wreszcie zawarł niezależną umowę z Wenezuelą o dostawie taniej ropy do miasta.
– To typowe dla burmistrzów globalnych miast – komentuje profesor Taylor. – Stają się coraz ważniejszymi aktorami w polityce światowej, ale zazwyczaj nie mają dobrej pozycji w narodowych partiach. Ich rola to negocjowanie między globalnym kapitałem a lokalną demokracją. Z jednej strony dbają o to, aby miasto było ważnym punktem na szlaku międzynarodowej gospodarki i finansów. Z drugiej – zabiegają, aby miało dobre szkoły i sprawny transport – dodaje.
Świetnym przykładem jest działalność Michaela Bloomberga, burmistrza Nowego Jorku. Zaczynał jako Demokrata, potem był politycznie niezrzeszony, a teraz reprezentuje Republikanów w najbardziej demokratycznym mieście USA. Ale znowu – jego działalność partyjna jest trzecioplanowa. Koncentruje się na polityce globalnej i lokalnej. Z jednej strony pilotuje program, który ma utrzymać topową pozycję miasta w świecie finansów i biznesu, gdy przewali się kryzys – Nowy Jork wprowadza właśnie inkubatory dla powstających firm i udostępnia na atrakcyjnych warunkach przestrzeń biurową wraz z całą infrastrukturą, aby kusić azjatyckich graczy zastanawiających się, gdzie by tu ulokować amerykańską siedzibę. Z drugiej strony Bloomberg przejął od państwa kontrolę nad systemem edukacji, a priorytetem kadencji uczynił likwidację ubóstwa i kontrolę zezwoleń na broń. Urzędnicy Nowego Jorku są dostępni dla mieszkańców pod telefonem i w Internecie 24 godziny na dobę, a mer ma duże szanse, że 3 listopada zostanie wybrany na trzecią kadencję.
Jeśli ktoś myśli, że tak działać może tylko burmistrz wpływowej i bogatej metropolii, jest w błędzie. Gdy rządy zaczynał Klaus Wowereit, Berlin jeszcze nie doszedł do siebie po operacji zszycia dwóch części. Budżet miasta obciążało 60 miliardów euro długu, a jedynym globalnym miastem i centrum finansowym Niemiec był Frankfurt. Zamiast wprowadzać nudną politykę zaciskania pasa, Wowereit ogłosił hasło: poor but sexy (biedni, ale seksowni).
Postawił na atrakcyjność kulturową i społeczną miasta i promował wszystko – od parad techno po noce muzeów i inicjatywy oddolne mieszkańców. W efekcie w ciągu roku liczba turystów odwiedzających Berlin wzrosła o jedną piątą. Stolica Niemiec zaczęła przyciągać też nowych mieszkańców, a sieć powiązań rosła. Dziś jest jednym z ważniejszych węzłów regionu.
Znaczenie miast globalnych rzadko wynika tylko z tego, że pełnią one funkcję stolic państw. Owszem, automatycznie wpisuje je to w ważną sieć powiązań (głów państw, ministerstw, ambasad i różnych agencji rządowych), ale nie wystarczy.
– Ottawie czy Brasilii daleko do statusu miasta globalnego – zauważa profesor Taylor. – Nawet w ich własnych krajach wyprzedzają je Toronto czy Rio de Janeiro, a co dopiero mówić o dystansie do Waszyngtonu lub Brukseli. To kolejny dowód na to, że miasta są ważniejszymi aktorami niż państwa.
Merowie spotykają się w swoim gronie i często mają poparcie większe niż czołowi politycy państwa. To oni przecież załatwiają najważniejsze sprawy dla ludzi. A jednocześnie dbają, aby metropolia nie wypadła z sieci.
Wojna miejska
Czy to znaczy, że świat „miastocentryczny” jest bez wad? Bynajmniej. Gdy jesienią zeszłego roku terroryści zaatakowali centrum Bombaju, Saskia Sassem napisała: wojna się urbanizuje. – Miasta wydają się tracić swą tradycyjną zdolność unikania konfliktów, którą miały dzięki handlowi i ich roli społecznej – komentowała profesor w internetowym serwisie analitycznym Open Democracy. – Historycznie to państwa narodowe w sytuacji konfliktu łatwiej decydowały się na wojnę. Badam właśnie, czy miasta stają się nową przestrzenią przemocy.
Paradoksalnie działania zmierzające do zwiększenia narodowego bezpieczeństwa prowadzą do wzrostu zagrożeń miast. Wystarczy przypomnieć ataki na World Trade Center, londyńskie metro czy dworzec w Madrycie. Gdy szefowie państw wytaczają terrorystom wojnę w Iraku czy Afganistanie, terroryści odpowiadają, uderzając w miasta. To nowość, bo te historycznie raczej były obiektami oblężeń niż polami bitew.
Metropolie przyjmują więc prymat światowy z całym dobrodziejstwem inwentarza. Są przestrzenią dla polityki ulicznej, protestów i demonstracji. Dobrodziejstw jednak jest tyle, że te minusy raczej nie przesłonią plusów. Mimo że ponad połowa ludności mieszka dziś w miastach, nawet zanieczyszczenie środowiska generowane przez jednego mieszczucha jest mniejsze niż to wytwarzane przez mieszkańca wsi. Może więc warto uwierzyć „miastocentrystom” i spojrzeć na świat ich oczami? Nam też może się przecież marzyć Wielka Warszawa. Nawet jeśli nadwiślańskie plany najlepiej wychodzą na papierze.
Joanna Woźniczko-Czeczott
Przekrój 43/2009
temat, niestety naszej "metropolii" nie dotyczy, ale warto sie zastanowić jak my sie odnajdujemy w takim swiecie i jak w skali krajowej wyglada my jako wezeł "powiązań między organizacjami międzynarodowymi, oddziałami ponadnarodowych koncernów, potężnymi instytucjami finansowymi"
to w kontekście tego art. mówiłem ostatnio o ustawie met.
aliveinchains - Pon Lis 09, 2009 9:57 pm
^^^
ciekawy artykuł, lecz chyba nikt nie wierzy by ustawa sprawiła, że Silesia, TrójM, czy nawet nasza "wspaniała" stolica stały się miastami kategori "alfa"....wiadomo w jakim miejscu jest gospodarka Polski, swoje robi niefortunne połozenie - zadupie EU. Stąd tez jak zobaczycie na ponizszej mapce Wa-wa, Silesia-Kraków są i raczej za 20 lat beda na marginesie...
http://www.skyscrapercity.com/showpost. ... stcount=30
miglanc - Pon Lis 09, 2009 11:43 pm
Z tej mapki nic nie wynika, poza tym ze pare krajow ma wieksza gestosc zaludnienia. Zreszta model rozwoju gospodarczego na ktorym opierala sie wlasnie "metropolizacja" wlasnie sie wali na naszych oczach. Sila napedowa swiatowych metropolii sa bowiem wielkie korporacje finansowe, a te zyja juz tylko dzieki kroplowkom.
Byc moze wieksza role beda odgrywaly w przyszlosci "second cities" w srod ktorych ma szanse znalezc sie pare polksich miast.
rasgar - Wto Lis 10, 2009 7:22 am
Obawiam się, że póki co nie łapiemy się na te "parę polskich miast".
Widać różnicę w horyzoncie myślowym - władze (i mieszkańcy) znaczących miast patrzą i planują na 20 lat naprzód, u nas ciągle najważniejsze są dożynki i łatanie dziurawych dróg.
Musimy spojrzeć wymownie nie tylko na łaskawie nam rządzących, ale (co jest chyba oczywiste, tylko że każdy z nas podświadomie unika tego tematu) na nas samych - mamy takie władze, jakie elity. Takie elity, jakie mieszczaństwo.
aliveinchains - Wto Lis 10, 2009 8:42 am
Z tej mapki nic nie wynika, poza tym ze pare krajow ma wieksza gestosc zaludnienia. Zreszta model rozwoju gospodarczego na ktorym opierala sie wlasnie "metropolizacja" wlasnie sie wali na naszych oczach. Sila napedowa swiatowych metropolii sa bowiem wielkie korporacje finansowe, a te zyja juz tylko dzieki kroplowkom.
Byc moze wieksza role beda odgrywaly w przyszlosci "second cities" w srod ktorych ma szanse znalezc sie pare polksich miast.
Jaka gęstość zaludnienia...???
Z mapki tej wynikają wpływy metropolii na okolice i koncentracje kapitału, inwestycji, zapewne ludzi też...
Second cities...owszem jak widać na mapce prawdopodobnie będa się rozwijać, pod warunkiem, że będą relatywnie blisko (vel dobrze skomunikowane) z dużymi metropoliami)....dla Silesii takim miastem kołem napedowym mógłby być wiedeń.
kiwele - Wto Lis 10, 2009 5:46 pm
Z tej mapki nic nie wynika, poza tym ze pare krajow ma wieksza gestosc zaludnienia. Zreszta model rozwoju gospodarczego na ktorym opierala sie wlasnie "metropolizacja" wlasnie sie wali na naszych oczach. Sila napedowa swiatowych metropolii sa bowiem wielkie korporacje finansowe, a te zyja juz tylko dzieki kroplowkom.
Byc moze wieksza role beda odgrywaly w przyszlosci "second cities" w srod ktorych ma szanse znalezc sie pare polksich miast.
Jaka gęstość zaludnienia...???
Z mapki tej wynikają wpływy metropolii na okolice i koncentracje kapitału, inwestycji, zapewne ludzi też...
Second cities...owszem jak widać na mapce prawdopodobnie będa się rozwijać, pod warunkiem, że będą relatywnie blisko (vel dobrze skomunikowane) z dużymi metropoliami)....dla Silesii takim miastem kołem napedowym mógłby być wiedeń.
aliveinchains - Wto Lis 10, 2009 8:57 pm
kiwele, a co cię tak rozśmieszyło??
miglanc - Wto Lis 10, 2009 9:58 pm
Jaka gęstość zaludnienia...???
Z mapki tej wynikają wpływy metropolii na okolice i koncentracje kapitału, inwestycji, zapewne ludzi też...
Second cities...owszem jak widać na mapce prawdopodobnie będa się rozwijać, pod warunkiem, że będą relatywnie blisko (vel dobrze skomunikowane) z dużymi metropoliami)....dla Silesii takim miastem kołem napedowym mógłby być wiedeń.Zageszczenie miast metropolitalnych w Niemczech, Beneluksie i Anglii wynika z duzej gestosci zaludnienia tego obszaru. Ale bliskosc takich miast nie stanowi dzis jakiegos specjalnego atutu - co widac po dobrze prosperujacych miastach spoza "banana Europy". Na tej mapce dosc nieudolnie probowano to zatuszowac porpzez takie wypustki ktore obejmuja miasta rozwijajace sie, a bedace nieco bardziej peryferyjnie polozone.
Poza Europa jest jeszcze smieszniej, bo w takim USA odleglosci miedzy metropoliami sa ogromne i jedynym wyraznym skupiskiem jest pas od Bostonu do Waszyngtonu.
aliveinchains - Śro Lis 11, 2009 11:15 am
Jaka gęstość zaludnienia...???
Z mapki tej wynikają wpływy metropolii na okolice i koncentracje kapitału, inwestycji, zapewne ludzi też...
Second cities...owszem jak widać na mapce prawdopodobnie będa się rozwijać, pod warunkiem, że będą relatywnie blisko (vel dobrze skomunikowane) z dużymi metropoliami)....dla Silesii takim miastem kołem napedowym mógłby być wiedeń.Zageszczenie miast metropolitalnych w Niemczech, Beneluksie i Anglii wynika z duzej gestosci zaludnienia tego obszaru. Ale bliskosc takich miast nie stanowi dzis jakiegos specjalnego atutu - co widac po dobrze prosperujacych miastach spoza "banana Europy". Na tej mapce dosc nieudolnie probowano to zatuszowac porpzez takie wypustki ktore obejmuja miasta rozwijajace sie, a bedace nieco bardziej peryferyjnie polozone.
Poza Europa jest jeszcze smieszniej, bo w takim USA odleglosci miedzy metropoliami sa ogromne i jedynym wyraznym skupiskiem jest pas od Bostonu do Waszyngtonu.
absinth - Śro Lis 11, 2009 11:27 am
Z tej mapki nic nie wynika, poza tym ze pare krajow ma wieksza gestosc zaludnienia. Zreszta model rozwoju gospodarczego na ktorym opierala sie wlasnie "metropolizacja" wlasnie sie wali na naszych oczach. Sila napedowa swiatowych metropolii sa bowiem wielkie korporacje finansowe, a te zyja juz tylko dzieki kroplowkom.
Byc moze wieksza role beda odgrywaly w przyszlosci "second cities" w srod ktorych ma szanse znalezc sie pare polksich miast.
zwrocmy uwage, ze status second cities to nie jest cel tych miast, to jest przystanek w rozwoju tych miast, rozwoju idącym w kierunku first cities, tak naprawdę
miglanc - Śro Lis 11, 2009 2:05 pm
@Aliveinchains tymi bananami i pentagonami to sobie moza pewna czesc ciala podcierac. To naprawde nic nie znaczy! Traktuj to jako kreski na mapie.
W USA jest wiele miast szybciej rozwijajacych sie nie z tych regionow, ktore wymieniles. W tej chwili najszybciej roziwjajacymi sie miastami USA sa: Atlanta, Houston, Miami, Las Vegas, Phoenix, Salt Lake City. W Kanadzie najszybciej rozwijaja sie Calgary i Edmonton - co prawda polozne blisko siebie, ale za to oddalone od reszty cywilizowanego swiata.
Za to amerykanski odpowiednik "banana Europy" czyli rejon od Minneapolis i Chicago do Zachodniej Pensylwani to rejon tkwiacy od paru dekad w marazmie. (wyjatkiem tam jest Chicago)
@absinth w pewnych wybranych obszarach kazde z tych miast jest first city. Boston jest swiatowa stolica nauki, San Jose rzadzi w IT, San Diego w biotechnologiach i rakietach, Monachium w motoryzacji i rowniez w IT itd. itp. Natomiast czy kazde z tych miast chce sie rozrosnac do takiego rozmiaru jak Nowy Jork czy Tokio? Watpie. Miasta ktorych metro area ma 5 mln mieszkancow oferuja juz dzisiaj praktycznie wszystko co najlepszego moze oferowac miasto, za to bez wielu problemow jakie powstaja w megamiastach liczacych po 20 mln mieszkancow.
aliveinchains - Śro Lis 11, 2009 5:47 pm
Sorry, ale dlaczego uważasz, że ten europejski obszar metro jest do d....?
Zarówno Blue Banana jak i jego rozbudowana wersja powstały w naturalny sposób, koncentruje sie w nich grubo ponad 50% całego unijnego PKB; przemysł, banki, nauka, R&D, handel, IT czy energetyka...do tego jest już rozbudowana infrastruktura, a w przyszłości powstana kolejne linie HSR...nic nie wskazuje by biznes z tamtąd uciekał na peryferia...jasne na peryferiach mozna zorganizować sobie świetnie zycie - Kopenhaga, Sztokholm, Madryt, Barcelona....
Bos-Wash - jest uważany za obszar metropolitalny, choć sam widziałem że nie funkcjonuje on gorzej niż ten nasz blue banana...abstrahuje od chorej małomiejskiej urbanistyki, tam prócz autostrad i własnego samochodu nie ma alternatywy....
miglanc - Śro Lis 11, 2009 5:55 pm
Blue Bana jedyne na co wskazuje to gestosc zaludnienia w tym regionie. I tyle. Cala reszta wynika z owej gestosci zaludnienia - regjon skupiajacy najwiecej ludnosci sila rzeczy wytwarza najwiecej PKB. Ale to nie poprawia mu specjalnie warunkow do dalszego wzrostu, czego dowodza obszary peryferyjne, ktore rozwijac sie moga szybciej. (jak Skandynawia)
W USA najszybciej rozwijaja sie wlasnie peryferia - stany poludniowe i zachodnie. Rust Belt to skupisko bankrutujacych shrinking cities. BosNyWasz tez nie jest juz regionem o najwiekszej dynamice, mimo iz ciagle zajmuje dominujaca pozycje w gospodarce.
Generalnie teorie "bananowe" latwo sfalsyfikowac.
aliveinchains - Śro Lis 11, 2009 6:31 pm
Blue Bana jedyne na co wskazuje to gestosc zaludnienia w tym regionie. I tyle. Cala reszta wynika z owej gestosci zaludnienia - regjon skupiajacy najwiecej ludnosci sila rzeczy wytwarza najwiecej PKB. Ale to nie poprawia mu specjalnie warunkow do dalszego wzrostu, czego dowodza obszary peryferyjne, ktore rozwijac sie moga szybciej. (jak Skandynawia)
W USA najszybciej rozwijaja sie wlasnie peryferia - stany poludniowe i zachodnie. Rust Belt to skupisko bankrutujacych shrinking cities. BosNyWasz tez nie jest juz regionem o najwiekszej dynamice, mimo iz ciagle zajmuje dominujaca pozycje w gospodarce.
Generalnie teorie "bananowe" latwo sfalsyfikowac.
Skupienie ludnosci w blue bananana zarówno ma podłoze zwiazane z historią (rozwój kapitalizmu i handlu morskiego, stołeczność pewnych miast)...ale i obecnie własnie Paryz, Londyn, Metro Mediolan (Lombardia) absorbują najwięcej nowych mieszkańców w ciągu ostatnich kilku lat, a to oznacza ze nie sa w jakims potęznym maraźmie...nie raz podawałem dane na SSC. Do tego demograficznie rozwija sie Szwajcaria, Belgia, Holania a takze zach czesc niemiec choc nie już tak dynamicznie (najlepiej Frankfurt, Sztutgart i Monachium wraz z okolicami)....scenariusz rozwoju stworzyli ludzie którzy głęboko siedza w temacie, więc nie wrzucałbym ich opini do kosza...sugerujesz ze nowymi centrami rozwoju będzie Praga, Budapeszt, Bratysława, Sztokholm, Barcelona, Wiedeń? Owszem mogą, ale nie zdominują blue banana...
USA i jego rust-belt, widziałem Cleavland, Chicago, Pitsburg....generalnie jak na mój gust trauma, z wyjatkiem nowoczesnego i wymuskanego down-town chicago...Calgary i Edmonton rozwija sie...ale dzięki czemu ropie? Zauważ że rozwój PKB takiego Las Vegas może być wyższy niż NYC gdyż to pierwsze ma tzw. niższą bazę...
absinth - Śro Lis 11, 2009 7:02 pm
ciekawy jest przyklad miast chinskich. Przykladowy i chyba najbardziej jaskrawy przyklad czyli Shenzen liczace w 1980 roku 321 tys mieszkancow a obecnie oficjalnie ok 12 mln (nieoficjalnie ok 18 mln), niegys osada rybacka obecnie siedziba 2 największej gieldy w Chinach, samo miasto eksportuje towary o wartości ok 140 mld $ czyli mniej więcej tyle ile eksport Polski.
patesnie na Shenzhen na google maps jest nieco przerazajaca, ciagnace sie blaszane mniejsze i wieksze fabryki...
miglanc - Śro Lis 11, 2009 8:39 pm
Skupienie ludnosci w blue bananana zarówno ma podłoze zwiazane z historią (rozwój kapitalizmu i handlu morskiego, stołeczność pewnych miast)...ale i obecnie własnie Paryz, Londyn, Metro Mediolan (Lombardia) absorbują najwięcej nowych mieszkańców w ciągu ostatnich kilku lat, a to oznacza ze nie sa w jakims potęznym maraźmie...nie raz podawałem dane na SSC. Do tego demograficznie rozwija sie Szwajcaria, Belgia, Holania a takze zach czesc niemiec choc nie już tak dynamicznie (najlepiej Frankfurt, Sztutgart i Monachium wraz z okolicami)....scenariusz rozwoju stworzyli ludzie którzy głęboko siedza w temacie, więc nie wrzucałbym ich opini do kosza...sugerujesz ze nowymi centrami rozwoju będzie Praga, Budapeszt, Bratysława, Sztokholm, Barcelona, Wiedeń? Owszem mogą, ale nie zdominują blue banana...
USA i jego rust-belt, widziałem Cleavland, Chicago, Pitsburg....generalnie jak na mój gust trauma, z wyjatkiem nowoczesnego i wymuskanego down-town chicago...Calgary i Edmonton rozwija sie...ale dzięki czemu ropie? Zauważ że rozwój PKB takiego Las Vegas może być wyższy niż NYC gdyż to pierwsze ma tzw. niższą bazę...U podloza szybkiero rozwoju "banan Europy" lezalo dobrze rozwiniete rolnictwo, co bylo skutkiem wpierw dobrych warunkow glebowo - klimatycznych, a potem polityki. To wlasnie zas dobrze prosperujace rolnictwo daje podstawe do rozwoju miast. To wlasnie farmerzy byli pierwszymi klientami dla powstajacego przemyslu w XVIII i XIX wieku. Anglia, Niderlandy i Zachodnie Niemcy mialy tu najlepsze warunki rozwoju. Jednak dzis juz wydaje sie ze nie ma to tak duzego znaczenia. Modernizacja Francji, Wloch, Europy Srodkowej stwarza w przyszlosci duze mozliwosci rozowju naszych miast. Spektakularna kariera Barcelony i Madrytu w ostatnich 4 dekadach jest na to dowodem. Polskie miasta maja dzis takie same mozliwosci rozwoju i ich oddalenie od Renu nie stanow dzis zadnego, absolutnie zadnego nawet najmniejszego problemu. W swiecie bedacym globalna wioska roznica 1000 kilometrow w te czy wewte to nic.
Blekitny Banan jest dzis jedynie artefaktem geograficzno - statystycznym. Powtarzam, to tylko obszar wyjatkowo duzej gestosci zaludnienia. Nie jest to i juz nigdy nie bedzie obszar okreslajacy granice dynamicznego rozwoju.
aliveinchains - Śro Lis 11, 2009 9:25 pm
jesli układ glebowy był czynnikiem dominujacym w tworzeniu blue banana to dlaczego stepy ukrainskie się tak nie rozwinęły?....poza tym co z handlem (Londyn, Amsterdam, Antwerpia), przemysłem (Z Ruhry, Londyn, Manchester)? dojdze do tego kultura mieszczańska i odpowiednie prawo....no nie zagłebiajmy się tak bardzo w korzenie rozwoju....
Ta gęstość zaludnienia owszem jest wazna - powstaje infrastruktura, wzajemne kontakty, kolejne przedsiebiorstwa i instytucje badawcze czy finansowe...ale do tej pory jakos ciezko mi zrozumieć jak skandynawia niby lepiej się rozwija? PKB krajów skandynawskich jest zbliżone do tych krajów które obejmuje blue banana z wyjatkiem Włoch będących w stagnacji od lat 20u (choć i tak na północy widać pewne zmiany w restrukturyzacji gospodarki)....
Madry, Barcelona są wyjatkiem...owszem. Polskie miasta też sa ujete w przyszłym rozwoju poprzez wypustki. Nie sądze jednak by te wielkie gesto zaludnione metropolie oddały pola pierwszeństwa tzw second cities....własnie dlatego, że te second cities sa za małe by pociągnąć reszte Europy....no chyba że zakładasz że Wa-wa czy GOP beda miały ponad 5 mln mieszkańców...?
rasgar - Śro Lis 11, 2009 9:43 pm
Nie szukałbym oczywistych analogii w szukaniu czynników "tworzących metropolie". Kiedyś mogło być to rolnictwo, bliskość skupisk przemysłu, przecięcie szlaków handlowych... jutro może być to coś zupełnie innego, jeśli takowe czynniki jeszcze istnieją.
Patrzmy może na to co można i należy zrobić, żeby znaleźć się w gronie miast "2giej kategorii", a nie spaść do "6tej"
(...)W Kanadzie najszybciej rozwijaja sie Calgary i Edmonton - co prawda polozne blisko siebie, ale za to oddalone od reszty cywilizowanego swiata.
Oba, jak zresztą cała Alberta, dzięki ropie.
salutuj - Śro Lis 11, 2009 9:56 pm
Wg mnie czynniki tworzące metropolie sa różne od podstawowych wpływających na ogólny rozwój miast typu bliskość rzeki, ukształtowanie terenu, przez lokalizacje ważnych siedzib, zamków urzedów, katedr... aż po dostęp do surowców i zasobów, zwłaszcza tych zwiazanych z industrializacją.
miglanc - Śro Lis 11, 2009 10:04 pm
1. Przez wiekszosc sredniowiecznej i nowozytnej historii ukrainskie stepy byly lepiej rozwiniete gospodarczo od zachodniej europy. Zacofanie zas zaczelo sie wraz z roznicowaniem systemu prawnego gospodarki na farmerska na zachodzie, a panszczyzmiana na wschodzie.
2 Przemysl i handel rozwijaly sie poczatkowo glownie na potrzeby rolnictwa. Dopiero pozniej miasta staly sie na tyle duze ze zaczely sie skupiac bardziej na wlasnych potrzebach.
3Norwegia, Dania i Szwecja maja wyzsze PKB per capita niz Niemcy i Wielka Brytania.
4 Madryt i Barcelona sa regula nie wyjatkiem. Sa pieknym przykladem reguly ze modernizacja kraju prowadzi do wytworzenia sie metropolii. Tak jest wszedzie i nie trzeba tu zadnych ananasow, czy innych heksagramow rysowanych gimpem na mapce.
5 GOP wespol z Krakowem i Ostrawa tworzyc moze jeden obszar metropolitalny podobnie jak Ranstaad Holland. Warszawa zas szybko rosnie i prawdopodbnie juz ma ponad 4 mln mieszkancow, tyle ze statystyki nie nadazaja za rozowjem demograficznym.(brak zameldowania, nielegalni imigranci itp)
absinth - Śro Lis 11, 2009 10:34 pm
Łukaszu, zauważyłem, ze często stosujesz hiperbolę w swoich postach.
miglanc - Śro Lis 11, 2009 11:46 pm
To odpowiedz na post aliveinchains. Juz nie chcialo mi sie calosci quotowac, wiec wypunktowalem 5 tez. Traktuj to jak 5 odrebnych wypowiedzi.
aliveinchains - Czw Lis 12, 2009 9:53 am
1. Przez wiekszosc sredniowiecznej i nowozytnej historii ukrainskie stepy byly lepiej rozwiniete gospodarczo od zachodniej europy. Zacofanie zas zaczelo sie wraz z roznicowaniem systemu prawnego gospodarki na farmerska na zachodzie, a panszczyzmiana na wschodzie.
2 Przemysl i handel rozwijaly sie poczatkowo glownie na potrzeby rolnictwa. Dopiero pozniej miasta staly sie na tyle duze ze zaczely sie skupiac bardziej na wlasnych potrzebach.
3Norwegia, Dania i Szwecja maja wyzsze PKB per capita niz Niemcy i Wielka Brytania.
4 Madryt i Barcelona sa regula nie wyjatkiem. Sa pieknym przykladem reguly ze modernizacja kraju prowadzi do wytworzenia sie metropolii. Tak jest wszedzie i nie trzeba tu zadnych ananasow, czy innych heksagramow rysowanych gimpem na mapce.
5 GOP wespol z Krakowem i Ostrawa tworzyc moze jeden obszar metropolitalny podobnie jak Ranstaad Holland. Warszawa zas szybko rosnie i prawdopodbnie juz ma ponad 4 mln mieszkancow, tyle ze statystyki nie nadazaja za rozowjem demograficznym.(brak zameldowania, nielegalni imigranci itp)
ok zostawmy w spokoju bleu banana czy inny pentagram;)
widzę, że wierzysz w powstanie wielkiego obszaru metro GOP-ROW-Kraków-BB-Ostrawa, ja na razie widzę, że komunikacyjnie nic się nie rusza, wręcz nawet cofa się...
Wa-wa, cieszę się że pokochałes stolicę Polski, ale :
1. woj. mazowieckie ma 5,2 mln ludzi na potęznym obszarze, zahaczającym nawet o historyczną malopolskę.
2. Metropolitalny Obszar Wa-wy wg roznego rodzaju studiów i koncepcji ma około2,5 mln ludzi, w tym zawiera rozne koslawe miescinki, którymi bym się na miejscu stolicy nie chwalił, że wchodza w jej obszar metro..
3. Owszem wiele osob jest niezameldowanych, o jakiejs masowej imigracji nie słyszałem, ale o emigrantach ktorzy wyjechali z Wa-wy i okolic owszem - i ci ostatni nie sa też wymeldowani.
salutuj - Czw Lis 12, 2009 1:44 pm
wg mnie do Warszawy troche więcej ludzi przyjeżdża niż wyjeżdża ale faktem jest że wyjeżdżają też.
miglanc - Sob Lis 14, 2009 9:15 pm
Obszar Metropolitalny Warszawy przekroczyl juz 3 mln mieszkancow i prawdopodbnie juz jest ludniejszy niz OM GOPu. Warszawa bedzie przez najblizsze lata zasysac ludzi z calej Sciany Wchodniej, gdzie ciagle sa gigantyczne nadwyzki ludnosci na wsiach. Potencjal rozwoju demograficznego Warszawy jest zatem spory i pozycja tego miasta na mapie Europy bedzie rosla.
Piotreq - Nie Lis 15, 2009 4:34 pm
Jest zrozumiałe że nie możemy równać się z Warszawą. W Warszawie pensje są 3 razy większe - przydalo by sie porownanie Warszawa Centrum - Katowice. Powinniśmy całą aglomeracją ściągać inwestorów. Więcej pracy = wyższe pensje.
W tym celu musimy konkurować z Warszawą na przykład niższymi kosztami mieszkań.
salutuj - Nie Lis 15, 2009 5:27 pm
Jest zrozumiałe że nie możemy równać się z Warszawą. W Warszawie pensje są 3 razy większe - przydalo by sie porownanie Warszawa Centrum - Katowice. Powinniśmy całą aglomeracją ściągać inwestorów. Więcej pracy = wyższe pensje.
W tym celu musimy konkurować z Warszawą na przykład niższymi kosztami mieszkań.
ale bzdury.
Pensje w Warszawie wcale nie są 3x większe. Znam przypadek nawet gdzie dziewczyna przyjechała tu bo w Warszawie tyle by nie dostała ile tu zarabia.
Statystyka miast tez mówi że Katowice lekko wyprzedzają Warszawę z pensjami na poziomie ok 4000brutto.
Gdyby odjąć górnictwo to może trochę byłyby niższe u nas ale tylko trochę a gdzie tam 3x.
piotrekb - Nie Lis 15, 2009 5:56 pm
Ka-ce nie wyprzedzają Wa-wy. Średnia brutto w Wa-wie ok. 4500, u nas ok. 4100.
Piotreq - Nie Lis 15, 2009 8:08 pm
Jest zrozumiałe że nie możemy równać się z Warszawą. W Warszawie pensje są 3 razy większe - przydalo by sie porownanie Warszawa Centrum - Katowice. Powinniśmy całą aglomeracją ściągać inwestorów. Więcej pracy = wyższe pensje.
W tym celu musimy konkurować z Warszawą na przykład niższymi kosztami mieszkań.
ale bzdury.
Pensje w Warszawie wcale nie są 3x większe. Znam przypadek nawet gdzie dziewczyna przyjechała tu bo w Warszawie tyle by nie dostała ile tu zarabia.
Statystyka miast tez mówi że Katowice lekko wyprzedzają Warszawę z pensjami na poziomie ok 4000brutto.
Gdyby odjąć górnictwo to może trochę byłyby niższe u nas ale tylko trochę a gdzie tam 3x.
salutuj - Pon Lis 16, 2009 8:19 am
Jest zrozumiałe że nie możemy równać się z Warszawą. W Warszawie pensje są 3 razy większe - przydalo by sie porownanie Warszawa Centrum - Katowice. Powinniśmy całą aglomeracją ściągać inwestorów. Więcej pracy = wyższe pensje.
W tym celu musimy konkurować z Warszawą na przykład niższymi kosztami mieszkań.
ale bzdury.
Pensje w Warszawie wcale nie są 3x większe. Znam przypadek nawet gdzie dziewczyna przyjechała tu bo w Warszawie tyle by nie dostała ile tu zarabia.
Statystyka miast tez mówi że Katowice lekko wyprzedzają Warszawę z pensjami na poziomie ok 4000brutto.
Gdyby odjąć górnictwo to może trochę byłyby niższe u nas ale tylko trochę a gdzie tam 3x.
salutuj - Pon Lis 16, 2009 8:20 am
Ka-ce nie wyprzedzają Wa-wy. Średnia brutto w Wa-wie ok. 4500, u nas ok. 4100.
to jakieś nowe statystyki widocznie. Poprzednie były kilka razy pod rząd wyższe o niecałe 100zł.
piotrekb - Pon Lis 16, 2009 3:52 pm
W W. zawsze był wyższe:
http://www.stat.gov.pl/bdr_n/app/dane_p ... p_typ=HTML
salutuj - Pon Lis 16, 2009 4:02 pm
hm różnica sie powiekszyła w ostatnich latach
ciekawe skąd w takim razie artykuły i dane o tym że Katowice wyprzedziły parokrotnie Warszawę.
Może te kwoty o których Ty piszesz uwzgledniają jakąś grupę społeczną pominiętą tam?
a może sezonowość gra rolę?
530,83 - 2002
335,29
193,03
217,81
266,02
372,35
354,41 - 2008
Piotreq - Pon Lis 16, 2009 7:38 pm
Tak, piszę o IT. Uważam że o ile dla kasy miasta najważniejsza jest średnia/mediana to dla człowieka najważniejsze są pieniążki jakie zarabia się w danym zawodzie na danym stanowisku. I tutaj nie zauważyłem by ta kasa w Warszawie i Katowicach była podobna.
Może ktoś ma średnie dla:
- kasjerek w marketach,
- sprzedawców w sklepach,
- programistów,
- kierowników projektów,
- inżynierów w danej specjalizacji,
- pracowników oddziałów w bankach,
- można wyliczać dalej.
Dopiero takie porównanie daje jakiekolwiek fakty o jakości życia.
W Warszawie pan złota rączka nie przyjdzie remontować mieszkania za mniej niż 10.000 na miesiąc - tak bynajmniej było w okresie bumu.
aliveinchains - Wto Lis 17, 2009 8:36 am
Obszar Metropolitalny Warszawy przekroczyl juz 3 mln mieszkancow i prawdopodbnie juz jest ludniejszy niz OM GOPu. Warszawa bedzie przez najblizsze lata zasysac ludzi z calej Sciany Wchodniej, gdzie ciagle sa gigantyczne nadwyzki ludnosci na wsiach. Potencjal rozwoju demograficznego Warszawy jest zatem spory i pozycja tego miasta na mapie Europy bedzie rosla.
3 mln osiaga w sytuacji gdy z centrum zakreslimy okreg o ponad r=60km
http://img407.imageshack.us/i/aaajvr.jpg/
No to w takim razie jak wielki byłby OM Katowic gdyby zakreslic promień 60 km od powiedzmy katedry? Zachaczałby o kawał małopolski (gęsto zaludniony pow. oswięcimski), BB, powiat cieszyński..i pewnie część opolskiego....ileby to było ludzi chyba ze 4 mln:)
Nadwyzka ludnosci na wsiach ściany wschodniej to mit...juz teraz przyrost naturalny jest tam mizerny, a ci co bardziej przedsiębiorczy wyjechali na Zachód albo do większych miast RP. w tym Wawy...zresztą najbardziej zaludnione woj ściany wschodniej - Podkarpackie, raczej ciazy ku Krakowowi niż Wa-wie...
miglanc - Wto Lis 17, 2009 7:45 pm
Skierniewice mozna wlaczyc do OM Warszawy, gdyz sporo ludzi stamdad pracuje w Wawie. Podkarpacie ciazy ku Krakowowi, ale cała Kongresowka ku Warszawie.
Poza tym Ciezko jest porownywac Warszawe i jej OM do rejony Krakowa i Katowic gdzie masz dwa glowne miasta centralne i kilka innych silniejszych osrodkow. Nie sposob tak naprawde wykreslic granicy obszarów oddzialywania GOP i Krakowa bo te obszary sie w duzej mierze pokrywaja.
aliveinchains - Czw Lis 19, 2009 8:03 am
Skierniewice mozna wlaczyc do OM Warszawy, gdyz sporo ludzi stamdad pracuje w Wawie. Podkarpacie ciazy ku Krakowowi, ale cała Kongresowka ku Warszawie.
Poza tym Ciezko jest porownywac Warszawe i jej OM do rejony Krakowa i Katowic gdzie masz dwa glowne miasta centralne i kilka innych silniejszych osrodkow. Nie sposob tak naprawde wykreslic granicy obszarów oddzialywania GOP i Krakowa bo te obszary sie w duzej mierze pokrywaja.
Taaa....pamiętam, że w newsweeku z 2002 roku był artykuł, by stworzyć duopolis warszawsko-łódzkie...to dopiero byłaby metropolia...połaczona szybka koleją, a między jednym a drugim miastem miały powstawać parki biurowe, luksusowe osiedla etc:) Bajki, bajki...
Nie twierdzę, że Wa-wa nie może sobie tworzyć OM w r=70 km od PKIN ale co to konkretnie ma dać dobrego temu miastu? Madia liczb ma tu zadziałac, bo innych plusów nie widzę w wciąganiu w OM stolicy Płońska, Sochaczewa, Żyrardowa, czy Skierniewic...
Obszar metropolitalny GOP zakreśliłbym w granicach subregionu centralnego śląskiego....na razie
miglanc - Pią Lis 20, 2009 11:58 pm
Sochaczew i Zyrardow mieszcza sie nie tylko w OM ale nawet w aglomeracji warszawskiej. Jest to wszystko strefa przedmiesc gdzie spora czesc ludnosci dojezdza do pracy w Warszawie.
salutuj - Sob Lis 21, 2009 6:45 pm
Tak, piszę o IT. Uważam że o ile dla kasy miasta najważniejsza jest średnia/mediana to dla człowieka najważniejsze są pieniążki jakie zarabia się w danym zawodzie na danym stanowisku. I tutaj nie zauważyłem by ta kasa w Warszawie i Katowicach była podobna.
Może ktoś ma średnie dla:
- kasjerek w marketach,
- sprzedawców w sklepach,
- programistów,
- kierowników projektów,
- inżynierów w danej specjalizacji,
- pracowników oddziałów w bankach,
- można wyliczać dalej.
Dopiero takie porównanie daje jakiekolwiek fakty o jakości życia.
W Warszawie pan złota rączka nie przyjdzie remontować mieszkania za mniej niż 10.000 na miesiąc - tak bynajmniej było w okresie bumu.
Średnią tworzą ludzie.
Jeśli w Warszawie ta średnia jest podobna do naszej to albo znaczy to, że są ludzie którzy zarabiają dużo mniej niż u nas, skoro inni zarabiają więcej niż u nas, albo (co bardziej prawdopodobne) znaczy to, że poznałeś tylko wycinek społeczeństwa, który nie odwzorowuje stanu faktycznego.
aliveinchains - Sob Lis 21, 2009 7:24 pm
Sochaczew i Zyrardow mieszcza sie nie tylko w OM ale nawet w aglomeracji warszawskiej. Jest to wszystko strefa przedmiesc gdzie spora czesc ludnosci dojezdza do pracy w Warszawie.
Aglomeracji? Hmmm, to ta aglomeracja może się poszczycić największym areałem pól ziemniaczanych w EU?
miglanc - Sob Lis 21, 2009 9:41 pm
Od Zyrardowa do Warszawy jest pas miast satelickich Warszawy, a od Grodziska jest to ciagly teren zabudowany (jakies 30 km).
Najwiecej pol ziemniaczanych ma London Metro Area. Zobacz sobie jak daleko musza granice OM Londynu rozciagac by osiagnac owe magiczne 12 mln mieszkancow. Cala poludniowo - wschodnia Anglia jest traktowana jako obszar Londynu. Zreszta tak samo jest w przypadku kazdej metropolii.
aliveinchains - Sob Lis 21, 2009 10:37 pm
Od Zyrardowa do Warszawy jest pas miast satelickich Warszawy, a od Grodziska jest to ciagly teren zabudowany (jakies 30 km).
Najwiecej pol ziemniaczanych ma London Metro Area. Zobacz sobie jak daleko musza granice OM Londynu rozciagac by osiagnac owe magiczne 12 mln mieszkancow. Cala poludniowo - wschodnia Anglia jest traktowana jako obszar Londynu. Zreszta tak samo jest w przypadku kazdej metropolii.
Zasadnicza róznica polega na jakosci tych wsi miasteczek które wchodza w obszar metro...w przypadku Wa-wy wypadają one blado nawet na tle innych regionów polski....