[Aglomeracja] Szkody górnicze!
bobtrebor - Śro Kwi 26, 2006 8:41 am
na forum Ligoty znalazłem taki wątek
http://forum.ligota.info/viewtopic.php?p=120#120
'W zwiazku z wznowieniem wydobycia przez kopalnię Wujek na terenie Panewnik i Ligoty występują bardzo częstę tapnięcia o bardzo wysokiej sile (spadają przedmioty z szafek, intensywnie drzą szyby), dochodzi do opadania terenu, pęknięć murów, pochylania sie budynków, awarii sieci wodociagowej itp. Czy istnieje w obrębie Panewnik/Ligoty jakakolwiek organizacja/zrzeszenie/ inicjatywa mieszkańców, która zajmuje sie reprezentowaniem interesów mieszkańców i dąży aktywnie do zaniechania działań kopalni. W obliczu tragedii, która miała miejsce kilka lat temu na terenie osiedla Kokociniec ( wysieldlenie kilkunastu rodzin wskutek pękniecia bloku przy ul. Kijowskiej) wyrok NSA zezwalajacy na ponowną eksploatacje złóż w okolicach uskoku tektonicznego wydaje się być co najmniej daleko posunięta lekkomyslnoscią, która nie tylko porwadzi do degradacji środowiska, ale również do zniszczeń i start materialnych mieszkańców wymienionych dzielnic. Bardzo proszę o informację na forum.'
faktycznie ostatnio ciągle się trzęsie domy i drogi się sypią, Wujek zaczął fedrować pod dzielnicą i jak tak dalej pójdzie to będzie niezła awantura
Kris - Pią Maj 12, 2006 11:23 am
Polskie złoto - mówi się o węglu. Dla wielu Ślązaków to złoto jest koszmarem
Życie z bogactwem narodowym
Hanna i Henryk Wernerowie stracili już cierpliwość. W lutym tego roku wysłali list do ministra Zbigniewa Ziobry z prośbą o pomoc. Piszą o prawomocnym wyroku, jaki uzyskali po 12 latach procesowania się z Kompanią Węglową. Sąd nakazał Kompanii wyprostowanie ich pochylającego się domu. I nic.
Trzypiętrowy dom w Bytomiu przy ulicy Podgórnej coraz bardziej odchyla się od pionu. - Dopiero jak dojdzie do tragedii, ktoś zajmie się sprawą - mówi Hanna Werner
(c) IREK DOROŻAŃSKI/EDYTOR.NET/FOTORZEPA
(c) IREK DOROŻAŃSKI/EDYTOR.NET/FOTORZEPA
Dom pochyla się nadal. Podobnych spraw na Śląsku są setki.
"To jest po prostu skandal! Nagminny jest brak egzekucji wykonania wyroków w sprawach szkód górniczych"- pisał Henryk Werner do ministra Ziobry. Minister milczał, więc wysłał kolejne pismo - do ministra gospodarki, któremu podlega górnictwo. Bez rezultatu. Na początku kwietnia napisał do premiera Kazimierza Marcinkiewicza: "Liczę, że Pan Premier podejmie odpowiednie działania, bo od problemu wykonalności wyroków sądowych w sprawach szkód górniczych na Śląsku rząd i tak nie ucieknie".
Trzypiętrowy dom w Bytomiu przy ulicy Podgórnej coraz bardziej odchyla się od pionu. Właściciele dysponują ekspertyzą, z której wynika, że budynek grozi zawaleniem. - Dopiero kiedy dojdzie do tragedii, ktoś zajmie się sprawą - mówi Hanna Werner.
Jej dom podkopuje kopalnia Bobrek Centrum. Dlaczego nie wykonuje prawomocnego wyroku i nie ratuje budynku? Nie sposób ustalić. Stefan Ziaja, szef działu szkód górniczych, odmawia wyjaśnień. Rzecznik Kompanii Węglowej Zbigniew Madej informuje natomiast, że eksperci powołani przez spółkę ustalili, że budynek nie zagraża otoczeniu, a kopalnia rozpisała już (cztery miesiące po ogłoszeniu wyroku - B.C.) przetarg na wykonanie prac projektowych operacji jego prostowania. Nie dodaje jednak, że Kompania nie rezygnuje z walki i już po ogłoszeniu przetargu wystąpiła o kasację wyroku.
Bytom, kiedyś perła wśród śląskich miast, słynie już tylko z dramatycznych zmagań z górnictwem. Kopalnie są kolejno zamykane, ale ziemia wciąż osiada, pękają mury, fekalia z rozpadających się rur zalewają piwnice. Tak było w domu przy ulicy Matejki 24: jego mieszkańcom także nie pomógł wyrok sądu i opinia biegłego, że winne jest górnictwo. Musieli szukać wsparcia u wojewody.
Kiedy w 1982 roku zdarzyło się w Bytomiu najsilniejsze w ubiegłym stuleciu tąpnięcie, uszkodzone zostały dwie trzecie budynków. Szkody powodowane przez górnictwo są już na Śląsku normą. A jednak trudno do nich przywyknąć. Nawet tym, którzy są zawodowo związani z górnictwem.
Morze groźne dla rybaków
Doktor Henryk Czapla pracuje w Instytucie Mechanizacji Górnictwa Politechniki Śląskiej. Wykłada m.in. o systemach mechanizacji wydobycia i transportu węgla. Żyje więc z węgla, ale prywatnie zmaga się z górnictwem od lat.
Jego dom w Katowicach Brynowie pęka niemal dokładnie na pół. Kiedy zdecydował się na remont i rozbudowę, zastosował wszystkie możliwe zabezpieczenia, m.in. pionowe betonowe wzmocnienia. Dom został opleciony stalową wstęgą, która ma chronić przed pęknięciami. Nie chroni, ale trochę im zapobiega. Budynek wprawdzie nie rozpada się, ale co rusz pojawiają się nowe, coraz większe rysy w ścianach, pękają parapety. Teren osuwa się, dom osiada. Nie zawsze otwiera się automatyczna brama garażu, nie zawsze można zamknąć okna czy furtkę ogrodzenia.
Pytany o to, jak radzi sobie ze świadomością, że żyje z górnictwa, które jednocześnie niszczy dorobek jego życia, dr Czapla z filozoficznym spokojem odpowiada, że morze też jest groźne dla rybaków... Ale podczas spotkania mieszkańców Brynowa z zarządem kopalni Staszic, która fedruje pod Brynowem, traci spokój. - Niszczycie dorobek naszego życia! - woła pod adresem przedstawiciela kopalni.
Podobnych spotkań odbywają się na Śląsku setki. Zirytowani mieszkańcy wylewają swoje żale, dyrekcje kopalń zapewniają, że robią wszystko, aby ograniczyć zagrożenia - a domy nadal pochylają się i pękają. Na osiedlu Witosa w Katowicach (węgiel wybierała pod nim kopalnia Kleofas) od wielu lat stopniowo pochylały się 11-piętrowe wieżowce. O ich prostowanie spółdzielnia walczyła w sądach. Wreszcie się udało.
Niedawno zakończono prostowanie pierwszego budynku. To ogromna, kosztowna operacja (około 1,5 mln zł). Dom "przekłuto" kilkudziesięcioma stalowymi prętami, do których przyspawano stalowe belki. Pod nimi umieszczono kilkadziesiąt specjalnych dźwigni, które podnoszą jedną stronę budynku. Na zabezpieczenie czekają kolejne wieżowce.
W podobny sposób prostowano kościół w Szczygłowicach i 130 innych obiektów. Wieża strażacka w Brzezinach Śląskich koło Bytomia nadal jest krzywa. Czeka na swoją kolej, chyba że wcześniej runie. Zadowolona jest tylko firma MPL Technology, która wyspecjalizowała się w tego rodzaju operacjach. Ma zapewnioną pracę na wiele lat. W kolejce do prostowania czekają już dziesięciopiętrowe bloki w Mysłowicach przy ul. Kołłątaja: odchyliły się od pionu o ponad 60 centymetrów. Operacja ma kosztować ponad 4 mln zł.
W mieszkaniu jak na przodku
Rekord cierpliwości pobili Luiza i Brunon Kuffietowie z Marklowic, właściciele domu jednorodzinnego. Od ponad dwóch lat sufit w ich gościnnym pokoju podparty jest drewnianymi stemplami. Sam pokój przypomina górniczy przodek.
Kopalnia Marcel, która wybiera węgiel pod Marklowicami, przyznała, że to szkody górnicze, wypłaciła sumę, jaką uznała za stosowne, i ma problem z głowy. Państwo Kuffietowe zaczęli nawet remont domu, ale ściany znów zaczęły pękać. Doszli do wniosku, że to syzyfowa praca. Czekają, podobnie jak sąsiedzi, aż dom przestanie osiadać.
- Co mamy zrobić? Musimy czekać, aż przestanie tąpać. Powoli przywykamy do tych stempli w mieszkaniu - mówi zrezygnowanym głosem Luiza Kuffiet.
Dom Maksymiliana Kuśki w Rydułtowach przy ul. Radoszowskiej stoi w wodzie już od czterech lat. Wskutek działalności kopalni Rydułtowy budynek osiadł o kilka metrów, a koryto płynącej obok rzeczki znalazło się wyżej od niego. Kiedyś kopalnia wypompowywała z piwnic wodę, ale ostatnio już tego nie robi, bo to zbyt kosztowne. Maksymilian Kuśka pogodził się z myślą o wyprowadzce. Dostał z kopalni pieniądze i od czterech lat buduje nowy dom. Na razie z żoną i córkami mieszka w starym, zagrzybionym. W czasie dłuższych deszczów dopływają pod dom pontonem.
Mieszkańcy śląskich miast próbują się bronić. W Marklowicach powołano Stowarzyszenie Mieszkańców Terenów Górniczych, podobne działa w Rudzie Śląskiej, od ubiegłego roku także w Katowicach Brynowie. Członkowie wspomagają się w sądach. Spółki węglowe mają własnych prawników, zaprawionych w tego typu procesach. Mieszkańcy byli bez szans, dlatego zaczęli się organizować.
Znikający autobus
Niewielkie szanse na wygraną z górnictwem mają natomiast zarządy śląskich miast, w których nieustannie zdarzają się dziwne przypadki. W Siemianowicach pod ruchliwym skrzyżowaniem zupełnie przypadkowo odkryto potężną dziurę w ziemi. Jezdnia trzymała się na metrowej warstwie podłoża. Dziura miała głębokość 30 metrów. Wpompowano w nią dziesiątki ton roztworu cementu z popiołem. Na koszt miasta.
Jeszcze głębsze, ponad 100-metrowe, leje pod ulicą były w Katowicach Bogucicach. W innej dzielnicy miasta, Wełnowcu, w jezdni pojawiła się dziura, w której - jak opowiadają świadkowie - mógłby zmieścić się autobus.
Podczas budowy autostrady A4 również były problemy. Na kilkusetmetrowym odcinku pomiędzy Chorzowem a Rudą Śląską jezdnia obniżyła się, zanim jeszcze oddano ją do użytku. Węgiel pod nią wybiera kopalnia Śląsk. Sprawa trafiła do sądu. Kopalnia próbowała dowodzić, że zastosowano złą technologię. Proces trwa. Autostradę poprawiono. Jak długo wytrzyma?
Na zawał
Zarządy spółek węglowych niechętnie rozmawiają o takich sprawach. Można jednak trafić na suche sprawozdania, dające obraz sytuacji. W raporcie Jastrzębskiej Spółki Węglowej opublikowanym w lokalnej prasie branżowej można przeczytać: "...Im dłużej wydobywany jest węgiel, tym większa degradacja powierzchni. JSW obejmuje 134 km kw. i niewiele jest miejsc, na których górnictwo nie odcisnęłoby swojego śladu (...) w 2003 roku JSW na naprawę szkód wydała 32 mln zł - naprawiono 698 obiektów, w tym 630 prywatnych (...) W rejonie kop. Borynia obniżenia terenu nastąpiły np. o 10 m, w dzielnicy Szeroka w Jastrzębiu teren osiadł o 6 m i powstało bezodpływowe zalewisko (...) W Świerklanach teren obniżył się o 6 m (...). Szkody pod kopalnią Jastrzębie-Moszczenica występują na 70 proc. obszaru (23 km kw.), teren osiadł o 2,8 m, są tam trzy mosty kolejowe, szkody wystąpiły w Jastrzębiu...".
Istnieje metoda zapobiegania niszczeniu obiektów na powierzchni. Na terenach zabudowanych powinno się wydobywać węgiel na tzw. podsadzkę. Wyrobiska wypełnia się piaskiem z wodą lub innymi mieszankami. Górnictwo niemal całkowicie przeszło na eksploatację węgla na tzw. zawał, co oznacza, że po wybraniu węgla po prostu wycofuje się z podziemnego chodnika. Stosowanie podsadzki jest o ok. 30 proc. droższe. Tą metodą wydobywa się u nas tylko 2 proc. węgla. Reszta, czyli prawie wszystko, to wydobycie na zawał. Bo taniej.
Mieszkańcy Śląska zniosą wszystko, w końcu się przyzwyczają. Nauczyli się przecież mieszkać w pochylonych domach. Życie z bogactwem narodowym
BARBARA CIESZEWSKA
Rzeczpospolita
larissa - Pią Maj 12, 2006 1:07 pm
A znacie może park Bolina na pętli 109, za Nikiszowcem? Ładny park był, koło lasu, ale na skutek szkód górniczych rzeczka przepływająca opodal wciąż nie daje się wyregulować, teren osiada, staje się podmokły, drzewa gniją, itd. Ruszono na ratunek, który polega na wysypywaniu w parku wywrotek żużlu i ziemi, a efekty są nikłe. Krótko mówiąc zamiast parku mamy podmokłe pobojowisko!
bobtrebor - Nie Paź 29, 2006 3:20 pm
Wujek dzielnie fedruje, znaki 'szkody górnicze' mnożą się w szybkim tempie, coraz więcej problemów, ulica Załęska zamknięta, już nawet Bazylika Franciszkanów zaczyna się sypać, przetrwała 100 lat ale dla Wujka to nie problem
kropek - Nie Paź 29, 2006 4:44 pm
Wujek dzielnie fedruje, znaki 'szkody górnicze' mnożą się w szybkim tempie, coraz więcej problemów, ulica Załęska zamknięta, już nawet Bazylika Franciszkanów zaczyna się sypać, przetrwała 100 lat ale dla Wujka to nie problem
http://url337.imageshack.us/url337/6418/1xg1.jpg
http://url130.imageshack.us/url130/9582/2ym1.jpg
Jeśli chodzi o szkody górnicze (dokładnie o bazylike) to franciszkanie nie maja z kopalna zadnych szans. Wokol
kropek - Nie Paź 29, 2006 4:45 pm
Wujek dzielnie fedruje, znaki 'szkody górnicze' mnożą się w szybkim tempie, coraz więcej problemów, ulica Załęska zamknięta, już nawet Bazylika Franciszkanów zaczyna się sypać, przetrwała 100 lat ale dla Wujka to nie problem
http://url337.imageshack.us/url337/6418/1xg1.jpg
http://url130.imageshack.us/url130/9582/2ym1.jpg
Jeśli chodzi o szkody górnicze (dokładnie o bazylike) to franciszkanie nie maja z kopalna zadnych szans. Wokol świątyni jest tzw. pas ochronny (pod kosciolem i kolo niego nie mozna wydobywac wegla) i kopalnia za ewentuane szkody nie ponosi odpowiedzialnosci, bo wielkosc tego pasa reguluje ustawa.
MarcoPolo - Nie Paź 29, 2006 5:11 pm
Zastanawiam sie czy ktokolowiek robil bilans zyskow i strat dzialalnosci kopalni Wujek.
bobtrebor - Nie Paź 29, 2006 6:12 pm
z jednej strony jestem fanem górnictwa jednak nie w takim wykonaniu, powinni Wujka zamknąć, teren pod którym fedrują jest zbyt zurbanizowany, pokopią jeszcze parę lat, zawalą pół miasta, zwiną się a my zostaniemy na zawsze w dołku
babaloo - Nie Paź 29, 2006 6:18 pm
Górnicy mają gdzieś to co się dzieje na powierzchni. Chodzi tylko o wydobycie węgla. Koszty środowiskowe i podobne się nie liczą, bo Kopalnie ponoszą je w niewielkim zakresie. Fedrują pod A4 i mają to gdzieś, że niszczą drogę, bo inni ją naprawiają. Dziwi mnie, że mało się dyskutuje o tym gdzie fedrowanie powinno być zakazane. Powinna być stworzona mapa takich terenów.
jacek_t83 - Czw Gru 07, 2006 10:07 pm
tak dla informacji to wam napisze, ze od wczoraj co noc moj blok sie znowu trzesie przed chwila tak sie zatrzasl ze malo mi sie herbata nie wylala
MarcoPolo - Czw Gru 07, 2006 11:07 pm
Potwierdzam na Panewnikach trzesie tak czesto, ze niekiedy wpadam przy zmeczeniu w paranoje ze to sie dzieje, choc sie nie dzieje. :
Bartek - Pią Lut 09, 2007 3:17 pm
http://www.emsc-csem.org/index.php?page ... SA115;INFO
Ja poczułem, mało ciekawe uczucie
zasnuty - Pią Lut 09, 2007 4:29 pm
http://www.emsc-csem.org/index.php?page=current&sub=indepth&id=SA115;INFO
Ja poczułem, mało ciekawe uczucie kolega mi kolo 15 zadzwonil z zabrza i powiedzial ze jak tam tąpnęło to sie chyba z pol miasta zatrzęsło ;]
ja osobiscie w katach przebywając nic nie poczułem.
Safin - Pią Lut 09, 2007 7:13 pm
Fajna strona Bartek! Choć jak w kato sero nic nie czułem,,,ale pewnie jak bym czul to w zabrzu by była klęska.
Bartek - Pią Lut 09, 2007 7:24 pm
Znajoma pracuje w jednym z budynkow Stalexportu i mowila ze jej sie herbata w kubku zaczela ruszac ;-)
Tutaj jest artykul z wyborczej: http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,35019,3909319.html
Emenefix - Pią Lut 09, 2007 10:28 pm
W Zabrzu sakramencko walneło. Mamie talerze potłukło dwa i szklanke. Ostro kiwało
http://zabrze.naszemiasto.pl/wydarzenia/698696.html
http://www.wiadomosci24.pl/artykul/siln ... 18812.html
Safin - Pią Lut 09, 2007 10:55 pm
z Artykułu wynika ze epicentrum było w Bytomiu
Ale tam chyba już nikt nie zwraca uwagi na takie drobnostki
Bartek - Pią Lut 09, 2007 11:37 pm
:) z Artykułu wynika ze epicentrum było w Bytomiu
Ale tam chyba już nikt nie zwraca uwagi na takie drobnostki
To raczej nie byla drobnostka, walniecie o sile 3,7 st jest znaczacym wstrzasem ktore odnotowane zostalo na czerwono na tej stronie co podalem.
Iluminator - Sob Lut 10, 2007 10:58 am
A ja nic nie czułem (choć mieszkam na 12 piętrze).
absinth - Sob Lut 10, 2007 11:12 am
hmm ja nic w Kato nie poczulem
nielott - Sob Lut 10, 2007 11:27 am
hmm, a my znowu w Gliwicach poczulismy to na Toszeckiej, gdy nasze biurka zaczely falowac szyby w drzwiach lekko dzwonic.
Cos im z wyznaczaniem tego terenu odczuwalnosci nie wyszlo
miglanc - Sob Lut 10, 2007 1:27 pm
Ja pamietam taki wstrzas z 2005 roku. Niedobrzwe sie wtedy robi.
bobtrebor - Sob Lut 10, 2007 8:38 pm
w Katowicach było czuć mocno, przynajmniej w Centrum
na http://www.twojapogoda.pl/ piszą o czymś innym
"Lekkie trzęsienie ziemi na południu Polski
(09.02/20:21) - Średniej siły trzęsienie ziemi o sile 3,9 stopnia w skali Richtera nawiedziło dzisiaj o godzinie 14:44 pogranicze polsko-czeskie. Ognisko trzęsienia znajdowało się na głębokości około 20 kilometrów pod powierzchnią ziemi nieco na wschód od czeskiego miasta Ostrawa. Trzęsienie zostało zanotowane przez sejsmografy umieszczone w obserwatoriach na Zamku Książ na Dolnym Śląsku koło Wrocławia, a także w Ojcowie koło Krakowa w Małopolsce. Główny wstrząs był bardzo krótki, ale jego echo trwało około 2 minut. Wstrząs najprawdopodobniej nie był w pełni naturalny, gdyż Ostrawa jest głównym ośrodkiem przemysłowym i usługowym Ostrawsko-Karwińskiego Zagłębia Węglowego. Trzęsienie miało więc zapewne związek z pracami wydobywczymi."
Luki_SL - Nie Lut 11, 2007 2:09 pm
Ja też tego nie poczułem, ale to było raczej skutkiem tego,że w tym czasie jechałem samochodem
absinth - Nie Lut 11, 2007 10:54 pm
jak jechales autem to tez moglo trzes ale pewnie z innych powodow
Wit - Czw Wrz 27, 2007 8:48 pm
Czy kopalnie fedrują pod centrum Katowic?
Tomasz Głogowski2007-09-26, ostatnia aktualizacja 2007-09-27 08:20
Prokuratura będzie musiała po raz drugi zająć się sprawą szkód górniczych w Katowicach. - Miasto się wali, bo kopalnie oszukują - alarmują członkowie stowarzyszenia "Zdrowe Osiedla".
Kilka miesięcy temu członkowie stowarzyszenia zawiadomili prokuraturę, że katowickie kopalnie wydobywają węgiel niezgodnie z przepisami. Ta odmówiła wszczęcia postępowania, ale Sąd Rejonowy w Katowicach właśnie uchylił to postanowienie. Sprawa wraca więc do punktu wyjścia. Prokuratorzy będą musieli zbadać, czy kopalnie nie łamią przepisów górniczych i nie fedrują pod centrum miasta. Szykują się więc dziesiątki ekspertyz, przesłuchania świadków i prześwietlanie górniczej dokumentacji.
Stefania i Stanisław Kląskałowie mieszkają w szeregowcu na Ptasim Osiedlu w Katowicach. Właśnie procesują się z kopalnią Staszic, bo uważają, że zrujnowała ich dom. - Na remont wydaliśmy już 70 tys. zł, a końca tego koszmaru nie widać. Popękane ściany, zniszczone ogrodzenie, sypiące się dachówki i tynk. To wszystko zafundował nam Staszic, który w ogóle nie czuje się winny. Jeszcze do niedawna mieliśmy taką dziurę w ścianie, że mąż mógł witać się przez nią z sąsiadem. A mimo to rzeczoznawcy z kopalni zawsze twierdzą, że szkody górnicze nie mają nic do tego - martwi się pani Stefania.
Do Barbary Bartkiewicz ze Zdrowego Osiedla ciągle zgłaszają się ludzie poszkodowani przez kopalnie. - Szkody górnicze widać szczególnie w południowej części Katowic, ale coraz częściej pojawiają się też w śródmieściu. Ludzie najczęściej są sami ze swoim kłopotem, dlatego postanowiliśmy włączyć w sprawę prokuraturę, a gdy będzie trzeba, pójdziemy do Strasburga. Ostatnio byli u nas emeryci z osiedla Odrodzenia w Piotrowicach, gdzie zniszczona jest już większość mieszkań. Nikt nie chce im pomóc, a kopalniane komisje twierdzą, że nic złego się nie dzieje - mówi Bartkiewicz.
Przekonuje, że wielu szkód górniczych można by uniknąć, ale kopalnie łamią przepisy i fedrują tam, gdzie nie powinny. Bartkiewicz: - Jesteśmy przekonani, że w niektórych przypadkach nawet fałszują dokumentację i nie zachowują stref ochronnych.
Ryszard Fedorowski, rzecznik Katowickiego Holdingu Węglowego, zdecydowanie zaprzecza tym oskarżeniom. Zapewnia, że kopalnie fedrują tylko tam, gdzie zezwoli im na to Okręgowy Urząd Górniczy w Katowicach, czyli na obrzeżach miasta. - Kopalnie są tak często kontrolowane, że nie ma możliwości, by łamały przepisy górnicze i geologiczne - zapewnia rzecznik.
Przyznaje, że szkód górniczych nie da się na Śląsku uniknąć. Dlatego co roku holding wydaje na ich likwidację ponad 50 mln zł. - Inwestor stawiający dom może domagać się sfinansowania robót zabezpieczających. Rocznie wydajemy na nie ok. 4 mln zł - mówi Fedorowski.
Walka ze szkodami to droga przez mękę
Szkody górnicze to problem całego Śląska. Co roku spółki węglowe wydają na ich usuwanie prawie 200 mln zł, ale to i tak walka z wiatrakami. Z raportu Najwyższej Izby Kontroli wynika, że rekordziści czekają na pieniądze nawet... sześć lat. Dzieje się tak, bo procedury są skomplikowane. Właściciel domu, który ucierpiał z powodu eksploatacji węgla, ma dzisiaj przed sobą prawdziwą batalię o pieniądze. Kopalnia najpierw szacuje szkody, potem wysyła firmę, która ma je naprawić. Poszkodowany nie może sam wybrać sobie fachowców i musi zdać się na łaskę kopalni, która niejednokrotnie przeciąga wszystko w nieskończoność. Sytuację ma poprawić powołanie przez spółki węglowe towarzystwa ubezpieczeń wzajemnych. Właściciel domu dostałby wtedy odszkodowanie do ręki, tak samo jak w przypadku ubezpieczeń komunikacyjnych. Sam mógłby zdecydować, w jaki sposób i kiedy naprawić dom, a co najważniejsze - sam mógłby wybrać firmę, która wykona tę usługę. Towarzystwo ma powstać w przyszłym roku.
Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice
Wit - Pią Sty 11, 2008 7:16 pm
KWK "Murcki" wycofała się z planów eksploatacji pod dzielnicą
dziś
Protesty mieszkańców i nagłośnienie sprawy w mediach przyniosły efekt. Mimo że wcześniej KWK "Murcki" przedstawiała sprawę wydobycia pod Murckami w kategoriach "być albo nie być", ostatecznie zmieniła plany eksploatacji.
31 grudnia ubiegłego roku upływał termin obowiązywania planu ruchu kopalni. Nowy obejmuje lata 2008-2010. Każdorazowo taki dokument zatwierdza Okręgowy Urząd Górniczy w Katowicach. Zanim to jednak zrobi, zapoznaje się z opinią prezydenta miasta. A ta, mimo dwukrotnego złożenia wniosku prze kopalnię, była negatywna. Podobnie jak opinia Rady Jednostki Pomocniczej oraz radnych. Do Urzędu Miasta wpłynęły też dziesiątki pism od mieszkańców, którzy protestowali przeciwko planom kopalni. Wszyscy obawiali się szkód, jakie wydobycie może wywołać na powierzchni. Budynki w Murckach nie są bowiem zabezpieczone przed wpływami górniczej eksploatacji.
Kopalnia, nawet po protestach, nie chciała ustąpić. Liczyła, że mimo negatywnej opinii prezydenta nowy plan ruchu zostanie zatwierdzony. Stało się jednak inaczej. Jak się dowiedzieliśmy, KWK "Murcki" zmieniła swoje zamiary i wycofała się z projektowanej eksploatacji pokładu 349 ścianami 810 i 811. To oraz zapewnienia spełnienia warunków postawionych przez UM sprawiły, że prezydent wydał w końcu pozytywną opinię o nowym planie ruchu. - W postanowieniu znalazło się jedenaście punktów, które kopalnia powinna zrealizować - mówi Jan Błaż, zastępca naczelnika wydziału kształtowania środowiska UM.
Najważniejsza sprawa to zabezpieczenie budynków, które mogą ucierpieć na eksploatacji. KWK "Murcki" ma też zinwentaryzować kanalizację oraz kontrolować sieć gazowniczą. Kolejna rzecz to zabezpieczenie budynku szpitala miejskiego, który ma być wyremontowany. - Chodzi o to, żeby remont nie został przeprowadzony na darmo - tłumaczy Błaż.
Inna sprawa to skoordynowanie eksploatacji KWK "Murcki" i KWK "Staszic". UM chce też m. in., żeby kopalnia prowadziła obserwację poziomu wód gruntowych w rezerwacie Las Murckowski oraz dotrzymała warunków ugody z Miejskim Zarządem Ulic i Mostów. Chodzi o wyremontowanie zniszczonych przez eksploatację ulic Grota-Roweckiego i DK 86 oraz usunięcie ewentualnych szkód, które mogą powstać na ulicach: Bielskiej, Szarych Szeregów, Kołątaja, Wojtelewicza, Tartacznej oraz DK 86.
- Cieszymy się, że nasze protesty przyniosły skutek. Dziwi mnie, dlaczego kopalnia od razu nie chciała uwzględnić postulatów mieszkańców. Z pewnością będziemy śledzić poczynania kopalni. Do każdego planu można bowiem na bieżąco wprowadzać dodatki - mówi radny Marek Chmieliński.
Chcieliśmy poprosić o komentarz przedstawicieli kopalni. Rzecznik Katowickiego Holdingu Węglowego odesłał nas do dyrektora KWK "Murcki", który jednak przebywa na dłuższym urlopie. Jak usłyszeliśmy w sekretariacie kopalni, dyrektor zabronił łączyć z nim rozmowy do 23 stycznia, czyli do końca urlopu.
Grzegorz Żądło - POLSKA Dziennik Zachodni
Daniela Szczygieł - Czw Paź 30, 2008 10:19 am
'W zwiazku z wznowieniem wydobycia przez kopalnię Wujek na terenie Panewnik i Ligoty występują bardzo częstę tapnięcia o bardzo wysokiej sile (spadają przedmioty z szafek, intensywnie drzą szyby), dochodzi do opadania terenu, pęknięć murów, pochylania sie budynków, awarii sieci wodociagowej itp. Czy istnieje w obrębie Panewnik/Ligoty jakakolwiek organizacja/zrzeszenie/ inicjatywa mieszkańców, która zajmuje sie reprezentowaniem interesów mieszkańców i dąży aktywnie do zaniechania działań kopalni.
Witam,
Przeczytałam o Waszych problemach ze szkodami górniczymi i kopalniami. Sama miałam takie doświadczenia, więc doskonale Was rozumiem. Przez długi czas staraliśmy się porozumieć z kopalnią w sprawie szkód powstałych w naszym domu. O ile wiem, nikt nie zajmuje się reprezentowaniem interesów poszkodowanych. Dlatego postanowiliśmy coś z tym zrobić - MY, prowadzący kancelarię prawną w Katowicach. Proponuję spotkanie, zebranie grupy, której interesy możemy reprezentować. Im więcej nas będzie, tym większe mamy szanse na dochodzenie Waszych roszczeń! Kontakt z nami znajdziecie na stronie www.kancelariaprawabankowego.org
Serdecznie pozdrawiam,
D.S.
Wit - Wto Gru 16, 2008 9:44 pm
Ziemia zadrżała na Śląsku
wczoraj
Wstrząs odczuwalny od Katowic do Gliwic był najsilniejszy od lat. Naukowcy twierdzą:zniszczenia pojawią się w kolejnych dniach.
Silny wstrząs w kopalni Bobrek-Centrum poważnie uszkodził kamienicę przy ul. Konstytucji w Bytomiu. W sobotę jej lokatorzy zostali ewakuowani. Spękany dom w każdej chwili grozi zawaleniem. To już kolejny przykład w krótkim czasie, który pokazuje na jakie niebezpieczeństwa są narażeni mieszkańcy terenów górniczych.
- Od wielu lat nie zarejestrowaliśmy tak silnego wstrząsu, który miał także bardzo szeroki zakres, od Gliwic po Katowice - mówi Wojciech Wojtak, kierownik Śląskiego Obserwatorium Geofizycznego w Raciborzu, Instytutu Geofizyki PAN.
Jego potężną siłę o godz. 23.45 w nocy z piątku na sobotę odczuli także mieszkańcy Katowic, Chorzowa i Piekar Śląskich. Pękały szyby w oknach, włączały się alarmy w samochodach. Miał co prawda "tylko" siłę 3,5 stopnia w otwartej skali Richtera, ale biorąc pod uwagę 10-stopniową skalę górniczą, określono go na "siódemkę".
- Faktycznie był jednym z silniejszych notowanych w kopalniach - wyjaśnia Edyta Tomaszewska, rzeczniczka Wyższego Urzędu Górniczego w Katowicach.
Wstrząs w bytomskiej kopalni zaliczony został do kategorii wysokoenergetycznych. Przyczyną było odprężenie górotworu, które nastąpiło z powodu eksploatacji węgla. W rezultacie skumulowana energia gwałtownie się uwolniła.
Takich wstrząsów notuje się w ciągu roku w naszym regionie około tysiąca. Tylko niektóre powodują poważne szkody na powierzchni. 19 listopada silny podziemny wstrząs miał miejsce w kopalni Rydułtowy-Anna w Rydułtowach - uszkodzenia domów zgłosiło kilkudziesięciu właścicieli.
Wstrząsy są trudne do przewidzenia. Najpowszechniejszym efektem jest obniżenie gruntu i powstawanie zapadlisk nawet wiele lat po zamknięciu wyrobisk. Najlepszym przykładem jest Bytom - w ciągu 120 lat eksploatacji węgla poziom gruntu obniżył się aż o 22 metry.
- Wskutek takich zdarzeń słabe budynki ulegają destrukcji. Następstwa mogą się ujawnić dopiero w kolejnych dniach. Jeśli grunt osiada, to struktura budynków zostaje naruszona - wyjaśnia Wojciech Wojtak.
Monika Krężel
BYTOM: Wstrząs uszkodził starą kamienicę w centrum
Rodziny ewakuowane z kamienicy przy ul. Konstytucji 105 w Bytomiu od dwóch dni mieszkają w hotelu. Niektórzy przeprowadzili się do znajomych. - Najgorsze, że idą święta, a my nie wiemy, co będzie - martwią się.
O dziwo, silnym wstrząsem w nocy z piątku na sobotę w bytomskiej kopalni bardzo się nie przestraszyli. - Przecież mieszkamy na Śląsku i to często się zdarza - mówi Jerzy Gagat, jeden z lokatorów. - Spałem już, gdy nagle poczułem, że wersalka drży. W pierwszej chwili człowiek nie wie, co wpierw łapać i gdzie uciekać. Ale potem wszystko ucichło i położyłem się z powrotem do łóżka. Od sąsiada dowiedziałem się, że spadające dachówki uszkodziły mu samochód. W sobotę rano poszedłem do pracy. Wróciłem do domu po południu i okazało się, że nie mogę wejść do środka - opowiada.
W kamienicy mieszkały cztery rodziny, w sumie 10 osób. W sobotę mieszkańcy zaalarmowali straż pożarną, wezwano także Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego, który podjął decyzję o ewakuacji budynku.
- Kamienica i tak była w fatalnym stanie, ale po tym wstrząsie to już całkiem - opowiada Anna Bujak, która z mężem i czwórką dzieci mieszka w dwóch pokojach w hotelu. - Schody całkiem się przekrzywiły, stopy są popękane, w ścianach widać duże luki. Mogliśmy wziąć tylko najpotrzebniejsze rzeczy i autokarem przewieziono nas do hotelu. Naszego dobytku pilnuje Straż Miejska - mówi. Jest załamana przeprowadzką, dzieci będą miały teraz spory kawałek do szkoły. - Pokoje w hotelu są ładne, ale nie ma kuchni, jest na innym piętrze. Żyjemy na suchym prowiancie. Moja najmłodsza córka ma dwa latka i chce wracać do domu, nie chce tutaj spać. Do tego kaszle, bo staliśmy w sobotę na zewnątrz i czekaliśmy co będzie, a niedawno brała antybiotyki - opowiada
Kamienica ma ponad 100 lat, lokatorzy nie pamiętają, żeby przechodziła jakieś poważniejsze remonty. - Budynek jest własnością Bytomskiej Spółki Restrukturyzacji Kopalń - mówi Katarzyna Krzemińska-Kruczek, rzeczniczka Urzędu Miejskiego w Bytomiu. - Od niej będziemy domagać się zwrotu kosztów pobytu rodzin w hotelu, gdyż właściciel ma obowiązek zapewnienia lokali zastępczych. Nie ma jeszcze decyzji, co do losów kamienicy, czy będzie wyburzona czy wyremontowana - tłumaczy.
W niedzielę mieszkańcy zajrzeli do swojej kamienicy. - Nie mogliśmy nawet wejść wszyscy razem, w budynku mogły przebywać tylko trzy osoby - opowiada Jerzy Gagat. - Ale trzeba było wrócić, żeby jeszcze jakieś rzeczy zabrać - dodaje.
Dzisiaj na miejscu zdarzenia przy ul. Konstytucji ma pojawić się specjalna komisja. - Też tam będziemy, chcemy dowiedzieć się, co z naszą kamienicą. Poza tym, sąsiedni budynek tak samo ucierpiał po wstrząsie i jego mieszkańcy też czekają na decyzję. Być może również będą musieli przeprowadzić się do hotelu - mówią mieszkańcy kamienicy z Konstytucji 105. - A tu idą święta, bardzo się nam o nie rozchodzi. Gdzie je spędzimy? - zastanawia się Jerzy Gagat.
Monika Krężel - POLSKA Dziennik Zachodni
http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/935780.html
Daniela Szczygieł - Śro Gru 17, 2008 10:15 am
No i pięknie, znów były wstrząsy. Odczułam je nawet w Katowicach (Piotrowice). I znów popękają ściany, a domy stracą na wartości. Teraz jeszcze bardziej zaangażujemy się w sprawę szkód górniczych i walki z kopalniami. Nie można pozwolić na to, by kwestie roszczeń zostały zapomniane, a sprawa rozeszła się po kościach!
www.kancelariaprawabankowego.org
MarcoPolo - Śro Gru 17, 2008 7:52 pm
Po prostu pięknie!
Aż wszystko pęknie.
Wit - Śro Lut 18, 2009 11:35 am
Mieszkańcy i bloki w Rudzie wracają do pionu
Jacek Madeja2009-02-17, ostatnia aktualizacja 2009-02-18 09:03
W Rudzie Śląskiej do pionu wracają kilkupiętrowe bloki. Wszystko za pomocą potężnych siłowników, które bez problemu radzą sobie z betonowymi kolosami.
Joanna Wyrwich wprowadziła się do bloku przy Osiedlowej w 1964 roku. Wtedy jeszcze na Wirku wszystko było proste, a co najważniejsze, trzymało pion. Krzywić zaczęło się stopniowo z każdym kolejnym tąpnięciem. - Najpierw jajka leciały ze stołu. Potem już zupa wylewała się z talerza na jedną stronę. Teraz to już drzwi się same otwierają i wszystko jest przechylone na jedną stronę - opowiada Wyrwich.
Rzeczywiście, już na schodach ciężko utrzymać równowagę. Jakaś tajemnicza siła przez cały czas ciągnie w lewo. W mieszkaniach meble stoją na kilkunastocentymetrowych podkładkach. Inaczej wszystko pospadałoby na podłogę. - My to już jesteśmy przyzwyczajeni, ale jak ktoś w gości przychodzi, to ciężko mu ustać. Czasem ma zawroty głowy, a potem zatoczy się, jakby był pijany - mówi Eufemia Lepich.
We wtorek skończyły się wieloletnie kłopoty mieszkańców. Dom wreszcie wrócił do pionu. - Taki blok to prawie 2 tys. ton, ale maszyny sobie z tym poradzą - przekonywał Jerzy Larch z firmy Jagor, która obsługuje siłowniki.
Maszyny w ciągu kilku godzin powoli przywróciły budynek do pionu, a jeden z narożników powędrował w górę o blisko 70 cm.
Przygotowania do operacji trwały kilka tygodni. Najpierw lokatorzy musieli opróżnić piwnice. Robotnicy w tym czasie odkopali fundamenty. Później wybili otwory, w które wstawili maszyny. W końcu blok stanął tylko na siłownikach, a cała konstrukcja została wzmocniona metalowymi belkami. Podczas podnoszenia dla bezpieczeństwa zostały odcięte wszystkie instalacje: woda, prąd i gaz. - Teraz pozostaje nam tylko uzupełnić wszystkie szczeliny betonem i powinno być równo - wyjaśniał Edward Piekarczyk z firmy MPL, która zajmuje się prostowaniem domów.
Mieszkańcy, którzy obserwowali wszystko z zewnątrz (w czasie podnoszenia bloku musieli go opuścić), teraz będą musieli się na nowo nauczyć, jak żyć w pionie. Najlepiej wie o tym Bernard Kaluza, którego dom został wyprostowany kilka dni wcześniej. - Jak wstaję z łóżka, to mnie ściąga w prawo. Widać przez tyle lat błędnik przyzwyczaił się do życia w przechyle - śmieje się Kaluza.
W rudzkiej dzielnicy Wirek wyprostowane zostały już dwa bloki. Kilka następnych czeka w kolejce. Za wszystko płaci Kompania Węglowa, bo domy przechylają się przez kopalnię Pokój, która fedruje pod miastem. Koszt jest niemały. W zależności od wielkości budynku od 1-2 mln zł. - To poważny problemy w naszych domach, w Wirku chyba najbardziej odczuwalny. Dobrze, że jest taka technologia, która pozwala wszystko wyprostować - mówi Gerard Glombik, wiceprezes Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Mieszkaniowej.
Wit - Pon Mar 02, 2009 9:02 pm
Tysiąc domów w naszym regionie nie "łapie" pionu
23.02.2009
Nawet tysiąc budynków w całym regionie czeka na wyprostowanie. Wiele z nich przechylonych jest o kilkadziesiąt centymetrów, a rekordzista wychylony był od pionu o blisko półtora metra! Ich mieszkańcy żyją niczym w nawiedzonym domu - drzwi same się otwierają, a przedmioty przesuwają się po mieszkaniu.
By kwalifikować się do wyprostowania, budynek musi mieć przechył, przekraczający 25 promili - oznacza to, że różnica poziomu na każdym metrze długości budynku wynosi 2,5 centymetra. Najwięcej spełniających takie kryteria domów jest w Rudzie Śląskiej. Sporo takich domów jest też w okolicach Rybnika: w Marklowicach, Jankowicach i Chwałowicach.
- Często podnosimy tam budynki o 50-60 centymetrów, ale rekord ustanowiliśmy w Katowicach. Niedaleko kopalni Wujek podnieśliśmy budynek o 140 centymetrów - mówi dr Tomasz Niemiec z zajmującej się prostowaniem budynków firmy MPL Technology Katowice. Jak szacuje, od początku lat 90. przedsiębiorstwo przywróciło do pionu około 600 obiektów.
- Wyprostowanie reszty potrwa jeszcze około 20 lat. Pamiętajmy, że dopóki kopalnie fedrują, dopóty takich budynków będzie przybywać. Zdarza się, że niektóre budynki prostowaliśmy już dwa razy - mówi dr Niemiec.
Kilka dni temu do normalności wróciło życie mieszkanców bloku przy ulicy Osiedlowej 5 w Rudzie Śląskiej.
- Wreszcie możemy normalnie zamykać drzwi, wypić pełną szklankę herbaty i nie gonić jajka po stole - cieszyli się mieszkańcy.
Po trwających niemal miesiąc przygotowaniach czteropiętrowy budynek podniesiono na kilkudziesięciu hydraulicznych podnośnikach. Cała operacja trwała niewiele ponad dwie godziny. Prace wykończeniowe po zabiegu potrwają jeszcze miesiąc - powstałą w murze szczelinę trzeba będzie wypełnić betonowymi bloczkami (bywały przypadki, że trzeba dorabiać schody, bo drzwi wejściowe podniosły się w stosunku do poziomu chodnika).
W podobny sposób w Rudzie Śląskiej w ostatnim roku wyprostowano kilkanaście budynków. Jeszcze w tym miesiącu podniesiona zostanie ostatnia klatka przy ul. Osiedlowej 5. Do prostowania w tym roku kwalifikują się też domy na ul. Kunickiego 3 oraz przy ul. Jarzębinowej 1. Wszystkie objęte są stałym monitoringiem na zlecenie prowadzącej wydobycie w tym rejonie kopalni Pokój.
- Została do tego zobowiązana przy zatwierdzaniu planu ruchu. Jeśli po przeprowadzonych pomiarach okazuje się, iż któryś z budynków jest wychylony ponad granicę 25 promili, kwalifikuje się do rektyfikacji. Tym blokom nie zagraża żadna katastrofa budowlana. Ich prostowanie wynika z uciążliwości, jakie lokatorom stwarza przechylenie budynku - tłumaczy Joachim Frank, kierownik ds. technicznych Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Mieszkaniowej w Rudzie Śląskiej.
Po zabiegu zarządzająca blokiem spółka będzie musiała nieco poprawić w nim instalację wodną, gazową i elektryczną. Także sami lokatorzy po kilkudziesięciu latach "skrzywionego" życia muszą się przyzwyczajać do nowej rzeczywistości. Niektórzy będą musieli dokonać małych remontów, bo w łazienkach z jednej strony mogło zabraknąć kafelek albo dostosowane do wcześniejszej krzywizny okna przestały się dobrze otwierać. Są też inne aspekty wyprostowania budynku.
- Przez lata chodziliśmy pokrzywieni. Jeszcze błędnik nam się chyba nie przestawił, bo wstając z łóżka wpadamy na szafę - przyznaje Bernard Kaluza. Wspomina, że przez lata lokatorzy stosowali różne patenty, by jakoś funkcjonować w przechylającym się na różne strony budynku. - Kiedy córka była mała, musieliśmy pod nogi łóżeczka z jednej strony ustawiać podkładki o grubości %073-4 cm. Meble mieliśmy podsadzone nawet o 6 cm. Wszystkie drzwiczki szafek są na magnes zamykane, żeby z nich nic nie wypadało - dodaje.
Na jak długo mieszkańcy wrócili do pionu? Zdarzało się już, że ten sam budynek trzeba było prostować dwa razy. Eksperci tymczasem nie pozostawiają złudzeń - choć intensywne skutki eksploatacji widać przez parę miesięcy po przejściu ściany, to deformacje na powierzchni mogą się pojawiać nawet do pięciu lat po zakończeniu wydobycia.
Za wyprostowanie domku jednorodzinnego trzeba zapłacić ok. 150 tysięcy złotych, w przypadku kilkupiętrowego bloku koszt takiej operacji może sięgać pół miliona złotych. Koszty te ponoszą górnicze spółki w ramach usuwania szkód spowodowanych przez wybieranie węgla. W ubiegłym roku w naszym regionie zleciły wyprostowanie 44 budynków %07- najwięcej zleceń udzieliła Kompania Węglowa.
- Na przywrócenie do pionu 32 budynków wydaliśmy 5,5 miliona złotych - przyznaje Zbigniew Madej, rzecznik spółki.
Planów na ten rok nie chciał jednak zdradzić. Być może dlatego przedstawiciele firm zajmujących się prostowaniem budynków czarno widzą swoją przyszłość w najbliższym roku.
- Ilość zamówień spada. W tym roku spółki węglowe nie ogłosiły jeszcze żadnego przetargu - mówi Jerzy Lerch, szef firmy "Jagor" z Jastrzębia, także zajmującej się prostowaniem budynków.
Michał Wroński, Agnieszka Widera - POLSKA Dziennik Zachodni
http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/964866.html
Wit - Pon Mar 02, 2009 10:03 pm
Drogowcy ostrzegają: Uwaga! Kopalnie szkodzą
Przemysław Jedlecki2009-03-01, ostatnia aktualizacja 2009-03-02 00:44
Katowiccy drogowcy postanowili, że przy ulicach zniszczonych przez szkody górnicze będą podawać nazwę kopalni, która za to odpowiada. Górnicy tłumaczą się, że pod drogami fedrować muszą i ripostują: może drogowcy zaczną pisać na tablicach, kto tak niechlujnie przeprowadził remont?
Dla kierowcy nie ma nic gorszego niż nagle pojawiające się muldy na asfalcie. Wystarczy chwila nieuwagi i można wylądować w rowie, a w najlepszym wypadku uszkodzić samochód. Szkody górnicze od lat wyrastają na śląskich drogach jak grzyby po deszczu. Pojawiają się na ul. Kościuszki w Katowicach, dwupasmówce łączącej Katowice z Tychami. Przed zjazdem na Kostuchnę już parę razy frezowano asfalt, teraz muldy są widoczne na tej samej trasie na wysokości Giszowca. Jednak tym razem oprócz tradycyjnego ostrzeżenia i ograniczenia prędkości na znakach pojawiła się również nazwa kopalni, która według drogowców odpowiada za stan nawierzchni w tym miejscu - KWK "Staszic". Podobny znak jest też na ul. Szarych Szeregów w Katowicach. Tu za winowajcę uznano kopalnię Murcki.
Piotr Handwerker, szef katowickich drogowców, mówi, że taki zabieg jest konieczny: - Było dużo skarg na stan jezdni. W poprzek było wybrzuszenie o wysokości 10 cm. Zdarzyło się, że parę samochodów ucierpiało. Kierowcy mają prawo wiedzieć, gdzie dochodzić odszkodowania.
Handwerker przyznaje też, że znaki z nazwami kopalni mają poprawić wizerunek drogowców: - Ludzie myślą, że nie potrafimy naprawiać dobrze dróg. No to my odpowiadamy, że to nie nasza wina.
Jarosław Kwieciński z biura prasowego Katowickiego Holdingu Węglowego jest zaskoczony akcją drogowców. - To dla nich wygodne, ale nie zawsze dziury w drodze to wina kopalni, która fedruje kilkaset metrów głębiej - mówi.
Kierowcy mają podzielone zdania. Mężczyzna z passata, który stanął na światłach w Giszowcu, rzucił zza szyby, że byłoby najlepiej, gdyby kopalnie nie fedrowały pod drogami.
Z kolei pan Stanisław, taksówkarz Echo Taxi z dwudziestoletnim stażem, uważa, że szkody były i będą. - Wolałbym, żeby drogowcy łatali szybciej i porządniej dziury po zimie.
Tymczasem Kompania Węglowa co roku wydaje około 200 mln zł na likwidację szkód górniczych. - Są też miejsca pod drogami, gdzie nie ma wydobycia. Tak jest np. pod autostradą w Rudzie Śląskiej. Nie można jednak nie fedrować pod wszystkimi drogami. To byłby absurd, trzeba by zamknąć większość kopalń - mówi Zbigniew Madej, rzecznik Kompanii. Dlatego uważa, że znaki stawiane przez drogowców są dla górników krzywdzące. - Co, każdy z nich ma chodzić z napisem na czole, że jest winien niszczenia dróg? - pyta Madej
Wit - Pią Mar 27, 2009 1:40 am
Nikt nie poczuwa się do obowiązku zasypania pokopalnianej dziury
Głęboka na 36 metrów dziura ma najlepszą ochronę w mieście, bo całodobową.
Pięć miesięcy trwają już przepychanki, kto powinien ponieść koszty zasypania zapadliska szybu dawnej kopalni Matylda, w samym centrum osiedla przy ul. Krasickiego.
Gmina odsyła do Katowickiego Holdingu Węglowego i żąda zwrotu pieniędzy, które w zabezpieczenie zapadliska już włożono. Holding odpowiada: zapłacimy, ale najpierw musimy mieć pewność, że dziura jest nasza.
Tymczasem zapadlisko szybu, które powstało w październiku ubiegłego roku nadal istnieje, stwarza zagrożenie i nic nie wskazuje na szybkie rozwiązanie sprawy. Jedno jest pewne - dziura w ziemi ma najlepszą ochronę w Świętochłowicach, i to na dodatek całodobową.
Zapadlisko przy ul. Krasickiego głębokie na około 36 metrów, o średnicy około 6 metrów powstało, kiedy uszkodzeniu uległo zabezpieczenie szybu wentylacyjnego, pozostałości dawnej kopalni Matylda. Wyższy Urząd Górniczy ostrzegał wówczas, że podobnych pustych i źle zabezpieczonych szybów, tylko w Świętochłowicach może być więcej. Te obawy się potwierdziły, bo w okolicy znaleziono kolejne szyby. Ten zapadnięty był przykryty tylko rusztowaniem i przysypany warstwą ziemi o grubości około pół metra. Należało sprawdzić, czy inne mają równie słabe zabezpieczenia.
Od października zapadlisko jest ogrodzone, teren wokół oświetlony i oznakowany, dodatkowo całą dobę pilnowany przez firmę ochroniarską. Miesięcznie za zatrudnienie ochrony samorządowcy płacą ponad 7,8 tys. zł. Dlaczego zapadlisko nadal pozostaje odsłonięte, a z kasy gminy uciekają kolejne tysiące?
- Od pierwszego dnia wystąpienia zagrożenia prowadziliśmy ciągłą wymianę korespondencji z Wyższym oraz Okręgowym Urzędem Górniczym. Rozmowy są trudne i przedłużają się ze względu na skomplikowany proces likwidacji zapadliska, znaczny koszt prac, brak możliwości fachowego zabezpieczenia prac ze strony gminy. Podziemny szyb nawet po likwidacji pozostaje nadal obiektem budownictwa górniczego i podlega nadzorowi budowlanemu urzędu górniczego - wyjaśnia stanowisko urzędników Penkała.
Okazało się, że to nie gmina a urząd górniczy winien więc przejąć sprawę feralnego zapadliska.
- Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego wydał postanowienie przekazujące sprawę do Okręgowego Urzędu Górniczego w Gliwicach jako instytucji właściwej do prowadzenia tej sprawy. Umorzył też swoje pierwotne postanowienie zobowiązujące gminę do podjęcia określonych działań - dodaje rzecznik. OUG w Gliwicach orzekł, że to Katowicki Holding Węglowy jest prawnym następcom kopalni Matylda i powinien zadbać o zabezpieczenie zapadliska i istniejących w okolicy szybów.
Kilkumiesięczne przepychanki kosztują gminę niemałe pieniądze, dlatego urzędnicy wystąpili 14 stycznia z żądaniem do Katowickiego Holdingu o podjęcie wskazanych działań. - Także zwrotu dotychczasowych nakładów finansowych poniesionych przez gminę - dodaje Penkała. Drugie pismo skierowano do Okręgowego Urzędu Górniczego o dopilnowanie działań Holdingu. Ponaglenia samorządowców nie wywarły wrażenia na władzach Holdingu Węglowego.
- Dostaliśmy pismo z żądaniem zwrotu poniesionych kosztów. I zapłacimy pod warunkiem, że będziemy mieć pewność, że Holding rzeczywiście jest następcą prawnym kopalni Matylda. Jako spółka Skarbu Państwa nie możemy bez stuprocentowej pewności przekazać pieniędzy. Wszczynamy procedurę prawną, która potwierdzi stan prawny. Nie wiadomo ile to potrwa - mówi Ryszard Fedorowski, rzecznik KHW.
Justyna Przybytek - POLSKA Dziennik Zachodni
http://swietochlowice.naszemiasto.pl/wy ... 62915.html
Wit - Pon Mar 30, 2009 7:05 pm
Kto rozwiąże problem?
Grzegorz Żądło, 2009-03-21 20:47
Budynek jakby na chwilę unosił się do góry. Ściany się trzęsły, meble i talerze drżały - tak ostatnie wstrząsy górnicze opisują mieszkańcy katowickich dzielnic Panewniki i Ligota. Ślą w tej sprawie pisma do urzędu miasta. Ten z kolei interweniuje w Katowickim Holdingu Węglowym, który fedruje pod miastem. Ale tak naprawdę, rozwiązanie problemów mieszkańców zależy teraz w dużej mierze do ministra środowiska.
Od kilku dni Jan Jaworski z niepokojem wypatruje kolejnych pęknięć na swoim domu. Szczeliny na jego domu powstają w wyniku wstrząsów, których częstotliwość w tym roku bardzo się nasiliła. Wstrząsy pojawiły się 16 stycznia o 21.42, 20 stycznia, 16. 56, a potem jeszcze 27 stycznia i po kilka razy w lutym i marcu. - To jest bardzo nieprzyjemne szczególnie jak się siedzi albo leży. Podczas wstrząsów wszystko chodzi. Lampy chodzą, talerze - mówi Jaworski. Ale największe szkody zwykle wychodzą po czasie. - Dopiero po jakimś remoncie domu, odświeżając mieszkanie, odsuwając szafę, meblościankę możemy zauważyć, że jest jakaś rysa, pęknięcie, czy coś takiego. Normalnie się tego nieraz nie widzi. Nic się nie zdarzyło. Potrzęsło i tyle - stwierdza Eugeniusz Koziołek.
Niektóre wstrząsy mogą być porównywane w skali z trzęsieniem ziemi. Dlatego mieszkańcy Panewnik i Ligoty coraz częściej trzęsą się ze strachu.
W ostatnich tygodniach do urzędu miasta wpływa coraz więcej skarg w tej sprawie. Osoby mieszkające na terenie szkód górniczych uważają, że to właśnie miast powinno reprezentować ich interesy w tej sprawie. Jest niestety przeciwnie. Urzędnicy odpowiadają jednak, że sami mogą niewiele zrobić, a o wszystko obwiniają Katowicki Holding Węglowy. - Oni nie bardzo się spodziewali takiej sytuacji, że ta eksploatacja, to jest pierwsza eksploatacja na tym polu, że ona wywoła takie skutki i tak duże energie wstrząsów - uważa Jan Błaż z wydziału kształtowania środowiska UM w Katowicach.
Co gorsza wstrząsy mogą się powtarzać, bo koncesja na wydobycie węgla na tym terenie kończy się dopiero w styczniu 2011 roku. Chyba, że wcześniej cofnie ją minister środowiska. Zajęcie się tą sprawą nakazał mu już w 2007 roku prokurator generalny. - Ministerstwo środowiska nie wydało ostatecznej decyzji odnośnie sprzeciwu prokuratora generalnego, ponieważ równolegle toczą się jeszcze sprawy sądowe w sądach apelacyjnych pomiędzy Katowickim Holdingiem Węglowym i prezydentem miasta Katowice - wyjaśnia Magdalena Sikorska, rzecznik prasowy ministerstwa środowiska. I to właśnie od ich wyniku podobno zależy decyzja ministra.
Na decyzję, ale holdingu, czekają za to mieszkańcy, którzy chcą wiedzieć, w jaki sposób firma zamierza sobie poradzić ze wstrząsami. Chcieliśmy o to zapytać rzecznika KHW, ale od wczoraj był nieuchwytny. Spróbowaliśmy więc inaczej. Dotarliśmy do pisma, w którym holding tłumaczy się ze wstrząsów: "Dwa opisane wstrząsy należy uznać za incydentalne, zaś pozostała aktywność sejsmiczna pozostaje przez ostatnie miesiące na niezmiennym poziomie."
Reasumując, wstrząsy odczuwane w Panewnikach mogą stwarzać pewien dyskomfort dla mieszkańców, nie stanowią jednak zagrożenia dla obiektów budowlanych. Jendak widząc szkody wyrządzone przez owe wstrząsy, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że osoby, które podpisały się pod tym pismem, oceniały je zza biurka.
http://www.tvs.pl/informacje/9638/
Wit - Śro Lip 29, 2009 10:05 am
W Siemianowicach ziemia znów się zapadła
Jacek Madeja 2009-07-28, ostatnia aktualizacja 2009-07-29 01:33:59.0
- Żyjemy na tykającej bombie. Nie wiadomo, kiedy wybuchnie - skarżą się mieszkańcy ul. PCK w Siemianowicach Śląskich. We wtorek obok jednego z bloków znów zapadła się ulica i chodnik. W tym samym miejscu, w którym robotnicy zasypali krater, który powstał kilkanaście dni temu.
Było kilkanaście minut po godz. 9. Julia Kolankiewicz, która mieszka pod "14", krzątała się w kuchni. Jednym okiem przyglądała się robotnikom pracującym za oknem. Mężczyźni uwijali się przy zasypywanym osuwisku, które wygoniło lokatorów z łóżek przed dwoma tygodniami. Kiedy na skraj dziury podjechała koparka, ziemia znów zaczęła się zapadać. - Wtedy każdy wybiegł tak jak stał. Teraz mieliśmy już odłożone pod ręką pieniądze i dokumenty - mówi Grzegorz Kolankiewicz. 18 lipca wspomina jako jeden z najgorszych dni w życiu. Olbrzymia dziura pochłonęła volkswagena, którego wcześniej zaparkował pod blokiem. - Teraz nie było żadnego huku i nie było czuć gazu, ale strach został - mówi.
Danuta Trząska mieszka w klatce obok. Kiedy usłyszała krzyk, że znów jest ewakuacja, zdążyła tylko wyłączyć gaz pod rosołem. Wzięła dzieci, psa i wyszli na zewnątrz. - Powinni nam dać jakieś inne mieszkania. Na takim kretowisku nie da się żyć. Tylko czekać, jak się cały dom posypie - denerwuje się kobieta.
Tym razem krater jest mniejszy - ma trzy metry średnicy i półtora metra głębokości. Rano z bloku ewakuowano 20 mieszkańców. Większość z nich cierpliwie czekała pod oknami swojego budynku. Magistrat zapewnił im posiłki, pomoc lekarską.
- Okazało się, że natura jest silniejsza. Pierwsze zapadlisko zostało już zasypane, teraz likwidujemy drugie. Właśnie trwały badania geodezyjne, dzięki którym mieliśmy ustalić miejsca odwiertów, żeby wpuścić muł w puste przestrzenie, jak się zawaliło. Główna przyczyna to szkody górnicze - podkreśla Michał Tabaka, rzecznik siemianowickiego urzędu miejskiego. - Najważniejsze, że konstrukcja budynku nie została naruszona - dodaje.
Pod ul. PCK fedrowała niegdyś kopalnia Siemianowice. Zakład został zlikwidowany w 2000 roku. - Z naszych map wynika, że węgiel w tym rejonie był wybierany w latach 30. XX wieku. Kopalnia już nie istnieje, więc dziura to teraz problem magistratu - mówi Edyta Tomaszewska z Wyższego Urzędu Górniczego.
Mieszkańcy nie mają wątpliwości, że do katastrofy przyczyniły się też ostatnie opady deszczu. - Droga jest tak nachylona, że cała woda spływa do nas. Już wcześniej wielokrotnie zalewało nam piwnice - mówi Irena Oleś.
Co można zrobić, żeby w przyszłości podobna sytuacja się nie powtórzyła? - Kopalnie zostały zlikwidowane, ale nikt nie pomyślał, co dalej. Górnicy wybierali węgiel niemal pod jedną trzecią powierzchni miasta. Gdybyśmy cały ten teren chcieli przebadać, a potem wzmocnić, byłyby to nieprawdopodobne koszty. Dlatego możemy tylko reagować, gdy coś się stanie - rozkłada ręce Tabaka.
Wit - Czw Lip 30, 2009 4:04 pm
Szkody górnicze, czyli... gdzie węgiel rąbią tam dziury lecą 25.07.2009
Negatywne skutki eksploatacji węgla są nieuchronne, kto twierdzi inaczej - nie mówi prawdy. Ale górnictwo daje pracę i jest ważnym ogniwem gospodarki, dlatego musimy się godzić z uciążliwościami - piszą Sławomir Cichy i Teresa Semik
Największym utrapieniem Śląska i Zagłębia są tzw. płytkie zroby, czyli puste miejsca po eksploatacji kopalin prowadzonej blisko powierzchni ziemi nie głębiej niż do 80 m. Siemianowice gdzie przed tygodniem powstało przed blokiem zapadlisko o głębokości czterech i średnicy dziesięciu metrów jest tego modelowym przykładem. Podobne zapadliska, choć może nie tak duże można znaleźć w Chorzowie, czy Rudzie Śląskiej. W Jaworznie przy ul. Matejki, żeby dotrzeć do węgla, wystarczy ruszyć łopatą ziemię.
Im płycej tym gorzej
Płytkie zroby, to pozostałość po bieda szybach i miejscach z których wydobywano węgiel przed stu i więcej laty. Płytko położone chodniki i pustki nie zostały właściwie zabezpieczone po zakończeniu eksploatacji, a co najgorsze, wiele z takich opuszczonych wyrobisk nigdy nie zinwentaryzowano. W jednym z zagłębiowskich miast zapadł się nowo wybudowany basen, bo nic nie było wiadomo o dziurze, która jest tuż pod powierzchnią ziemi. W Rudzie Śląskiej Bielszowicach zapadła się oczyszczalnia ścieków. Dziś z ziemi wystają tylko dachy jej zabudowań.
- Na dobrą sprawę niemal cały Śląsk i Zagłębie to wielkie kretowisko, w którym zapadliska, leje i szczeliny będą się ujawniać jeszcze przez wiele lat, bo przecież eksploatacja górnicza trwa nieprzerwanie dwa wieki - mówi dr inż. Lucjan Muszyński z GIG.
Zdaniem prezydenta Siemianowic Jacka Guzego, niemal całe miasto jest zagrożone występowaniem osuwisk i zapadlisk. - Najgorsze, że do takich kryzysowych sytuacji jak przy ul. PCK może dojść na dowolnym osiedlu - mówi.
A wcześniej zdarzały się prawdziwe tragedie. Mieszkańcy pamiętają, jak sześć lat temu u zbiegu ulic Mysłowickiej i Kolejowej powstała wyrwa, porównywalna z tą sprzed tygodnia. Najtragiczniejsza w skutkach była katastrofa, do jakiej doszło 8 lutego 1981 roku. Cztery osoby zginęły, kiedy runęła kamienica przy ul. Sobieskiego.
Puste przestrzenie w górotworze zaczynają być aktywne i mogą się zawalić w każdej chwili z powodu robót górniczych prowadzonych na niższych poziomach. Ich konstrukcje naruszają również wody migrujące i silne deszcze z którymi mamy teraz do czynienia. Może dochodzić także do samozapalania się resztek węgla w wyrobiskach.
Przeciw, a nawet za wydobyciem
W Rudzie Śląskiej Miejski Konserwator Zabytków i grupa mieszkańców Nowego Bytomia stoczyła przed rokiem prawdziwą batalię o zablokowanie planowanego przez KWK Pokój wydobycia pod zabytkowym centrum dzielnicy. Wszystko na nic, bo zgodnie z prawem górniczym i geologicznym nie można sprzeciwić się zagrożeniom spowodowanym przez kopalnię, jeżeli pracuje ona zgodnie z zasadami określonymi w ustawie.
Z kolei mieszkańcy Pielgrzy-mowic wpadli na inny pomysł, by zablokować kopalniom Pniówek i Zofiówka eksploatacę pod swoimi domami. Chcą utworzyć zespół przyrodniczo-krajobrazowy, co z kolei odwlekłoby w czasie i utrudniło zmiany w planie miejscowym, konieczne do rozpoczęcia wydobycia.
Ale o tym, że mimo szkód górniczych, ludzie nie wszędzie chcą zamykania kopalń, ani nawet ograniczania przez nie fedrunku, najlepiej świadczy przykład Rydułtów i sąsiadującego z nimi Pszowa. Trzy i dwa lata temu mieszkańcy tych miast przeżyli kilka dużych wstrząsów, spowodowanych tąpnięciami w miejscowych kopalniach, połączonych w jeden zakład Rydułtowy-Anna. Kiedy jednak pojawiła się groźba zamknięcia kopalni z powodu jej nierentowności, rydułtowianie zmienili front. Na początku 2007 roku radni podjęli uchwałę, w której zgadzają się, by kopalnia fedrowała pod centrum miasta. - To był jedyny sposób na uratowanie zakładu, dzięki któremu funkcjonują nie tylko rodziny górników, ale i całe miasto - mówi Kornelia Newy, burmistrz Rydułtów.
Około 5 tysięcy górników, których zatrudnia kopalnia to głównie mieszkańcy tego miasta i sąsiedniego Pszowa. Urzędnicy uznali, że szkody, jakie wydobycie powoduje na powierzchni, są i tak znacznie mniejsze od tych, jakie spowodowałoby zamknięcie zakładu. Po decyzji radnych władze kopalni przeznaczyły 14 mln zł na wypłatę odszkodowań w razie szkód spowodowanych nowymi wstrząsami.
Teren się zapada a domy krzywią
Osiadanie a co za tym idzie obniżanie się terenu jest nie do zatrzymania przez człowieka. Nie dysponujemy także narzędziami, które potrafiłyby obliczyć o ile ostatecznie obniży się teren po eksploatacji kopalni. Można jedynie minimalizować skutki tej deformacji stosując podsadzki. Rekordowe opadnięcia terenu zanotowano w okolicach dworca PKP w Zabrzu Biskupicach, bo aż 30 m. Część gminy Radzionków jest niżej o 20 m niż wynosiły pierwsze obliczenia. Bytom tylko od 1945 roku opadł w dół średnio o 6 m, choć rekordowy spadek na placu Sobieskiego wynosi 22 m. Śródmieście Katowic aż do Spodka jest o 1,5 m poniżej niż przy budowie. Najwięcej opadło w latach siedemdziesiątych, kiedy trzykrotnie wybierano węgiel z filarów ochronnych. Podobne zjawisko obserwowane jest koło Urzędu Wojewódzkiego i katedry Chrystusa Króla.
Piotr Duda, prezes wodociągów w Rudzie Śląskiej - najbardziej górniczym mieście regionu szacuje, że około 70 procent wszystkich awarii sieci wodociągowej spowodowanych jest przez szkody górnicze.
- Nieraz gotowy już projekt przepompowni czy zbiornika trzeba poprawiać, bądź robić od nowa, bo nagle doszło do powstania jakiejś niecki. W takich przypadkach egzekwujemy odszkodowanie od górnictwa, ale całości poniesionych nakładów nigdy nie da się odzyskać - mówi.
Ale szkody w sieci hydrologicznej, kolejowej i drogowej to łącznie zaledwie kilkanaście proc. Trzy czwarte stwierdzonych szkód dotyczy budynków. Trudno oszacować na ilu domach w województwie pojawiły się pęknięcia, naruszenie ścian nośnych czy kłopoty ze szczelnością dachu. Eksperci nie mają jednak wątpliwości, że blisko tysiąc budynków w całym regionie trzeba prostować a to oznacza, że różnica poziomu na każdym metrze długości budynku wynosi co najmniej 2,5 centymetra. Najwięcej spełniających takie kryteria domów jest w Rudzie Śląskiej i okolicach Rybnika: Marklowicach, Jankowicach i Chwałowicach. W Mysłowicach jest całe osiedle "krzywych wieżowców".
A koszty przywracania budowli do pionu są ogromne. Dla jednorodzinnego domu spółki węglowe muszą przygotować ok. 150 tysięcy złotych, w przypadku kilkupiętrowego bloku operacja zamyka się kwotą ok. pół miliona złotych.
W tym roku na usuwanie skutków szkód górniczych Kompania Węglowa zaplanowała w swoim budżecie ponad 200 milionów złotych Jastrzębska Spółka Węglowa ma w planie wydatki rzędu 61,1 miliona. Katowicki Holding Węglowy przed rokiem przeznaczył na ten cel około 38 milionów złotych i szacuje się, że tegoroczne wydatki nie będą na pewno mniejsze.
Współpraca: Mirosława Książek
Jak uzyskać odszkodowanie
Zanim wytoczy się powództwo przed sądem, należy wyczerpać postępowanie ugodowe a więc złożyć w kopalni stosowny wniosek układowy. Powinien on być potwierdzony pieczątką, datą i podpisem przyjmującego. Propozycję układową można również przesłać listem poleconym. Skierowanie sprawy na drogę postępowania sądowego jest możliwe dopiero wówczas, gdy kopalnia odmówi zawarcia ugody, bądź w przypadku gdy od zgłoszenia upłynęło 30 dni bez odpowiedzi. Jeśli kopalnia wyrazi zgodę na zawarcie ugody, wówczas dobrze jest zawrzeć ją w formie aktu notarialnego, ponieważ tylko wówczas stanowi ona tytuł egzekucyjny.
Taka jest uroda Śląska
Z prof. Jerzym Kwiatkiem z Głównego Instytutu Górnictwa rozmawia Teresa Semik
Dla projektantów z Poznania czy Warszawy informacja o II kategorii terenów górniczych jest niemal porażająca. Wiedza o terenach górniczych na Śląsku jest aż tak mało powszechna?
Poza Śląskiem - tak. Dla naszych projektantów, absolwentów Politechniki Śląskiej, Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, nie jest to problem.
Przedstawiciele branży górniczej chętnie powtarzają, że na Śląsku wybudować można każdy obiekt i w każdym miejscu, bez względu na przewidywaną kategorię terenów górniczych. Czy pan profesor podziela ten optymizm?%07Z pewnością potrafimy zabezpieczać każdy obiekt w taki sposób, aby zminimalizować skutki każdej eksploatacji górniczej. Całkowite uniknięcie szkód górniczych jest jednak praktycznie niemożliwe, byłyby to przedsięwzięcia za drogie. Nie można przekraczać rozsądnych kosztów inwestycji. Wiedza nasza jest wystarczająca, żeby każdemu doradzić, jak ma budować. A więc wszystko można budować tam, gdzie mamy do czynienia z I i II kategorią terenów górniczych. Gdy jest III kategoria, trzeba się zastanawiać, a przy IV w ogóle nie doradzałbym budować ważniejszych obiektów, które nie powinny ulegać uszkodzeniom. Takie tereny lepiej przeznaczyć na zieleńce.
Czy możemy zagwarantować inwestorom, że szkody górnicze nie wystąpią tam, gdzie przewidywane kategorie terenów górniczych są najniższe?
Nie i trzeba to inwestorowi uczciwie powiedzieć. Nie łudźmy się, że potrafimy aż tak zabezpieczyć obiekty. Możemy jednak zapewnić, że potrafimy je w taki sposób zbudować, aby nie powstały szkody, które zagrożą bezpiecznemu użytkowaniu, zgodnemu z przeznaczeniem tych obiektów. A więc, że np. winda w bloku wysokim zawsze wyjedzie na ostatnie piętro, a nie zatrzyma się w połowie szybu ze względu na szkody górnicze. Inną sprawą jest to, że ten obiekt trzeba będzie naprawić od czasu do czasu. Nie można wykluczyć spękania ścian, zauważalne będą wstrząsy. Pod śródmieściem Katowic trzykrotnie przeszła eksploatacja II kategorii. Miasto istnieje. Kto mieszka na Śląsku, albo tu inwestuje, musi się liczyć ze szkodami górniczymi. Nad morzem wieją wiatry, a u nas są kopalnie. Taką mamy urodę.
Czy da się określić wzrost kosztów inwestycji na terenach górniczych?
Panuje przekonanie, że w przypadku budynków mieszkalnych, dwu- lub trzykondygnacyjnych koszt stanu surowego wzrasta o ok. 15 procent (ale może wzrosnąć o 10 lub 20 proc., w zależności od konstrukcji).
Czy to prawda, że górotwór uspokaja się po 3 latach od zakończenia eksploatacji?
W jednym miejscu wystarczą 3 lata, w innych jest to zdecydowanie za mało, trzeba odczekać np. 5 lat.
Niepokój budzi przypadek powstałego ostatnio zapadliska w pobliżu budynku mieszkalnego w Siemianowicach Śląskich. Czy takie przypadki mogą się powtarzać?
To konsekwencja eksploatacji górniczych, prowadzonych sto i więcej lat temu, na małych głębokościach, nie przekraczających 100 m. Pozostały po nich w górotworze pustki. Lokalizacja niektórych z nich jest znana i w tych przypadkach możemy je likwidować, eliminując zagrożenie dla powierzchni. Występują jednak na Śląsku pustki o nieznanej lokalizacji, które dają o sobie znać
w taki sposób, jak to miało miejsce w Siemianowicach
Śląskich. Geofizyczny monitoring terenów potencjalnie zagrożonych i podsadzanie wykrytych pustek w górotworze powodują, że przypadki powstawania zapadlisk należą do rzadkości. Nie można ich jednak zupełnie
wykluczyć. Perspektywicznie ważne jest, aby na terenach zagrożonych możliwością powstania zapadlisk nie budować nowych obiektów, lub budować je po likwidacji tego typu pułapek.
Sławomir Cichy i Teresa Semik - POLSKA Dziennik Zachodni
http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/1028018.html
Wit - Sob Lis 28, 2009 12:02 am
Księża z ambony: Kopalnia trzęsie, niedługo przestanie
Tomasz Głogowski 2009-11-30, ostatnia aktualizacja 2009-11-30 12:03:49.0
Księża na mszach uspokajają: potężne wstrząsy wywołane przez kopalnię Rydułtowy-Anna nie zagrażają ludziom i będą słabnąć. Mieszkańcy nie wierzą. Od lat skarżą się na spadające klosze z lamp, tłukące się szklanki i pękające ściany.
Kopalnia Rydułtowy-Anna już trzy lata temu mogła być pierwszą w Polsce zamkniętą ze względów bezpieczeństwa. Pewnej grudniowej nocy aż 34 górników otarło się o śmierć. Potężne, niespotykane nawet jak na górnictwo tąpnięcie, w ułamku sekundy zdeformowało chodnik, który obniżył się z trzech do jednego metra. Do wyrobiska dostał się metan, a stężenie gazu wyniosło 2,4 proc. Na szczęście nikomu nic się nie stało.
Gigantyczny wstrząs poczynił jednak spustoszenia na powierzchni. Pospadały klosze z lamp, potłukły się szklanki, popękały ściany domów. Mieszkańcy Rydułtów i okolic, choć przyzwyczajeni już do wstrząsów, mówili, że czegoś takiego jeszcze nie przeżyli. - To było prawdziwe trzęsienie ziemi - opowiadali z przejęciem.
Od tego czasu sytuacja w Rydułtowach nieco się uspokoiła, ale nie na długo. Ostatnio ludziom w mieszkaniach znów trzęsą się meble, spadają szklanki, pękają ściany.
Sytuacja jest tak poważna, że Janusz Matuszek, dyrektor kopalni Rydułtowy-Anna, zdecydował się na nietypowy krok. Poprosił miejscowych księży, by z kościelnej ambony odczytali oświadczenie kopalni, że wstrząsy nie zagrażają bezpieczeństwu mieszkańców. - To przejściowa sytuacja, która będzie słabnąć - zapewniali księża w imieniu kopalni.
Kompania Węglowa, do której należy rydułtowska kopalnia, popiera pomysł dyrektora. Jej zdaniem w takich sprawach nie ma lepszej metody komunikowania się z mieszkańcami niż kościół. - Taka deklaracja dla lokalnej społeczności jest dużo więcej warta niż ogłoszenie w prasie czy telewizji - przekonuje Zbigniew Madej, rzecznik Kompanii. Zapewnia, że kopalnia dotrzyma złożonych zobowiązań.
Część mieszkańców Rydułtów jest jednak sceptyczna. Wielu nie wierzy, że coś może się zmienić na lepsze. Irena Mielimąka z mężem od kilku lat walczą z kopalnią Rydułtowy-Anna. Do tej pory nie doczekali się odszkodowania. Mówią, że ich dom zniszczyły wstrząsy spowodowane wydobyciem i potężne ciężarówki dojeżdżające do kopalni. Kiedyś walczyli o pieniądze na remont, teraz chcą odszkodowania za cały dom, bo zamierzają się przeprowadzić w inne miejsce. Sprawa trafiła już do sądu. Pani Irena nie wierzy w deklaracje kopalni, nawet jeżeli padały z kościelnej ambony.
- Mieliśmy w domu już 17 różnych remontów i gdy kończył się jeden, zaczynał się następny. Mamy już dość mieszkania na placu budowy. Żądamy, by kopalnia potraktowała nas wreszcie poważnie - mówi pani Irena. Jej zdaniem kopalnia boi się roszczeń. Jeżeli Mielimąkowie jako pierwsi wygrają odszkodowanie, w ich ślady mogą pójść kolejni mieszkańcy Rydułtów.
http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35 ... tanie.html
Supporter - Czw Lut 25, 2010 5:18 pm
Ja mieszkam w Bogucicach na Wrocławskiej i zawsze gdy jedzie autobus mój dom drga tak bardzo że szkło na meblach brzęczy, nie mówię tu już o wodzie w szklance bo ona często się wylewa. Mój dom jest jeszcze cały ale sąsiad ma już spore pęknięcia które widać z daleka.
Nawet nie wiem gdzie miał bym się zwrócić. Najchętniej chciał bym żeby moja mała osiedlowa ulica stała się taka jak kiedyś, że poza mieszkańcami nikt tędy nie jeździł.
Yashi - Wto Wrz 14, 2010 7:01 pm
Przeczytałam wszystkie wasze artykuły na temat szkód górniczych. Większość nich jest sprzed kilku lat zatem wychodzę z pytanie, gdzie obecnie można szukać widocznych śladów kopalń na Śląsku? Czy Bazylika Franciszkańska jest wciąż popękana, czy park Bolina wciąż zalany, czy istnieją nadal dziury w ziemi, i czy w Świętochłowicach można ujrzeć zapadlisko szybu dawnej kopalni Matylda? Proszę o pomoc , szukam takich tematów do zdjęć C:
katowiceR - Śro Wrz 15, 2010 9:27 am
Park Bolina nie zalany. Wprost przeciwnie, ma się bardzo dobrze. O dziwo nie ma jakichś uszkodzeń, dewastacji a już trochę czasu po remoncie minęło. Mnie szkoda jedynie, że muszli nie odbudowali oraz moją ulubiona huśtawkę zwinęli i nie zwrócili.
Yashi - Śro Wrz 15, 2010 7:56 pm
Rozumiem, a czy ktoś wie o jakiś innych szkodach górniczych , które są teraz aktualnie do obejrzenia na terenie Śląska?
Finne - Sob Wrz 18, 2010 2:13 pm
W Czerwionce na ulicy Furgoła możesz zobaczyć domy nachylone pod kątem 5 stopni. W Bytomiu połowa kamienic w centrum jest zniszczona szkodami.
Yashi - Nie Wrz 19, 2010 4:37 pm
Dziękuję, wybiorę się tam C:
Coś jeszcze może ktoś kojarzy?
bidzis004 - Pon Wrz 20, 2010 1:46 am
Jeśli już będziesz w Bytomiu to na Strzelców Bytomskich widać dokładnie jak miasto "zapadło się" dosłownie a inny obszar i dzielnica Stroszek pod którą nie fedrowano (wydobywano) pozostał bez zmian , widac to dokłądnie na wysokośći budowanej Autostrady A1
Tutaj masz przykładowe zdjęcie z tego rejonu ul.Strzelców Bytomskich
http://www.phototrans.eu/14,203920,0,So ... _0707.html
Warto również pojechać na Szombierki (dzielnica Bytomia) będąc na strzelców od strony dąbrówki miejskiej i zobaczyć tamtejsze zapadliny gdzie woda zalała teren i woda się utrzymuje tam do dziś spowodu szkód górniczych
Dokładnie jest to Ul.Celna , będąc na Strzelców skręcasz w ul.Dąbrowa Miejska i w kierunku Karbia jakieś 500metrów i jesteś na miejscu.
Tak to mniej więcej wygląda
http://polskie-pocztowki.com/bytom/szom ... CT0147.jpg
http://polskie-pocztowki.com/bytom/szom ... CT0115.jpg
http://polskie-pocztowki.com/bytom/aktu ... CT0163.jpg
Czyżby jakiś reportaż do TV?
Pozdrawiam
Yashi - Pon Wrz 20, 2010 5:37 pm
Dziękuję. Pojadę tam zapewne jeszcze w tym tygodniu C:
Można by to nazwać 'reportazem' C:
kiwele - Pon Wrz 20, 2010 11:19 pm
Dziękuję. Pojadę tam zapewne jeszcze w tym tygodniu C:
Można by to nazwać 'reportazem' C:
Żeby ten reportaż miał jakąś wartość dobrze byłoby poszukać ludzi, którzy tymi szkodami górniczymi zajmują się profesjonalnie z różnych stron zawodowych oraz tych, którzy są ofiarami tych szkód i mogą coś o nich powiedzieć.
Wit - Wto Lis 09, 2010 10:41 am
Mieszkańcy kontra kopalnia: nie chcą więcej wydobycia
Tomasz Głogowski 2010-10-28, ostatnia aktualizacja 2010-10-28 12:53:59.0
Mieszkańcy Gierałtowic, gminy od dziesięcioleci kojarzonej z wydobyciem węgla, zażądali od wójta, by nie tylko nie zgodził się na dalszą eksploatację węgla pod ich domami, ale wstrzymał fedrowanie!
W mieszkańcach Gierałtowic coś pękło po ostatniej powodzi. Choć przez tydzień bronili się przed żywiołem, układając worki z piaskiem, kilkanaście domów, m.in. w sołectwie Przyszowice, i tak znalazło się pod wodą. Straty były duże. Ludzie przekonują, że winna jest kopalnia, która zobowiązała się kiedyś uregulować potok chudowski, a nie zrobiła nic.
- Koniec wszechwładzy kopalni! Nasze życie jest ważniejsze - mówią rozgoryczeni mieszkańcy Gierałtowic i spoglądają w stronę urzędu gminy. Domagają się, by radni stanęli po ich stronie i podjęli specjalną uchwałę, niewyrażającą zgody na dalszą eksploatację.
- Sprawa jest świeża, więc żadne decyzje jeszcze nie zapadły. Ale faktycznie, ludzie mają już dość, bo przecież budują swoje domy za ciężkie pieniądze, a potem muszą patrzeć, jak to wszystko niszczeje - mówi Janusz Korus, zastępca wójta Gierałtowic. Ale zaznacza, że sprawa nie jest jednoznaczna, bo kopalnia Sośnica-Makoszowy też ma swoje racje.
Potwierdzają to przedstawiciele Kompanii Węglowej, do której należy kopalnia. Zbigniew Madej, rzecznik spółki, przekonuje, że kopalnia już dawno chciała wyregulować potok, ale żeby było to możliwe, musi mieć dostęp do niektórych gruntów mieszkańców. - Biegli rzeczoznawcy zrobili wycenę i okazało się, że żaden nie chce sprzedać działki. Jak w takiej sytuacji mamy zabezpieczyć gminę przed skutkami górniczej eksploatacji, skoro mamy związane ręce? - pyta Madej.
Konflikt będzie musiał rozstrzygnąć prawdopodobnie sąd, bo Kompania powołuje się na tzw. dobro wspólne i chce, aby niesforni właściciele gruntów zostali wywłaszczeni. - Wie pan, ile nam zaproponowali? Po 2,7 zł za metr kwadratowy! A tu chodzi o ziemię w pobliżu autostrady i węzła Sośnica. Nawet jakby dawali 300 zł, to i tak byłoby za mało - mówi Paweł, jeden z mieszkańców.
Jakby tego było mało, konflikt podgrzewają jeszcze związkowcy z Sierpnia '80, którzy niedawno pikietowali pod Urzędem Gminy w Gierałtowicach. Przekonywali, że jeżeli wójt dalej będzie odwlekał zgodę na wydobycie, to kopalnia upadnie, a pracuje w niej około tysiąca mieszkańców gminy. - Tym wszystkim steruje grupa cwaniaczków, która chce się dorobić kosztem naszego zakładu - argumentowali związkowcy.
Protest w Gierałtowicach nie jest jedynym w ostatnich tygodniach przeciwko eksploatacji górniczej. Górnośląskie Przedsiębiorstwo Wodociągowe alarmuje, że ponad 800 tys. mieszkańców w dziesięciu miastach metropolii może mieć suche krany, bo kopalnia Murcki-Staszic chce w latach 2011-2013 wydobywać węgiel pod katowickim wzgórzem Wandy. W okolicy jest sześć ogromnych zbiorników wody, które mogą zostać uszkodzone przez wydobywanie węgla pod nimi.
Teraz Gierałtowice, za chwilę będą inni - komentarz Tomasza Głogowskiego
Coraz więcej mieszkańców aglomeracji nie chce już słuchać, że muszą poświęcić się dla branży węglowej, od której zależy bezpieczeństwo energetyczne Polski. Że skoro wybudowali na Śląsku domy, to muszą przyzwyczaić się, że będą one niszczone przez szkody górnicze albo zalewane przez zdegradowane przez kopalnie potoki. Kiedyś, gdy prawie w każdej śląskiej rodzinie był górnik, powtarzano: "Kopalnia szkodzi, ale daje pracę i chleb". Teraz górnictwo kojarzy się raczej z aferami i odwieczną walką związkowców z prezesami i dyrektorami. Ten obraz też jest oczywiście zniekształcony i przerysowany, bo oskarżanie kopalń o całe zło tego świata jest niesprawiedliwe. Ale trzeba przyznać, że górniczy establishment w ostatnich latach niewiele zrobił, by poprawić swój wizerunek.
http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35 ... bycia.htmlzanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl romanbijak.xlx.pl
bobtrebor - Śro Kwi 26, 2006 8:41 am
na forum Ligoty znalazłem taki wątek
http://forum.ligota.info/viewtopic.php?p=120#120
'W zwiazku z wznowieniem wydobycia przez kopalnię Wujek na terenie Panewnik i Ligoty występują bardzo częstę tapnięcia o bardzo wysokiej sile (spadają przedmioty z szafek, intensywnie drzą szyby), dochodzi do opadania terenu, pęknięć murów, pochylania sie budynków, awarii sieci wodociagowej itp. Czy istnieje w obrębie Panewnik/Ligoty jakakolwiek organizacja/zrzeszenie/ inicjatywa mieszkańców, która zajmuje sie reprezentowaniem interesów mieszkańców i dąży aktywnie do zaniechania działań kopalni. W obliczu tragedii, która miała miejsce kilka lat temu na terenie osiedla Kokociniec ( wysieldlenie kilkunastu rodzin wskutek pękniecia bloku przy ul. Kijowskiej) wyrok NSA zezwalajacy na ponowną eksploatacje złóż w okolicach uskoku tektonicznego wydaje się być co najmniej daleko posunięta lekkomyslnoscią, która nie tylko porwadzi do degradacji środowiska, ale również do zniszczeń i start materialnych mieszkańców wymienionych dzielnic. Bardzo proszę o informację na forum.'
faktycznie ostatnio ciągle się trzęsie domy i drogi się sypią, Wujek zaczął fedrować pod dzielnicą i jak tak dalej pójdzie to będzie niezła awantura
Kris - Pią Maj 12, 2006 11:23 am
Polskie złoto - mówi się o węglu. Dla wielu Ślązaków to złoto jest koszmarem
Życie z bogactwem narodowym
Hanna i Henryk Wernerowie stracili już cierpliwość. W lutym tego roku wysłali list do ministra Zbigniewa Ziobry z prośbą o pomoc. Piszą o prawomocnym wyroku, jaki uzyskali po 12 latach procesowania się z Kompanią Węglową. Sąd nakazał Kompanii wyprostowanie ich pochylającego się domu. I nic.
Trzypiętrowy dom w Bytomiu przy ulicy Podgórnej coraz bardziej odchyla się od pionu. - Dopiero jak dojdzie do tragedii, ktoś zajmie się sprawą - mówi Hanna Werner
(c) IREK DOROŻAŃSKI/EDYTOR.NET/FOTORZEPA
(c) IREK DOROŻAŃSKI/EDYTOR.NET/FOTORZEPA
Dom pochyla się nadal. Podobnych spraw na Śląsku są setki.
"To jest po prostu skandal! Nagminny jest brak egzekucji wykonania wyroków w sprawach szkód górniczych"- pisał Henryk Werner do ministra Ziobry. Minister milczał, więc wysłał kolejne pismo - do ministra gospodarki, któremu podlega górnictwo. Bez rezultatu. Na początku kwietnia napisał do premiera Kazimierza Marcinkiewicza: "Liczę, że Pan Premier podejmie odpowiednie działania, bo od problemu wykonalności wyroków sądowych w sprawach szkód górniczych na Śląsku rząd i tak nie ucieknie".
Trzypiętrowy dom w Bytomiu przy ulicy Podgórnej coraz bardziej odchyla się od pionu. Właściciele dysponują ekspertyzą, z której wynika, że budynek grozi zawaleniem. - Dopiero kiedy dojdzie do tragedii, ktoś zajmie się sprawą - mówi Hanna Werner.
Jej dom podkopuje kopalnia Bobrek Centrum. Dlaczego nie wykonuje prawomocnego wyroku i nie ratuje budynku? Nie sposób ustalić. Stefan Ziaja, szef działu szkód górniczych, odmawia wyjaśnień. Rzecznik Kompanii Węglowej Zbigniew Madej informuje natomiast, że eksperci powołani przez spółkę ustalili, że budynek nie zagraża otoczeniu, a kopalnia rozpisała już (cztery miesiące po ogłoszeniu wyroku - B.C.) przetarg na wykonanie prac projektowych operacji jego prostowania. Nie dodaje jednak, że Kompania nie rezygnuje z walki i już po ogłoszeniu przetargu wystąpiła o kasację wyroku.
Bytom, kiedyś perła wśród śląskich miast, słynie już tylko z dramatycznych zmagań z górnictwem. Kopalnie są kolejno zamykane, ale ziemia wciąż osiada, pękają mury, fekalia z rozpadających się rur zalewają piwnice. Tak było w domu przy ulicy Matejki 24: jego mieszkańcom także nie pomógł wyrok sądu i opinia biegłego, że winne jest górnictwo. Musieli szukać wsparcia u wojewody.
Kiedy w 1982 roku zdarzyło się w Bytomiu najsilniejsze w ubiegłym stuleciu tąpnięcie, uszkodzone zostały dwie trzecie budynków. Szkody powodowane przez górnictwo są już na Śląsku normą. A jednak trudno do nich przywyknąć. Nawet tym, którzy są zawodowo związani z górnictwem.
Morze groźne dla rybaków
Doktor Henryk Czapla pracuje w Instytucie Mechanizacji Górnictwa Politechniki Śląskiej. Wykłada m.in. o systemach mechanizacji wydobycia i transportu węgla. Żyje więc z węgla, ale prywatnie zmaga się z górnictwem od lat.
Jego dom w Katowicach Brynowie pęka niemal dokładnie na pół. Kiedy zdecydował się na remont i rozbudowę, zastosował wszystkie możliwe zabezpieczenia, m.in. pionowe betonowe wzmocnienia. Dom został opleciony stalową wstęgą, która ma chronić przed pęknięciami. Nie chroni, ale trochę im zapobiega. Budynek wprawdzie nie rozpada się, ale co rusz pojawiają się nowe, coraz większe rysy w ścianach, pękają parapety. Teren osuwa się, dom osiada. Nie zawsze otwiera się automatyczna brama garażu, nie zawsze można zamknąć okna czy furtkę ogrodzenia.
Pytany o to, jak radzi sobie ze świadomością, że żyje z górnictwa, które jednocześnie niszczy dorobek jego życia, dr Czapla z filozoficznym spokojem odpowiada, że morze też jest groźne dla rybaków... Ale podczas spotkania mieszkańców Brynowa z zarządem kopalni Staszic, która fedruje pod Brynowem, traci spokój. - Niszczycie dorobek naszego życia! - woła pod adresem przedstawiciela kopalni.
Podobnych spotkań odbywają się na Śląsku setki. Zirytowani mieszkańcy wylewają swoje żale, dyrekcje kopalń zapewniają, że robią wszystko, aby ograniczyć zagrożenia - a domy nadal pochylają się i pękają. Na osiedlu Witosa w Katowicach (węgiel wybierała pod nim kopalnia Kleofas) od wielu lat stopniowo pochylały się 11-piętrowe wieżowce. O ich prostowanie spółdzielnia walczyła w sądach. Wreszcie się udało.
Niedawno zakończono prostowanie pierwszego budynku. To ogromna, kosztowna operacja (około 1,5 mln zł). Dom "przekłuto" kilkudziesięcioma stalowymi prętami, do których przyspawano stalowe belki. Pod nimi umieszczono kilkadziesiąt specjalnych dźwigni, które podnoszą jedną stronę budynku. Na zabezpieczenie czekają kolejne wieżowce.
W podobny sposób prostowano kościół w Szczygłowicach i 130 innych obiektów. Wieża strażacka w Brzezinach Śląskich koło Bytomia nadal jest krzywa. Czeka na swoją kolej, chyba że wcześniej runie. Zadowolona jest tylko firma MPL Technology, która wyspecjalizowała się w tego rodzaju operacjach. Ma zapewnioną pracę na wiele lat. W kolejce do prostowania czekają już dziesięciopiętrowe bloki w Mysłowicach przy ul. Kołłątaja: odchyliły się od pionu o ponad 60 centymetrów. Operacja ma kosztować ponad 4 mln zł.
W mieszkaniu jak na przodku
Rekord cierpliwości pobili Luiza i Brunon Kuffietowie z Marklowic, właściciele domu jednorodzinnego. Od ponad dwóch lat sufit w ich gościnnym pokoju podparty jest drewnianymi stemplami. Sam pokój przypomina górniczy przodek.
Kopalnia Marcel, która wybiera węgiel pod Marklowicami, przyznała, że to szkody górnicze, wypłaciła sumę, jaką uznała za stosowne, i ma problem z głowy. Państwo Kuffietowe zaczęli nawet remont domu, ale ściany znów zaczęły pękać. Doszli do wniosku, że to syzyfowa praca. Czekają, podobnie jak sąsiedzi, aż dom przestanie osiadać.
- Co mamy zrobić? Musimy czekać, aż przestanie tąpać. Powoli przywykamy do tych stempli w mieszkaniu - mówi zrezygnowanym głosem Luiza Kuffiet.
Dom Maksymiliana Kuśki w Rydułtowach przy ul. Radoszowskiej stoi w wodzie już od czterech lat. Wskutek działalności kopalni Rydułtowy budynek osiadł o kilka metrów, a koryto płynącej obok rzeczki znalazło się wyżej od niego. Kiedyś kopalnia wypompowywała z piwnic wodę, ale ostatnio już tego nie robi, bo to zbyt kosztowne. Maksymilian Kuśka pogodził się z myślą o wyprowadzce. Dostał z kopalni pieniądze i od czterech lat buduje nowy dom. Na razie z żoną i córkami mieszka w starym, zagrzybionym. W czasie dłuższych deszczów dopływają pod dom pontonem.
Mieszkańcy śląskich miast próbują się bronić. W Marklowicach powołano Stowarzyszenie Mieszkańców Terenów Górniczych, podobne działa w Rudzie Śląskiej, od ubiegłego roku także w Katowicach Brynowie. Członkowie wspomagają się w sądach. Spółki węglowe mają własnych prawników, zaprawionych w tego typu procesach. Mieszkańcy byli bez szans, dlatego zaczęli się organizować.
Znikający autobus
Niewielkie szanse na wygraną z górnictwem mają natomiast zarządy śląskich miast, w których nieustannie zdarzają się dziwne przypadki. W Siemianowicach pod ruchliwym skrzyżowaniem zupełnie przypadkowo odkryto potężną dziurę w ziemi. Jezdnia trzymała się na metrowej warstwie podłoża. Dziura miała głębokość 30 metrów. Wpompowano w nią dziesiątki ton roztworu cementu z popiołem. Na koszt miasta.
Jeszcze głębsze, ponad 100-metrowe, leje pod ulicą były w Katowicach Bogucicach. W innej dzielnicy miasta, Wełnowcu, w jezdni pojawiła się dziura, w której - jak opowiadają świadkowie - mógłby zmieścić się autobus.
Podczas budowy autostrady A4 również były problemy. Na kilkusetmetrowym odcinku pomiędzy Chorzowem a Rudą Śląską jezdnia obniżyła się, zanim jeszcze oddano ją do użytku. Węgiel pod nią wybiera kopalnia Śląsk. Sprawa trafiła do sądu. Kopalnia próbowała dowodzić, że zastosowano złą technologię. Proces trwa. Autostradę poprawiono. Jak długo wytrzyma?
Na zawał
Zarządy spółek węglowych niechętnie rozmawiają o takich sprawach. Można jednak trafić na suche sprawozdania, dające obraz sytuacji. W raporcie Jastrzębskiej Spółki Węglowej opublikowanym w lokalnej prasie branżowej można przeczytać: "...Im dłużej wydobywany jest węgiel, tym większa degradacja powierzchni. JSW obejmuje 134 km kw. i niewiele jest miejsc, na których górnictwo nie odcisnęłoby swojego śladu (...) w 2003 roku JSW na naprawę szkód wydała 32 mln zł - naprawiono 698 obiektów, w tym 630 prywatnych (...) W rejonie kop. Borynia obniżenia terenu nastąpiły np. o 10 m, w dzielnicy Szeroka w Jastrzębiu teren osiadł o 6 m i powstało bezodpływowe zalewisko (...) W Świerklanach teren obniżył się o 6 m (...). Szkody pod kopalnią Jastrzębie-Moszczenica występują na 70 proc. obszaru (23 km kw.), teren osiadł o 2,8 m, są tam trzy mosty kolejowe, szkody wystąpiły w Jastrzębiu...".
Istnieje metoda zapobiegania niszczeniu obiektów na powierzchni. Na terenach zabudowanych powinno się wydobywać węgiel na tzw. podsadzkę. Wyrobiska wypełnia się piaskiem z wodą lub innymi mieszankami. Górnictwo niemal całkowicie przeszło na eksploatację węgla na tzw. zawał, co oznacza, że po wybraniu węgla po prostu wycofuje się z podziemnego chodnika. Stosowanie podsadzki jest o ok. 30 proc. droższe. Tą metodą wydobywa się u nas tylko 2 proc. węgla. Reszta, czyli prawie wszystko, to wydobycie na zawał. Bo taniej.
Mieszkańcy Śląska zniosą wszystko, w końcu się przyzwyczają. Nauczyli się przecież mieszkać w pochylonych domach. Życie z bogactwem narodowym
BARBARA CIESZEWSKA
Rzeczpospolita
larissa - Pią Maj 12, 2006 1:07 pm
A znacie może park Bolina na pętli 109, za Nikiszowcem? Ładny park był, koło lasu, ale na skutek szkód górniczych rzeczka przepływająca opodal wciąż nie daje się wyregulować, teren osiada, staje się podmokły, drzewa gniją, itd. Ruszono na ratunek, który polega na wysypywaniu w parku wywrotek żużlu i ziemi, a efekty są nikłe. Krótko mówiąc zamiast parku mamy podmokłe pobojowisko!
bobtrebor - Nie Paź 29, 2006 3:20 pm
Wujek dzielnie fedruje, znaki 'szkody górnicze' mnożą się w szybkim tempie, coraz więcej problemów, ulica Załęska zamknięta, już nawet Bazylika Franciszkanów zaczyna się sypać, przetrwała 100 lat ale dla Wujka to nie problem
kropek - Nie Paź 29, 2006 4:44 pm
Wujek dzielnie fedruje, znaki 'szkody górnicze' mnożą się w szybkim tempie, coraz więcej problemów, ulica Załęska zamknięta, już nawet Bazylika Franciszkanów zaczyna się sypać, przetrwała 100 lat ale dla Wujka to nie problem
http://url337.imageshack.us/url337/6418/1xg1.jpg
http://url130.imageshack.us/url130/9582/2ym1.jpg
Jeśli chodzi o szkody górnicze (dokładnie o bazylike) to franciszkanie nie maja z kopalna zadnych szans. Wokol
kropek - Nie Paź 29, 2006 4:45 pm
Wujek dzielnie fedruje, znaki 'szkody górnicze' mnożą się w szybkim tempie, coraz więcej problemów, ulica Załęska zamknięta, już nawet Bazylika Franciszkanów zaczyna się sypać, przetrwała 100 lat ale dla Wujka to nie problem
http://url337.imageshack.us/url337/6418/1xg1.jpg
http://url130.imageshack.us/url130/9582/2ym1.jpg
Jeśli chodzi o szkody górnicze (dokładnie o bazylike) to franciszkanie nie maja z kopalna zadnych szans. Wokol świątyni jest tzw. pas ochronny (pod kosciolem i kolo niego nie mozna wydobywac wegla) i kopalnia za ewentuane szkody nie ponosi odpowiedzialnosci, bo wielkosc tego pasa reguluje ustawa.
MarcoPolo - Nie Paź 29, 2006 5:11 pm
Zastanawiam sie czy ktokolowiek robil bilans zyskow i strat dzialalnosci kopalni Wujek.
bobtrebor - Nie Paź 29, 2006 6:12 pm
z jednej strony jestem fanem górnictwa jednak nie w takim wykonaniu, powinni Wujka zamknąć, teren pod którym fedrują jest zbyt zurbanizowany, pokopią jeszcze parę lat, zawalą pół miasta, zwiną się a my zostaniemy na zawsze w dołku
babaloo - Nie Paź 29, 2006 6:18 pm
Górnicy mają gdzieś to co się dzieje na powierzchni. Chodzi tylko o wydobycie węgla. Koszty środowiskowe i podobne się nie liczą, bo Kopalnie ponoszą je w niewielkim zakresie. Fedrują pod A4 i mają to gdzieś, że niszczą drogę, bo inni ją naprawiają. Dziwi mnie, że mało się dyskutuje o tym gdzie fedrowanie powinno być zakazane. Powinna być stworzona mapa takich terenów.
jacek_t83 - Czw Gru 07, 2006 10:07 pm
tak dla informacji to wam napisze, ze od wczoraj co noc moj blok sie znowu trzesie przed chwila tak sie zatrzasl ze malo mi sie herbata nie wylala
MarcoPolo - Czw Gru 07, 2006 11:07 pm
Potwierdzam na Panewnikach trzesie tak czesto, ze niekiedy wpadam przy zmeczeniu w paranoje ze to sie dzieje, choc sie nie dzieje. :
Bartek - Pią Lut 09, 2007 3:17 pm
http://www.emsc-csem.org/index.php?page ... SA115;INFO
Ja poczułem, mało ciekawe uczucie
zasnuty - Pią Lut 09, 2007 4:29 pm
http://www.emsc-csem.org/index.php?page=current&sub=indepth&id=SA115;INFO
Ja poczułem, mało ciekawe uczucie kolega mi kolo 15 zadzwonil z zabrza i powiedzial ze jak tam tąpnęło to sie chyba z pol miasta zatrzęsło ;]
ja osobiscie w katach przebywając nic nie poczułem.
Safin - Pią Lut 09, 2007 7:13 pm
Fajna strona Bartek! Choć jak w kato sero nic nie czułem,,,ale pewnie jak bym czul to w zabrzu by była klęska.
Bartek - Pią Lut 09, 2007 7:24 pm
Znajoma pracuje w jednym z budynkow Stalexportu i mowila ze jej sie herbata w kubku zaczela ruszac ;-)
Tutaj jest artykul z wyborczej: http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,35019,3909319.html
Emenefix - Pią Lut 09, 2007 10:28 pm
W Zabrzu sakramencko walneło. Mamie talerze potłukło dwa i szklanke. Ostro kiwało
http://zabrze.naszemiasto.pl/wydarzenia/698696.html
http://www.wiadomosci24.pl/artykul/siln ... 18812.html
Safin - Pią Lut 09, 2007 10:55 pm
z Artykułu wynika ze epicentrum było w Bytomiu
Ale tam chyba już nikt nie zwraca uwagi na takie drobnostki
Bartek - Pią Lut 09, 2007 11:37 pm
:) z Artykułu wynika ze epicentrum było w Bytomiu
Ale tam chyba już nikt nie zwraca uwagi na takie drobnostki
To raczej nie byla drobnostka, walniecie o sile 3,7 st jest znaczacym wstrzasem ktore odnotowane zostalo na czerwono na tej stronie co podalem.
Iluminator - Sob Lut 10, 2007 10:58 am
A ja nic nie czułem (choć mieszkam na 12 piętrze).
absinth - Sob Lut 10, 2007 11:12 am
hmm ja nic w Kato nie poczulem
nielott - Sob Lut 10, 2007 11:27 am
hmm, a my znowu w Gliwicach poczulismy to na Toszeckiej, gdy nasze biurka zaczely falowac szyby w drzwiach lekko dzwonic.
Cos im z wyznaczaniem tego terenu odczuwalnosci nie wyszlo
miglanc - Sob Lut 10, 2007 1:27 pm
Ja pamietam taki wstrzas z 2005 roku. Niedobrzwe sie wtedy robi.
bobtrebor - Sob Lut 10, 2007 8:38 pm
w Katowicach było czuć mocno, przynajmniej w Centrum
na http://www.twojapogoda.pl/ piszą o czymś innym
"Lekkie trzęsienie ziemi na południu Polski
(09.02/20:21) - Średniej siły trzęsienie ziemi o sile 3,9 stopnia w skali Richtera nawiedziło dzisiaj o godzinie 14:44 pogranicze polsko-czeskie. Ognisko trzęsienia znajdowało się na głębokości około 20 kilometrów pod powierzchnią ziemi nieco na wschód od czeskiego miasta Ostrawa. Trzęsienie zostało zanotowane przez sejsmografy umieszczone w obserwatoriach na Zamku Książ na Dolnym Śląsku koło Wrocławia, a także w Ojcowie koło Krakowa w Małopolsce. Główny wstrząs był bardzo krótki, ale jego echo trwało około 2 minut. Wstrząs najprawdopodobniej nie był w pełni naturalny, gdyż Ostrawa jest głównym ośrodkiem przemysłowym i usługowym Ostrawsko-Karwińskiego Zagłębia Węglowego. Trzęsienie miało więc zapewne związek z pracami wydobywczymi."
Luki_SL - Nie Lut 11, 2007 2:09 pm
Ja też tego nie poczułem, ale to było raczej skutkiem tego,że w tym czasie jechałem samochodem
absinth - Nie Lut 11, 2007 10:54 pm
jak jechales autem to tez moglo trzes ale pewnie z innych powodow
Wit - Czw Wrz 27, 2007 8:48 pm
Czy kopalnie fedrują pod centrum Katowic?
Tomasz Głogowski2007-09-26, ostatnia aktualizacja 2007-09-27 08:20
Prokuratura będzie musiała po raz drugi zająć się sprawą szkód górniczych w Katowicach. - Miasto się wali, bo kopalnie oszukują - alarmują członkowie stowarzyszenia "Zdrowe Osiedla".
Kilka miesięcy temu członkowie stowarzyszenia zawiadomili prokuraturę, że katowickie kopalnie wydobywają węgiel niezgodnie z przepisami. Ta odmówiła wszczęcia postępowania, ale Sąd Rejonowy w Katowicach właśnie uchylił to postanowienie. Sprawa wraca więc do punktu wyjścia. Prokuratorzy będą musieli zbadać, czy kopalnie nie łamią przepisów górniczych i nie fedrują pod centrum miasta. Szykują się więc dziesiątki ekspertyz, przesłuchania świadków i prześwietlanie górniczej dokumentacji.
Stefania i Stanisław Kląskałowie mieszkają w szeregowcu na Ptasim Osiedlu w Katowicach. Właśnie procesują się z kopalnią Staszic, bo uważają, że zrujnowała ich dom. - Na remont wydaliśmy już 70 tys. zł, a końca tego koszmaru nie widać. Popękane ściany, zniszczone ogrodzenie, sypiące się dachówki i tynk. To wszystko zafundował nam Staszic, który w ogóle nie czuje się winny. Jeszcze do niedawna mieliśmy taką dziurę w ścianie, że mąż mógł witać się przez nią z sąsiadem. A mimo to rzeczoznawcy z kopalni zawsze twierdzą, że szkody górnicze nie mają nic do tego - martwi się pani Stefania.
Do Barbary Bartkiewicz ze Zdrowego Osiedla ciągle zgłaszają się ludzie poszkodowani przez kopalnie. - Szkody górnicze widać szczególnie w południowej części Katowic, ale coraz częściej pojawiają się też w śródmieściu. Ludzie najczęściej są sami ze swoim kłopotem, dlatego postanowiliśmy włączyć w sprawę prokuraturę, a gdy będzie trzeba, pójdziemy do Strasburga. Ostatnio byli u nas emeryci z osiedla Odrodzenia w Piotrowicach, gdzie zniszczona jest już większość mieszkań. Nikt nie chce im pomóc, a kopalniane komisje twierdzą, że nic złego się nie dzieje - mówi Bartkiewicz.
Przekonuje, że wielu szkód górniczych można by uniknąć, ale kopalnie łamią przepisy i fedrują tam, gdzie nie powinny. Bartkiewicz: - Jesteśmy przekonani, że w niektórych przypadkach nawet fałszują dokumentację i nie zachowują stref ochronnych.
Ryszard Fedorowski, rzecznik Katowickiego Holdingu Węglowego, zdecydowanie zaprzecza tym oskarżeniom. Zapewnia, że kopalnie fedrują tylko tam, gdzie zezwoli im na to Okręgowy Urząd Górniczy w Katowicach, czyli na obrzeżach miasta. - Kopalnie są tak często kontrolowane, że nie ma możliwości, by łamały przepisy górnicze i geologiczne - zapewnia rzecznik.
Przyznaje, że szkód górniczych nie da się na Śląsku uniknąć. Dlatego co roku holding wydaje na ich likwidację ponad 50 mln zł. - Inwestor stawiający dom może domagać się sfinansowania robót zabezpieczających. Rocznie wydajemy na nie ok. 4 mln zł - mówi Fedorowski.
Walka ze szkodami to droga przez mękę
Szkody górnicze to problem całego Śląska. Co roku spółki węglowe wydają na ich usuwanie prawie 200 mln zł, ale to i tak walka z wiatrakami. Z raportu Najwyższej Izby Kontroli wynika, że rekordziści czekają na pieniądze nawet... sześć lat. Dzieje się tak, bo procedury są skomplikowane. Właściciel domu, który ucierpiał z powodu eksploatacji węgla, ma dzisiaj przed sobą prawdziwą batalię o pieniądze. Kopalnia najpierw szacuje szkody, potem wysyła firmę, która ma je naprawić. Poszkodowany nie może sam wybrać sobie fachowców i musi zdać się na łaskę kopalni, która niejednokrotnie przeciąga wszystko w nieskończoność. Sytuację ma poprawić powołanie przez spółki węglowe towarzystwa ubezpieczeń wzajemnych. Właściciel domu dostałby wtedy odszkodowanie do ręki, tak samo jak w przypadku ubezpieczeń komunikacyjnych. Sam mógłby zdecydować, w jaki sposób i kiedy naprawić dom, a co najważniejsze - sam mógłby wybrać firmę, która wykona tę usługę. Towarzystwo ma powstać w przyszłym roku.
Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice
Wit - Pią Sty 11, 2008 7:16 pm
KWK "Murcki" wycofała się z planów eksploatacji pod dzielnicą
dziś
Protesty mieszkańców i nagłośnienie sprawy w mediach przyniosły efekt. Mimo że wcześniej KWK "Murcki" przedstawiała sprawę wydobycia pod Murckami w kategoriach "być albo nie być", ostatecznie zmieniła plany eksploatacji.
31 grudnia ubiegłego roku upływał termin obowiązywania planu ruchu kopalni. Nowy obejmuje lata 2008-2010. Każdorazowo taki dokument zatwierdza Okręgowy Urząd Górniczy w Katowicach. Zanim to jednak zrobi, zapoznaje się z opinią prezydenta miasta. A ta, mimo dwukrotnego złożenia wniosku prze kopalnię, była negatywna. Podobnie jak opinia Rady Jednostki Pomocniczej oraz radnych. Do Urzędu Miasta wpłynęły też dziesiątki pism od mieszkańców, którzy protestowali przeciwko planom kopalni. Wszyscy obawiali się szkód, jakie wydobycie może wywołać na powierzchni. Budynki w Murckach nie są bowiem zabezpieczone przed wpływami górniczej eksploatacji.
Kopalnia, nawet po protestach, nie chciała ustąpić. Liczyła, że mimo negatywnej opinii prezydenta nowy plan ruchu zostanie zatwierdzony. Stało się jednak inaczej. Jak się dowiedzieliśmy, KWK "Murcki" zmieniła swoje zamiary i wycofała się z projektowanej eksploatacji pokładu 349 ścianami 810 i 811. To oraz zapewnienia spełnienia warunków postawionych przez UM sprawiły, że prezydent wydał w końcu pozytywną opinię o nowym planie ruchu. - W postanowieniu znalazło się jedenaście punktów, które kopalnia powinna zrealizować - mówi Jan Błaż, zastępca naczelnika wydziału kształtowania środowiska UM.
Najważniejsza sprawa to zabezpieczenie budynków, które mogą ucierpieć na eksploatacji. KWK "Murcki" ma też zinwentaryzować kanalizację oraz kontrolować sieć gazowniczą. Kolejna rzecz to zabezpieczenie budynku szpitala miejskiego, który ma być wyremontowany. - Chodzi o to, żeby remont nie został przeprowadzony na darmo - tłumaczy Błaż.
Inna sprawa to skoordynowanie eksploatacji KWK "Murcki" i KWK "Staszic". UM chce też m. in., żeby kopalnia prowadziła obserwację poziomu wód gruntowych w rezerwacie Las Murckowski oraz dotrzymała warunków ugody z Miejskim Zarządem Ulic i Mostów. Chodzi o wyremontowanie zniszczonych przez eksploatację ulic Grota-Roweckiego i DK 86 oraz usunięcie ewentualnych szkód, które mogą powstać na ulicach: Bielskiej, Szarych Szeregów, Kołątaja, Wojtelewicza, Tartacznej oraz DK 86.
- Cieszymy się, że nasze protesty przyniosły skutek. Dziwi mnie, dlaczego kopalnia od razu nie chciała uwzględnić postulatów mieszkańców. Z pewnością będziemy śledzić poczynania kopalni. Do każdego planu można bowiem na bieżąco wprowadzać dodatki - mówi radny Marek Chmieliński.
Chcieliśmy poprosić o komentarz przedstawicieli kopalni. Rzecznik Katowickiego Holdingu Węglowego odesłał nas do dyrektora KWK "Murcki", który jednak przebywa na dłuższym urlopie. Jak usłyszeliśmy w sekretariacie kopalni, dyrektor zabronił łączyć z nim rozmowy do 23 stycznia, czyli do końca urlopu.
Grzegorz Żądło - POLSKA Dziennik Zachodni
Daniela Szczygieł - Czw Paź 30, 2008 10:19 am
'W zwiazku z wznowieniem wydobycia przez kopalnię Wujek na terenie Panewnik i Ligoty występują bardzo częstę tapnięcia o bardzo wysokiej sile (spadają przedmioty z szafek, intensywnie drzą szyby), dochodzi do opadania terenu, pęknięć murów, pochylania sie budynków, awarii sieci wodociagowej itp. Czy istnieje w obrębie Panewnik/Ligoty jakakolwiek organizacja/zrzeszenie/ inicjatywa mieszkańców, która zajmuje sie reprezentowaniem interesów mieszkańców i dąży aktywnie do zaniechania działań kopalni.
Witam,
Przeczytałam o Waszych problemach ze szkodami górniczymi i kopalniami. Sama miałam takie doświadczenia, więc doskonale Was rozumiem. Przez długi czas staraliśmy się porozumieć z kopalnią w sprawie szkód powstałych w naszym domu. O ile wiem, nikt nie zajmuje się reprezentowaniem interesów poszkodowanych. Dlatego postanowiliśmy coś z tym zrobić - MY, prowadzący kancelarię prawną w Katowicach. Proponuję spotkanie, zebranie grupy, której interesy możemy reprezentować. Im więcej nas będzie, tym większe mamy szanse na dochodzenie Waszych roszczeń! Kontakt z nami znajdziecie na stronie www.kancelariaprawabankowego.org
Serdecznie pozdrawiam,
D.S.
Wit - Wto Gru 16, 2008 9:44 pm
Ziemia zadrżała na Śląsku
wczoraj
Wstrząs odczuwalny od Katowic do Gliwic był najsilniejszy od lat. Naukowcy twierdzą:zniszczenia pojawią się w kolejnych dniach.
Silny wstrząs w kopalni Bobrek-Centrum poważnie uszkodził kamienicę przy ul. Konstytucji w Bytomiu. W sobotę jej lokatorzy zostali ewakuowani. Spękany dom w każdej chwili grozi zawaleniem. To już kolejny przykład w krótkim czasie, który pokazuje na jakie niebezpieczeństwa są narażeni mieszkańcy terenów górniczych.
- Od wielu lat nie zarejestrowaliśmy tak silnego wstrząsu, który miał także bardzo szeroki zakres, od Gliwic po Katowice - mówi Wojciech Wojtak, kierownik Śląskiego Obserwatorium Geofizycznego w Raciborzu, Instytutu Geofizyki PAN.
Jego potężną siłę o godz. 23.45 w nocy z piątku na sobotę odczuli także mieszkańcy Katowic, Chorzowa i Piekar Śląskich. Pękały szyby w oknach, włączały się alarmy w samochodach. Miał co prawda "tylko" siłę 3,5 stopnia w otwartej skali Richtera, ale biorąc pod uwagę 10-stopniową skalę górniczą, określono go na "siódemkę".
- Faktycznie był jednym z silniejszych notowanych w kopalniach - wyjaśnia Edyta Tomaszewska, rzeczniczka Wyższego Urzędu Górniczego w Katowicach.
Wstrząs w bytomskiej kopalni zaliczony został do kategorii wysokoenergetycznych. Przyczyną było odprężenie górotworu, które nastąpiło z powodu eksploatacji węgla. W rezultacie skumulowana energia gwałtownie się uwolniła.
Takich wstrząsów notuje się w ciągu roku w naszym regionie około tysiąca. Tylko niektóre powodują poważne szkody na powierzchni. 19 listopada silny podziemny wstrząs miał miejsce w kopalni Rydułtowy-Anna w Rydułtowach - uszkodzenia domów zgłosiło kilkudziesięciu właścicieli.
Wstrząsy są trudne do przewidzenia. Najpowszechniejszym efektem jest obniżenie gruntu i powstawanie zapadlisk nawet wiele lat po zamknięciu wyrobisk. Najlepszym przykładem jest Bytom - w ciągu 120 lat eksploatacji węgla poziom gruntu obniżył się aż o 22 metry.
- Wskutek takich zdarzeń słabe budynki ulegają destrukcji. Następstwa mogą się ujawnić dopiero w kolejnych dniach. Jeśli grunt osiada, to struktura budynków zostaje naruszona - wyjaśnia Wojciech Wojtak.
Monika Krężel
BYTOM: Wstrząs uszkodził starą kamienicę w centrum
Rodziny ewakuowane z kamienicy przy ul. Konstytucji 105 w Bytomiu od dwóch dni mieszkają w hotelu. Niektórzy przeprowadzili się do znajomych. - Najgorsze, że idą święta, a my nie wiemy, co będzie - martwią się.
O dziwo, silnym wstrząsem w nocy z piątku na sobotę w bytomskiej kopalni bardzo się nie przestraszyli. - Przecież mieszkamy na Śląsku i to często się zdarza - mówi Jerzy Gagat, jeden z lokatorów. - Spałem już, gdy nagle poczułem, że wersalka drży. W pierwszej chwili człowiek nie wie, co wpierw łapać i gdzie uciekać. Ale potem wszystko ucichło i położyłem się z powrotem do łóżka. Od sąsiada dowiedziałem się, że spadające dachówki uszkodziły mu samochód. W sobotę rano poszedłem do pracy. Wróciłem do domu po południu i okazało się, że nie mogę wejść do środka - opowiada.
W kamienicy mieszkały cztery rodziny, w sumie 10 osób. W sobotę mieszkańcy zaalarmowali straż pożarną, wezwano także Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego, który podjął decyzję o ewakuacji budynku.
- Kamienica i tak była w fatalnym stanie, ale po tym wstrząsie to już całkiem - opowiada Anna Bujak, która z mężem i czwórką dzieci mieszka w dwóch pokojach w hotelu. - Schody całkiem się przekrzywiły, stopy są popękane, w ścianach widać duże luki. Mogliśmy wziąć tylko najpotrzebniejsze rzeczy i autokarem przewieziono nas do hotelu. Naszego dobytku pilnuje Straż Miejska - mówi. Jest załamana przeprowadzką, dzieci będą miały teraz spory kawałek do szkoły. - Pokoje w hotelu są ładne, ale nie ma kuchni, jest na innym piętrze. Żyjemy na suchym prowiancie. Moja najmłodsza córka ma dwa latka i chce wracać do domu, nie chce tutaj spać. Do tego kaszle, bo staliśmy w sobotę na zewnątrz i czekaliśmy co będzie, a niedawno brała antybiotyki - opowiada
Kamienica ma ponad 100 lat, lokatorzy nie pamiętają, żeby przechodziła jakieś poważniejsze remonty. - Budynek jest własnością Bytomskiej Spółki Restrukturyzacji Kopalń - mówi Katarzyna Krzemińska-Kruczek, rzeczniczka Urzędu Miejskiego w Bytomiu. - Od niej będziemy domagać się zwrotu kosztów pobytu rodzin w hotelu, gdyż właściciel ma obowiązek zapewnienia lokali zastępczych. Nie ma jeszcze decyzji, co do losów kamienicy, czy będzie wyburzona czy wyremontowana - tłumaczy.
W niedzielę mieszkańcy zajrzeli do swojej kamienicy. - Nie mogliśmy nawet wejść wszyscy razem, w budynku mogły przebywać tylko trzy osoby - opowiada Jerzy Gagat. - Ale trzeba było wrócić, żeby jeszcze jakieś rzeczy zabrać - dodaje.
Dzisiaj na miejscu zdarzenia przy ul. Konstytucji ma pojawić się specjalna komisja. - Też tam będziemy, chcemy dowiedzieć się, co z naszą kamienicą. Poza tym, sąsiedni budynek tak samo ucierpiał po wstrząsie i jego mieszkańcy też czekają na decyzję. Być może również będą musieli przeprowadzić się do hotelu - mówią mieszkańcy kamienicy z Konstytucji 105. - A tu idą święta, bardzo się nam o nie rozchodzi. Gdzie je spędzimy? - zastanawia się Jerzy Gagat.
Monika Krężel - POLSKA Dziennik Zachodni
http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/935780.html
Daniela Szczygieł - Śro Gru 17, 2008 10:15 am
No i pięknie, znów były wstrząsy. Odczułam je nawet w Katowicach (Piotrowice). I znów popękają ściany, a domy stracą na wartości. Teraz jeszcze bardziej zaangażujemy się w sprawę szkód górniczych i walki z kopalniami. Nie można pozwolić na to, by kwestie roszczeń zostały zapomniane, a sprawa rozeszła się po kościach!
www.kancelariaprawabankowego.org
MarcoPolo - Śro Gru 17, 2008 7:52 pm
Po prostu pięknie!
Aż wszystko pęknie.
Wit - Śro Lut 18, 2009 11:35 am
Mieszkańcy i bloki w Rudzie wracają do pionu
Jacek Madeja2009-02-17, ostatnia aktualizacja 2009-02-18 09:03
W Rudzie Śląskiej do pionu wracają kilkupiętrowe bloki. Wszystko za pomocą potężnych siłowników, które bez problemu radzą sobie z betonowymi kolosami.
Joanna Wyrwich wprowadziła się do bloku przy Osiedlowej w 1964 roku. Wtedy jeszcze na Wirku wszystko było proste, a co najważniejsze, trzymało pion. Krzywić zaczęło się stopniowo z każdym kolejnym tąpnięciem. - Najpierw jajka leciały ze stołu. Potem już zupa wylewała się z talerza na jedną stronę. Teraz to już drzwi się same otwierają i wszystko jest przechylone na jedną stronę - opowiada Wyrwich.
Rzeczywiście, już na schodach ciężko utrzymać równowagę. Jakaś tajemnicza siła przez cały czas ciągnie w lewo. W mieszkaniach meble stoją na kilkunastocentymetrowych podkładkach. Inaczej wszystko pospadałoby na podłogę. - My to już jesteśmy przyzwyczajeni, ale jak ktoś w gości przychodzi, to ciężko mu ustać. Czasem ma zawroty głowy, a potem zatoczy się, jakby był pijany - mówi Eufemia Lepich.
We wtorek skończyły się wieloletnie kłopoty mieszkańców. Dom wreszcie wrócił do pionu. - Taki blok to prawie 2 tys. ton, ale maszyny sobie z tym poradzą - przekonywał Jerzy Larch z firmy Jagor, która obsługuje siłowniki.
Maszyny w ciągu kilku godzin powoli przywróciły budynek do pionu, a jeden z narożników powędrował w górę o blisko 70 cm.
Przygotowania do operacji trwały kilka tygodni. Najpierw lokatorzy musieli opróżnić piwnice. Robotnicy w tym czasie odkopali fundamenty. Później wybili otwory, w które wstawili maszyny. W końcu blok stanął tylko na siłownikach, a cała konstrukcja została wzmocniona metalowymi belkami. Podczas podnoszenia dla bezpieczeństwa zostały odcięte wszystkie instalacje: woda, prąd i gaz. - Teraz pozostaje nam tylko uzupełnić wszystkie szczeliny betonem i powinno być równo - wyjaśniał Edward Piekarczyk z firmy MPL, która zajmuje się prostowaniem domów.
Mieszkańcy, którzy obserwowali wszystko z zewnątrz (w czasie podnoszenia bloku musieli go opuścić), teraz będą musieli się na nowo nauczyć, jak żyć w pionie. Najlepiej wie o tym Bernard Kaluza, którego dom został wyprostowany kilka dni wcześniej. - Jak wstaję z łóżka, to mnie ściąga w prawo. Widać przez tyle lat błędnik przyzwyczaił się do życia w przechyle - śmieje się Kaluza.
W rudzkiej dzielnicy Wirek wyprostowane zostały już dwa bloki. Kilka następnych czeka w kolejce. Za wszystko płaci Kompania Węglowa, bo domy przechylają się przez kopalnię Pokój, która fedruje pod miastem. Koszt jest niemały. W zależności od wielkości budynku od 1-2 mln zł. - To poważny problemy w naszych domach, w Wirku chyba najbardziej odczuwalny. Dobrze, że jest taka technologia, która pozwala wszystko wyprostować - mówi Gerard Glombik, wiceprezes Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Mieszkaniowej.
Wit - Pon Mar 02, 2009 9:02 pm
Tysiąc domów w naszym regionie nie "łapie" pionu
23.02.2009
Nawet tysiąc budynków w całym regionie czeka na wyprostowanie. Wiele z nich przechylonych jest o kilkadziesiąt centymetrów, a rekordzista wychylony był od pionu o blisko półtora metra! Ich mieszkańcy żyją niczym w nawiedzonym domu - drzwi same się otwierają, a przedmioty przesuwają się po mieszkaniu.
By kwalifikować się do wyprostowania, budynek musi mieć przechył, przekraczający 25 promili - oznacza to, że różnica poziomu na każdym metrze długości budynku wynosi 2,5 centymetra. Najwięcej spełniających takie kryteria domów jest w Rudzie Śląskiej. Sporo takich domów jest też w okolicach Rybnika: w Marklowicach, Jankowicach i Chwałowicach.
- Często podnosimy tam budynki o 50-60 centymetrów, ale rekord ustanowiliśmy w Katowicach. Niedaleko kopalni Wujek podnieśliśmy budynek o 140 centymetrów - mówi dr Tomasz Niemiec z zajmującej się prostowaniem budynków firmy MPL Technology Katowice. Jak szacuje, od początku lat 90. przedsiębiorstwo przywróciło do pionu około 600 obiektów.
- Wyprostowanie reszty potrwa jeszcze około 20 lat. Pamiętajmy, że dopóki kopalnie fedrują, dopóty takich budynków będzie przybywać. Zdarza się, że niektóre budynki prostowaliśmy już dwa razy - mówi dr Niemiec.
Kilka dni temu do normalności wróciło życie mieszkanców bloku przy ulicy Osiedlowej 5 w Rudzie Śląskiej.
- Wreszcie możemy normalnie zamykać drzwi, wypić pełną szklankę herbaty i nie gonić jajka po stole - cieszyli się mieszkańcy.
Po trwających niemal miesiąc przygotowaniach czteropiętrowy budynek podniesiono na kilkudziesięciu hydraulicznych podnośnikach. Cała operacja trwała niewiele ponad dwie godziny. Prace wykończeniowe po zabiegu potrwają jeszcze miesiąc - powstałą w murze szczelinę trzeba będzie wypełnić betonowymi bloczkami (bywały przypadki, że trzeba dorabiać schody, bo drzwi wejściowe podniosły się w stosunku do poziomu chodnika).
W podobny sposób w Rudzie Śląskiej w ostatnim roku wyprostowano kilkanaście budynków. Jeszcze w tym miesiącu podniesiona zostanie ostatnia klatka przy ul. Osiedlowej 5. Do prostowania w tym roku kwalifikują się też domy na ul. Kunickiego 3 oraz przy ul. Jarzębinowej 1. Wszystkie objęte są stałym monitoringiem na zlecenie prowadzącej wydobycie w tym rejonie kopalni Pokój.
- Została do tego zobowiązana przy zatwierdzaniu planu ruchu. Jeśli po przeprowadzonych pomiarach okazuje się, iż któryś z budynków jest wychylony ponad granicę 25 promili, kwalifikuje się do rektyfikacji. Tym blokom nie zagraża żadna katastrofa budowlana. Ich prostowanie wynika z uciążliwości, jakie lokatorom stwarza przechylenie budynku - tłumaczy Joachim Frank, kierownik ds. technicznych Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Mieszkaniowej w Rudzie Śląskiej.
Po zabiegu zarządzająca blokiem spółka będzie musiała nieco poprawić w nim instalację wodną, gazową i elektryczną. Także sami lokatorzy po kilkudziesięciu latach "skrzywionego" życia muszą się przyzwyczajać do nowej rzeczywistości. Niektórzy będą musieli dokonać małych remontów, bo w łazienkach z jednej strony mogło zabraknąć kafelek albo dostosowane do wcześniejszej krzywizny okna przestały się dobrze otwierać. Są też inne aspekty wyprostowania budynku.
- Przez lata chodziliśmy pokrzywieni. Jeszcze błędnik nam się chyba nie przestawił, bo wstając z łóżka wpadamy na szafę - przyznaje Bernard Kaluza. Wspomina, że przez lata lokatorzy stosowali różne patenty, by jakoś funkcjonować w przechylającym się na różne strony budynku. - Kiedy córka była mała, musieliśmy pod nogi łóżeczka z jednej strony ustawiać podkładki o grubości %073-4 cm. Meble mieliśmy podsadzone nawet o 6 cm. Wszystkie drzwiczki szafek są na magnes zamykane, żeby z nich nic nie wypadało - dodaje.
Na jak długo mieszkańcy wrócili do pionu? Zdarzało się już, że ten sam budynek trzeba było prostować dwa razy. Eksperci tymczasem nie pozostawiają złudzeń - choć intensywne skutki eksploatacji widać przez parę miesięcy po przejściu ściany, to deformacje na powierzchni mogą się pojawiać nawet do pięciu lat po zakończeniu wydobycia.
Za wyprostowanie domku jednorodzinnego trzeba zapłacić ok. 150 tysięcy złotych, w przypadku kilkupiętrowego bloku koszt takiej operacji może sięgać pół miliona złotych. Koszty te ponoszą górnicze spółki w ramach usuwania szkód spowodowanych przez wybieranie węgla. W ubiegłym roku w naszym regionie zleciły wyprostowanie 44 budynków %07- najwięcej zleceń udzieliła Kompania Węglowa.
- Na przywrócenie do pionu 32 budynków wydaliśmy 5,5 miliona złotych - przyznaje Zbigniew Madej, rzecznik spółki.
Planów na ten rok nie chciał jednak zdradzić. Być może dlatego przedstawiciele firm zajmujących się prostowaniem budynków czarno widzą swoją przyszłość w najbliższym roku.
- Ilość zamówień spada. W tym roku spółki węglowe nie ogłosiły jeszcze żadnego przetargu - mówi Jerzy Lerch, szef firmy "Jagor" z Jastrzębia, także zajmującej się prostowaniem budynków.
Michał Wroński, Agnieszka Widera - POLSKA Dziennik Zachodni
http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/964866.html
Wit - Pon Mar 02, 2009 10:03 pm
Drogowcy ostrzegają: Uwaga! Kopalnie szkodzą
Przemysław Jedlecki2009-03-01, ostatnia aktualizacja 2009-03-02 00:44
Katowiccy drogowcy postanowili, że przy ulicach zniszczonych przez szkody górnicze będą podawać nazwę kopalni, która za to odpowiada. Górnicy tłumaczą się, że pod drogami fedrować muszą i ripostują: może drogowcy zaczną pisać na tablicach, kto tak niechlujnie przeprowadził remont?
Dla kierowcy nie ma nic gorszego niż nagle pojawiające się muldy na asfalcie. Wystarczy chwila nieuwagi i można wylądować w rowie, a w najlepszym wypadku uszkodzić samochód. Szkody górnicze od lat wyrastają na śląskich drogach jak grzyby po deszczu. Pojawiają się na ul. Kościuszki w Katowicach, dwupasmówce łączącej Katowice z Tychami. Przed zjazdem na Kostuchnę już parę razy frezowano asfalt, teraz muldy są widoczne na tej samej trasie na wysokości Giszowca. Jednak tym razem oprócz tradycyjnego ostrzeżenia i ograniczenia prędkości na znakach pojawiła się również nazwa kopalni, która według drogowców odpowiada za stan nawierzchni w tym miejscu - KWK "Staszic". Podobny znak jest też na ul. Szarych Szeregów w Katowicach. Tu za winowajcę uznano kopalnię Murcki.
Piotr Handwerker, szef katowickich drogowców, mówi, że taki zabieg jest konieczny: - Było dużo skarg na stan jezdni. W poprzek było wybrzuszenie o wysokości 10 cm. Zdarzyło się, że parę samochodów ucierpiało. Kierowcy mają prawo wiedzieć, gdzie dochodzić odszkodowania.
Handwerker przyznaje też, że znaki z nazwami kopalni mają poprawić wizerunek drogowców: - Ludzie myślą, że nie potrafimy naprawiać dobrze dróg. No to my odpowiadamy, że to nie nasza wina.
Jarosław Kwieciński z biura prasowego Katowickiego Holdingu Węglowego jest zaskoczony akcją drogowców. - To dla nich wygodne, ale nie zawsze dziury w drodze to wina kopalni, która fedruje kilkaset metrów głębiej - mówi.
Kierowcy mają podzielone zdania. Mężczyzna z passata, który stanął na światłach w Giszowcu, rzucił zza szyby, że byłoby najlepiej, gdyby kopalnie nie fedrowały pod drogami.
Z kolei pan Stanisław, taksówkarz Echo Taxi z dwudziestoletnim stażem, uważa, że szkody były i będą. - Wolałbym, żeby drogowcy łatali szybciej i porządniej dziury po zimie.
Tymczasem Kompania Węglowa co roku wydaje około 200 mln zł na likwidację szkód górniczych. - Są też miejsca pod drogami, gdzie nie ma wydobycia. Tak jest np. pod autostradą w Rudzie Śląskiej. Nie można jednak nie fedrować pod wszystkimi drogami. To byłby absurd, trzeba by zamknąć większość kopalń - mówi Zbigniew Madej, rzecznik Kompanii. Dlatego uważa, że znaki stawiane przez drogowców są dla górników krzywdzące. - Co, każdy z nich ma chodzić z napisem na czole, że jest winien niszczenia dróg? - pyta Madej
Wit - Pią Mar 27, 2009 1:40 am
Nikt nie poczuwa się do obowiązku zasypania pokopalnianej dziury
Głęboka na 36 metrów dziura ma najlepszą ochronę w mieście, bo całodobową.
Pięć miesięcy trwają już przepychanki, kto powinien ponieść koszty zasypania zapadliska szybu dawnej kopalni Matylda, w samym centrum osiedla przy ul. Krasickiego.
Gmina odsyła do Katowickiego Holdingu Węglowego i żąda zwrotu pieniędzy, które w zabezpieczenie zapadliska już włożono. Holding odpowiada: zapłacimy, ale najpierw musimy mieć pewność, że dziura jest nasza.
Tymczasem zapadlisko szybu, które powstało w październiku ubiegłego roku nadal istnieje, stwarza zagrożenie i nic nie wskazuje na szybkie rozwiązanie sprawy. Jedno jest pewne - dziura w ziemi ma najlepszą ochronę w Świętochłowicach, i to na dodatek całodobową.
Zapadlisko przy ul. Krasickiego głębokie na około 36 metrów, o średnicy około 6 metrów powstało, kiedy uszkodzeniu uległo zabezpieczenie szybu wentylacyjnego, pozostałości dawnej kopalni Matylda. Wyższy Urząd Górniczy ostrzegał wówczas, że podobnych pustych i źle zabezpieczonych szybów, tylko w Świętochłowicach może być więcej. Te obawy się potwierdziły, bo w okolicy znaleziono kolejne szyby. Ten zapadnięty był przykryty tylko rusztowaniem i przysypany warstwą ziemi o grubości około pół metra. Należało sprawdzić, czy inne mają równie słabe zabezpieczenia.
Od października zapadlisko jest ogrodzone, teren wokół oświetlony i oznakowany, dodatkowo całą dobę pilnowany przez firmę ochroniarską. Miesięcznie za zatrudnienie ochrony samorządowcy płacą ponad 7,8 tys. zł. Dlaczego zapadlisko nadal pozostaje odsłonięte, a z kasy gminy uciekają kolejne tysiące?
- Od pierwszego dnia wystąpienia zagrożenia prowadziliśmy ciągłą wymianę korespondencji z Wyższym oraz Okręgowym Urzędem Górniczym. Rozmowy są trudne i przedłużają się ze względu na skomplikowany proces likwidacji zapadliska, znaczny koszt prac, brak możliwości fachowego zabezpieczenia prac ze strony gminy. Podziemny szyb nawet po likwidacji pozostaje nadal obiektem budownictwa górniczego i podlega nadzorowi budowlanemu urzędu górniczego - wyjaśnia stanowisko urzędników Penkała.
Okazało się, że to nie gmina a urząd górniczy winien więc przejąć sprawę feralnego zapadliska.
- Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego wydał postanowienie przekazujące sprawę do Okręgowego Urzędu Górniczego w Gliwicach jako instytucji właściwej do prowadzenia tej sprawy. Umorzył też swoje pierwotne postanowienie zobowiązujące gminę do podjęcia określonych działań - dodaje rzecznik. OUG w Gliwicach orzekł, że to Katowicki Holding Węglowy jest prawnym następcom kopalni Matylda i powinien zadbać o zabezpieczenie zapadliska i istniejących w okolicy szybów.
Kilkumiesięczne przepychanki kosztują gminę niemałe pieniądze, dlatego urzędnicy wystąpili 14 stycznia z żądaniem do Katowickiego Holdingu o podjęcie wskazanych działań. - Także zwrotu dotychczasowych nakładów finansowych poniesionych przez gminę - dodaje Penkała. Drugie pismo skierowano do Okręgowego Urzędu Górniczego o dopilnowanie działań Holdingu. Ponaglenia samorządowców nie wywarły wrażenia na władzach Holdingu Węglowego.
- Dostaliśmy pismo z żądaniem zwrotu poniesionych kosztów. I zapłacimy pod warunkiem, że będziemy mieć pewność, że Holding rzeczywiście jest następcą prawnym kopalni Matylda. Jako spółka Skarbu Państwa nie możemy bez stuprocentowej pewności przekazać pieniędzy. Wszczynamy procedurę prawną, która potwierdzi stan prawny. Nie wiadomo ile to potrwa - mówi Ryszard Fedorowski, rzecznik KHW.
Justyna Przybytek - POLSKA Dziennik Zachodni
http://swietochlowice.naszemiasto.pl/wy ... 62915.html
Wit - Pon Mar 30, 2009 7:05 pm
Kto rozwiąże problem?
Grzegorz Żądło, 2009-03-21 20:47
Budynek jakby na chwilę unosił się do góry. Ściany się trzęsły, meble i talerze drżały - tak ostatnie wstrząsy górnicze opisują mieszkańcy katowickich dzielnic Panewniki i Ligota. Ślą w tej sprawie pisma do urzędu miasta. Ten z kolei interweniuje w Katowickim Holdingu Węglowym, który fedruje pod miastem. Ale tak naprawdę, rozwiązanie problemów mieszkańców zależy teraz w dużej mierze do ministra środowiska.
Od kilku dni Jan Jaworski z niepokojem wypatruje kolejnych pęknięć na swoim domu. Szczeliny na jego domu powstają w wyniku wstrząsów, których częstotliwość w tym roku bardzo się nasiliła. Wstrząsy pojawiły się 16 stycznia o 21.42, 20 stycznia, 16. 56, a potem jeszcze 27 stycznia i po kilka razy w lutym i marcu. - To jest bardzo nieprzyjemne szczególnie jak się siedzi albo leży. Podczas wstrząsów wszystko chodzi. Lampy chodzą, talerze - mówi Jaworski. Ale największe szkody zwykle wychodzą po czasie. - Dopiero po jakimś remoncie domu, odświeżając mieszkanie, odsuwając szafę, meblościankę możemy zauważyć, że jest jakaś rysa, pęknięcie, czy coś takiego. Normalnie się tego nieraz nie widzi. Nic się nie zdarzyło. Potrzęsło i tyle - stwierdza Eugeniusz Koziołek.
Niektóre wstrząsy mogą być porównywane w skali z trzęsieniem ziemi. Dlatego mieszkańcy Panewnik i Ligoty coraz częściej trzęsą się ze strachu.
W ostatnich tygodniach do urzędu miasta wpływa coraz więcej skarg w tej sprawie. Osoby mieszkające na terenie szkód górniczych uważają, że to właśnie miast powinno reprezentować ich interesy w tej sprawie. Jest niestety przeciwnie. Urzędnicy odpowiadają jednak, że sami mogą niewiele zrobić, a o wszystko obwiniają Katowicki Holding Węglowy. - Oni nie bardzo się spodziewali takiej sytuacji, że ta eksploatacja, to jest pierwsza eksploatacja na tym polu, że ona wywoła takie skutki i tak duże energie wstrząsów - uważa Jan Błaż z wydziału kształtowania środowiska UM w Katowicach.
Co gorsza wstrząsy mogą się powtarzać, bo koncesja na wydobycie węgla na tym terenie kończy się dopiero w styczniu 2011 roku. Chyba, że wcześniej cofnie ją minister środowiska. Zajęcie się tą sprawą nakazał mu już w 2007 roku prokurator generalny. - Ministerstwo środowiska nie wydało ostatecznej decyzji odnośnie sprzeciwu prokuratora generalnego, ponieważ równolegle toczą się jeszcze sprawy sądowe w sądach apelacyjnych pomiędzy Katowickim Holdingiem Węglowym i prezydentem miasta Katowice - wyjaśnia Magdalena Sikorska, rzecznik prasowy ministerstwa środowiska. I to właśnie od ich wyniku podobno zależy decyzja ministra.
Na decyzję, ale holdingu, czekają za to mieszkańcy, którzy chcą wiedzieć, w jaki sposób firma zamierza sobie poradzić ze wstrząsami. Chcieliśmy o to zapytać rzecznika KHW, ale od wczoraj był nieuchwytny. Spróbowaliśmy więc inaczej. Dotarliśmy do pisma, w którym holding tłumaczy się ze wstrząsów: "Dwa opisane wstrząsy należy uznać za incydentalne, zaś pozostała aktywność sejsmiczna pozostaje przez ostatnie miesiące na niezmiennym poziomie."
Reasumując, wstrząsy odczuwane w Panewnikach mogą stwarzać pewien dyskomfort dla mieszkańców, nie stanowią jednak zagrożenia dla obiektów budowlanych. Jendak widząc szkody wyrządzone przez owe wstrząsy, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że osoby, które podpisały się pod tym pismem, oceniały je zza biurka.
http://www.tvs.pl/informacje/9638/
Wit - Śro Lip 29, 2009 10:05 am
W Siemianowicach ziemia znów się zapadła
Jacek Madeja 2009-07-28, ostatnia aktualizacja 2009-07-29 01:33:59.0
- Żyjemy na tykającej bombie. Nie wiadomo, kiedy wybuchnie - skarżą się mieszkańcy ul. PCK w Siemianowicach Śląskich. We wtorek obok jednego z bloków znów zapadła się ulica i chodnik. W tym samym miejscu, w którym robotnicy zasypali krater, który powstał kilkanaście dni temu.
Było kilkanaście minut po godz. 9. Julia Kolankiewicz, która mieszka pod "14", krzątała się w kuchni. Jednym okiem przyglądała się robotnikom pracującym za oknem. Mężczyźni uwijali się przy zasypywanym osuwisku, które wygoniło lokatorów z łóżek przed dwoma tygodniami. Kiedy na skraj dziury podjechała koparka, ziemia znów zaczęła się zapadać. - Wtedy każdy wybiegł tak jak stał. Teraz mieliśmy już odłożone pod ręką pieniądze i dokumenty - mówi Grzegorz Kolankiewicz. 18 lipca wspomina jako jeden z najgorszych dni w życiu. Olbrzymia dziura pochłonęła volkswagena, którego wcześniej zaparkował pod blokiem. - Teraz nie było żadnego huku i nie było czuć gazu, ale strach został - mówi.
Danuta Trząska mieszka w klatce obok. Kiedy usłyszała krzyk, że znów jest ewakuacja, zdążyła tylko wyłączyć gaz pod rosołem. Wzięła dzieci, psa i wyszli na zewnątrz. - Powinni nam dać jakieś inne mieszkania. Na takim kretowisku nie da się żyć. Tylko czekać, jak się cały dom posypie - denerwuje się kobieta.
Tym razem krater jest mniejszy - ma trzy metry średnicy i półtora metra głębokości. Rano z bloku ewakuowano 20 mieszkańców. Większość z nich cierpliwie czekała pod oknami swojego budynku. Magistrat zapewnił im posiłki, pomoc lekarską.
- Okazało się, że natura jest silniejsza. Pierwsze zapadlisko zostało już zasypane, teraz likwidujemy drugie. Właśnie trwały badania geodezyjne, dzięki którym mieliśmy ustalić miejsca odwiertów, żeby wpuścić muł w puste przestrzenie, jak się zawaliło. Główna przyczyna to szkody górnicze - podkreśla Michał Tabaka, rzecznik siemianowickiego urzędu miejskiego. - Najważniejsze, że konstrukcja budynku nie została naruszona - dodaje.
Pod ul. PCK fedrowała niegdyś kopalnia Siemianowice. Zakład został zlikwidowany w 2000 roku. - Z naszych map wynika, że węgiel w tym rejonie był wybierany w latach 30. XX wieku. Kopalnia już nie istnieje, więc dziura to teraz problem magistratu - mówi Edyta Tomaszewska z Wyższego Urzędu Górniczego.
Mieszkańcy nie mają wątpliwości, że do katastrofy przyczyniły się też ostatnie opady deszczu. - Droga jest tak nachylona, że cała woda spływa do nas. Już wcześniej wielokrotnie zalewało nam piwnice - mówi Irena Oleś.
Co można zrobić, żeby w przyszłości podobna sytuacja się nie powtórzyła? - Kopalnie zostały zlikwidowane, ale nikt nie pomyślał, co dalej. Górnicy wybierali węgiel niemal pod jedną trzecią powierzchni miasta. Gdybyśmy cały ten teren chcieli przebadać, a potem wzmocnić, byłyby to nieprawdopodobne koszty. Dlatego możemy tylko reagować, gdy coś się stanie - rozkłada ręce Tabaka.
Wit - Czw Lip 30, 2009 4:04 pm
Szkody górnicze, czyli... gdzie węgiel rąbią tam dziury lecą 25.07.2009
Negatywne skutki eksploatacji węgla są nieuchronne, kto twierdzi inaczej - nie mówi prawdy. Ale górnictwo daje pracę i jest ważnym ogniwem gospodarki, dlatego musimy się godzić z uciążliwościami - piszą Sławomir Cichy i Teresa Semik
Największym utrapieniem Śląska i Zagłębia są tzw. płytkie zroby, czyli puste miejsca po eksploatacji kopalin prowadzonej blisko powierzchni ziemi nie głębiej niż do 80 m. Siemianowice gdzie przed tygodniem powstało przed blokiem zapadlisko o głębokości czterech i średnicy dziesięciu metrów jest tego modelowym przykładem. Podobne zapadliska, choć może nie tak duże można znaleźć w Chorzowie, czy Rudzie Śląskiej. W Jaworznie przy ul. Matejki, żeby dotrzeć do węgla, wystarczy ruszyć łopatą ziemię.
Im płycej tym gorzej
Płytkie zroby, to pozostałość po bieda szybach i miejscach z których wydobywano węgiel przed stu i więcej laty. Płytko położone chodniki i pustki nie zostały właściwie zabezpieczone po zakończeniu eksploatacji, a co najgorsze, wiele z takich opuszczonych wyrobisk nigdy nie zinwentaryzowano. W jednym z zagłębiowskich miast zapadł się nowo wybudowany basen, bo nic nie było wiadomo o dziurze, która jest tuż pod powierzchnią ziemi. W Rudzie Śląskiej Bielszowicach zapadła się oczyszczalnia ścieków. Dziś z ziemi wystają tylko dachy jej zabudowań.
- Na dobrą sprawę niemal cały Śląsk i Zagłębie to wielkie kretowisko, w którym zapadliska, leje i szczeliny będą się ujawniać jeszcze przez wiele lat, bo przecież eksploatacja górnicza trwa nieprzerwanie dwa wieki - mówi dr inż. Lucjan Muszyński z GIG.
Zdaniem prezydenta Siemianowic Jacka Guzego, niemal całe miasto jest zagrożone występowaniem osuwisk i zapadlisk. - Najgorsze, że do takich kryzysowych sytuacji jak przy ul. PCK może dojść na dowolnym osiedlu - mówi.
A wcześniej zdarzały się prawdziwe tragedie. Mieszkańcy pamiętają, jak sześć lat temu u zbiegu ulic Mysłowickiej i Kolejowej powstała wyrwa, porównywalna z tą sprzed tygodnia. Najtragiczniejsza w skutkach była katastrofa, do jakiej doszło 8 lutego 1981 roku. Cztery osoby zginęły, kiedy runęła kamienica przy ul. Sobieskiego.
Puste przestrzenie w górotworze zaczynają być aktywne i mogą się zawalić w każdej chwili z powodu robót górniczych prowadzonych na niższych poziomach. Ich konstrukcje naruszają również wody migrujące i silne deszcze z którymi mamy teraz do czynienia. Może dochodzić także do samozapalania się resztek węgla w wyrobiskach.
Przeciw, a nawet za wydobyciem
W Rudzie Śląskiej Miejski Konserwator Zabytków i grupa mieszkańców Nowego Bytomia stoczyła przed rokiem prawdziwą batalię o zablokowanie planowanego przez KWK Pokój wydobycia pod zabytkowym centrum dzielnicy. Wszystko na nic, bo zgodnie z prawem górniczym i geologicznym nie można sprzeciwić się zagrożeniom spowodowanym przez kopalnię, jeżeli pracuje ona zgodnie z zasadami określonymi w ustawie.
Z kolei mieszkańcy Pielgrzy-mowic wpadli na inny pomysł, by zablokować kopalniom Pniówek i Zofiówka eksploatacę pod swoimi domami. Chcą utworzyć zespół przyrodniczo-krajobrazowy, co z kolei odwlekłoby w czasie i utrudniło zmiany w planie miejscowym, konieczne do rozpoczęcia wydobycia.
Ale o tym, że mimo szkód górniczych, ludzie nie wszędzie chcą zamykania kopalń, ani nawet ograniczania przez nie fedrunku, najlepiej świadczy przykład Rydułtów i sąsiadującego z nimi Pszowa. Trzy i dwa lata temu mieszkańcy tych miast przeżyli kilka dużych wstrząsów, spowodowanych tąpnięciami w miejscowych kopalniach, połączonych w jeden zakład Rydułtowy-Anna. Kiedy jednak pojawiła się groźba zamknięcia kopalni z powodu jej nierentowności, rydułtowianie zmienili front. Na początku 2007 roku radni podjęli uchwałę, w której zgadzają się, by kopalnia fedrowała pod centrum miasta. - To był jedyny sposób na uratowanie zakładu, dzięki któremu funkcjonują nie tylko rodziny górników, ale i całe miasto - mówi Kornelia Newy, burmistrz Rydułtów.
Około 5 tysięcy górników, których zatrudnia kopalnia to głównie mieszkańcy tego miasta i sąsiedniego Pszowa. Urzędnicy uznali, że szkody, jakie wydobycie powoduje na powierzchni, są i tak znacznie mniejsze od tych, jakie spowodowałoby zamknięcie zakładu. Po decyzji radnych władze kopalni przeznaczyły 14 mln zł na wypłatę odszkodowań w razie szkód spowodowanych nowymi wstrząsami.
Teren się zapada a domy krzywią
Osiadanie a co za tym idzie obniżanie się terenu jest nie do zatrzymania przez człowieka. Nie dysponujemy także narzędziami, które potrafiłyby obliczyć o ile ostatecznie obniży się teren po eksploatacji kopalni. Można jedynie minimalizować skutki tej deformacji stosując podsadzki. Rekordowe opadnięcia terenu zanotowano w okolicach dworca PKP w Zabrzu Biskupicach, bo aż 30 m. Część gminy Radzionków jest niżej o 20 m niż wynosiły pierwsze obliczenia. Bytom tylko od 1945 roku opadł w dół średnio o 6 m, choć rekordowy spadek na placu Sobieskiego wynosi 22 m. Śródmieście Katowic aż do Spodka jest o 1,5 m poniżej niż przy budowie. Najwięcej opadło w latach siedemdziesiątych, kiedy trzykrotnie wybierano węgiel z filarów ochronnych. Podobne zjawisko obserwowane jest koło Urzędu Wojewódzkiego i katedry Chrystusa Króla.
Piotr Duda, prezes wodociągów w Rudzie Śląskiej - najbardziej górniczym mieście regionu szacuje, że około 70 procent wszystkich awarii sieci wodociągowej spowodowanych jest przez szkody górnicze.
- Nieraz gotowy już projekt przepompowni czy zbiornika trzeba poprawiać, bądź robić od nowa, bo nagle doszło do powstania jakiejś niecki. W takich przypadkach egzekwujemy odszkodowanie od górnictwa, ale całości poniesionych nakładów nigdy nie da się odzyskać - mówi.
Ale szkody w sieci hydrologicznej, kolejowej i drogowej to łącznie zaledwie kilkanaście proc. Trzy czwarte stwierdzonych szkód dotyczy budynków. Trudno oszacować na ilu domach w województwie pojawiły się pęknięcia, naruszenie ścian nośnych czy kłopoty ze szczelnością dachu. Eksperci nie mają jednak wątpliwości, że blisko tysiąc budynków w całym regionie trzeba prostować a to oznacza, że różnica poziomu na każdym metrze długości budynku wynosi co najmniej 2,5 centymetra. Najwięcej spełniających takie kryteria domów jest w Rudzie Śląskiej i okolicach Rybnika: Marklowicach, Jankowicach i Chwałowicach. W Mysłowicach jest całe osiedle "krzywych wieżowców".
A koszty przywracania budowli do pionu są ogromne. Dla jednorodzinnego domu spółki węglowe muszą przygotować ok. 150 tysięcy złotych, w przypadku kilkupiętrowego bloku operacja zamyka się kwotą ok. pół miliona złotych.
W tym roku na usuwanie skutków szkód górniczych Kompania Węglowa zaplanowała w swoim budżecie ponad 200 milionów złotych Jastrzębska Spółka Węglowa ma w planie wydatki rzędu 61,1 miliona. Katowicki Holding Węglowy przed rokiem przeznaczył na ten cel około 38 milionów złotych i szacuje się, że tegoroczne wydatki nie będą na pewno mniejsze.
Współpraca: Mirosława Książek
Jak uzyskać odszkodowanie
Zanim wytoczy się powództwo przed sądem, należy wyczerpać postępowanie ugodowe a więc złożyć w kopalni stosowny wniosek układowy. Powinien on być potwierdzony pieczątką, datą i podpisem przyjmującego. Propozycję układową można również przesłać listem poleconym. Skierowanie sprawy na drogę postępowania sądowego jest możliwe dopiero wówczas, gdy kopalnia odmówi zawarcia ugody, bądź w przypadku gdy od zgłoszenia upłynęło 30 dni bez odpowiedzi. Jeśli kopalnia wyrazi zgodę na zawarcie ugody, wówczas dobrze jest zawrzeć ją w formie aktu notarialnego, ponieważ tylko wówczas stanowi ona tytuł egzekucyjny.
Taka jest uroda Śląska
Z prof. Jerzym Kwiatkiem z Głównego Instytutu Górnictwa rozmawia Teresa Semik
Dla projektantów z Poznania czy Warszawy informacja o II kategorii terenów górniczych jest niemal porażająca. Wiedza o terenach górniczych na Śląsku jest aż tak mało powszechna?
Poza Śląskiem - tak. Dla naszych projektantów, absolwentów Politechniki Śląskiej, Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, nie jest to problem.
Przedstawiciele branży górniczej chętnie powtarzają, że na Śląsku wybudować można każdy obiekt i w każdym miejscu, bez względu na przewidywaną kategorię terenów górniczych. Czy pan profesor podziela ten optymizm?%07Z pewnością potrafimy zabezpieczać każdy obiekt w taki sposób, aby zminimalizować skutki każdej eksploatacji górniczej. Całkowite uniknięcie szkód górniczych jest jednak praktycznie niemożliwe, byłyby to przedsięwzięcia za drogie. Nie można przekraczać rozsądnych kosztów inwestycji. Wiedza nasza jest wystarczająca, żeby każdemu doradzić, jak ma budować. A więc wszystko można budować tam, gdzie mamy do czynienia z I i II kategorią terenów górniczych. Gdy jest III kategoria, trzeba się zastanawiać, a przy IV w ogóle nie doradzałbym budować ważniejszych obiektów, które nie powinny ulegać uszkodzeniom. Takie tereny lepiej przeznaczyć na zieleńce.
Czy możemy zagwarantować inwestorom, że szkody górnicze nie wystąpią tam, gdzie przewidywane kategorie terenów górniczych są najniższe?
Nie i trzeba to inwestorowi uczciwie powiedzieć. Nie łudźmy się, że potrafimy aż tak zabezpieczyć obiekty. Możemy jednak zapewnić, że potrafimy je w taki sposób zbudować, aby nie powstały szkody, które zagrożą bezpiecznemu użytkowaniu, zgodnemu z przeznaczeniem tych obiektów. A więc, że np. winda w bloku wysokim zawsze wyjedzie na ostatnie piętro, a nie zatrzyma się w połowie szybu ze względu na szkody górnicze. Inną sprawą jest to, że ten obiekt trzeba będzie naprawić od czasu do czasu. Nie można wykluczyć spękania ścian, zauważalne będą wstrząsy. Pod śródmieściem Katowic trzykrotnie przeszła eksploatacja II kategorii. Miasto istnieje. Kto mieszka na Śląsku, albo tu inwestuje, musi się liczyć ze szkodami górniczymi. Nad morzem wieją wiatry, a u nas są kopalnie. Taką mamy urodę.
Czy da się określić wzrost kosztów inwestycji na terenach górniczych?
Panuje przekonanie, że w przypadku budynków mieszkalnych, dwu- lub trzykondygnacyjnych koszt stanu surowego wzrasta o ok. 15 procent (ale może wzrosnąć o 10 lub 20 proc., w zależności od konstrukcji).
Czy to prawda, że górotwór uspokaja się po 3 latach od zakończenia eksploatacji?
W jednym miejscu wystarczą 3 lata, w innych jest to zdecydowanie za mało, trzeba odczekać np. 5 lat.
Niepokój budzi przypadek powstałego ostatnio zapadliska w pobliżu budynku mieszkalnego w Siemianowicach Śląskich. Czy takie przypadki mogą się powtarzać?
To konsekwencja eksploatacji górniczych, prowadzonych sto i więcej lat temu, na małych głębokościach, nie przekraczających 100 m. Pozostały po nich w górotworze pustki. Lokalizacja niektórych z nich jest znana i w tych przypadkach możemy je likwidować, eliminując zagrożenie dla powierzchni. Występują jednak na Śląsku pustki o nieznanej lokalizacji, które dają o sobie znać
w taki sposób, jak to miało miejsce w Siemianowicach
Śląskich. Geofizyczny monitoring terenów potencjalnie zagrożonych i podsadzanie wykrytych pustek w górotworze powodują, że przypadki powstawania zapadlisk należą do rzadkości. Nie można ich jednak zupełnie
wykluczyć. Perspektywicznie ważne jest, aby na terenach zagrożonych możliwością powstania zapadlisk nie budować nowych obiektów, lub budować je po likwidacji tego typu pułapek.
Sławomir Cichy i Teresa Semik - POLSKA Dziennik Zachodni
http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/1028018.html
Wit - Sob Lis 28, 2009 12:02 am
Księża z ambony: Kopalnia trzęsie, niedługo przestanie
Tomasz Głogowski 2009-11-30, ostatnia aktualizacja 2009-11-30 12:03:49.0
Księża na mszach uspokajają: potężne wstrząsy wywołane przez kopalnię Rydułtowy-Anna nie zagrażają ludziom i będą słabnąć. Mieszkańcy nie wierzą. Od lat skarżą się na spadające klosze z lamp, tłukące się szklanki i pękające ściany.
Kopalnia Rydułtowy-Anna już trzy lata temu mogła być pierwszą w Polsce zamkniętą ze względów bezpieczeństwa. Pewnej grudniowej nocy aż 34 górników otarło się o śmierć. Potężne, niespotykane nawet jak na górnictwo tąpnięcie, w ułamku sekundy zdeformowało chodnik, który obniżył się z trzech do jednego metra. Do wyrobiska dostał się metan, a stężenie gazu wyniosło 2,4 proc. Na szczęście nikomu nic się nie stało.
Gigantyczny wstrząs poczynił jednak spustoszenia na powierzchni. Pospadały klosze z lamp, potłukły się szklanki, popękały ściany domów. Mieszkańcy Rydułtów i okolic, choć przyzwyczajeni już do wstrząsów, mówili, że czegoś takiego jeszcze nie przeżyli. - To było prawdziwe trzęsienie ziemi - opowiadali z przejęciem.
Od tego czasu sytuacja w Rydułtowach nieco się uspokoiła, ale nie na długo. Ostatnio ludziom w mieszkaniach znów trzęsą się meble, spadają szklanki, pękają ściany.
Sytuacja jest tak poważna, że Janusz Matuszek, dyrektor kopalni Rydułtowy-Anna, zdecydował się na nietypowy krok. Poprosił miejscowych księży, by z kościelnej ambony odczytali oświadczenie kopalni, że wstrząsy nie zagrażają bezpieczeństwu mieszkańców. - To przejściowa sytuacja, która będzie słabnąć - zapewniali księża w imieniu kopalni.
Kompania Węglowa, do której należy rydułtowska kopalnia, popiera pomysł dyrektora. Jej zdaniem w takich sprawach nie ma lepszej metody komunikowania się z mieszkańcami niż kościół. - Taka deklaracja dla lokalnej społeczności jest dużo więcej warta niż ogłoszenie w prasie czy telewizji - przekonuje Zbigniew Madej, rzecznik Kompanii. Zapewnia, że kopalnia dotrzyma złożonych zobowiązań.
Część mieszkańców Rydułtów jest jednak sceptyczna. Wielu nie wierzy, że coś może się zmienić na lepsze. Irena Mielimąka z mężem od kilku lat walczą z kopalnią Rydułtowy-Anna. Do tej pory nie doczekali się odszkodowania. Mówią, że ich dom zniszczyły wstrząsy spowodowane wydobyciem i potężne ciężarówki dojeżdżające do kopalni. Kiedyś walczyli o pieniądze na remont, teraz chcą odszkodowania za cały dom, bo zamierzają się przeprowadzić w inne miejsce. Sprawa trafiła już do sądu. Pani Irena nie wierzy w deklaracje kopalni, nawet jeżeli padały z kościelnej ambony.
- Mieliśmy w domu już 17 różnych remontów i gdy kończył się jeden, zaczynał się następny. Mamy już dość mieszkania na placu budowy. Żądamy, by kopalnia potraktowała nas wreszcie poważnie - mówi pani Irena. Jej zdaniem kopalnia boi się roszczeń. Jeżeli Mielimąkowie jako pierwsi wygrają odszkodowanie, w ich ślady mogą pójść kolejni mieszkańcy Rydułtów.
http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35 ... tanie.html
Supporter - Czw Lut 25, 2010 5:18 pm
Ja mieszkam w Bogucicach na Wrocławskiej i zawsze gdy jedzie autobus mój dom drga tak bardzo że szkło na meblach brzęczy, nie mówię tu już o wodzie w szklance bo ona często się wylewa. Mój dom jest jeszcze cały ale sąsiad ma już spore pęknięcia które widać z daleka.
Nawet nie wiem gdzie miał bym się zwrócić. Najchętniej chciał bym żeby moja mała osiedlowa ulica stała się taka jak kiedyś, że poza mieszkańcami nikt tędy nie jeździł.
Yashi - Wto Wrz 14, 2010 7:01 pm
Przeczytałam wszystkie wasze artykuły na temat szkód górniczych. Większość nich jest sprzed kilku lat zatem wychodzę z pytanie, gdzie obecnie można szukać widocznych śladów kopalń na Śląsku? Czy Bazylika Franciszkańska jest wciąż popękana, czy park Bolina wciąż zalany, czy istnieją nadal dziury w ziemi, i czy w Świętochłowicach można ujrzeć zapadlisko szybu dawnej kopalni Matylda? Proszę o pomoc , szukam takich tematów do zdjęć C:
katowiceR - Śro Wrz 15, 2010 9:27 am
Park Bolina nie zalany. Wprost przeciwnie, ma się bardzo dobrze. O dziwo nie ma jakichś uszkodzeń, dewastacji a już trochę czasu po remoncie minęło. Mnie szkoda jedynie, że muszli nie odbudowali oraz moją ulubiona huśtawkę zwinęli i nie zwrócili.
Yashi - Śro Wrz 15, 2010 7:56 pm
Rozumiem, a czy ktoś wie o jakiś innych szkodach górniczych , które są teraz aktualnie do obejrzenia na terenie Śląska?
Finne - Sob Wrz 18, 2010 2:13 pm
W Czerwionce na ulicy Furgoła możesz zobaczyć domy nachylone pod kątem 5 stopni. W Bytomiu połowa kamienic w centrum jest zniszczona szkodami.
Yashi - Nie Wrz 19, 2010 4:37 pm
Dziękuję, wybiorę się tam C:
Coś jeszcze może ktoś kojarzy?
bidzis004 - Pon Wrz 20, 2010 1:46 am
Jeśli już będziesz w Bytomiu to na Strzelców Bytomskich widać dokładnie jak miasto "zapadło się" dosłownie a inny obszar i dzielnica Stroszek pod którą nie fedrowano (wydobywano) pozostał bez zmian , widac to dokłądnie na wysokośći budowanej Autostrady A1
Tutaj masz przykładowe zdjęcie z tego rejonu ul.Strzelców Bytomskich
http://www.phototrans.eu/14,203920,0,So ... _0707.html
Warto również pojechać na Szombierki (dzielnica Bytomia) będąc na strzelców od strony dąbrówki miejskiej i zobaczyć tamtejsze zapadliny gdzie woda zalała teren i woda się utrzymuje tam do dziś spowodu szkód górniczych
Dokładnie jest to Ul.Celna , będąc na Strzelców skręcasz w ul.Dąbrowa Miejska i w kierunku Karbia jakieś 500metrów i jesteś na miejscu.
Tak to mniej więcej wygląda
http://polskie-pocztowki.com/bytom/szom ... CT0147.jpg
http://polskie-pocztowki.com/bytom/szom ... CT0115.jpg
http://polskie-pocztowki.com/bytom/aktu ... CT0163.jpg
Czyżby jakiś reportaż do TV?
Pozdrawiam
Yashi - Pon Wrz 20, 2010 5:37 pm
Dziękuję. Pojadę tam zapewne jeszcze w tym tygodniu C:
Można by to nazwać 'reportazem' C:
kiwele - Pon Wrz 20, 2010 11:19 pm
Dziękuję. Pojadę tam zapewne jeszcze w tym tygodniu C:
Można by to nazwać 'reportazem' C:
Żeby ten reportaż miał jakąś wartość dobrze byłoby poszukać ludzi, którzy tymi szkodami górniczymi zajmują się profesjonalnie z różnych stron zawodowych oraz tych, którzy są ofiarami tych szkód i mogą coś o nich powiedzieć.
Wit - Wto Lis 09, 2010 10:41 am
Mieszkańcy kontra kopalnia: nie chcą więcej wydobycia
Tomasz Głogowski 2010-10-28, ostatnia aktualizacja 2010-10-28 12:53:59.0
Mieszkańcy Gierałtowic, gminy od dziesięcioleci kojarzonej z wydobyciem węgla, zażądali od wójta, by nie tylko nie zgodził się na dalszą eksploatację węgla pod ich domami, ale wstrzymał fedrowanie!
W mieszkańcach Gierałtowic coś pękło po ostatniej powodzi. Choć przez tydzień bronili się przed żywiołem, układając worki z piaskiem, kilkanaście domów, m.in. w sołectwie Przyszowice, i tak znalazło się pod wodą. Straty były duże. Ludzie przekonują, że winna jest kopalnia, która zobowiązała się kiedyś uregulować potok chudowski, a nie zrobiła nic.
- Koniec wszechwładzy kopalni! Nasze życie jest ważniejsze - mówią rozgoryczeni mieszkańcy Gierałtowic i spoglądają w stronę urzędu gminy. Domagają się, by radni stanęli po ich stronie i podjęli specjalną uchwałę, niewyrażającą zgody na dalszą eksploatację.
- Sprawa jest świeża, więc żadne decyzje jeszcze nie zapadły. Ale faktycznie, ludzie mają już dość, bo przecież budują swoje domy za ciężkie pieniądze, a potem muszą patrzeć, jak to wszystko niszczeje - mówi Janusz Korus, zastępca wójta Gierałtowic. Ale zaznacza, że sprawa nie jest jednoznaczna, bo kopalnia Sośnica-Makoszowy też ma swoje racje.
Potwierdzają to przedstawiciele Kompanii Węglowej, do której należy kopalnia. Zbigniew Madej, rzecznik spółki, przekonuje, że kopalnia już dawno chciała wyregulować potok, ale żeby było to możliwe, musi mieć dostęp do niektórych gruntów mieszkańców. - Biegli rzeczoznawcy zrobili wycenę i okazało się, że żaden nie chce sprzedać działki. Jak w takiej sytuacji mamy zabezpieczyć gminę przed skutkami górniczej eksploatacji, skoro mamy związane ręce? - pyta Madej.
Konflikt będzie musiał rozstrzygnąć prawdopodobnie sąd, bo Kompania powołuje się na tzw. dobro wspólne i chce, aby niesforni właściciele gruntów zostali wywłaszczeni. - Wie pan, ile nam zaproponowali? Po 2,7 zł za metr kwadratowy! A tu chodzi o ziemię w pobliżu autostrady i węzła Sośnica. Nawet jakby dawali 300 zł, to i tak byłoby za mało - mówi Paweł, jeden z mieszkańców.
Jakby tego było mało, konflikt podgrzewają jeszcze związkowcy z Sierpnia '80, którzy niedawno pikietowali pod Urzędem Gminy w Gierałtowicach. Przekonywali, że jeżeli wójt dalej będzie odwlekał zgodę na wydobycie, to kopalnia upadnie, a pracuje w niej około tysiąca mieszkańców gminy. - Tym wszystkim steruje grupa cwaniaczków, która chce się dorobić kosztem naszego zakładu - argumentowali związkowcy.
Protest w Gierałtowicach nie jest jedynym w ostatnich tygodniach przeciwko eksploatacji górniczej. Górnośląskie Przedsiębiorstwo Wodociągowe alarmuje, że ponad 800 tys. mieszkańców w dziesięciu miastach metropolii może mieć suche krany, bo kopalnia Murcki-Staszic chce w latach 2011-2013 wydobywać węgiel pod katowickim wzgórzem Wandy. W okolicy jest sześć ogromnych zbiorników wody, które mogą zostać uszkodzone przez wydobywanie węgla pod nimi.
Teraz Gierałtowice, za chwilę będą inni - komentarz Tomasza Głogowskiego
Coraz więcej mieszkańców aglomeracji nie chce już słuchać, że muszą poświęcić się dla branży węglowej, od której zależy bezpieczeństwo energetyczne Polski. Że skoro wybudowali na Śląsku domy, to muszą przyzwyczaić się, że będą one niszczone przez szkody górnicze albo zalewane przez zdegradowane przez kopalnie potoki. Kiedyś, gdy prawie w każdej śląskiej rodzinie był górnik, powtarzano: "Kopalnia szkodzi, ale daje pracę i chleb". Teraz górnictwo kojarzy się raczej z aferami i odwieczną walką związkowców z prezesami i dyrektorami. Ten obraz też jest oczywiście zniekształcony i przerysowany, bo oskarżanie kopalń o całe zło tego świata jest niesprawiedliwe. Ale trzeba przyznać, że górniczy establishment w ostatnich latach niewiele zrobił, by poprawić swój wizerunek.
http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35 ... bycia.html