ďťż
[Śląskie] Środowisko przyrodnicze ...



Wit - Śro Cze 25, 2008 5:40 pm


Piotrowice: Biznes i kultura?

20.06.2008

To ostatnia pozostałość starego lasu w Piotrowicach! Jesteśmy zbulwersowani, widząc jak padają wiekowe dęby - zadzwoniła do nas mieszkanka Piotrowic, zaniepokojona wycinką drzew na prywatnym terenie między ul. Jankego a Wojska Polskiego.

O sprawie już pisaliśmy. Mieszkaniec tej dzielnicy alarmował wtedy, że stare dęby przysypano gruzem i z tego powodu usychają i niszczeją. Wtedy Mariusz Bąk, który zarządza terenem, uspokajał, że gruz ma... służyć dębom, których część stoi niebezpiecznie blisko stromej skarpy.

Teraz zapewnia, że wyciętych zostało tylko dziesięć drzew, a do soboty zakończy się pielęgnacja pozostałych, prowadzona przez profesjonalna firmę. - Niczego nie będziemy tu niszczyć ani demolować - twierdzi.

- Były tam 44 dęby szypułkowe. Wystąpiono z wnioskiem o wycięcie 23, zgodziliśmy się na 10 - mówi Roman Kupka z wydziału kształtowania środowiska UM. - Drzewa była w takim stanie, że nadawały się do wycięcia: stare, suche, zamierające, często niebezpiecznie przechylone, utrudniały rozwój innym. Inwentaryzację przeprowadził tam leśnik - uspokaja.

Mieszkańcy martwią się, że drzewa wycinane są pod jakąś budowę. Pojawiły się plotki o tym, że zarządca chce postawić... kaplicę. Dziś teren wykorzystuje pod ekspozycję płyt nagrobnych, które sprzedaje. Tego biznesu na razie na pewno nie zlikwiduje, ale zapewnia, że żadnej kaplicy nie planuje. Ani zarządca, ani właściciel, którym, jak się okazuje, jest potomek dawnych młynarzy na tym terenie, Marian Żywotkiewicz.

To obszar bardzo atrakcyjny historycznie. Stoi tu kilkusetletni młyn, gruntownie przebudowany w 1903 roku. - Chcemy w nim zrobić coś na kształt centrum handlowo-kulturalnego, dokąd zapraszalibyśmy artystów. Planujemy też ekspozycję wartościowych przedmiotów z kamienia. A z piotrowickiego wapienia chcemy zrobić grotę, postawić ją w miejscu dzisiejszej brzydkiej reklamy. To miejsce to jakby kolebka Śląska, chcemy je uhonorować - zapowiada Mariusz Bąk. Pokazuje projekt groty: wysokie na ok. 2 m obramowanie z żółtawego wapienia miałoby kryć w środku posąg Matki Boskiej, przed nim: oczko wodne.

W urzędzie nie ma jeszcze zgłoszeń konkretnej budowy na tym terenie. Urzędnicy zwracają uwagę, że mają niewielki wpływ na jego przyszłość, bo jest prywatny. - Chcemy pisać pismo, by zrobiono tam park, bo to jedyne miejsce zielone w centrum Piotrowic - mówią tymczasem mieszkańcy.

Właściciel gruntu i zarządca przyznają, że do końca nie ma pewności, co tu powstanie. Z jednej strony przypominają o tak widocznej nadal ciekawej przeszłości tego miejsca, zapewniają, że chcą je chronić. Z drugiej widać, że chcą tu też po prostu prowadzić biznes.

(bib) - POLSKA Dziennik Zachodni




Tequila - Pon Lip 14, 2008 6:11 pm


Labiryntem z Bytomia do Tarnowskich Gór

Iwona Sobczyk
2008-07-14, ostatnia aktualizacja 2008-07-14 19:23

Do tej pory 20 hektarów wąwozów i dolin po starych kopalnianych wyrobiskach w bytomskiej Suchej Górze służyło głównie grupce przyrodników i tym, którzy na dziko wyrzucali tu śmieci. Teraz miasto postanowiło teren chronić i zaprosić spacerowiczów

Bytom chce przyciągnąć miłośników przyrody. Do tej pory chwalił się stawami w "Żabich dołach" i 150-letnimi bukami rezerwatu "Segiet". Teraz ma nowy zespół krajobrazowo-przyrodniczy - "Suchogórski labirynt skalny". Dalszy ciąg labiryntu znajduje się na terenie sąsiednich Tarnowskich Gór, które już dwa lata temu zdecydowały o objęciu ochroną swojego fragmentu, czyli "Dołów Piekarskich". Teraz obydwa miasta chcą atrakcję promować wspólnie. Po połączeniu zespół ma zostać przemianowany na "Bytomsko-tarnogórski labirynt skalny" o powierzchni prawie 50 ha.

Nazwę wymyślili miejscy urzędnicy z Bytomia, miała brzmieć tajemniczo, obiecywać mocne wrażenia i przyciągać odwiedzających. - "Żabie doły" to atrakcja przede wszystkim dla wędkarzy, a w labiryncie czeka na miłośników przyrody mnóstwo niespodzianek. Są tu wspaniałe widoki, strome grzbiety i wąwozy głębokie na 15 metrów. Naprawdę można się zgubić - zapewnia Andrzej Panek, naczelnik wydziału ekologii bytomskiego magistratu.
Ukształtowanie, gwarantujące wrażenia jak z górskich szlaków, miejsce zawdzięcza górnikom. Od XIX wieku do II wojny światowej działała tu odkrywkowa kopalnia rud żelaza i dolomitu. Po zakończeniu wydobycia, na spustoszony teren powoli zaczęło wracać życie. Przyroda wspaniale się odrodziła. W dawnej kopalni rosną chronione rośliny, mieszkają różne gatunki ptaków, a w okolicy oczek wodnych - płazy. W lesie spotkać można sarny. - To świetne miejsce na spacer oraz jazdę na rowerze. Jest też coś dla miłośników militariów, bo przebiega tu linia umocnień, które Niemcy zbudowali w czasie II wojny światowej - zachwala Kornelia Kowalczyk, naczelnik wydziału ochrony środowiska tarnogórskiego urzędu miasta.

Przyrodnicy interesowali się tym terenem od dawna i cieszą się, że Bytom postanowił o niego zadbać. - Poza Górnym Śląskiem podobnych wyrobisk nie ma właściwie nigdzie na świecie, a i tutaj zostało niewiele. W ramach rewitalizacji terenów pokopalnianych zazwyczaj się takie wyrobiska zasypywało. To ocalało, a do tego stało się bardzo cenne przyrodniczo. Mamy obowiązek je chronić - mówi Roland Dobosz, kierownik działu przyrody Muzeum Górnośląskiego i członek towarzyszenia "Pro Natura".

Teren bytomskiego labiryntu udało się już wstępnie uporządkować. W czasie Dnia Ziemi dzieci z okolicznych szkół zebrały tu prawie 2 tony śmieci. Większe wysypiska likwidują właśnie miejskie służby. - Pod koniec sierpnia planujemy złożyć wspólnie z Tarnowskimi Górami wniosek o dofinansowanie w kwocie około 30 tysięcy z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska. Pieniądze chcemy wydać na utworzenie tu ścieżki edukacyjnej i wydanie folderu promującego ten zakątek - mówi Panek. Bytom z własnego budżetu chce dołożyć 10 tysięcy, Tarnowskie Góry też mają pomóc.

Ścieżka dydaktyczna, wskazująca najciekawsze punkty labiryntu ma powstać jeszcze tej jesieni.

Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice

http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,3501 ... h_Gor.html



Kris - Pon Lip 14, 2008 7:20 pm

Liczydło i prezydent Uszok w piosenkach
Małgorzata Goślińska
2008-07-13, ostatnia aktualizacja 2008-07-13 22:30

"Człowiek stanął na twej drodze i wytyczył własną - prostą i szybką. Asfaltowy skrót do centrum cywilizacji. Owoce twoje czerwienią ze wstydu" - czytamy w wierszu "Droga do nikąd"


Fot. Dawid Chalimoniuk / AG
Sylwester Szweda nagrał płytę opiewającą m.in. ochojeckie liczydło. Płyta nazywa się "Studnia". To w niej Szweda stoi

Autorem wiersza jest przyrodnik Jerzy B. Parusel. Zadedykował go liczydłu górskiemu, niepozornej roślinie, która zimą zupełnie zanika, by zakwitnąć w maju i wydać na lato czerwone owoce przypominające paciorki szkolnego liczydła. Parusel odkrył ją i bada w lasach murckowskich nad rzeką Ślepiotką, w katowickiej dzielnicy Ochojec. "I wybrałeś się w doliny, górskie klimaty tam odnalazłeś" - rozmawia z nią w wierszu. Liczydło występuje tylko powyżej 1000 m n.p.m. Wymaga chłodu i wilgoci. Do Murcek przywędrowało prawdopodobnie z bukami 10 tys. lat temu. Parusel daje mu głos w wierszu: "Byłem tu przed tobą" - przypomina roślina. - "Użyczyłem ci mojego domu, a teraz mnie z niego wyrzucasz!".

W 1982 roku przyrodnik przeforsował utworzenie rezerwatu florystycznego Ochojec, by chronić unikatową roślinę. Nie minęło jednak 20 lat, gdy prezydent Katowic Piotr Uszok postanowił puścić przez rezerwat tytułową "Drogę do nikąd". Chciał w ten sposób udrożnić komunikację z południowych dzielnic do centrum. Przypadkiem zabiłby liczydło, gdyby z Paruselem nie zaprotestowali inni ekolodzy i mieszkańcy Ochojca oraz "Gazeta". Rośliny nie da się przesadzić, wielokrotne próby nie powiodły się. Proponowane kompromisy, zwężanie drogi czy przesuwanie obok też na nic by się zdały. Teren zostałby odsłonięty i wysuszony. Wiersz "Droga do nikąd" kończy się ostrzeżeniem: "Jeśli zginę ja, zginiesz i ty." Szosa nie tylko zniszczyłaby liczydło - katowiczanie straciliby zakątek ze specyficznym górskim mikroklimatem.

Po protestach wstrzymano budowę. Liczydło doczekało się 25. urodzin. W jubileuszowym roku odbył się między innymi koncert na obrzeżach rezerwatu. Wystąpiła grupa U Pana Boga za piecem. - Słuchaliśmy w strugach deszczu. Przyszło 15 osób - opowiada Parusel.

Ale wydarzenie zrodziło trwały owoc. W zespole grają i śpiewają Sylwester i Krystyna Szwedowie, którzy mają na koncie wiele piosenek o przyrodzie i od 16 lat mieszkają w Murckach. Po koncercie usiedli z przyrodnikiem przy herbacie i przypomnieli sobie, że w Katowicach szykuje się jeszcze jeden okrągły jubileusz. W tym roku 55-lecie świętuje rezerwat Las Murckowski, w którym rosną 200-letnie buki. Postanowili poświęcić jubilatom płytę muzyczną.

Pieniądze dało Centrum Dziedzictwa Przyrody Górnego Śląska, które założył i prowadzi Parusel. Słowa i muzykę do piosenek napisał Sylwester. Nie było mu łatwo tworzyć na zamówienie, za to temat znał dogłębnie. - Las mamy za oknem, jesteśmy w nim codziennie - mówi Krystyna.

Pięć lat temu natknęli się tam na fragment cembrowiny i odkopali starą studnię. Woda po badaniach okazała się zdatna do picia i pyszna, tyle że płytka, teraz zupełnie wyschła. Na cześć tego odkrycia wydana niedawno płyta nazywa się "Studnia". Nie ma na niej wiersza Parusela, "Drogę do nikąd" znajdziemy tylko w internecie na stronie Szwedy www.sylwek.efbud.com.pl. Teksty piosenek są ostrzejsze. "Ślepiotka" idzie tak: "Oczy ślepców płoną dziko, / Kiedy kreślą szlak do nikąd, / Czarnej drogi sznur na szyję, / Gałąź tną, na której żyję. / Złość, nienawiść, gniew, głupota, / Specjalistów to robota, / Co to mają wielkie plany / Jak wykończyć nas na Amen".

Płytę można kupić w Centrum Dziedzictwa Przyrody, kosztuje 15 zł. Trzeba się spieszyć, bo nakład jest niewielki, 600 sztuk. Ile czasu zostało na poznanie liczydła? Właśnie owocuje i nie wiadomo, jak długo jeszcze będzie rosnąć w Ochojcu. "Droga do nikąd" wciąż figuruje w planach miasta.

http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,3501 ... nkach.html



Wit - Śro Sie 20, 2008 7:27 pm


Doczekaliśmy się kolejnego rezerwatu na Śląsku
Gliwice: Powstanie nowy rezerwat przyrody

Śląsk jest zielony! Na wschodnich obrzeżach Gliwic od 18 sierpnia powołany do życia zostanie rezerwat "Las Dąbrowa". Będzie to piąty rezerwat położony w obrębie ścisłej Aglomeracji Śląskiej.
- Położony na terenach Gliwic i Sośnicowic obszar lasu o powierzchni ponad 76 hektarów zostanie - zgodnie z rozporządzeniem wojewody śląskiego - uznany za rezerwat przyrody pod nazwą "Las Dąbrowa" - informuje Marta Malik z biura prasowego Wojewody Śląskiego.
Teren rezerwatu pd dawna był wysoko oceniany przez leśników i przyrodników. Zaledwie 4 kilometry od centrum Gliwic w dzielnicy "Stare Gliwice" funkcjonuje enklawa lasu grądowo - łęgowego, czyli z dominacją drzew liściastych. Celem jego powołania jest zachowanie różnogatunkowych właśnie drzewostanów grądowo-łęgowych, a także licznych drzew pomnikowych oraz całego bogactwa gatunkowego fauny i flory na tym terenie. Co uważniejszy obserwator znajdzie tutaj takie rośliny jak: wawrzynek wilcze łyko, listera jajowata, a ze świata zwierząt ginący w Polsce gatunek - dzięcioł białogrzbiety. W objętym ochroną kompleksie leśnym występuje pięć zespołów leśnych: ols porzeczkowy, łęg jesionowo-olszowy, podgórski łęg jesionowy, łęg wiązowo-jesionowy oraz grąd subkontynentalny.

Jednocześnie z rezerwatem planuje się utworzenie specjalnej 320-hektarowej otuliny, która ma chwinić obszar przed negatywnym oddziaływaniem terenów zurbanizowanych.
To kolejny dowód na to, że w samym centrum aglomeracji przyroda może być chroniona. Dotychczas znaliśmy cztery rezerwaty, położone w obrębie śląskich miast: Segiet na granicy Tarnowskich Gór i Bytomia, Dolina Żabnika w Jaworznie oraz Las Murckowski i Ochojec w Katowicach.


Teren rezerwatu. W prawym górnym rogu przedmieścia Gliwic




Wit - Czw Wrz 04, 2008 9:29 pm


Czyszcząca fala
Grzegorz Żądło, 2008-09-04 00:00

Na brzegach pojawia się piasek zamiast mułu, nie zakwitają sinice, nie ma też problemu z bakteriami coli. Ponadto woda jest bardziej przejrzysta, a jej zapach nie odstrasza. Takie są efekty zastosowania nowatorskiej metody czyszczenia zbiorników wodnych, w stawie "Maroko" na katowickim osiedlu Tysiąclecia. Metoda polega na emitowaniu w wodzie fal elektromagnetycznych. Zwiększają one ilość rozpuszczonego tlenu, który jest pożywką dla bakterii czyszczących zbiornik.

- To było czarne, muliste, straszne. A teraz gołym okiem widać, że jest piasek - stwierdza Bronisław Hajduk, Koło Wędkarskie "Kleofas". I chociaż przy stawie "Maroko" na os. Tysiąclecia plaży jeszcze nie ma, to dla wędkarzy bardziej liczy się co innego. - Teraz ryba jest o wiele zdrowsza, bo woda jest uzdatniona przez to urządzenie. No i każdy gatunek ryb tu jest - mówi Hajduk.

Wspomniane urządzenie to składający się z dwóch części, tzw. rezonator wodny. Za pomocą emitowanych fal elektromagnetycznych rozbijane są cząsteczki tlenu w wodzie, co powoduje, ze tlen w wodzie zostaje dłużej. A dzięki temu obecne w stawie bakterie są bardziej aktywne i - mówiąc obrazowo - bardziej głodne - woda jest szybciej oczyszczana z toksycznych związków.

- Będziemy znowu uruchamiać szkółkę żeglarską, która była zawieszona m.in. z powodu złego stanu stawu - mówi Łukasz Wieloch, Klub Wodniacko-Wędkarski "Maroko".

Łukasz Wieloch od dawna zabiegał o oczyszczenie stawu. Klub wodniacko-wędkarski, którym kieruje właśnie na "Maroku" prowadzi wszystkie zajęcia sportowe. Już niedługo żeglarze i kajakarze znowu będą mogli opuścić stały ląd. - Znikają osady denne, które do tej pory powodowały bardzo znaczny fetor oraz mętność wody. W związku z tym coraz mniej mamy problemów z zakwitami sinic. Te sinice już praktycznie nie występują - stwierdza Wieloch.

Kwitnie za to co innego. Poprawę stanu wody na własnej skórze odczuwają ryby, ale można ją też dostrzec patrząc z niewielkiego dystansu. - Wypuszczali ścieki, to było widać, a teraz już nie, woda zmieniła się. Zresztą jak wędkarze są, to ryby pływają, a to oznacza, że musi być czysta woda - uważa Iwona Śmiłowska, mieszkanka os. Tysiąclecia.

Mieszkańcy z niesmakiem wspominają smród, który jeszcze do niedawna unosił się nad "Marokiem". Jeśli efekty zastosowania nowej metody w stawie okażą się trwałe, to być może nie będzie on samotną wyspą na mapie coraz czystszych zbiorników. - Jeżeli ta metoda okaże się przydatna do takich sytuacji, to będzie próba zastosowania - stwierdza Jan Bałż, wydział kaształtowania środowiska UM w Katowicach.

A wtedy wszystkim, którzy spędzają czas nad wodą, czas będzie upływał jeszcze przyjemniej. No, może prawie wszystkim.



http://www.tvs.pl/informacje/4489/



bobtrebor - Pon Wrz 08, 2008 12:22 pm
czy chłopaki wędkarze nie wiedzą o tym, że staw jest użytkiem ekologicznym i jest miejscem lęgowym ptactwa ? może niech nie przesadzają z eksploatacją tego bajorka bo narobią więcej szkód niż pożytku



kiwele - Pon Wrz 08, 2008 2:02 pm

czy chłopaki wędkarze nie wiedzą o tym, że staw jest użytkiem ekologicznym i jest miejscem lęgowym ptactwa ? może niech nie przesadzają z eksploatacją tego bajorka bo narobią więcej szkód niż pożytku
Przepiekna pro-ekologiczna wypowiedz.
Ciekawe, jak w odniesieniu do tego samego "bajorka" bedzie z kolei sformulowana wypowiedz osoby troskliwej o jego funkcje rekreacyjno-wypoczynkowe posrod kilkudziesieciotysiecznego betonowego osiedla.
Kto ma byc blizej tego bajorka, stawu, jeziorka? Kaczki czy ludzie?
Co do mnie, to bardzo mi przeszkadzal, gdy jeszcze mieszkalem na Tysiacleciu, brak zagospodarowania tego akwenu wodnego.



bobtrebor - Wto Wrz 09, 2008 6:21 am
betonowe osiedle ma po drugiej stronie drogi wiele innych stawów, trochę dalej akweny dużo bardziej nadające się do "żeglowania" niż malutkie Maroko, jeśli jesteś bystrym obserwatorem i rozróżniasz łyskę od perkoza a oba te stworzenia od butelki po mineralnej to zauważysz, że na Maroku są ciekawe ptaki a w parku nie, prawdopodobnie dlatego, że nie zostało ono, jak to nazywasz " zagospodarowane", czyli - brak kilku barów na brzegu, oczywiście wybetonowanym, nie wycięto trzcin i drzew, słowem bałagan w środku miasta,

a serio, wyobraź sobie, że są różne modele wypoczywania i taka oaza przyrody w mieście to rzecz bezcenna i nie dająca się łatwo odtworzyć, podobnie jak przywrócić rzekę do życia, no ale mieszkańcy Katowic mają zrewitalizowaną Rawę i wiedzą jak to należy zrobić

funkcje rekreacyjne i ochronę ptaków można pogodzić, trzeba tylko odrobiny świadomości i o nią się martwiłem w poprzedniej wypowiedzi, niestety wędkarze to często osobnicy bez odrobiny myśli pod czapką, zostawiają po sobie syf, walą do wody wielkie ilości zanęty, jak coś z niej zostanie to zamiast do kosza to też idzie do wody, złowione małe ryby rzucają do wody jak kamieniem, wiele mógłbym wymienić, też jestem wędkarzem i widzę do czego ci ludzie są zdolni



absinth - Czw Wrz 11, 2008 9:17 am

masowe sadzenie świerka alpejskiego rozpoczęło się w połowie 19w z inicjatywy Habsburgów...

a propos (z poniedziałkowej Wyborczej):
"Graffiti to część kampanii "Ratujmy beskidzkie lasy" prowadzonej przez bielską Fundację Ekologiczną Arka. Autorami malowidła są Dariusz Paczkowski oraz Wiesław Łysakowski. Warszawa jest kolejnym po Bielsku-Białej miastem, w którym powstało "leśne" graffiti. A wszystko dlatego, że beskidzkim lasom grozi katastrofa. Masowo sadzone przed laty świerki, atakowane przez korniki, są osłabione i usychają.
By powstrzymać plagę, trzeba wyciąć ogromne połacie zaatakowanego lasu. W miejscu świerków leśnicy sadzą drzewa, jakie rosły tutaj lata temu, m.in. buki i jodły. O ile w lasach państwowych nie ma z tym problemu, gorzej wygląda to w lasach prywatnych. Kampania Arki ma uświadomić ich właścicielom, że muszą tej sytuacji zaradzić, by lasy nie przestały istnieć."



aliveinchains - Czw Wrz 11, 2008 9:19 am
miglanc, te góry izerskie w Beskidach to daleka przesada...owszem są połacie wycinanych lasów (na ich miesce sadzi się nowe drzewa liściaste), ale zdecydowana większość drzewostanu w Szczyrku czy Brennej ma się dobrze, sam wiem bo dużo chodze po gorach i jakoś nie widzę, by straszyły turystów gołe pozbawione drzew zbocza, jak już coś jest to bardziej efekt rolniczej dewastacji z lat 60tych czy 70tych...GW zawsze robi wielki raban, ale Beskidy to nie tylko Barania góra, gdzie faktycznie było pobojowisko, w dużej części przez wichury...



miglanc - Czw Wrz 11, 2008 9:21 am
Ok o lasach to w innym watku



aliveinchains - Czw Wrz 11, 2008 9:21 am


a propos (z poniedziałkowej Wyborczej):
"Graffiti to część kampanii "Ratujmy beskidzkie lasy" prowadzonej przez bielską Fundację Ekologiczną Arka. Autorami malowidła są Dariusz Paczkowski oraz Wiesław Łysakowski. Warszawa jest kolejnym po Bielsku-Białej miastem, w którym powstało "leśne" graffiti. A wszystko dlatego, że beskidzkim lasom grozi katastrofa. Masowo sadzone przed laty świerki, atakowane przez korniki, są osłabione i usychają.
By powstrzymać plagę, trzeba wyciąć ogromne połacie zaatakowanego lasu. W miejscu świerków leśnicy sadzą drzewa, jakie rosły tutaj lata temu, m.in. buki i jodły. O ile w lasach państwowych nie ma z tym problemu, gorzej wygląda to w lasach prywatnych. Kampania Arki ma uświadomić ich właścicielom, że muszą tej sytuacji zaradzić, by lasy nie przestały istnieć."


No to zaraz mieszkańcy popdbeskidzia i Krakowa zaczną masowo przenosić się do wspaniałej przyrody GOP! Wiedziałem, że tak sie rozmowa skończy



absinth - Czw Wrz 11, 2008 9:36 am
ja po prostu podaje suche fakty bez zadnego komentarza, a ze sa jakie sa, no coz...



Wit - Czw Wrz 25, 2008 12:48 pm


Zbiornik przeciwpowodziowy zmieni klimat całej okolicy
dziś
W powiatach raciborskim i wodzisławskim klimat będzie wilgotniejszy, za to zimy łagodniejsze. Ekolodzy przewidują, że taki wpływ będzie miał na środowisko zbiornik przeciwpowodziowy Racibórz Dolny.

Wczoraj w raciborskim Urzędzie Miasta odbyło się pierwsze spotkanie w ramach kampanii informacyjnej prowadzonej na zlecenie Ministerstwa Rozwoju Regionalnego. Szczegółowy raport o wpływie inwestycji na faunę i florę doliny rzeki Odry będzie gotowy w lutym.

- Na terenie przyszłej budowy pracuje kilkunastoosobowy zespół przyrodników. Inwentaryzacja występujących tu gatunków roślin i zwierząt potrwa do 31 października. Zgodnie z zaleceniem wojewody śląskiego musimy uwzględnić rosnące tu grzyby - mówi Anna Maksymiuk, kierownik pracowni gospodarki wodnej i ochrony środowiska w warszawskiej firmie Hydroprojekt, która przygotowuje raport środowiskowy.

- Chociaż raport o oddziaływaniu inwestycji na środowisko będzie gotowy dopiero za parę miesięcy, już teraz warto prowadzić konsultacje społeczne, chociażby po to, by uniknąć tego, co wydarzyło się w Rospudzie - dodaje Marcin Herman prowadzący kampanię "Nowe drogi rozwoju".

Ekolodzy nie mają wątpliwości, że zbiornik o powierzchni 22 kilometrów kwadratowych będzie miał znaczący wpływ na znajdujący się w sąsiedztwie unikatowy zespół przyrodniczo-krajobrazowy, który tworzą Stawy Wielikąt i Ligota Tworkowska.

- Przy tak wielkim zbiorniku nie może być inaczej. Jednak nie oznacza to, że będzie to oddziaływanie negatywne. Przykład Goczałkowic pokazuje, że sztuczne akweny przynoszą czasem pozytywne skutki. Dziś goczałkowicki zbiornik stał się jedną z przystani ptaków wędrujących ze Skandynawii na południe - mówi Jacek Bożek, prezes bielskiego Klubu Gaja.

Ale ekolodzy znają też przykłady, gdy podobne zbiorniki zaburzyły naturalny ekosystem. - W ostatnich latach znacznie zmienił się klimat w Czorsztynie, gdzie na początku lat 90. wybudowano potężny zbiornik. Widać to nawet gołym okiem, tam nigdy nie było tak intensywnych mgieł. Zniknęły rosnące wcześniej gatunki traw - mówi Bożek. - Przy planowaniu budowy w Raciborzu od samego początku brane są pod uwagę nasze spostrzeżenia - dodaje.

Przedstawiciele firmy przygotowującej raport zaznaczają, że zbiornik będzie miał charakter suchy, więc woda będzie się tu znajdowała tylko w sytuacji zagrożenia powodziowego.

- Nawet kwestia odpływu wody z polderu będzie konsultowana z przyrodnikami - zapewnia Anna Maksymiuk.

Aleksander Król - POLSKA Dziennik Zachodni

http://slask.naszemiasto.pl/wydarzenia/901689.html



Wit - Wto Paź 07, 2008 6:36 pm


Beskidzkim lasom grozi katastrofa
04.10.2008
Beskidy umierają - to wiedzą już nie tylko okoliczni mieszkańcy. W spadku po Habsburgach dostaliśmy góry porośnięte świerkiem. Niestety, podgryza go kornik i atakuje opieńka. "Świetnie" sobie radzą z drzewami w ocieplającym się klimacie. Dlatego dzisiaj gołe zbocza w Beskidach to częsty widok.

Na szczęście, wprowadzono program ratowania lasów. Prowadzą go leśnicy, wspierają ich ekolodzy, przyłączają się osoby z pierwszych stron gazet.

W poniedziałek z inicjatywy Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Katowicach i bielskiej Fundacji Ekologicznej "Arka" pod Skrzycznem VIP-y będą sadzić modelowy, "edukacyjny las".

- Przed stu laty kopalnie i huty pilnie potrzebowały drzewa, więc w Beskidach z zalecenia Habsburgów nasadzono świerki. Pięknie i szybko rosły, miały doskonałe drewno i jeden feler, który wyszedł dopiero teraz: nie znoszą ciepła, zwyczajnie im szkodzi - mówi Kazimierz Szabla, dyrektor regionalny Lasów Państwowych w Katowicach.

Drzewom nie służy nie tylko klimat, który gwałtownie się ocieplił. Swoje zrobił też przemysł - na Śląsku, w Czechach i na Słowacji.

- Zakwasił tak mocno glebę, że u nas ma ona odczyn kwasowości Ph 3, podczas gdy cytryna ma Ph 2,5 - mówi nadleśniczy Józef Worek z Nadleśnictwa Ujsoły.

Katastrofa przyszła w 2002 roku. Słynne na cały świat beskidzkie świerki zaczęły padać jak muchy. Zaczęła je podgryzać opieńka, która niszczy 30-50 procent korzeni. W wysuszoną korę drzewa odciętego od soków wdawał się kornik - w osiem tygodni było po wszystkim.

Dlatego powstał "Program dla Beskidów". Chodzi w nim o to, by wskazać chore świerki, wyciąć je i wywieźć z gór, odławiać na bieżąco korniki, nasadzić buki i jodły, które nadają się do ocieplającego się gwałtownie klimatu. Są na to pieniądze - po 3 mln złotych przez kolejne cztery lata. Głównym sponsorem programu "Ratujmy beskidzkie lasy" jest Fundusz Inicjatyw Obywatelskich Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej.

Leśnicy wycinają więc martwe drzewa i wywożą z dala od zdrowych okazów. Gminy przy tym złorzeczą, bo ciężkie auta rozjeżdżają im śródleśne i wiejskie drogi. Nie ma jednak na to rady. Na razie realizowany jest wariant optymistyczny, choć gdzieniegdzie leśnicy przeszli do pesymistycznego. Wciąż walczą, by nie doszło do ostatniego, katastroficznego wariantu wydarzeń - gór bez lasów.

Ważne jest więc, żeby w akcję sadzenia drzew angażowało się jak najwięcej osób i wszyscy rozumieli, dlaczego zbocza łysieją. W poniedziałkowym sadzeniu "lasu edukacyjnego" udział zapowiedział m.in. dyrektor generalny Lasów Państwowych Marian Pigan. Przyjechać mają marszałek Sejmu Bronisław Komorowski i minister środowisk Maciej Nowicki.

Izabela Pigan, zastępca nadleśniczego w Nadleśnictwie Bielsko dodaje, że "edukacyjny las" będzie przykładem tego, jak powinny być przebudowywane lasy w Beskidach.

Dyrektor Szabla zdaje sobie sprawę, że działania podejmowane przez leśników czasami wywołują wśród mieszkańców niezadowolenie czy też podejrzenia o rabunkowy sposób prowadzenia gospodarki leśnej. Dlatego, by być jeszcze bardziej wiarygodnymi, współpracują m.in. z ekologami.

- Staramy się wspierać leśników. Nie jest to proste, bo wiele organizacji ekologicznych krytykuje nas za to mówiąc, że lasy te trzeba zostawić, by poradziła sobie z nimi natura - twierdzi Wojciech Owczarz, prezes "Arki". Dodaje, że akcja sadzenia drzew jest znakomitą okazją, by przy okazji mówić o roli lasów w naszym życiu.

Beata Sypuła - POLSKA Dziennik Zachodni

http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/905699.html[/b]



Wit - Wto Paź 21, 2008 5:56 pm


Las czeka na gości
17.10.2008
Pikniki, grzybobranie, spotkania z leśnikami, bartnikami czy myśliwymi - aż w 45 europejskich państwach jednocześnie w dniach 20-24 października będzie trwał Tydzień Leśny.

To okazja, aby ostępy leśne poznać od podszewki.

- Europejski Tydzień Leśny został ogłoszony przez ministrów odpowiedzialnych za lasy w 46 krajach europejskich - mówi Krzysztof Chojecki, rzecznik Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Katowicach. - Na terenie wszystkich nadleśnictw wchodzących w skład naszej dyrekcji organizowane będą liczne imprezy dla wszystkich chętnych.

Tylko w nadleśnictwie Katowice codziennie odbywać się będą inne atrakcje. W ciągu całego tygodnia od rana do popołudnia będzie można w grupie lub indywidualnie podążać z przewodnikiem szlakiem Leśnej ścieżki dydaktycznej i zwiedzać Leśną Salę Edukacyjną - wystarczy się umówić telefonicznie 032-252-51-41 i 032- 202-23-34.

- Każdego popołudnia w godzinach 16.30-18 oczekujemy na gości, którzy chcieliby lepiej poznać las i jego mieszkańców - mówi Grzegorz Skórczak, inżynier nadzoru w Nadleśnictwie Katowice.

W poniedziałek wszystkim chętnym zostanie przybliżona historia pewnej barci, czyli będzie można poznać leśne pszczelarstwo. We wtorek - myślistwo i tradycje łowieckie. W środę - poznać zachwycającą przyrodę i wysłuchać rozważań o św. Franciszku. Legendę Zakonu Templariuszy ściśle związaną ze średniowiecznymi lasami usłyszymy w czwartek. W piątek wysłuchamy opowieści o skrzydlatych mieszkańcach lasu. Leśnicy zapraszają też w czwartek 23 października w godz. 18-19. na projekcję filmu obsypanego nagrodami "Moczary i uroczyska".

Takie i podobne imprezy będą organizowane we wszystkich nadleśnictwach.

O szczegółach można się dowiedzieć kontaktując się z konkretnym miejscem (adresy znajdziemy na www.katowice.lasy.gov.pl w zakładce organizacja).

Po co to wszystko? W taki sposób odpowiedzialni za przyrodę chcą przekonać mieszkańców, że lasy wzbogacają nasze życie oraz środowisko na wiele sposobów.

Stabilizują gleby, są środowiskiem życia roślin i zwierząt, oczyszczają wodę i powietrze, zatrzymują gazy cieplarniane, a także generują przychody, dostarczają miejsc pracy i oferują ludziom zdrowe miejsca wypoczynku i rekreacji.

Beata Sypuła - POLSKA Dziennik Zachodni

http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/910830.html



Wit - Pon Gru 08, 2008 9:47 am
Albo ważka zalotka, albo zalane piwnice
Małgorzata Goślińska2008-12-07, ostatnia aktualizacja 2008-12-07 17:10



Kopalnia Bielszowice usuwa szkodę górniczą, działając na szkodę przyrodzie. Wypompowuje wodę ze stawu, w którym śpią chronione gatunki zwierząt
Pierwsi alarm podnieśli wędkarze z koła Halemba. Zapadlisko w Borowej Wsi, dzielnicy Mikołowa na granicy z Rudą Śląską, uważają za dobrodziejstwo przyrody. - Kiedyś było tu wyrobisko popiaskowe, najpierw zostało częściowo zasypane hałdą, a potem zapadło się z powodu eksploatacji węgla, wypełniło wodą i powstał staw, który ma prawie 10 ha powierzchni - zachwyca się Andrzej Skrzela. Ludzie chodzą tu na ryby od ponad 20 lat. Skrzela łowił szczupaki, widział raki, zaskrońce, mnóstwo żab, kaczek, ptaków drapieżnych.

Zawiadomił Jerzego B. Parusela, dyrektora Centrum Dziedzictwa Przyrody Górnego Śląska, który Zapadlisko w Borowej Wsi proponował włączyć do Europejskiej Sieci Ekologicznej Natura 2000 jako siedlisko chronionych płazów, ptaków i roślin. - Rośnie tam pływacz zwyczajny, torfowce, grężel żółty, gniazduje zimorodek, widziano ważkę zalotkę większą - wylicza Parusel.

Kopalnia Bielszowice, która fedruje pod Borową Wsią, co roku pompuje wodę ze stawu, żeby nie podtapiała sąsiedniego lasu. Lustro wody obniża się o pół metra i koniec. Tym razem jednak spadło już o półtora i, jak się dowiedzieliśmy, pójdzie w dół jeszcze o pół metra. Głębokość stawu zmniejszy się w sumie aż o połowę. - To karygodne i niehumanitarne robić coś takiego zimą, w okresie hibernacji zwierząt wodnych. Śpią w mule, a woda jest dla nich jak poduszka cieplna. Bez tej osłony przed mrozami nie przeżyją, prawdopodobnie wiele z nich już jest martwych. Po osuszeniu terenu to samo stanie się z roślinami, które potrzebują wilgotności - ostrzega Parusel.

- Gdyby kopalnia nie musiała, to nie robiłaby tego, bo to bardzo kosztowne - mówi Zbigniew Madej, rzecznik Kompanii Węglowej, do której należy KWK "Bielszowice". Nakaz usunięcia szkody wydał wiceburmistrz Mikołowa Adam Putkowski. - Powód był taki, że staw podtapia rowy odwadniające. Dyrektor kopalni bardzo się dziwił, bo staw znajduje się osiem metrów poniżej rowów. Przecież woda nie płynie w górę - dodaje Madej.

- Przez to, że teren osiada, podnoszą się wody gruntowe. Ludzie w Borowej Wsi mają zalane piwnice. Wyciśniemy tę ziemię jak gąbkę. Gdy staw zostanie odpompowany, woda do niego spłynie i ziemia się osuszy - tłumaczy Putkowski.

Przyznaje, że nie miał pojęcia o bogactwie przyrody zapadliska w Borowej Wsi. - Sprawdzimy i być może przywrócimy stan sprzed pompowania albo przeniesiemy chronione gatunki na teren naszego ogrodu botanicznego. Musimy mieć na uwadze dobro fauny i flory oraz dobro mieszkańców Mikołowa - obiecuje wiceburmistrz.

Sprawę bada również Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Katowicach.

Zalotka większa pojawia się w maju, w lipcu rozmnaża się. Jak każda ważka kopuluje w locie, a lata niezwykle szybko i zwinnie - potrafi nagle zatrzymać się w powietrzu lub stojąc, machać skrzydłami. W locie również łowi. Gdy samica składa jaja do wody, przepędza samców. Zalotkę można poznać po żółtej plamie na ciemnym odwłoku. W Polsce występuje głównie na północy Polski, na Lubelszczyźnie i w Wielkopolsce. Niszczą ją melioracje torfowisk i bagien.



Wit - Pon Gru 29, 2008 10:41 pm


Gorzyczki, Dębieńsko: Ropucha nie ma szans z walcem drogowym
dziś
Na trasie budowanej autostrady A1 ginęły setki tysięcy chronionych płazów: rzadkie odmiany żab, kumaków, traszek.

Tak twierdzi Stowarzyszenie Ekologiczne Eko-Unia, która o nieprawidłowościach poinformowało w swoim raporcie Komisję Europejską w Brukseli.

- Z naszych informacji wynika, że poproszono rząd o wyjaśnienia. Mamy nadzieję, że KE wpłynie na administrację i budowlańców, by do takich sytuacji w przyszłości już nie dochodziło - wyjaśnia szef stowarzyszenia, Radosław Gawlik.

- Ujawniliśmy 13 odcinków, na których płazy zostały przez budowę i sprzęt rozjechane. Naturalne rozlewiska były zasypywane, mamy zdjęcia i pełną dokumentację. Takie straty wśród płazów nie mogą pozostać bez wpływu na cały ekosystem w kilkukilometrowym pasie migracji płazów. Te zwierzęta są pod ochroną polskiego, a niektóre unijnego prawa, które też naruszono - wyjaśnia szef Eko-Unii.

Radosław Gawlik ma nadzieję, że Komisja Europejska ostro zareaguje na te nieprawidłowości. - Instrumenty ma spore. Może nawet nakazać zapłacić spore odszkodowanie, albo zobowiązać budowlańców do kompensaty szkód i respektowania przepisów w przyszłości - wyjaśnia Gawlik.

By pokazać przykładowy wpływ autostrady na płazy, autorzy skoncentrowali się na najbardziej zaawansowanym odcinku Sośnica-Bełk. Jego długość wynosi 15,4 km. Badano tereny m.in. w okolicach stawów w Knurowie, Stanowicach, Czerwionce-Leszczynach.

Na tamtejszych mokradłach stwierdzono występowanie wielu gatunków chronionych. Dominowało kilka gatunków żab i ropuch, traszek i rzekotek.

"Przykładowo w Knurowie płazy były masowo rozjeżdżane przez pojazdy budowy. Odnotowano również przypadki zasypywania uwięzionych w wykopach osobników" - wyjaśnia w raporcie doradca Eko-Unii, dr Marek Sołtysiak, który przygotował raport dla KE. Dowodzi w nim, że przygotowane przez budowlańców zaplanowane przejścia dla zwierząt są niewystarczające i tak naprawdę to próba "legalizacji niszczenia gatunków chronionych".

Artur Mrugasiewicz z Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad w Warszawie zapewnia, że zarzuty ekologów są bezpodstawne i żadna unijna dyrektywa siedliskowa na tym odcinku nie została naruszona. Zapewnia, że wszystkie rozwiązania projektowe były szczegółowo analizowane przez ekspertów i zyskały ich aprobatę, m.in. Wojewódzkiej Komisji Ochrony Przyrody Województwa Śląskiego, czy Wojewódzkiej Rady Ochrony Przyrody. Te spotkania odbywały się w latach 2003-2005, a więc na kilka lat przed przystąpieniem do robót.

Drogowcy przypominają, że zgodnie z decyzją o środowiskowych uwarunkowaniach z 2006 roku, muszą zapewnić możliwości migracji zwierząt poprzez zaprojektowanie odpowiednich przejść, stworzenie możliwości ucieczki zwierząt ze strefy zagrożenia i z tego się wywiązują.

Mrugasiński przypomina, że także w trakcie wykonywanych odcinków (Sośnica-Bełk i Świer klany - Gorzyczki) oddział GDDKiA w Katowicach nawiązał kontakty z lokalnymi organizacjami ekologicznymi. Budowlańcy znają też zastrzeżenia Marka Sołtysiaka, herpetologa, (herpetologia to nauka o zwierzętach pełzających - przyp. red.) który społecznie prowadził obserwacje płazów i doniósł o nieprawidłowościach w zakresie ochrony zwierząt. - Latem uwzględniliśmy podane przez niego zastrzeżenia. Prowadziliśmy także ewakuację żab ze sztucznych siedlisk do innych terenów. Prace te prowadzono wraz z monitoringiem pojawienia się nowych osobników - wyjaśniają w GDDKiA.

M.in. pod koniec sierpnia tego roku zobowiązano nadzór inwestorski do składania comiesięcznych raportów odnośnie prowadzonych prac w zakresie ochrony środowiska oraz zgłaszania na bieżąco wszystkich ewentualnych problemów. Na 14-kilometrowym odcinku Bełk-Świerklany projekt budowlany zakłada wykonanie czterech przejść dla zwierząt dużych (przejścia dolne), trzech przejść dla zwierząt średnich, 23 przepustów ekologicznych dla płazów oraz dziewięć przepustów hydrologicznych mogących spełniać funkcje przejść dla małych zwierząt. - Duże przejścia dolne zlokalizowane są pod wiaduktami i estakadami. Przejścia ekologiczne powstaną m.in. w rejonie podmokłych terenów w Szczejko-wicach, Kolonii Nowa Wieś oraz zbiorniku wodnym w Rowniu w rejonie Jeziora Żory-Folwarki i stawu Papierok - wyjaśnia Mrugasiński. - Według naszych opracowań, biorąc pod uwagę fakt występowania dużej liczby przejść dla płazów oraz dużą ilość zbiorników wodnych w sąsiedztwie odcinka autostrady, nie zachodzi obawa ograniczenia liczebności gatunkowej płazów, czy też zaniku poszczególnych populacji - wyjaśnia Mrugasiński.

A na dowód ekologicznych działań podaje przykład. - Gdy na jednym z odcinków robotnicy zauważyli gniazdo jaskółki brzegówki, wstrzymali prace do czasu wylęgu piskląt - mówi.

Jacek Bombor - POLSKA Dziennik Zachodni

http://slask.naszemiasto.pl/wydarzenia/940610.html



Wit - Wto Sty 06, 2009 10:34 am
Gliwiczanie uparcie bronią lip przed ścięciem
Jacek Madeja2009-01-04, ostatnia aktualizacja 2009-01-04 20:52



Nie pomogły protesty i zbieranie podpisów, dlatego mieszkańcy ul. Sowińskiego zwrócili się do SKO. Walczą o ocalenie ponad 150 drzew i odnieśli pierwszy sukces.

Szpaler drzew przy ul. Sowińskiego ciągnie się od ul. Daszyńskiego aż do budynku zakładów Polskich Odczynników Chemicznych. To głównie lipy, które mają 80 lat.

Grzegorz Sokalla mieszka przy ul. Sowińskiego od dziecka. Już wtedy lipy przy drodze były dorodnymi drzewami. Dlatego gdy dowiedział się, że aleja lipowa ma zniknąć, postanowił o nią walczyć. Murem za nim stanęli pozostali mieszkańcy.

- Przepiękna aleja rosła przez wiele lat. Ściąć te drzewa można choćby w ciągu jednego dnia. Ale ten, kto to zrobi, niech pamięta, że nowe szybko nie wyrosną - mówi Marek Ciszek. - Nawet nie potrafię sobie wyobrazić, jakby nasza ulica wyglądała bez tych lip - dodaje Bogusław Babirecki, jego sąsiad.

Miasto chce wyciąć prawie 150 drzew, bo planuje poszerzenie drogi z sześciu do siedmiu metrów. Już w kwietniu zeszłego roku mieszkańcy pod protestem zebrali ponad 200 podpisów. To jednak nie przekonało urzędników.

Mieszkańcy postanowili, że nie odpuszczą. Założyli stowarzyszenie Gliwickie Drzewa, zaczęli studiować przepisy, o pomoc poprosili zaprzyjaźnionego prawnika. - Przejrzeliśmy wszystkie dokumenty. Okazało się, że powiatowy inspektor sanitarny nie sporządził raportu oddziaływania na środowisko tej inwestycji - Sokalla uzasadnia skierowanie sprawy do prokuratury.

Prokuratura dwukrotnie rozpatrywała skargę mieszkańców, aby w końcu ją oddalić. Ci jednak nie dali za wygraną i zwrócili się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. - SKO uchyliło zaskarżone przez nas postanowienie i nakazało jego ponowne rozpatrzenie. Widać ktoś wreszcie poszedł po rozum do głowy. Przecież to niedopuszczalne, żeby twierdzić, że wycinka prawie 150 zdrowych drzew w centrum miasta nie będzie miała wpływu na środowisko - tłumaczy Sokalla.

Marek Jarzębowski, rzecznik gliwickiego magistratu, przypomina, że miasto na razie nie podjęło ostatecznej decyzji, czy drzewa zostaną wycięte. - Nawet jeśli inwestycja ruszy, to weźmiemy się za nią nieprędko. Najwcześniej za dwa lata - mówi rzecznik.

Gliwiczanie z Sowińskiego nie zamierzają jednak odpuszczać. - Chcemy pokazać urzędnikom, że w tej sprawie będziemy im przez cały czas patrzeć na ręce i sprawdzać szczegółowo wszystkie dokumenty z nią związane - zapowiadają.





Kris - Pią Lut 06, 2009 10:33 pm
Milion drzew w Beskidzie Żywieckim

Fundacja Nasza Ziemia chce posadzić w Beskidzie Żywieckim milion drzew. Projekt nazwany "Moje silne drzewo" finansuje firma Żywiec Zdrój. Drzewa będą sadzone na terenie Nadleśnictwa Węgierska Górka, które obejmuje cztery gminy: Radziechowy-Wieprz, Lipową, Milówkę i Węgierską Górkę.

Wójt Węgierskiej Górki, Piotr Tyrlik podkreśla, że liczba obumierających tam świerków może być przyrównywana do klęski ekologicznej.

Projekt sadzenia miliona drzew w Beskidach obejmuje także program edukacji ekologicznej w szkołach powiatów: bielskiego, żywieckiego i cieszyńskiego. Wiceprezes Fundacji Nasza Ziemia, Sławomir Brzózek informuje, że nowymi drzewami zostanie obsadzonych 110 hektarów.
Drzewa będą sadzone między innymi na stokach Baraniej Góry, spod której wypływa Wisła. /iar/
http://ww6.tvp.pl/6605,20090205875530.strona



Wit - Pon Kwi 06, 2009 8:40 pm
Walczą o spokój dla nietoperzy
Jacek Madeja 2009-04-05, ostatnia aktualizacja 2009-04-05 21:12:00.0



Mimo negatywnej opinii inwestor, który chce wybudować osiedle tuż obok bytomskiego rezerwatu Segiet, nie wycofuje się ze swoich planów. Przeciwni są mieszkańcy i ekolodzy.

Rezerwat, który znajduje się przy granicy Bytomia i Tarnowskich Gór, to prawdziwy nietoperzowy raj. Ciągnące się pod ziemią sztolnie ssaki uznały za doskonałe schronienie. Co roku zimuje tu aż osiem gatunków nietoperzy, a dla nocka dużego to największe miejsce zimowania w Europie. Ich legowiska są objęte unijnym programem ochrony Natura 2000.

Problem zaczął się rok temu, kiedy firmy deweloperskie odkryły, że sąsiedztwo rezerwatu to wymarzony teren na osiedla domków. Na nic się zdały protesty mieszkańców i ekologów. Pod topór poszły drzewa sąsiadujące z rezerwatem i zaczęły wyrastać kolejne domy.

- Budowa jednego z osiedli zniszczyła drzewa, które stanowiły naturalną strefę ochronną rezerwatu. Na dodatek wycinka została przeprowadzona bezprawnie - uważa Henryk Bonk, który wśród mieszkańców zebrał 600 podpisów w proteście przeciwko inwestycji. Radny złożył także doniesienie do prokuratury, że drzewa zostały wycięte bez potrzebnych pozwoleń.

Jakby tego było mało, firma Expedite II planuje budowę kolejnego osiedla. Chce postawić 18 wielorodzinnych domów. Tym razem budynki są blisko głównego otworu wlotowego do podziemi, z którego korzystają nietoperze.

Póki co lokalizacji nie zaakceptowała Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska. Pozytywna opinia dyrekcji jest jednym z warunków wydania decyzji o warunkach zabudowy.

Jednak, jak tłumaczą urzędnicy, przyczyny były jedynie proceduralne. Inwestor nie dostarczył odpowiednich planów i map geologicznych. - Żaden z dokumentów zebranych w sprawie nie dawał możliwości zidentyfikowania obszaru objętego wnioskiem, a tym samym dokładnego położenia planowanej inwestycji względem otworu wlotowego nietoperzy - wyjaśnia Mirosława Mierczyk z Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska.

Przedstawiciele Expedite skorzystali już z prawa odwołania do Głównej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Tym razem liczą, że nie będzie problemu z pozytywną opinią. - Uzupełniliśmy plany o odpowiednią skalę odległości i legendę. Mamy teraz wszystkie potrzebne opinie, analizy i raport oddziaływania na środowisko. Z tych dokumentów jasno wynika, że nietoperzom nic nie zagraża - przekonuje Agnieszka Kazirod, kierowniczka projektu w Expedite II.

Plany budowy osiedla obok rezerwatu niepokoją też ekologów z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot. Od kilku lat przyrodnicy monitorują poczynania inwestorów wokół rezerwatu. Teraz jako jedna ze stron będą opiniować raport oddziaływania na środowisko przygotowany na zlecenie Expedite II.

- Podziemia to jedno z największych zimowisk nietoperzy w Polsce i Europie. To unikatowy przyrodniczo teren. Dlatego będziemy bacznie śledzić, czy wybudowanie osiedla domów w tak bliskiej odległości nie zagrozi ich istnieniu - mówi Iwona Kukowka z Pracowni.



Kris - Pią Maj 15, 2009 8:04 am
Bitwa o Górę Hugona

Anna Ginał, 2009-05-14 20:54
To zamach na przyrodę i nasz spokój - tak mieszkańcy świętochłowickiej dzielnicy Zgoda mówią o urzędniczym pomyśle sprzedaży terenów na tak zwanej Górze Hugona. Wszystko po to by mogły tam powstać domy jednorodzinne. Mydlenie oczu - odpowiadają mieszkańcy. Jak mówią - nikt z włodarzy miasta nie da im gwarancji, że w miejscu, w którym dziś rośnie las, jest cisza i spokój - nie powstanie na przykład supermarket.



Kwitnie ostry konflikt: mieszkańcy ulic Bukowej i Komandra w Świętochłowicach kontra urzędnicy. Państwo Lukasowie znaleźli tu swoje miejsce na Ziemi. Teraz drżą, że stracą je bezpowrotnie. - Boimy się co tu będzie, bo nic nie wiemy, nam nikt nie chce powiedzieć, krętactwo na ten temat się uprawia! - mówi Halina Lukas, mieszkanka Świętochłowic. Urzędnicy planują by powstały kolejne domy jednorodzinne. Mieszkańcy w to jednak nie wierzą. Uważają, że świętochłowicką "zielona krainę" ktoś chce zamienić w... biznes. Podczas wczorajszego spotkania mieszkańców z urzędnikami w magistracie nastąpiła ostra wymiana zdań i zero kompromisu. Dlaczego? Bo ludzie według władz - zmieniają zdanie o tym miejscu jak rękawiczki. - Chcą zachować status quo tego terenu, jedno jest bezsprzeczne: jest to teren gminy, działka gminy, w oparciu o to, że istnieje tam osiedle - miasto chce poszerzyć to osiedle o kolejne budynki - odpowiada Czesław Chrószcz, zastępca prezydenta Świętochłowic.

I tu sporu ciąg dalszy, bo mieszkańcy okolic Góry Hugona pewności władz już nie podzielają. - Nie wiadomo co tu może powstać - mogą być hale produkcyjne, magazyny, coś jeszcze innego - uważa Marian Piegza, mieszkaniec Świętochłowic. Dziś - choć nie w murach urzędu, a w pięknych okolicznościach przyrody emocje nie opadają. Beniamin Buchczyk mieszka tu niemal całe życie. O pomyśle rozbudowy osiedla mówi krótko: koniec spokoju. Jak będzie trzeba to sięgną po inne argumenty: nie słowa i pisma. - Próbujemy wykorzystać wszystkie możliwe formy nacisku na pana prezydenta by unieważnił przetarg, który rozpisał na 22 maja. Jak nie uda się tego zrobić - będziemy walczyć z przyszłym inwestorem!

Zieleń przede wszystkim - tak całą sytuację określa Zofia Piękoś, specjalista planowania przestrzennego. - Nie należy, szczególnie tu, na Śląsku ograniczać terenów zielonych. Z wielu powodów - między innymi dlatego, że środowisko jest tu dostatecznie skażone.

Mieszkańcy tej okolicy poprosili o pomoc władze województwa. Chcą zapewnienia, że tereny Góry Hugona nie zamienią się w plac budowy. Chyba, że chodziłoby o.. zbudowanie zgody.
http://www.tvs.pl/informacje/11094/



Emenefix - Pią Cze 19, 2009 8:18 pm


Katowice stworzą zielony korytarz wzdłuż Ślepiotki



Nie Rawa, lecz Ślepiotka może być pierwszą zrewitalizowaną rzeką Katowic. Władze przymierzają się do prac w korycie najczystszej rzeki w mieście. - Oby szybko! - grzmią przyrodnicy.

Projekt, który ma zostać sfinansowany ze środków Unii Europejskiej ma być pilotażowym działaniem w ramach unijnego programu REURIS (Rewitalizacji Miejskich Przestrzeni Nadrzecznych), którego koordynatorem na Polskę jest Główny Instytut Górnictwa w Katowicach

Rzeka inna niż wszystkie

- Już na początku lat 90-tych wykonywano dla miasta koncepcję zagospodarowania tych terenów. Wybraliśmy dolinę Ślepiotki ze względu na jej w miarę naturalny charakter i całkowity brak zabudowy na terenie koryta - mówi dr Leszek Trząski z GIG-u, autor programu. - Nawet jeśli odtworzymy naturalne koryto rzeki, nie istnieje ryzyko powodziowe, bo rzeka nigdy takiego zagrożenia nie sprawiała - dodaje naukowiec.

Projekt traktowany jest jako jeden z najbardziej prestiżowych przedswięzięć rewitalizacyjnych na terenie Unii. Ponowne zagospodarowanie takich terenów będzie uwzględniać ochronę lokalnej przyrody lub nawet odworzenie jej z równoczesnym zapewnieniem dostępności dla rekreacji. W niektórych przypadkach projekt rewitalizacyjny obejmuje także odtwarzanie dóbr dziedzictwa kulturowego - np. urządzeń hydrotechnicznych.

Miasto chce poprawić jakość odprowadzania wód deszczowych z dorzecza Ślepiotki, odtworzyć system retencyjny oraz, co najważniejsze wybudować ciągi pieszo-rowerowe wzdłuż zrewitalizowanego koryta oraz stworzyć dwa place przyrodniczo-edukacyjne.

Mieszkańcy domagali się zieleni

Jak zapewniają w matowickim magistracie wybór akurat tego miejsca był związany ze względami społecznymi.
- Przyjrzelismy sie warunkom prawno - własnościowym. Właścicielem tego terenu jest miasto, ponadto ponad jarem znajduje się duże osiedle a teren inwestycji nie kolduje z ogródkami działkowymi - informuje w rozmowie z MM Sabina Denysenko, nadzorująca projekt z ramienia UM Katowice, który rozpisał nieograniczony przetarg na wykonanie robót.

Ślepiotka na terenie Piotrowic - fot. Maciej Wójcik

- Docelowo chcemy, by w przyszłości zrewitalizować cały zielony korytarz Ślepiotki, tak aby pieszy czy rowerzysta w atrakcyjnych warunkach mógł przemieścić się z lasów Murckowskich do Panewnickich - wyjaśnia Denysenko.

Z rewitalizacji Ślepiotki zadowoleni są też przyrodnicy, którzy zauważają, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu na tamach na rzece można było się kąpać w krystalicznie czystej wodzie.

- To ciekawy projekt i ważny. Dobrze, że zczynamy od Ślepiotki, bo jest najłatwiejsza do rewitalizacji. Pamiętać należy jednak o całkowitym "odbetonowaniu" koryta oraz przywróceniu naturalnych meandrów rzece. Aby wróciła tu naturalna roślinność stale musimy zabiegać o jeszcze większe polepzenie klasy czystości tych wód - uważa dr Jerzy Parusel, kierownik Centrum Dziedzictwa Przyrody Górnego Śląska, od wielu lat prowadzący badania naukowe na terenie okolicznego rezerwatu "Ochojec".
- Problemem moga okazać się niektóre grunty prywatne, które schodzą w kilku miejscach aż pod samą rzekę, ale to przecież w interesie mieszkańców, by przywrócić im na nowo rzekę - dodaje Parusel.

W ramach projektu Reuris przeprowadzona zostanie rewitalizacja także Starego Kanału w Bydgoszczy, rzeki Stara Ponavka w Brnie oraz rzek Mze, Radbuza, Uhlava i Uslava w Pilznie oraz dolina rzeki Feuerbach w Stuttgarcie i rzeki i kanały w Lipsku.

http://www.mmsilesia.pl/6041/2009/6/19/ ... anged=true



Kris - Pią Lip 10, 2009 6:57 am
W Giszowcu chcą remontu ośrodka Barbara-Janina
dziś

Dwa zbiorniki wodne, ośrodek wypoczynkowy, kilka kilometrów ścieżek rowerowych i ścieżka edukacyjna. Ogromny potencjał kryje się w zaniedbanym i zapomnianym ośrodku Barbara-Janina w Giszowcu przy ul. Pszczyńskiej, nieopodal trasy pomiędzy Katowicami, a Tychami. Potencjału tego nie dostrzegają jednak urzędnicy, ani Lasy Państwowe, dlatego ośrodek nie ma szansy na odzyskanie dawnego blasku.

Najlepsze chwile przeżywał pod koniec lat 70. To jeden z ośrodków budowanych przez zakłady przemysłowe. Barbara-Janina należała do kopalni Staszic. W czasach świetności kompleks wypoczynkowy dla górników i mieszkańców osiedla w Giszowcu dysponował kąpieliskiem, boiskami sportowymi i terenami rekreacyjnymi, wokół było gwarno do zabaw i festynów.

Zapytaliśmy w Urzędzie Miasta, czy nie warto byłoby wykorzystać istniejącej na miejscu infrastruktury i zorganizować mieszkańcom Giszowca parku atrakcji z prawdziwego zdarzenia.

- Ośrodek nie należy do miasta. Proszę się kontaktować z Lasami Państwowymi - ucina temat Dagmara Ignor z biura prasowego UM. Barbara-Janina to własność Skarbu Państwa pozostająca w zarządzie Lasów Państwowych.

- Zadaniem Lasów Państwowych nie jest organizacja ośrodka wypoczynkowego, prowadzenie agroturystyki lub hotelu. Prowadzimy gospodarkę leśną. Ośrodkiem mogłoby się zająć miasto, albo podmiot prywatny - tłumaczy Grzegorz Skurczak, rzecznik prasowy nadleśnictwa w Katowicach. Inwestor musiałby przejąć grunty, na których znajduje się ośrodek, a także wyłączyć je z produkcji leśnej. - To wiąże się z dużymi kosztami, ponieważ dotyczy terenu, na którym są lasy chronione - dodaje Skurczak.

Lasy Państwowe inwestować w infrastrukturę ośrodka nie chcą, gwarantują za to, że stan obecny zostanie zachowany. Do przejęcia terenu nie spieszno też w magistracie. Mieszkańcy Giszowca nie ukrywają rozgoryczenia. Kąpielisko w ośrodku jest jedynym w okolicy, ale nie jest czynne, na budowę nowego się nie zanosi. - Teren ma ok. 60 km., a wszystko zwyczajnie marnieje - komentuje Jerzy Mazur z Giszowca.

- Studzę zapały mieszkańców. Inwestycje miasta na razie w ogóle nie wchodzą w rachubę, bo miasto nie zainwestuje w teren, którego nie jest właścicielem, nawet nie może tego robić. Reaktywacja basenu, który sprawdzał się dwadzieścia lat temu, dziś jest już niemożliwa, bo Sanepid, by go nie otworzył - przyznaje Jerzy Forjater, przewodniczący Rady Miasta.
Justyna Przybytek - POLSKA Dziennik Zachodni
http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/1021815.html



Kris - Sob Lip 11, 2009 3:05 pm
Największe atrakcje geologiczne Polski
dziś

Kamieniołom 'Blachówka' w Bytomiu.

Co łączy kamieniołom "Blachówka" w Bytomiu, skałki jurajskie w Olsztynie i górę Grójce w Żywcu? Podobnie jak siedem innych miejsc z województwa śląskiego znalazły się na liście stu najciekawszych atrakcji geologicznych Polski.

Katalog taki przygotowało Ministerstwo Ochrony Środowiska. Dla pasjonatów geologii to praktyczna wskazówka, gdzie rozwijać swą pasję, dla pozostałych może stanowić zachętę, by zainteresować się szeroko rozumianą nauką o Ziemi.

- W innych krajach już dawno powstały geoparki i infrastruktura wokół kamieniołomów, skałek i w starych kopalniach. U nas to dopiero plany, ale zachęcam do odwiedzania tych niezwykłym miejsc już teraz, szczególnie w wakacje - tłumaczy na stronie resortu ochrony środowiska Henryk Jacek Jezierski, podsekretarz stanu i zarazem Główny Geolog Kraju.

Umieszczone w katalogu obiekty (ich spis można znaleźć na stronie www.mos.gov.pl) podzielone są według województw. Przy każdym znajduje się opis miejsca oraz informacja jak do niego dotrzeć, a także charakterystyka znajdujących w nim warstw skalnych oraz innych atrakcji. Początkujący mogą też znaleźć w katalogu podstawowe pojęcia z zakresu geoturystyki, słownik pojęć i tabelę geochronologiczną.

Najwięcej atrakcji oferuje miłośnikom geologii Dolny Śląsk, Małopolska, Podkarpacie. Nasz region jest czwarty w stawce.
Michał Wroński - POLSKA Dziennik Zachodni
http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/1022965.html



Kris - Pią Lip 17, 2009 9:09 am
Otworzy się raj
dziś


Śląski Ogród Botaniczny będzie wreszcie dostępny dla zwiedzających. Bogdan Ogrodnik liczy na to, że nastąpi to już na wiosnę przyszłego roku

Prawie 6,5 miliona zł ma pochłonąć budowa Centrum Edukacji Przyrodniczej i Ekologicznej przy Śląskim Ogrodzie Botanicznym w Mokrem. Gmina nie wyłoży jednak na ten cel ani złotówki z własnych środków, bo udało się jej pozyskać tak wysokie dofinansowanie z Regionalnego Programu Operacyjnego województwa śląskiego. Zastrzyk finansów pozwolił urzędnikom na ogłoszenie pierwszego przetargu. Powinien zostać rozstrzygnięty już niebawem, a budowa centrum ruszyć jeszcze w te wakacje.

Dla członków związku stowarzyszeń i pozostałych pracowników ogrodu oznacza to pierwszą samodzielną siedzibę i o niebo lepsze warunki pracy. Dla wszystkich innych - że prawie 50 hektarów nieskażonej zieleni, które dotąd mogli oglądać tylko na zdjęciach i przez ubytki w ogrodzeniu, będą mogli ujrzeć wkrótce z całkiem bliska na żywo.

Na razie siedziba stowarzyszenia mieści się w mokierskim przedszkolu. W ciągu najbliższych dwóch lat ma się jednak przenieść do własnych pokoi, które powstaną na Sośniej Górze. Na razie mikołowscy "zieloni" mają tylko dwie pracownie - badań nad strukturą roślin i badań nad systemami adaptacyjnymi - obie w tym samym, co wszyscy przedszkolu. W nowym budynku znajdą się obszerne laboratoria i pomieszczenia, w których prowadzone będą zajęcia edukacyjne na skalę wojewódzką.

Ale, jak na ogród z prawdziwego zdarzenia przystało, zajęcia będą prowadzone także, a może przede wszystkim, w terenie.

- W bezpośrednim sąsiedztwie nowej siedziby planujemy kilka hektarów nasadzeń kolekcji edukacyjnych - opowiada Bogdan Ogrodnik, zastępca dyrektora ds. naukowych. - Będą to m.in. drzewa i krzewy klimatu umiarkowanego, czyli te spotykane od Japonii i Rosji po Kanadę i północne Stany Zjednoczone, jak np. sosna koreańska lub miłorząb.

Stowarzyszenie chce także skorzystać z dużej, prawie 50-metrowej deniwelacji Sośniej Góry, czyli sporego spadku terenu. Stworzy tam "wodospad" piasku i kamieni, czyli tzw. suchą rzekę, która będzie się wiła między roślinami. Z tej okazji zasadzona tam będzie również tzw. roślinność napiaskowa, czyli lubiąca suszę, jak ta, która występuje na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej.

Prace idą jednak do przodu nie tylko w okolicach Sośniej Góry. Stowarzyszenie planuje także zagospodarowanie zasadniczej części ogrodu. Nawet wcześniej niż za dwa lata, bo być może już na wiosnę przyszłego roku, ma on bowiem zostać otwarty dla zwiedzających.

Zacznie się od budowy czterech stawów (w tym dwóch retencyjnych, zabezpieczających pozostałe dwa), które zajmą ok. 0,5 hektara.

- To od dawna było naszą główną bolączką - przyznaje Ogrodnik. - Bez stawów nie mogliśmy rozwijać kolekcji. Podlewanie tak ogromnego obszaru to niewyobrażalny koszt, nie do zrealizowania bez własnego źródła wody. Do tego jest jeszcze aspekt przyrodniczy. Stawy to przecież także tereny nasadzeń.

Budowa ma się rozpocząć jeszcze w tym roku, kiedy zostaną załatwione wszystkie formalności. Jednocześnie ruszają przygotowania do stworzenia infrastruktury, która stawom będzie towarzyszyć. Powstaną ścieżki i alejki, nawet specjalne miejsca dla matek z dziećmi. I coś nie mniej ważnego: wejście do ogrodu, które pewnie znajdzie się naprzeciwko mokierskiego kościoła.
Katarzyna Grygierczyk - POLSKA Dziennik Zachodni
http://mikolow.naszemiasto.pl/wydarzenia/1024946.html



Kris - Pon Lip 27, 2009 9:17 pm
Martwe drzewa

Badania naukowców z Uniwersytetu Śląskiego potwierdzają, że nie powinno się usuwać martwych drzew z kompleksów leśnych. Gdy martwego drewna jest zbyt mało, las nie funkcjonuje prawidłowo - przekonują biolodzy.

Śląscy naukowcy - prof. UŚ dr hab. Piotr Skubała i mgr Magdalena Maślak z Katedry Ekologii Wydziału Biologii i Ochrony Środowiska - badają wpływ martwego drewna na obecność mechowców - stawonogów z rzędu roztoczy, których obecność znacząco przyspiesza rozkład martwej materii organicznej. Pod lupę wzięli tereny Babiogórskiego Parku Narodowego i Rezerwatu "Las Murckowski".

Naukowcy potwierdzili przypuszczenia, że martwe drewno jest niezwykle bogatym siedliskiem roztoczy, liczba ich gatunków jest w nim nawet większa niż w glebie. Ponadto drewno pozwala przetrwać roztoczom trudne warunki, zachowując wilgotność. Istotą pożytecznej działalności roztoczy jest z kolei znaczące przyspieszenie rozkładu martwej materii organicznej.

Jak wykazały inne badania, dzięki roztoczom rozkład dokonywany przez grzyby jest pięciokrotnie szybszy. Zjadają one martwą materię z grzybami i bakteriami, po przejściu przez ich przewód pokarmowy mikroorganizmy te dokonują rozkładu z jeszcze większą siłą - wyjaśnia prof. Skubała.

Jak dodał, mikroorganizmy glebowe rozkładają martwą materię, ale gdy wyczerpie się źródło tej energii, przechodzą w stan życia utajonego i ktoś musi je ponownie "obudzić" (biolodzy określają to mianem "sleeping beauty paradox"). Tym "kimś" są bezkręgowce glebowe. Dzięki roztoczom dochodzi do zjawiska, które biolodzy nazywają "the kiss of mite prince charming" (pocałunek pięknego księcia roztocza). To najważniejsza rola roztoczy dokonująca się w ekosystemach. (PAP)
http://ww6.tvp.pl/6605,20090725921393.strona



Wit - Czw Sty 21, 2010 12:53 am
Kornik wreszcie jest w odwrocie!
Katarzyna Koczwara gazetacodzienna.pl 2009-12-11, ostatnia aktualizacja 2009-12-11 14:14:12.0



Po 5 latach zmagań z usychającymi świerkami, w lasach widać znaczące zahamowanie rozprzestrzeniania się populacji kornika drukarza. Owad ten poczynił największe spustoszenie w lasach Beskidu Śląskiego. - Problem kornika powoli jest za nami - zapewnia nadleśniczy Nadleśnictwa Wisła Witold Szozda.

Świerki osłabiły zmiany klimatyczne, obniżenie poziomu wód gruntowych i zanieczyszczenie środowiska. Gdy drzewa zaczęły usychać, pojawiła się plaga kornika. Walczyć z nim można wycinając całe połacie lasów oraz ustawiając pułapki feromonowe (co roku wpada do nich 36 mln owadów).

Nadleśnictwo Wisła każdego roku odnawia ok. 250 ha lasów. - Najgorzej było w 2007 roku, kiedy wycięliśmy 300 tys. drzew. W 2008 roku wycinka objęła ok.120 tys. drzew, a w tym roku wyciętych będzie ok. 20 tys. sztuk. W ich miejsce co roku sadzimy ok. 1,5 mln nowych drzewek - wylicza Grzegorz Młynarczyk z Nadleśnictwa Wisła.

- Teraz wszystko zmierza ku dobremu. Ostatnie dwa lata były zimne i deszczowe. Kornik tego nie lubi. W dodatku coraz więcej owadów jest atakowanych przez różnego rodzaju pasożyty - przekonuje Grzegorz Młynarczyk.

Na efekty prac leśników przyjdzie jednak poczekać nawet kilkadziesiąt lat. Jodła, której ma być teraz więcej w Beskidach, wymaga zacienienia, dlatego najpierw sadzony jest modrzew jako gatunek przedpolowy. Dopiero za kilkanaście lat będzie można pod nim posadzić jodłę. - Dążymy do tego, aby odtworzyć drzewostan sprzed 200 lat. W Beskidzie Śląskim rosły wtedy buki, jodły i jawory. Świerka było znacznie mniej niż teraz i dominował drzewostan mieszany - dodaje Młynarczyk.

Wiele osób skorzystało na ratowaniu lasów, pojawiły się nowe miejsca pracy. Sadzenie drzewek prowadzone było na szeroką skalę. - Na razie nie ma obaw, że zabraknie pracy. Nasze działania są dostosowane do cyklu rozwoju roślin - przekonuje Maria Cieślar, jedna z brygadzistek pracujących w lesie.

http://bielskobiala.gazeta.pl/bielskobi ... ocie_.html

yeah...na jesien,jak sie przechadzalem naszymi szlakami to istny dramat



Kris - Wto Lut 16, 2010 8:50 pm
Droga przez rezerwat? Taką opcję nakazują przepisy
Anna Malinowska
2010-02-16, ostatnia aktualizacja 2010-02-16 19:10

Powstało pięć wariantów przebiegu ul. 73. Pułku Piechoty w Katowicach. Większość wzbudza kontrowersje wśród mieszkańców.


Rezerwat Ochojec. Czy powstanie tu ruchliwa droga?
Fot. Dawid Chalimoniuk / AG

Rezerwat Ochojec. Czy powstanie tu ruchliwa droga?

http://bi.gazeta.pl/im/5/7551/m7551515.jpg
Warianty przebiegu drogi
Ul. 73. Pułku Piechoty to dziś droga wiecznie zakorkowana. - Przebudowa nie tylko zniweluje korki, ale też pozwoli odciążyć ul. Brynowską czy Kościuszki - podkreśla Iwona Batkowska z Biura Rozwoju Regionu, które przygotowuje studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego Katowic.

Po przebudowie Trzy Garby mają stać się częścią projektowanej dla Katowic obwodnicy. Ułatwią też dojazd do nowego centrum handlowo-usługowego, które ma powstać w okolicach ul. Rzepakowej. - To na pewno nie będzie wielkopowierzchniowy supermarket, lecz wolno stojące budynki - dodaje Batkowska.

Od kilku dni katowiczanie mogą już, m.in. na stronie internetowej magistratu, zapoznać się z projektami nowej drogi. I tak:

- pierwszy zakłada poszerzenie istniejącej drogi o dodatkowy pas w każdym kierunku. Przebudowany zostałby również węzeł przy ul. Kolistej, tak by bez problemu wjechać na Pszczyńską, która również w tym miejscu zostałaby poszerzona o dwa dodatkowe pasy;

- w drugim wariancie mamy do czynienia z zupełnie nowym przebiegiem: droga rozpoczynałaby się od skrzyżowania Pszczyńskiej i Górniczego Stanu, a następnie prowadziłaby zielono-rekreacyjnymi terenami koło baru Rybaczówka, stawu Barbara i dalej, przecinając zespół przyrodniczo-krajobrazowy Źródła Kłodnicy, do ul. Kolejowej;

- w trzecim wariancie od ul. Pszczyńskiej i Kolistej drogi skręcałaby na południe i za zabudowaniami kopalni Staszic prowadziłaby równolegle do linii kolejowej przez Źródła Kłodnicy, a następnie wzdłuż Ślepiotki przez sam środek Ochojca łączyłaby się z Kościuszki;

- czwarty wariant przypomina trzeci, droga omijałaby jednak Ochojec i łączyłaby się z ul. Kolejową;

- w piątym wariancie nowa droga prowadziłaby na północ od istniejącej ul. 73. Pułku Piechoty - od Kolistej przez Dolinę Trzech Stawów - i włączałaby się do Kolejowej.

O projektach pan Artur z ul. Ziołowej w Ochojcu dowiedział się podczas niedzielnej sumy. - Gdy zobaczyłem projekty w internecie, złapałem się za głowę! Od razu napisałem protest, podobnie postąpiło wielu innych sąsiadów. Jak można proponować drogę w leśnym rezerwacie? - denerwuje się katowiczanin.

Andrzej Gumuła z firmy Grontmij Polska, w której powstaje projekt: - Wielość wariantów wynika z obowiązujących przepisów. Ustawa mówi, że musimy zaprojektować jeden podstawowy wariant i kilka alternatywnych. Dla nas podstawą jest poszerzenie ul. 73. Pułku Piechoty. Wiem, że droga w pozostałych wariantach przebiega przez tereny zielone i rekreacyjne, ale nie mieliśmy innej możliwości. Musimy projektować od punktu A do punktu B.

Ostateczną decyzję o wyborze wariantu podejmie regionalny dyrektor ochrony środowiska.
http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35 ... episy.html



Kris - Wto Lut 23, 2010 10:21 am
Groble w Turzy przeciekają, wieś boi się zalania


Na remont stawów zdobyliśmy 3,5 miliona złotych z Unii Europejskiej - mówi Zenon Pietras (© Fot. Agnieszka Materna)

Jacek Bombor, Aleksander Król

2010-02-23 08:00:02, aktualizacja: 2010-02-23 10:23:22

Groble przy stawach Łężczoka, największego rezerwatu Śląska, są w kiepskim stanie. Leśnicy przyznają, że przeciekają i w razie ich zerwania woda popłynęłaby wzdłuż obwałowań Odry i mogłaby zagrozić miejscowości Turze w gminie Kuźnia Raciborska.
Mieszkańcy maleńkiej wsi obawiają się o swoje bezpieczeństwo. Doskonale pamiętają, jak w 1997 roku woda wdarła się do ich domów.

- Odra i Ruda były jeszcze w korytach, a nas już zalewało. Część naszej wsi znalazła się pod wodą jeszcze szybciej niż Racibórz, bo wylały leśne potoki. Turze jest najniżej położoną wsią w całej okolicy. Gdyby puściły groble woda znów mogłaby do nas przyjść - przyznaje Marcelina Waśniowska, sołtys wsi Turze.
W groblach piżmaki wydrążyły nory. To osłabiło ich konstrukcję
Z powodu rekordowych opadów śniegu w styczniu i w lutym, a teraz coraz wyższych temperatur, w potokach jest coraz więcej wody. W miejscowości odżyły koszmarne wspomnienia. Podtopień obawiają się także mieszkańcy Ciechowic, miejscowości, która ze stawami Łężczoka połączona jest starymi rowami.

- W przeszłości zalewało już u nas pola, a wtedy nie było tyle śniegu co teraz - mówi pan Paweł, jeden z mieszkańców.

Sołtys Ciechowic Gerard Pannek tłumaczy, że bardziej boi się Odry, jednak przyznaje, że stan rowów zbiorczych odprowadzających wodę z Łężczoka pozostawia wiele do życzenia. - Rezerwat jest bardzo zapuszczony - mówi Pannek.

Leśnicy nie tają, że stan grobli zagraża podtopieniami. - Trzy groble przeciekają. Najgorzej wygląda Babiczok Północny - wyjaśniają.

W okolicach Łężczoka będzie bezpiecznie dopiero za trzy lata. Nadleśnictwo Rudy Raciborskie zdobyło na remont grobli i odtworzenie stawów pieniądze z funduszy Unii Europejskiej.
- Dotacja wynosi 3,5 miliona złotych. Do czerwca będzie sporządzony projekt budowlany inwestycji, ale roboty potrwają aż do 2013 roku - mówi nadleśniczy Zenon Pietras.

Gdy 1 marca 2009 roku założone na przełomie XIII-XIV wieku przez cystersów stawy przejęło na własność nadleśnictwo, leśnicy postanowili sprawdzić stan wałów. Okazało się, że są w kiepskim stanie i grożą przerwaniem. Hydrolodzy ustalili, że przyczyn jest kilka. Jedną z nich jest błąd konstrukcyjny, który popełnili cystersi. Nie wyłożyli podkładu gliną, która nie przepuszcza wody, w efekcie czego rdzeń grobli przepuszcza wodę. Ale swoje zrobił też czas.

- Tu i ówdzie piżmaki drążyły nory, poza tym pojawiły się pustki po spróchniałych konarach drzew - wyjaśnia Zenon Pietras.
Leśnicy nie czekali ani chwili dłużej i zdecydowali o spuszczeniu ze stawu znacznej ilości wody. - Po remoncie nie będzie już żadnego zagrożenia - zapewniają.

Wówczas będzie można wrócić do hodowli ryb. Bo bez nich zniknie unikatowe ptactwo i rezerwat przestanie spełniać swoją rolę. Hodowlane tradycje były utrzymywane przez wiele wieków, aż do końca 2008 roku, gdy działające na tym terenie Państwowe Gospodarstwo Rybackie przyniosło milion złotych strat i hodowlę ryb zamknięto.

Dlaczego teraz taka inwestycja ma się opłacać? Okazuje się, że zmieniły się przepisy, które od września ubiegłego roku gwarantują gospodarstwom rybackim położonym na obszarach objętych programem Natura 2000 dotacje do tego rodzaju działalności w wysokości 1000-1200 złotych za hektar. Dlatego jeszcze w tym roku część miejscowych stawów zostanie zarybiona. Zajmie się tym Państwowe Gospodarstwo Rybackie z Niemodlina.

- Cieszę się, że znów będzie można tu kupić ryby na święta, ale dziś najważniejsze jest bezpieczeństwo. W tej chwili wody w potokach jest już dużo. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby jeszcze przez groble w rezerwacie przedarła się woda - mówi pan Jan ze wsi Turze.

Rezerwat Łężczok to unikat przyrodniczy na skalę światową. Na jego terenie znajduje się zespół stawów o powierzchni 230 hektarów. Bytuje tu ponad 210 gatunków ptaków.

http://www.dziennikzachodni.pl/rybnik/2 ... ,id,t.html



Kris - Nie Kwi 04, 2010 11:03 am
Przy wypalaniu traw giną ludzie, rośliny i zwierzęta
Ewa Furtak
2010-03-30, ostatnia aktualizacja 2010-03-30 19:37

Nie ma dnia, żeby bielscy strażacy nie wyjeżdżali do pożaru traw. - Miną lata, nim uda się zmienić mentalność ludzi - martwią się ekolodzy. A strażacy przypominają: co roku w takich pożarach giną ludzie!


Fot. Tomasz Fritz/Agencja Gazeta
Wypalanie traw może spowodować pożar lasu


Plakat Fundacji Arka z zeszłorocznej akcji przeciwko wypalaniu traw
Fundacja Arka

Tylko w poniedziałek i w nocy z poniedziałku na wtorek na Podbeskidziu strażacy aż 20 razy wyjeżdżali do palących się łąk. Trawy płonęły m.in. w Bielsku-Białej, Godziszce, Kozach. - Od 18 marca mieliśmy już ponad 70 takich interwencji - mówi Patrycja Pokrzywa, oficer prasowy bielskiej straży pożarnej.

Strażacy przypominają: wysuszone po zimie trawy palą się w mgnieniu oka. Szybkiemu rozprzestrzenianiu się ognia sprzyjają wiejące teraz wiatry. W przypadku nagłej zmiany kierunku wiatru taki pożar bardzo szybko wymyka się spod kontroli. - Wtedy ogień może się przenieść na pobliskie lasy i zabudowania. Niejednokrotnie w takich pożarach ludzie tracą dobytek całego życia. Co roku w pożarach wywołanych wypalaniem traw giną też ludzie - ostrzega Pokrzywa.

Strażacy przypominają o tym codziennie, podobnie jak o tym, że za wypalanie traw grozi nawet 5 tys. zł kary. Niestety, ludzie niewiele robią sobie z ich apeli.

Kampanię, która ma uświadomić ludziom, jak wiele szkód robi wypalanie łąk, prowadzi bielska Fundacja Ekologiczna "Arka". Rozdawane są m.in. ulotki i plakaty. Wojciech Owczarz, prezes Arki mówi, że gdzieniegdzie pokutuje jeszcze pogląd, że wypalanie traw użyźnia glebę. Tymczasem naukowcy już od dawna mówią, że to bzdura. Jest wręcz przeciwnie: pożar łąki sprawia, że ziemia zostaje wyjałowiona do głębokości kilku centymetrów. Giną dżdżownice i inne sprzyjające rolnikom stworzenia. Wypalając trawę rolnik sam sobie szkodzi.

- Rozumie to coraz więcej ludzi. Poza tym, za wypalanie traw grozi odebranie unijnej dotacji, co jest dotkliwą karą finansową. Dlatego coraz mniej rolników decyduje się na to - mówi Owczarz. - Pojawił się za to inny problem - chuligani, którzy podpalają trawy po prostu dla zabawy - dodaje.

Owczarz przypomina, że każdy taki pożar zabija wiele chronionych roślin a także zwierząt. Podczas pożarów łąk giną jeże, kuropatwy, bażanty, zające... - Dlatego tak ważna jest edukacja, pokazywanie ludziom, dlaczego to jest złe. Mam nadzieję, że nadejdą czasy, kiedy nie będziemy mieli w ogóle do czynienia z tym problemem. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że to nie stanie się od razu. Minie kilkanaście lat, nim zupełnie uda się zmienić naszą mentalność - przewiduje Owczarz.

http://bielskobiala.gazeta.pl/bielskobi ... rzeta.html



Kris - Nie Kwi 04, 2010 11:08 am
Pogrzebali żaby w Remizie. Do stawu wjechały spychacze
Małgorzata Goślińska
2010-04-03, ostatnia aktualizacja 2010-04-02 23:09

Remiza w Siemianowicach Śląskich była jednym z najcenniejszych stawów na Górnym Śląsku pod względem występowania płazów. Ale miasto wpuściło do niego koparki i spychacze.


Fot. Dawid Chalimoniuk/Agencja Gazeta
Krzysztof Kokoszka z parą żab moczarowych ze zniszczonego stawu

Krzysztof Kokoszka uważa, że wiele żab i ropuch już tu wyginęło
Fot. Dawid Chalimoniuk/Agencja Gazeta
Krzysztof Kokoszka uważa, że wiele żab i ropuch już tu wyginęło

ZOBACZ WIDEO

*
http://katowice.gazeta.pl/katowice/10,9 ... lnosc.html
odtwórz
Bezcenne gatunki kontra ludzka bezmyślność

- W połowie marca staw aż się ruszał - mówi przyrodnik Krzysztof Kokoszka, z zamiłowania ornitolog i herpetolog, który od 11 lat śledzi życie płazów w Remizie i innych siemianowickich stawach. Ruch oznaczał, że właśnie rozpoczęły się gody, że jest tu mnóstwo płazów i że nie zostały odłowione przed rozpoczęciem robót ziemnych.

Rewitalizacja w Siemianowicach stała się modna. Wszystkie stawy wysychały, bo z różnych powodów miasto poodcinało wcześniej dopływ wody. - Cztery dopływy Remizy zostały skierowane na zbudowane obok pole golfowe, żeby trawka ładnie rosła - mówi przyrodnik.

Hektarowy zbiornik, który zamyka ul. Jaskółki, był uroczy, jakby nie z górniczego miasta: szuwary, bagna, wierzby wynurzające się z dna. Niski poziom wody, postrzegany przez miasto jako wada, sprzyjał rozprzestrzenianiu się pałki szerokolistnej, trzciny pospolitej, ponikła błotnego, rzęsy drobnej. Obfitość wodno-błotnej roślinności przyciągała ptaki - gniazdowały tu kokoszka, łyska, krzyżówka, trzcinniak - i przede wszystkim płazy.

- Remiza była jakby dla nich stworzona - zachwyca się Kokoszka, który zaobserwował tu 12 gatunków nizinnych z 14 występujących w Polsce, ściśle chronione najsurowszym prawem polskim i europejskim kumak nizinny i traszka grzebieniasta, ogromne ilości żab moczarowych i trawnych, bardziej pospolitych wodnych i jeziorkowych, ropucha szara i zielona, w sumie minimum tysiąc osobników. Gody rozpoczęło właśnie 300. Pozostałe jeszcze zagrzebane w mule czekają na cieplejszą temperaturę. Jeśli nie zostały zaduszone przez ciężki sprzęt.

Koparki i spychacze wjechały tu we wrześniu, gdy rozpoczęły się masowe wędrówki płazów na zimowanie. - Wystarczyło wtedy rozłożyć siatki, wyłapać zwierzęta i wypuścić do innych okolicznych stawów - mówi Kokoszka. Sprzęt rozjeżdżał dno Remizy do końca grudnia, dopiero sroga zima przerwała roboty.

Górnośląskie Towarzystwo Przyrodnicze już przed jesienią alarmowało siemianowicki magistrat o zagrożeniach, jakie niesie inwestycja. Zastępca naczelnika wydziału ochrony środowiska Artur Kledzik twierdzi, że płazy zostały przeniesione. - Mogą to robić tylko przyrodnicy upoważnieni przez ministra środowiska, wybrani w drodze konkursu - mówi Kokoszka, który sam ma takie uprawnienia. - Nic mi o takim konkursie nie wiadomo. Poza tym dlaczego staw w połowie marca się ruszał? - pyta.

Kokoszka twierdzi, że wiele żab i ropuch już wyginęło, a los pozostałych jest pod znakiem zapytania. Miasto chce zasiedlić Remizę rybami, które żywią się skrzekiem i kijankami. Sprawa trafiła do prokuratury i Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Jej wicedyrektorka Jolanta Prażuch mówi, że dopiero sprawę wyjaśnia.

Kokoszka: - Staw w parku Górnik miał dziewięć gatunków płazów, a po rewitalizacji ma trzy, znikł między innymi najcenniejszy kumak nizinny. Do podobnej degradacji doszło w innych stawach. Wiem, że trzeba czasu, żeby przywrócić bogactwo herpetofauny sprzed inwestycji, ale ropuchy zielonej i żaby moczarowej wciąż nie ma w Rzęsie, mimo że staw został zrewitalizowany cztery lata temu.

http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35 ... hacze.html
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • romanbijak.xlx.pl



  • Strona 2 z 2 • Wyszukano 124 wypowiedzi • 1, 2
    Copyright (c) 2009 | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.