ďťż
Droga ku lepszemu życiu.



A-kaea - So paź 16, 2010 12:43 pm
Położyła dłoń koźlęciu na oczach całkiem je zakrywając po czym szybkim wprawnym ruchem wbiła nóż mu w serce. Koźle szarpnęło się i znieruchomiało. "Przynajmniej nie cierpi."Podniosła sie i popatrzyła z nienawiścią na zezwłok ghula który zaatakował jej stado. Biedne kozie dziecko nawet nie zdążyło się zorientować kiedy bestia przegryzła je na pół. Chciała odejść już w stronę reszty stada kiedy jej uwagę przykuł znak wypalony na barku ghula. Znieruchomiała i pochyliła się nad truchłem. "Nie. To niemożliwe."Na łopatce trupa widniała złamana podkowa wpleciona w czaszkę. Zbladła i zaraz potem jej łagodna twarz wykrzywiła się w grymasie nienawiści. - Sługa starego Licza. Dotarł aż tutaj?- wyszeptała drżącym głosem. Szybko lecz dokładnie omiotła okolicę wzrokiem w poszukiwaniu zagrożenia. Jeszcze chwilę węszyła powietrze w poszukiwaniu innych zapachów rozkładu. Uspokojona ruszyła wreszcie do stada. Kozy pasły się tam gdzie je zostawiła a Yarg zamerdał ogonem na jej widok. Policzyła dobytek i stwierdziła z ulgą że są wszystkie. "Nie mogę tu zostać. Muszę znaleźć bezpieczne schronienie dla siebie i trzody.."Gwizdnęła krótko i Yarg podjął swoją pracę zaganiając stado, W wkrótce wyruszyli wszyscy dalej podążając w kierunku wschodzącego słońca.




A-kaea - So paź 16, 2010 1:43 pm
Droga się dłużyła lecz A-kaea nie chciała się zatrzymywać dopóki mogła. Chciała zwiększyć dystans od ostatniego obozowiska tak aby ewentualnie słudzy starego Licza którzy znajda swojego towarzysza nie zaskoczyli jej podczas odpoczynku. Szła pomiędzy drzewami starając się nie stawać na suche gałązki tak aby móc słyszeć dźwięki dobiegające przednią. Stado pobekując szło za nią ufnie a Yarg biegał wokoło i przywoływał do porządku "samotniczki". Węsząc wyczuła nagle w powietrzu wilgoć a po paru minutach do jej czułych uszu dotarł szmer wody. "Strumień. Będziemy mogli odpocząć." Po chwili wyszła spod drzew na rozległa polanę,która faktycznie była zagłębieniem w lesie które było przedłużeniem olbrzymiej równiny. Przez środek płynęła struga a w pobliżu jej wprawne oko odnalazło skrytą w cieniu jaskinię. - Yrg. Pilnuj. - powiedziała do psa i ruszyła ostrożnie w stronę groty. Węszyła powietrze i strzygła uszami w poszukiwaniu niebezpieczeństwa. Kilka kroków przed otworem w skale zamarła w bezruchu dostrzegając iż coś poruszyło się na skraju lasu. Powoli odwróciła głowę w tę stronę i znieruchomiała. Z pomiędzy drzew wyszedł szkielet odziany w całkiem dobrą kolczugę i hełm z nosalem. Powoli stawiając krok za krokiem wznosił w górę berdysz trzymany oburącz. - Witaj to zaszczyt , że dołączysz do nas. - powiedział szeleszczącym głosem i doskakując zadał cios. A-kaea w ostatniej chwili, nie spodziewając się tak szybkiego ataku, chwyciła "Widowmakera" i schodząc z Lini ciosu napastnika , uderzyła w jego czerep. Hełm wyhamował impet ciosu lecz sam rozleciał się od siły uderzenia która zdolna była powalić rosłego i silnego centaura. Napastnik zawrócił i zaatakował ponownie, centaurzyca naparła na niego tak , aby skrócić dystans i uderzyła obydwoma przednimi kopytami. Starcie było gwałtowne , a siła impetu powaliła nieumarłego. Cios maczugi na czerep spadł w tym samym momencie kiedy leżący wydobywał szeroki długi puginał, chrupnęło i dało się słyszeć krzyk wyzwalającej się z truchła duszy. Odskoczyła gwałtownie, gotowa do zadania ponownego ciosu gdyby trup chciał się jednak podnieść. Rozejrzała się nerwowo węsząc i w miejscu w którego wyszedł nieumarły dostrzegła cofającego się powoli , gremlina. Zdała sobie sprawę , że nie może pozwolić mu uciec. Oceniła sytuację i zrozumiała że nie zdąży go dopaść zanim tamten się teleportuje. Obsydianowe ostrze oszczepu przebiło ciało karła , a drzewce przeciążyło i spowodowało , że gremlin upadł na bok. - Cholera. - zaklęła ciężko dysząc. - Cholera. Czego oni jeszcze chcą przecież już nas pobili. -



A-kaea - So paź 16, 2010 5:08 pm
Pozostawiła pokonanych tam gdzie padli. Wydobyła tylko z ciała karła swój niezawodny oszczep. Otarła czarną krew z oręża o ciało zabitego i podeszła do wejścia do jaskini. Szybko skrzesała ogień i weszła do chłodnego wnętrza. Światło smyrgało po gładkich ścianach uciekających gdzieś w głąb. Kiedy ruszyła w głąb na środku olbrzymiej sali dostrzegła drewniany słup. "Bogowie Wiatru i Deszczu toż tu mógłby się zadomowić cały klan." Zbliżyła się do centrum w stronę słupa u stóp którego zobaczyła stare palenisko. Na drewnie pala jeszcze było widać resztki czerwonej i czarnej farby a u szczytu były uwieszone czaszki i końskie ogony. Stanęła jak wryta. - Klan Wiatru! - wystraszyła się własnego głosu który odbijając się od sklepienia uciekł w głąb jaskini. Chwilę stała nasłuchując lecz poza piskami nietoperzy żaden głos jej nie doszedł. "Skoro są tu nocni łowcy to nie ma drapieżników. Pocieszające."

Nastał świt na środku jaskini pod totemem klanu płonął ogień jasno oświetlając pomieszczenie. A-kaea wraz z Yrgiem wyprowadzali kozy na polanę. Poklepała psa po głowie. - Wygląda na to że zatrzymamy się tutaj.- westchnęła. -Eh. Gdyby tak jeszcze ktoś zapalił nam święty ogień. -



Pani Losu - N paź 17, 2010 5:52 pm
Od dawna mieli problem z tym kościotrupem ...
Aleerea była jedynym duchem cntaurzycy, który został, by strzec tej jaskini . Wraz z nią tułało się jeszcze kilka centaurów- kapłanów służących wiatru. Jednak nie widziała ich od dawna. Weszli oni w głąb jaskini i słuch po nich zaginął ...
Słyszała ciche głosy Ktoś wszedł. Co mam robić?. Tak na prawdę nic nie wiedziała o obronie jaskini. Była dość młodą kapłanką i posiadała dość mały staż kiedy umarła. Cały Klan Wiatru został dawno napadnięty przez bandę orków. Ona, Kenar,Aveleinen i Elladan jako kapłani schowali się w głębi jaskini. Wiedzieli, że przegrają tą bitwę. W sercu jaskini rozpalili ognisko i wezwali do siebie bogów wiatru. Poprosili wtedy o przedwczesne wyzwolenie ich dusz ... tylko tak mogli przetrwać i opiekować się jaskinią ... Czy to był wybór Aleerei ? Ona sama tego do dziś nie wie ... może zdecydowałaby inaczej gdyby miała więcej czasu na podjęcie decyzji ... może wolała sama paść martwa, może wcale by jej nie zabili ...
Wyszła zza rogu i ujrzała młodą centaurzycę walczącą z kościotrupem ... a potem zabił też gremlina ... przyglądała się naściennym malowidłom stworzonych jeszcze zza czasów jej prapradziadka .... Kobieta rozpaliła ognisko i zagoniła swoje stado ...
Aleerea podeszła do niej i stanęła za plecami. Jednak ona nie mogła jej zobaczyć, czuła jedynie jej obecność ...




A-kaea - Pn paź 18, 2010 6:44 am
Yrg zaskomlał a ona wyczuła w jego głosie niepokój. Powoli podniosła się na kopyta węsząc i strzygąc uszami cały czas obserwowała otoczenie. Blaski z ogniska pląsały na jej pokrytym bliznami i tatuażami ciele. Jasna twarz pod równo przyciętą grzywka była spokojna. Nic nie dostrzegła ani nie wyczuła i wtedy ogarnął ją zabobonny lęk. Wiedziała że stare pola bitew i miejsca takie jak te moga mieć swoich mieszkańców z którymi mogli nawiązywać kontakt Łucznicy żywiołów. Lecz ona była tylko tropicielem i wojownikiem o czym świadczył jej pomalowany czarną i czerwoną farbą ogon który teraz wisiał spokojnie.
- Jest tu kto? -
Cisza która jej odpowiedziała wcale nie napełniła jej serca odwagą. Wzięła z ognia szczapę i uniosła ku górze obracając się powoli dookoła, lecz światło też nie wniosło nic nowego do obserwacji. Rzuciła szczapę ponownie w ogień.
- Cholera wcale się nie boję. - powiedziała to aby dodać sobie otuchy. Wciągnęła głęboko powietrze w płuca i przypomniała sobie że Łucznicy Żywiołu karmią duchy przodków swoją krwią. Powoli wydobyła szerokie kościane ostrze i nacięła skórę nad nadgarstkiem. Kiedy krew popłynęła strząsnęła ja w płomienie.
- Nie jestem Łuczniczką Żywiołów. Nawet nie wiem czy to wam wystarczy. - w jej głosie brzmiało zagubienie i przeprosiny.



Pani Losu - Wt paź 19, 2010 5:20 pm
Aleerea uśmiechnęła się do siebie. Przed oczami kobiety stanęła a raczej objawiła się lekko znacząca sylwetka ducha ...
-Wiem, że się nie boisz ... jesteś bardzo dzielna ... - jej głos mile wypełniał jaskinię, był dźwięczny, dość cichy, ale przyjemny ...
Aleerea dotknęła skaleczonego miejsca i użyła swojej wciąż drzemiącej magii, by zaleczyć ranę.
- Jesteś bardzo dzielną cenaturzycą ... i nie potrzebnie dokonywałaś tego rytuału ...  zabiłaś kościotrupa i gremlina to wystarczy byś mogła tu dłużej zostać ... duchy będą Ci przychylne ... Zapraszam jednak Ciebie, Twojego przyjaciela, a także hodowlę do głębi jaskini tam jest dużo cieplej i bezpieczniej ... Rozpalisz ognisko na miejscu dawnego stosu kapłanów ... tylko ono daje tak duże ciepło ... nie było zapalane od dawna ... miło będzie widzieć jak płomyki skaczą ... - kiedy zorientowała się, że popadła w monolog umilkła i ruszyła w głąb jaskini ...
- Chodź za mną ... - powiedziała



A-kaea - Wt paź 19, 2010 5:27 pm
A-kaea popatrzyła na zasklepiającą się ranę i pożałowała że nie pozostała po niej nawet blizna. Wysłuchała słów ducha po czym gwizdnęła na Yrga i ruszyła za duchem. Pies zaganiał kozy które ruszyły za centaurzycą. Po drodze zgarnęła z ognia szczapę i przyświecała sobie nią po ścianach na których klan walczył , polował i żył. Dzieła wykonane rękami starych kapłanów lub Łuczników Żywiołów. Beczenie kóz wypełniało salę za nią a głos Yrga odbijał się od sklepienia niosąc w głąb groty. Nie zastanawiała się nad tym co robi po prostu ruszyła i podążała tak aby nie zgubić zarysów postaci przed sobą. Jaskinia zaczęła trochę się obniżać, kopyta trącały drobne kamyki, a do wyczulonych uszu dotarło powolne kapanie wody.



Pani Losu - Cz paź 21, 2010 2:31 pm
Schodziły coraz bardziej w głąb jaskini, tu strop znacznie się ożywił, w skałach płynęła krystalicznie czysta woda, która mieniła się na tysiąc kolorów.
Przeszły koło źródełka z którego niegdyś cały klan czerpał wodę.  Po chwili natrafiły zaś na niskie schody ... droga była dość długa ... Jaskinia stała się labiryntem korytarzy prowadzących do ... tego nikt nie wiedział ... niektóre ścieżki były nieznane nawet przez najstarszych członków klanu ...
Dochodziły coraz bliżej paleniska ... Aleeara nie wyczuła w pobliżu swoich duchowych towarzyszy ... Może zwiedzają niepoznane im dotąd labirynty - pomyślała. O wędrujących duchach usłyszała od babki szamanki, która potrafiła z nimi rozmawiać opowiadały jej ponoć dość często jaki tunel gdzie prowadzi ... staruszka jednak nigdy nie sporządziła żadnej mapy ...

W tym odcinku drogi zrobiło się już całkowicie ciemno ... Aleeara złapała rękę cenatrzycy by ta się nie zgubiła ... ona znała tą drogę na pamięć .... przeszły jeszcze kilkanaście kroków i znalazły się w wielkiej, okrągłej grocie ... W ciemnościach jednak nie było jej widać ... Pociągnęła centaurzycę za sobą ... wprost do uszykowanego niegdyś stosu ...
- Stoimy nad stosem, proszę Cię możesz go rozpalić? - powiedziała łagodnie do nowej znajomej ...



A-kaea - Pt paź 22, 2010 12:29 am
Zatrzymała się i uniosła w górę żarzącą się szczapę. U swoich stóp dostrzegła stos . Pochyliła się i włożyła żar w drewna, kilka mocnych dmuchnięć i płomyczki zaczęły lizać drwa. Pojaśniało. A-kaea rozglądała się ciekawie dookoła.
- Tu mieszkał klan Wiatru? -  raczej stwierdziła niż zapytała.  - Powiedz mi co się z nim stało? Został jeszcze ktoś żywy z niego? -
Popatrzyła na twarz przewodniczki, a potem ponownie dookoła.
- Zginęliście tu wszyscy? -
Ponownie pochyliła się i poprawiła drwa aby bardziej rozpalić ogień.
- Gotowe. - rzekła wesoło patrząc w igrające płomienie.



Pani Losu - Pn paź 25, 2010 8:38 pm
Aleerea długo się zastanawiała, w końcu przewała swe milczenie ...
- Nie wszyscy ... nie zginęli kapłani ... moi dotychczasowi towarzysze ... - odpowiedziała ze smutkiem w głosie ... za pomocą magii podniosła grubą, palącą się gałąź i poprowadziła ją w po kole ... tak, że jej światło ukazywało starodawne malowidła na ścianach ... Wydarzenia były przedstawione chronologicznie ... ostatnie rysunki przedstawiały bitwę członków klanu z wrogiem ... i ich upadek ...
Pochodnia zatoczyła koło ...
- Ja nie zostałam zabita ... sama oddałam swą duszę bogom jak moi towarzysze, by strzec tej jaskini nawet wtedy gdy już nie będzie kogo w niej bronić ...
Znów zamilkła i spojrzała na centaurzycę ...
- Co Cię tu sprowadza ? - zapytała się nieśmiało ... - pasterza nie łatwo spotkać w tych okolicach ... a zwłaszcza pasterkę ...



A-kaea - Śr paź 27, 2010 5:41 am
Długo przyglądała się malowidłom , które ożyły w jej wyobraźni, gdzieś w pamięci usłyszała okrzyki bitewne centaurów i potępieńcze wycia nieumarłych, szczęk oręża jęki konających i piszczałki wodzów wydających rozkazy. Przed oczami stanęły twarze jej wojowników, Ekhan, Soa-kiar, Meara, Kon-kigi... i inni ... gdzieś w sercu poczuła ukłucie a w kąciku oka zaszklił się słony diamencik. Ostatnia walk jeszcze raz przetoczyła się po północno-zachodnich równinach Opuszczonego Królestwa. Jeszcze raz niezawodny łucznik Kon-kigi umierał powolną śmiercią z przebitym płucem, mała Łuczniczka Żywiołów Mear, krzycząc przeraźliwie walczyła o życie, była najmłodsza z jej oddziału i taka wesoła. Potrząsnęła głową kiedy w głowie narastał tętent biegnących wojowników, ścisnęła piszczałkę , aż zbielały knykcie. Obrazy na ścianach znieruchomiały i umarli powrócili do zaświatów, jeszcze tylko przez chwile w jej uszach brzmiał krzyk umierającej Meary. Zacisnęła oczy i po chwili je otworzyła, przed nią stała Aleeara , a jej pytanie właśnie dotarło do jaźni A-kaei.

- Nasz klan. Klan Czarnego Płomienia zamieszkiwał daleko stąd na północny-zachód na rubieżach Opuszczonego Królestwa i Mglistych Bagien. Kiedy byłam źrebięciem wybuchła wojna w której wyrosłam. Hordy Starego Licza szarpały nasze osady , aż w końcu przerodziło się to w otwarty konflikt. Trwało to ponad 200 lat , aż w końcu Klan Czarnego Ognia praktycznie przestał istnieć. Zebrałam 50 dzielnych centaurów z którymi szarpaliśmy nieumarłych, w naszych rajdach zapuszczaliśmy się daleko w tereny Doliny Umarłych i tam atakowaliśmy wroga aby wycofać się i pojawić w innym miejscu. Lecz kiedy pozostało nas dziesięcioro rozpuściłam oddział i każdy ruszył na własną rękę. Ja dotarłam tutaj z moim stadem. Pasterzem jestem bo to zawód mojego ojca i brata... . A umiem tylko prowadzić wojnę lub wypasać stada. Szukałam ... nowego domu... może innego klanu... nie wiem. -
głos jej się załamał , a po twarzy przemknęły cienie bólu. Popatrzyła na swoją towarzyszkę.

- Może znajdzie się mój brat...kiedyś...może mały Soa-Kiar nie zginął jednak w ostatniej walce... .



Pani Losu - Cz paź 28, 2010 7:16 pm
-Hm .... Klan Czarnego Płomienia ... słyszałam kiedyś o nim ...co do Twojego brata ... myślę, że niestety znajduje się już wśród nas ... wśród duchów ... jednak jeśli tak jest ... Na pewno odnalazł drogę do Raju ... I na pewno nie tuła się po jaskiniach jak ja- dodała sobie w myślach ...
-Usiądź - zaproponowała centaurzycy ... Te malowidła nie są, aż tak wspaniałe ... są dość przesadzone ... "wielcy artyści" z naszego plemienia uwielbiali wyolbrzymiać walki, które stoczyli ... tak na prawdę nasz Klan nigdy nie był zbyt dobry w biciu się ... wiedliśmy dość spokojne życie, tylko od czasu do czasu nasi mężczyźni musieli przeganiać trolli z naszego terenu ... tak na prawdę zajmowaliśmy się hodowlą ... tak jak Ty ... dobrzy też byliśmy w zielarstwie ... jednak tego, żaden z "artystów" nie pokazał w swoich dziełach ...



A-kaea - Pn lis 22, 2010 9:12 am
A-kaea stojąc w pobliżu ognia oglądała malowidła na ścianach po raz wtóry. Jej myśli błąkały się po kurhanach je przyjaciół i bliskich. Ocknęła się słysząc głos towarzyszki.
- Czy nikt z waszego klanu nie ostał się przy życiu? Słyszałam o Łuczniku Żywiołów z waszego klanu. Zwał się Mon-adhur. Sława jego dotarła do nas i w innych klanach też jest o nim głośno. Szukam cały czas innych centaurów gdyż życie jakie mi teraz jest dane to dzban goryczy i smutku. Rozmowy z innymi nie potrafią przynieść ulgi. Nikt nie zrozumie centaura jak tylko drugi centaur. -
Opuściła głowę i westchnęła.
- Nawet jako wojowniczka nie mogę się spełnić, prawdziwy wojownik powinien bronić swego klanu. Nie ma klanu, nie ma czego bronić. -
Popatrzyła znużonym wzrokiem na Aleere, i rzuciła swój dobytek koło ognia.



Pani Losu - Wt lis 23, 2010 2:23 pm
Alaeea przyjrzała się cenaturzycy ... poczuła smutek ... wiedziała jak to jest ... po części ... i ona nie mogła walczyć za swój lud ... choć bardzo tego pragnęła ... wybrano los za nią ... i już niec nie mogła na to poradzić ...
- Mon-adhur- powiedziała w zamyśleniu ... było nas kiedyś dużo... nie zapamiętałam go ... chociaż ... kiedyś był w naszym stadzie centaur o tym imieniu ... nie znałam go jednak dobrze ... - zamilkła na chwilę
-Jeśli żyje ... niech czuwają nad nim bogowie wiatru i ziemi ... - spojrzała na malowidła naścienne .. gdyby nie była tylko duchem pewnie uroniłaby teraz łzę ... ale była tylko kolorową mgłą ... zarysem centaurzycy jaką była kiedyś ...



Yorino - Śr lis 24, 2010 8:38 am
Yorno, mistrz w fachu przewodnika, był świecie przekonany, że gubienie się to coś, co zdarza się innym. A tym czasem biegał zdezorientowany i szukał kogoś, kto łaskawie mu pomoże wyrwać się z tego padołu łez, jak to poetycko przyszło mu do głowy,kiedy  rozmyślał nad swoją obecną sytuacją.
Był dość głody, zmęczony, trochę poraniony, bo przez pewien czas ścigało go coś, co miało długie pazury i ostre zębiska. Wolał się nie oglądać i nie sprawdzać co to takiego było. Grunt, że udało mu się wskoczyć do rwącej rzeki. Dlatego też był również przemoczony. Włosy oklapły i przykleiły mu się do pleców i szyi. Strzepnął ogonem rozpryskując krople wody dookoła. Kichnął cicho i zmęczonym wzrokiem rozejrzał się.
W tymże momencie, dojrzał wejście. Do jaskini, ściślej mówiąc.
Ucieszył się. Było mu to bardzo na rękę. Przy okazji, wcale nie zastanawiał się czy ta jaskinia jest zamieszkana. Jeśli siedział tam niedźwiedź czy rodzina wilków - będzie miał kolejny kłopot. Starał się nie myśleć, co czeka go w głębi groty. Po prostu ruszył do przodu, pozostawiając po sobie mokry ślad. Starał się też, choć go trochę to niepokoiło, nie patrzeć na krew i jakieś trupy przed wejściem. Taki nierozsądny był Yorino.
Stuk jego kopyt odbijał się cichym echem, kiedy schodził coraz niżej.



A-kaea - Śr lis 24, 2010 8:45 am
Cóż mogła zrobić? Nic. Nie była w stanie ożywić duchów. Poprosiła jedynie towarzyszkę aby ta zechciała oprowadzić ją po jaskini i opowiedziedź o jej zakamarkach na wypadek gdyby jakaś koza się tu zgubiła. Po czym wzięła się za porządki. Pozbierała i wrzuciła w ogień wszystkie odpadki które nagromadziły się tu prze długie lata, wygnała szkodniki które mogły zagrozić koźlakom, wymościła sobie legowisko i zbiła prowizoryczna zagrodę dla swojego stada. Tak. To było to co poprawiło lekko jej samopoczucie. Na ogniu stał kamienny garnek w którym gotowało się mleko z ziołami, jego zapach rozchodził się przyjemnie po jaskini. A-kaea siedziała pomiędzy swoimi podopiecznymi i oglądała wszystkich w celu sprawdzenia czy które nie jest chore.W pewnym momencie do jej uszu doszło stukanie kopyt. Tak kopyt to nie były stopy. Wiec albo w jaskini zabłąkało się zwierzę albo... , nie to niemożłiwe, jest jedyna ze swojej rasy w tym miejscu. Podniosła się jednak gdy pies zainteresował sie głosami z korytarza biegnącego od wejścia. "Widowmaker" ogromna dwuręczna maczuga znalazła się w lewej ręce A-kaei.

- Kto tam? - krzyknęła w stronę korytarza i podeszła do jego wylotu. Ku jej zdumieniu to co się nim poruszało miało zarys centaura. "Kolejny duch?" opuściła broń czekając na przybysza.



Yorino - Cz lis 25, 2010 6:22 pm
Kiedy usłyszał pytanie, włosy stanęły mu dęba. A kiedy już zobaczył w półmroku obrys postaci z maczugą w dłoni, miał przemożną ochotę pryskać. Maczugi to jedna z tych rzeczy, z którymi wolałby nie mieć żadnego kontaktu.
Chciał też również krzyknąć, ale miast tego kichnął, kiedy właśnie otwierał już usta. Zapominając na setną sekundy o przerażającej maczudze w dłoni kogoś, kto zapewne potrafi jej użyć, siąknął cicho nosem. I w tejże chwili do jego zamroczonego i zmęczonego wszystkim umysłu wdarła się myśl, która już od samego początku spojrzenia na pytającego osobnika, głośno krzyczała gdzieś na pograniczu rozsądku domagając się zauważenia. "Cztery nogi, ciało konia i człowieka."  
- Em... To ja - odparł nosowo, ponieważ katar zatkał mu nos. Zrobił parę niepewnych kroków  do przodu. Chciał coś powiedzieć jeszcze, ale po prostu go zatkało, więc stał tak z otwartymi ustami, niczym ryba wyciągnięta z wody.
Centaur. Stała tam tak, jak... jak... no, jak centaur. Co było samo w sobie niezwykłe, bo przecież centaurów nie widzi się na każdym zakręcie. Niesamowite. Centaur.
W kącikach Yorino zebrały się łzy. Ale nie było tego widać, ponieważ i tak już cały był mokry.



A-kaea - Pt lis 26, 2010 6:41 am
Zmartwiała w bezruchu. Głos jej uwiązł gdzieś w głębi krtani i uciskał teraz nie dając szans wypowiedzenia ani jednego słowa. Powiodła wzrokiem po postaci przybysza a jej usta rozchyliły się lekko. Gdyby nie wzrost ... , ale pierwsze wrażenie minęło. potrząsnęła głową. "Nie to jest nie możliwe, jej brat nie żyje i nie ma co się łudzić". Kilka lat minęło kiedy widziała centaury, gdzieś na północy ich drogi się rozeszły. Czas ten dokuczał i dłużył się aż wreszcie ... . Otrząsnęła się ze wspomnień.
- Witaj. Zwę się A-kaea. Niech mój ogień będzie twoim, a Bogowie niech strzegą twoich ścieżek. Wejdź odpocznij. Głodny jesteś? Mam gorące kozie mleko, ser i trochę dzikiej cebuli. - uśmiechnęła się i poprowadziła gościa w stronę ognia. Trzask ogniska i pobekiwanie kóz w półmroku dawały domową atmosferę, a ciepło rozchodziło się po członkach dając wytchnienie ciału i komfort myślom.



Yorino - Pt lis 26, 2010 4:50 pm
- W-witaj. Jestem Yorino - odpowiedział i ruszył za A-kaen, kiedy ta poprowadziła go dalej.  Trzaskające polna przypomniały mu jak bardzo jest mu zimno i jak bardzo jest mokry. I głodny, o czym dał znać jego brzuch, który zaburczał głośno. Centaur uśmiechnął się przepraszająco i powiedział: - To ja może się skuszę kozi ser... - wymamrotał.
Przyglądnął się wszystkiemu z zainteresowaniem. Przesunął wzrokiem po malowidłach na ścianach, spojrzał na stadko kóz i rozglądał się jeszcze przez moment. W końcu jego wzrok spadł z powrotem na centaurzyce. Uśmiechnął się nieśmiało.
- Pomogę co coś spytać...? Kim jesteś? Znaczy, wiesz... Co tu robisz i w ogóle... - spytał i otrząsnął się z wody, po czym usiadł przed ogniskiem.



A-kaea - Pt lis 26, 2010 5:41 pm
- Jestem córka Mosz-arha. Przywódcy klanu czarnego ognia, w zasadzie byłam. Ojciec jak większość mężczyzn z naszego klanu osłaniało odwrót naszego klanu z naszych leży na północnym wschodzie Alarani w pobliżu Mrocznego Królestwa. Król Licz postanowił po przegranej przez nas wojnie, unicestwić cały nasz klan. W tym czasie ja z moim oddziałem szarpałam ziemie Króla Licza i wiadomość o jego śmierci oraz moich braci dostałam po fakcie. Walczyliśmy jeszcze przez miesiąc, ale w końcu jedyny sens jaki nam pozostał to umrzeć z honorem. Plan świetny ale gdy nasz klan przestał praktycznie istnieć, rozwiązałam oddział i rozeszliśmy się aby szukać szansy na ucieczkę z ziem Króla Licza w pojedynkę, to dawało większą szansę. Potem czekałam na resztę w wyznaczonym przez rozłąką miejscu... . po 2 miesiącach odeszłam... sama. - głos się jej załamał i odwróciła twarz od ognia aby nie było widać że oczy zaszły jej wilgocią.
- Potem za kilka sztuk broni kupiłam stado kóz. Pies sam się przybłąkał. W końcu dotarłam tu do tego miejsca. - westchnęła głęboko aby powstrzymać napływ łez.
- Totem który stoi tuż koło nas świadczy o tym że jaskinię tę zamieszkiwał Klan  Wiatru. - Wysmarkała nos bezpośrednio na ziemię. Podała Yorino miskę ciepłego mleka, dwie cebule i kawałek sera.
- Jedz, widać żeś głodny. Jak zjesz to może powiesz coś o sobie? -



Yorino - Pt lis 26, 2010 6:31 pm
Słuchał uważnie co mówiła do niego nowo poznana. W pewnym momencie otworzył usta ze zdumienia i tak już pozostał do końca. Klan Wiatru? Król Licz, samotność, ucieczka... Yorino spoglądnął na nią z podziwem.
Szybka zamiana tematu z jej krótkiej historii na to, żeby dać mu coś do jedzenia zaskoczyła go, więc nieprzytomnie odebrał od niej posiłek.
- To... niesamowite - powiedział w końcu cicho. Pochylił głowę nad strawą i przez chwilę milczał. W końcu zaczął jeść, zastanawiając się jednocześnie nad tym, co usłyszał. Przegryzał cebulę popijając mlekiem i pogryzając serem. Kiedy skończył, podziękował i odstawił miskę na bok.
Utkwił swoje spojrzenie w A-kaenie. Nie odpowiadał na jej pytanie. Coś innego bardziej go ciekawiło.
- Co teraz zrobić? Znaczy, skoro już jesteś w takim miejscu - w tym momencie machnął ręką pokazując wnętrze groty - to chyba nawet trzeba by coś zrobić. Bo przecież, jakby tu nie patrzeć, nie można w takiej sytuacji nie robić nic. Szukasz... ich, czy kogoś innego? Co teraz robisz? - Mówił coraz ciszej, jakby w trakcie swojej mowy uświadomił sobie, że wcale nie powinien o to pytać. W końcu zamilkł. Odwrócił od niej wzrok i wbił go ziemię.



A-kaea - So lis 27, 2010 2:11 pm
Zaciśnięte wargi pobielały. Takie pytanie sama sobie już zadała, spodziewała się raczej odpowiedzi od Yorino niż tego że będzie musiała dać odpowiedź. Popatrzyła po ścianach jaskini, na ognisko, na totem i w końcu zatrzymała wzrok na nim.
- Nie wiem jasna cholera. Nie wiem. -
Dotknęła dłonią "Widowmakera" jakby od broni chciała uzyskać pomoc, cofnęła rękę i potarła twarz ruchem wskazującym na psychiczne zmęczenie.
- Zostaję tutaj bo nie mam dokąd iść. Spróbuję urządzić tu swój dom. Może ktoś z Klanu Wiatru tu się pojawi? Może się zestarzeje tutaj? A może któryś ze sługów Króla Licza mnie tu znajdzie? Wtedy będę walczyła... . Nie wiem co mam zrobić. -
Westchnęła, położyła się podkurczając kopyta i zasłoniła dłońmi twarz.



Yorino - So lis 27, 2010 2:44 pm
- Ha - mruknął cicho do siebie. Nastała długa cisza, przerywana tylko pobekiwaniem kóz i trzaskiem polen w ogniu. Nie wiedział co powiedzieć. "Wszystko będzie dobrze?" Ta, jasne. Powiedz to komuś, kto w jednej chwili stracił wszystko. Przyjaciół, rodzinę, poczucie bezpieczeństwa... Na pewno się ucieszy.
Yorino nie mógł tak siedzieć i nic nie robić, patrząc na A-kaen przed sobą, która nie była w najlepszym stanie. Wstał też więc i obszedł ognisko pochylając się nad nią. Chciał delikatnie złapać ją za dłonie, ale zawahał się i miast tego położył jej swoje dłonie na ramionach.
- A-kaea. Chciałbym ci pomóc, naprawdę. Ale sam nie wiem jak. Nie jestem bohaterem. Na pewno nie takim jak Mon-adhur, taki jeden koleś. Szczerze mówiąc, właśnie się zgubiłem, bo byłem z nim w obozowisku. Więc widzisz, nie jestem Cudownym Dzieckiem Ratunku i Pomocy. Nie jestem posłańcem bogów, ani nikim takim. Ale jeśli chcesz, mogę ci pomóc. Tylko powiedz jak. Choć obawiam się, że raczej będę przeszkadzał. Wiesz - uśmiechnął się jakby do siebie - mam dwie lewe ręce.
Nie wiedział, czy robi dobrze. Robił to, co uważał za słuszne. A coś mówiło mu, że jej potrzebne jest pocieszenie i trochę nadziei. A taką on miał przynajmniej nadzieje. Nie chciał, żeby była tak smutna.



A-kaea - So lis 27, 2010 3:07 pm
Złapała go za rękę aż fala dreszczu przeszła Yorino. Popatrzyła mu w twarz unosząc brwi.
- Mon-adhur? To imię znają wszystkie klany na północy. Legenda centaurów. Znasz go osobiście? -
Pokręciła powoli głową i zamknęła oczy przyciskając jego dłoń do piersi.
- Znasz tego centaura? To nie możliwe. Ojciec opowiadał mi o nom historie. Ludzie na szlakach którzy mają coś na sumieniu oglądają się z lękiem za siebie na odgłos kopyt. A ty mówisz że go znasz. -
Otworzyła oczy i popatrzyła w jego, głęboko i mocno.
- On tu jest blisko? Prawda? -



Yorino - So lis 27, 2010 3:17 pm
- Eee... No taki wysoki, barczysty, chodzi z taką widmową wilczycą i w ogóle... - powiedział trochę zaskoczony szybką reakcją A-kae.
- Rzeczywiście, pewnie jest tu gdzieś niedaleko. Nie za długo błądziłem w tej okolicy, więc pewnie daleko nie odeszłem od obozowiska - przyznał, patrząc jak zahipnotyzowany w jej oczy.



A-kaea - So lis 27, 2010 3:22 pm
Reakcja była spontaniczna przepełniona radością i gwałtowna tak jak jej natura. pocałowała Yorina w usta i pozostała tak przez chwilę, po czym zawstydzona odwróciła głowę.
- Oh. Przepraszam. Dziękuję że tu jesteś. Może jeszcze mleka? -
Powiedziała to zmieszana i zebrała się aby sięgnąć po naczynie koło ogniska.



Yorino - So lis 27, 2010 3:44 pm
Yorino zastygł w zupełnym bezruchu. I stał tak, patrząc to trochę zdziwiony, zaskoczony, ale zarówno i dziwie zakłopotany tak samo jak A-kaea.
- Ehuh.. Nie trzeba przepraszać, naprawdę - wydukał i uśmiechnął się. W gruncie rzeczy, było to najbardziej miłe i przyjemnie podziękowanie jakie kiedykolwiek ktoś mu złożył. Odgarnął włosy z twarzy i trochę zaczerwieniony odwrócił się. Potrzebował minutki czy dwóch dla siebie.
W końcu popatrzył na A-kae.
- Cóż... skoro już wiemy, że gdzieś w okolicy siedzi sobie żywa legenda, to może warto by przemyśleć dalszy plan działania? -



A-kaea - So lis 27, 2010 3:54 pm
Zagarnęła włosy zbierając je w koński ogon i wiążąc rzemykiem, odsłaniając tym samym swoją szyję i dekolt. Uśmiechnęła się do Yorino bardzo ciepło.
- Plan? Może ty masz jakiś pomysł? -
Podeszła do stadka, pogłaskała kilka najbliższych kóz i wzięła na ręce najmłodszą kózkę.
- Jest problem bo najlepszym planem było by poszukać ich, ale właśnie okociły mi się trzy kozy i muszę się nimi zajmować. Same nie dadzą sobie rady. -
Popatrzyła znad maleńkiej główki koziołka na Yorino.



Mon-adhur - Pn lis 29, 2010 8:22 am
Wiatr zacinał i wył jak potępieniec. Mon-adhur otuli swoją derką Emitiel tak, aby i Laurendille mogła się pod nią ukryć. Podtrzymywał swoją klacz przy każdym kroku. U pasów wisiało mu kilkanaście królików i jeden srebrny lis którego upolował w drodze. Wyszli na skraj lasu i ich oczom ukazał się mały pokryty liśćmi kopiec. Stary centaur stanął i zapatrzył się przez chwilę w niego. Na szczycie kopca był wbity wysoki pal ozdobiony czaszkami zwierząt.
- To kurhan centaurów. Gdzieś w pobliżu musi być jaskinia. - przytulił mocno Emitiel  do siebie. - Gdybyśmy ją odnaleźli można by było tam zamieszkać na Miesiące Umarłych Liści i doczekać "Dnia Narodzin Słońca". Ciepłe i bezpieczne miejsce o ile nie jest zamieszkane. -
Rozejrzał się i powęszył powietrze. Po czym ruszył powoli podtrzymując Emitiel. Po lewej ręce srebrzyła się rzeka Dureid.



Laurendile - Pn lis 29, 2010 12:05 pm
Biegli niezwykle szybko. Parę razy Laurendile prawie spadła z ramienia Emitiel, ale trzymała się bardzo mocno. Przed przeziębieniem jej małego ciałka, uratowało ją koc Mon-Adhura. W końcu przystanęli w biegu. Kiedy centaur przytulał swą ukochaną, wróżka mało co nie spadła z jej ramienia.
- Hej, hej! Ja tu wciąż jestem! - rzekła donośniejszym, niż zazwyczaj głosem. Gdy mijali, kurhan, po jej karku przebiegł lodowaty dreszcz.
- Czyli szukamy jakiejś tam jaskini, tak? Duża ona chociaż? - zapytała Mon-Adhura, przelatując na jego ramię.



Mon-adhur - Pn lis 29, 2010 12:30 pm
Mon-adhur zamyślił się patrząc na kurhan. Po chwili zaczął mówić.
- Klan Wiatru to było około pół tysiąca dusz. W okresie zimy jaskinia dawała schronienie wszystkim. Wiec sama spróbuj sobie to wyobrazić. -
Potarł zziębnięte ramiona klaczy.
- W porządku Emitiel? -



A-kaea - Pn lis 29, 2010 1:50 pm
Oddała koźlę matce i podniosła głowę. Chwile nasłuchiwała.
- Słyszałeś to Yorino? Ktoś chyba się kręci tam na górze niedaleko wejścia. -
Dźwignęła maczugę i łuk. Popatrzyła na ogiera.
- Idziesz to sprawdzić? Czy sama mam iść? -



Yorino - Pn lis 29, 2010 5:26 pm
Yorino drgnął niespokojnie. Nie, nie chciał iść. Nie miał nawet broni. Był chuderlawy, słabowity. Nigdy nie walczył. Co najwyżej uciekał. Ale A-kaea właśnie dźwignęła maczugę i łuk. Powinien czuć jakiś wstyd, ale nic takiego nie odczuł. Przez sekundę nawet się tym zmartwił, ale teraz miał na głowie ważniejsze rzeczy. Zerknął jeszcze raz na A-kae i ruszył w stronę wyjścia. Przeszedł przez korytarz aż do wyjścia i ostrożnie postawił krok do przodu, na zewnątrz. Niedaleko dostrzegł jakieś sylwetki. Zmrużył oczy i przyglądnął się dokładniej.



Emitiel - Pn lis 29, 2010 5:55 pm
-Tak wszystko w porządku, tylko jest mi zimno - odpowiedziała.
spojrzała na Laurendile.
-Jak się czujesz malutka? Nie zmarzłaś ? - zapytała z troską w głosie. Z niewiadomych przyczyn lubiła tą małą istotkę.
Wiatr znów mocniej zawiał i  Emitiel przebiegły dreszcze.
-Znajdźmy tą jaskinie czym prędzej - powiedziała do ukochanego i ruszyła.



Laurendile - Wt lis 30, 2010 12:35 pm
Wywróciła oczami na odpowiedź Mon-Adhura. "Co on w takim grobowym nastroju? Chciałabym go zobaczyć, jak się uśmiecha... O ile to w ogóle następuje..." - pomyślała, lekko poirytowana. Jej zdenerwowanie rozwiał jednak głos Emitiel... i wiatr. Czując chłód, na swej skórze, przypomniała sobie, że nie jest okryta. Poleciała szybko z powrotem na ramię kobiety i uśmiechnęła się lekko.
- No może troszkę... - pisnęła i zakasłała. Usiadła na ramieniu centaurzycy i kichnęła.
- Daleko jeszcze? - rzekła, chodź w sumie nie spodziewała się odpowiedzi na to pytanie.



Mon-adhur - Wt lis 30, 2010 7:59 pm
Zatrzymał Emitiel i wskazał ręką kierunek.
- Tam. Tam jest jaskinia. Czuję to. - Szangrin zastrzygła uszami i zawarczała ostrzegawczo. Mon stanął sztywno nasłuchując wilczycy i węsząc powietrze.
- Co się dzieje Szar? - wilczyca opuściła łeb i ruszyła biegiem w stronę wskazaną przez Mon-adhura, po chwili skoczyła głucho warcząc i znikając w krzewach obok zarysu groty. Ku zdziwieniu wszystkich nagle ostrzegawcze warczenie zmieniło się w radosny skowyt.
- Co się dzieje... ? - Mon-adhur ruszył naprzód dzierżąc "Strażnika". Kiedy podbiegli do groty ich oczom ukazał się niezwykły widok. Na ziemi leżał przygwożdżony przez Szangrin Yorino a wilczyca zamaszyście lizała go po twarzy, tuż za nimi stała centaurzyca celując w nią z łuku z wyraźnym zdziwieniem na twarzy.



Yorino - Wt lis 30, 2010 8:10 pm
Jedyne co ujrzał, to wielka, szara masa z błyszczącymi ślepiami skacząca wprost na niego.
Yorino stęknął, kiedy wilczyca skoczyła mu do szyji i zwaliła z nóg.
- Hej, hej! Szangrin! Spokojnie! - wystękał pomiędzy zamaszystymi liźnięciami. Przeczesał wolną ręką futro wilczycy i uśmiechnął się do siebie. Chciał się podnieść, ale zamiast tego po chwili obydwoje tarzali się po ziemi, ponieważ wilczyca jakoś nie miała ochoty zaniechać tego, co robiła, pomimo usilnych starań Yorino. W końcu udało mu się odsunąć ją i dźwignął się na wszystkie cztery nogi.
Czyli tu musi być... rozglądnął się i ujrzał nadchodzącą grupkę.
- Witajcie! - powitał znajome twarze.



A-kaea - Wt lis 30, 2010 8:23 pm
To było szokiem. Yorino który dostrzegł jakiś ruch nie opadał nagle znalazł się na ziemi a nim znalazł się olbrzymich rozmiarów wilk. Uniosła łuk aby zabić zwierzę ale.. wilk zaczął lizać twarz ogiera. Chwile trwało zanim zdziwienie minęło i nawet zaczęła się śmiać kiedy stanęła przed nimi para centaurów. Klacz była bardzo ładna i A-kaea nawet poczuła lekkie ukucie zazdrości. Ogier był wyjątkowo duży, siwy, pokryty masą blizn i tatuaży. Był prawie ślepy a jego lewe oko praktycznie nie istniało. Poruszyła ustami nie wydając dźwięku aby po chwili otrząsnąć się z kolejnego zdziwienia. "Mon-adhur" wyszeptała. Po czym przycisnęła pięść do czoła i rzekła.
- Witaj Mon-adhurze Łuczniku Żywiołów. -



Emitiel - Śr gru 01, 2010 5:50 pm
Emitiel z Laurendile pobiegła za ukochanym i Szangrin, Esmodeusz zaś opuścił ją wraz z Mon-adhurem, jednak ten chyba go nie dostrzegł.
Kiedy okazało się, że wilczyca podbiegła do Yorino była zadowolona, choć ... poczuła pewne ukłucie smutku, przez cały pobyt na polanie dopiero teraz spostrzegła, że nie zauważyła kiedy odszedł ...
Kolejna igła wbiła się w jej serce kiedy Mon-adhur uśmiechnął się do młodej centaurzycy. Tym razem była to igła zazdrości ...
Spojrzała na niego z niedowierzaniem, czy to tylko jej omamy? może jej się tylko zdawało, że patrzył na nią takim ... szczególnym wzrokiem
Stanęła kilka kroków za nim ... czekała na rozwój sytuacji.



Mon-adhur - Cz gru 02, 2010 10:27 am
Mpn-adhur uśmiechnął się słysząc swoje imię. Więc była to prawda że znano go jako Łucznika żywiołów.
- Witaj kimkolwiek jesteś. - uniósł dłoń do czoła po czym dotknął nią piersi. Zawrócił kilka kroków i położył swoją dłoń na ramieniu Emitiel i z nią podszedł do A-kaei.
- To Emitiel, moja klacz. - puścił ramię ukochanej i wszedł w głąb jaskini nic więcej nie mówiąc.



Death - Pn gru 06, 2010 7:16 pm
Death była w drodze już od wielu dni. Nie bardzo się orientowała w jakiej krainie się znajduje, ale nie obchodziło ją to za bardzo. Jedzenia i picia miała pod dostatkiem i nic nie wskazywało, by miało go nagle zabraknąć.
  Nagle tuż przed nią wyrosło kilka postaci. Dziewczyna wchała się przez chwilę, po czym, najciszej jak umiała, podkradła się do nich. Może i było to ryzykowne, ale jakoś nie chciało się jej teraz robić rachunku prawdopodobieństwa. Za to miała już dość samotności.



A-kaea - Wt gru 07, 2010 4:03 pm
Kiedy Mon-adhur i Emitiel weszli do groty, do jej wyczulonych uszu doszedł szmer. Szybko zlustrowała okolicę i w pobliskich krzewach dostrzegła zarys ludzkiej postaci. "Wróg?" pomyślała. Podniosła do góry łuk i napięła cięciwę. Wycelowała grot w sylwetkę w oczekiwaniu na ruch postaci w każdej chwili gotowa do strzału.
- Yorino. - szepnęła - tam ktoś jest. -



Mon-adhur - Śr gru 08, 2010 2:06 pm
Ciąg dalszy wszyscy
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • romanbijak.xlx.pl
  • Copyright (c) 2009 | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.